środa, 28 września 2016

Rubin i Stal - 6. I - Intencje

Betowała: Kite Millie


Maleńkie okienko pod sufitem przepuszczało nikłą ilość księżycowej poświaty. Cała reszta ponurego pomieszczenia ginęła w gęstym mroku. Jednak ciemność jego celi już go nie przerażała. Mrok już nie był wrogiem... Wręcz przeciwnie, teraz był jego towarzyszem... przyjacielem.
Brzęk metalowej tacy przesuwanej po kamiennej posadzce był jedyną melodią, jaka umilała mu dzień. Zapach stęchlizny też już mu nie przeszkadzał. Do wszystkiego można było się przyzwyczaić poza jednym...
Niewiedzą.
Gdzieś tam za tym maleńkim oknem, dalej toczyło się życie. Bez jego udziału.
Czas wyznaczały wschody i zachody słońca, a on nauczył się go odmierzać własnym sposobem. Od blaszanego kubka, w którym podawano mu zimną wodę, oderwał kawałek blaszanej rączki. Za jej pomocą wydrapywał na ścianie kolejne kreski. Upływający czas... Kreska po kresce, dzień po dniu, jego światem były teraz trzy kamienne ściany i krata, za którą tkwił sam. Bez żadnej przyszłości... chyba, że wreszcie nadejdzie upragniony koniec.
Wiedział, że byli też inni. Słyszał ich krzyki i widział, jak strażnicy ich wprowadzali. Jednak nigdy nie widział, by kogoś stąd zabrano. Zostali tu uwięzieni.
Skazani bez wyroku tak, jak on...
Sam, poza stale towarzyszącą mu ciemnością.

⁂⁂⁂

Stara pochodnia, umieszczona wysoko na jednej ze ścian, nagle zapłonęła. Zmrużył oczy, dawno odzwyczajone od tak intensywnej jasności.
Ciężkie kroki.
Ktoś się zbliżał do jego celi i coś mu mówiło, że tym razem nie jest to ponury strażnik z kolejną porcją ohydnej brei, która uchodziła tu za jedzenie.
– Dobry wieczór, nie przeszkadzam?
Kpiący, pełen ironii i wyższości głos sprawił, że na jego twarzy wystąpił grymas. Czego on znowu od niego chce? Pora na kolejne tortury? A może wreszcie przyszedł to wszystko zakończyć?
Ta myśl, była dziwnie słodka i kusząca...
– Chyba jednak nie masz ochoty na pogawędki ze mną – zaśmiał się gardłowo mężczyzna i wyczarował sobie krzesło, które postawił przed kratami jego celi. Rozsiadł się wygodnie i wyjął długą fajkę, jaką zwykli palić bogaci czarodzieje.
– Zapalisz? Ach nie! Ty przecież nie palisz, wybacz, zapomniałem. – Głuchy śmiech wypełnił więzienny korytarz.
Wiedział, że nie powinien się odzywać, ale nie mógł się powstrzymać.
– Czego chcesz? – zapytał, zaciskając zęby.
– Porozmawiać sobie trochę z tobą, przekazać najnowsze plotki...
– Plotki? Taki ważniak, jak ty, traci czas na plotki z więźniem? Cóż za niespodzianka... – zakpił, czując, jak gardło zaczyna go dziwnie palić. Od dawna nie miał okazji prowadzić tak długiej rozmowy.
– Specjalnie dla ciebie mogę poświęcić chwilę – jego "gość" znów uśmiechnął się z wyższością.
– Obejdzie się. Odejdź i zostaw mnie w spokoju.
– Tę informację na pewno uznasz za ciekawą...
– Odwal się i idź stąd! – warknął.
– Słyszałeś kto w najbliższym czasie bierze ślub? – zapytał, nie zważając na jego wcześniejsze słowa.
– Jeśli nie ty ze śmiercią, to nic mnie to nie obchodzi – wychrypiał.
Kolejny wybuch kpiącego śmiechu.
– Może spróbujesz zgadnąć? To ktoś, kogo dobrze znasz... – Mężczyzna najwyraźniej próbował go sprowokować.
– Nic. Mnie. To. Nie. Obchodzi! Słyszałeś? Nic! Możesz wreszcie stad iść. – Chciałby móc wykrzyczeć mu to w twarz, ale po pierwsze nie miał ochoty na niego patrzeć, a po drugie był na to zbyt słaby.
– Hermiona Granger. Duma Gryffindoru i najzdolniejsza czarownica młodego pokolenia...
Powoli odwrócił się i spojrzał na niechcianego przybysza, jakby czekając, że ten powie, że żartuje. Jedna nic takiego się nie stało, a jego oprawca wciąż uśmiechał się z wyższością, najpewniej czekając na jego reakcje. Więc to mogła być... Nie! To była prawda!
– Co? To niemożliwe! – Chciał zerwać się na równe nogi, ale nie miał siły, by to zrobić. Ta wiadomość wstrząsnęła nim do głębi.
Mężczyzna wstał i schował fajkę. Za pomocą zaklęcia odesłał krzesło i poprawił swe wytworne szaty.
– Za trzy tygodnie zostanie żoną twojego największego wroga. – Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił, by odejść.
– Ty jesteś moim najgorszym wrogiem! – wypluł z nienawiścią.
Mężczyzna odwrócił się i przez stalowe kraty spojrzał w oczy swego więźnia.
– Mnie nie może poślubić, ale to w sumie niewielka różnica... – Podły uśmiech rozjaśnił blade usta.
– Kiedyś mi za to zapłacisz! Przysięgam!
Przybysz znów roześmiał się w głos i odszedł, zamiatając swoimi szatami.
– Merlinie... Co oni ci zrobili Hermiono...? – wyszeptał z goryczą.
Pochodnia zgasła, a w jego celi na powrót zapanował mrok.
– Moja Hermiono...

⁂⁂⁂

Mocno zaciskała oczy, starając się opanować kolejną falę mdłości i zawrotów głowy. Palcami wczepiała się w jego elegancką szatę, a on mocno trzymał ja w talii, tak, by nie pozwolić jej upaść. Wylądowali w jakimś ciemny i zimnym miejscu, ale Hermiona tego nie widziała, wciąż zaciskając powieki.
– Już ci lepiej? – zapytał wyraźnie rozbawiony, gdy dziewczyna wreszcie otworzyła oczy.
Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że stoją w zaułku jednej z niewielkich uliczek jakiegoś mugolskiego miasteczka. Draco złapał ją za rękę i wyprowadził na główną ulicę. Po jej przeciwnej stronie znajdował się mały pub, z którego właśnie wyszło kilku podchmielonych gości.
– Hej blondas! Fajną masz lalę! Można ją pożyczyć? – zawołał jeden z nich, wywołując salwę śmiechu u swoich kompanów.
Draco gniewnie zmarszczył brwi i puścił jej dłoń tylko po to, by sięgnąć do kieszeni szaty po swoją różdżkę.
– Daj spokój, nie zwracaj na nich uwagi – poprosiła cicho.
Blondyn wyglądał na lekko poirytowanego, ale wyjął rękę z kieszeni i władczym gestem objął ją ramieniem tak, by nie pozostawiać wątpliwości, że on nie lubi się dzielić.
– Nie obściskujcie się na ulicy! Lepiej wynajmijcie hotel! – zawołał jakiś inny pijany mugol.
Malfoy znów zacisnął ze złości szczęki, ale nic nie zrobił, tylko poprowadził Hermionę dalej w stronę budynku, który wyglądał, jak niewielki magazyn.

⁂⁂⁂

– Połóż tu rękę – Wskazał jej stare, odrapane drzwi.
– Po co? – zapytała, zdziwiona.
– Choć raz zrób to, o co się proszę bez zbędnych pytań. – Draco sięgnął po jej dłoń i sam umieścił ją na drzwiach.
Błysnęło jasne światło i zamek odskoczył z cichym kliknięciem. Drzwi się otworzyły, ale panujący w budynku mrok uniemożliwił Hermionie zorientowanie się, co znajduje się w środku. Położył dłoń na jej plecach i delikatnie popchnął ją tak, by weszła, po czym zamknął za nimi drzwi i nagle znaleźli się w zupełnej ciemności.
– Co to za miejsce? – zapytała, usiłując powstrzymać drżenie głosu.
– Zaraz zobaczysz... – Rozległ się szept, tuż przy jej uchu.
Ciarki wielkim stadem przebiegły jej po plecach, a w głowie wybuchła seria pytań. W co on z nią gra? Dlaczego nie zapali światła? Jakie ma intencje? Czy bawi go jej skrępowanie?
Znów poczuła jego rękę na swoich plecach i ostatkiem sił powstrzymała się przed ucieczką. Draco wreszcie za pomocą zaklęcia rozświetlił pomieszczenie.
Hermiona zaintrygowana rozejrzała się dookoła, dopiero po chwili orientując się, że właśnie są w... laboratorium. Dużym, doskonale wyposażonym laboratorium do warzenia eliksirów.
Na samym jego środku znajdowały się dwa długie stoły, na których stało chyba z tuzin kociołków. Pod ścianami ustawione były gabloty wypełnione słoikami i pudełkami z magicznymi składnikami, półki pełne maleńkich fiolek i menzurek, regały uginające się od ciężaru wielkich ksiąg. W jednym z rogów znajdował się kominek, w drugim kanapa, dwa fotele, niewielki stolik i gustowny globus na drewnianym stojaku. Z jednej strony profesjonalne laboratorium, z drugiej gustowny salonik.
– Czy to...? – chciała zapytać, podchodząc do jednego ze stołów.
– Miejsce, w którym będziesz pracowała razem z Caldarmianem.
Hermiona zajrzała do pustego, pachnącego nowością, cynowego kociołka. Musiała przyznać, że to laboratorium było intrygujące i już nie mogła się doczekać, aż będzie mogła coś tu stworzyć.
Draco podszedł do kanapy, zdjął górę swojej eleganckiej szaty i rzucił ją niedbale na jej oparcie.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, wskazując na to, co Hermiona wcześniej wzięła za globus, a co okazało się niewielkim barkiem z alkoholami.
Skinęła potakująco, po czym jeszcze raz rozejrzała się dookoła. Potrzebowała czegoś mocniejszego, by spróbować zrozumieć i ogarnąć to wszystko.
– Czerwone wino?
– Może być, dziękuję – odpowiedziała, nie patrząc w jego stronę.
Wyposażenie laboratorium było dla niej teraz o wiele ciekawsze. Właśnie podziwiała wspaniały komplet piekielnie ostrych noży i ostrzy do siekania składników, gdy znów poczuła jego obecność tuż za swoimi plecami.
Odwróciła się gwałtownie, o mały włos nie wytrącając mu z ręki lampki z winem.
– Spokojnie Granger. Aż tak się mnie boisz? – zakpił z ironicznym uśmieszkiem.
– Nie... oczywiście, że nie – odpowiedziała, czerwieniąc się ze wstydu.
Dlaczego reagowała na niego w taki dziwny sposób? Jego obecność kiedyś bardzo ją irytowała i psuła jej humor, teraz natomiastsama musiała to przyznać – było jakoś inaczej... Gdy on znajdował się za blisko, ona czuła się tym zdeprymowana i zawstydzona. Zwykle też robiła się dziwnie rozkojarzona. Przecież wciąż była pewna, że naprawdę go nie znosi... A może jednak?
– Twoje wino – Draco wciąż uśmiechając się złośliwie, podał jej lampkę, niby mimochodem muskając jej palce, gdy ją od niego odbierała.
Hermiona znów poczuła ten dziwny dreszcz. Przygryzła wargę i odwróciła się z powrotem w stronę blatu. Wiedziała, że to objaw tchórzostwa, ale sto razy bardziej wolała stać do niego plecami, niż widzieć, jak on wlepia w nią te swoje przenikliwe, stalowe spojrzenie.
Napiła się wina i zaczęła podziwiać kamienny moździerz, służący do miażdżenia na proch najtwardszych składników. Świadomość, że on wciąż stoi tuż za nią, bardzo ją rozpraszała.
– Dlaczego jesteś taka spięta? – Chłodne palce przesunęły się po jej ramieniu, a ona mimowolnie wzdrygnęła się od ich dotyku.
Nie musiała go widzieć, by wiedzieć, że uśmiecha się z satysfakcją. Przecież wprost uwielbiał wyprowadzać ją z równowagi.
Odetchnęła głęboko i stwierdziła, że jedyną drogą do pokonania własnej słabości, będzie stawienie mu czoła. Odwróciła się w jego stronę i dzielnie spojrzała mu w oczy.
– Nie mam różdżki. Nie wiem, gdzie jestem. Nie mam pojęcia, co się dzieje z moją rodziną czy przyjaciółmi. Stoję pośrodku starego magazynu, otoczona niebezpiecznymi przedmiotami w towarzystwie mojego odwiecznego wroga...
– Raczej przyszłego męża – Draco przerwał jej i z pewnym siebie uśmiechem wzniósł toast swoją szklaneczką whisky.
– Och daj spokój! – zdenerwowała się i odstawiła lampkę z winem, by powstrzymać ochotę chluśnięcia mu nim prosto w twarz. – Dobrze wiesz, w jakiej jestem sytuacji! Uważasz, że powinnam poczuć się swobodnie? Rozluźnić się? Dobrze bawić?
– A jakie masz inne wyjście, Granger? Możesz płakać, krzyczeć i rzucić czymś we mnie, ale to niczego nie zmieni. Stoisz tu, bo tak chciał los. Musisz się trochę wysilić i przystosować do sytuacji...
– Mam się wysilić? Przystosować? Przecież tu nie chodzi o pogodę czy zmianę garderoby! To jest moje życie! Jak możesz myśleć, że będzie mi łatwo się do tego przystosować? – Hermiona dźgnęła go palcem w tors, wpatrując się z niego ze złością.
Draco westchnął z rezygnacją i odstawił swoją szklaneczkę z whisky na blat. Potem nagle i niespodziewanie złapał jej dłoń i przyciągnął ją do siebie tak blisko, że Hermiona na chwilę straciła oddech. Ręką sięgnął do jej włosów i pociągnął je tak, że odchyliła głowę do tyłu i popatrzyła mu prosto w oczy.
– Myślisz, że moje życie mi się podoba, Granger? Myślisz, że jestem szczęśliwy, że muszę to wszystko robić? Uważasz, że szantażowanie, oszukiwanie i krzywdzenie innych ludzi sprawia mi przyjemność?
– Ja nie... – Hermiona zadrżała w jego ramionach, ale nie ze strachu. Jego bliskość, ten głos i to pełne determinacji spojrzenie sprawiło, że czuła się, jak gdyby nagle odkryła jakąś niesamowitą tajemnicę.
Draco pochylił się nad nią tak blisko, że jego oddech owionął jej usta,
– Potrzebuję cię Granger. Jesteś tu, bo cię potrzebuję...
Hermiona nie mogła zrozumieć, co się z nią dzieje. Wszystko, co teraz odczuwała, było czymś dziwnym, nierealnym.
– To twój ojciec... – zaczęła mówić, ale Malfoy jej przerwał.
– Nie on, tylko ja. To moja decyzja. Rozumiesz? – Puścił ją i zrobił krok w tył.
Hermiona czuła się, jak po przebiegnięciu małego maratonu. Miała przyśpieszony oddech, a jej serce biło szybkim, niespokojnym rytmem.
Draco gwałtownym ruchem porwał swojego drinka i skończył go jednych haustem. Zaraz potem skierował się na drugi koniec pomieszczenia, by znów skorzystać z dobrodziejstw barku.
– Nie rozumiem. Niczego z tego nie rozumiem... – przyznała cicho Hermiona.
Draco jednak usłyszał. Spokojnie uzupełnił swoją szklaneczkę i odwrócił się w jej stronę.
– Martwisz się o rodziców i przyjaciół, prawda? – zapytał znienacka.
– Oczywiście! Ja...
– Taa, domyślam się. Interes za interes, Granger.
– Przecież zgodziłam się udawać twoją narzeczoną, a nawet wyjść za ciebie, by zagwarantować im bezpieczeństwo!
– I tak będzie. Jednak ja zagwarantuje ci coś więcej. Wolność. Ugotuj dla mnie te eliksiry Granger, a obiecuję, że tobie, twoim rodzicom i temu stadu rudzielców, których nazywasz przyjaciółmi, nie stanie się żadna krzywda...
Hermionę na chwilę zamurowało. Co prawda Draco już w czasie jazdy na spotkanie z Caldarmianem wspominał coś o wolności, jednak nie wiedziała wtedy, o co dokładnie mu chodzi.
– Co twój ojciec na to? – Musiała wiedzieć. Wyraźnie czuła, że to Lucjusz tak naprawdę jest dla niej prawdziwym zagrożeniem.
– To nasz układ, Granger. Nasza umowa... – Draco odłożył drinka i znów zaczął się do niej zbliżać.
Hermiona, by ukryć zmieszanie, ponownie napiła się wina. Nie chciała, by blondyn podchodził tak blisko, jednak on po chwili znów stał na przeciwko niej.
– Twój ojciec się nie zgodzi... – mruknęła.
– O niczym się nie dowie. Będą wiedziały tylko trzy osoby. Ja, ty i Theo.
– Theo? – zdziwiła się, że Draco akurat o nim wspomniał.
– Nott zostanie naszym gwarantem.
– Ggwagwa – ran – tem? – wyjąkała.
– Przysięga wieczysta – wyjaśnił. – Ty przysięgniesz mi, że nie zepsujesz specjalnie tych eliksirów i dasz z siebie wszystko, by ugotować je poprawnie, a ja przysięgnę ci, że po uporządkowaniu moich prywatnych spraw zwrócę ci wolność i pozwolę odejść tobie i innym, gwarantując wam bezpieczeństwo. Nigdy więcej nie zobaczysz nikogo z mojej rodziny na oczy.
– Chcesz przysięgać na własne życie? – Upewniła się.
– Nie chcę, Grnager, ale nie mam innej możliwości, by cię przekonać, że nie kłamię. Potrzebuję tych eliksirów i to szybko, a jedyne co mogę ci dać w zamian, to gwarancja bezpieczeństwa, no i mogę jeszcze dorzucić sporą sumkę z rodzinnego skarbca Malfoyów, którą otrzymasz po rozwodzie – Draco wyglądał na szczerze ubawionego tą perspektywą.
– Nie chcę twoich pieniędzy... i nie chcę przysięgi. Ugotuję te eliksiry i zrobię to najlepiej, jak potrafię. Chcę tylko, by moja rodzina i przyjaciele byli bezpieczni. To wszystko...
– To takie gryfońskie, że nie martwisz się o siebie, ale możesz być pewna, że ciebie ta umowa również obejmuje. Szybko zapomnisz o tym małym epizodzie z więzieniem i małżeństwem i będziesz sobie spokojnie żyć z dala od przeszłości... – Draco znów się uśmiechnął, ale tym razem zrobił to delikatnie, jak gdyby to, o czym mówił, było czymś miłym.
– Co masz na myśli mówiąc, że zapomnę? Chyba nie chcesz napoić mnie eliksirami, które sama ugotuję? – zdenerwowała się.
Draco uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.
– Oczywiście, że nie. Nie są dla ciebie, Granger. Chodziło mi bardziej o to, że pewnie sama będziesz chciała szybko o tym wszystkim zapomnieć.
– Dla kogo są te eliksiry? – zapytała, czując, że może więcej nie mieć takiej okazji.
– Zobaczysz w swoim czasie. Skoro nie chcesz przysięgi, to pozostaje nam umowa honorowa. Wiąże dwóch czarodziei...
– Wiem, co to jest. Jeśli ją złamię, uaktywni się jakieś zaklęcie, które mnie ukaże...
– Nie martw się. Nie zrobię ci takiego numeru, jak ty tej biednej krukonce, która była z wami w Gwardii Starego Dropsa.
– Ja ci tego nie obiecam... – Hermiona uśmiechnęła się nieco złośliwie.
– I nie musisz – Draco wyciągnął do niej dłoń.
Nie miała specjalnie ochoty, by go dotykać, ale wiedziała, że musi to zrobić, aby przypieczętować umowę. Ich dłonie się spotkały i obydwoje mogli poczuć, jak pomiędzy nimi przepływa magia. Wstrzymała oddech, czekając na zakończenie tej nieco patetycznej sceny... Jednak Malfoy miał inne plany.
Ścisnął mocniej jej dłoń i przyciągnął ją bliżej siebie, tak gwałtownie, że o mały włos Hermiona zawadziłaby głową w jego szczękę. Draco pochylił się nad nią tak blisko, że mogła dosłownie przejrzeć się w jego oczach.
– No to pora przypieczętować umowę... – wyszeptał, a ona poczuła, że chyba zaraz się przewróci, nie wiedziała jednak, czy to z emocji, czy z powodu zbyt długiego wstrzymywania oddechu.
Nagle coś huknęło w drugim końcu pomieszczenia.
Draco z wyraźną niechęcią puścił Hermionę i zrobił krok w tył. Dziewczyna odzyskała oddech, a rumieńce zawstydzenia wypłynęły na jej policzki. Odwróciła się, by zobaczyć, kto przerwał ten przedziwny moment, w którym nieomal była pewna, że Draco Malfoy zaraz ją pocałuje...
– Co tu robisz, Nott? – zapytał nieuprzejmie Smok, zakładając ręce na piersi i patrząc karcąco na swojego przyjaciela.
– Kazałeś mi się tu pojawić około dwudziestej drugiej... – Theodore wyglądał na zdezorientowanego chłodnym powitaniem.
– Jednak nie jesteś nam potrzebny. Zresztą mogłeś poczekać na wyraźne wezwanie.
Nott przeniósł swój wzrok na Hermionę. Jej rumieńce i niezbyt pewna mina pozwoliły mu zrozumieć, dlaczego Draco jest zły...
– Wybacz stary, nie wiedziałem, że masz inne plany poza przysięgą – burknął, wyraźnie poirytowany Theo.
– Bo jeszcze nie wiesz o najważniejszym. Pobieramy się za trzy tygodnie – Draco podszedł do Hermiony i objął ją ramieniem, niczym dobrą znajomą do zrobienia fotografii.
Theodore znów spojrzał na nią. Opuściła wzrok i skupiła się na złotej wadze do odmierzania proporcji składników, czując się zażenowana całą tą sytuacją. Jakieś dziwne napięcie wyraźnie wisiało w powietrzu.
– Mam wam pogratulować? – zapytał cicho Theodore bez krzty rozbawienia.
– Tylko jeśli cieszysz się naszym szczęściem... – Draco wyraźnie chciał go do czegoś sprowokować.
– Możemy już wracać? Jestem trochę zmęczona, to był długi dzień... – wtrąciła Hermiona, która dopiero teraz poczuła, jak te wszystkie sytuacje na nią wpłynęły. Minęło ledwie kilkanaście godziny, a jej się wydawało, że to wszystko rozgrywało się na przestrzeni kilku tygodni.
– Masz rację, pora wracać do domu – Draco uśmiechnął się bezczelnie i wreszcie ją puścił, by pójść po górę swojej szaty.
Była naprawdę szczęśliwa, że ten dzień powoli dobiegał końca. Nie musiała jednak potrafić zaglądać w przyszłość, by wiedzieć, że kolejne dni będą dla niej jeszcze trudniejsze.

⁂⁂⁂

Poranek następnego dnia umiliła jej jak zwykle zgryźliwa Zelda, która przyniosła jej śniadanie i niewielki liścik.
– Witaj Najdroższa Narzeczono – głosił nagłówek i Hermiona nieomal mogła sobie wyobrazić, jak Malfoy perfidnie się uśmiechał, gdy go pisał.
W kilku słowach Draco informował ją, że nie będzie go cały dzień, a jej zadaniem na dziś będzie dotrzymanie towarzystwa jego matce. Miała się przenieść do rezydencji Malfoyów zaraz po śniadaniu. Zapowiadał również, że z przyjemnością zje z nią dziś wieczorem kolację, na którą pójdą razem z McAvenami.
Hermiona z jękiem rezygnacji zgniotła karteluszek i w myślach wyraziła ciche życzenie – by ten dzień był nieco lepszy od wczorajszego.
Wykąpała się i ubrała, po czym zeszła na dół, by zgodnie z życzeniem Dracona przenieść się ponownie do salonu jego matki. Ku jej niezadowoleniu w korytarzu prowadzącym do gabinetu wyminęła się z Dafne.
– Moje gratulacje, Granger – Greengrass roześmiała się piskliwie i pomachała jej przed oczami nowym wydaniem „Proroka Codziennego”.
Wielki tytuł głosił: „Draco Malfoy usidlony!”. Hermiona nie musiała nawet czytać artykułu, by wiedzieć, co się w nim znajduje. Dokładnie to, co Lucjusz Malfoy kazał tam umieścić. Prorok podobnie jak za czasów rządów Knota drukował tylko to, co nowa władza mu kazała.
– Usidliłaś najbogatszego i najprzystojniejszego czarodzieja czystej krwi! No, no, nieźle, jak na szlamę...
– Zawsze lepiej być szlamą, niż dziwką, Greengrass. – Nagle za plecami Dafne pojawił się Theodore.
– Jak śmiesz Nott?! – oburzyła się arystokratka.
– Nie mamy czasu na pogaduchy z tobą, zresztą nie sądzę, byś miała coś ciekawego do powiedzenia. Chodź Hermiono, mam dopilnować, byś bezpiecznie dotarła do MalfoyManor.
Theo nie zważając na wściekłą minę Dafnę, wyminął ją i wszedł do gabinetu, a Hermiona, ledwo opanowując uśmiech satysfakcji, ruszyła w jego ślady.

⁂⁂⁂

Ku zdziwieniu Hermiony Nott nie odprowadził jej do salonu Narcyzy, tylko podał pojemnik z proszkiem Fiuu i życzył szerokiej drogi. Dziwny uśmieszek, jaki zagościł na jego ustach, nim ona zniknęła w zielonych płomieniach, nie podpowiedział jej, co tak naprawdę ją tam czeka...
Przekonała się dopiero po wyjściu z kominka. Pierwszym co spostrzegła, był szeroki uśmiech Narcyzy Malfoy. Mama Dracona wyglądała dziś naprawdę o wiele lepiej, niż jeszcze dzień wcześniej. Choć jej ciało nadal prezentowało się dość mizernie, a twarz nosiła ślady zmęczenia, to z jej oczu bił dziwny blask, a cała postawa epatowała prawdziwą radością.
– Dobrze, że już jesteś! Mamy tyle do zrobienia! – przywitała Hermionę.
Dopiero teraz, Miona rozejrzała się po salonie i ze sporym zdziwieniem odkryła, że znajduje się w nim z tuzin osób. Czarodzieje w eleganckich sztach, nieco abstrakcyjnie ubrane czarownice, dwa gobliny, a nawet Rosa i Josef.
– Zebrałam tu wszystkich, by ustalić szczegóły dotyczące ślubu! – zawołała z entuzjazmem Narcyza...
– Ale co... – chciała zapytać Hermiona,, ale nim zdążyła dokończyć zdanie, została zaprowadzona w stronę aksamitnego podnóżka, na który kazano jej wejść.
I od razu się zaczęło... Madame Malkin pobierała miarę na jej suknię, a Madame SaVien doradzała jej w kwestii dodatków. Gobliny zostały tu ściągnięte tylko po to, by omówić z nią kwestię obrączek, a Madame LaHair rozwodziła się nad fatalnym stanem jej włosów i tym, co będzie musiała z nimi zrobić, by w dniu wesela prezentowały się pięknie. Rosa została zobligowana do przygotowania wykwintnego menu na przyjęcie, a Josef miał dostarczyć kwiatów do dekoracji, którą zajmował się ekscentryczny organizator wesela Monsieur Le Parure. W czasie wybierania wersji zastawy stołowej Hermiona w duchu musiała uczciwie przyznać, że nie może uznać tego dnia za specjalnie udanego... Jedynym pozytywnym aspektem wszystkiego było to, z jakim entuzjazmem i zaangażowaniem Narcyza Malfoy organizowała udawany ślub swojego jedynaka.

⁂⁂⁂

Kolację z McAvenami jedli w jednej z eleganckich restauracji w Bristolu. Odgrywanie roli zakochanej narzeczonej tym razem było dla niej o wiele mniejszym wzywaniem. I tak było to lepsze, niż spędzenie całego dnia w otoczeniu tiulu i koronek, gustownej biżuterii i porcelanowej zastawy wartej więcej niż cały dobytek niejednej rodziny. Musiała tylko siedzieć i udawać, że śmieszą ją zbereźne kawały Birka. Anastasia zadawała mnóstwo pytań dotyczących organizacji ślubu, a Hermiona starała się zaspokoić jej ciekawość dyskusją o wyższości serwetek z adamaszku nad tymi z bawełny. Draco siedzący tuż obok niej, wydawał się zadowolony i wyluzowany, dlatego kolacja nieco poprawiła jej pogląd na dzisiejszy dzień. Jednak wszystko prysnęło jak bańka mydlana, gdy tylko wrócili do domu...

⁂⁂⁂

Hermiona zaraz po wejściu do holu skierowała się w stronę schodów, ale Malfoy ją zatrzymał.
– Chodź na chwilę do gabinetu, musimy załatwić jeszcze jedną sprawę.
Blondyn ruszył przodem, a Hermiona chcąc nie chcąc poszła za nim, mając nadzieję, że ta rozmowa będzie mniej krępująca niż to, co wydarzyło się wczoraj w laboratorium.
– O co chodzi? – zapytała, gdy weszli do gabinetu.
– O ślub. Musimy podpisać kilka dokumentów potrzebnych w ministerstwie.
– Jak to ma dokładnie wyglądać?
Branie ślubu zawsze kojarzyło jej się ze szczęśliwym wydarzeniem. Teraz miała ochotę rozpłakać się na samą myśl...
– Ogólnie trzeba poprosić o zgodę na zawarcie małżeństwa. Oboje musielibyśmy się stawić w ministerstwie i w obecności urzędnika wypełnić dokumenty. Na szczęście znam tego urzędnika, więc możemy zrobić to w domu, a ja jutro oddam mu te papiery – Draco uśmiechnął się lekko pod nosem i zajął miejsce za biurkiem, wskazując jej krzesło naprzeciwko.
Hermiona usiadła i skrzyżowała ręce na piersi, w myślach cicho prosząc, by to wszystko trwało możliwe jak najkrócej.
– Imiona... – mruczał Draco, skrobiąc piórem po pergaminie. – Draco Lucjusz Malfoy, Hermiona Jean Granger.
Trochę zdziwiło ją, że Malfoy zna jej drugie imię, ale później przypomniała sobie, że najpewniej ma wgląd w jej dokumenty z ministerstwa.
– Imiona rodziców... – Draco wypełniał kolejne rubryki, nie pytając jej o nic i Hermiona zastanawiała się, po co w ogóle się tu znalazła, skoro najwyraźniej nie potrzebował jej pomocy.
– Staż związku... Wpiszemy pół roku – zdecydował i od razu to zapisał. – Dalej jest pytanie o zmianę nazwiska. Wiesz, że musisz przyjąć nazwisko Malfoy? – zapytał, uśmiechając się złośliwie.
– A ty wiesz, że muszę zrobić wszystko, czego zażądacie? – odpowiedziała zgryźliwie.
Draco roześmiał się krótko, jak gdyby właśnie opowiedziała mu świetny żart, po czym wrócił do wypełniania pergaminu.
– Nazwiska świadków... Nott, Greengrass.
– Serio ta intrygantka ma być moją druhną? – wypaliła, zanim zdążyła się powstrzymać.
– Intrygantka? – Draco wyglądał na szczerze zainteresowanego jej stwierdzeniem.
– Nieważne – burknęła Miona, odwracając wzrok.
– Powód zawarcia związku małżeńskiego – przeczytał Draco.
Hermiona ledwo powstrzymała uśmiech satysfakcji. Ciekawe co za ściemę teraz wymyśli, by uwierzytelnić swoją bajeczkę.
– Wpiszemy... ciąża – Draco uśmiechnął się złośliwie, wpisując coś w formularzu.
– Co?! – Hermiona zerwała się na równe nogi, chcąc wyrwać mu pergamin z ręki.
– Uspokój się Granger, tak naprawdę wpisałem: "nieograniczoną chęć konsumowania związku" – zażartował, chcąc podsycić jej wściekłość.
Hermiona szybko obeszła biurko, chcą wiedzieć, czy blondyn naprawdę wpisał te bzdury. Draco łaskawie przesunął pergamin w jej stronę tak, by mogła zobaczyć, że w rubryce "Powód zawarcia związku małżeńskiego", Draco wpisał... "miłość".
– Toś się wysilił – burknęła, czerwieniąc się lekko i wracając na swoje miejsce.
– W żadną inną wersję nam nie uwierzą, Granger.
– To może napiszemy prawdziwą? Szantaż, oszustwo, wymuszenie... – gderała.
– Moja brzmi romantyczniej – Draco uśmiechnął się pod nosem i podpisał formularz, po czym przesunął go w jej stronę i przekazał jej pióro.
– Dlaczego mam wrażenie, że podpisuję cyrograf? – szepnęła sama do siebie, jednak Draco miał naprawdę dobry słuch.
– Cyrograf? Czyli umowę z diabłem? – zapytał wyraźnie rozbawiony.
– A widzisz jakąś różnicę? – Hermiona z kwaśną miną przesunęła podpisany formularz w jego stronę, po czym wstała.
– Sama ją w końcu zobaczysz, Granger – kokietował Draco.
– Wątpię. Czy teraz mogę iść już do siebie?
– Jasne. Słodkich snów, skarbie.
Hermiona prychnęła pod nosem i ruszyła do wyjścia. Wiedziała, że blondyn cały czas uśmiecha się złośliwie pod nosem. Nie wiedziała tylko, czemu tak bardzo bawiło go wyprowadzanie jej z równowagi i zawstydzanie jej taki zwrotami, jak ten przed chwilą.

⁂⁂⁂

Następna wizyta u Narcyzy nie była taka zła. Co prawda mama Dracona zmusiła ją do wypisywania całej góry zaproszeń, które powinny zostać natychmiast rozesłane do gości, ale przynajmniej nie musiała mierzyć kolejnej sukni czy oceniać wyższości jednej koronki nad drugą. Cieszyła się jednak, gdy pozwolono jej wreszcie wrócić do domu. Z tego co wiedziała, Draco miał dziś jakieś ważne zebranie, a ona miała czas dla siebie... Który miała zamiar wykorzystać na wylegiwanie się w łóżku.
Jednak, gdy tylko przekroczyła próg swojej sypialni, stanęła jak wryta, zastanawiając się, czy przypadkiem nie pomyliła pokoi. Wszędzie dookoła stały różnego rodzaju pudła i pudełka, wielkie kartony i malutkie paczuszki, przewiązane wstążkami. Hermiona zajrzała do pierwszego z brzegu kartonu i dostrzegła w nim wspaniałą, ręcznie malowaną, porcelanową wazę. Lekko oszołomiona, odwróciła się i zajrzała do srebrnej szkatułki, w której znalazła piękną, amestytową broszkę. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego te pudła stoją akurat w jej pokoju? Domyśliła się, że pewnie ktoś wstawił je tam przez pomyłkę. Postanowiła to od razu wyjaśnić.

⁂⁂⁂

Zeszła na dół akurat w momencie, gdy Draco wszedł do domu. Po jego stroju zorientowała się, że właśnie wrócił z konnej przejażdżki.
– Kochanie, jak miło, że witasz mnie w progu. Wybacz, że cię nie przytulę, ale pachnę stajnią – przywitał ją z szerokim uśmiechem.
– Jakoś to przeżyję – odpowiedziała, również uśmiechając się złośliwie. – Właściwie to mam do ciebie sprawę. Ktoś wstawił do mojej sypialni pełno jakiś dziwnych pudeł z cennymi rzeczami...
– Służba to zrobiła – uściślił Draco.
– No to chyba się pomylili...
– Nie. Te pudła to prezenty.
– Prezenty? Dla kogo?
Draco wywrócił oczami i westchnął ciężko.
– Dla ciebie, Granger. To tradycyjne prezenty, jakie mąż daje żonie z okazji ślubu...
– Co? Ty chyba żartujesz?! – krzyknęła.
– Nie żartuję i nie krzycz. Zaraz mam zebranie, na którym usłyszę dość krzyków i kłótni – Draco wyminął ją i zaczął wchodzić po schodach.
– Ale ja nie chcę żadnych prezentów! – zdenerwowała się.
– Bardziej stosowne byłoby podziękować, jednak wybaczę ci ten brak taktu, bo wiem, że dopiero uczysz się etykiety – Draco nawet nie spojrzał w jej stronę, nadal wchodząc na górę.
– Czekaj! Co ja mam zrobić z tymi pudłami...?
– Poproś kogoś ze służby, by gdzieś je przeniósł, skoro ci przeszkadzają. Teraz nie mam czasu, ale jeśli chcesz, porozmawiamy o tej sprawie przy kolacji.
Hermiona skrzywiła się pod nosem, ale nie bardzo miała inne wyjście. Postanowiła poprosić kogoś o pozbycie się z jej pokoju tego majdanu.

⁂⁂⁂

Złorzecząc na wszystko – od głupich, czarodziejskich, ślubnych tradycji, po głupiego, czarującego... pft! Tylko głupiego, Malfoya, który nagle zapragnął ich solennie przestrzegać, Hermiona udała się do kuchni w celu zlokalizowania Josefa i poproszenia go o pomoc. Wiedziała, że Zelda nie kwnie nawet palcem, gdy ona ją o coś poprosi, a Albert pewnie miał mnóstwo roboty z witaniem gości Dracona, którzy przybili do dworku na zebranie.
Weszła do kuchni, w której niestety nie było ani Rosy, ani Josefa. Była za to jakaś nowa, rudowłosa pokojówka, która siedziała tyłem do wejścia i obierała ziemniaki.
– Przepraszam, nie wiesz może, gdzie jest Josef? – zapytała uprzejmie Hermiona.
Dziewczyna odwróciła się do niej, a właśnie obierany ziemniak wypadł jej z ręki. Hermiona oniemiała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi...
– Ginny! – krzyknęła i szybko podbiegła uściskać przyjaciółkę.
– Hermiona! Na litość Godryka, co ty tu robisz? Myślałam, że mieszkasz w dworze starego Malfoya. – Ginny odsunęła się od niej, wyraźnie szczęśliwa, że znów są razem.
– Długo by opowiadać... – Hermiona poczuła się nagle bardzo źle ze świadomością, że będzie musiała wyjaśnić przyjaciółce, jaka rola naprawdę ją czeka. – Lepiej powiedź, co ty tutaj robisz? – zagadnęła.
– Zabini przyjechał dziś rano do Hogwartu i oznajmił mi, że z polecenia Dracona mam zostać osobistą służącą jego żony. Wyobrażasz sobie? Mam usługiwać jakiejś idiotce? Za nic w świecie! Jeszcze mnie kretynka jedna popamięta...
Ginny wciąż uśmiechała się szeroko, a Hermiona poczuła się, jakby ktoś ją poczęstował zaklęciem zamrażającym. Dlaczego Draco to zrobił? Dlaczego znów chciał ją upokorzyć?
– Dzień dobry panienko, mogę w czymś pomóc? – Do kuchni wszedł Albert.
– Ja... – Hermiona nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, po co tak właściwie tu przyszła.
– Widzę, że poznała już panienka Ginevrę. Ma ona zostać pani osobistą pokojówką.
Hermiona miała ochotę się rozpłakać. Szok w oczach Ginny był dla niej tak straszny, że nie wytrzymała dłużej i po prostu uciekła z kuchni.

⁂⁂⁂

Wbiegła szybko na górę, przysięgając sobie, że tym razem nie będzie siedzieć cicho. Zdeterminowana do granic, podbiegła do drzwi sypialni Malfoya i załomotała w nie z całej siły. Miała ochotę dosłownie rozszarpać go na strzępy. Jak mógł zrobić jej coś takiego?
Nikt nie otwierał i zaczęła się zastanawiać, czy Draco nie jest już na zebraniu. Jednak złość, jaka w niej buzowała, domagała się natychmiastowego ujścia, dlatego jeszcze raz z pełną mocną załomotała w drzwi... i o mały włos jej pięść nie spotkała się z poirytowaną twarzą, ociekającego wodą blondyna.
W pierwszej chwili Hermionie zaparło dech w piersiach. Draco chyba dopiero co opuścił prysznic, bo... był prawie nagi, nie licząc niewielkiego, białego ręcznika, który miał przewieszony na biodrach. Drugi ręcznik miał przełożony przez kark i właśnie wycierał nim mokre blond kosmyki.
– Czego chcesz, furiatko? – zażartował.
Hermiona, słysząc jego kpiący ton, poczuła, jak fala złości powraca.
– Jak mogłeś! – krzyknęła.
– Wejdź. Nie będziemy się kłócić na korytarzu – Draco szerzej otworzył drzwi swojej sypialni i odsunął się tak, by mogła wejść do środka.
Nawet się nie zawahała. Bardzo potrzebowała dać wyraz swojej wściekłości, a jedynym, dobrym sposobem na to, było wykrzyczenie mu prosto w twarz, jakim jest draniem.
Draco odrzucił ręcznik, którym wycierał włosy i założył ręce na piersi, obserwując ją z lekko kpiącym uśmieszkiem.
– Ginny! – syknęła Hermiona, mierząc go nienawistnym spojrzeniem i ze wszystkich sił starając się nie zauważać, jak dobrze jest zbudowany.
– Ginny, co? Uciekła? Umarła? – kpił sobie.
– Dobrze wiesz co! Jak mogłeś ją tu sprowadzić? – krzyknęła.
– Już drugi raz dzisiaj na mnie krzyczysz. To niezbyt rozważne... – ostrzegł ją poważnym tonem.
– W nosie to mam! Obiecałeś ją chronić! Nie możesz jej w to wszystko wciągać! – Hermiona zaciskała pięści ze złości, ledwo się hamując przez rzuceniem się na niego z pazurami.
– Uspokój się – zabrzmiało to, jak żądanie.
– I twoim zdaniem mam jej ot tak wydawać rozkazy? Mam kazać nazywać się panią Malfoy? Chcesz mnie upokorzyć w oczach wszystkich?
– Małżeństwo ze mną cię upokarza? – zapytał na pozór obojętnie.
– Dobrze wiesz, o co chodzi, myślałam, że oni się nie dowiedzą... – Hermiona powstrzymała chęć rozpłakania się z bezsilności.
– Posłuchaj Granger, chodzi o to, że...
– Nie mam zamiaru cię słuchać! Masz ją natychmiast stąd odesłać i nigdy więcej... – niestety nie było jej dane dokończyć, bo Draco warknął cicho pod nosem i doskoczył do niej, łapiąc ją za ramiona i przyciągając do siebie.
– Dlaczego ty nigdy nie słuchasz, co? – zapytał cicho, patrząc jej w oczy.
Hermiona straciła oddech po tym niespodziewanym ataku. Chciała coś mu odpowiedzieć, ale nagłe zalezienie się tak blisko niego spowodowało u niej mały atak paniki.
– To był prezent. Ginny to też prezent. Chciałem byś miała w tym domu choć jedną życzliwą ci osobę...
– Ale...
– Oczywiście, ty jak zwykle masz swoje "ale", jednak nic mnie to nie obchodzi. To moja decyzja, mój dom i ty też jesteś moja, zrozumiesz to wreszcie? – wyszeptał, a Hermiona poczuła, że ma dziwnie miękkie nogi. Dobrze, że Draco ją trzymał, bo miała wrażenie, że zaraz się przewróci.
Blondyn wciąż patrząc jej w oczy, pochylił się nad nią i ona już wiedziała, co zaraz się stanie...
Wtedy jednak ktoś delikatnie zapukał do drzwi, po czym klamka się poruszyła, a do środka wszedł Theodore.
– Draco, wszyscy czekają... – zaczął mówić, ale gdy dostrzegł, co się dzieje, dosłownie go zamurowało.
Hermiona zdziwiła się, że blondyn tym razem jej nie puścił tak, jak zrobił to w labolatorium. Wręcz przeciwnie, wciąż trzymał ją mocno w swoich ramionach, patrzył jej w oczy, a ich usta dzieliło ledwie kilka centymetrów.
– Wyjdź Nott – padł krótki rozkaz.
Theo otrząsnął się z pierwszego szoku i, zaciskając szczęki ze złości, warknął:
– Ale zebranie...
– Wynoś się, ale już! – Draco na chwile uniósł głowę i poczęstował swojego asystenta takim spojrzeniem, że Nott natychmiast wyszedł z pokoju.
– Ja... ja już pójdę... – Hermiona była przekonana, że to ostatnia możliwość ucieczki.
– Nie. Myślę, że jednak powinniśmy... – Malfoy uśmiechnął się lekko i znów się nad nią pochylił.
– Ale co? – jęknęła.

– Potrenować – mruknął zmysłowo, po czym jego usta spotkały się z lekko drżącymi z emocji ustami Hermiony.

9 komentarzy:

  1. A tak na temat , to wspaniale czytać to opowiadanie od nowa, choć już się wie jak się skończy. Jest to zresztą moje ulubione opowiadanie razem z GJS. Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na next Rubinu, Syndromów, Snów i Pogryź mnie :)
    Zawsze wierna, PF.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaaaaaa ^^ najlepszy rozdział jaki KIEDYKOLWIEK czytałem. Poważnie no lepiej nie dało się tego wszystkiego napisać ^^ kocham <3 ale przysięgam jak będę musiał czekać znowu tak długo na kolejny rozdział to zrobię komus krzywdę! Uwielbiam <3 RR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest już zabetowany i czeka na swoją kolej :) Obiecuję, że będzie w przyszłym tygodniu :)

      Usuń
    2. No bo ja tu parę razy dziennie sprawdzam XD Czekam <3

      Usuń
  4. Piękna historia, którą długo będę piętać♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy rozdział z tego opowiadania! Kocham!! Nie moge się doczekać kolejnego, naprawdę!
    Weny,
    MJ

    OdpowiedzUsuń