Betowała: Kite
Millie
⁂⁂⁂
Samochód pędził z taką prędkością,
że dosłownie wbijało ją od tego w fotel. Kątem oka
obserwowała, jak blondyn nerwowo zaciska ręce na kierownicy. Od
razu można było poznać, że jest bardzo zdenerwowany. Nawet jego
oczy miały
ciemniejszą barwę niż zwykle. Hermiona odwróciła głowę,
obawiając się, że jeśli dłużej będzie na niego patrzyła, to
porazi ją piorun.
– Idiotka! – warknął pod nosem.
– Słucham? – prychnęła oburzona.
– Nie do ciebie. Sam w to nie wierzę,
ale muszę przyznać staremu rację. Nie powinienem był jej
pozwolić... – burczał, jeszcze mocniej wciskając pedał gazu.
– Chcesz nas zabić? – Hermiona coraz
bardziej obawiała się jego brawurowej jazdy po wąskiej drodze.
– A co, boisz się, Granger? –
zakpił, na chwilę rezygnując ze złości na rzecz wrednego
uśmieszku.
– Nie – skłamała.
– To czemu tak nerwowo zaciskasz ręce?
Hermiona spojrzała na swe dłonie zaciśnięte
tak mocno, że pobielały jej knykcie. Wiedziała, że nie ma co
zaprzeczać. Bała się i to strasznie. Śmierć w wypadku
z samochodowym
spowodowanym przez Malfoya była
bardzo ponurą wizją.
– Nie bój się, zaraz będziemy na miejscu,
a odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie brzmi "nie".
Nie zamierzam cię zabić, Granger, ani teraz, ani nigdy. –
Powiedział to w taki sposób, że przez krótką chwilę była
skłonna mu w to uwierzyć.
Po kilku minutach minęli bramę dworku. Draco
z piskiem opon zaparkował na podjeździe przed wejściem
i wyskoczył z auta z taką prędkością, że
Hermiona nie zdążyła nawet odpiąć pasa bezpieczeństwa. Ledwo
się z tym uporała, a drzwi od strony pasażera otworzyły
się i tuż obok jej twarzy pojawiła się blada dłoń. Uniosła
głowę, patrząc na niego zaskoczona, dopiero po sekundzie
orientując się, że blondyn w ten sposób oferuje jej pomoc
przy wysiadaniu.
Nim jednak rozważyła tę propozycję, Draco
sięgnął po jej rękę i niezbyt delikatnie wyciągnął ją
z auta. Wciąż trzymając jej dłoń, ruszył szybko w stronę
wejścia, a Hermiona ledwo za nim nadążała w swoich
wysokich obcasach. Arystokrata otworzył drzwi i zaklął cicho
pod nosem. Weszła zaraz za nim i wychyliła się trochę, chcąc
zobaczyć, na co Malfoy tak zareagował.
⁂⁂⁂
Hol wyglądał jak po przejściu stada
garborożców. Potłuczone wazony, pęknięte lustra, porozrzucane
ubrania i coś, co wyglądało, jak ślady sadzy na jednej ze
ścian.
– Ja ją chyba zabiję! – warknął
blondyn, po czym pociągnął Hermionę w stronę schodów.
Już w połowie drogi usłyszeli
podniesiony głos, przekleństwa i okrzyki irytacji. Draco znów
przyśpieszył, a Hermiona podziękowała w duchu za to, że
jeszcze się nie potknęła i nie spadła ze schodów.
Weszli na korytarz na pierwszym piętrzę,
który wyglądał jeszcze gorzej niż hol wejściowy. Na samym jego
środku, wśród rozbitych skorup, podartych walizek i strzępów
ubrań siedziała rozhisteryzowana Pansy Parkinson. Jej włosy były
w kompletnym nieładzie, podobnie jak pomięte ubranie. Na
twarzy widniały ślady łez i rozmazanego tuszu do rzęs.
Jednak tym, co najbardziej rzucało się w oczy, były
niewielkie rozcięcia na obu nadgarstkach, z których ledwo co
kapała krew.
Theodore stał opary o ścianę i patrzył
na te scenę z wyraźnym znudzeniem, ledwo tłumiąc ziewnięcie.
Mimo to trzymał w dłoni różdżkę, gotowy poskromić kolejny
atak niszczycielskiej siły Parkinson. Obok niego stała wyraźnie
zniesmaczona Dafne, która chyba również uważała histerię
przyjaciółki za mocno przesadzoną.
Dopiero po chwili cała trójka zorientowała
się, że na korytarzu pojawi się ktoś jeszcze. Theo zauważył ich
pierwszy. Wyprostował się, prawdopodobnie chcąc coś powiedzieć,
ale wtedy jego wzrok zatrzymał się na ich złączonych dłoniach.
Dafne spojrzała na Dracona, a później na swoją przyjaciółkę
i w jej spojrzeniu błysnęło coś na kształt satysfakcji.
Wiedziała, że tym razem blondyn nie daruje Parkinson tego wyskoku.
Ostatnia zauważyła ich Pansy. Od razu zerwała się na równe nogi
i szybko wyciągnęła poranione nadgarstki w ich stronę.
– Widzisz, do czego mnie doprowadziłeś?
Wyrzuć ją! Natychmiast wyrzuć tę dziwkę z naszego domu! –
zażądała, znów zaczynając szlochać.
Hermiona odruchowo chciała się cofnąć
o krok, przytłoczona ogromem nienawiści, jaki żywiła do niej
Parkinson, jednak mocny uścisk dłoni
Malfoya ją od tego powstrzymał.
– Salazarze... Nigdy nie sądziłem, że
okażesz się aż tak żałosna Pans. – Draco powiedział to w taki
sposób, że dziewczyna natychmiast przestała szlochać.
– Ja? Ja żałosna?! To twoja szlama
próbująca udawać arystokratkę jest żałosna! Mam jej dość! –
krzyczała.
– Pansy, spójrz na siebie, zobacz, do czego
się doprowadziłaś. Skarbie, musisz się otrząsnąć, przecież
Draco ci wszystko wiele razy tłumaczył... – wtrąciła się
Dafne.
– Zabiję ją! – Pansy spoważniała przy
wygłaszaniu tej deklaracji.
Theodore parsknął śmiechem, a poziom
irytacji Malfoya chyba właśnie osiągnął apogeum. Mimo to
Parkinson wyglądała na pewną swej decyzji. Sięgnęła do sterty
rozrzuconych po ziemi rzeczy i złapała za coś, co wyglądało
jak połowa rozbitego wazonu. Nie zawahała się nawet chwili, tylko
cisnęła nim prosto w swoją rywalkę.
Hermiona zamknęła oczy, w myślach
przygotowując się na to, że zaraz porządnie oberwie w głowę,
gdy w ułamku sekundy poczuła mocne szarpnięcie, a zaraz
potem jej nos zderzył się z czymś twardym... i wełnianym.
Usłyszała odgłos uderzenia i bardzo cichy jęk bólu.
Otworzyła oczy, by ze zdziwieniem stwierdzić, że jedyne co teraz
widzi, to wzór swetra Malfoya. Blondyn znów wykazał się
znakomitym refleksem i pociągnął ją do tyłu, po czym swoim
ciałem zasłonił przed fragmentem wazonu. Hermiona wychyliła się
do przodu,
by zobaczyć, jak Draco trzyma się za prawe przedramię. Jego
koszula w tym miejscu powoli zaczynała barwić się na
czerwono. Brązowowłosa z przerażenia, aż przytknęła rękę
do ust. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się stało, gdyby
ten kawałek uderzył prosto w jej głowę.
– Dracccuuusiuuu, ja nie chciałam! –
zawyła Parkinson, rzucając się do przodu, by objąć ukochanego.
– Nott! – padł krótki rozkaz, a zaraz
po nim Pansy padła spetryfikowana.
– Draco! O Merlinie, ty krwawisz! –
zawołała przerażona Dafne.
– Nic mi nie jest. Później się tym zajmę.
– Draco z niesmakiem patrzył na swoją byłą narzeczoną
leżącą na podłodze.
– Pozwól mi się opatrzyć... – Dafnę
wglądała na naprawdę przejętą.
– Najlepiej najpierw przemyć to zimną
wodą, wtedy eliksir lepiej się wchłonie, a rana szybciej
zagoi. Trzeba też sprawdzić, czy w ranę nie wbiły się
jakieś fragmenty tego ceramicznego wazonu. Dobrze jest też nałożyć
eliksir wacikiem, delikatnie go wmasowując. Inaczej może zostać
niewielka blizna – wtrąciła Hermiona, chcąc się na coś
przydać.
W końcu była mu coś winna. Uratował ją
dzisiaj już po raz drugi...
– Nie pierwsza, ale skoro można jej
uniknąć, to prowadź, Granger, a ty, Greengrass, idź do Rosy
po bandaże i eliksir.
– Co mam z nią zrobić? – zapytał
Theo, patrząc na nieprzytomną Parkinson.
– Plan B, przyjacielu – Draco uśmiechnął
się nieco kwaśno, ale za to uśmiech Theodora był szeroki
i szczery. Bez
słowa machnął różdżką, a ciało Pansy uniosło się
w powietrzu.
Ruszyli w stronę schodów, a Greengrass
z nieco kwaśną miną poszła za nimi.
– To gdzie chcesz to zrobić? U mnie,
czy u ciebie? – zapytał Draco.
– Ale co? – wypaliła zaskoczona Hermiona.
– Opatrzyć mi rękę, Granger, a czego
się spodziewałaś? – zadrwił blondyn.
– Ach tak! Jasne! – Szybko zreflektowała
się,
o co mu chodzi, zła na siebie, że dała mu możliwość, by
znów z niej szydził. Niezwłocznie ruszyła do swojej
sypialni. Była wystarczająco skrępowana samą jego obecnością,
by musieć jeszcze wchodzić do jego pokoju.
⁂⁂⁂
– Podwiń rękaw koszuli, trzeba dokładnie
oczyścić zranienie – poinformowała go, rzucając torebkę na
łóżko i szybko zdejmując żakiet.
Weszła do łazienki i odkręciła kran,
czekając, aż Draco do niej dołączy. Uniosła głowę i spojrzała
w wiszące nad umywalką lustro.
– Możesz też w ogóle zdjąć
koszulę, tak jak to właśnie zrobiłeś... – szepnęła, szybko
opuszczając wzrok i starając się nie zarumienić.
– Skąd tyle wiesz o zranieniach,
Granger? – zapytał, podchodząc do niej.
Hermiona odetchnęła głęboko i złapała
jego rękę w nadgarstku, ustawiając ją pod strumieniem zimnej
wody, by zmyć krew i sprawdzić, czy nie wbił się żaden
odłamek ceramiki.
– Z książek – mruknęła,
delikatnie dotykając rany.
Draco syknął cicho i zacisnął dłoń
w pięść, ale nie cofnął ręki, pozwalając Hermionie
dokończyć oględzin.
– Wiem, że boli, ale zaraz kończę.
– Nie masz pojęcia, czym jest ból,
Granger, jeśli sądzisz, że to boli. Jest tylko nieprzyjemne.
– Wiem, co to ból! – Hermiona uniosła
głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
– Zupełnie zapomniałem, że kochana ciotka
B. raz torturowała cię małym crucio –
zaśmiał się bezczelnie.
– To nie był ból. Przynajmniej nie taki,
z którym mogę porównać to, co czułam, gdy mój przyjaciel
umierał na moich rękach – odpowiedziała chłodno.
Od razu pożałowała swojej wylewności. Nie
chciała otwierać się przed Malfoyem. Jednak, ku jej zdziwieniu,
blondyn jej nie wyśmiał ani nawet nie uśmiechnął się w ten
swój ironiczny sposób. On tylko stał i patrzył prosto na
nią, głęboko się nad czymś zastanawiając. Nie wiedziała
dlaczego, ale ona również nie miała ochoty odwracać wzroku.
Woda wciąż leciała, ale oboje nie zauważyli,
że jej strumień od dawna omija rękę Dracona.
– Przyniosłam eliksir. – Głos Dafne był
jak nagłe uderzenie gromu. Sprawił, że oboje podskoczyli
w miejscu.
– To świetnie. Rana jest już oczyszczona –
odezwała się szybko Hermiona, puszczając rękę Malfoya
i odwracając się, by zakręcić kran.
– Może jakoś wam pomóc? – zaproponowała
przymilnie Greengrass.
– Granger sobie poradzi. – Ton Draco na
nowo przybrał te podszyte kpiną brzmienie.
Hermiona bez słowa wzięła od Dafne eliksir,
po czym sięgnęła po wacik i zabrała się do roboty.
– Nott prosił, bym ci przekazała, że
wezwał już starego Parkinsona.
– Daf wciąż stała w progu łazienki i z zainteresowaniem
przypatrywała się temu, jak Hermiona opatruje blondyna. Jednak
brązowowłosa doskonale widziała, jak była Ślizgonka z uznaniem
lustruje tors Malfoya. Ona sama starała się nie zwracać na niego
uwagi, recytując w pamięci dwanaście sposobów wykorzystania
smoczej krwi.
– Naprawdę nie wiem, co jej się stało,
skąd u niej aż taka histeria. Jednak chciałam cię ostrzec,
Draco, ona może wszystko rozgadać. Już groziła, że napisze do
Proroka, że te całe zaręczyny to mistyfikacja – mówiła
przejęta Dafne, ale Hermiona nie musiała nawet na nią patrzeć, by
wiedzieć, że sprawia jej radość kopanie dołków pod
przyjaciółką.
– Wiedziałem, że od początku trzeba było
ją odesłać. Nie wiem, co mnie pokusiło, by tego nie zrobić –
sarknął blondyn.
Hermiona szybko i sprawnie zabrała się
za bandażowanie jego przedramienia. Chciała mieć to już za sobą,
bo dotykanie go było czymś dziwnie niepokojącym.
– Może też podała ci eliksir uległości
w szampanie? Jak wtedy, gdy wy spoiliście nim wszystkich na
balu ministerstwa z okazji zwycięstwa – zaśmiała się
Greengrass, po czym szybko wydała z siebie coś, co brzmiało
jak "och!" i przytknęła rękę do ust.
– Przepraszam cię, Draco! Zapomniałam, że
to sekret! Przecież Granger nic nie wiedziała... – Jej skrucha
była tak zagrana, że prawie można było się nabrać. Prawie.
Hermiona spojrzała na nią, udając
obojętność, po czym mocno pociągnęła bandaż, chcąc sprawdzić,
czy dobrze trzyma. Mniejsza z tym, że zrobiła to z taką
siłą, że Malfoy aż skrzywił się z bólu.
– Wystarczy, Daf. Zostawmy ten temat, a ty,
Granger, przebierz się. Za pół godziny masz być w moim
gabinecie, przeniesiesz się kominkiem do Malfoy Manor. I spakuj
jakąś suknię na kolację, skrzat domowy mojej mamy ją tam
dostarczy.
Draco praktycznie wyrwał rękę z jej
uścisku, po czym szybko ocenił, czy Hermiona dobrze ją
zabandażowała. Jego ironiczny uśmieszek powiedział jej, że nie
ma się do czego przyczepić. Pożegnał ją więc krótkim
skinieniem głowy i ruszył do wyjścia. Dafne taktownie cofnęła
się na bok, ale jej spojrzenie wciąż błądziło po odkrytym
torsie Malfoya.
Smok bez słowa wyszedł z jej sypialni,
po drodze zgarniając koszulę, którą zostawił na jej łóżku.
Natomiast Dafne wciąż stała przy drzwiach do łazienki
i uśmiechała się kpiąco pod nosem. Hermiona nie musiała
zgadywać, by wiedzieć, że cieszy ją fakt, że arystokrata ma
zamiar definitywnie odprawić Pansy z domu. Chyba widziała
w tym swoją szansę.
– Chodź Granger, pomogę ci wybrać ciuchy
na wizytę w najbardziej snobistycznym domu w magicznym
świecie – zaśmiała się Greengrass i od razu podeszła do
szafy.
– Nie trzeba, poradzę sobie –
odpowiedziała szybko Hermiona, przekonana że Dafne to żmija,
której nie powinna ufać ani tym bardziej czegoś zawdzięczać.
– Weź tę bluzkę i czarne spodnie. –
Była Ślizgonka rzuciła w jej stronę miętową, satynową
tuniką z półgolfem oraz eleganckimi spodniami, szytymi na
specjalne zamówienie.
– A na kolację radzę ci założyć tę sukienkę – Dafne
otworzyła pudło, w którym znajdowała się wspaniała
granatowa suknia bez ramiączek, haftowana srebrnym wzorem.
– Dzięki – burknęła Herm, niechętnie
przyznając, że panna Greengrass miała naprawdę dobry gust.
– Smok serio nie żałował kasy na twoją
garderobę. Nic dziwnego, że Pansy pękała z zazdrości –
Dafne mówiła tak lekkim tonem, jak gdyby właśnie gawędziła
sobie z dobrą psiapsiółką.
– Po co to robisz? – spytała Hermiona,
przekonana, że ta dziewczyna jest na wskroś przepełniona fałszem.
– Bo mogę! – Dafne roześmiała się
w głos, po czym ruszyła do wyjścia.
– Kretynka – stwierdziła krótko
Hermiona, gdy tamta wyszła.
⁂⁂⁂
Szybko się odświeżyła i przebrała, po
czym, starając się nie odczuwać strachu, zeszła na dół. Jednak
nie było sensu okłamywać samej siebie. Bała się. Naprawdę bała
się spotkania z rodzicami Malfoya. Wiedziała, że oni nią po
prostu gardzą, a wcale nie miała ochoty wysłuchiwać
kolejnych obelg czy wyzwisk pod swoim adresem. Odetchnęła głęboko,
nim zapukała do gabinetu arystokraty.
– Proszę – padła krótka i o dziwo
uprzejma odpowiedź.
Hermiona weszła do środka, niezbyt pewnym
krokiem i z lekkim zdziwieniem, ale i ulgą stwierdziła,
że w gabinecie znajduje się tylko Nott, siedzący za biurkiem
i przeglądający jakieś dokumenty.
– Mogę ci w czymś pomóc, Hermiono? –
zapytał, a jego uśmiech wydawał jej się naprawdę szczery.
– Ja... ja miałam się przenieść...
– No tak! Draco mi wspominał. Masz dziś
lekcje w Malfoy Manor. Jasne, zaraz cię tam zabiorę.
– Theo odłożył dokumenty i podszedł do kominka, by za
pomocą zaklęcia rozniecić w nim ogień.
– Możemy ruszać? – Zabrzmiało to jak
pytanie, a brunet wciąż się uśmiechając, wyciągnął do
niej rękę.
Hermiona zawahała
się chwilę. Wiedziała, że stosunek Notta do niej jest
zadziwiająco dobry, ale i tak wciąż nie wiedziała, czy
może... i czy powinna mu zaufać. Na razie jednak nie miała
wyjścia. Matka Dracona prawdopodobnie już na nią czekała. Jakoś
musiała przeżyć te lekcje.
Wziła głęboki oddech i podeszła do
Theodora. Podała mu dłoń i z niepokojem, patrzyła na to, jak
Nott nabiera nieco proszku Fiuu z stojącej na kominku szklanej
misy.
– Malfoy Manor. Salon Narcyzy Malfoy! –
wymówił wyraźnie, po czym wrzucił proszek w płomienie,
które natychmiast zmieniły swą barwę na zielony.
Theodore spojrzał na Hermionę, uśmiechając
się do nie pokrzepiająco i pierwszy wskoczył w płomienie,
wciąż trzymając jej dłoń i ciągnąc ją za sobą.
Ostatnim, co Hermiona zobaczyła, była wyraźnie zaskoczona mina
Dracona, który właśnie wszedł do gabinetu. Później wszystko
zawirowało.
⁂⁂⁂
Wyskoczyli z kominka, a Hermiona po
złapaniu głębszego oddechu sprawdziła, czy jej garderoba mocno
ucierpiała w czasie podróży. Nagle jednak usłyszała wybuch
głośnego śmiechu. Nott,
wciąż trzymając ją za rękę,
śmiał się szczerze, patrząc na jej twarz.
– Masz sadze na nosie – wyjaśnił,
wreszcie puszczając jej dłoń.
Hermiona odruchowo potarła nos, ale kolejny
wybuch śmiechu Theodora, powiedział jej, że tylko mocniej ją
rozmazała.
– Poczekaj, rzucę na ciebie zaklęcie
czyszczące – Nott, nadal w doskonałym humorze, sięgnął po
swoją różdżkę.
Nagle jednak za ich plecami buchnęły zielone
płomienie, a z kominka wyskoczył Draco.
– Hej, Smoku, coś się stało? – zapytał
Theo, najwyraźniej zdziwiony widokiem przyjaciela.
– Czy ty ostatnio słuchasz, co ja do ciebie
mówię, Nott? – Głos Dracona przepełniała ironia.
– Pewnie, że tak...
– Kazałem ci przekazać Granger, że ma na
mnie poczekać!
– Pomyślałem, że... – Theodore był
najwyraźniej zmieszany.
– To więcej nie myśl o tym, o czym
nie powinieneś. Wracaj do domu i uporządkuj papiery. Za
godzinę mamy zebranie. – Nie było wątpliwości, że to był
rozkaz.
– Jak sobie życzysz. Trzymaj się,
Hermiono. – Nott szybko zniknął w zielonych płomieniach.
– Masz sadze na nosie, Granger – mruknął
Draco.
– W takim razie wypada ci jej pomóc,
mój synu. – Draco i Hermiona podskoczyli w miejscu,
słysząc głos dobiegający z jednego z dwóch foteli,
znajdujących się w pokoju.
⁂⁂⁂
Dopiero teraz Hermiona rozejrzała się
dokładnie po pomieszczeniu. Beżowe ściany, wysokie okna o ciemno
– brązowych zasłonach. Stylowa gablota pełna pucharów i medali,
kanapa z brązowej skóry, wielkie biurko z ciemnego drewna
i niewielki stoliczek z dwoma fotelami, zwróconymi przodem
do szeroko otwartego wyjścia na balkon, a tyłem do kominka.
– Oczywiście matko – odpowiedział
uprzejmie Draco, a Hermiona po chwili poczuła falę ciepła,
jakie niosło za sobą zaklęcie oczyszczające.
– Chodź, Granger – ponaglił
ją blondyn.
Podeszli do fotela, a Hermiona mimo iż
już zorientowała się, że siedzi w nim Narcyza Malfoy, to
w pierwszej chwili w ogóle jej nie poznała.
Kobieta była bardzo blada. I choć jej
cera zawsze była niczym ścieg, to ten odcień bladości był czymś
więcej. Hermiona od razu zorientowała się, że to objaw choroby.
Podkrążone oczy, zapadnięte policzki, kościste dłonie,
wypłowiałe włosy i lekko sinawe usta. Narcyza – niegdyś
prawdziwa piękność, wyglądała teraz, jak gdyby nagle przybyło
jej z piętnaście lat życia. Jedynym, co zachowało resztki
jej dawnej świetności, były oczy, skrywające jakąś mądrość
i sprawiające, że człowiek chciał jej zaufać. Brązowowłosa
starała się jakoś zatrzeć swoje zaskoczenie i przywołała
na usta wymuszony uśmiech.
– Dzień dobry – przywitała się.
– Witam, panno Granger – odpowiedziała
pani Malfoy, przyglądając jej się z zainteresowaniem.
– Odprowadziłem ją tutaj...
– A ty się nie przywitasz? –
przerwała mu Narcyza z lekką naganą w głosie.
Draco przewrócił oczami i westchnął
ciężko, po czym pochylił się i cmoknął matkę w policzek.
– Witaj, mamo, wspaniale dziś wyglądasz. –
Jego uśmiech również wyglądał na wymuszony i nieszczery,
jednak Narcyza odwzajemniła go, a w jej oczach błysnęła
prawdziwa czułość.
– Tak lepiej. Teraz powiedz, czemu osobiście
się tu pofatygowałeś i na dodatek tak zrugałeś biednego
Theodora?
– Bo on ostatnio się nieco zapomina –
warknął Draco, wyglądając przy tym, jak obrażone dziecko.
– Nie zaczynaj zdania od "bo",
Draconie, to nie przystoi – upomniała go delikatnie Narcyza.
– W porządku, mamo. Chciałem tylko
poprosić, byś ją nakarmiła. Nie zdążyliśmy zjeść lunchu...
– Nie ją tylko Hermionę. Naprawdę nie
wiem, po co masz zamiar coś udawać, skoro nie potrafisz nawet
poprawnie się do niej zwracać! – Narcyza wyglądała na lekko
zirytowaną.
Draco znów wywrócił oczami, ale ku
zdziwieniu Hermiony, po chwili uśmiechnął się i pochylił
nad matką.
– Obiecuję poprawę, mamo, a teraz
uprzejmie proszę, zamów u skrzatów coś do jedzenia, by moja
narzeczona nie umarła z głodu. Muszę już wracać, ale
zobaczymy się na kolacji.
– Dobry chłopiec.
– Narcyza pogładziła syna na policzku, a on złapał jej
dłoń i złożył na niej krótki pocałunek, po czym
wyprostował się i odwrócił w stronę Hermiony.
Dziewczyna nawet się nie zorientowała, gdy
blondyn złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie,
zamykając w uścisku swych silnych ramion.
– Ucz się pilnie, najdroższa. Wieczorem
sprawdzę,
co już wiesz. – Pogładził Hermionę po policzku, uśmiechając
się wrednie. Tak ją tym zaskoczył, że nawet nie była w stanie
jakoś zareagować lub coś mu odpowiedzieć.
– To przedstawienie nie było potrzebne,
tylko ją zestresowałeś – stwierdziła Narcyza, nie kryjąc
rozbawienia.
– Do zobaczenia na kolacji, moje drogie
panie – zawołał na pożegnanie, po czym skierował się w stronę
kominka i niemal od razu zniknął w zielonych płomieniach.
– Musisz mu wybaczyć, mój syn to jeszcze
czasem takie duże dziecko
Hermiona nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć
na to stwierdzenie, więc zmusiła się tylko ponownie do uśmiechu.
– Szybkowarka – Narcyza powiedziała to
cicho, ale skrzat pojawił się od razu.
– Pani wzywała? – pisnęła mała
skrzatka z dużymi uszami i wyłupiastymi oczami.
– Tak. Przynieś panience Hermionie lunch.
Najlepiej sałatkę, pełnoziarniste grzanki i wodę
z magicznych źródeł Goplany.
Hermiona już otwierała usta, by powiedzieć,
że w zasadzie to nie jest specjalnie głodna i wystarczy
jej zwykła kanapka z indykiem, ale skrzatka zdążyła już
zniknąć z pola widzenia.
Zapadła nieco krępująca cisza, w trakcie
której Narcyza przyglądała się Hermionie z nieodgadnionym
wyrazem twarzy.
– Ładnie ci w tej bluzce. Wybrałam ją
w katalogu Madame SaVien. Doskonale leży – stwierdziła
z uznaniem.
– Dziękuję – odpowiedziała, naprawdę
zaskoczona uprzejmością pani Malfoy.
– Jest strasznie niewygodny, prawda?
Hermiona w pierwszej chwili nie wiedziała,
o co chodzi kobiecie, ale Narcyza dość sugestywnie wpatrywała
się w jej serdeczny palec... a raczej w rodowy
pierścień Malfoyów.
– Jest ciężki – mruknęła w odpowiedzi.
– Jak wszystkie klejnoty tego rodu.
Poczekaj, aż założysz ślubny diadem. Głowa będzie cię bolała
przez całe przyjęcie – Narcyza, nie wiedzieć czemu, znów się
uśmiechnęła.
Hermiona już miała wtrącić, że absolutnie
nie ma zamiaru zakładać czegokolwiek związanego ze ślubem czy
małżeństwem w najbliższej dekadzie, ale ten moment wybrała
sobie Szybkowarka na dostarczenie jej posiłku.
– Najpierw usiądź i zjedz, potem
przejdziemy do omówienia naszych spraw – pouczyła ją pani
Malfoy, rozpierając się wygodnie w fotelu i przymykając
oczy jakby ze zmęczenia.
⁂⁂⁂
Hermiona szybko usiadła w drugim fotelu
i zajęła się posiłkiem, starając się nie stukać za mocno
sztućcami, by nie zakłócać pani Malfoy odpoczynku. Bardzo
interesowało ją, co w tak krótkim czasie sprawiło, że
Narcyza tak zmizerniała. Pamiętała przecież, że jeszcze na
ministerialnym balu z okazji zwycięstwa żona Lucjusza
prezentowała się jak zwykle nienagannie. Czyżby dopadła ją jakaś
choroba?
Skończyła jeść, wytarła buzię serwetką
i napiła się wody. Zastanawiała się, co teraz. Czy powinna
obudzić Narcyzę? A może pozwolić jej nadal spać? Ledwie
jednak odstawiła swoją szklankę, a kobieta otworzyła oczy.
Niezbyt mocno klasnęła w dłonie, a taca z naczyniami
po prostu zniknęła.
– Myślę, że możemy zaczynać. –
Kolejne klaśnięcie i tym razem na stoliku zmaterializowały
się trzy wielkie księgi.
– "Wielki
i szlachetny ród Blacków" –
Hermiona przeczytała na głos tytuł pierwszej z nich.
– Właśnie tak. Dzięki tej księdze
zapoznasz się z historią mojego rodu. Poznasz koligacje
rodzinne i zasady, jakimi zwykli się kierować Blackowie. Wiem,
że miałaś okazję poznać Syriusza, ale raczej powinnaś się
skupić na bardziej świetlanych postaciach z naszej rodziny. To
doskonały przykład tego, jak funkcjonują doskonałe rody czyste
krwi. Przejrzyj ją w wolnej chwili.
Hermiona sięgnęła po księgę, nie kryjąc
fascynacji.
– Drugi tytuł, to dla równowagi "Historia
najszlachetniejszego i największego w dziejach magii rodu
– Malfoyów"
– Narcyza wskazała jej
kolejną księgę, leżącą na stoliku.
– To również mam przeczytać? – zapytała
Miona.
– Ależ nie! To długie i bardzo nudne
dzieło, a mój teść zadbał o to, by było pełne
kłamstw i naciąganej prawdy. Musisz ją jednak zabrać ze
sobą, bo tego oczekuje mój mąż. Wątpię jednak, by cię o coś
zapytał. Jestem przekonana, że on sam nigdy jej nawet nie przejrzał
– Narcyza uśmiechnęła się z odrobiną satysfakcji.
– A trzecia książka? – zapytała
Hermiona.
– To "Zasady
Savoir – Vivre rodów czystej krwi". Etykieta,
zasady usadzania gości przy stole, organizacja przyjęć... słowem
wszystko, co przykładna pani czarodziejskiego dworu powinna
wiedzieć, znać i stosować.
– Tego będzie mnie pani uczyć? – Chciała
upewnić się Hermiona.
– Poniekąd. Większość przydatnych
informacji znajdziesz w książce. Ja nauczę cię, jak być
doskonałą panią domu, oddaną żoną i dobrą matką.
– Ale kiedy ja...
– Musisz się tego nauczyć, nawet jeśli na
razie będziesz tylko stwarzała pozory wzorowego domu... –
W głosie Narcyzy było słychać przygnębienie.
Nagle drzwi wejściowe do pokoju się
otworzyły. Słychać było ciężkie kroki. Hermiona wychyliła się
zza oparcia fotela, by zobaczyć, kto wszedł i niemal od razu
tego pożałowała. Lucjusz Malfoy uśmiechnął się kpiąco na jej
widok.
– Proszę, proszę, to dziś nasza mała
gryfonka ma u ciebie lekcje etykiety, moja droga? – zagadnął,
podchodząc do fotela Narcyzy i witając ją krótkim
pocałunkiem w skroń.
– Tak, właśnie zaczynamy – odpowiedziała
żona Lucjusza, nawet nie patrząc w jego stronę.
– To doskonale. Przyszedłem się tylko
upewnić, czy wypiłaś już dziś swoje ziółka.
– Lucjusz uśmiechnął się pod nosem w taki sposób, że
Hermionie poczuła dziwny niepokój.
– Jeszcze nie – odpowiedziała obojętnie
Narcyza, rozprostowując dłoń i przyglądając się swoim
paznokciom, jednocześnie zupełnie ignorując stojącego obok niej
męża.
– Zaraz każę ci je przysłać. Nie
zaniedbuj tego, moja droga – pouczył ją Lucjusz, ruszając
w stronę wyjścia.
– Wypiję je, skoro tego ode mnie
oczekujesz.
Hermiona nie była pewna, ale zdawało jej się,
że w głosie Narcyzy pobrzmiewa gorycz.
– Właśnie tego, kochanie. – Lucjusz
spojrzał na żonę przez ramię, znów uśmiechając się w ten
dziwny sposób. – Do zobaczenia na kolacji, moje panie – pożegnał
je szarmancko, po czym wyszedł.
Ledwie to zrobił,
na stole zmaterializował się niewielki imbryk z białej
porcelany i jedna filiżanka do kompletu.
– Zaraz zamówię dla ciebie zwykłą
herbatę – zapewniła ją Narcyza, nalewając sobie jakiejś
okropnie pachnącej, ciemno – zielonej mikstury.
– Nie trzeba, proszę sobie nie robić
kłopotu – odpowiedziała szybko Hermiona, wciąż próbując
odgadnąć co to za napar Lucjusz każe pić żonie.
– Każda dama pija popołudniową herbatę,
zapamiętaj to sobie – pouczyła ją mama Dracona, ale bez żadnej
ironii czy wyższości.
– A co pani pije? – odważyła się
zapytać.
– Napar z ziół... wzmacniających. –
Narcyza skrzywiła się pod nosem i zrobiła mały łyk.
Hermiona poczuła nagle ogromną ochotę, by
wytrącić jej filiżankę z ręki. Nie wiedziała dlaczego, ale
coś je mówiło, że ten napar wcale nie pomoże pani Malfoy.
– Słyszałaś kiedyś historię o tym,
jak zostałam żoną Lucjusza? – zapytała nagle.
– Nie – odpowiedziała Hermiona,
zaintrygowana tym pytaniem.
– W takim razie ci opowiem. Od razu
zorientujesz się, jak wygląda aranżacja małżeństw w rodach
czystej krwi...
⁂⁂⁂
Narcyza mówiła, a Hermiona słuchała ją
ze szczerym zainteresowaniem. Od jej zaręczyn z Lucjuszem, po
przez pierwsze lata małżeństwa, narodziny Dracona, po jego
dzieciństwo, wybryki i psoty. Narcyza mówiła o tym
wszystkim z czułością i nostalgią, raz po raz
uśmiechając się delikatnie do swoich własnych wspomnień.
Hermiona nie miała pojęcia, dlaczego kobieta opowiada jej to
wszystko, ale musiała przyznać, że dzięki temu czuła, że choć
trochę lepiej rozumie to, dlaczego Draco taki jest. Zaczęła
dostrzegać jego zalety. Chociażby fakt, jak wielką miłością
darzył swoją mamę. Ktoś zdolny do takiego uczucia, nie mógł być
tak do końca złym człowiekiem. Opowieść Narcyzy trwała do
momentu, gdy obie zauważyły, że za oknem powoli zapada zmierzch.
– Pora byś poszła się przygotować do
kolacji. Przebierz się i czekaj, aż mój syn po ciebie
przyjdzie. Zawsze powinnaś schodzić na kolację w towarzystwie
swojego męża. Masz być jego ozdobą i dumą. Musisz dbać
o to, by zawsze prezentować się nienagannie, tak, by nie
przynieść mu wstydu – tłumaczyła jej Narcyza.
– Rozumiem – odpowiedziała cicho
Hermiona.
– Korytarzem na prawo, ostatnie drzwi po
lewej. Tam czeka na ciebie twoja suknia.
– Narcyza zaczęła podnosić się z fotela, ale zachwiała
się przy tym, tracąc równowagę i znów opadając na
siedzenie.
– Ja pomogę! – zaoferowała
się szybko Miona, podchodząc do arystokratki.
Pani Malfoy bez wahania ujęła jej dłoń
i powoli ponownie podniosła się z fotela.
– Dziękuję, to miło z twojej strony.
– Może pomóc pani dojść do jej pokoju? –
uprzejmie zapytała Hermiona.
– Nie trzeba, mam sypialnię tuż obok.
Brązowowłosa w odpowiedzi skinęła
tylko głową, ale z mieszanymi uczuciami patrzyła na to, jak
mama Dracona stawia niepewne kroki. Coś niszczyło tę kobietę od
środka i choć jej charakter wciąż posiadał dawną siłę,
to ciało powoli zaczynało się poddawać.
Odwróciła się i ruszyła w stronę
drzwi, które wcześniej wskazała jej Narcyza, jako wyjście na
korytarz. Bała się tego domu, doskonale pamiętając, co ją tu
spotkało, gdy była tu po raz ostatni. Zebrała się jednak na
odwagę i złapała za klamkę.
– Hermiono? – dobiegł
ją słaby głos Narcyzy.
Dziewczyna szybko spojrzała za siebie. Pani
Malfoy stała z dłonią opartą o drzwi prowadzące do
spialnii.
– Tak? – zapytała, sądząc, że Narcyzie
może być jednak potrzebna jakaś pomoc.
– Czy kiedyś chciałabyś mieć dzieci?
To pytanie tak zaskoczyło brązowowłosą, że
na chwilę otworzyła usta. Dlaczego akurat to ją interesowało?
Postanowiła jednak odpowiedzieć.
– Tak, nawet bardzo – powiedziała,
zgodnie z tym co czuła.
– To wspaniale. – Narcyza uśmiechnęła
się delikatnie, po czym weszła do swojego pokoju.
Hermiona szybko otrząsnęła się z lekkiego
szoku i wyszła z pokoju. Szybko przeszła przez korytarz
i znalazła się pod białymi, okazałymi drzwiami. Weszła do
środka, zadowolona, że nie spotkała nikogo po drodze. Ledwo
zamknęła za sobą drzwi, jej uszu dobiegło coś, co zabrzmiało,
jak... chrapanie.
⁂⁂⁂
Mimo panującego w pokoju półmroku,
Hermiona dostrzegła zarys mebli, a zwłaszcza wielkiego łóżka,
na którym spał sobie w najlepsze... Draco.
Nie bardzo wiedząc, co ma zrobić, chrząknęła
cicho, licząc, że to go obudzi. Nic to jednak nie dało.
Chrząknęła po raz drugi,
zdecydowanie głośniej,
lecz również nie wywołało to spodziewanego efektu.
Prychnęła cicho pod nosem i podeszła do
łóżka.
– Malfoy – mruknęła.
Nic. Żadnej reakcji, no może poza nieco
głośniejszym chrapnięciem.
– Malfoy obudź się! – tym razem
powiedziała to naprawdę głośno.
Draco zamruczał coś pod nosem, po czym
odwrócił się na drugi bok. Miał na sobie jeansy i wypłowiały
t – shirt z logo Fatalnych
Jędz. Włosy rozrzucone
w nieładzie na poduszce. Lekko otwarte usta, z których
właśnie wydobywało się kolejne chrapnięcie...
– Malfoy! Obudźże się wreszcie! –
Hermiona zirytowała się do tego stopnia, że podeszła do łóżka
i szarpnęła ramieniem blondyna.
Draco zareagował w ułamku sekundy.
Usiadł na łóżku, złapał ją za nadgarstek i pociągnął
do przodu tak, że wpadła na łóżko, a potem nie wiadomo jak,
nagle leżała na plecach, a on pochylał się nad nią, celując
różdżką w jej nos. Obydwoje ciężko oddychali, a Hermiona
w myślach rozważała, jak to jest możliwe, by ktoś miał
taki refleks.
– Granger, to ty? – Na twarzy blondyna
pojawiło się zaskoczenie.
– A kogo się spodziewałeś? –
wydyszała, wciąż nie mogąc się uspokoić po tym nagłym ataku.
– Na Salazara, kobieto! Mogłem cię
zabić... – burknął, wreszcie się od niej odsuwając i wstając
z łóżka.
– Jeśli tak traktujesz wszystkie kobiety,
to nic dziwnego, że musisz mnie szantażować, bym udawała twoją
narzeczoną – zakpiła, nie mogąc się powstrzymać.
Malfoy spojrzał na nią z niechęcią
i ziewną szeroko, przeciągając się tak, że koszulka
podjechała mu do góry, ukazując wspaniałą rzeźbę mięśni
brzucha.
– Nie wiesz, że nie wolno budzić śpiącego
Smoka? A poza tym, co ty robisz w mojej sypialni? Nie
pamiętam, żebym cię tu zapraszał.
– Twoja mama kazała mi tu przyjść –
Hermiona podniosła się z łóżka i skrzyżowała ręce
na piersi, rzucając mężczyźnie niechętne spojrzenie.
– Mogłem się tego spodziewać. Naprawdę
nie wiem, na co ona liczy – Draco parsknął kpiącym śmiechem.
– Muszę się przebrać do kolacji.
– I co, mam ci w tym pomóc?
Hermiona postanowiła nie pozwolić się
sprowokować. Zacisnęła gniewnie usta i czekała, aż Malfoy
sam powie jej co ma dalej robić.
– Pewnie w łazience masz swoje rzeczy
Granger. Idź. Ja skorzystam z gościnnej. Za pół godziny masz
być gotowa. – Zabrzmiało to jak rozkaz.
– Jak pan każe – odpowiedziała, idąc do
łazienki.
Miała dziwne przeczucie, że ten wieczór nie
skończy się najlepiej.
⁂⁂⁂
Wyszła z łazienki, starając się
sprawiać wrażenie pewnej siebie i gotowej. Mimo to czuła się
bardzo niepewnie. Suknia dobrze na niej leżała, ale jak na jej gust
miała zbyt odkryty dekolt. Hermiona rozpuściła włosy, chcąc
jakoś to zamaskować, ale i tak czuła się dziwnie
i nienaturalnie. Dracona jednak nigdzie nie było. Pamiętając
nauki Narcyzy, Hermiona postanowiła na niego poczekać w pokoju.
Blondyn przed wyjściem zapalił kilka wiecznych świec, dlatego
teraz dokładnie mogła rozejrzeć się po jego sypialni w Malfoy
Manor. Ciemnozielone ściany i srebrne dodatki wcale jej nie
zdziwiły. Było to lokum na wskroś przesiąknięte duchem
Slytherinu. Jednak było tu też kilka interesujących elementów. Na
jednej ze ścian, na specjalnych hakach wisiało kilka mioteł. Poza
najnowszymi modelami z górnych półek, były tam również
dużo starsze egzemplarze, a nawet antyki, które z pewnością
już ledwo latały. To było coś nowego, nie wiedziała, że Malfoy
kolekcjonuje miotły. Inną ze ścian zdobiło kilkanaście zdjęć.
Hermiona od razu zorientowała się, że część z nich była
robiona jeszcze przed wojną, bo na zdjęciu grupowym było kilku
uczniów Sytherinu, którzy zginęli w czasie Wielkiej Bitwy.
Wszyscy uśmiechali się wesoło do obiektywu i machali do niej.
Na innym zdjęciu Draco stał w towarzystwie Goyla, Notta
i Zabiniego. Wszyscy trzymali swoje miotły, a Draco unosił
rękę, w której wciąż trzepotał się złoty znicz.
– Zobaczyłaś tam coś ciekawego? – padło
pytanie.
Hermiona tak zapatrzyła się na zdjęcia, że
nie zauważyła nawet, kiedy Draco wrócił do pokoju.
Odwróciła się w jego stronę,
przyglądając się jego eleganckiej, czarnej szacie wyjściowej,
wykańczanej srebrnym haftem, pasującym do tego na jej sukni.
Draco również jej się przyglądał
i Hermiona wiedziała, że właśnie dokonuje oceny. Po jego
minie wywnioskowała jednak, że wszystko jest w porządku
i Malfoy akceptuje
jej wygląd i strój. Blondyn szarmancko zaofiarował jej ramię
i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że wciąż
uśmiechał się kpiąco pod nosem.
Pomimo wewnętrznego skrępowania, uniosła
dumnie głowę i ujęła jego ramię, nie chcąc mu dawać
satysfakcji. Wieczór tortur dopiero się rozpoczynał.
⁂⁂⁂
Zeszli razem do z przepychem urządzonej
jadalni. Wielki stół, który mógłby pomieścić z czterdzieści
osób. Rzeźbione i pozłacane krzesła były wyściełane
zielonym aksamitem. Wielki, bogato zdobiony kominek, w którym
płonął ogień i ogromny portret rodziny Malfoyów wiszący
tuż nad nim. Jedna ze ścian składała się prawie w całości
z wielkich okien, z szerokim wyjściem na taras. Hermiona
jednak nie miała czasu podziwiać tego wszystkiego, bowiem jej uwaga
skupiła się na Lucjuszu i Narcyzie, siedzących już przy
jednym z końców stołu.
– Witaj ponownie, matko oraz ty, ojcze –
przywitał ich dość chłodno Draco.
– Dobry wieczór – przywitała się
Hermiona.
– Nie tak, Hermiono! Najpierw Lucjusz musi
odpowiedzieć Draconowi, dopiero później wolno się odezwać
kobietom – upomniała ją Narcyza.
– Przestań, moja droga, dziś nie jemy
oficjalnej kolacji. Siadajcie wreszcie, bo nie mogę się doczekać,
aż wam opowiem, co dziś załatwiłem! – Lucjusz wyglądał na
podekscytowanego.
– Najpierw zjedzmy, później porozmawiamy –
nalegał Draco, sięgając po elegancką serwetkę.
– I tak musimy poczekać na resztę,
więc pomówmy teraz – zaprotestował Lucjusz.
– Jaką resztę? – zapytała cicho
Narcyza.
– Na Gretę, Rastabana i Rudolfa –
odpowiedział Malfoy senior.
– Rastaban i Rudolf są dziś
w Londynie. Nie mów, że zapomniałeś, ojcze – wtrącił
Draco.
– W takim razie poczekamy na Gretę,
miała tylko wysłać kilka sów. Zaraz do nas dołączy. – Lucjusz
uśmiechnął się pod nosem, a Narcyza skuliła się w sobie.
Wyglądała na osobę, na
którą
nagle spadło naprawdę wiele trosk.
– Twoja sekretarka nie zje z nami
kolacji – głos
Dracona brzmiał, jakby był ze stali.
– Niby kto tak powiedział? – Lucjusz
wyraźnie się zirytował.
– Ja. Poinformowałem ją, że nie jest tu
mile widziana, bo to rodzinne spotkanie. – Draco uniósł głowę
i wyzywająco spojrzał ojcu w oczy.
– Jak śmiesz! – Lucjusz uderzył pięścią
w stół.
– Tylko nie kłóćcie się znowu, proszę
was... – jęknęła Cyzia, a w jej oczach błysnęły
łzy.
– Dobrze. Później o tym porozmawiamy.
Teraz zjedzmy kolację – zadecydował niechętnie Lucjusz.
Jedzenie było wspaniałe i bardzo
wykwintne, ale Hermiona jadła z umiarkowanym apetytem, starając
się nie popełnić jakiejś gafy z doborem sztućców czy
nakładaniem na szczerozłoty talerz kolejnych dań. Lucjusz i Draco
milczeli zawzięcie, za to Narcyza bardzo się ożywiła i wprost
nie mogła przestać mówić o tym, jak wspaniale że mają
okazję razem zasiąść za stołem oraz wspominając inne kolacje
i przyjęcia, jakie były wydawane w tym domu. Hermiona
starała się słuchać jej z uwagą, mimo że siedzący obok
Draco jakoś dziwnie ją rozpraszał. Być może to dlatego, że
wyglądał na wyraźnie spiętego i poirytowanego?
Gdy z ich talerzy zniknęły resztki
deseru, Hermiona zorientowała się, że nagle na stole pojawiły się
cztery kieliszki szampana.
– Musimy wznieść toast! – Lucjusz
podniósł się z miejsca. – Udało mi się dziś przekonać
mugolskiego premiera, by podzielił się z nami swoją wiedzą
o ich systemie obrony!
– Jak tego dokonałeś? – zapytał dość
obojętnie Draco, podając Hermionie szampana i samemu sięgając
po drugi kieliszek.
– Bardzo prosto. Zaprosiłem go na Pokątną
na lunch. Był pod wrażeniem magicznego świata.
– Ale przecież ustawa o zakazie
ujawniania i poufności... – wypaliła Hermiona, bardzo
zaskoczona, że Malfoyowi od tak pozwolono wprowadzić mugola do ich
świata.
– Teraz nie ma już żadnych ustaw
i zakazów, Granger – warknął Draco.
– Właśnie tak. Dlatego wpadłem na bardzo
prosty pomysł. Pokażemy mugolom, jak żyją czarodzieje, a oni
podzielą się z nami swoimi własnymi tajemnicami. Czy to nie
banalne? – Lucjusz uśmiechał się z prawdziwą satysfakcją.
– Dopiero co mówiłeś, że sami musimy
nauczyć się żyć jak mugole – przypomniał mu Draco.
– Bo tak jest, ty i panna Granger
musicie przekonać ich, że tak naprawdę lubimy mugoli i jesteśmy
do nich bardzo podobni.
– Prościzna – sarknął Draco, popijając
szampana.
– Premier był zafascynowany naszym światem,
wypytywał mnie o to, jak obchodzimy święta i inne
uroczystości, dlatego od razu zaprosiłem go na wasz ślub. Za trzy
tygodnie w naszym dworze. Był zachwycony, że będzie mógł to
zobaczyć z bliska... – Lucjusz uśmiechnął się i wzniósł
toast swoim kieliszkiem szampana.
– Śl...uuu...b – wyjąkała
skonsternowana Hermiona.
Przecież to miało nie być konieczne! Miała
tylko udawać narzeczoną Malfoya i to jedynie przez trzy
miesiące. Nie ma mowy o żadnym ślubie! Biała suknia,
kościół, orkiestra i tort? Nie!
– To bardzo mało czasu na zorganizowanie
wszystkiego. Myślisz, że zdążymy? – wtrąciła Narcyza, która,
nie wiedzieć czemu,
uśmiechała się delikatnie.
– Musisz sobie jakoś poradzić, moja droga
– odpowiedział Lucjusz żonie.
– Trzeba jak najszybciej podpisać dokumenty
w ministerstwie – burknął Draco i znów napił się
szampana.
– Ale jaa...k..., jak...to? – Hermiona
zerwała się z miejsca, walcząc z przerażającym atakiem
paniki i falą mdłości, jaka ją nagle ogarnęła.
Oni nie mogli jej tego zrobić. Czy oni
naprawdę mogli zmusić ją do poślubienia tego... jego...
– Wyjdź na taras, świeże powietrze dobrze
ci zrobi – poradziła jej szybko Narcyza, widząc, że jej przyszła
synowa strasznie blednie.
Hermiona odwróciła się na pięcie i szybko
pobiegła w stronę szklanych drzwi prowadzących na taras,
a dalej do ogrodu Malfoyów. Musiała odetchnąć. Musiała
uciec od nich, choć na chwilę.
⁂⁂⁂
Stała z pochyloną głową, oddychając
ciężko i zastanawiając się, czy przemożna ochota na
zwrócenie dopiero co zjedzonej kolacji wygra w niej,
czy też nie. Kręciło jej się w głowie, a oddech miała
krótki i urywany,
jakby ktoś położył coś ciężkiego prosto na jej piersi. Nie
potrafiła się uspokoić i opanować emocji. Przecież miało
do tego nie dojść! Miała tylko trochę udawać... ale ślub,
magiczna ceremonia, obrączki, goście, noc poślubna... Tego było
za wiele jak dla niej. Nie potrafiła sobie nawet tego dokładnie
wyobrazić.
Nagle poczuła na swojej talii czyjeś ręce.
Podskoczyła w miejscu, przerażona. Od tego jeszcze mocniej
zakręciło jej się w głowie.
– Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. –
Usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
– Nie... nie będzie, ja nie... – Nie
potrafiła złapać głębszego oddechu, dławiąc się tłumionym
szlochem i rozpaczą, która ją ogarnęła.
– Spokojnie – powtórzył Draco.
Hermiona poczuła, jak odgarnia jej włosy
z szyi i delikatnie ciągnie jej głowę do tyłu. Po
chwili stała oparta o jego tors, a głowę miała
przechyloną do tyłu i opartą na jego ramieniu. Nad jej oczami
świeciły miliony gwiazd, ale Hermiona nie była w stanie na
nie patrzeć. Zamknęła oczy i skupiła się na odzyskaniu
głębszego oddechu. Draco złapał ją za rękę i powoli
przesunął tak, że znalazła się na klatce piersiowej dziewczyny.
Jego dłoń spoczywała tuż na jej dłoni.
– Wdech, wydech. Powoli i spokojnie.
Oddychaj. Głęboko. – szeptał, opierając się policzkiem o jej
głowę.
Hermiona zdziwiła się, jak szybko udało się
mu ją uspokoić. Ich dłonie poruszały się razem z każdym
jej oddechem, a tuż pod nimi można było wyczuć, jak bicie
jej serca wraca do normalnego rytmu.
– Już dobrze. Koniec ataku paniki. –
Niemal mogła wyczuć, jak Draco uśmiecha się tuż przy jej skroni.
Wyprostowała się i odwróciła od niego,
patrząc mu prosto w oczy.
– Nie pozwolisz mu na to prawda? Nie zmusi
cię... nas... do tego? – wymamrotała, starając się walczyć
z napływającymi łzami.
Draco w odpowiedzi uśmiechnął się
tylko lekko, po czym nagle zrobił krok do przodu i znów złapał
ją mocno w talii i przyciągnął do siebie.
Hermiona znów na chwilę
straciła oddech, lecz nim go odzyskała, wszystko zawirowało jej
przed oczami.
Ciszę dostojnego ogrodu, zakłócił trzask
teleportacji.
Piękny koniec rozdziału.
OdpowiedzUsuńPiękny koniec rozdziału.
OdpowiedzUsuńCzy Parkinson rymuje się z idiotka? Nie, ale powinno. Co ona robi? Draco świetnie zareagował na atak paniki Mionki. To było taaakie słodkie ❤️
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
dramione-ja-to-ja.blogspot.com
Mógłbym skomentować Dracona czy Pansy ale... Dafne <3 mam wrażenie że ona coś kombinuje i że jej plan mi się bardzo spodoba ^^ czekam na następny rozdział <3 swoją drogą widziałem link do całej tej historii i poważnie tylko ja uważam że czekanie na każde następne słowo jest strasznie ekscytujace? ^^ nie chce psuć klimatu zmieniając link więc wytrwale będę czekał :D RR
OdpowiedzUsuńZa ile rozdział 6 ??? ^^ Kocham <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńciekawe opowiadanie , Pansy jako histeryczka LM jako łajdak. Ale podzielam zdanie że najbardziej ciekawą postacią jest chyba jednak Dafne.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba. Jedna autorka opowiadania na wattpadzie poleciła mi wszystkie twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuń