wtorek, 13 września 2016

Rubin i Stal - 5. N - Nowina

Betowała: Kite Millie

⁂⁂⁂
Samochód pędził z taką prędkością, że dosłownie wbijało ją od tego w fotel. Kątem oka obserwowała, jak blondyn nerwowo zaciska ręce na kierownicy. Od razu można było poznać, że jest bardzo zdenerwowany. Nawet jego oczy miały ciemniejszą barwę niż zwykle. Hermiona odwróciła głowę, obawiając się, że jeśli dłużej będzie na niego patrzyła, to porazi ją piorun.
– Idiotka! – warknął pod nosem.
– Słucham? – prychnęła oburzona.
– Nie do ciebie. Sam w to nie wierzę, ale muszę przyznać staremu rację. Nie powinienem był jej pozwolić... – burczał, jeszcze mocniej wciskając pedał gazu.
– Chcesz nas zabić? – Hermiona coraz bardziej obawiała się jego brawurowej jazdy po wąskiej drodze.
– A co, boisz się, Granger? – zakpił, na chwilę rezygnując ze złości na rzecz wrednego uśmieszku.
– Nie – skłamała.
– To czemu tak nerwowo zaciskasz ręce?
Hermiona spojrzała na swe dłonie zaciśnięte tak mocno, że pobielały jej knykcie. Wiedziała, że nie ma co zaprzeczać. Bała się i to strasznie. Śmierć w wypadku z samochodowym spowodowanym przez Malfoya była bardzo ponurą wizją.
– Nie bój się, zaraz będziemy na miejscu, a odpowiedź na twoje wcześniejsze pytanie brzmi "nie". Nie zamierzam cię zabić, Granger, ani teraz, ani nigdy. – Powiedział to w taki sposób, że przez krótką chwilę była skłonna mu w to uwierzyć.
Po kilku minutach minęli bramę dworku. Draco z piskiem opon zaparkował na podjeździe przed wejściem i wyskoczył z auta z taką prędkością, że Hermiona nie zdążyła nawet odpiąć pasa bezpieczeństwa. Ledwo się z tym uporała, a drzwi od strony pasażera otworzyły się i tuż obok jej twarzy pojawiła się blada dłoń. Uniosła głowę, patrząc na niego zaskoczona, dopiero po sekundzie orientując się, że blondyn w ten sposób oferuje jej pomoc przy wysiadaniu.
Nim jednak rozważyła tę propozycję, Draco sięgnął po jej rękę i niezbyt delikatnie wyciągnął ją z auta. Wciąż trzymając jej dłoń, ruszył szybko w stronę wejścia, a Hermiona ledwo za nim nadążała w swoich wysokich obcasach. Arystokrata otworzył drzwi i zaklął cicho pod nosem. Weszła zaraz za nim i wychyliła się trochę, chcąc zobaczyć, na co Malfoy tak zareagował.

⁂⁂⁂

Hol wyglądał jak po przejściu stada garborożców. Potłuczone wazony, pęknięte lustra, porozrzucane ubrania i coś, co wyglądało, jak ślady sadzy na jednej ze ścian.
– Ja ją chyba zabiję! – warknął blondyn, po czym pociągnął Hermionę w stronę schodów.
Już w połowie drogi usłyszeli podniesiony głos, przekleństwa i okrzyki irytacji. Draco znów przyśpieszył, a Hermiona podziękowała w duchu za to, że jeszcze się nie potknęła i nie spadła ze schodów.
Weszli na korytarz na pierwszym piętrzę, który wyglądał jeszcze gorzej niż hol wejściowy. Na samym jego środku, wśród rozbitych skorup, podartych walizek i strzępów ubrań siedziała rozhisteryzowana Pansy Parkinson. Jej włosy były w kompletnym nieładzie, podobnie jak pomięte ubranie. Na twarzy widniały ślady łez i rozmazanego tuszu do rzęs. Jednak tym, co najbardziej rzucało się w oczy, były niewielkie rozcięcia na obu nadgarstkach, z których ledwo co kapała krew.
Theodore stał opary o ścianę i patrzył na te scenę z wyraźnym znudzeniem, ledwo tłumiąc ziewnięcie. Mimo to trzymał w dłoni różdżkę, gotowy poskromić kolejny atak niszczycielskiej siły Parkinson. Obok niego stała wyraźnie zniesmaczona Dafne, która chyba również uważała histerię przyjaciółki za mocno przesadzoną.
Dopiero po chwili cała trójka zorientowała się, że na korytarzu pojawi się ktoś jeszcze. Theo zauważył ich pierwszy. Wyprostował się, prawdopodobnie chcąc coś powiedzieć, ale wtedy jego wzrok zatrzymał się na ich złączonych dłoniach. Dafne spojrzała na Dracona, a później na swoją przyjaciółkę i w jej spojrzeniu błysnęło coś na kształt satysfakcji. Wiedziała, że tym razem blondyn nie daruje Parkinson tego wyskoku. Ostatnia zauważyła ich Pansy. Od razu zerwała się na równe nogi i szybko wyciągnęła poranione nadgarstki w ich stronę.
– Widzisz, do czego mnie doprowadziłeś? Wyrzuć ją! Natychmiast wyrzuć tę dziwkę z naszego domu! – zażądała, znów zaczynając szlochać.
Hermiona odruchowo chciała się cofnąć o krok, przytłoczona ogromem nienawiści, jaki żywiła do niej Parkinson, jednak mocny uścisk dłoni Malfoya ją od tego powstrzymał.
– Salazarze... Nigdy nie sądziłem, że okażesz się aż tak żałosna Pans. – Draco powiedział to w taki sposób, że dziewczyna natychmiast przestała szlochać.
– Ja? Ja żałosna?! To twoja szlama próbująca udawać arystokratkę jest żałosna! Mam jej dość! – krzyczała.
– Pansy, spójrz na siebie, zobacz, do czego się doprowadziłaś. Skarbie, musisz się otrząsnąć, przecież Draco ci wszystko wiele razy tłumaczył... – wtrąciła się Dafne.
– Zabiję ją! – Pansy spoważniała przy wygłaszaniu tej deklaracji.
Theodore parsknął śmiechem, a poziom irytacji Malfoya chyba właśnie osiągnął apogeum. Mimo to Parkinson wyglądała na pewną swej decyzji. Sięgnęła do sterty rozrzuconych po ziemi rzeczy i złapała za coś, co wyglądało jak połowa rozbitego wazonu. Nie zawahała się nawet chwili, tylko cisnęła nim prosto w swoją rywalkę.
Hermiona zamknęła oczy, w myślach przygotowując się na to, że zaraz porządnie oberwie w głowę, gdy w ułamku sekundy poczuła mocne szarpnięcie, a zaraz potem jej nos zderzył się z czymś twardym... i wełnianym. Usłyszała odgłos uderzenia i bardzo cichy jęk bólu. Otworzyła oczy, by ze zdziwieniem stwierdzić, że jedyne co teraz widzi, to wzór swetra Malfoya. Blondyn znów wykazał się znakomitym refleksem i pociągnął ją do tyłu, po czym swoim ciałem zasłonił przed fragmentem wazonu. Hermiona wychyliła się do przodu, by zobaczyć, jak Draco trzyma się za prawe przedramię. Jego koszula w tym miejscu powoli zaczynała barwić się na czerwono. Brązowowłosa z przerażenia, aż przytknęła rękę do ust. Wolała sobie nawet nie wyobrażać, co by się stało, gdyby ten kawałek uderzył prosto w jej głowę.
– Dracccuuusiuuu, ja nie chciałam! – zawyła Parkinson, rzucając się do przodu, by objąć ukochanego.
– Nott! – padł krótki rozkaz, a zaraz po nim Pansy padła spetryfikowana.
– Draco! O Merlinie, ty krwawisz! – zawołała przerażona Dafne.
– Nic mi nie jest. Później się tym zajmę. – Draco z niesmakiem patrzył na swoją byłą narzeczoną leżącą na podłodze.
– Pozwól mi się opatrzyć... – Dafnę wglądała na naprawdę przejętą.
– Najlepiej najpierw przemyć to zimną wodą, wtedy eliksir lepiej się wchłonie, a rana szybciej zagoi. Trzeba też sprawdzić, czy w ranę nie wbiły się jakieś fragmenty tego ceramicznego wazonu. Dobrze jest też nałożyć eliksir wacikiem, delikatnie go wmasowując. Inaczej może zostać niewielka blizna – wtrąciła Hermiona, chcąc się na coś przydać.
W końcu była mu coś winna. Uratował ją dzisiaj już po raz drugi...
– Nie pierwsza, ale skoro można jej uniknąć, to prowadź, Granger, a ty, Greengrass, idź do Rosy po bandaże i eliksir.
– Co mam z nią zrobić? – zapytał Theo, patrząc na nieprzytomną Parkinson.
– Plan B, przyjacielu – Draco uśmiechnął się nieco kwaśno, ale za to uśmiech Theodora był szeroki i szczery. Bez słowa machnął różdżką, a ciało Pansy uniosło się w powietrzu.
Ruszyli w stronę schodów, a Greengrass z nieco kwaśną miną poszła za nimi.
– To gdzie chcesz to zrobić? U mnie, czy u ciebie? – zapytał Draco.
– Ale co? – wypaliła zaskoczona Hermiona.
– Opatrzyć mi rękę, Granger, a czego się spodziewałaś? – zadrwił blondyn.
– Ach tak! Jasne! – Szybko zreflektowała się, o co mu chodzi, zła na siebie, że dała mu możliwość, by znów z niej szydził. Niezwłocznie ruszyła do swojej sypialni. Była wystarczająco skrępowana samą jego obecnością, by musieć jeszcze wchodzić do jego pokoju.

⁂⁂⁂

– Podwiń rękaw koszuli, trzeba dokładnie oczyścić zranienie – poinformowała go, rzucając torebkę na łóżko i szybko zdejmując żakiet.
Weszła do łazienki i odkręciła kran, czekając, aż Draco do niej dołączy. Uniosła głowę i spojrzała w wiszące nad umywalką lustro.
– Możesz też w ogóle zdjąć koszulę, tak jak to właśnie zrobiłeś... – szepnęła, szybko opuszczając wzrok i starając się nie zarumienić.
– Skąd tyle wiesz o zranieniach, Granger? – zapytał, podchodząc do niej.
Hermiona odetchnęła głęboko i złapała jego rękę w nadgarstku, ustawiając ją pod strumieniem zimnej wody, by zmyć krew i sprawdzić, czy nie wbił się żaden odłamek ceramiki.
– Z książek – mruknęła, delikatnie dotykając rany.
Draco syknął cicho i zacisnął dłoń w pięść, ale nie cofnął ręki, pozwalając Hermionie dokończyć oględzin.
– Wiem, że boli, ale zaraz kończę.
– Nie masz pojęcia, czym jest ból, Granger, jeśli sądzisz, że to boli. Jest tylko nieprzyjemne.
– Wiem, co to ból! – Hermiona uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
– Zupełnie zapomniałem, że kochana ciotka B. raz torturowała cię małym crucio – zaśmiał się bezczelnie.
– To nie był ból. Przynajmniej nie taki, z którym mogę porównać to, co czułam, gdy mój przyjaciel umierał na moich rękach – odpowiedziała chłodno.
Od razu pożałowała swojej wylewności. Nie chciała otwierać się przed Malfoyem. Jednak, ku jej zdziwieniu, blondyn jej nie wyśmiał ani nawet nie uśmiechnął się w ten swój ironiczny sposób. On tylko stał i patrzył prosto na nią, głęboko się nad czymś zastanawiając. Nie wiedziała dlaczego, ale ona również nie miała ochoty odwracać wzroku.
Woda wciąż leciała, ale oboje nie zauważyli, że jej strumień od dawna omija rękę Dracona.
– Przyniosłam eliksir. – Głos Dafne był jak nagłe uderzenie gromu. Sprawił, że oboje podskoczyli w miejscu.
– To świetnie. Rana jest już oczyszczona – odezwała się szybko Hermiona, puszczając rękę Malfoya i odwracając się, by zakręcić kran.
– Może jakoś wam pomóc? – zaproponowała przymilnie Greengrass.
– Granger sobie poradzi. – Ton Draco na nowo przybrał te podszyte kpiną brzmienie.
Hermiona bez słowa wzięła od Dafne eliksir, po czym sięgnęła po wacik i zabrała się do roboty.
– Nott prosił, bym ci przekazała, że wezwał już starego Parkinsona. – Daf wciąż stała w progu łazienki i z zainteresowaniem przypatrywała się temu, jak Hermiona opatruje blondyna. Jednak brązowowłosa doskonale widziała, jak była Ślizgonka z uznaniem lustruje tors Malfoya. Ona sama starała się nie zwracać na niego uwagi, recytując w pamięci dwanaście sposobów wykorzystania smoczej krwi.
– Naprawdę nie wiem, co jej się stało, skąd u niej aż taka histeria. Jednak chciałam cię ostrzec, Draco, ona może wszystko rozgadać. Już groziła, że napisze do Proroka, że te całe zaręczyny to mistyfikacja – mówiła przejęta Dafne, ale Hermiona nie musiała nawet na nią patrzeć, by wiedzieć, że sprawia jej radość kopanie dołków pod przyjaciółką.
– Wiedziałem, że od początku trzeba było ją odesłać. Nie wiem, co mnie pokusiło, by tego nie zrobić – sarknął blondyn.
Hermiona szybko i sprawnie zabrała się za bandażowanie jego przedramienia. Chciała mieć to już za sobą, bo dotykanie go było czymś dziwnie niepokojącym.
– Może też podała ci eliksir uległości w szampanie? Jak wtedy, gdy wy spoiliście nim wszystkich na balu ministerstwa z okazji zwycięstwa – zaśmiała się Greengrass, po czym szybko wydała z siebie coś, co brzmiało jak "och!" i przytknęła rękę do ust.
– Przepraszam cię, Draco! Zapomniałam, że to sekret! Przecież Granger nic nie wiedziała... – Jej skrucha była tak zagrana, że prawie można było się nabrać. Prawie.
Hermiona spojrzała na nią, udając obojętność, po czym mocno pociągnęła bandaż, chcąc sprawdzić, czy dobrze trzyma. Mniejsza z tym, że zrobiła to z taką siłą, że Malfoy aż skrzywił się z bólu.
– Wystarczy, Daf. Zostawmy ten temat, a ty, Granger, przebierz się. Za pół godziny masz być w moim gabinecie, przeniesiesz się kominkiem do Malfoy Manor. I spakuj jakąś suknię na kolację, skrzat domowy mojej mamy ją tam dostarczy.
Draco praktycznie wyrwał rękę z jej uścisku, po czym szybko ocenił, czy Hermiona dobrze ją zabandażowała. Jego ironiczny uśmieszek powiedział jej, że nie ma się do czego przyczepić. Pożegnał ją więc krótkim skinieniem głowy i ruszył do wyjścia. Dafne taktownie cofnęła się na bok, ale jej spojrzenie wciąż błądziło po odkrytym torsie Malfoya.
Smok bez słowa wyszedł z jej sypialni, po drodze zgarniając koszulę, którą zostawił na jej łóżku. Natomiast Dafne wciąż stała przy drzwiach do łazienki i uśmiechała się kpiąco pod nosem. Hermiona nie musiała zgadywać, by wiedzieć, że cieszy ją fakt, że arystokrata ma zamiar definitywnie odprawić Pansy z domu. Chyba widziała w tym swoją szansę.
– Chodź Granger, pomogę ci wybrać ciuchy na wizytę w najbardziej snobistycznym domu w magicznym świecie – zaśmiała się Greengrass i od razu podeszła do szafy.
– Nie trzeba, poradzę sobie – odpowiedziała szybko Hermiona, przekonana że Dafne to żmija, której nie powinna ufać ani tym bardziej czegoś zawdzięczać.
– Weź tę bluzkę i czarne spodnie. – Była Ślizgonka rzuciła w jej stronę miętową, satynową tuniką z półgolfem oraz eleganckimi spodniami, szytymi na specjalne zamówienie. – A na kolację radzę ci założyć tę sukienkę – Dafne otworzyła pudło, w którym znajdowała się wspaniała granatowa suknia bez ramiączek, haftowana srebrnym wzorem.
– Dzięki – burknęła Herm, niechętnie przyznając, że panna Greengrass miała naprawdę dobry gust.
– Smok serio nie żałował kasy na twoją garderobę. Nic dziwnego, że Pansy pękała z zazdrości – Dafne mówiła tak lekkim tonem, jak gdyby właśnie gawędziła sobie z dobrą psiapsiółką.
– Po co to robisz? – spytała Hermiona, przekonana, że ta dziewczyna jest na wskroś przepełniona fałszem.
– Bo mogę! – Dafne roześmiała się w głos, po czym ruszyła do wyjścia.
– Kretynka – stwierdziła krótko Hermiona, gdy tamta wyszła.

⁂⁂⁂

Szybko się odświeżyła i przebrała, po czym, starając się nie odczuwać strachu, zeszła na dół. Jednak nie było sensu okłamywać samej siebie. Bała się. Naprawdę bała się spotkania z rodzicami Malfoya. Wiedziała, że oni nią po prostu gardzą, a wcale nie miała ochoty wysłuchiwać kolejnych obelg czy wyzwisk pod swoim adresem. Odetchnęła głęboko, nim zapukała do gabinetu arystokraty.
– Proszę – padła krótka i o dziwo uprzejma odpowiedź.
Hermiona weszła do środka, niezbyt pewnym krokiem i z lekkim zdziwieniem, ale i ulgą stwierdziła, że w gabinecie znajduje się tylko Nott, siedzący za biurkiem i przeglądający jakieś dokumenty.
– Mogę ci w czymś pomóc, Hermiono? – zapytał, a jego uśmiech wydawał jej się naprawdę szczery.
– Ja... ja miałam się przenieść...
– No tak! Draco mi wspominał. Masz dziś lekcje w Malfoy Manor. Jasne, zaraz cię tam zabiorę. – Theo odłożył dokumenty i podszedł do kominka, by za pomocą zaklęcia rozniecić w nim ogień.
– Możemy ruszać? – Zabrzmiało to jak pytanie, a brunet wciąż się uśmiechając, wyciągnął do niej rękę.
Hermiona zawahała się chwilę. Wiedziała, że stosunek Notta do niej jest zadziwiająco dobry, ale i tak wciąż nie wiedziała, czy może... i czy powinna mu zaufać. Na razie jednak nie miała wyjścia. Matka Dracona prawdopodobnie już na nią czekała. Jakoś musiała przeżyć te lekcje.
Wziła głęboki oddech i podeszła do Theodora. Podała mu dłoń i z niepokojem, patrzyła na to, jak Nott nabiera nieco proszku Fiuu z stojącej na kominku szklanej misy.
– Malfoy Manor. Salon Narcyzy Malfoy! – wymówił wyraźnie, po czym wrzucił proszek w płomienie, które natychmiast zmieniły swą barwę na zielony.
Theodore spojrzał na Hermionę, uśmiechając się do nie pokrzepiająco i pierwszy wskoczył w płomienie, wciąż trzymając jej dłoń i ciągnąc ją za sobą. Ostatnim, co Hermiona zobaczyła, była wyraźnie zaskoczona mina Dracona, który właśnie wszedł do gabinetu. Później wszystko zawirowało.

⁂⁂⁂

Wyskoczyli z kominka, a Hermiona po złapaniu głębszego oddechu sprawdziła, czy jej garderoba mocno ucierpiała w czasie podróży. Nagle jednak usłyszała wybuch głośnego śmiechu. Nott, wciąż trzymając ją za rękę, śmiał się szczerze, patrząc na jej twarz.
– Masz sadze na nosie – wyjaśnił, wreszcie puszczając jej dłoń.
Hermiona odruchowo potarła nos, ale kolejny wybuch śmiechu Theodora, powiedział jej, że tylko mocniej ją rozmazała.
– Poczekaj, rzucę na ciebie zaklęcie czyszczące – Nott, nadal w doskonałym humorze, sięgnął po swoją różdżkę.
Nagle jednak za ich plecami buchnęły zielone płomienie, a z kominka wyskoczył Draco.
– Hej, Smoku, coś się stało? – zapytał Theo, najwyraźniej zdziwiony widokiem przyjaciela.
– Czy ty ostatnio słuchasz, co ja do ciebie mówię, Nott? – Głos Dracona przepełniała ironia.
– Pewnie, że tak...
– Kazałem ci przekazać Granger, że ma na mnie poczekać!
– Pomyślałem, że... – Theodore był najwyraźniej zmieszany.
– To więcej nie myśl o tym, o czym nie powinieneś. Wracaj do domu i uporządkuj papiery. Za godzinę mamy zebranie. – Nie było wątpliwości, że to był rozkaz.
– Jak sobie życzysz. Trzymaj się, Hermiono. – Nott szybko zniknął w zielonych płomieniach.
– Masz sadze na nosie, Granger – mruknął Draco.
– W takim razie wypada ci jej pomóc, mój synu. – Draco i Hermiona podskoczyli w miejscu, słysząc głos dobiegający z jednego z dwóch foteli, znajdujących się w pokoju.

⁂⁂⁂

Dopiero teraz Hermiona rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu. Beżowe ściany, wysokie okna o ciemno – brązowych zasłonach. Stylowa gablota pełna pucharów i medali, kanapa z brązowej skóry, wielkie biurko z ciemnego drewna i niewielki stoliczek z dwoma fotelami, zwróconymi przodem do szeroko otwartego wyjścia na balkon, a tyłem do kominka.
– Oczywiście matko – odpowiedział uprzejmie Draco, a Hermiona po chwili poczuła falę ciepła, jakie niosło za sobą zaklęcie oczyszczające.
– Chodź, Granger – ponaglił ją blondyn.
Podeszli do fotela, a Hermiona mimo iż już zorientowała się, że siedzi w nim Narcyza Malfoy, to w pierwszej chwili w ogóle jej nie poznała.
Kobieta była bardzo blada. I choć jej cera zawsze była niczym ścieg, to ten odcień bladości był czymś więcej. Hermiona od razu zorientowała się, że to objaw choroby. Podkrążone oczy, zapadnięte policzki, kościste dłonie, wypłowiałe włosy i lekko sinawe usta. Narcyza – niegdyś prawdziwa piękność, wyglądała teraz, jak gdyby nagle przybyło jej z piętnaście lat życia. Jedynym, co zachowało resztki jej dawnej świetności, były oczy, skrywające jakąś mądrość i sprawiające, że człowiek chciał jej zaufać. Brązowowłosa starała się jakoś zatrzeć swoje zaskoczenie i przywołała na usta wymuszony uśmiech.
– Dzień dobry – przywitała się.
– Witam, panno Granger – odpowiedziała pani Malfoy, przyglądając jej się z zainteresowaniem.
– Odprowadziłem ją tutaj...
– A ty się nie przywitasz? – przerwała mu Narcyza z lekką naganą w głosie.
Draco przewrócił oczami i westchnął ciężko, po czym pochylił się i cmoknął matkę w policzek.
– Witaj, mamo, wspaniale dziś wyglądasz. – Jego uśmiech również wyglądał na wymuszony i nieszczery, jednak Narcyza odwzajemniła go, a w jej oczach błysnęła prawdziwa czułość.
– Tak lepiej. Teraz powiedz, czemu osobiście się tu pofatygowałeś i na dodatek tak zrugałeś biednego Theodora?
– Bo on ostatnio się nieco zapomina – warknął Draco, wyglądając przy tym, jak obrażone dziecko.
– Nie zaczynaj zdania od "bo", Draconie, to nie przystoi – upomniała go delikatnie Narcyza.
– W porządku, mamo. Chciałem tylko poprosić, byś ją nakarmiła. Nie zdążyliśmy zjeść lunchu...
– Nie ją tylko Hermionę. Naprawdę nie wiem, po co masz zamiar coś udawać, skoro nie potrafisz nawet poprawnie się do niej zwracać! – Narcyza wyglądała na lekko zirytowaną.
Draco znów wywrócił oczami, ale ku zdziwieniu Hermiony, po chwili uśmiechnął się i pochylił nad matką.
– Obiecuję poprawę, mamo, a teraz uprzejmie proszę, zamów u skrzatów coś do jedzenia, by moja narzeczona nie umarła z głodu. Muszę już wracać, ale zobaczymy się na kolacji.
– Dobry chłopiec. – Narcyza pogładziła syna na policzku, a on złapał jej dłoń i złożył na niej krótki pocałunek, po czym wyprostował się i odwrócił w stronę Hermiony.
Dziewczyna nawet się nie zorientowała, gdy blondyn złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, zamykając w uścisku swych silnych ramion.
– Ucz się pilnie, najdroższa. Wieczorem sprawdzę, co już wiesz. – Pogładził Hermionę po policzku, uśmiechając się wrednie. Tak ją tym zaskoczył, że nawet nie była w stanie jakoś zareagować lub coś mu odpowiedzieć. 
– To przedstawienie nie było potrzebne, tylko ją zestresowałeś – stwierdziła Narcyza, nie kryjąc rozbawienia.
– Do zobaczenia na kolacji, moje drogie panie – zawołał na pożegnanie, po czym skierował się w stronę kominka i niemal od razu zniknął w zielonych płomieniach.
– Musisz mu wybaczyć, mój syn to jeszcze czasem takie duże dziecko
Hermiona nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć na to stwierdzenie, więc zmusiła się tylko ponownie do uśmiechu.
– Szybkowarka – Narcyza powiedziała to cicho, ale skrzat pojawił się od razu.
– Pani wzywała? – pisnęła mała skrzatka z dużymi uszami i wyłupiastymi oczami.
– Tak. Przynieś panience Hermionie lunch. Najlepiej sałatkę, pełnoziarniste grzanki i wodę z magicznych źródeł Goplany.
Hermiona już otwierała usta, by powiedzieć, że w zasadzie to nie jest specjalnie głodna i wystarczy jej zwykła kanapka z indykiem, ale skrzatka zdążyła już zniknąć z pola widzenia.
Zapadła nieco krępująca cisza, w trakcie której Narcyza przyglądała się Hermionie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Ładnie ci w tej bluzce. Wybrałam ją w katalogu Madame SaVien. Doskonale leży – stwierdziła z uznaniem.
– Dziękuję – odpowiedziała, naprawdę zaskoczona uprzejmością pani Malfoy.
– Jest strasznie niewygodny, prawda?
Hermiona w pierwszej chwili nie wiedziała, o co chodzi kobiecie, ale Narcyza dość sugestywnie wpatrywała się w jej serdeczny palec... a raczej w rodowy pierścień Malfoyów.
– Jest ciężki – mruknęła w odpowiedzi.
– Jak wszystkie klejnoty tego rodu. Poczekaj, aż założysz ślubny diadem. Głowa będzie cię bolała przez całe przyjęcie – Narcyza, nie wiedzieć czemu, znów się uśmiechnęła.
Hermiona już miała wtrącić, że absolutnie nie ma zamiaru zakładać czegokolwiek związanego ze ślubem czy małżeństwem w najbliższej dekadzie, ale ten moment wybrała sobie Szybkowarka na dostarczenie jej posiłku.
– Najpierw usiądź i zjedz, potem przejdziemy do omówienia naszych spraw – pouczyła ją pani Malfoy, rozpierając się wygodnie w fotelu i przymykając oczy jakby ze zmęczenia.

⁂⁂⁂

Hermiona szybko usiadła w drugim fotelu i zajęła się posiłkiem, starając się nie stukać za mocno sztućcami, by nie zakłócać pani Malfoy odpoczynku. Bardzo interesowało ją, co w tak krótkim czasie sprawiło, że Narcyza tak zmizerniała. Pamiętała przecież, że jeszcze na ministerialnym balu z okazji zwycięstwa żona Lucjusza prezentowała się jak zwykle nienagannie. Czyżby dopadła ją jakaś choroba?
Skończyła jeść, wytarła buzię serwetką i napiła się wody. Zastanawiała się, co teraz. Czy powinna obudzić Narcyzę? A może pozwolić jej nadal spać? Ledwie jednak odstawiła swoją szklankę, a kobieta otworzyła oczy. Niezbyt mocno klasnęła w dłonie, a taca z naczyniami po prostu zniknęła.
– Myślę, że możemy zaczynać. – Kolejne klaśnięcie i tym razem na stoliku zmaterializowały się trzy wielkie księgi.
"Wielki i szlachetny ród Blacków" – Hermiona przeczytała na głos tytuł pierwszej z nich.
– Właśnie tak. Dzięki tej księdze zapoznasz się z historią mojego rodu. Poznasz koligacje rodzinne i zasady, jakimi zwykli się kierować Blackowie. Wiem, że miałaś okazję poznać Syriusza, ale raczej powinnaś się skupić na bardziej świetlanych postaciach z naszej rodziny. To doskonały przykład tego, jak funkcjonują doskonałe rody czyste krwi. Przejrzyj ją w wolnej chwili.
Hermiona sięgnęła po księgę, nie kryjąc fascynacji.
– Drugi tytuł, to dla równowagi "Historia najszlachetniejszego i największego w dziejach magii rodu – Malfoyów" – Narcyza wskazała jej kolejną księgę, leżącą na stoliku.
– To również mam przeczytać? – zapytała Miona.
– Ależ nie! To długie i bardzo nudne dzieło, a mój teść zadbał o to, by było pełne kłamstw i naciąganej prawdy. Musisz ją jednak zabrać ze sobą, bo tego oczekuje mój mąż. Wątpię jednak, by cię o coś zapytał. Jestem przekonana, że on sam nigdy jej nawet nie przejrzał – Narcyza uśmiechnęła się z odrobiną satysfakcji.
– A trzecia książka? – zapytała Hermiona.
– To "Zasady Savoir – Vivre rodów czystej krwi". Etykieta, zasady usadzania gości przy stole, organizacja przyjęć... słowem wszystko, co przykładna pani czarodziejskiego dworu powinna wiedzieć, znać i stosować.
– Tego będzie mnie pani uczyć? – Chciała upewnić się Hermiona.
– Poniekąd. Większość przydatnych informacji znajdziesz w książce. Ja nauczę cię, jak być doskonałą panią domu, oddaną żoną i dobrą matką.
– Ale kiedy ja...
– Musisz się tego nauczyć, nawet jeśli na razie będziesz tylko stwarzała pozory wzorowego domu... – W głosie Narcyzy było słychać przygnębienie.
Nagle drzwi wejściowe do pokoju się otworzyły. Słychać było ciężkie kroki. Hermiona wychyliła się zza oparcia fotela, by zobaczyć, kto wszedł i niemal od razu tego pożałowała. Lucjusz Malfoy uśmiechnął się kpiąco na jej widok.
– Proszę, proszę, to dziś nasza mała gryfonka ma u ciebie lekcje etykiety, moja droga? – zagadnął, podchodząc do fotela Narcyzy i witając ją krótkim pocałunkiem w skroń.
– Tak, właśnie zaczynamy – odpowiedziała żona Lucjusza, nawet nie patrząc w jego stronę.
– To doskonale. Przyszedłem się tylko upewnić, czy wypiłaś już dziś swoje ziółka. – Lucjusz uśmiechnął się pod nosem w taki sposób, że Hermionie poczuła dziwny niepokój.
– Jeszcze nie – odpowiedziała obojętnie Narcyza, rozprostowując dłoń i przyglądając się swoim paznokciom, jednocześnie zupełnie ignorując stojącego obok niej męża.
– Zaraz każę ci je przysłać. Nie zaniedbuj tego, moja droga – pouczył ją Lucjusz, ruszając w stronę wyjścia.
– Wypiję je, skoro tego ode mnie oczekujesz.
Hermiona nie była pewna, ale zdawało jej się, że w głosie Narcyzy pobrzmiewa gorycz.
– Właśnie tego, kochanie. – Lucjusz spojrzał na żonę przez ramię, znów uśmiechając się w ten dziwny sposób. – Do zobaczenia na kolacji, moje panie – pożegnał je szarmancko, po czym wyszedł.
Ledwie to zrobił, na stole zmaterializował się niewielki imbryk z białej porcelany i jedna filiżanka do kompletu.
– Zaraz zamówię dla ciebie zwykłą herbatę – zapewniła ją Narcyza, nalewając sobie jakiejś okropnie pachnącej, ciemno – zielonej mikstury.
– Nie trzeba, proszę sobie nie robić kłopotu – odpowiedziała szybko Hermiona, wciąż próbując odgadnąć co to za napar Lucjusz każe pić żonie.
– Każda dama pija popołudniową herbatę, zapamiętaj to sobie – pouczyła ją mama Dracona, ale bez żadnej ironii czy wyższości.
– A co pani pije? – odważyła się zapytać.
– Napar z ziół... wzmacniających. – Narcyza skrzywiła się pod nosem i zrobiła mały łyk.
Hermiona poczuła nagle ogromną ochotę, by wytrącić jej filiżankę z ręki. Nie wiedziała dlaczego, ale coś je mówiło, że ten napar wcale nie pomoże pani Malfoy.
– Słyszałaś kiedyś historię o tym, jak zostałam żoną Lucjusza? – zapytała nagle.
– Nie – odpowiedziała Hermiona, zaintrygowana tym pytaniem.
– W takim razie ci opowiem. Od razu zorientujesz się, jak wygląda aranżacja małżeństw w rodach czystej krwi...

⁂⁂⁂

Narcyza mówiła, a Hermiona słuchała ją ze szczerym zainteresowaniem. Od jej zaręczyn z Lucjuszem, po przez pierwsze lata małżeństwa, narodziny Dracona, po jego dzieciństwo, wybryki i psoty. Narcyza mówiła o tym wszystkim z czułością i nostalgią, raz po raz uśmiechając się delikatnie do swoich własnych wspomnień. Hermiona nie miała pojęcia, dlaczego kobieta opowiada jej to wszystko, ale musiała przyznać, że dzięki temu czuła, że choć trochę lepiej rozumie to, dlaczego Draco taki jest. Zaczęła dostrzegać jego zalety. Chociażby fakt, jak wielką miłością darzył swoją mamę. Ktoś zdolny do takiego uczucia, nie mógł być tak do końca złym człowiekiem. Opowieść Narcyzy trwała do momentu, gdy obie zauważyły, że za oknem powoli zapada zmierzch.
– Pora byś poszła się przygotować do kolacji. Przebierz się i czekaj, aż mój syn po ciebie przyjdzie. Zawsze powinnaś schodzić na kolację w towarzystwie swojego męża. Masz być jego ozdobą i dumą. Musisz dbać o to, by zawsze prezentować się nienagannie, tak, by nie przynieść mu wstydu – tłumaczyła jej Narcyza.
– Rozumiem – odpowiedziała cicho Hermiona.
– Korytarzem na prawo, ostatnie drzwi po lewej. Tam czeka na ciebie twoja suknia. – Narcyza zaczęła podnosić się z fotela, ale zachwiała się przy tym, tracąc równowagę i znów opadając na siedzenie.
– Ja pomogę! – zaoferowała się szybko Miona, podchodząc do arystokratki.
Pani Malfoy bez wahania ujęła jej dłoń i powoli ponownie podniosła się z fotela.
– Dziękuję, to miło z twojej strony.
– Może pomóc pani dojść do jej pokoju? – uprzejmie zapytała Hermiona.
– Nie trzeba, mam sypialnię tuż obok.
Brązowowłosa w odpowiedzi skinęła tylko głową, ale z mieszanymi uczuciami patrzyła na to, jak mama Dracona stawia niepewne kroki. Coś niszczyło tę kobietę od środka i choć jej charakter wciąż posiadał dawną siłę, to ciało powoli zaczynało się poddawać.
Odwróciła się i ruszyła w stronę drzwi, które wcześniej wskazała jej Narcyza, jako wyjście na korytarz. Bała się tego domu, doskonale pamiętając, co ją tu spotkało, gdy była tu po raz ostatni. Zebrała się jednak na odwagę i złapała za klamkę.
– Hermiono? – dobiegł ją słaby głos Narcyzy.
Dziewczyna szybko spojrzała za siebie. Pani Malfoy stała z dłonią opartą o drzwi prowadzące do spialnii.
– Tak? – zapytała, sądząc, że Narcyzie może być jednak potrzebna jakaś pomoc.
– Czy kiedyś chciałabyś mieć dzieci?
To pytanie tak zaskoczyło brązowowłosą, że na chwilę otworzyła usta. Dlaczego akurat to ją interesowało? Postanowiła jednak odpowiedzieć.
– Tak, nawet bardzo – powiedziała, zgodnie z tym co czuła.
– To wspaniale. – Narcyza uśmiechnęła się delikatnie, po czym weszła do swojego pokoju.
Hermiona szybko otrząsnęła się z lekkiego szoku i wyszła z pokoju. Szybko przeszła przez korytarz i znalazła się pod białymi, okazałymi drzwiami. Weszła do środka, zadowolona, że nie spotkała nikogo po drodze. Ledwo zamknęła za sobą drzwi, jej uszu dobiegło coś, co zabrzmiało, jak... chrapanie.

⁂⁂⁂

Mimo panującego w pokoju półmroku, Hermiona dostrzegła zarys mebli, a zwłaszcza wielkiego łóżka, na którym spał sobie w najlepsze... Draco.
Nie bardzo wiedząc, co ma zrobić, chrząknęła cicho, licząc, że to go obudzi. Nic to jednak nie dało. Chrząknęła po raz drugi, zdecydowanie głośniej, lecz również nie wywołało to spodziewanego efektu.
Prychnęła cicho pod nosem i podeszła do łóżka.
– Malfoy – mruknęła.
Nic. Żadnej reakcji, no może poza nieco głośniejszym chrapnięciem.
– Malfoy obudź się! – tym razem powiedziała to naprawdę głośno.
Draco zamruczał coś pod nosem, po czym odwrócił się na drugi bok. Miał na sobie jeansy i wypłowiały t – shirt z logo Fatalnych Jędz. Włosy rozrzucone w nieładzie na poduszce. Lekko otwarte usta, z których właśnie wydobywało się kolejne chrapnięcie...
– Malfoy! Obudźże się wreszcie! – Hermiona zirytowała się do tego stopnia, że podeszła do łóżka i szarpnęła ramieniem blondyna.
Draco zareagował w ułamku sekundy. Usiadł na łóżku, złapał ją za nadgarstek i pociągnął do przodu tak, że wpadła na łóżko, a potem nie wiadomo jak, nagle leżała na plecach, a on pochylał się nad nią, celując różdżką w jej nos. Obydwoje ciężko oddychali, a Hermiona w myślach rozważała, jak to jest możliwe, by ktoś miał taki refleks.
– Granger, to ty? – Na twarzy blondyna pojawiło się zaskoczenie.
– A kogo się spodziewałeś? – wydyszała, wciąż nie mogąc się uspokoić po tym nagłym ataku.
– Na Salazara, kobieto! Mogłem cię zabić... – burknął, wreszcie się od niej odsuwając i wstając z łóżka.
– Jeśli tak traktujesz wszystkie kobiety, to nic dziwnego, że musisz mnie szantażować, bym udawała twoją narzeczoną – zakpiła, nie mogąc się powstrzymać.
Malfoy spojrzał na nią z niechęcią i ziewną szeroko, przeciągając się tak, że koszulka podjechała mu do góry, ukazując wspaniałą rzeźbę mięśni brzucha.
– Nie wiesz, że nie wolno budzić śpiącego Smoka? A poza tym, co ty robisz w mojej sypialni? Nie pamiętam, żebym cię tu zapraszał.
– Twoja mama kazała mi tu przyjść – Hermiona podniosła się z łóżka i skrzyżowała ręce na piersi, rzucając mężczyźnie niechętne spojrzenie.
– Mogłem się tego spodziewać. Naprawdę nie wiem, na co ona liczy – Draco parsknął kpiącym śmiechem.
– Muszę się przebrać do kolacji.
– I co, mam ci w tym pomóc?
Hermiona postanowiła nie pozwolić się sprowokować. Zacisnęła gniewnie usta i czekała, aż Malfoy sam powie jej co ma dalej robić.
– Pewnie w łazience masz swoje rzeczy Granger. Idź. Ja skorzystam z gościnnej. Za pół godziny masz być gotowa. – Zabrzmiało to jak rozkaz.
– Jak pan każe – odpowiedziała, idąc do łazienki.
Miała dziwne przeczucie, że ten wieczór nie skończy się najlepiej.

⁂⁂⁂

Wyszła z łazienki, starając się sprawiać wrażenie pewnej siebie i gotowej. Mimo to czuła się bardzo niepewnie. Suknia dobrze na niej leżała, ale jak na jej gust miała zbyt odkryty dekolt. Hermiona rozpuściła włosy, chcąc jakoś to zamaskować, ale i tak czuła się dziwnie i nienaturalnie. Dracona jednak nigdzie nie było. Pamiętając nauki Narcyzy, Hermiona postanowiła na niego poczekać w pokoju. Blondyn przed wyjściem zapalił kilka wiecznych świec, dlatego teraz dokładnie mogła rozejrzeć się po jego sypialni w Malfoy Manor. Ciemnozielone ściany i srebrne dodatki wcale jej nie zdziwiły. Było to lokum na wskroś przesiąknięte duchem Slytherinu. Jednak było tu też kilka interesujących elementów. Na jednej ze ścian, na specjalnych hakach wisiało kilka mioteł. Poza najnowszymi modelami z górnych półek, były tam również dużo starsze egzemplarze, a nawet antyki, które z pewnością już ledwo latały. To było coś nowego, nie wiedziała, że Malfoy kolekcjonuje miotły. Inną ze ścian zdobiło kilkanaście zdjęć. Hermiona od razu zorientowała się, że część z nich była robiona jeszcze przed wojną, bo na zdjęciu grupowym było kilku uczniów Sytherinu, którzy zginęli w czasie Wielkiej Bitwy. Wszyscy uśmiechali się wesoło do obiektywu i machali do niej. Na innym zdjęciu Draco stał w towarzystwie Goyla, Notta i Zabiniego. Wszyscy trzymali swoje miotły, a Draco unosił rękę, w której wciąż trzepotał się złoty znicz.
– Zobaczyłaś tam coś ciekawego? – padło pytanie.
Hermiona tak zapatrzyła się na zdjęcia, że nie zauważyła nawet, kiedy Draco wrócił do pokoju.
Odwróciła się w jego stronę, przyglądając się jego eleganckiej, czarnej szacie wyjściowej, wykańczanej srebrnym haftem, pasującym do tego na jej sukni.
Draco również jej się przyglądał i Hermiona wiedziała, że właśnie dokonuje oceny. Po jego minie wywnioskowała jednak, że wszystko jest w porządku i Malfoy akceptuje jej wygląd i strój. Blondyn szarmancko zaofiarował jej ramię i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie fakt, że wciąż uśmiechał się kpiąco pod nosem.
Pomimo wewnętrznego skrępowania, uniosła dumnie głowę i ujęła jego ramię, nie chcąc mu dawać satysfakcji. Wieczór tortur dopiero się rozpoczynał.

⁂⁂⁂

Zeszli razem do z przepychem urządzonej jadalni. Wielki stół, który mógłby pomieścić z czterdzieści osób. Rzeźbione i pozłacane krzesła były wyściełane zielonym aksamitem. Wielki, bogato zdobiony kominek, w którym płonął ogień i ogromny portret rodziny Malfoyów wiszący tuż nad nim. Jedna ze ścian składała się prawie w całości z wielkich okien, z szerokim wyjściem na taras. Hermiona jednak nie miała czasu podziwiać tego wszystkiego, bowiem jej uwaga skupiła się na Lucjuszu i Narcyzie, siedzących już przy jednym z końców stołu.
– Witaj ponownie, matko oraz ty, ojcze – przywitał ich dość chłodno Draco.
– Dobry wieczór – przywitała się Hermiona.
– Nie tak, Hermiono! Najpierw Lucjusz musi odpowiedzieć Draconowi, dopiero później wolno się odezwać kobietom – upomniała ją Narcyza.
– Przestań, moja droga, dziś nie jemy oficjalnej kolacji. Siadajcie wreszcie, bo nie mogę się doczekać, aż wam opowiem, co dziś załatwiłem! – Lucjusz wyglądał na podekscytowanego.
– Najpierw zjedzmy, później porozmawiamy – nalegał Draco, sięgając po elegancką serwetkę.
– I tak musimy poczekać na resztę, więc pomówmy teraz – zaprotestował Lucjusz.
– Jaką resztę? – zapytała cicho Narcyza.
– Na Gretę, Rastabana i Rudolfa – odpowiedział Malfoy senior.
– Rastaban i Rudolf są dziś w Londynie. Nie mów, że zapomniałeś, ojcze – wtrącił Draco.
– W takim razie poczekamy na Gretę, miała tylko wysłać kilka sów. Zaraz do nas dołączy. – Lucjusz uśmiechnął się pod nosem, a Narcyza skuliła się w sobie. Wyglądała na osobę, na którą nagle spadło naprawdę wiele trosk.
– Twoja sekretarka nie zje z nami kolacji – głos Dracona brzmiał, jakby był ze stali.
– Niby kto tak powiedział? – Lucjusz wyraźnie się zirytował.
– Ja. Poinformowałem ją, że nie jest tu mile widziana, bo to rodzinne spotkanie. – Draco uniósł głowę i wyzywająco spojrzał ojcu w oczy.
– Jak śmiesz! – Lucjusz uderzył pięścią w stół.
– Tylko nie kłóćcie się znowu, proszę was... – jęknęła Cyzia, a w jej oczach błysnęły łzy.
– Dobrze. Później o tym porozmawiamy. Teraz zjedzmy kolację – zadecydował niechętnie Lucjusz.
Jedzenie było wspaniałe i bardzo wykwintne, ale Hermiona jadła z umiarkowanym apetytem, starając się nie popełnić jakiejś gafy z doborem sztućców czy nakładaniem na szczerozłoty talerz kolejnych dań. Lucjusz i Draco milczeli zawzięcie, za to Narcyza bardzo się ożywiła i wprost nie mogła przestać mówić o tym, jak wspaniale że mają okazję razem zasiąść za stołem oraz wspominając inne kolacje i przyjęcia, jakie były wydawane w tym domu. Hermiona starała się słuchać jej z uwagą, mimo że siedzący obok Draco jakoś dziwnie ją rozpraszał. Być może to dlatego, że wyglądał na wyraźnie spiętego i poirytowanego?
Gdy z ich talerzy zniknęły resztki deseru, Hermiona zorientowała się, że nagle na stole pojawiły się cztery kieliszki szampana.
– Musimy wznieść toast! – Lucjusz podniósł się z miejsca. – Udało mi się dziś przekonać mugolskiego premiera, by podzielił się z nami swoją wiedzą o ich systemie obrony!
– Jak tego dokonałeś? – zapytał dość obojętnie Draco, podając Hermionie szampana i samemu sięgając po drugi kieliszek.
– Bardzo prosto. Zaprosiłem go na Pokątną na lunch. Był pod wrażeniem magicznego świata.
– Ale przecież ustawa o zakazie ujawniania i poufności... – wypaliła Hermiona, bardzo zaskoczona, że Malfoyowi od tak pozwolono wprowadzić mugola do ich świata.
– Teraz nie ma już żadnych ustaw i zakazów, Granger – warknął Draco.
– Właśnie tak. Dlatego wpadłem na bardzo prosty pomysł. Pokażemy mugolom, jak żyją czarodzieje, a oni podzielą się z nami swoimi własnymi tajemnicami. Czy to nie banalne? – Lucjusz uśmiechał się z prawdziwą satysfakcją.
– Dopiero co mówiłeś, że sami musimy nauczyć się żyć jak mugole – przypomniał mu Draco.
– Bo tak jest, ty i panna Granger musicie przekonać ich, że tak naprawdę lubimy mugoli i jesteśmy do nich bardzo podobni.
– Prościzna – sarknął Draco, popijając szampana.
– Premier był zafascynowany naszym światem, wypytywał mnie o to, jak obchodzimy święta i inne uroczystości, dlatego od razu zaprosiłem go na wasz ślub. Za trzy tygodnie w naszym dworze. Był zachwycony, że będzie mógł to zobaczyć z bliska... – Lucjusz uśmiechnął się i wzniósł toast swoim kieliszkiem szampana.
– Śl...uuu...b – wyjąkała skonsternowana Hermiona.
Przecież to miało nie być konieczne! Miała tylko udawać narzeczoną Malfoya i to jedynie przez trzy miesiące. Nie ma mowy o żadnym ślubie! Biała suknia, kościół, orkiestra i tort? Nie!
– To bardzo mało czasu na zorganizowanie wszystkiego. Myślisz, że zdążymy? – wtrąciła Narcyza, która, nie wiedzieć czemu, uśmiechała się delikatnie.
– Musisz sobie jakoś poradzić, moja droga – odpowiedział Lucjusz żonie.
– Trzeba jak najszybciej podpisać dokumenty w ministerstwie – burknął Draco i znów napił się szampana.
– Ale jaa...k..., jak...to? – Hermiona zerwała się z miejsca, walcząc z przerażającym atakiem paniki i falą mdłości, jaka ją nagle ogarnęła.
Oni nie mogli jej tego zrobić. Czy oni naprawdę mogli zmusić ją do poślubienia tego... jego...
– Wyjdź na taras, świeże powietrze dobrze ci zrobi – poradziła jej szybko Narcyza, widząc, że jej przyszła synowa strasznie blednie.
Hermiona odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła w stronę szklanych drzwi prowadzących na taras, a dalej do ogrodu Malfoyów. Musiała odetchnąć. Musiała uciec od nich, choć na chwilę.

⁂⁂⁂

Stała z pochyloną głową, oddychając ciężko i zastanawiając się, czy przemożna ochota na zwrócenie dopiero co zjedzonej kolacji wygra w niej, czy też nie. Kręciło jej się w głowie, a oddech miała krótki i urywany, jakby ktoś położył coś ciężkiego prosto na jej piersi. Nie potrafiła się uspokoić i opanować emocji. Przecież miało do tego nie dojść! Miała tylko trochę udawać... ale ślub, magiczna ceremonia, obrączki, goście, noc poślubna... Tego było za wiele jak dla niej. Nie potrafiła sobie nawet tego dokładnie wyobrazić.
Nagle poczuła na swojej talii czyjeś ręce. Podskoczyła w miejscu, przerażona. Od tego jeszcze mocniej zakręciło jej się w głowie.
– Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. – Usłyszała cichy szept tuż przy swoim uchu.
– Nie... nie będzie, ja nie... – Nie potrafiła złapać głębszego oddechu, dławiąc się tłumionym szlochem i rozpaczą, która ją ogarnęła.
– Spokojnie – powtórzył Draco.
Hermiona poczuła, jak odgarnia jej włosy z szyi i delikatnie ciągnie jej głowę do tyłu. Po chwili stała oparta o jego tors, a głowę miała przechyloną do tyłu i opartą na jego ramieniu. Nad jej oczami świeciły miliony gwiazd, ale Hermiona nie była w stanie na nie patrzeć. Zamknęła oczy i skupiła się na odzyskaniu głębszego oddechu. Draco złapał ją za rękę i powoli przesunął tak, że znalazła się na klatce piersiowej dziewczyny. Jego dłoń spoczywała tuż na jej dłoni.
– Wdech, wydech. Powoli i spokojnie. Oddychaj. Głęboko. – szeptał, opierając się policzkiem o jej głowę.
Hermiona zdziwiła się, jak szybko udało się mu ją uspokoić. Ich dłonie poruszały się razem z każdym jej oddechem, a tuż pod nimi można było wyczuć, jak bicie jej serca wraca do normalnego rytmu.
– Już dobrze. Koniec ataku paniki. – Niemal mogła wyczuć, jak Draco uśmiecha się tuż przy jej skroni.
Wyprostowała się i odwróciła od niego, patrząc mu prosto w oczy.
– Nie pozwolisz mu na to prawda? Nie zmusi cię... nas... do tego? – wymamrotała, starając się walczyć z napływającymi łzami.
Draco w odpowiedzi uśmiechnął się tylko lekko, po czym nagle zrobił krok do przodu i znów złapał ją mocno w talii i przyciągnął do siebie. Hermiona znów na chwilę straciła oddech, lecz nim go odzyskała, wszystko zawirowało jej przed oczami.

Ciszę dostojnego ogrodu, zakłócił trzask teleportacji.

8 komentarzy:

  1. Czy Parkinson rymuje się z idiotka? Nie, ale powinno. Co ona robi? Draco świetnie zareagował na atak paniki Mionki. To było taaakie słodkie ❤️
    Pozdrawiam
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Mógłbym skomentować Dracona czy Pansy ale... Dafne <3 mam wrażenie że ona coś kombinuje i że jej plan mi się bardzo spodoba ^^ czekam na następny rozdział <3 swoją drogą widziałem link do całej tej historii i poważnie tylko ja uważam że czekanie na każde następne słowo jest strasznie ekscytujace? ^^ nie chce psuć klimatu zmieniając link więc wytrwale będę czekał :D RR

    OdpowiedzUsuń
  3. Za ile rozdział 6 ??? ^^ Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawe opowiadanie , Pansy jako histeryczka LM jako łajdak. Ale podzielam zdanie że najbardziej ciekawą postacią jest chyba jednak Dafne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba. Jedna autorka opowiadania na wattpadzie poleciła mi wszystkie twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń