Betowała: Kite Millie
Maleńkie okienko pod sufitem przepuszczało nikłą ilość
księżycowej poświaty. Cała reszta ponurego pomieszczenia ginęła
w gęstym mroku. Jednak ciemność jego celi już go nie
przerażała. Mrok już nie był wrogiem... Wręcz
przeciwnie, teraz był jego towarzyszem... przyjacielem.
Brzęk metalowej tacy przesuwanej po kamiennej posadzce był jedyną
melodią, jaka umilała mu dzień. Zapach stęchlizny też już mu
nie przeszkadzał. Do wszystkiego można było się przyzwyczaić
poza jednym...
Niewiedzą.
Gdzieś tam za tym maleńkim oknem, dalej toczyło się życie. Bez
jego udziału.
Czas wyznaczały wschody i zachody słońca, a on nauczył
się go odmierzać własnym sposobem. Od blaszanego kubka, w którym
podawano mu zimną wodę, oderwał kawałek blaszanej rączki. Za jej
pomocą wydrapywał na ścianie kolejne kreski. Upływający czas...
Kreska po kresce, dzień po dniu, jego światem były teraz
trzy kamienne ściany i krata, za którą tkwił sam. Bez żadnej
przyszłości... chyba, że wreszcie nadejdzie upragniony koniec.
Wiedział, że byli też inni. Słyszał ich krzyki i widział,
jak strażnicy ich wprowadzali. Jednak nigdy nie widział, by kogoś
stąd zabrano. Zostali tu uwięzieni.
Skazani bez wyroku tak, jak on...
Sam, poza stale towarzyszącą mu ciemnością.
⁂⁂⁂
Stara pochodnia, umieszczona wysoko na jednej ze ścian, nagle
zapłonęła. Zmrużył oczy, dawno odzwyczajone od tak intensywnej
jasności.
Ciężkie kroki.
Ktoś się zbliżał do jego celi i coś mu mówiło, że tym
razem nie jest to ponury strażnik z kolejną porcją ohydnej
brei, która uchodziła tu za jedzenie.
– Dobry wieczór, nie przeszkadzam?
Kpiący, pełen ironii i wyższości głos sprawił, że na jego
twarzy wystąpił grymas. Czego on znowu od
niego chce? Pora na kolejne tortury? A może wreszcie przyszedł
to wszystko zakończyć?
Ta myśl, była dziwnie słodka i kusząca...
– Chyba jednak nie masz ochoty na pogawędki ze mną – zaśmiał
się gardłowo mężczyzna i wyczarował sobie krzesło, które
postawił przed kratami jego celi. Rozsiadł
się wygodnie i wyjął długą fajkę, jaką zwykli palić
bogaci czarodzieje.
– Zapalisz? Ach nie! Ty przecież nie palisz, wybacz, zapomniałem.
– Głuchy śmiech wypełnił więzienny korytarz.
Wiedział, że nie powinien się odzywać, ale nie mógł się
powstrzymać.
– Czego chcesz? – zapytał, zaciskając zęby.
– Porozmawiać sobie trochę z tobą, przekazać najnowsze
plotki...
– Plotki? Taki ważniak, jak ty, traci czas na plotki z więźniem?
Cóż za niespodzianka... – zakpił, czując,
jak gardło zaczyna go dziwnie palić. Od dawna nie miał okazji
prowadzić tak długiej rozmowy.
– Specjalnie dla ciebie mogę poświęcić chwilę – jego
"gość" znów uśmiechnął się z wyższością.
– Obejdzie się. Odejdź i zostaw mnie w spokoju.
– Tę informację na pewno uznasz za
ciekawą...
– Odwal się i idź stąd! – warknął.
– Słyszałeś kto w najbliższym czasie bierze ślub? –
zapytał, nie zważając na jego wcześniejsze słowa.
– Jeśli nie ty ze śmiercią, to nic mnie to nie obchodzi –
wychrypiał.
Kolejny wybuch kpiącego śmiechu.
– Może spróbujesz zgadnąć? To ktoś,
kogo dobrze znasz... – Mężczyzna najwyraźniej próbował go
sprowokować.
– Nic. Mnie. To. Nie. Obchodzi! Słyszałeś? Nic! Możesz
wreszcie stad iść. – Chciałby móc
wykrzyczeć mu to w twarz, ale po pierwsze nie miał ochoty na
niego patrzeć, a po drugie był na to zbyt słaby.
– Hermiona Granger. Duma Gryffindoru i najzdolniejsza
czarownica młodego pokolenia...
Powoli odwrócił się i spojrzał na niechcianego przybysza,
jakby czekając, że ten powie, że żartuje. Jedna nic takiego się
nie stało, a jego oprawca wciąż uśmiechał się
z wyższością, najpewniej czekając na jego reakcje. Więc to
mogła być... Nie! To była prawda!
– Co? To niemożliwe! – Chciał zerwać się na równe nogi, ale
nie miał siły, by to zrobić. Ta wiadomość wstrząsnęła nim do
głębi.
Mężczyzna wstał i schował fajkę. Za pomocą zaklęcia
odesłał krzesło i poprawił swe wytworne szaty.
– Za trzy tygodnie zostanie żoną twojego największego wroga.
– Uśmiechnął się pod nosem i odwrócił, by odejść.
– Ty jesteś moim najgorszym wrogiem! – wypluł z nienawiścią.
Mężczyzna odwrócił się i przez stalowe kraty spojrzał
w oczy swego więźnia.
– Mnie nie może poślubić, ale to w sumie niewielka
różnica... – Podły uśmiech rozjaśnił blade usta.
– Kiedyś mi za to zapłacisz! Przysięgam!
Przybysz znów roześmiał się w głos i odszedł,
zamiatając swoimi szatami.
– Merlinie... Co oni ci zrobili Hermiono...? – wyszeptał
z goryczą.
Pochodnia zgasła, a w jego celi na powrót zapanował mrok.
– Moja Hermiono...
⁂⁂⁂
Mocno zaciskała oczy, starając się opanować kolejną falę
mdłości i zawrotów głowy. Palcami wczepiała się w jego
elegancką szatę, a on mocno trzymał ja w talii, tak, by
nie pozwolić jej upaść. Wylądowali
w jakimś ciemny i zimnym miejscu, ale Hermiona tego nie
widziała, wciąż zaciskając powieki.
– Już ci lepiej? – zapytał wyraźnie rozbawiony, gdy
dziewczyna wreszcie otworzyła oczy.
Rozejrzała się dookoła i stwierdziła, że stoją w zaułku
jednej z niewielkich uliczek jakiegoś mugolskiego miasteczka.
Draco złapał ją za rękę i wyprowadził na główną ulicę.
Po jej przeciwnej stronie znajdował się mały pub, z którego
właśnie wyszło kilku podchmielonych gości.
– Hej blondas! Fajną masz lalę! Można ją pożyczyć? –
zawołał jeden z nich, wywołując salwę śmiechu u swoich
kompanów.
Draco gniewnie zmarszczył brwi i puścił
jej dłoń tylko po to, by sięgnąć do kieszeni szaty po swoją
różdżkę.
– Daj spokój, nie zwracaj na nich uwagi
– poprosiła cicho.
Blondyn wyglądał na lekko poirytowanego, ale wyjął rękę
z kieszeni i władczym gestem objął ją ramieniem
tak, by nie pozostawiać
wątpliwości, że on nie lubi się dzielić.
– Nie obściskujcie się na ulicy! Lepiej wynajmijcie hotel! –
zawołał jakiś inny pijany mugol.
Malfoy znów zacisnął ze złości szczęki, ale nic nie zrobił,
tylko poprowadził Hermionę dalej w stronę budynku, który
wyglądał, jak niewielki magazyn.
⁂⁂⁂
– Połóż tu rękę – Wskazał jej stare, odrapane drzwi.
– Po co? – zapytała, zdziwiona.
– Choć raz zrób to, o co się proszę bez zbędnych pytań.
– Draco sięgnął po jej dłoń i sam umieścił ją na
drzwiach.
Błysnęło jasne światło i zamek odskoczył z cichym
kliknięciem. Drzwi się otworzyły, ale panujący w budynku
mrok uniemożliwił Hermionie zorientowanie się, co znajduje się
w środku. Położył dłoń na jej
plecach i delikatnie popchnął ją tak, by weszła, po czym
zamknął za nimi drzwi i nagle znaleźli się w zupełnej
ciemności.
– Co to za miejsce? – zapytała, usiłując powstrzymać drżenie
głosu.
– Zaraz zobaczysz... – Rozległ się szept, tuż przy jej uchu.
Ciarki wielkim stadem przebiegły jej po plecach, a w głowie
wybuchła seria pytań. W co on z nią gra? Dlaczego nie
zapali światła? Jakie ma intencje? Czy bawi go jej skrępowanie?
Znów poczuła jego rękę na swoich plecach i ostatkiem sił
powstrzymała się przed ucieczką. Draco wreszcie za pomocą
zaklęcia rozświetlił pomieszczenie.
Hermiona zaintrygowana rozejrzała się dookoła, dopiero po chwili
orientując się, że właśnie są w... laboratorium. Dużym,
doskonale wyposażonym laboratorium do warzenia eliksirów.
Na samym jego środku znajdowały się dwa długie stoły, na których
stało chyba z tuzin kociołków. Pod ścianami ustawione były
gabloty wypełnione słoikami i pudełkami z magicznymi
składnikami, półki pełne maleńkich fiolek i menzurek,
regały uginające się od ciężaru wielkich ksiąg. W jednym
z rogów znajdował się kominek, w drugim kanapa, dwa
fotele, niewielki stolik i gustowny globus na drewnianym
stojaku. Z jednej strony profesjonalne laboratorium, z drugiej
gustowny salonik.
– Czy to...? – chciała zapytać,
podchodząc do jednego ze stołów.
– Miejsce, w którym będziesz pracowała razem
z Caldarmianem.
Hermiona zajrzała do pustego, pachnącego nowością, cynowego
kociołka. Musiała przyznać, że to laboratorium było intrygujące
i już nie mogła się doczekać, aż będzie mogła coś tu
stworzyć.
Draco podszedł do kanapy, zdjął górę swojej eleganckiej szaty
i rzucił ją niedbale na jej oparcie.
– Napijesz się czegoś? – zapytał, wskazując na to, co
Hermiona wcześniej wzięła za globus, a co okazało się
niewielkim barkiem z alkoholami.
Skinęła potakująco, po czym jeszcze raz rozejrzała się dookoła.
Potrzebowała czegoś mocniejszego, by spróbować zrozumieć
i ogarnąć to wszystko.
– Czerwone wino?
– Może być, dziękuję – odpowiedziała, nie patrząc w jego
stronę.
Wyposażenie laboratorium było dla niej teraz o wiele
ciekawsze. Właśnie podziwiała wspaniały komplet piekielnie
ostrych noży i ostrzy do siekania składników, gdy znów
poczuła jego obecność tuż za swoimi plecami.
Odwróciła się gwałtownie, o mały włos nie wytrącając mu
z ręki lampki z winem.
– Spokojnie Granger. Aż tak się mnie boisz? – zakpił
z ironicznym uśmieszkiem.
– Nie... oczywiście, że nie – odpowiedziała, czerwieniąc się
ze wstydu.
Dlaczego reagowała na niego w taki dziwny sposób? Jego
obecność kiedyś bardzo ją irytowała i psuła jej humor,
teraz natomiast – sama musiała to
przyznać – było jakoś inaczej... Gdy on znajdował się za
blisko, ona czuła się tym zdeprymowana i zawstydzona. Zwykle
też robiła się dziwnie rozkojarzona. Przecież
wciąż była pewna, że naprawdę go nie znosi... A może
jednak?
– Twoje wino – Draco wciąż uśmiechając się złośliwie,
podał jej lampkę, niby mimochodem muskając jej palce, gdy ją od
niego odbierała.
Hermiona znów poczuła ten dziwny dreszcz. Przygryzła wargę
i odwróciła się z powrotem w stronę blatu.
Wiedziała, że to objaw tchórzostwa, ale sto razy bardziej wolała
stać do niego plecami, niż widzieć, jak on wlepia w nią te
swoje przenikliwe, stalowe spojrzenie.
Napiła się wina i zaczęła podziwiać kamienny moździerz,
służący do miażdżenia na proch najtwardszych składników.
Świadomość, że on wciąż stoi tuż za nią,
bardzo ją rozpraszała.
– Dlaczego jesteś taka spięta? – Chłodne palce przesunęły
się po jej ramieniu, a ona mimowolnie wzdrygnęła się od ich
dotyku.
Nie musiała go widzieć, by wiedzieć, że uśmiecha się
z satysfakcją. Przecież wprost uwielbiał wyprowadzać ją
z równowagi.
Odetchnęła głęboko i stwierdziła, że jedyną drogą do
pokonania własnej słabości, będzie stawienie mu czoła. Odwróciła
się w jego stronę i dzielnie spojrzała mu w oczy.
– Nie mam różdżki. Nie wiem, gdzie
jestem. Nie mam pojęcia, co się dzieje
z moją rodziną czy przyjaciółmi. Stoję pośrodku starego
magazynu, otoczona niebezpiecznymi przedmiotami w towarzystwie
mojego odwiecznego wroga...
– Raczej przyszłego męża – Draco przerwał jej i z pewnym
siebie uśmiechem wzniósł toast swoją szklaneczką whisky.
– Och daj spokój! – zdenerwowała się i odstawiła lampkę
z winem, by powstrzymać ochotę chluśnięcia mu nim prosto
w twarz. – Dobrze wiesz,
w jakiej jestem sytuacji! Uważasz, że powinnam poczuć się
swobodnie? Rozluźnić się? Dobrze bawić?
– A jakie masz inne wyjście, Granger? Możesz płakać,
krzyczeć i rzucić czymś we mnie, ale to niczego nie zmieni.
Stoisz tu, bo tak chciał los. Musisz się trochę wysilić
i przystosować do sytuacji...
– Mam się wysilić? Przystosować? Przecież tu nie chodzi
o pogodę czy zmianę garderoby! To jest moje życie!
Jak możesz myśleć, że będzie mi łatwo się do tego
przystosować? – Hermiona dźgnęła go palcem w tors,
wpatrując się z niego ze złością.
Draco westchnął z rezygnacją i odstawił swoją
szklaneczkę z whisky na blat. Potem nagle i niespodziewanie
złapał jej dłoń i przyciągnął ją do siebie tak blisko,
że Hermiona na chwilę straciła oddech. Ręką sięgnął do jej
włosów i pociągnął je tak, że odchyliła głowę do tyłu
i popatrzyła mu prosto w oczy.
– Myślisz, że moje życie mi się podoba, Granger? Myślisz, że
jestem szczęśliwy, że muszę to wszystko robić? Uważasz, że
szantażowanie, oszukiwanie i krzywdzenie innych ludzi sprawia
mi przyjemność?
– Ja nie... – Hermiona zadrżała w jego ramionach, ale nie
ze strachu. Jego bliskość, ten głos i to pełne determinacji
spojrzenie sprawiło, że czuła się, jak gdyby nagle odkryła jakąś
niesamowitą tajemnicę.
Draco pochylił się nad nią tak blisko, że jego oddech owionął
jej usta,
– Potrzebuję cię Granger. Jesteś tu, bo cię potrzebuję...
Hermiona nie mogła zrozumieć, co się
z nią dzieje. Wszystko, co teraz
odczuwała, było czymś dziwnym, nierealnym.
– To twój ojciec... – zaczęła
mówić, ale Malfoy jej przerwał.
– Nie on, tylko ja. To moja decyzja. Rozumiesz? – Puścił ją
i zrobił krok w tył.
Hermiona czuła się, jak po przebiegnięciu małego maratonu. Miała
przyśpieszony oddech, a jej serce biło szybkim, niespokojnym
rytmem.
Draco gwałtownym ruchem porwał swojego drinka i skończył go
jednych haustem. Zaraz potem skierował się na drugi koniec
pomieszczenia, by znów skorzystać z dobrodziejstw barku.
– Nie rozumiem. Niczego z tego nie rozumiem... – przyznała
cicho Hermiona.
Draco jednak usłyszał. Spokojnie uzupełnił swoją szklaneczkę
i odwrócił się w jej stronę.
– Martwisz się o rodziców i przyjaciół, prawda? –
zapytał znienacka.
– Oczywiście! Ja...
– Taa, domyślam się. Interes za interes, Granger.
– Przecież zgodziłam się udawać twoją narzeczoną, a nawet
wyjść za ciebie, by zagwarantować im bezpieczeństwo!
– I tak będzie. Jednak ja zagwarantuje ci coś więcej.
Wolność. Ugotuj dla mnie te eliksiry Granger, a obiecuję,
że tobie, twoim rodzicom i temu stadu rudzielców, których
nazywasz przyjaciółmi, nie stanie się żadna krzywda...
Hermionę na chwilę zamurowało. Co prawda Draco już w czasie
jazdy na spotkanie z Caldarmianem wspominał coś o wolności,
jednak nie wiedziała wtedy, o co
dokładnie mu chodzi.
– Co twój ojciec na to? – Musiała wiedzieć. Wyraźnie czuła,
że to Lucjusz tak naprawdę jest dla niej prawdziwym zagrożeniem.
– To nasz układ, Granger. Nasza umowa... – Draco odłożył
drinka i znów zaczął się do niej zbliżać.
Hermiona, by ukryć zmieszanie, ponownie
napiła się wina. Nie chciała, by blondyn podchodził tak blisko,
jednak on po chwili znów stał na przeciwko niej.
– Twój ojciec się nie zgodzi... – mruknęła.
– O niczym się nie dowie. Będą wiedziały tylko trzy
osoby. Ja, ty i Theo.
– Theo? – zdziwiła się, że Draco akurat o nim wspomniał.
– Nott zostanie naszym gwarantem.
– G – gwa – gwa
– ran – tem? – wyjąkała.
– Przysięga wieczysta – wyjaśnił. –
Ty przysięgniesz mi, że nie zepsujesz specjalnie tych eliksirów
i dasz z siebie wszystko, by ugotować je poprawnie, a ja
przysięgnę ci, że po uporządkowaniu moich prywatnych spraw zwrócę
ci wolność i pozwolę odejść tobie i innym, gwarantując
wam bezpieczeństwo. Nigdy więcej nie zobaczysz nikogo z mojej
rodziny na oczy.
– Chcesz przysięgać na własne życie? – Upewniła się.
– Nie chcę, Grnager, ale nie mam innej możliwości, by cię
przekonać, że nie kłamię. Potrzebuję
tych eliksirów i to szybko, a jedyne co mogę ci dać
w zamian, to gwarancja bezpieczeństwa, no i mogę jeszcze
dorzucić sporą sumkę z rodzinnego skarbca Malfoyów, którą
otrzymasz po rozwodzie – Draco wyglądał na szczerze ubawionego tą
perspektywą.
– Nie chcę twoich pieniędzy... i nie
chcę przysięgi. Ugotuję te eliksiry
i zrobię to najlepiej, jak potrafię. Chcę tylko, by moja
rodzina i przyjaciele byli bezpieczni. To wszystko...
– To takie gryfońskie, że nie martwisz się o siebie, ale
możesz być pewna, że ciebie ta umowa również obejmuje. Szybko
zapomnisz o tym małym epizodzie z więzieniem
i małżeństwem i będziesz sobie spokojnie żyć z dala
od przeszłości... – Draco znów się uśmiechnął, ale tym razem
zrobił to delikatnie, jak gdyby to, o czym
mówił, było czymś miłym.
– Co masz na myśli mówiąc, że zapomnę? Chyba nie chcesz
napoić mnie eliksirami, które sama ugotuję?
– zdenerwowała się.
Draco uśmiechnął się, wyraźnie rozbawiony.
– Oczywiście, że nie. Nie są dla ciebie, Granger. Chodziło mi
bardziej o to, że pewnie sama będziesz chciała szybko o tym
wszystkim zapomnieć.
– Dla kogo są te eliksiry? – zapytała, czując, że może
więcej nie mieć takiej okazji.
– Zobaczysz w swoim czasie. Skoro nie chcesz przysięgi, to
pozostaje nam umowa honorowa. Wiąże dwóch czarodziei...
– Wiem, co to jest. Jeśli ją złamię, uaktywni się jakieś
zaklęcie, które mnie ukaże...
– Nie martw się. Nie zrobię ci takiego numeru, jak ty tej
biednej krukonce, która była z wami w Gwardii Starego
Dropsa.
– Ja ci tego nie obiecam... – Hermiona uśmiechnęła się nieco
złośliwie.
– I nie musisz – Draco wyciągnął do niej dłoń.
Nie miała specjalnie ochoty, by go dotykać, ale wiedziała, że
musi to zrobić, aby przypieczętować umowę. Ich dłonie się
spotkały i obydwoje mogli poczuć, jak pomiędzy nimi przepływa
magia. Wstrzymała oddech, czekając na zakończenie tej nieco
patetycznej sceny... Jednak Malfoy miał inne plany.
Ścisnął mocniej jej dłoń i przyciągnął ją bliżej
siebie, tak gwałtownie, że o mały włos Hermiona zawadziłaby
głową w jego szczękę. Draco pochylił się nad nią tak
blisko, że mogła dosłownie przejrzeć się w jego oczach.
– No to pora przypieczętować umowę... – wyszeptał, a ona
poczuła, że chyba zaraz się przewróci, nie wiedziała jednak, czy
to z emocji, czy z powodu zbyt długiego wstrzymywania
oddechu.
Nagle coś huknęło w drugim końcu pomieszczenia.
Draco z wyraźną niechęcią puścił Hermionę i zrobił
krok w tył. Dziewczyna odzyskała oddech, a rumieńce
zawstydzenia wypłynęły na jej policzki. Odwróciła się, by
zobaczyć, kto przerwał ten przedziwny
moment, w którym nieomal była pewna, że Draco Malfoy zaraz ją
pocałuje...
– Co tu robisz, Nott? – zapytał
nieuprzejmie Smok, zakładając ręce na piersi i patrząc
karcąco na swojego przyjaciela.
– Kazałeś mi się tu pojawić około dwudziestej drugiej... –
Theodore wyglądał na zdezorientowanego chłodnym powitaniem.
– Jednak nie jesteś nam potrzebny. Zresztą mogłeś poczekać na
wyraźne wezwanie.
Nott przeniósł swój wzrok na Hermionę. Jej rumieńce i niezbyt
pewna mina pozwoliły mu zrozumieć,
dlaczego Draco jest zły...
– Wybacz stary, nie wiedziałem, że masz inne plany poza
przysięgą – burknął, wyraźnie poirytowany Theo.
– Bo jeszcze nie wiesz o najważniejszym. Pobieramy się za
trzy tygodnie – Draco podszedł do Hermiony i objął ją
ramieniem, niczym dobrą znajomą do zrobienia fotografii.
Theodore znów spojrzał na nią. Opuściła wzrok i skupiła
się na złotej wadze do odmierzania proporcji składników, czując
się zażenowana całą tą sytuacją. Jakieś dziwne napięcie
wyraźnie wisiało w powietrzu.
– Mam wam pogratulować? – zapytał cicho Theodore bez krzty
rozbawienia.
– Tylko jeśli cieszysz się naszym szczęściem... – Draco
wyraźnie chciał go do czegoś sprowokować.
– Możemy już wracać? Jestem trochę zmęczona, to był długi
dzień... – wtrąciła Hermiona, która
dopiero teraz poczuła, jak te wszystkie sytuacje
na nią wpłynęły. Minęło ledwie kilkanaście godziny, a jej
się wydawało, że to wszystko rozgrywało się na przestrzeni kilku
tygodni.
– Masz rację, pora wracać do domu – Draco uśmiechnął się
bezczelnie i wreszcie ją puścił, by pójść po górę swojej
szaty.
Była naprawdę szczęśliwa, że ten dzień powoli dobiegał końca.
Nie musiała jednak potrafić zaglądać w przyszłość, by
wiedzieć, że kolejne dni będą dla niej jeszcze trudniejsze.
⁂⁂⁂
Poranek następnego dnia umiliła jej jak zwykle zgryźliwa Zelda,
która przyniosła jej śniadanie i niewielki liścik.
– Witaj Najdroższa Narzeczono – głosił nagłówek i Hermiona
nieomal mogła sobie wyobrazić, jak Malfoy perfidnie się uśmiechał,
gdy go pisał.
W kilku słowach Draco informował ją, że nie będzie go cały
dzień, a jej zadaniem na dziś będzie dotrzymanie towarzystwa
jego matce. Miała się przenieść do rezydencji Malfoyów zaraz po
śniadaniu. Zapowiadał również, że z przyjemnością zje
z nią dziś wieczorem kolację, na którą pójdą razem
z McAvenami.
Hermiona z jękiem rezygnacji zgniotła karteluszek i w myślach
wyraziła ciche życzenie – by ten dzień
był nieco lepszy od wczorajszego.
Wykąpała się i ubrała, po czym zeszła na dół, by zgodnie
z życzeniem Dracona przenieść się ponownie do salonu jego
matki. Ku jej niezadowoleniu w korytarzu prowadzącym do
gabinetu wyminęła się z Dafne.
– Moje gratulacje, Granger – Greengrass roześmiała się
piskliwie i pomachała jej przed oczami nowym wydaniem „Proroka
Codziennego”.
Wielki tytuł głosił: „Draco Malfoy usidlony!”. Hermiona nie
musiała nawet czytać artykułu, by wiedzieć,
co się w nim znajduje. Dokładnie to, co Lucjusz Malfoy kazał
tam umieścić. Prorok podobnie jak za czasów rządów Knota
drukował tylko to, co nowa władza mu kazała.
– Usidliłaś najbogatszego i najprzystojniejszego
czarodzieja czystej krwi! No, no, nieźle, jak na szlamę...
– Zawsze lepiej być szlamą, niż dziwką, Greengrass.
– Nagle za plecami Dafne pojawił się Theodore.
– Jak śmiesz Nott?! – oburzyła się arystokratka.
– Nie mamy czasu na pogaduchy z tobą, zresztą nie sądzę,
byś miała coś ciekawego do powiedzenia. Chodź Hermiono, mam
dopilnować, byś bezpiecznie dotarła do
MalfoyManor.
Theo nie zważając na wściekłą minę Dafnę, wyminął ją
i wszedł do gabinetu, a Hermiona,
ledwo opanowując uśmiech satysfakcji,
ruszyła w jego ślady.
⁂⁂⁂
Ku zdziwieniu Hermiony Nott nie odprowadził jej do salonu Narcyzy,
tylko podał pojemnik z proszkiem Fiuu i życzył szerokiej
drogi. Dziwny uśmieszek, jaki zagościł na jego ustach, nim ona
zniknęła w zielonych płomieniach, nie podpowiedział jej, co
tak naprawdę ją tam czeka...
Przekonała się dopiero po wyjściu z kominka. Pierwszym co
spostrzegła, był szeroki uśmiech Narcyzy
Malfoy. Mama Dracona wyglądała dziś naprawdę o wiele lepiej,
niż jeszcze dzień wcześniej. Choć jej ciało nadal prezentowało
się dość mizernie, a twarz nosiła ślady zmęczenia, to
z jej oczu bił dziwny blask, a cała postawa epatowała
prawdziwą radością.
– Dobrze, że już jesteś! Mamy tyle do zrobienia! – przywitała
Hermionę.
Dopiero teraz, Miona rozejrzała się po salonie i ze sporym
zdziwieniem odkryła, że znajduje się w nim z tuzin osób.
Czarodzieje w eleganckich sztach, nieco abstrakcyjnie ubrane
czarownice, dwa gobliny, a nawet Rosa i Josef.
– Zebrałam tu wszystkich, by ustalić szczegóły dotyczące
ślubu! – zawołała z entuzjazmem Narcyza...
– Ale co... – chciała zapytać
Hermiona,, ale nim zdążyła dokończyć zdanie, została
zaprowadzona w stronę aksamitnego podnóżka, na który kazano
jej wejść.
I od razu się zaczęło... Madame Malkin pobierała miarę na jej
suknię, a Madame SaVien doradzała jej w kwestii dodatków.
Gobliny zostały tu ściągnięte tylko po to, by omówić z nią
kwestię obrączek, a Madame LaHair rozwodziła się nad
fatalnym stanem jej włosów i tym, co będzie musiała z nimi
zrobić, by w dniu wesela prezentowały się pięknie. Rosa
została zobligowana do przygotowania wykwintnego menu na przyjęcie,
a Josef miał dostarczyć kwiatów do dekoracji, którą
zajmował się ekscentryczny organizator wesela Monsieur Le Parure.
W czasie wybierania wersji zastawy stołowej Hermiona w duchu
musiała uczciwie przyznać, że nie może uznać tego dnia za
specjalnie udanego... Jedynym pozytywnym aspektem wszystkiego było
to, z jakim entuzjazmem
i zaangażowaniem Narcyza Malfoy organizowała udawany ślub
swojego jedynaka.
⁂⁂⁂
Kolację z McAvenami jedli w jednej z eleganckich
restauracji w Bristolu. Odgrywanie roli zakochanej narzeczonej
tym razem było dla niej o wiele mniejszym wzywaniem. I tak
było to lepsze, niż spędzenie całego dnia w otoczeniu tiulu
i koronek, gustownej biżuterii i porcelanowej zastawy
wartej więcej niż cały dobytek niejednej rodziny. Musiała tylko
siedzieć i udawać, że śmieszą ją zbereźne kawały Birka.
Anastasia zadawała mnóstwo pytań dotyczących organizacji ślubu,
a Hermiona starała się zaspokoić jej ciekawość dyskusją
o wyższości serwetek z adamaszku nad tymi z bawełny.
Draco siedzący tuż obok niej, wydawał się zadowolony
i wyluzowany, dlatego kolacja nieco poprawiła jej pogląd na
dzisiejszy dzień. Jednak wszystko prysnęło jak bańka mydlana, gdy
tylko wrócili do domu...
⁂⁂⁂
Hermiona zaraz po wejściu do holu skierowała się w stronę
schodów, ale Malfoy ją zatrzymał.
– Chodź na chwilę do gabinetu, musimy załatwić jeszcze jedną
sprawę.
Blondyn ruszył przodem, a Hermiona chcąc nie chcąc poszła za
nim, mając nadzieję, że ta rozmowa będzie mniej krępująca
niż to, co wydarzyło się wczoraj
w laboratorium.
– O co chodzi? – zapytała, gdy weszli do gabinetu.
– O ślub. Musimy podpisać kilka dokumentów potrzebnych
w ministerstwie.
– Jak to ma dokładnie wyglądać?
Branie ślubu zawsze kojarzyło jej się ze szczęśliwym
wydarzeniem. Teraz miała ochotę rozpłakać się na samą myśl...
– Ogólnie trzeba poprosić o zgodę na zawarcie małżeństwa.
Oboje musielibyśmy się stawić w ministerstwie i w obecności
urzędnika wypełnić dokumenty. Na szczęście znam tego urzędnika,
więc możemy zrobić to w domu, a ja jutro oddam mu te
papiery – Draco uśmiechnął się lekko pod nosem i zajął
miejsce za biurkiem, wskazując jej krzesło naprzeciwko.
Hermiona usiadła i skrzyżowała ręce na piersi, w myślach
cicho prosząc, by to wszystko trwało możliwe jak najkrócej.
– Imiona... – mruczał Draco, skrobiąc piórem po pergaminie.
– Draco Lucjusz Malfoy, Hermiona Jean Granger.
Trochę zdziwiło ją, że Malfoy zna jej drugie imię, ale później
przypomniała sobie, że najpewniej ma wgląd w jej dokumenty
z ministerstwa.
– Imiona rodziców... – Draco wypełniał kolejne rubryki, nie
pytając jej o nic i Hermiona zastanawiała się, po co
w ogóle się tu znalazła, skoro najwyraźniej nie potrzebował
jej pomocy.
– Staż związku... Wpiszemy pół roku – zdecydował i od
razu to zapisał. – Dalej jest pytanie
o zmianę nazwiska. Wiesz, że musisz przyjąć nazwisko Malfoy?
– zapytał, uśmiechając się złośliwie.
– A ty wiesz, że muszę zrobić wszystko, czego zażądacie?
– odpowiedziała zgryźliwie.
Draco roześmiał się krótko, jak gdyby właśnie opowiedziała mu
świetny żart, po czym wrócił do wypełniania pergaminu.
– Nazwiska świadków... Nott, Greengrass.
– Serio ta intrygantka ma być moją druhną? – wypaliła, zanim
zdążyła się powstrzymać.
– Intrygantka? – Draco wyglądał na szczerze zainteresowanego
jej stwierdzeniem.
– Nieważne – burknęła Miona, odwracając wzrok.
– Powód zawarcia związku małżeńskiego – przeczytał
Draco.
Hermiona ledwo powstrzymała uśmiech satysfakcji. Ciekawe co za
ściemę teraz wymyśli, by uwierzytelnić swoją bajeczkę.
– Wpiszemy... ciąża – Draco uśmiechnął się złośliwie,
wpisując coś w formularzu.
– Co?! – Hermiona zerwała się na równe nogi, chcąc wyrwać
mu pergamin z ręki.
– Uspokój się Granger, tak naprawdę wpisałem: "nieograniczoną
chęć konsumowania związku" – zażartował, chcąc podsycić
jej wściekłość.
Hermiona szybko obeszła biurko, chcą wiedzieć, czy blondyn
naprawdę wpisał te bzdury. Draco łaskawie przesunął pergamin
w jej stronę tak, by mogła zobaczyć, że w rubryce
"Powód zawarcia związku małżeńskiego", Draco wpisał...
"miłość".
– Toś się wysilił – burknęła, czerwieniąc się lekko
i wracając na swoje miejsce.
– W żadną inną wersję nam nie uwierzą, Granger.
– To może napiszemy prawdziwą? Szantaż, oszustwo, wymuszenie...
– gderała.
– Moja brzmi romantyczniej – Draco uśmiechnął się pod nosem
i podpisał formularz, po czym przesunął go w jej stronę
i przekazał jej pióro.
– Dlaczego mam wrażenie, że podpisuję cyrograf? – szepnęła
sama do siebie, jednak Draco miał naprawdę dobry słuch.
– Cyrograf? Czyli umowę z diabłem? – zapytał wyraźnie
rozbawiony.
– A widzisz jakąś różnicę? – Hermiona z kwaśną
miną przesunęła podpisany formularz w jego stronę, po czym
wstała.
– Sama ją w końcu zobaczysz, Granger – kokietował Draco.
– Wątpię. Czy teraz mogę iść już do siebie?
– Jasne. Słodkich snów, skarbie.
Hermiona prychnęła pod nosem i ruszyła do wyjścia.
Wiedziała, że blondyn cały czas uśmiecha się złośliwie pod
nosem. Nie wiedziała tylko, czemu tak bardzo bawiło go
wyprowadzanie jej z równowagi i zawstydzanie jej taki
zwrotami, jak ten przed chwilą.
⁂⁂⁂
Następna wizyta u Narcyzy nie była taka zła. Co prawda mama
Dracona zmusiła ją do wypisywania całej góry zaproszeń, które
powinny zostać natychmiast rozesłane do gości, ale przynajmniej
nie musiała mierzyć kolejnej sukni czy oceniać wyższości jednej
koronki nad drugą. Cieszyła się jednak, gdy pozwolono jej wreszcie
wrócić do domu. Z tego co wiedziała, Draco miał dziś jakieś
ważne zebranie, a ona miała czas dla siebie... Który miała
zamiar wykorzystać na wylegiwanie się w łóżku.
Jednak, gdy tylko przekroczyła próg swojej sypialni, stanęła jak
wryta, zastanawiając się, czy przypadkiem
nie pomyliła pokoi. Wszędzie dookoła stały różnego rodzaju
pudła i pudełka, wielkie kartony i malutkie paczuszki,
przewiązane wstążkami. Hermiona zajrzała do pierwszego z brzegu
kartonu i dostrzegła w nim wspaniałą, ręcznie malowaną,
porcelanową wazę. Lekko oszołomiona, odwróciła się i zajrzała
do srebrnej szkatułki, w której znalazła piękną, amestytową
broszkę. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego te pudła stoją
akurat w jej pokoju? Domyśliła się, że pewnie ktoś wstawił
je tam przez pomyłkę. Postanowiła to od razu wyjaśnić.
⁂⁂⁂
Zeszła na dół akurat w momencie, gdy Draco wszedł do domu.
Po jego stroju zorientowała się, że właśnie wrócił z konnej
przejażdżki.
– Kochanie, jak miło, że witasz mnie w progu. Wybacz, że
cię nie przytulę, ale pachnę stajnią – przywitał
ją z szerokim uśmiechem.
– Jakoś to przeżyję – odpowiedziała, również uśmiechając
się złośliwie. – Właściwie to mam do
ciebie sprawę. Ktoś wstawił do mojej sypialni pełno jakiś
dziwnych pudeł z cennymi rzeczami...
– Służba to zrobiła – uściślił Draco.
– No to chyba się pomylili...
– Nie. Te pudła to prezenty.
– Prezenty? Dla kogo?
Draco wywrócił oczami i westchnął ciężko.
– Dla ciebie, Granger. To tradycyjne prezenty, jakie mąż daje
żonie z okazji ślubu...
– Co? Ty chyba żartujesz?! – krzyknęła.
– Nie żartuję i nie krzycz. Zaraz mam zebranie, na którym
usłyszę dość krzyków i kłótni – Draco wyminął ją
i zaczął wchodzić po schodach.
– Ale ja nie chcę żadnych prezentów!
– zdenerwowała się.
– Bardziej stosowne byłoby podziękować, jednak wybaczę ci ten
brak taktu, bo wiem, że dopiero uczysz się etykiety – Draco nawet
nie spojrzał w jej stronę, nadal wchodząc na górę.
– Czekaj! Co ja mam zrobić z tymi pudłami...?
– Poproś kogoś ze służby, by gdzieś je przeniósł, skoro ci
przeszkadzają. Teraz nie mam czasu, ale jeśli chcesz,
porozmawiamy o tej sprawie przy kolacji.
Hermiona skrzywiła się pod nosem, ale nie bardzo miała inne
wyjście. Postanowiła poprosić kogoś o pozbycie się z jej
pokoju tego majdanu.
⁂⁂⁂
Złorzecząc na wszystko – od głupich, czarodziejskich, ślubnych
tradycji, po głupiego, czarującego... pft! Tylko głupiego,
Malfoya, który nagle zapragnął ich solennie przestrzegać,
Hermiona udała się do kuchni w celu zlokalizowania Josefa
i poproszenia go o pomoc. Wiedziała, że Zelda nie kwnie
nawet palcem, gdy ona ją o coś poprosi, a Albert pewnie
miał mnóstwo roboty z witaniem gości Dracona, którzy
przybili do dworku na zebranie.
Weszła do kuchni, w której niestety nie było ani Rosy, ani
Josefa. Była za to jakaś nowa, rudowłosa pokojówka, która
siedziała tyłem do wejścia i obierała ziemniaki.
– Przepraszam, nie wiesz może, gdzie jest Josef? – zapytała
uprzejmie Hermiona.
Dziewczyna odwróciła się do niej, a właśnie obierany
ziemniak wypadł jej z ręki. Hermiona oniemiała, nie mogąc
uwierzyć w to, co widzi...
– Ginny! – krzyknęła i szybko podbiegła uściskać
przyjaciółkę.
– Hermiona! Na litość Godryka, co ty tu robisz? Myślałam, że
mieszkasz w dworze starego Malfoya. –
Ginny odsunęła się od niej, wyraźnie szczęśliwa, że znów są
razem.
– Długo by opowiadać... – Hermiona poczuła się nagle bardzo
źle ze świadomością, że będzie musiała wyjaśnić
przyjaciółce, jaka rola naprawdę ją czeka.
– Lepiej powiedź, co ty tutaj robisz? – zagadnęła.
– Zabini przyjechał dziś rano do Hogwartu i oznajmił mi,
że z polecenia Dracona mam zostać osobistą służącą jego
żony. Wyobrażasz sobie? Mam usługiwać jakiejś idiotce? Za nic
w świecie! Jeszcze mnie kretynka jedna popamięta...
Ginny wciąż uśmiechała się szeroko, a Hermiona poczuła
się, jakby ktoś ją poczęstował zaklęciem zamrażającym.
Dlaczego Draco to zrobił? Dlaczego znów chciał ją upokorzyć?
– Dzień dobry panienko, mogę w czymś pomóc? – Do kuchni
wszedł Albert.
– Ja... – Hermiona nawet nie potrafiła sobie przypomnieć, po
co tak właściwie tu przyszła.
– Widzę, że poznała już panienka Ginevrę. Ma ona zostać pani
osobistą pokojówką.
Hermiona miała ochotę się rozpłakać. Szok w oczach Ginny
był dla niej tak straszny, że nie wytrzymała
dłużej i po prostu uciekła z kuchni.
⁂⁂⁂
Wbiegła szybko na górę, przysięgając sobie, że tym razem nie
będzie siedzieć cicho. Zdeterminowana do granic, podbiegła do
drzwi sypialni Malfoya i załomotała
w nie z całej siły. Miała ochotę dosłownie rozszarpać
go na strzępy. Jak mógł zrobić jej coś takiego?
Nikt nie otwierał i zaczęła się zastanawiać,
czy Draco nie jest już na zebraniu. Jednak złość, jaka w niej
buzowała, domagała się natychmiastowego
ujścia, dlatego jeszcze raz z pełną mocną załomotała
w drzwi... i o mały włos jej pięść nie spotkała
się z poirytowaną twarzą, ociekającego wodą blondyna.
W pierwszej chwili Hermionie zaparło dech w piersiach. Draco
chyba dopiero co opuścił prysznic, bo... był prawie nagi, nie
licząc niewielkiego, białego ręcznika, który miał przewieszony
na biodrach. Drugi ręcznik miał przełożony przez kark i właśnie
wycierał nim mokre blond kosmyki.
– Czego chcesz, furiatko? – zażartował.
Hermiona, słysząc jego kpiący ton,
poczuła, jak fala złości powraca.
– Jak mogłeś! – krzyknęła.
– Wejdź. Nie będziemy się kłócić na korytarzu – Draco
szerzej otworzył drzwi swojej sypialni i odsunął się tak, by
mogła wejść do środka.
Nawet się nie zawahała. Bardzo potrzebowała dać wyraz swojej
wściekłości, a jedynym, dobrym sposobem na to, było
wykrzyczenie mu prosto w twarz, jakim jest draniem.
Draco odrzucił ręcznik, którym wycierał włosy i założył
ręce na piersi, obserwując ją z lekko kpiącym uśmieszkiem.
– Ginny! – syknęła Hermiona, mierząc go nienawistnym
spojrzeniem i ze wszystkich sił starając się nie zauważać,
jak dobrze jest zbudowany.
– Ginny, co? Uciekła? Umarła? – kpił sobie.
– Dobrze wiesz co! Jak mogłeś ją tu sprowadzić? – krzyknęła.
– Już drugi raz dzisiaj na mnie krzyczysz. To niezbyt rozważne...
– ostrzegł ją poważnym tonem.
– W nosie to mam! Obiecałeś ją chronić! Nie możesz jej
w to wszystko wciągać! – Hermiona zaciskała pięści ze
złości, ledwo się hamując przez rzuceniem się na niego
z pazurami.
– Uspokój się – zabrzmiało to, jak
żądanie.
– I twoim zdaniem mam jej ot tak
wydawać rozkazy? Mam kazać nazywać się panią Malfoy? Chcesz mnie
upokorzyć w oczach wszystkich?
– Małżeństwo ze mną cię upokarza? – zapytał na pozór
obojętnie.
– Dobrze wiesz, o co chodzi,
myślałam, że oni się nie dowiedzą... – Hermiona powstrzymała
chęć rozpłakania się z bezsilności.
– Posłuchaj Granger, chodzi o to, że...
– Nie mam zamiaru cię słuchać! Masz ją natychmiast stąd
odesłać i nigdy więcej... – niestety
nie było jej dane dokończyć, bo Draco warknął cicho pod nosem
i doskoczył do niej, łapiąc ją za ramiona i przyciągając
do siebie.
– Dlaczego ty nigdy nie słuchasz, co? – zapytał cicho, patrząc
jej w oczy.
Hermiona straciła oddech po tym niespodziewanym ataku. Chciała coś
mu odpowiedzieć, ale nagłe zalezienie się tak blisko niego
spowodowało u niej mały atak paniki.
– To był prezent. Ginny to też prezent. Chciałem byś miała
w tym domu choć jedną życzliwą ci osobę...
– Ale...
– Oczywiście, ty jak zwykle masz swoje "ale", jednak
nic mnie to nie obchodzi. To moja decyzja, mój dom i ty też
jesteś moja, zrozumiesz to wreszcie? – wyszeptał, a Hermiona
poczuła, że ma dziwnie miękkie nogi. Dobrze, że Draco ją
trzymał, bo miała wrażenie, że zaraz się przewróci.
Blondyn wciąż patrząc jej w oczy, pochylił się nad nią
i ona już wiedziała, co zaraz się stanie...
Wtedy jednak ktoś delikatnie zapukał do drzwi, po czym klamka się
poruszyła, a do środka wszedł Theodore.
– Draco, wszyscy czekają... – zaczął mówić, ale gdy
dostrzegł, co się dzieje,
dosłownie go zamurowało.
Hermiona zdziwiła się, że blondyn tym razem jej nie puścił tak,
jak zrobił to w labolatorium. Wręcz przeciwnie, wciąż
trzymał ją mocno w swoich ramionach, patrzył jej w oczy,
a ich usta dzieliło ledwie kilka centymetrów.
– Wyjdź Nott – padł krótki rozkaz.
Theo otrząsnął się z pierwszego szoku i,
zaciskając szczęki ze złości, warknął:
– Ale zebranie...
– Wynoś się, ale już! – Draco na chwile uniósł głowę
i poczęstował swojego asystenta takim spojrzeniem, że Nott
natychmiast wyszedł z pokoju.
– Ja... ja już pójdę... – Hermiona
była przekonana, że to ostatnia możliwość ucieczki.
– Nie. Myślę, że jednak powinniśmy... – Malfoy uśmiechnął
się lekko i znów się nad nią pochylił.
– Ale co? – jęknęła.
– Potrenować – mruknął zmysłowo, po czym jego usta spotkały
się z lekko drżącymi z emocji ustami Hermiony.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńA tak na temat , to wspaniale czytać to opowiadanie od nowa, choć już się wie jak się skończy. Jest to zresztą moje ulubione opowiadanie razem z GJS. Nie pozostaje mi nic innego jak czekanie na next Rubinu, Syndromów, Snów i Pogryź mnie :)
OdpowiedzUsuńZawsze wierna, PF.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaa ^^ najlepszy rozdział jaki KIEDYKOLWIEK czytałem. Poważnie no lepiej nie dało się tego wszystkiego napisać ^^ kocham <3 ale przysięgam jak będę musiał czekać znowu tak długo na kolejny rozdział to zrobię komus krzywdę! Uwielbiam <3 RR
OdpowiedzUsuńRozdział jest już zabetowany i czeka na swoją kolej :) Obiecuję, że będzie w przyszłym tygodniu :)
UsuńNo bo ja tu parę razy dziennie sprawdzam XD Czekam <3
UsuńZakochałam się
OdpowiedzUsuńPiękna historia, którą długo będę piętać♥
OdpowiedzUsuńNajlepszy rozdział z tego opowiadania! Kocham!! Nie moge się doczekać kolejnego, naprawdę!
OdpowiedzUsuńWeny,
MJ