poniedziałek, 5 września 2016

Rubin i Stal - 4. I - Iluzja

Betowała: Kite Millie


Upadła na kolana bardziej zaskoczona niż ranna, jednak chwilowy paraliż szybko ustąpił miejsca palącemu ogniu rozprzestrzeniającemu się po każdej komórce jej ciała. Zacisnęła zęby i zamknęła oczy, ale łzy i tak popłynęły. Oscar stał tuż przed nią, nadal z przestrachem obserwując gotowego do kolejnego ciosu Carrowa.
– Już ja ci pokażę, mała, brudna... – Nagle rozległy się ciężkie kroki, a Carrow urwał w połowie zdania.
Niebo zakryły ciemne chmury, a pierwsze krople deszczu zaczęły spadać dookoła. Jedna z nich spłynęła po zaczerwienionej twarzy Hermiony. I wtedy usłyszała ten głos.
– Nigdy więcej tego nie rób... – cichy i złowrogi syk mroził krew w żyłach.
Świst powietrza, odgłos uderzenia, a zaraz potem przeraźliwy, pełen bólu wrzask.
Hermiona otworzyła oczy, próbując oprzytomnieć. Stojący przed nią Oscar nadal patrzył na coś z przestrachem.
Jeden cios, potem drugi... I krzyk.
– Co ty wyprawiasz? Przestań! Przestań! – darł się Carrow.
– Nigdy więcej nie waż się jej tknąć! – Tym razem był to wyraźnie słyszalny rozkaz. – Ani jej, ani żadnej innej kobiety! Rozumiesz mnie, śmieciu?
– Błagam! Przestań! – krzyczał Śmierciożerca, a z jego gardła wydobywał się osobliwy dźwięk – ni to jęk, ni szloch.
Przez chwilę zapanowała cisza, przerwana tylko odgłosem padającego deszczu. Gdzieś w oddali rozległ się grzmot. Nie przytłumił jednak kolejnego świstu bata.
– Nigdy więcej nikogo nie skrzywdzisz w moim domu! – groźne warknięcie oprawcy i cichy jęk rannego mężczyzny.
– Draco, już wystarczy – rozległ się spokojny głos Theo. – Przestań, bo go zabijesz.
To krótkie stwierdzenie sprawiło, że Hermiona opanowała się na tyle, by spojrzeć przez ramię za siebie. Draco stał, ciężko dysząc. Jego włosy były mokre od deszczu, a na białej koszuli można było dostrzec niewielkie czerwone plamki. W dłoni trzymał bat, ten sam, którym chwilę wcześniej Carrow uderzył Hermionę. Theodore uspokajająco trzymał dłoń na jego ramieniu, ale jego wzrok skupiony był na kupie czarnych, mokrych szmat, jakimi wydawał się teraz nieprzytomny Carrow.
Hermiona ledwo zdusiła jęk przerażenia, patrząc na szkarłatną kałużę, w której leżał Śmierciożerca. Natomiast Malfoy patrzył wprost na nią, lecz jego mina nie wyrażała żadnych emocji. Nagle odwrócił wzrok i odrzucił bat, który do teraz wciąż trzymał w dłoni.
– Nott, zabierz ją stąd – padł rozkaz.
– Może lepiej ja... – zaczął Theo.
– Zrób, co mówię! A ty, Łobuz, uciekaj do kuchni, zanim się zaziębisz – ton głosu blondyna wyraźnie wskazywał, że dyskusja z nim nie ma najmniejszego sensu.
Oscar ostatni raz spojrzał na swoją wybawicielkę, starł brudnym rękawem krople deszczu z twarzy i prędko pobiegł w stronę kuchennego wejścia do rezydencji. Nott podszedł do Hermiony i spojrzał jej w oczy.
– Możesz wstać? – Jego głos sprawił, że na dobre powróciła jej świadomość.
– Nic mi nie jest – skłamała, starając się brzmieć pewnie, ale wtedy rana na plecach boleśnie zapiekła, a kolana, na których dotychczas klęczała, zabolały. Nie potrafiła opanować grymasu bólu. Nott zareagował niemal natychmiast i bardzo delikatnie złapał ją pod ramiona, uważając przy tym, by nie urazić jej rany. Powoli pomógł jej się podnieść.
– Wylecz ją, ma być w formie na dzisiejszy lunch – rozkazał Draco, jednocześnie rzucając zaklęcie lewitacji na Carrowa.
Hermiona miała ochotę zdenerwować się, że mówi o niej jak o jakimś zepsutym przedmiocie, który można naprawić odrobiną magii, ale postanowiła się nie odzywać. To, co przed chwilą zrobił Malfoy, nie było czymś zwyczajnym. I choć wyglądał na opanowanego, to wolała ponownie go nie wyprowadzić z równowagi. Miała nadzieję, że ta sytuacja nie będzie miała dla niej kolejnych negatywnych skutków poza raną na plecach. Bezpieczeństwo jej rodziny i przyjaciół było dla niej teraz najważniejsze.
– Co z nim zrobisz? – zapytał Theo, pomagając Hermionie zrobić kilka kroków w stronę wejścia do domu.
– Nie martw się, nie zabiję go... Choć być może na to zasłużył – mruknął Draco i ruszył w stronę stajni wraz z unoszącym się w powietrzu nieprzytomnym Śmierciożercą.


⁂⁂⁂

– Ostrożnie – poradził jej Nott, gdy weszli do holu.
Plecy piekły ją naprawdę mocno i wyraźnie czuła, jak spływająca krew moczy jej rozdartą bluzkę. Nie chciała sobie nawet wyobrażać, jak paskudnie wygląda rana, którą jej zadano. Theodore był bardzo delikatny i uważny, ale i tak każdy krok był dla niej prawdziwą męką, bo tylko potęgował jej ból.
– Poczekaj. Tak będzie lepiej... – wyszeptał Theo, po czym bez ostrzeżenia wziął ją na ręce.
Hermiona z wrażenia w pierwszej chwili złapała go za szyję. Gdy zorientowała się, co właśnie zrobiła, chciała natychmiast zabrać ręce, ale Nott przecząco pokręcił głową.
– Lepiej się trzymaj, tak będzie bezpieczniej, gdy będziemy wchodzić po schodach.
Czuła się naprawdę dziwnie. Nott choć bardzo miły i delikatny, wciąż pozostawał w jej oczach bezwzględnym Śmierciożercą. Był najlepszym przyjacielem Malfoya, czyli inaczej mówiąc, złem wcielonym. Więc dlaczego był dla niej od początku tak miły i przyjacielski? A może to Draco mu kazał? Doprawdy nie potrafiła tego zrozumieć...
– No i jesteśmy! – oznajmił Theodore, kopniakiem otwierając drzwi do jej pokoju i wnosząc ją do środka. Postawił ją dopiero przed wielkim łóżkiem i wrócił, by zamknąć za sobą drzwi. – Usiądź sobie wygodnie, a ja zaraz sprowadzę wszystko, czego nam potrzeba – mówiąc to, sięgnął po różdżkę.
Hermiona usiadła na brzegu łóżka i przymknęła oczy, starając się skupić na walce z palącym bólem. Cios spadł prosto pomiędzy jej łopatki, rozcinając bluzkę i, sądząc po ilości krwi, mocno przecinając skórę. Poczuła, jak Theodore siada tuż za nią. Jego zimne palce delikatnie dotknęły skóry w pobliżu zranienia.
– Nie dziwię się, że Smok go tak urządził. Ten idiota uderzył cię z całej siły... – mruczał pod nosem, dokładnie oczyszczając ranę za pomocą zaklęcia.
Hermiona wciąż miała zamknięte oczy i starała się oddychać miarowo. Wiedziała, że zaraz przestanie boleć, ale i tak czuła się niekomfortowo. Usłyszała, jak Nott szepcze zaklęcie, a pieczenie łagodnieje, by po chwili zupełnie zniknąć.
– W porządku. Teraz muszę posmarować ci plecy eliksirem, aby nie została blizna... – Nott machnął różdżką i po chwili fiolka zmaterializowała się w jego dłoni.
– Skoro to konieczne... – Hermiona odwróciła się do niego i uśmiechnęła się lekko, chcąc dać mu do zrozumienia, że jest wdzięczna za jego pomoc, ale zdziwiło ją to, że Nott wygląda, jakby się czegoś wstydził.
– Możesz zdjąć bluzkę? Tak będzie wygodniej – wykrztusił, jakby powiedzenie tego było dla niego naprawdę trudnym zadaniem.
– Och! – Teraz to Hermiona się zarumieniła. Odwróciła się do niego plecami i szybko zdjęła swoją czerwoną bluzkę. Wiedziała, że Nott ma rację, ale i tak zawstydziła ją ta prośba, a skrępowanie całą sytuacją jeszcze się pogłębiło.
W myślach podziękowała, że bat Carrowa nie sięgnął tak daleko, by rozciąć też jej czerwony stanik. Przycisnęła podartą bluzkę do piersi i znów zamknęła oczy, oddychając głęboko. Theodore siedział tak blisko, że dosłownie czuła bijące od niego ciepło i zapach jego wody kolońskiej. Starała się przypomnieć sobie listę ulubionych zaklęć z transmutacji, by jakoś znieść kolejny jego dotyk. Usłyszała, jak Nott odkręca fiolkę i była pewna, że zaraz będzie po wszystkim... Niestety wtedy, jak gdyby nigdy nic, otworzyły się drzwi do jej pokoju.
Malfoy pewnym krokiem wszedł do środka, lecz gdy jego oczom ukazała się Hermiona w staniku i Nott siedzący tuż za nią, blondyn stanął w miejscu i uniósł brew w zdziwieniu. Granger zaczerwieniła się jeszcze bardziej i mocniej przycisnęła bluzkę do piersi, a Theodore chwilowo zapomniał o tym, co miał właśnie zrobić. Zamiast tego zapytał:
– Czy coś się stało?
Malfoy szybko odzyskał dawną pewność siebie i kpiący uśmieszek.
– Blaise jest na dole, ale potrzebuje pomocy. Trzeba przenieść Carrowa do jego nory.
– Użyjcie kominka – poradził mu Nott.
– Taki mamy zamiar, ale ktoś musi się z nimi przenieść, żeby ten dureń się nie poturbował. Wyczyściliśmy mu pamieć.
– Wejście tu i powiedzenie mi tego trwało dłużej, niż droga tam i z powrotem – zażartował Nott.
Draco uśmiechnął się cynicznie, po czym podszedł do nich i wyciągnął dłoń.
– Ale ja mam teraz coś ważniejszego do zrobienia, prawda? Uważaj na mój ulubiony dywan. Nie zabrudź go popiołem, gdy będziesz wracał.
Theodore prychnął kpiąco pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym zakręcił fiolkę z eliksirem i rzucił ją Malfoyowi, który zręcznie ją złapał.
– Wciąż mnie zaskakujesz, Smoku.Przyjaciel Malfoy'a podniósł się i ruszył do drzwi, wciąż wyraźnie rozbawiony.
– Powinieneś się przyzwyczaić, Nott. To, co robię i jak postępuję, to nie twój interes – burknął Draco, zajmując miejsce zwolnione przez Theo i siadając tak samo blisko niej.
– A no niestety... nie mój – Theodore nagle spoważniał i spojrzał przez ramię na Hermionę.
– Idź już, bo Zabini czeka. – Draco odkręcił fiolkę i za pomocą zaklęcia przywołał małe waciki.
– Już pędzę na rozkaz... – w jego głosie pobrzmiewała ironia. – Do zobaczenia, Hermiono. – Nott wyszedł i zamknął za sobą drzwi.
Hermiona przygryzła wargę, starając się nie zakląć na głos. Dlaczego wciąż spotykają ją nowe upokorzenia? Czy los naprawdę musiał się na nią uwziąć? Wystarczająco krępujące dla niej było to, że Nott ją dotykał, a teraz jeszcze Malfoy! Wciąż pamiętała jego drwiny o jej reakcjach na jego dotyk. Tym razem nawet nie drgnie, gdy on znów jej dotknie!
– Nie spinaj się, Granger, przyszedłem ci pomóc – oznajmił blondyn, jak gdyby nigdy nic przesuwając palcem po zabliźnionej już ranie.
Odetchnęła głęboko, próbując się opanować i nie powiedzieć mu czegoś niemiłego. Wcale nie potrzebowała jego pomocy. Nott świetnie sobie poradził z jej leczeniem, a blizna niewiele ją obchodziła. Nie było nikogo, kto mógłby chcieć specjalnie oglądać jej plecy.
– Wyprostuj się i nie przyciskaj tak do siebie tej szmatki. Nikt cię tu nie będzie podglądał – warknął, łapiąc ją za ramię i sprawiając, że przestała się garbić.
– Możesz się pośpieszyć? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– A dlaczego? Czy coś ci przeszkadza? Może ci zimno? – zapytał, odgarniając jej włosy na jedno ramię.
Hermiona nie musiała go widzieć, by wiedzieć, że uśmiecha się triumfująco, mając nadzieję, że właśnie udało mu się ją sprowokować.
– Chciałam tylko trochę odpocząć przed lunchem. Sam mówiłeś, że mam być w formie – wytknęła mu.
– To miło, Granger, że słuchasz tego, co mówię – zakpił.
Poczuła na swoich plecach chłodny eliksir. Miękki wacik delikatnie przesuwał się pomiędzy jej łopatkami, a ona odetchnęła z ulgą. Zaraz będzie po wszystkim, a Malfoy sobie wreszcie pójdzie.
– Carrow chciał uderzyć Oscara? – zapytał cichym głosem.
Hermionę zdziwiło jego pytanie, a zwłaszcza łagodny ton jakim je wypowiedział.
– Szarpał go, gdy tam podbiegłam – mruknęła.
Usłyszała coś jak ciche warknięcie, a Malfoy odsunął się od niej i zakręcił fiolkę z eliksirem, po czym wstał.
– Zelda zaraz przyniesie ci śniadanie. Zjedz, a potem zażyj eliksir nasenny. Najlepiej połowę fiolki, bo o pierwszej masz być gotowa do wyjścia.
– Nie jestem głodna – burknęła, nawet na niego nie patrząc.
– Nie interesuje mnie to, Granger. I na lunch załóż jedną z tych eleganckich garsonek, jakie wybrała dla ciebie moja matka. Idziemy do najlepszej restauracji w miasteczku.
Hermiona odwróciła się do niego szczerze zdziwiona. Wczoraj wieczorem rozpakowała swoją torbę i poukładała rzeczy w obszernej szafie, ale żadnej garsonki tam nie było...
– Dlaczego masz taką minę? – zapytał.
– W szafie nie ma żadnych innych ubrań poza moimi – odpowiedziała nieco speszona.
– Nie wygaduj bzdur! Kazałem skomponować ci całą nową garderobę. Łącznie z bielizną... – Draco z kpiącym uśmiechem popatrzył na jej czerwony stanik, a Hermiona gniewnie zacisnęła usta. Jego bezczelność czasem była dla niej porażająca.
– Nie znalazłam żadnych ubrań – warknęła, odwracając wzrok od jego pyszałkowatej twarzy.
– Przecież wczoraj miałaś wieczorową suknię – zauważył.
– To była moja suknia... ja... przywiozłam ją tu ze sobą – odpowiedziała zgodnie z prawdą, nadal nie patrząc w jego stronę.
Draco spojrzał na nią z powątpiewaniem i westchnął ciężko, jakby właśnie miał okazję obcować z wyjątkowo upartą osobą, po czym podszedł do szafy i szybkim gestem otworzył ją na oścież.
Rzucił okiem na kilka niewielkich stosów jej ubrań i ciemno-zieloną suknię, jako jedyną wiszącą na wieszaku. Hermiona nie widziała jego miny, ale dziwne napięcie w jego postawie sprawiło, że wyglądał na kompletnie wyprowadzonego z równowagi. Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w kierunku wyjścia. Po chwili rozległ się głośny trzask zamykanych z impetem drzwi.


⁂⁂⁂

Odetchnęła głęboko i położyła się na łóżku, wciąż przyciskając podartą bluzkę do swojej piersi. Ten poranek naprawdę był dziwny i najchętniej możliwie szybko wymazałaby go z pamięci. Powoli gubiła się już w tych dziwnych sytuacjach, jakie miały miejsce w tym domu. Tęskniła za Hogwartem. Co prawda, stał się teraz więzieniem, ale przynajmniej miała tam spokój i mogła w ciszy przesiadywać w bibliotece z dala od Malfoya i takich wydarzeń jak uderzenie kogoś batem...
Nagle na korytarzu rozległy się krzyki. Coś głośno huknęło, a zaraz potem drzwi do jej pokoju otworzyły się z taką siłą, że klamka uderzyła o jedną ze ścian. Hermiona szybko usiadła na łóżku, przestraszona tym nagłym wtargnięciem. Jednak to, co zobaczyła, sprawiło, że jej strach zamienił się w szczere zdumienie. Zelda i Dafne Greengrass wniosły do jej pokoju dwa stosy gustownych, białych pudeł z logo najlepszych butików z Pokątnej. Zaraz za nimi do pokoju wszedł Draco, który dźwigał podobny stos i Pansy, szlochająca niczym małe dziecko i chyba usiłująca zatrzymać swojego chłopaka.
– Przestań Pansy – warknął Draco, stawiając pudła na łóżku i odpędzając się od Parkinson, jakby ta była natrętną muchą.
– Dracusiuuuuu – zawodziła dziewczyna, zalewając się łzami. – To szlamaaaa, szlaaaamaaaaa! Ona nie moooożeeee noooosić takich ubraaaaań!
– Gdzie mamy to położyć? – wtrąciła się Dafne, bo ona i Zelda nadal stały z pudłami.
– Macie to rozpakować i powiesić w szafie. A ty masz zaraz pójść i przynieść kosmetyki, które również ukradłaś – Draco zwrócił się do wciąż wyjącej dziewczyny.
Hermiona patrzyła na tę scenę w niemym szoku. Pansy stała przed Malfoyem niczym mała, zasmarkana dziewczynka, domagająca się od rodziców upragnionej zabawki, a on patrzył na nią z zaciętą miną, jakby rozważając, jak ma ją ukarać za ten atak histerii.
– Kochanieee nieee, nie każ mi... niee...! – Parkinson nawet trochę się nie uspokajała.
– Opanuj się kobieto i rób, co mówię! Bez dyskusji! – przerwał jej szorstko Draco. – Masz na to trzy minuty! – dodał ostro.
Dziewczyna Malfoya wybuchła nową falą histerii, ale posłusznie wyszła, a w zasadzie wytoczyła się z pokoju, bo przez łzy pewnie niewiele widziała.
– Przynieście resztę rzeczy, które ta idiotka schowała i wszystko poukładajcie w szafie Granger. Jest na nią rzucone zaklęcie powiększające, więc wszystko się zmieści – Draco zwrócił się do Dafne i Zeldy, które postawiły pudła na ziemi i zaczęły wyciągać z nich gustowne ubrania, buty i torebki.
– Mówiłam jej, że to głupi pomysł, żeby to wszystko schować, ale wiesz, jaka ona jest. Naprawdę Draco, tak mi przykro z powodu tej sytuacji... – Dafne zalotnie mrugała oczami i uśmiechała się przepraszająco. Od wejścia do pokoju sprawiała wrażenie, jakby noszenie pudeł z rzeczami dla Granger to była dla niej sama przyjemność
– Nott dopilnuje, by jeszcze dziś się spakowała. Wieczorem ktoś odstawi ją do Parkinson House – Draco nerwowym gestem przeczesał włosy palcami.
– Och! Myślałam, że dałeś jej kilka dni na wyprowadzkę... – Dafne udawała szczerze zaskoczoną, ale Hermiona od razu zorientowała się, że dziewczyna nie ma nic przeciwko temu. Błysk satysfakcji w jej oczach był aż nazbyt widoczny.
– Zmieniłem zdanie. Ma zniknąć, nim dziś wieczorem wrócimy z kolacji u rodziców. Czy to jasne? – zapytał krótko.
– Oczywiście, zrobię, co każesz... Ale wiesz, że mój apartament jest w remoncie, potrzebuje jeszcze dwóch tygodni... – Dafne zrobiła zatroskaną minę.
– Jeśli nie chcesz zamieszkać w domu Pansy, to możesz tu zostać na czas remontu. Tylko nie denerwuj Theodora – ostrzegł ją Draco, ruszając w stronę drzwi.
– Dziękuje ci, mój drogi, naprawdę to wiele...
– Daj spokój, Daf. Nie mam teraz czasu. – Blondyn był już prawie przy drzwiach, gdy na chwilę zatrzymał się i przez ramię spojrzał na wciąż siedzącą na łóżku Hermionę.
– Granger, jeśli chcesz, to możesz się przespać w mojej sypialni. Jest na przeciwko.
Jego propozycja spowodowała jeszcze większe jej zdziwienie. Dlaczego on tak bardzo dbał o to, by wszystko było z nią w porządku? Czy chciał, by mu zaufała? A może miał jakiś inny plan względem niej? Bo przecież to niemożliwe, żeby nagle ktoś taki jak Malfoy zmienił się w dobrego, przyjaznego mugolakom człowieka...
– Ja... nie, dziękuję. Chyba zejdę do kuchni... – wyjąkała.
Draco kiwnął głową na znak akceptacji, po czym wyszedłi zostawiając ją samą z dwiema poirytowanymi kobietami. Gdy tylko wyszedł, Zelda ze złością cisnęła jednym z pudeł o podłogę i tupnęła nogą niczym mała dziewczynka.
– Nie będę tego składała! Niech szlama sobie sama to robi! – warknęła.
Hermiona już otworzyła usta, by powiedzieć jej coś nieprzyjemnego, ale ubiegła ją Dafne.
– Natychmiast to podnieś i ładnie poskładaj! Jeszcze jeden taki wybryk i możesz stąd wylecieć, Zeldo! – skarciła pokojówkę, która stała jak przysłowiowy słup soli, patrząc na nią z niedowierzaniem.
– Nie gap się jak oszołomiony ghul! Do roboty! – Greengrass użyła takiego tonu, że Zelda posłusznie schyliła się po pudełko rzucone na podłogę i wyjęła z niego gustowną, czarną suknię.
– Masz, Granger. – Dafnę wyjęła z jednego z pudeł ładną bluzkę w kolorze gorzkiej czekolady i rzuciła ją Hermionie. – Załóż ją i idź na śniadanie. Raz dwa uwiniemy się z twoją nową garderobą. – Uśmiechnęła się nieco kwaśno, po czym wróciła do składnia ubrań.
Hermiona złapała bluzkę i szybko założyła na siebie, nie bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć na tę nagłą uprzejmość i przypływ troski. Domyśliła się jednak, że ta zmiana jest tylko pozorna. Dafne była sprytna i niczego nie robiła ot tak dla sprawy. Ona musiała mieć jakiś plan...
Wstała z łóżka i przelotnie przejrzała się w lustrze. Ta bluzka kosztowała pewnie ładną sumkę galeonów. Zdziwiła się, że Malfoy zdecydował się wydać na nią taką fortunę... ale z drugiej strony najwidoczniej bardzo mu zależało na zachowaniu pozorów. Kątem oka spojrzała na pracujące dziewczyny, po czym ruszyła do drzwi.
– Dziękuję – szepnęła, zanim wyszła. Wiedziała, że ten gest nic dla nich nie znaczył, ale uznała, że jedynie jej inteligencja i kultura może jeszcze sprawić, że ludzie będą ją szanować.

⁂⁂⁂

Po przyjemnym poranku spędzonym w towarzystwie Rosy, Josefa i Oscara, Hermiona odzyskała dobry nastrój. Chwilę zajęło jej przekonanie służby, że nadal mają się do niej zwracać po imieniu i w żadnym wypadku nie powinni nazywać ją "panią lub panną". Oscar jako pierwszy zadeklarował, że będzie nazywał ją Hermioną lub po prostu Mioną, co wywołało szczery uśmiech na jej twarzy. Rosa i Josef również przystali na jej prośbę, jednak zaznaczyli, że w obecności osób postronnych będą się do niej zwracać tak, jak nakazuje etykieta, co przypomniało jej, że dziś miała się jeszcze spotkać z Narcyzą Malfoy w tej sprawie. Reszta dnia zapowiadała się więc bardzo intensywnie i Hermiona miała nadzieję, że naprawdę będzie lepsza niż dzisiejszy poranek.
Spojrzała w lustro, próbując ocenić, czy wygląda na tyle elegancko, by Malfoy to zaakceptował. Oliwkowa, gustowna garsonka i biała, jedwabna bluzka z delikatnym haftem sprawiały, że wyglądała nieco nad wiek poważnie. Włosy rozczesała i użyła na nich eliksiru prostującego, który, ku swojej radości, znalazła na toaletce. Zrobiła delikatny makijaż, a usta musnęła bezbarwnym błyszczykiem. Założyła czarne szpilki i sięgnęła po niewielką, pasującą do tego stroju torebkę na ramię. Spojrzała za okno, by zobaczyć, czy deszcz przestał padać. Okazało się, że tak, więc nie musiała zabierać ze sobą żadnego okrycia wierzchniego. Odetchnęła głęboko i skierowała się do wyjścia. Nie było sensu dłużej tego odwlekać.
Wiedziała, że nie ma powodu się denerwować, ale i tak wstrzymywała oddech, gdy schodziła na dół. Draco stał tyłem do schodów i przeglądał jakieś papiery. Miał na sobie eleganckie, czarne spodnie i jasnoniebieską koszulę oraz szary sweter, który luźno zarzucił na ramiona, tak jak zwykli to robić mugole w klubach golfowych lub na proszonych, eleganckich herbatkach. Najwidoczniej dokumenty, które czytał, były bardzo zajmujące, bo nawet stukot jej obcasów go od nich nie oderwał. Przerwał czytanie, dopiero gdy zeszła na dół i chrząknęła cicho, chcąc zaznaczyć swoją obecność.
– Jesteś wreszcie got... – Odwrócił się i spojrzał w jej stronę i chyba przez chwilę zabrakło mu słów.
Zamiast tego zmierzył ją oceniającym spojrzeniem od czubków czarnych szpileczek, po końcówki wytuszowanych rzęs, a Hermiona modliła się cicho w duchu, by się nie zaczerwienić, albo, co bardziej kuszące, nie uciec czym prędzej do swojego pokoju.
– Gotowa? – wypalił Malfoy, najwyraźniej orientując się, że jego zachowanie mogło wydać się jej nieco dziwne.
– Jak widać – odpowiedziała, próbując zamaskować ironiczny ton.
– I jak tam, Smoku? – Nott dziarskim krokiem wkroczył do holu. – Podpisałeś paaa.... – W tej chwili Theo dostrzegł Hermionę i chyba również chwilowo oniemiał.
– Musimy już iść Nott, a paaapiery podpiszę, jak wrócę – zadrwił Draco, uśmiechając się ironicznie w stronę przyjaciela.
– Jasne – wypalił Theo, nieco zażenowany własnym zachowaniem.
Hermiona wzięła głęboki oddech i poprawiła ramiączko torebki, by nie zjechało jej z ramienia. Musiała przyznać, że fakt, iż zrobiła na nich wrażenie, nie był tak do końca niemiły, ale i tak wolałaby wcale nie znaleźć się w takiej sytuacji.
– Chodźmy, Granger, to w złym guście, byśmy kazali na siebie czekać.
Hermiona niepewnie ruszyła w stronę drzwi, które blondyn przed nią szarmancko otworzył. Wszystko to byłoby całkiem znośne, gdyby nie jego kpiący uśmieszek i to irytujące spojrzenie pełne pewności siebie.


⁂⁂⁂

Wyszła na podjazd przed domem i na chwilę przystanęła z wrażenia. Jej oczom ukazał się Mercedes – Benz W220. Przez deszczowe chmury przebijało się słońce, co sprawiało, że srebrno – metaliczna karoseria lśniła pełnią blasku. Wyściełane białą skórą siedzenia i pięknie wykończona deska rozdzielcza były synonimami luksusu... i snobizmu, idealnie pasującymi do Malfoyów. Jednak Hermiona zupełnie nie rozumiała, co pod domem czarodzieja robiło to lanserskie cudo.
Draco, jak gdyby nigdy nic, obszedł samochód i podszedł do drzwi od strony pasażera, by je dla niej otworzyć.
– Czekasz na specjalne zaproszenie? – zakpił, widząc jej wyraźne wahanie.
– Chcesz tam jechać samochodem? – zapytała, usiłując wyzbyć się z głosu emocji.
– A co, myślałaś, że zabiorę cię tam na mojej miotle? – zaśmiał się. – Jedziemy do mugolskiego miasteczka, Granger, więc będziemy zachowywać się jak mugole. Wsiadaj wreszcie, szkoda czasu – ponaglił ją.
Hermiona miała nadzieję, że on nie zauważy, jak ze strachu drżą jej ręce. Pewnie lot z nim na jednej miotle byłby dużo gorszy, ale przynajmniej miała pewność, że Malfoy umiał latać. Co do prowadzenia samochodu takiej pewności nie miała... za to targały nią wielkie wątpliwości.
Usiadła i zapięła pas, a Malfoy znowu obszedł auto, by zająć miejsce za kierownicą. Hermiona usiłowała nie gapić się na niego zbyt ostentacyjnie, ale jednak nie mogła przestać, gdy okazało się, że blondyn wyjął kluczyki i jak gdyby nigdy nic, umieścił je w stacyjce.
– Co się tak dziwisz? – zapytał, jednocześnie poprawiając lusterka i ustawienie fotela.
– Masz zamiar prowadzić bez magii? – Nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania.
Draco parsknął cichym śmiechem i pokręcił głową. Bez żadnych kłopotów odpalił auto i ruszył z podjazdu z dość dużą prędkością.
– Jeszcze się nie zorientowałaś, że ja niczego nie robię połowicznie, Granger? – zaszydził.
– Niby w jakim sensie? – Nie wiedzieć czemu, miała ochotę go sprowokować.
Auto wyjechało już za bramę rezydencji i Hermiona dopiero teraz zorientowała się, jak pięknie i malowniczo jest ona położona. Z migającego za oknem krajobrazu wywnioskowała, że dom znajdował się na sporym wzniesieniu, a za jego murami rósł gęsty las.
– W każdym sensie, Granger. Nie używam magii do wszystkiego, bo wiele rzeczy lepiej wychodzi, gdy zrobi się je w normalny sposób. Na przykład kanapka czy umycie zębów.
– Ale prowadzenie samochodu to nie zabawa... Trzeba być odpowiedzialnym, a mugole zdają specjalne testy, by móc to robić... – Wiedziała, że jej moralizatorski ton na niego nie podziała, ale i tak nie mogła się przed tym powstrzymać.
– Sięgnij do schowka na dokumenty, a znajdziesz tam moje prawo jazdy. Mugolskie prawo jazdy, Granger. Zdałem te śmieszne testy i wierz lub nie, ale nie musiałem przy tym oszukiwać. Prowadzenie auta to niezła frajda. – Hermiona dostrzegła, że Malfoy wciąż jest rozbawiony, ale ton jego głosu w jakiś sposób sprawił, że mu uwierzyła. Zresztą to nie miało większego znaczenia, a ona musiała szczerze przyznać, że blondyn prowadził bez zastrzeżeń.
– Po co właściwie jedziemy do wioski? – zapytała, patrząc na uciekający za szybą krajobraz.
– Dowiesz się już niedługo – odpowiedział lakonicznie.
– Mam dziś lekcje u twojej matki?
– Tak, zaraz po powrocie przeniesiesz się do Malfoy Manor kominkiem i zostaniesz tam do kolacji, którą zjemy z moimi rodzicami.
– Twoi rodzice przy jednym stole ze szlamą? – Sama nie wiedziała, kiedy wypowiedziała na głos tę podszytą kpiną myśl.
– Szlamą, która nosi nasz zaręczynowy, rodowy pierścień – zabrzmiało to chłodno i o dziwo bez ironii. – Nie martw się, Grnager, nie będą się ciebie czepiać... – Draco, nie wiedzieć czemu, przez chwilę się zawahał. – Nikt już nie będzie. Taka sytuacja jak ta, która miała miejsce dziś rano, już się nie powtórzy. Masz na to moje słowo. Choć wątpię, czy to dla ciebie coś znaczy – dodał, znów przywołując swój kpiący uśmieszek.
Hermiona miała ochotę prychnąć z niedowierzaniem i zapytać go, czy przypadkiem to on i jego rodzina nie stanowią dla niej największego zagrożenia, ale postanowiła zrezygnować. Nie miała ochoty na kolejną kłótnię, a tym bardziej na to, żeby Malfoy przypomniał jej, że trzyma jej życie w garści.
Znów odwróciła twarz, zapatrując się w krajobraz za oknem samochodu. Wciąż od nowa zastanawiała się, w co tak naprawdę gra z nią blondyn, siedzący tuż obok... Wiedziała, że wszystko to, co się dzieje, jest tylko na pokaz. Nie miała złudzeń, że jest to swego rodzaju iluzją. Odgrywali rolę, brali udział w dobrze wyreżyserowanym spektaklu. Wciąż jednak nie wiedziała, jaki ma być finał tej historii.
Ukradkiem spojrzała na Dracona. On wiedział... przecież to była jego iluzja.

⁂⁂⁂

Powoli zbliżali się już do miasteczka, bo ruch na drodze wyraźnie się zwiększał. Znalazło się też kilka niewielkich banerów z ogłoszeniami przybytków, które koniecznie trzeba było odwiedzić, gdy już znajdą się w maleńkim miasteczku o nazwie Mells, położonym w hrabstwie Somerset. Hermiona rozglądała się, zaciekawiona otaczającą ją rzeczywistością. Wioska była jak żywcem wyjęta ze starych angielskich bajek. Kamienne domy, mały ryneczek, gospoda, kilka sklepów, prowadzonych przez lokalnych przedsiębiorców. Wszystko to miało niesamowitą atmosferę, a ona przez chwilę poczuła się zadowolona, widząc tak bliskie jej sercu zwyczajne życie mugoli.
Draco zaparkował przy jednej z uliczek. Hermiona rozejrzała się dookoła, orientując się, że na przeciwko znajduje się restauracja stylizowana na staroangielską gospodę. Wyglądało to zachęcająco. Odpięła pas, by wysiąść z auta i wtedy właśnie usłyszała ten dźwięk. Brzmiało to, jak sygnał telefonu... I ku jej prawdziwemu zdumieniu Draco wyjął z kieszeni spodni komórkę.
– Co jest, Theo? – zapytał, jak gdyby używanie tego mugolskiego wynalazku przez niego było tak zwyczajne, jak wiązanie sznurówek.
– Mogę już wysiąść? – zapytała zafascynowana otaczającą ją rzeczywistością.
Chciała mieć chwilę na rozejrzenie się po wystawach okolicznych sklepików. To była dla niej naprawdę miła odskocznia, taki mały powrót do dawnego świata.
– Jasne, tylko nigdzie mi nie uciekaj – odpowiedział. – Nie, Nott, to nie do ciebie. Powiedz mi jeszcze raz, co zrobiła, bo chyba żartowałeś za pierwszym razem... – Draco machnął ręką, dając Hermionie znać, że może już wyjść z auta.
Skupiła swoją uwagę na wystawie sklepu jubilerskiego, przed którym zaparkowali. Wspaniała, ręczne robiona biżuteria zdobiła czerwone, aksamitne poduszeczki. Hermiona obejrzała kolekcję pierścionków zaręczynowych, ale musiała przyznać, że ciężki klejnot zdobiący jej serdeczny palec był o wiele bardziej okazały niż one wszystkie. Jej uwagę przykuła przepiękna kolia z białego złota, którą zdobił wielki, czerwony rubin w kształcie łzy. Wspaniała robota, a rubiny były jej ulubionymi kamieniami. Wiedziała, że prawdopodobnie ma to związek z jej przynależnością do Gryffindoru, ale i tak nikt nie mógł zaprzeczyć, że ta kolia jest po prostu piękna...
– Podoba ci się? – To pytanie tak ją zaskoczyło, że aż podskoczyła w miejscu. Tak się zapatrzyła na piękną błyskotkę, że nawet nie zauważyła, gdy Draco wysiadł z auta i stanął tuż za nią.
– Jest wspaniała – odpowiedziała zgodnie z tym, co myślała.
Draco przyglądał jej się w milczeniu, jak gdyby się nad czymś zastanawiając. Po chwili jednak potrząsnął głową, najwyraźniej odpędzając natrętne myśli.
– Chodź już, bo się spóźnimy. Caldarmian już pewnie na nas czeka.
Hermiona zrobiła kilka kroków, gdy dotarło do niej, co właśnie powiedział.
– Caldarmian? Emmanuel Caldarmian? Jeden z największych mistrzów eliksirów na świecie? Ten, który uczył samego Snape'a? – dopytywała, czując, jak emocje uderzają jej do głowy.
Spotkanie takiego Mistrza było jak wygranie szóstki w magiclotka, gdyż mistrz podobno mieszkał w dalekich zakątkach Amazonii, gdzie eksperymentował nad stworzeniem coraz to nowych mikstur i eliksirów.
– Owszem Granger. I dobrze Ci radzę, uspokój się trochę. Nie chcę, by nasz gość domyślił się, że jestem zaręczony z wariatką.
Hermiona gniewnie zacisnęła usta, gotowa, by mu odpyskować, ale powstrzymała się, wiedząc, że nic to nie da, a tylko może pogorszyć i tak niewesołą sytuację. Musiała się opanować i pozwolić mu myśleć, że jest górą.
Malfoy nastawił ramię w oczekiwaniu, aż dziewczyna je ujmie. Wiedziała, że musi to zrobić, w końcu udawała jego narzeczoną... Pewnie przed Wielkim Mistrzem też będzie zmuszona odgrywać tę smutną komedię.


⁂⁂⁂

Weszli do restauracji, a Hermiona musiała przyznać, że lokal pomimo stylizacji na gospodę był bardzo przyjemny. Kelner nieomal od razu wskazał im ich miejsca, jak tylko Draco podał swoje nazwisko. Przy sporym choć nakrytym tylko dla trzech osób stoliku siedział już niewysoki, szczupły, ciemnowłosy mężczyzna o śniadej cerze. Trudno było na pierwszy rzut oka określić jego wiek, ale Hermiona wiedziała, że mężczyzna jest jednym z najmądrzejszych czarodziejów chodzących obecnie po ziemi.
– Witam, Mistrzu Caldarmianie. – Draco uśmiechnął się i wyciągnął do niego dłoń na powitanie.
– Dobrze cię znów widzieć, Malfoy. – Mężczyzna miał obco brzmiący akcent, a gdy ściskał dłoń blondyna, uśmiechnął się lekko.
– To moja narzeczona, o której tyle panu opowiadałem, Hermiona Granger – przedstawił ją Draco, a ona poczuła, że musi się opanować, by nie ulec pokusie zadania pierwszych dwustu pytań, które w tej chwili pojawiły się w jej głowie. Jednak nad nimi wszystkimi dominowało jedno, szczególnie ważne. Skąd Draco znał tak szanowanego Mistrza Eliksirów i dlaczego tak bardzo chciał go przedstawić akurat jej?
– A tak. Dzień dobry. Emmanuel Caldarmian – przedstawił się, jak gdyby spodziewał się, że ona może go nie znać.
– To prawdziwy zaszczyt, że mogę pana poznać – wypaliła, czerwieniąc się nieco.
– Proszę jej wybaczyć, ale jest ogromnie zdolna w warzeniu eliksirów i zna wszystkie pana publikacje i przepisy. – Draco odsunął krzesło i pomógł Hermionie zająć miejsce.
Nieco mocniejszy uścisk jego dłoni na jej ramieniu, powiedział jej wyraźnie, że blondyn oczekuje od niej opanowania…
– Liczę, że zna pani eliksiry, które mamy razem stworzyć? – zagadnął Emmanuel, jednocześnie sięgając po menu podane im właśnie przez kelnera.
– Eeeeliksiry? – wyjąkała zaskoczona, odbierając swoją kartę dań.
– Oczywiście, że je zna. Może być pan pewien, że wszystkiego dopilnuję, jak należy, jeśli oczywiście się pan zgodzi... – Draco uśmiechał się uprzejmie.
– O czym ty... – chciała zapytać Malfoya, ale wtedy blondyn posłał jej ostre spojrzenie, a ona zrozumiała, że ma natychmiast być cicho.
– To pana decyzja, panie Malfoy. Ja tylko wykonuję część zamówienia. Skoro jest pan pewien, że chce przeznaczyć taką fortunę na te eliksiry, to ja panu pomogę. Zaznaczam jednak, że najważniejsze zadanie będzie miała pana narzeczona. Musi być pan pewien, że podoła... – Emmanuel zwracał się do Dracona, ale patrzył prosto na Hermionę, która zażenowana i zdezorientowana całą tą sytuacją rozłożyła swoje menu i ukryła się za nim. Niczego nie rozumiała z tej dziwnej rozmowy i nie miała pojęcia, o co może chodzić. Jakie eliksiry miała gotować razem z Caldarmianem?
– Jestem pewien, że Hermiona sobie poradzi. To prawdziwy talent i to nie tylko w dziedzinie eliksirów – Draco uśmiechnął się i mrugnął okiem, jak gdyby walory jego narzeczonej były czymś wyjątkowym.
– Rozumiem. W takim wypadku pozostaje nam omówić kwestie składników i ceny...
– Cena nie gra roli, panie Caldarmian, już o tym rozmawialiśmy – wtrącił Draco.
– Dobrze. Czy zna pani listę składników eliksirów, które będziemy tworzyć? – zapytał Emmanuel.
Hermiona zdezorientowana spojrzała na Dracona, ale on się nie odezwał. Patrzył tylko na nią, jakby spodziewając się, że za chwilę dokona jakiegoś epokowego odkrycia. Wysiliła umysł i starała się sobie przypomnieć, czy rozmawiała z nim kiedyś o jakichś eliksirach... I wtedy zrozumiała. Przecież nie dalej jak wczoraj przy kolacji pytał ją, czy potrafi przygotować eliksiry Oblivionis i Oblivedesuvida...
– Tak, znam składniki – odpowiedziała cicho.
– Doskonale. W przyszłym tygodniu spotkam się z panią w pani laboratorium i przekażę kilka wskazówek. Jeśli chodzi o Oblivionis, sprawa jest prosta, będzie się on gotował dwa tygodnie. Trudniejsze jest uwarzenie płynnych wspomnień. Oblivedesuvida gotuje się prawie trzy miesiące, a jego składniki są trudne do zdobycia – tłumaczył Mistrz.
– Zobowiązał się pan do tego... – przypomniał mu Draco.
– Oczywiście, że tak i umowy dotrzymam, ale zaznaczam tylko, że do jego przygotowania potrzebna jest niebywała precyzja i talent.
– Gran... – Draco w porę się zreflektował i zgrabnie wybrnął: – Hermiona sobie poradzi, jestem o tym przekonany.
Granger spojrzała na niego z ukosa, starając się ukryć irytację. Nie podobało jej się to, jak bardzo Malfoy był przekonany o tym, że podejmie się tego trudnego zadania. Wiedziała, że ma ją w garści. Wiedziała, że będzie ją szantażował bezpieczeństwem rodziny. Jednak nie wiedziała, dlaczego on tak bardzo wierzył w to, że sobie poradzi. Warzenie tak trudnego eliksiru wymaga naprawdę niecodziennych umiejętności i nawet ona sama nie była pewna, czy takowe posiada. Ten eliksir mógł się jej po prostu nie udać, a teraz była już pewna, że z niewiadomych jeszcze dla niej przyczyn blondynowi bardzo mocno na nim zależało.
– W takimi razie wszystko ustalone. Przygotował pan laboratorium zgodnie z moimi wytycznymi? – Emanuel odłożył kartę i napił się odrobinę wody.
– Oczywiście. Mój asystent wszystko sprowadził. Jesteśmy gotowi.
– Kolejny raz będę w Anglii w piątek, jeśli ten termin wam odpowiada, możemy zaczynać.
– Wspaniale. Oczywiście, że nam pasuje – Draco entuzjastycznie klasnął w dłonie i skinął na kelnera, by zamówić szampana.
– Proszę mi wybaczyć, ale będę musiał już iść. Nie lubię zbyt długiego przebywania wśród mugoli, a nie mam też ochoty niczego jeść. Angielska kuchnia jest indigesto... – Caldarmian skrzywił się z niesmakiem.
Draco parsknął śmiechem i nawet Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. Caldarmian był dziwnym człowiekiem. Egocentrykiem, ale przy tym dość skromnym i spokojnym. Hermiona czuła, że będzie jej się z nim dobrze pracowało i szczerze mówiąc, musiała przyznać, że czuła pewną dozę ekscytacji na samą myśl o tym, że może się czegoś nauczyć od tak znakomitego mistrza.
Caldarmian wstał, a Draco od razu zrobił to samo. Hermiona również podniosła się ze swojego miejsca.
– Dziękuję, że zgodził się pan przyjechać aż tutaj – Draco uścisnął mężczyźnie dłoń.
– Klient nasz pan – burknął Emmanuel, odwracając się do Hermiony, by również z nią się pożegnać.
Ledwo to zrobił, a prawie od razu ruszył do drzwi, zostawiając ich samych przy stoliku. Akurat ten moment wybrał sobie kelner, by przynieść im zamówionego szampana. Hermiona cierpliwie czekała, aż napełniono im kieliszki i dopiero gdy kelner odszedł, odważyła się zapytać.
– Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
– O warzenie eliksirów, Granger. – Draco odsunął swoje krzesło tak, że teraz siedział na przeciwko niej i beztrosko sięgnął po menu.
– Nie kpij, Malfoy, chcę wiedzieć, w co ty mnie znowu wkręcasz – prychnęła rozzłoszczona.
– W warzenie eliksirów, Granger, przecież już mówiłem. – Draco celowo ja złościł, jak gdyby sam fakt, że może to zrobić, sprawiał mu dużą przyjemność.
– Skąd pomysł, że ci pomogę? – irytowała się.
– Powiedzmy, że mam władzę nad czymś, na czym ci zależy, a ja mogę ci to dać...
– Znów mnie będziesz szantażował bezpieczeństwem moich bliskich? – fuknęła, zupełnie nie panując już nad sobą.
– Nie, Granger. Mówię o twojej wolności. Dam ci ją, jeśli zrobisz dla mnie ten eliksir – gdy to mówił, patrzył jej prosto w oczy, a jego głos i cała postawa były niezwykle poważne.
Hermiona aż się zapowietrzyła, nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. Jego słowa wywołały w niej mały szok, bo kompletnie się tego nie spodziewała...
Nagle znów rozległ się dźwięk telefonu komórkowego blondyna. Draco wyjął go z kieszeni spodni i odebrał, nie zwracając uwagi na totalnie zaskoczoną Hermionę.
– Co znowu, Theo? – zapytał Draco.
Przez dłuższą chwilę zapanowała cisza, w czasie której Draco uważnie słuchał, co mówi jego rozmówca. Hermiona zauważyła, jak po twarzy Malfoya przebiegają emocje. Od początkowego znudzenia z nutą irytacji, po coraz większe zainteresowanie, coś na kształt szoku, aż wreszcie pojawiła się złość.
– Nic nie róbcie, zaraz tam będę – warknął w słuchawkę, po czym rozłączył się i szybko wstał.
Hermiona również podniosła się ze swojego miejsca, patrząc na niego pytająco. Malfoy w tym czasie wyjął z portfela kilka funtów i rzucił je na stolik, by pokryć rachunek za szampan.
– Chodź, Granger, musimy już jechać – zwrócił się do niej, a w jego głosie wciąż pobrzmiewała złość.
– Czy coś się stało? – dopytywała, gdy w pośpiechu opuszczali restaurację.
Draco zatrzymał się na chwilę i spojrzał na nią przez ramię. Z jego twarzy w tej chwili nie dało się wyczytać żadnych emocji.
– Niewiele, poza próbą samobójczą jednej histeryczki.
– Co? – Aż przystanęła, szczerze zszokowana tym, co właśnie jej powiedział.

Draco jednak najwyraźniej nie miał czasu, by jej wyjaśnić, o co dokładnie chodzi. Bezpardonowo złapał ją za łokieć i pociągnął w stronę swojego samochodu. Hermiona była bardzo ciekawa, co zastaną po powrocie do domu...  

Witajcie :)
Obiecany rozdział "Rubinu" już jest. "Syndormy" cz. 2 również gotowe, dodam je w środę lub czwartek - w zależności od ilości wolnego czasu i humorku :) Zapraszam!
Chciałabym również zaprosić Was na bloga : Addie Della Robbie, która jest betą "Snów" i Miniaturek.
"Ciemna strona dobra- Zapraszam Serdecznie! :)

6 komentarzy:

  1. Jak dawno mnie tu nie było...
    Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak się stęskniłam za Twoimi historiami. Po takiej ilości czasu Rubin czyta się fantastycznie, choć wiem, jak się kończy...
    Publikuj nam szybko następne rzeczy, bo wszystkie są cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdział. Jak zwykle.
    dramione-ja-to-ja.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Praktycznie całe opowiadanie już przeczytałam, po tym jak pokazałaś mi link i naprawdę cudo. Nie mogłam się oderwać. Teraz czekam na epilog, żeby napisać długi komentarz podsumowujący.

    OdpowiedzUsuń
  4. Za pierwszym razem nie do końca przypadło mi to opowiadanie do gustu, ale czytane po raz drugi naprawdę zaczyna mnie wciągać :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, jak zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń