Betowała: Kite Millie
Upadła na kolana bardziej zaskoczona niż ranna, jednak chwilowy
paraliż szybko ustąpił miejsca palącemu ogniu
rozprzestrzeniającemu się po każdej komórce jej ciała. Zacisnęła
zęby i zamknęła oczy, ale łzy i tak popłynęły. Oscar
stał tuż przed nią, nadal z przestrachem obserwując gotowego
do kolejnego ciosu Carrowa.
– Już ja ci pokażę, mała, brudna... – Nagle rozległy się
ciężkie kroki, a Carrow urwał w połowie zdania.
Niebo zakryły ciemne chmury, a pierwsze krople deszczu zaczęły
spadać dookoła. Jedna z nich spłynęła po zaczerwienionej
twarzy Hermiony. I wtedy usłyszała ten głos.
– Nigdy więcej tego nie rób... – cichy i złowrogi syk
mroził krew w żyłach.
Świst powietrza, odgłos uderzenia, a zaraz potem przeraźliwy,
pełen bólu wrzask.
Hermiona otworzyła oczy, próbując oprzytomnieć. Stojący przed
nią Oscar nadal patrzył na coś z przestrachem.
Jeden cios, potem drugi... I krzyk.
– Co ty wyprawiasz? Przestań! Przestań!
– darł się Carrow.
– Nigdy więcej nie waż się jej tknąć! – Tym razem był to
wyraźnie słyszalny rozkaz. – Ani jej, ani żadnej innej kobiety!
Rozumiesz mnie, śmieciu?
– Błagam! Przestań! – krzyczał Śmierciożerca, a z jego
gardła wydobywał się osobliwy dźwięk – ni to jęk, ni szloch.
Przez chwilę zapanowała cisza, przerwana tylko
odgłosem padającego deszczu. Gdzieś w oddali rozległ się
grzmot. Nie przytłumił jednak kolejnego świstu bata.
– Nigdy więcej nikogo nie skrzywdzisz w moim domu! –
groźne warknięcie oprawcy i cichy jęk rannego mężczyzny.
– Draco, już wystarczy – rozległ się
spokojny głos Theo. – Przestań, bo go
zabijesz.
To krótkie stwierdzenie sprawiło, że Hermiona opanowała się na
tyle, by spojrzeć przez ramię za siebie. Draco stał, ciężko
dysząc. Jego włosy były mokre od deszczu, a na białej
koszuli można było dostrzec niewielkie czerwone plamki. W dłoni
trzymał bat, ten sam, którym chwilę wcześniej Carrow uderzył
Hermionę. Theodore uspokajająco trzymał dłoń na jego ramieniu,
ale jego wzrok skupiony był na kupie czarnych, mokrych szmat,
jakimi wydawał się teraz nieprzytomny Carrow.
Hermiona ledwo zdusiła jęk przerażenia, patrząc na szkarłatną
kałużę, w której leżał
Śmierciożerca. Natomiast Malfoy patrzył wprost na nią, lecz jego
mina nie wyrażała żadnych emocji. Nagle odwrócił wzrok
i odrzucił bat, który do teraz wciąż trzymał w dłoni.
– Nott, zabierz ją stąd – padł
rozkaz.
– Może lepiej ja... – zaczął Theo.
– Zrób, co mówię! A ty, Łobuz, uciekaj do kuchni, zanim
się zaziębisz – ton głosu blondyna
wyraźnie wskazywał, że dyskusja z nim nie ma najmniejszego
sensu.
Oscar ostatni raz spojrzał na swoją wybawicielkę, starł brudnym
rękawem krople deszczu z twarzy i prędko pobiegł
w stronę kuchennego wejścia do rezydencji. Nott podszedł do
Hermiony i spojrzał jej w oczy.
– Możesz wstać? – Jego głos sprawił, że na dobre powróciła
jej świadomość.
– Nic mi nie jest – skłamała, starając się brzmieć pewnie,
ale wtedy rana na plecach boleśnie zapiekła, a kolana, na
których dotychczas klęczała, zabolały. Nie potrafiła opanować
grymasu bólu. Nott zareagował niemal natychmiast i bardzo
delikatnie złapał ją pod ramiona, uważając przy tym, by nie
urazić jej rany. Powoli pomógł jej się podnieść.
– Wylecz ją, ma być w formie na dzisiejszy lunch –
rozkazał Draco, jednocześnie rzucając zaklęcie lewitacji na
Carrowa.
Hermiona miała ochotę zdenerwować się, że mówi o niej jak
o jakimś zepsutym przedmiocie, który można naprawić odrobiną
magii, ale postanowiła się nie odzywać. To, co przed chwilą
zrobił Malfoy, nie było czymś zwyczajnym. I choć wyglądał
na opanowanego, to wolała ponownie go nie wyprowadzić z równowagi.
Miała nadzieję, że ta sytuacja nie będzie miała dla niej
kolejnych negatywnych skutków poza raną na plecach. Bezpieczeństwo
jej rodziny i przyjaciół było dla niej teraz najważniejsze.
– Co z nim zrobisz? – zapytał Theo, pomagając Hermionie
zrobić kilka kroków w stronę wejścia do domu.
– Nie martw się, nie zabiję go... Choć być może na to
zasłużył – mruknął Draco i ruszył w stronę stajni
wraz z unoszącym się w powietrzu nieprzytomnym
Śmierciożercą.
⁂⁂⁂
– Ostrożnie – poradził jej Nott, gdy weszli do holu.
Plecy piekły ją naprawdę mocno i wyraźnie czuła, jak
spływająca krew moczy jej rozdartą bluzkę. Nie chciała sobie
nawet wyobrażać, jak paskudnie wygląda rana, którą jej zadano.
Theodore był bardzo delikatny i uważny, ale i tak każdy
krok był dla niej prawdziwą męką, bo tylko potęgował jej ból.
– Poczekaj. Tak będzie lepiej... – wyszeptał Theo, po czym bez
ostrzeżenia wziął ją na ręce.
Hermiona z wrażenia w pierwszej chwili złapała go za
szyję. Gdy zorientowała się, co właśnie
zrobiła, chciała natychmiast zabrać ręce, ale Nott przecząco
pokręcił głową.
– Lepiej się trzymaj, tak będzie bezpieczniej, gdy będziemy
wchodzić po schodach.
Czuła się naprawdę dziwnie. Nott choć bardzo miły i delikatny,
wciąż pozostawał w jej oczach bezwzględnym Śmierciożercą.
Był najlepszym przyjacielem Malfoya, czyli inaczej mówiąc, złem
wcielonym. Więc dlaczego był dla niej od początku tak miły
i przyjacielski? A może to Draco mu kazał? Doprawdy nie
potrafiła tego zrozumieć...
– No i jesteśmy! – oznajmił Theodore, kopniakiem
otwierając drzwi do jej pokoju i wnosząc ją do środka.
Postawił ją dopiero przed wielkim łóżkiem i wrócił, by
zamknąć za sobą drzwi. – Usiądź
sobie wygodnie, a ja zaraz sprowadzę wszystko, czego nam
potrzeba – mówiąc to, sięgnął po
różdżkę.
Hermiona usiadła na brzegu łóżka i przymknęła oczy,
starając się skupić na walce z palącym bólem. Cios spadł
prosto pomiędzy jej łopatki, rozcinając bluzkę i, sądząc po
ilości krwi, mocno przecinając skórę. Poczuła, jak Theodore
siada tuż za nią. Jego zimne palce delikatnie dotknęły skóry
w pobliżu zranienia.
– Nie dziwię się, że Smok go tak
urządził. Ten idiota uderzył cię z całej siły... –
mruczał pod nosem, dokładnie oczyszczając ranę za pomocą
zaklęcia.
Hermiona wciąż miała zamknięte oczy i starała się oddychać
miarowo. Wiedziała, że zaraz przestanie boleć,
ale i tak czuła się niekomfortowo. Usłyszała, jak Nott
szepcze zaklęcie, a pieczenie łagodnieje, by po chwili
zupełnie zniknąć.
– W porządku. Teraz muszę posmarować ci plecy eliksirem,
aby nie została blizna... – Nott machnął różdżką i po
chwili fiolka zmaterializowała się w jego dłoni.
– Skoro to konieczne... – Hermiona odwróciła się do niego
i uśmiechnęła się lekko, chcąc dać mu do zrozumienia, że
jest wdzięczna za jego pomoc, ale zdziwiło ją to, że Nott
wygląda, jakby się czegoś wstydził.
– Możesz zdjąć bluzkę? Tak będzie wygodniej – wykrztusił,
jakby powiedzenie tego było dla niego naprawdę trudnym zadaniem.
– Och! – Teraz to Hermiona się zarumieniła. Odwróciła się
do niego plecami i szybko zdjęła swoją czerwoną bluzkę.
Wiedziała, że Nott ma rację, ale i tak zawstydziła ją ta
prośba, a skrępowanie całą sytuacją jeszcze się pogłębiło.
W myślach podziękowała, że bat Carrowa nie sięgnął tak daleko,
by rozciąć też jej czerwony stanik. Przycisnęła podartą bluzkę
do piersi i znów zamknęła oczy, oddychając głęboko.
Theodore siedział tak blisko, że dosłownie czuła bijące od niego
ciepło i zapach jego wody kolońskiej. Starała się
przypomnieć sobie listę ulubionych zaklęć z transmutacji, by
jakoś znieść kolejny jego dotyk. Usłyszała, jak Nott odkręca
fiolkę i była pewna, że zaraz będzie po wszystkim...
Niestety wtedy, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się drzwi do jej
pokoju.
Malfoy pewnym krokiem wszedł do środka, lecz gdy jego oczom ukazała
się Hermiona w staniku i Nott siedzący tuż za nią,
blondyn stanął w miejscu i uniósł brew w zdziwieniu.
Granger zaczerwieniła się jeszcze bardziej i mocniej
przycisnęła bluzkę do piersi, a Theodore chwilowo zapomniał
o tym, co miał właśnie zrobić. Zamiast tego zapytał:
– Czy coś się stało?
Malfoy szybko odzyskał dawną pewność siebie i kpiący
uśmieszek.
– Blaise jest na dole, ale potrzebuje pomocy. Trzeba przenieść
Carrowa do jego nory.
– Użyjcie kominka – poradził mu Nott.
– Taki mamy zamiar, ale ktoś musi się z nimi przenieść,
żeby ten dureń się nie poturbował. Wyczyściliśmy mu pamieć.
– Wejście tu i powiedzenie mi tego trwało dłużej, niż
droga tam i z powrotem – zażartował Nott.
Draco uśmiechnął się cynicznie, po czym podszedł do nich
i wyciągnął dłoń.
– Ale ja mam teraz coś ważniejszego do zrobienia, prawda? Uważaj
na mój ulubiony dywan. Nie zabrudź go popiołem, gdy będziesz
wracał.
Theodore prychnął kpiąco pod nosem i pokręcił głową
z niedowierzaniem, po czym zakręcił fiolkę z eliksirem
i rzucił ją Malfoyowi, który zręcznie ją złapał.
– Wciąż mnie zaskakujesz, Smoku. –
Przyjaciel Malfoy'a podniósł się
i ruszył do drzwi, wciąż wyraźnie rozbawiony.
– Powinieneś się przyzwyczaić, Nott. To, co robię i jak
postępuję, to nie twój interes – burknął Draco, zajmując
miejsce zwolnione przez Theo i siadając tak samo blisko niej.
– A no niestety... nie mój – Theodore nagle spoważniał
i spojrzał przez ramię na Hermionę.
– Idź już, bo Zabini czeka. – Draco
odkręcił fiolkę i za pomocą zaklęcia przywołał małe
waciki.
– Już pędzę na rozkaz... – w jego głosie pobrzmiewała
ironia. – Do zobaczenia, Hermiono.
– Nott wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Hermiona przygryzła wargę, starając się
nie zakląć na głos. Dlaczego wciąż spotykają ją nowe
upokorzenia? Czy los naprawdę musiał się na nią uwziąć?
Wystarczająco krępujące dla niej było to, że Nott ją dotykał,
a teraz jeszcze Malfoy! Wciąż pamiętała jego drwiny o jej
reakcjach na jego dotyk. Tym razem nawet nie drgnie, gdy on znów jej
dotknie!
– Nie spinaj się, Granger, przyszedłem ci pomóc – oznajmił
blondyn, jak gdyby nigdy nic przesuwając palcem po zabliźnionej już
ranie.
Odetchnęła głęboko, próbując się
opanować i nie powiedzieć mu czegoś niemiłego. Wcale nie
potrzebowała jego pomocy. Nott świetnie sobie poradził z jej
leczeniem, a blizna niewiele ją obchodziła. Nie było nikogo,
kto mógłby chcieć specjalnie oglądać jej plecy.
– Wyprostuj się i nie przyciskaj tak do siebie tej szmatki.
Nikt cię tu nie będzie podglądał – warknął, łapiąc ją za
ramię i sprawiając, że przestała
się garbić.
– Możesz się pośpieszyć? – wycedziła przez zaciśnięte
zęby.
– A dlaczego? Czy coś ci przeszkadza? Może ci zimno? –
zapytał, odgarniając jej włosy na jedno ramię.
Hermiona nie musiała go widzieć, by wiedzieć, że uśmiecha się
triumfująco, mając nadzieję, że właśnie udało mu się ją
sprowokować.
– Chciałam tylko trochę odpocząć przed lunchem. Sam mówiłeś,
że mam być w formie – wytknęła mu.
– To miło, Granger, że słuchasz tego, co mówię – zakpił.
Poczuła na swoich plecach chłodny eliksir. Miękki wacik delikatnie
przesuwał się pomiędzy jej łopatkami, a ona odetchnęła
z ulgą. Zaraz będzie po wszystkim, a Malfoy sobie
wreszcie pójdzie.
– Carrow chciał uderzyć Oscara? – zapytał cichym głosem.
Hermionę zdziwiło jego pytanie, a zwłaszcza łagodny ton
jakim je wypowiedział.
– Szarpał go, gdy tam podbiegłam – mruknęła.
Usłyszała coś jak ciche warknięcie, a Malfoy odsunął się
od niej i zakręcił fiolkę z eliksirem,
po czym wstał.
– Zelda zaraz przyniesie ci śniadanie. Zjedz, a potem zażyj
eliksir nasenny. Najlepiej połowę fiolki, bo o pierwszej masz
być gotowa do wyjścia.
– Nie jestem głodna – burknęła, nawet na niego nie patrząc.
– Nie interesuje mnie to, Granger. I na lunch załóż jedną
z tych eleganckich garsonek, jakie wybrała dla ciebie moja
matka. Idziemy do najlepszej restauracji w miasteczku.
Hermiona odwróciła się do niego szczerze zdziwiona. Wczoraj
wieczorem rozpakowała swoją torbę i poukładała rzeczy
w obszernej szafie, ale żadnej garsonki tam nie było...
– Dlaczego masz taką minę? – zapytał.
– W szafie nie ma żadnych innych ubrań poza moimi –
odpowiedziała nieco speszona.
– Nie wygaduj bzdur! Kazałem skomponować ci całą nową
garderobę. Łącznie z bielizną... – Draco z kpiącym
uśmiechem popatrzył na jej czerwony stanik, a Hermiona
gniewnie zacisnęła usta. Jego bezczelność czasem była dla niej
porażająca.
– Nie znalazłam żadnych ubrań – warknęła, odwracając wzrok
od jego pyszałkowatej twarzy.
– Przecież wczoraj miałaś wieczorową suknię – zauważył.
– To była moja suknia... ja... przywiozłam ją tu ze sobą –
odpowiedziała zgodnie z prawdą, nadal nie patrząc w jego
stronę.
Draco spojrzał na nią z powątpiewaniem i westchnął
ciężko, jakby właśnie miał okazję obcować z wyjątkowo
upartą osobą, po czym podszedł do szafy i szybkim gestem
otworzył ją na oścież.
Rzucił okiem na kilka niewielkich stosów jej ubrań
i ciemno-zieloną suknię, jako jedyną
wiszącą na wieszaku. Hermiona nie widziała jego miny, ale dziwne
napięcie w jego postawie sprawiło, że wyglądał na
kompletnie wyprowadzonego z równowagi. Odwrócił się
i szybkim krokiem ruszył w kierunku wyjścia. Po chwili
rozległ się głośny trzask zamykanych z impetem drzwi.
⁂⁂⁂
Odetchnęła głęboko i położyła się na łóżku, wciąż
przyciskając podartą bluzkę do swojej piersi. Ten poranek naprawdę
był dziwny i najchętniej możliwie
szybko wymazałaby go z pamięci. Powoli gubiła się już
w tych dziwnych sytuacjach, jakie miały miejsce w tym
domu. Tęskniła za Hogwartem. Co prawda, stał się teraz
więzieniem, ale przynajmniej miała tam spokój i mogła
w ciszy przesiadywać w bibliotece z dala od Malfoya
i takich wydarzeń jak uderzenie kogoś batem...
Nagle na korytarzu rozległy się krzyki. Coś głośno huknęło,
a zaraz potem drzwi do jej pokoju otworzyły się z taką
siłą, że klamka uderzyła o jedną ze ścian. Hermiona szybko
usiadła na łóżku, przestraszona tym nagłym wtargnięciem. Jednak
to, co zobaczyła, sprawiło, że jej strach zamienił się w szczere
zdumienie. Zelda i Dafne Greengrass wniosły do jej pokoju dwa
stosy gustownych, białych pudeł z logo najlepszych butików
z Pokątnej. Zaraz za nimi do pokoju wszedł Draco, który
dźwigał podobny stos i Pansy, szlochająca niczym małe
dziecko i chyba usiłująca zatrzymać swojego chłopaka.
– Przestań Pansy – warknął Draco, stawiając pudła na łóżku
i odpędzając się od Parkinson, jakby ta była natrętną
muchą.
– Dracusiuuuuu – zawodziła dziewczyna, zalewając się łzami.
– To szlamaaaa, szlaaaamaaaaa! Ona nie moooożeeee noooosić takich
ubraaaaań!
– Gdzie mamy to położyć? – wtrąciła się Dafne, bo ona
i Zelda nadal stały z pudłami.
– Macie to rozpakować i powiesić w szafie. A ty
masz zaraz pójść i przynieść kosmetyki,
które również ukradłaś – Draco zwrócił się do wciąż
wyjącej dziewczyny.
Hermiona patrzyła na tę scenę w niemym szoku. Pansy stała
przed Malfoyem niczym mała, zasmarkana
dziewczynka, domagająca się od rodziców upragnionej zabawki, a on
patrzył na nią z zaciętą miną, jakby rozważając, jak ma
ją ukarać za ten atak histerii.
– Kochanieee nieee, nie każ mi... niee...! – Parkinson nawet
trochę się nie uspokajała.
– Opanuj się kobieto i rób, co mówię! Bez dyskusji! –
przerwał jej szorstko Draco. – Masz na to trzy minuty! – dodał
ostro.
Dziewczyna Malfoya wybuchła nową falą histerii, ale posłusznie
wyszła, a w zasadzie wytoczyła
się z pokoju, bo przez łzy pewnie niewiele widziała.
– Przynieście resztę rzeczy, które ta idiotka schowała
i wszystko poukładajcie w szafie Granger. Jest na nią
rzucone zaklęcie powiększające, więc wszystko się zmieści –
Draco zwrócił się do Dafne i Zeldy, które postawiły pudła
na ziemi i zaczęły wyciągać z nich gustowne ubrania,
buty i torebki.
– Mówiłam jej, że to głupi pomysł, żeby to wszystko schować,
ale wiesz, jaka ona jest. Naprawdę Draco, tak mi przykro z powodu
tej sytuacji... – Dafne zalotnie mrugała oczami i uśmiechała
się przepraszająco. Od wejścia do pokoju sprawiała wrażenie,
jakby noszenie pudeł z rzeczami dla Granger to była dla niej
sama przyjemność
– Nott dopilnuje, by jeszcze dziś się spakowała. Wieczorem ktoś
odstawi ją do Parkinson House – Draco
nerwowym gestem przeczesał włosy palcami.
– Och! Myślałam, że dałeś jej kilka dni na wyprowadzkę... –
Dafne udawała szczerze zaskoczoną, ale Hermiona od razu
zorientowała się, że dziewczyna nie ma nic przeciwko temu. Błysk
satysfakcji w jej oczach był aż nazbyt widoczny.
– Zmieniłem zdanie. Ma zniknąć, nim
dziś wieczorem wrócimy z kolacji u rodziców. Czy to
jasne? – zapytał krótko.
– Oczywiście, zrobię, co każesz... Ale
wiesz, że mój apartament jest w remoncie, potrzebuje jeszcze
dwóch tygodni... – Dafne zrobiła zatroskaną minę.
– Jeśli nie chcesz zamieszkać w domu Pansy, to możesz tu
zostać na czas remontu. Tylko nie denerwuj Theodora – ostrzegł ją
Draco, ruszając w stronę drzwi.
– Dziękuje ci, mój drogi, naprawdę to wiele...
– Daj spokój, Daf. Nie mam teraz czasu. – Blondyn był już
prawie przy drzwiach, gdy na chwilę zatrzymał się i przez
ramię spojrzał na wciąż siedzącą na łóżku Hermionę.
– Granger, jeśli chcesz, to możesz się przespać w mojej
sypialni. Jest na przeciwko.
Jego propozycja spowodowała jeszcze większe jej zdziwienie.
Dlaczego on tak bardzo dbał o to, by wszystko było z nią
w porządku? Czy chciał, by mu zaufała? A może miał
jakiś inny plan względem niej? Bo przecież to niemożliwe, żeby
nagle ktoś taki jak Malfoy zmienił się
w dobrego, przyjaznego mugolakom człowieka...
– Ja... nie, dziękuję. Chyba zejdę do
kuchni... – wyjąkała.
Draco kiwnął głową na znak akceptacji, po czym wyszedłi
zostawiając ją samą z dwiema poirytowanymi kobietami.
Gdy tylko wyszedł, Zelda ze złością cisnęła jednym
z pudeł o podłogę i tupnęła nogą niczym mała
dziewczynka.
– Nie będę tego składała! Niech szlama sobie sama to robi! –
warknęła.
Hermiona już otworzyła usta, by powiedzieć jej coś
nieprzyjemnego, ale ubiegła ją Dafne.
– Natychmiast to podnieś i ładnie poskładaj! Jeszcze jeden
taki wybryk i możesz stąd wylecieć, Zeldo! – skarciła
pokojówkę, która stała jak przysłowiowy słup soli, patrząc na
nią z niedowierzaniem.
– Nie gap się jak oszołomiony ghul! Do roboty! – Greengrass
użyła takiego tonu, że Zelda posłusznie schyliła się po pudełko
rzucone na podłogę i wyjęła z niego gustowną, czarną
suknię.
– Masz, Granger. – Dafnę wyjęła z jednego z pudeł
ładną bluzkę w kolorze gorzkiej czekolady i rzuciła ją
Hermionie. – Załóż ją i idź na śniadanie. Raz dwa
uwiniemy się z twoją nową garderobą. – Uśmiechnęła się
nieco kwaśno, po czym wróciła do składnia ubrań.
Hermiona złapała bluzkę i szybko założyła na siebie, nie
bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć na tę nagłą uprzejmość
i przypływ troski. Domyśliła się jednak, że ta zmiana jest
tylko pozorna. Dafne była sprytna i niczego nie robiła ot tak
dla sprawy. Ona musiała mieć jakiś plan...
Wstała z łóżka i przelotnie przejrzała się w lustrze.
Ta bluzka kosztowała pewnie ładną sumkę galeonów. Zdziwiła się,
że Malfoy zdecydował się wydać na nią taką fortunę... ale
z drugiej strony najwidoczniej bardzo mu zależało na
zachowaniu pozorów. Kątem oka spojrzała na pracujące dziewczyny,
po czym ruszyła do drzwi.
– Dziękuję – szepnęła, zanim wyszła. Wiedziała, że ten
gest nic dla nich nie znaczył, ale uznała, że jedynie jej
inteligencja i kultura może jeszcze sprawić, że ludzie będą
ją szanować.
⁂⁂⁂
Po przyjemnym poranku spędzonym w towarzystwie Rosy, Josefa
i Oscara, Hermiona odzyskała dobry nastrój. Chwilę zajęło
jej przekonanie służby, że nadal mają się do niej zwracać po
imieniu i w żadnym wypadku nie powinni nazywać ją "panią
lub panną". Oscar jako pierwszy zadeklarował, że będzie
nazywał ją Hermioną lub po prostu Mioną, co wywołało szczery
uśmiech na jej twarzy. Rosa i Josef również przystali na jej
prośbę, jednak zaznaczyli, że w obecności osób postronnych
będą się do niej zwracać tak, jak nakazuje etykieta, co
przypomniało jej, że dziś miała się jeszcze spotkać z Narcyzą
Malfoy w tej sprawie. Reszta dnia zapowiadała się więc bardzo
intensywnie i Hermiona miała nadzieję, że naprawdę będzie
lepsza niż dzisiejszy poranek.
Spojrzała w lustro, próbując
ocenić, czy wygląda na tyle elegancko, by Malfoy to zaakceptował.
Oliwkowa, gustowna garsonka i biała, jedwabna bluzka
z delikatnym haftem sprawiały, że wyglądała nieco nad wiek
poważnie. Włosy rozczesała i użyła na nich eliksiru
prostującego, który, ku swojej radości, znalazła na toaletce.
Zrobiła delikatny makijaż, a usta musnęła bezbarwnym
błyszczykiem. Założyła czarne szpilki i sięgnęła po
niewielką, pasującą do tego stroju torebkę na ramię. Spojrzała
za okno, by zobaczyć, czy deszcz przestał
padać. Okazało się, że tak, więc nie musiała zabierać ze sobą
żadnego okrycia wierzchniego. Odetchnęła
głęboko i skierowała się do wyjścia. Nie było sensu dłużej
tego odwlekać.
Wiedziała, że nie ma powodu się denerwować, ale i tak
wstrzymywała oddech, gdy schodziła na dół. Draco stał tyłem do
schodów i przeglądał jakieś papiery. Miał na sobie
eleganckie, czarne spodnie i jasnoniebieską koszulę oraz szary
sweter, który luźno zarzucił na ramiona, tak jak zwykli to robić
mugole w klubach golfowych lub na proszonych, eleganckich
herbatkach. Najwidoczniej dokumenty, które czytał, były bardzo
zajmujące, bo nawet stukot jej obcasów go od nich nie oderwał.
Przerwał czytanie, dopiero gdy zeszła na
dół i chrząknęła cicho, chcąc zaznaczyć swoją obecność.
– Jesteś wreszcie got... – Odwrócił się i spojrzał
w jej stronę i chyba przez chwilę zabrakło mu słów.
Zamiast tego zmierzył ją oceniającym spojrzeniem od czubków
czarnych szpileczek, po końcówki wytuszowanych rzęs, a Hermiona
modliła się cicho w duchu, by się nie zaczerwienić, albo, co
bardziej kuszące, nie uciec czym prędzej do swojego pokoju.
– Gotowa? – wypalił Malfoy, najwyraźniej orientując się, że
jego zachowanie mogło wydać się jej nieco dziwne.
– Jak widać – odpowiedziała, próbując zamaskować ironiczny
ton.
– I jak tam, Smoku? – Nott dziarskim krokiem wkroczył do
holu. – Podpisałeś paaa.... – W tej
chwili Theo dostrzegł Hermionę i chyba również chwilowo
oniemiał.
– Musimy już iść Nott, a paaapiery
podpiszę, jak wrócę – zadrwił Draco, uśmiechając się
ironicznie w stronę przyjaciela.
– Jasne – wypalił Theo, nieco zażenowany własnym zachowaniem.
Hermiona wzięła głęboki oddech i poprawiła ramiączko
torebki, by nie zjechało jej z ramienia. Musiała przyznać, że
fakt, iż zrobiła na nich wrażenie, nie
był tak do końca niemiły, ale i tak wolałaby wcale nie
znaleźć się w takiej sytuacji.
– Chodźmy, Granger, to w złym guście, byśmy kazali na
siebie czekać.
Hermiona niepewnie ruszyła w stronę drzwi, które blondyn
przed nią szarmancko otworzył. Wszystko to byłoby całkiem znośne,
gdyby nie jego kpiący uśmieszek i to irytujące spojrzenie
pełne pewności siebie.
⁂⁂⁂
Wyszła na podjazd przed domem i na chwilę przystanęła
z wrażenia. Jej oczom ukazał się Mercedes – Benz W220.
Przez deszczowe chmury przebijało się słońce, co sprawiało, że
srebrno – metaliczna karoseria lśniła pełnią blasku. Wyściełane
białą skórą siedzenia i pięknie wykończona deska
rozdzielcza były synonimami luksusu... i snobizmu, idealnie
pasującymi do Malfoyów. Jednak Hermiona zupełnie nie rozumiała,
co pod domem czarodzieja robiło to lanserskie cudo.
Draco, jak gdyby nigdy nic, obszedł samochód i podszedł do
drzwi od strony pasażera, by je dla niej otworzyć.
– Czekasz na specjalne zaproszenie? – zakpił, widząc jej
wyraźne wahanie.
– Chcesz tam jechać samochodem? – zapytała, usiłując wyzbyć
się z głosu emocji.
– A co, myślałaś, że zabiorę cię tam na mojej miotle? –
zaśmiał się. – Jedziemy do mugolskiego miasteczka, Granger, więc
będziemy zachowywać się jak mugole. Wsiadaj wreszcie, szkoda czasu
– ponaglił ją.
Hermiona miała nadzieję, że on nie zauważy, jak ze strachu drżą
jej ręce. Pewnie lot z nim na jednej miotle byłby dużo
gorszy, ale przynajmniej miała pewność, że Malfoy umiał latać.
Co do prowadzenia samochodu takiej pewności nie miała... za to
targały nią wielkie wątpliwości.
Usiadła i zapięła pas, a Malfoy znowu obszedł auto, by
zająć miejsce za kierownicą. Hermiona
usiłowała nie gapić się na niego zbyt ostentacyjnie, ale jednak
nie mogła przestać, gdy okazało się, że blondyn wyjął kluczyki
i jak gdyby nigdy nic, umieścił je w stacyjce.
– Co się tak dziwisz? – zapytał, jednocześnie poprawiając
lusterka i ustawienie fotela.
– Masz zamiar prowadzić bez magii? – Nie mogła się
powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Draco parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową. Bez
żadnych kłopotów odpalił auto i ruszył z podjazdu
z dość dużą prędkością.
– Jeszcze się nie zorientowałaś, że ja niczego nie robię
połowicznie, Granger? – zaszydził.
– Niby w jakim sensie? – Nie wiedzieć czemu, miała ochotę
go sprowokować.
Auto wyjechało już za bramę rezydencji i Hermiona dopiero
teraz zorientowała się, jak pięknie i malowniczo jest ona
położona. Z migającego za oknem krajobrazu wywnioskowała, że
dom znajdował się na sporym wzniesieniu, a za jego murami rósł
gęsty las.
– W każdym sensie, Granger. Nie używam magii do
wszystkiego, bo wiele rzeczy lepiej wychodzi, gdy zrobi się je
w normalny sposób. Na przykład kanapka czy umycie zębów.
– Ale prowadzenie samochodu to nie zabawa... Trzeba
być odpowiedzialnym, a mugole zdają specjalne testy, by móc
to robić... – Wiedziała, że jej moralizatorski ton na niego nie
podziała, ale i tak nie mogła się przed tym powstrzymać.
– Sięgnij do schowka na dokumenty, a znajdziesz tam moje
prawo jazdy. Mugolskie prawo jazdy, Granger. Zdałem te śmieszne
testy i wierz lub nie, ale nie musiałem przy tym oszukiwać.
Prowadzenie auta to niezła frajda. –
Hermiona dostrzegła, że Malfoy wciąż jest rozbawiony, ale ton
jego głosu w jakiś sposób sprawił, że mu uwierzyła.
Zresztą to nie miało większego znaczenia, a ona musiała
szczerze przyznać, że blondyn prowadził bez zastrzeżeń.
– Po co właściwie jedziemy do wioski? – zapytała, patrząc na
uciekający za szybą krajobraz.
– Dowiesz się już niedługo – odpowiedział lakonicznie.
– Mam dziś lekcje u twojej matki?
– Tak, zaraz po powrocie przeniesiesz się do Malfoy
Manor kominkiem i zostaniesz tam do kolacji, którą
zjemy z moimi rodzicami.
– Twoi rodzice przy jednym stole ze szlamą? – Sama nie
wiedziała, kiedy wypowiedziała na głos tę podszytą kpiną myśl.
– Szlamą, która nosi nasz zaręczynowy, rodowy pierścień –
zabrzmiało to chłodno i o dziwo bez
ironii. – Nie martw się, Grnager, nie
będą się ciebie czepiać... – Draco, nie wiedzieć czemu, przez
chwilę się zawahał. – Nikt już nie będzie. Taka sytuacja jak
ta, która miała miejsce dziś rano, już się nie powtórzy. Masz
na to moje słowo. Choć wątpię, czy to dla ciebie coś znaczy –
dodał, znów przywołując swój kpiący uśmieszek.
Hermiona
miała ochotę prychnąć z niedowierzaniem i zapytać go,
czy przypadkiem to on i jego rodzina nie stanowią dla niej
największego zagrożenia, ale postanowiła zrezygnować. Nie miała
ochoty na kolejną kłótnię, a tym bardziej na to, żeby
Malfoy przypomniał jej, że trzyma jej życie w garści.
Znów odwróciła twarz, zapatrując się w krajobraz za oknem
samochodu. Wciąż od nowa zastanawiała się,
w co tak naprawdę gra z nią blondyn, siedzący tuż
obok... Wiedziała, że wszystko to, co się
dzieje, jest tylko na pokaz. Nie miała
złudzeń, że jest to swego rodzaju iluzją. Odgrywali rolę, brali
udział w dobrze wyreżyserowanym spektaklu. Wciąż jednak nie
wiedziała, jaki ma być finał tej
historii.
Ukradkiem
spojrzała na Dracona. On wiedział... przecież to była jego
iluzja.
⁂⁂⁂
Powoli zbliżali się już do miasteczka, bo ruch na drodze wyraźnie
się zwiększał. Znalazło się też kilka niewielkich banerów
z ogłoszeniami przybytków, które koniecznie trzeba było
odwiedzić, gdy już znajdą się w maleńkim miasteczku
o nazwie Mells, położonym
w hrabstwie Somerset. Hermiona rozglądała się,
zaciekawiona otaczającą ją rzeczywistością. Wioska była jak
żywcem wyjęta ze starych angielskich bajek. Kamienne domy, mały
ryneczek, gospoda, kilka sklepów, prowadzonych przez lokalnych
przedsiębiorców. Wszystko to miało niesamowitą atmosferę, a ona
przez chwilę poczuła się zadowolona, widząc tak bliskie jej sercu
zwyczajne życie mugoli.
Draco zaparkował przy jednej z uliczek. Hermiona rozejrzała
się dookoła, orientując się, że na przeciwko znajduje się
restauracja stylizowana na staroangielską gospodę. Wyglądało to
zachęcająco. Odpięła pas, by wysiąść z auta i wtedy
właśnie usłyszała ten dźwięk. Brzmiało to, jak sygnał
telefonu... I ku jej prawdziwemu zdumieniu Draco wyjął
z kieszeni spodni komórkę.
– Co jest, Theo? – zapytał, jak gdyby używanie tego
mugolskiego wynalazku przez niego było tak zwyczajne, jak wiązanie
sznurówek.
– Mogę już wysiąść? – zapytała zafascynowana otaczającą
ją rzeczywistością.
Chciała mieć chwilę na rozejrzenie się po wystawach okolicznych
sklepików. To była dla niej naprawdę miła odskocznia, taki mały
powrót do dawnego świata.
– Jasne, tylko nigdzie mi nie uciekaj – odpowiedział. – Nie,
Nott, to nie do ciebie. Powiedz mi jeszcze raz, co zrobiła, bo chyba
żartowałeś za pierwszym razem... – Draco machnął ręką, dając
Hermionie znać, że może już wyjść z auta.
Skupiła swoją uwagę na wystawie sklepu
jubilerskiego, przed którym zaparkowali. Wspaniała, ręczne robiona
biżuteria zdobiła czerwone, aksamitne poduszeczki. Hermiona
obejrzała kolekcję pierścionków zaręczynowych, ale musiała
przyznać, że ciężki klejnot zdobiący jej serdeczny palec był
o wiele bardziej okazały niż one wszystkie. Jej uwagę
przykuła przepiękna kolia z białego złota, którą zdobił
wielki, czerwony rubin w kształcie łzy. Wspaniała robota,
a rubiny były jej ulubionymi kamieniami. Wiedziała, że
prawdopodobnie ma to związek z jej przynależnością do
Gryffindoru, ale i tak nikt nie mógł zaprzeczyć, że ta kolia
jest po prostu piękna...
– Podoba ci się? – To pytanie tak ją zaskoczyło, że aż
podskoczyła w miejscu. Tak się zapatrzyła na piękną
błyskotkę, że nawet nie zauważyła, gdy Draco wysiadł z auta
i stanął tuż za nią.
– Jest wspaniała – odpowiedziała zgodnie z tym, co
myślała.
Draco przyglądał jej się w milczeniu, jak gdyby się nad
czymś zastanawiając. Po chwili jednak potrząsnął głową,
najwyraźniej odpędzając natrętne myśli.
– Chodź już, bo się spóźnimy. Caldarmian już pewnie na nas
czeka.
Hermiona zrobiła kilka kroków, gdy dotarło do niej, co właśnie
powiedział.
– Caldarmian? Emmanuel Caldarmian? Jeden z największych
mistrzów eliksirów na świecie? Ten, który uczył samego Snape'a?
– dopytywała, czując, jak emocje
uderzają jej do głowy.
Spotkanie takiego Mistrza było jak wygranie szóstki w magiclotka,
gdyż mistrz podobno mieszkał w dalekich zakątkach Amazonii,
gdzie eksperymentował nad stworzeniem coraz to nowych mikstur
i eliksirów.
– Owszem Granger. I dobrze Ci radzę, uspokój się trochę.
Nie chcę, by nasz gość domyślił się,
że jestem zaręczony z wariatką.
Hermiona gniewnie zacisnęła usta, gotowa, by mu odpyskować, ale
powstrzymała się, wiedząc, że nic to nie da, a tylko może
pogorszyć i tak niewesołą sytuację. Musiała się opanować
i pozwolić mu myśleć, że jest górą.
Malfoy nastawił ramię w oczekiwaniu, aż dziewczyna je ujmie.
Wiedziała, że musi to zrobić, w końcu udawała jego
narzeczoną... Pewnie przed Wielkim Mistrzem też będzie zmuszona
odgrywać tę smutną komedię.
⁂⁂⁂
Weszli do restauracji, a Hermiona musiała przyznać, że lokal
pomimo stylizacji na gospodę był bardzo przyjemny. Kelner nieomal
od razu wskazał im ich miejsca, jak tylko Draco podał swoje
nazwisko. Przy sporym choć nakrytym tylko dla trzech osób stoliku
siedział już niewysoki, szczupły, ciemnowłosy mężczyzna
o śniadej cerze. Trudno było na pierwszy rzut oka określić
jego wiek, ale Hermiona wiedziała, że mężczyzna jest jednym
z najmądrzejszych czarodziejów chodzących obecnie po ziemi.
– Witam, Mistrzu Caldarmianie. – Draco
uśmiechnął się i wyciągnął do niego dłoń na powitanie.
– Dobrze cię znów widzieć, Malfoy. – Mężczyzna miał obco
brzmiący akcent, a gdy ściskał dłoń blondyna, uśmiechnął
się lekko.
– To moja narzeczona, o której tyle panu opowiadałem,
Hermiona Granger – przedstawił ją Draco, a ona poczuła, że
musi się opanować, by nie ulec pokusie zadania pierwszych dwustu
pytań, które w tej chwili pojawiły się w jej głowie.
Jednak nad nimi wszystkimi dominowało jedno, szczególnie ważne.
Skąd Draco znał tak szanowanego Mistrza Eliksirów i dlaczego
tak bardzo chciał go przedstawić akurat jej?
– A tak. Dzień dobry. Emmanuel Caldarmian – przedstawił
się, jak gdyby spodziewał się, że ona może go nie znać.
– To prawdziwy zaszczyt, że mogę pana poznać – wypaliła,
czerwieniąc się nieco.
– Proszę jej wybaczyć, ale jest ogromnie zdolna w warzeniu
eliksirów i zna wszystkie pana publikacje i przepisy. –
Draco odsunął krzesło i pomógł Hermionie zająć miejsce.
Nieco mocniejszy uścisk jego dłoni na jej
ramieniu, powiedział jej wyraźnie, że blondyn oczekuje od
niej opanowania…
– Liczę, że zna pani eliksiry, które mamy razem stworzyć? –
zagadnął Emmanuel, jednocześnie sięgając
po menu podane im właśnie przez kelnera.
– Eeeeliksiry? – wyjąkała zaskoczona, odbierając swoją kartę
dań.
– Oczywiście, że je zna. Może być pan pewien, że wszystkiego
dopilnuję, jak należy, jeśli oczywiście
się pan zgodzi... – Draco uśmiechał się uprzejmie.
– O czym ty... – chciała zapytać
Malfoya, ale wtedy blondyn posłał jej ostre spojrzenie, a ona
zrozumiała, że ma natychmiast być cicho.
– To pana decyzja, panie Malfoy. Ja tylko wykonuję część
zamówienia. Skoro jest pan pewien, że chce przeznaczyć taką
fortunę na te eliksiry, to ja panu pomogę. Zaznaczam jednak, że
najważniejsze zadanie będzie miała pana narzeczona. Musi być pan
pewien, że podoła... – Emmanuel zwracał się do Dracona, ale
patrzył prosto na Hermionę, która zażenowana i zdezorientowana
całą tą sytuacją rozłożyła swoje menu i ukryła się za
nim. Niczego nie rozumiała z tej
dziwnej rozmowy i nie miała pojęcia, o co może chodzić.
Jakie eliksiry miała gotować razem z Caldarmianem?
– Jestem pewien, że Hermiona sobie poradzi. To prawdziwy talent
i to nie tylko w dziedzinie
eliksirów – Draco uśmiechnął się i mrugnął okiem, jak
gdyby walory jego narzeczonej były czymś wyjątkowym.
– Rozumiem. W takim wypadku pozostaje nam omówić kwestie
składników i ceny...
– Cena nie gra roli, panie Caldarmian, już o tym
rozmawialiśmy – wtrącił Draco.
– Dobrze. Czy zna pani listę składników eliksirów, które
będziemy tworzyć? – zapytał Emmanuel.
Hermiona zdezorientowana spojrzała na Dracona, ale on się nie
odezwał. Patrzył tylko na nią, jakby spodziewając się, że za
chwilę dokona jakiegoś epokowego odkrycia. Wysiliła umysł
i starała się sobie przypomnieć, czy rozmawiała z nim
kiedyś o jakichś eliksirach... I wtedy zrozumiała.
Przecież nie dalej jak wczoraj przy kolacji pytał ją, czy potrafi
przygotować eliksiry Oblivionis i Oblivedesuvida...
– Tak, znam składniki – odpowiedziała cicho.
– Doskonale. W przyszłym tygodniu spotkam się z panią
w pani laboratorium i przekażę kilka wskazówek. Jeśli
chodzi o Oblivionis, sprawa jest
prosta, będzie się on gotował dwa tygodnie. Trudniejsze jest
uwarzenie płynnych wspomnień. Oblivedesuvida gotuje się prawie
trzy miesiące, a jego składniki są trudne do zdobycia –
tłumaczył Mistrz.
– Zobowiązał się pan do tego... – przypomniał mu Draco.
– Oczywiście, że tak i umowy dotrzymam, ale zaznaczam
tylko, że do jego przygotowania potrzebna jest niebywała precyzja
i talent.
– Gran... – Draco w porę się zreflektował i zgrabnie
wybrnął: – Hermiona sobie poradzi, jestem o tym przekonany.
Granger spojrzała na niego z ukosa, starając się ukryć
irytację. Nie podobało jej się to, jak bardzo Malfoy był
przekonany o tym, że podejmie się tego trudnego zadania.
Wiedziała, że ma ją w garści. Wiedziała, że będzie ją
szantażował bezpieczeństwem rodziny. Jednak nie wiedziała,
dlaczego on tak bardzo wierzył w to, że sobie poradzi.
Warzenie tak trudnego eliksiru wymaga naprawdę niecodziennych
umiejętności i nawet ona sama nie była pewna, czy takowe
posiada. Ten eliksir mógł się jej po prostu nie udać, a teraz
była już pewna, że z niewiadomych jeszcze dla niej przyczyn
blondynowi bardzo mocno na nim zależało.
– W takimi razie wszystko ustalone. Przygotował pan
laboratorium zgodnie z moimi wytycznymi? – Emanuel odłożył
kartę i napił się odrobinę wody.
– Oczywiście. Mój asystent wszystko sprowadził.
Jesteśmy gotowi.
– Kolejny raz będę w Anglii w piątek, jeśli ten
termin wam odpowiada, możemy zaczynać.
– Wspaniale. Oczywiście, że nam pasuje – Draco entuzjastycznie
klasnął w dłonie i skinął na kelnera, by zamówić
szampana.
– Proszę mi wybaczyć, ale będę musiał już iść. Nie lubię
zbyt długiego przebywania wśród mugoli, a nie mam też ochoty
niczego jeść. Angielska kuchnia jest
indigesto... – Caldarmian skrzywił się z niesmakiem.
Draco parsknął śmiechem i nawet Hermiona uśmiechnęła się
pod nosem. Caldarmian był dziwnym człowiekiem. Egocentrykiem, ale
przy tym dość skromnym i spokojnym. Hermiona czuła, że
będzie jej się z nim dobrze pracowało i szczerze mówiąc,
musiała przyznać, że czuła pewną dozę ekscytacji na samą myśl
o tym, że może się czegoś nauczyć od tak znakomitego
mistrza.
Caldarmian wstał, a Draco od razu zrobił to samo. Hermiona
również podniosła się ze swojego miejsca.
– Dziękuję, że zgodził się pan przyjechać aż tutaj –
Draco uścisnął mężczyźnie dłoń.
– Klient nasz pan – burknął Emmanuel, odwracając
się do Hermiony, by również z nią się pożegnać.
Ledwo to zrobił, a prawie od razu ruszył do drzwi, zostawiając
ich samych przy stoliku. Akurat ten moment wybrał sobie kelner, by
przynieść im zamówionego szampana. Hermiona cierpliwie czekała,
aż napełniono im kieliszki i dopiero gdy kelner odszedł,
odważyła się zapytać.
– Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
– O warzenie eliksirów, Granger. – Draco odsunął swoje
krzesło tak, że teraz siedział na przeciwko niej i beztrosko
sięgnął po menu.
– Nie kpij, Malfoy, chcę wiedzieć, w co ty mnie znowu
wkręcasz – prychnęła rozzłoszczona.
– W warzenie eliksirów, Granger, przecież już mówiłem. –
Draco celowo ja złościł, jak gdyby sam fakt, że może to zrobić,
sprawiał mu dużą przyjemność.
– Skąd pomysł, że ci pomogę? – irytowała się.
– Powiedzmy, że mam władzę nad czymś, na czym ci zależy, a ja
mogę ci to dać...
– Znów mnie będziesz szantażował bezpieczeństwem moich
bliskich? – fuknęła, zupełnie nie panując już nad sobą.
– Nie, Granger. Mówię o twojej wolności. Dam ci ją, jeśli
zrobisz dla mnie ten eliksir – gdy to
mówił, patrzył jej prosto w oczy,
a jego głos i cała postawa były niezwykle poważne.
Hermiona aż się zapowietrzyła, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć.
Jego słowa wywołały w niej mały szok, bo kompletnie się
tego nie spodziewała...
Nagle znów rozległ się dźwięk telefonu komórkowego blondyna.
Draco wyjął go z kieszeni spodni i odebrał, nie
zwracając uwagi na totalnie zaskoczoną Hermionę.
– Co znowu, Theo? – zapytał Draco.
Przez dłuższą chwilę zapanowała cisza, w czasie której
Draco uważnie słuchał, co mówi jego rozmówca. Hermiona
zauważyła, jak po twarzy Malfoya przebiegają emocje. Od
początkowego znudzenia z nutą irytacji, po coraz większe
zainteresowanie, coś na kształt szoku, aż wreszcie pojawiła się
złość.
– Nic nie róbcie, zaraz tam będę – warknął w słuchawkę,
po czym rozłączył się i szybko wstał.
Hermiona również podniosła się ze swojego miejsca, patrząc na
niego pytająco. Malfoy w tym czasie wyjął z portfela
kilka funtów i rzucił je na stolik, by pokryć rachunek za
szampan.
– Chodź, Granger, musimy już jechać – zwrócił się do niej,
a w jego głosie wciąż pobrzmiewała złość.
– Czy coś się stało? – dopytywała, gdy w pośpiechu
opuszczali restaurację.
Draco zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią przez
ramię. Z jego twarzy w tej chwili nie dało się wyczytać
żadnych emocji.
– Niewiele, poza próbą samobójczą jednej histeryczki.
– Co? – Aż przystanęła, szczerze zszokowana tym, co właśnie
jej powiedział.
Draco
jednak najwyraźniej nie miał czasu, by jej wyjaśnić,
o co dokładnie chodzi. Bezpardonowo złapał ją za łokieć
i pociągnął w stronę swojego samochodu. Hermiona była
bardzo ciekawa, co zastaną po powrocie do
domu...
Witajcie :)
Obiecany rozdział "Rubinu" już jest. "Syndormy" cz. 2 również gotowe, dodam je w środę lub czwartek - w zależności od ilości wolnego czasu i humorku :) Zapraszam!
Chciałabym również zaprosić Was na bloga : Addie Della Robbie, która jest betą "Snów" i Miniaturek.
"Ciemna strona dobra" - Zapraszam Serdecznie! :)
Obiecany rozdział "Rubinu" już jest. "Syndormy" cz. 2 również gotowe, dodam je w środę lub czwartek - w zależności od ilości wolnego czasu i humorku :) Zapraszam!
Chciałabym również zaprosić Was na bloga : Addie Della Robbie, która jest betą "Snów" i Miniaturek.
"Ciemna strona dobra" - Zapraszam Serdecznie! :)
Jak dawno mnie tu nie było...
OdpowiedzUsuńNawet nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak się stęskniłam za Twoimi historiami. Po takiej ilości czasu Rubin czyta się fantastycznie, choć wiem, jak się kończy...
Publikuj nam szybko następne rzeczy, bo wszystkie są cudowne :)
Fajny rozdział. Jak zwykle.
OdpowiedzUsuńdramione-ja-to-ja.blogspot.com
Praktycznie całe opowiadanie już przeczytałam, po tym jak pokazałaś mi link i naprawdę cudo. Nie mogłam się oderwać. Teraz czekam na epilog, żeby napisać długi komentarz podsumowujący.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńTyle wystarczy ;)
RR
Za pierwszym razem nie do końca przypadło mi to opowiadanie do gustu, ale czytane po raz drugi naprawdę zaczyna mnie wciągać :-)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, jak zawsze. :)
OdpowiedzUsuń