piątek, 19 sierpnia 2016

Rubin i Stal - 1. R - Rozpacz

Betowała Kite Millie

⁂⁂⁂

Błysk zielonego światła. Krzyk. Upadek.
Harry! Harry, nie! Nie! NIE!!! – wrzasnęła, zrywając się z łóżka.
Kolejna noc naznaczona koszmarami. Przeczesała palcami posklejane od potu włosy, po czym ukryła twarz w dłoniach, próbując uspokoić oddech. Już nawet eliksiry przestały działać. Po każdym takim śnie odkrywała kolejną, małą wyrwę w swojej psychice. Ile jeszcze była w stanie znieść?
Hermiona, wszystko w porządku? – zapytała zaspana Ginny.
Tak, przepraszam, że znów cię obudziłam, śpij dalej – odpowiedziała, wstając z łóżka i szukając swoich kapci.
W lochach bywało zimno o każdej porze roku, więc sięgnęła po swój szlafrok, okrywając się nim szczelnie. Potrzebowała teraz dużego kubka ciepłej herbaty. Zapaliła świecę stojącą na jej nocnej szafce i udała się w stronę drzwi. Wiedziała, że nim wyjdzie z sypialni, jej rudowłosa przyjaciółka na powrót pogrąży się w głębokim śnie. Czasem jej tego zazdrościła, ale zaraz potem przypominała sobie, że Ginny też miała swoje demony przeszłości.
Wojna nie oszczędziła nikogo.
Czując, jak coraz bardziej marzną jej stopy, szybko przeszła do małej, ciasnej kuchni, która również mieściła się w lochach. To właśnie tam chowała się przed nocnymi zmorami. Od swojej świecy odpaliła kilka innych, wzdychając tęsknie za zaklęciem lumos. Odebranie czarodziejowi jego magicznego atrybutu, to jak pozbawienie go cząstki serca. Cóż to jednak obchodziło nowe władze? Ich priorytetem było przecież zabezpieczenie świata czarodziei przed zagrożeniem ze strony elementów wywrotowych. Pytanie tylko, kiedy ona stała się dla nich takim właśnie zagrożeniem?
Oparła się o drewniany blat, czekając, aż woda na herbatę zagotuje się w jednym ze starych kociołków, które kiedyś służyły im do gotowania eliksirów. Czasem wyobrażała sobie, jak Malfoyowie muszą cieszyć się z tego, że umieścili wszystkich byłych Gryfonów w tych starych, zatęchłych lochach. Czyżby Slytherin od zawsze miał jakieś kompleksy?
Spojrzała na maleńkie okienko, umieszczone tuż pod sufitem. Wpadała przez nie niewielka ilość światła. Gdzieś tam wysoko na niebie świecił księżyc, ale ona nawet nie mogła na niego spojrzeć. Kiedyś traktowała Hogwart jak swój drugi dom, ale teraz był tylko zimnymi murami, za którymi ją uwięziono.
Dlaczego? Dlaczego to wszystko musiało tak się skończyć? Przecież tak bardzo wierzyła w to, że zwyciężą...
I według tego, co rozgłaszało nowe ministerstwo – wygrali. Pokonali Voldemorta i Śmierciożerców. Ich świat był wolny i bezpieczny. Nikt już jednak nie wspominał, że zwycięstwo okupione było ogromną stratą – śmiercią wybrańca.
Westchnęła smutno i zajęła się zalewaniem herbaty. Usiadła na lodowatej, drewnianej ławce i przyłożyła dłonie do ciepłego, glinianego kubka. Wiedziała, że nie odpędzi niechcianych wspomnień. One wracały niczym mantra. Wciąż powtarzały się na nowo, scena po scenie, jak smutny film z jeszcze smutniejszym zakończeniem. Czy był jeszcze sens pytać dlaczego?
Stało się i już. Harry zabijając Voldemorta, nieświadomy połączenia ich dusz, zabił również siebie. Rozpacz po jego stracie tak bardzo ich oszołomiła, że nawet nie zaprotestowali, gdy Lucjusz Malfoy i jego parszywa rodzinka wspięli się na szczyty władzy, kłamiąc wszystkim, że tak naprawdę zawsze byli wierni jasnej stronie. I nim ktoś zdążył się zorientować, pojawiła się ustawa, mająca na celu nie dopuścić do powtórki tak dramatycznych wydarzeń, jak poprzednia wojna. Ministerstwo stwierdziło, że musi poddać „obserwacji” wszystkich tych, którzy mogli charakteryzować się skłonnością do rewolucji i prób wprowadzania radykalnych zmian w uporządkowany, magiczny świat. Tym kimś w oczach Malfoya byli właśnie oni – wszyscy, którzy w jakiś sposób występowali przeciwko nim. Obserwacja w myśl ministerialnej ustawy polegała na zamknięciu ich w dawnej szkole, gdzie mieli wykazać, że wcale nie są przeciwnikami nowego porządku w magicznym świecie. Dwa tygodnie w Hogwarcie – takie małe wakacje po okropnej wojnie. Musieli się zgodzić. Sprzeciw oznaczał działanie przeciwko ministerstwu, za co groziło więzienie. Już pierwszego dnia poproszono ich, by nie używali różdżek, a najlepiej by na czas pobytu oddali je do depozytu w dawnym gabinecie dyrektora.
Wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego się na to wtedy zgodziła. Czy naprawdę miała tak bardzo dość magii, która nie tylko odebrała pamięć jej rodzicom, ale zabrała też jej najlepszego przyjaciela? Wciąż nie znała tej odpowiedzi.
Minęły dwa tygodnie, później dwa miesiące, a później czas płynął dalej, a w ich życiu nic się nie zmieniało. Ministerstwo już nawet przestało tłumaczyć, dlaczego wciąż nie pozwalają im wyjechać, a Ci, którzy pytali o to za głośno, znikali bez śladu. Hermiona dawno już zrozumiała, że obserwacja ta nigdy nie miała się zakończyć. To od początku było tak zaplanowane. Na zawsze miała pozostać więźniem ministerstwa, a w zasadzie Malfoyów, bo Lucjusz Malfoy po prostu pewnego dnia pojawił się w zamku i poinformował ich z cynicznym uśmieszkiem, że został wybrany nowym ministrem magii. Nikt z nich nie wiedział, co stało się z Kingsley'em, a oświadczenie Lucjusza, że wyjechał na krótkie wakacje, brzmiało co najmniej niedorzecznie.
Napiła się herbaty i starła szybko jedną łzę, która pojawiła się na jej policzku doprawdy nieproszona. Wiedziała, że nie ma sensu płakać. Nic nie mogła zrobić. Każdego dnia, a teraz i każdej nocy odkrywała, że już nic w jej życiu tak naprawdę nie zależało od niej. Wstawała, myła się, jadła i pracowała – bo Malfoyowie sobie tego życzyli. Czy nie mieli dość odwagi, by po prostu się jej pozbyć? A może zwyczajnie woleli ją gnębić? Uwięzili na zawsze ją i jej przyjaciół w tym przeklętym zamku. Mogli się po nim poruszać, ale tylko po wyznaczonych miejscach. Dawno już zabroniono wychodzić im na błonia w obawie, by nie uciekli. Byli odizolowani od świata. Całkowicie bezbronni. I nie było już nikogo, kto przejmował się ich losem... No, chyba że...
Dopiła herbatę i znów spojrzała w maleńkie okienko. Światło się zmieniło. Wstawał świt. To był taki jej codzienny rytuał. Każdego ranka patrzyła na to okienko i szeptała ciche: „Dzień dobry”. Witała się w ten sposób z tymi, których przy niej nie było. Z Ronem, który zniknął z dnia na dzień bez słowa tuż przed tym, jak mieli stawić się w Hogwarcie, i ze swoimi rodzicami, którzy nadal nie mieli o niej pojęcia, żyjąc sobie gdzieś w dalekiej Australii. Miała przynajmniej nadzieję, że byli szczęśliwi.
Wstała, wzdychając ciężko, nad smutnym losem i umyła kubek. Postanowiła pójść się ubrać, zanim Ginny zajmie ich łazienkę i zużyje całe minimalne zapasy ciepłej wody, jakie im jeszcze przysługiwały.

⁂⁂⁂

Co masz dziś do roboty? – zapytała Ginny, przeczesując swe bujne, rude włosy przed starym, wyszczerbionym lustrem, które było jedynym elementem dekoracyjnym w ich maleńkiej, wilgotnej i ponurej sypialni.
Muszę skończyć ten raport dla Malfoya. Doprawdy nie wiem, po co mu skrót historii I wojny światowej. Przysłał mi do biblioteki z dwadzieścia książek na ten temat i kazał napisać raport na nie więcej niż piętnaście stron. – Hermiona spakowała do swojej torby notatki i książki, które czytała wczoraj przed snem.
Ze wszystkich sił starała się nie dawać Lucjuszowi powodów do czepiania się jej raportu, dlatego poświęcała temu zadaniu naprawdę dużo energii. Zresztą, i tak nie miała niczego innego do roboty poza roztrząsaniem na nowo przerażających wspomnień.
Czemu to robisz? Niech stary pryk sam sobie czyta te książki! – warknęła Ginny.
Chętnie bym mu to powiedziała, a zaraz potem oberwała jakąś klątwą jak kilka osób, które próbowało mu się sprzeciwić.
Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy na jego łasce... Ten gad...
Czy mnie uszy nie mylą, czy ktoś tu źle mówi o naszym wspaniałym ministrze magii?!
Argus Filch dosłownie wpadł do ich pokoju z nierozłączną panią Norris przy boku. Jego pełna wyższości postawa napawała obie dziewczyny wstrętem.
Czego tu charłaku?! Nie umiesz pukać?! – krzyknęła na niego Ginny.
Uważaj Weasley, bo jeszcze pożałujesz! Nasz minister bardzo ceni moje usługi i jak go poproszę, to zrobi z tobą porządek! – zagroził były woźny, a obecny sługus nowej władzy.
Daj mu spokój, Ginny. Nie ma sensu w ogóle z nim rozmawiać – stwierdziła z pogardą Hermiona, po czym zabrała swoje rzeczy i wyszła z pokoju.
Wiedziała, że Ginny tak łatwo nie odpuści, a nie miała ochoty zaczynać dnia od kolejnej kłótni z tym starym zgredem, któremu się wydawało, że ma nad nimi jakąś władzę. Ona nie miała wątpliwości, że Malfoy trzymał go w zamku tylko dlatego, że Filch był bardzo gorliwym donosicielem. W innym przypadku, już dawno by się go pozbył. Przecież brzydził się charłakami na równi ze szlamami i mugolami. Ciekawe tylko po co jeszcze trzymał tu ją? Naprawdę była mu tak bardzo potrzebna do pisania raportów? Przecież miał od tego cały sztab urzędników ministerstwa. To już od dawna nie dawało jej spokoju i napawało ją dziwnym lękiem.

⁂⁂⁂

Zabrała z biblioteki kilka książek i skierowała się do Wielkiej Sali. Lubiła tam pracować, bo nikt nie zaglądał tam bez wyraźniej przyczyny. To właśnie w tej sali rozegrała się decydująca scena wojny. Harry i Voldemort nawzajem odebrali sobie życie...
Szła wolnym krokiem, obładowana ciężkimi tomami, po drodze witając się z dawnymi kolegami ze szkolnych ław, którzy, tak jak ona, utknęli tu jako więźniowie ministerstwa. Malfoy zadbał o to, by wszyscy byli członkowie Gwardii Dumbledore’a, a także ich rodziny, znaleźli się na liście zesłanych. Podobny los spotkał wielu mugolaków, którzy uczęszczali do tej szkoły. Zaledwie w pół roku po ostatecznej bitwie Lucjusz umieścił tu wszystkich swoich wrogów i teraz mógł już bez przeszkód realizować swoje, najpewniej chore, plany.
Tak bardzo zamyśliła się nad tym, jakie to okropne zamiary może mieć ten zakochany w sobie psychopata, że, wychodząc zza rogu, niechcący wpadła na nadchodzącego z przeciwka mężczyznę w czarnej szacie. Siła zderzenia była tak duża, że wszystkie książki wypadły jej z rąk i o mały włos by upadła, gdyby dziwny przybysz jej przed tym nie uratował.

⁂⁂⁂

Mężczyzna w czarnej, pięknie zdobionej szacie wkroczył w progi Hogwartu z dumnie uniesioną głową. Cała jego postawa emanowała pewnością siebie. Był zdobywcą, który zawsze osiągał swój cel, i nikt ani nic nie miały prawa stanąć mu na drodze, a już zwłaszcza wtedy, gdy, tak jak dziś, bardzo się śpieszył.
Paniczu! Jak dobrze panicza znów tu gościć!Argus Filch skłonił się tak nisko, że jego wydatny nos prawie dotknął podłogi.
Ojciec w gabinecie? – padło chłodne pytanie.
Tak, oczywiście. Oczekuje na panicza.
Dobrze. Dopilnuj, by mi tam dostarczono filiżankę czarnej kawy.
Już się robi! Może jakieś śniadanie, paniczu? – pytał gorliwie charłak.
Draco jednak nie miał zamiaru odpowiadać. Już sam fakt, że musiał osobiście się pofatygować do Hogwartu, był wystarczająco irytujący, by miał jeszcze teraz tracić czas na zbędne dyskusje. Chciał jak najszybciej załatwić sprawę z ojcem i wrócić do swojego gabinetu w ministerstwie.
Szedł szybko, nie zwracając uwagi na przerażone spojrzenia mijających go ludzi. Niektórzy na jego widok od razu przechodzili na drugą stronę albo skręcali w boczny korytarz. Niewiele go to jednak obchodziło. Nie szukał poklasku wśród przegranych. Szedł śmiało przed siebie, zupełnie nie spodziewając się, że, wychodząc zza rogu, wpadnie prosto na coś, co w pierwszej chwili przypominało mu regał z książkami. Ciężkie woluminy z głuchym łoskotem rozsypały się po podłodze, a niosąca je dziewczyna odbiła się od niego, jak kafel od obręczy. Najpewniej by upadła, gdyby nie jego znakomity refleks szukającego. Błyskawicznie złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, dodatkowo przytrzymując w talii, by mogła w ten sposób odzyskać równowagę.

⁂⁂⁂

Hermiona cicho zaklęła pod nosem, łapiąc za przód szaty swojego wybawcy i próbując w ten sposób utrzymać się na nogach. Szybko oceniła sytuację. Wszystkie cenne książki Lucjusza Malfoya leżały porozrzucane dookoła, a ona praktycznie znalazła się w ramionach któregoś z jego sługusów. Uniosła głowę, by sprawdzić, czy zna mężczyznę, który stanął jej na drodze...
Na chwile zaparło jej oddech. Znała go i to niestety dość dobrze. Nikt inny nie miał takiej stali w spojrzeniu...

⁂⁂⁂

Draco opuścił głowę, by przyjrzeć się, kto go prawie stratował stosem wielkich ksiąg. Dziewczyna w jego ramionach była sporo niższa od niego. Szczupła, ale też wyraźnie czuł, że ma czym oddychać – w końcu praktycznie wtulała się w jego klatę. Ciemnobrązowe włosy miała upięte w niedbałego kucyka, co niewątpliwie dodawało jej dziewczęcego uroku, ale coś w jej oczach mówiło mu, że to nie żadna naiwna dziewczynka, tylko prawie dorosła kobieta. No właśnie... te oczy... skąd on je znał?
Dziewczyna niczym rażona piorunem odskoczyła gwałtownie od niego i, nie mówiąc ani słowa, zaczęła zbierać rozrzucone książki. W pierwszym odruchu Draco pomyślał o tym, by jej pomóc, ale szybko zrezygnował urażony tym, że nie podziękowała mu za to, że uratował ją przed upadkiem.
Na przyszłość uważaj, jak chodzisz – burknął nieuprzejmie.
Sam sobie uważaj, Malfoy! – odpyskowała, nim zdążyła ugryźć się w język.
Doskonale wiedziała, że kłótnia z Malfoyem Juniorem nie jest dobrym pomysłem, ale nie mogła się powstrzymać. Merlinie! Jakże ona go nie znosiła! To wszystko przez niego! Uwziął się na nią od jej pierwszych chwil w Hogwarcie! Gdyby nie on, pewnie nie byłoby jej tutaj...
Granger, to ty? – zapytał szczerze zaskoczony.
A myślałeś, że kto? – zakpiła.
Blondyn chwilę przyglądał się jej w milczeniu, jakby podając ją analizie. Hermiona zlękła się trochę, że przesadziła i teraz przyjdzie jej za to ponieść konsekwencje.
No tak, powinienem był od razu poznać po zapachu szlamu – odezwał się wreszcie, po czym wyminął ją i rozrzucone książki i z wrodzoną dumą odszedł w stronę dawnego gabinetu dyrektora, który teraz zajmował jego ojciec.
Hermiona prychnęła gniewnie pod nosem. Co on sobie wyobrażał? Dupek! Dupek! Dupek! W tej sekundzie najbardziej na świecie pragnęła mieć swoją różdżkę i przekląć czymś Dracona Malfoya. Być może właśnie uratował ją od rozbicia sobie kolana czy głowy, ale to było niczym w porównaniu do tego, jak wiele krzywdy już jej wyrządził... I jak wiele najpewniej miał jeszcze zamiar wyrządzić. Co do tego nie miała wątpliwości. On i jego ojciec byli po prostu złymi ludźmi i nie mogła się z ich strony spodziewać niczego innego niż zło.

⁂⁂⁂

Spóźniłeś się – przywitał go ojciec, gdy tylko przekroczył próg jego gabinetu.
Wybacz, miałem małe spotkanie z obwoźną biblioteką – burknął, zdejmując swój czarny płaszcz i niedbale rzucając go na oparcie jednego z dwóch krzeseł stojących przed biurkiem.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, usiłując nie skrzywić się z niesmakiem na widok wszystkich symboli rodowych Malfoyów, którymi ojciec przyozdobił każda wolną powierzchnię w tym pokoju. Od razu zauważył również brak portretów poprzednich dyrektorów, oczywiście poza obrazami Severusa Snape'a i Fineasa Blacka – jedynych pryncypałów, którzy wywodzili się ze Slytherinu. Cała znakomita reszta portretów na czele z Albusem Dumbledore’em spoczęła najpewniej w jakiejś starej komórce na miotły albo została spalona.
Jak praca w ministerstwie? Przekonałeś już premiera mugoli do przekazania nam wszystkich ich tajemnic? – zapytał Lucjusz, rozsiadając się wygodnie za biurkiem i sięgając po filiżankę kawy.
Wiesz ojcze, że to nie jest łatwe. Nawet jeśli uda mi się uzyskać jakieś informacje, to zwykle niewiele z nich rozumiem – wyjaśnił spokojnie blondyn, zajmując jedno z krzeseł. – Na przykład ostatnio premier powiedział, że mają duże problemy z czymś, co nazywa się IRA. Wiesz, jak trudno było znaleźć w ministerstwie kogoś, kto chociaż potrafił rozszyfrować ten skrót? Mamy zdecydowanie za mało wiedzy o ich świecie.
Daleko nie zajdziemy, jeśli będziemy zdobywali informacje w takim tempie.
Powiedz mi proszę, bo bardzo mnie to zastanawia. Dlaczego nie użyjesz magii? Przecież to tylko zwykli mugole i możesz z nimi zrobić, co uznasz za słuszne. Uwięziłeś w tym zamku połowę najlepszych rodzin magicznego świata, a mugole są dla Ciebie tak dużym problemem? – Draco sięgnął po swoją filiżankę kawy w oczekiwaniu na odpowiedź ojca.
Lucjusz przez chwilę przyglądał się swojemu pierworodnemu, jakby się nad czymś zastanawiając.
Wiesz, jesteś bardzo podobny do swojej matki – stwierdził.
Jego syn spojrzał na niego wrogo, jakby sam fakt, że Lucjusz ośmiela się o niej wspominać, go zdenerwował. Szybko jednak na jego twarz powróciła chłodna obojętność.
A mogę zapytać, w czym jestem do niej podobny?
Wy oboje zawsze szukacie najłatwiejszych rozwiązań. Idziecie po linii najmniejszego oporu i co najgorsze – nie doceniacie przeciwnika. Właśnie to zrobił nasz szanowny Lord. Nie docenił głupka Pottera na tyle, by przewidzieć, że ten może go zabić. Ja nie mam zamiaru popełnić tego błędu. Na jakiś czas pozbyłem się z pola widzenia moich przeciwników. Kiedyś przyjdzie czas na to, by pozbyć się ich na zawsze... Ale, zanim to zrobię, muszę mieć podporządkowany nie tylko cały magiczny świat, ale świat w ogóle.
Duże plany – zauważył na pozór obojętnie Draco.
Zawsze mierzę wysoko i tobie radzę to samo. Skończ grzać ciepłą posadkę w ministerstwie i weź się wreszcie do roboty. Musimy zwiększyć nasze działania, bo czas ucieka. Dlatego cię tu wezwałem. Tak się składa, że mam pomysł, jak Ci pomóc przekonać do siebie mugolskiego premiera.
Wspaniale – mruknął blondyn – zapewne zaraz mi opowiesz jaki to plan, czyż nie?
Słuchaj uważnie! Pamiętasz, co zawsze powtarzała twoja matka? Ozdobą mężczyzny i jego największym atutem jest żona. Musi być czarująca, ładna, no i najlepiej niegłupia.
Żona? – zdziwił się Draco. – Chcesz, żebym się teraz ożenił? Myślałem, że będę miał na to więcej czasu.
W innej sytuacji byłoby mi to obojętne. Jednak z ładną żoną u boku szybciej uda Ci się przekonać premiera mugoli, że czarodzieje są do nich bardziej podobni. Też mają rodziny, zwyczajne życie...
Zwyczaje życie z taką żoną jak Pansy? Chyba żartujesz ojcze. Rząd mugoli ma mniejszy budżet na cały rok, niż Pansy wydaje w miesiąc. Nie będzie potrafiła udawać zwyczajnego życia.
Nie usłyszałeś, jak mówiłem, że twoja żona musi być niegłupia? Pansy jest uroczą osóbką, ale niestety inteligencji ma tyle co but gnoma.
Draco cicho parsknął śmiechem. Wiedział, że nie powinien, bo ojciec w końcu mówił w ten sposób o jego narzeczonej, ale niestety była to prawda. Pansy była mu bardzo oddana, ale nawet gdyby chciał, to nie mógłby z nią porozmawiać o niczym ciekawym, bo nie znała się na niczym poza ubraniami, kosmetykami i najnowszymi plotkami.
Sugerujesz mi więc, że mam sobie znaleźć nową kandydatkę na żonę? – zapytał.
Ależ nie! Pansy wcześniej czy później oczywiście zostanie twoją żoną. Na razie jednak przez pewien czas musi ustąpić miejsca innej. To znaczy takiej, która nam pomoże wydobyć z mugoli interesujące nas informacje.
A nie możemy po prostu podać im veritaserum albo przekląć ich imperiusem, by nam wszystko powiedzieli?! – zdenerwował się Malfoy Jr.
Bardzo nie podobało mu się to, że ojciec znów próbował się wtrącać w jego życie. Wiedział, że to zwykle nie prowadzi do niczego dobrego. Był dorosły, wyprowadził się z domu i miał własne plany na przyszłość, o których jego stary jeszcze nic nie wiedział. A ten jego nowy pomysł bardzo mu wszystko komplikował. Trudno. Wiedział, że musi się podporządkować, bo inaczej mogłoby to się dla niego źle skończyć.
Nie możemy wymusić na mugolach, by nam wszystko wyjawili. Jest nas za mało, by ot tak sobie ich podbić! Musimy to rozegrać dyplomatycznie. Jednak mam pewność, że wcześniej czy później osiągniemy nasz cel. Na razie musimy zdobyć jak najwięcej informacji i właśnie w tym ma nam pomóc twoja nowa narzeczona. – Lucjusz sięgnął po stos białych teczek leżących na jego biurku i rzucił je niedbale prosto pod nos syna.
A to co? – zapytał zniesmaczony Draco, chociaż znał już odpowiedź.
Kandydatki na przyszłą panią Malfoy – zakpił Lucek.
Naprawdę mam się ożenić z jakąś nieznajomą czarownicą, na podstawie danych z jej teczki? – zapytał z goryczą.
Nie bądź taki delikatny. Przecież wiesz, że w magicznym świecie często załatwia się to w ten sposób. Zresztą, być może wystarczy, że tylko poudajecie narzeczeństwo. Tak nawet byłoby lepiej, w końcu to dość odrażające, by czarownica nieczystej krwi nosiła nazwisko Malfoy.
Czy możesz to powtórzyć? – poprosił Draco, nie dowierzając, że ojciec mówił poważnie.
Przecież już ci tłumaczyłem, że potrzebujemy kogoś, kto dobrze rozumie mugoli. Dlatego właśnie musisz wybrać którąś z tych dziewczyn – wskazał mu na teczki. – Wszystkie są nieczystej krwi, ale za to doskonale znają się na mugolach.
Lucjusz z cynicznym uśmiechem patrzył na grę emocji, jakie przewijały się przez twarz jego syna. Zniesmaczenie, uraza, chęć buntu i wreszcie... pogodzenie. Draco wiedział, że nie ma wyjścia, bo to jego ojciec zawsze miał decydujące prawo głosu. Nie było sensu dyskutować, dlatego młodszy blondyn z kwaśną miną sięgnął po przygotowane teczki.
Mam nadzieję, że ta farsa nie potrwa długo – burknął.
To zależy od Ciebie i twojej wybranki. No dalej, zdecyduj się na coś.
Draco otworzył pierwszą teczkę i spojrzał na zdjęcie blondynki z miną znudzonej bibliotekarki. Nie musiał zgadywać, by domyślić się, że to jakaś Krukonka.
Penelopa Clearwater – przeczytał dane dziewczyny. – Pamiętam ją. Była prefektem Ravenclawu i przez pewien czas chodziła z tym kujonowatym bratem Weasleya.
Co o niej sądzisz? – dociekał Lucjusz.
Nudna, szara myszka. Wygląda też dość przeciętnie. To czarownica półkrwi, ale, o ile dobrze pamiętam, wychowywała się po magicznej stronie. Nie nadaje się – ocenił rzeczowo Draco.
Sprawdź kolejną – zasugerował Lucjusz, którego ta sytuacja najwyraźniej bawiła.
Draco rzucił ojcu niechętne spojrzenie, po czym sięgnął po następną teczkę i nieomal od razu skrzywił się z niesmakiem, czytając nazwisko kolejnej dziewczyny.
Susan Bones? Ona miałaby mnie reprezentować jako żona? Jest brzydka i na dodatek bardzo flegmatyczna. Zanim zdążyłaby o coś zapytać premiera mugoli, ten trzykrotnie zdążyłby zasnąć. Odpada. – Draco odłożył teczkę Susan i sięgnął po kolejną.
Nie wiedziałem, że jesteś aż taki wybredny. Trudno, szukajmy dalej – nalegał Lucjusz.
Marietta Edgecombe... Przecież ona wciąż ma te pryszcze z napisem „donosiciel”. Jak ty to sobie wyobrażasz? – narzekał blondyn.
Małe zaklęcie maskujące i nikt z mugoli się nie połapie, a w sypialni możecie gasić światło. – Lucjusz bawił się w najlepsze.
Żadna z nich się nie nada ojcze. Nie ma ładnych i mądrych czarownic, które znają mugoli – stwierdził Draco, sięgając po następne akta.
Lucjusz uśmiechnął się cwanie, widząc po jaką teczkę teraz sięgnął jego syn. Wiedział, że to zrobi na nim wrażenie.
Draco kilka razy musiał przeczytać umieszczone na teczce nazwisko, by mieć pewność, że się nie pomylił.
Chyba niechcący zaplątały Ci się tu papiery Granger – zauważył.
A właśnie, że bardzo chcący. Szczerze mówiąc, uważam, że to byłby najlepszy wybór...
Możesz powtórzyć, nim cię przeklnę za podszywanie się pod mojego ojca? Przecież to niemożliwe, byś chciał, żeby to Granger udawała moją narzeczoną! – Draco naprawdę się zdenerwował.
Dlaczego nie? Jest doskonała. Zna mugoli jak nikt inny z naszego świata. W mig wyciągnęłaby informacje od mugolskiego premiera. Jest bardzo inteligentna, a to nie jej jedyna zaleta. Przyjrzałem jej się ostatnio. To prawda, że ma paskudną krew, ale na pierwszy rzut oka jest też całkiem ładna.
To niemożliwe! Nie mogłeś sadzić, że ja i ona... – Draco pokręcił głową, chcąc z niej wyrzucić obraz siebie w smokingu i Granger w białej sukni. To było zbyt przerażające.
Oczywiście, że nie chcę, byś zadawał się z pospolitą szlamą, ale w tej sytuacji to rozsądne wyjście. Wasza wzajemna niechęć doprowadzi do tego, że bardziej się postaracie, byśmy szybko osiągnęli cel. A później szlama raz na zawsze zniknie z naszego życia.
Chcesz ją zabić? – zdziwił się Draco.
Jeszcze nie wiem, ale na pewno trzeba będzie się jej pozbyć z magicznego świata. Zbyt wiele by o nas wiedziała.
Powiedz mi, jak masz zamiar ją przekonać? Przecież nie ma nic do stracenia, a my nie mielibyśmy nad nią żadnej kontroli. To Granger. Wiedźma z najbardziej jadowitym językiem i najbardziej ostrymi ripostami.
Otwórz jej teczkę, a sam się przekonasz...
Draco zrobił to, co polecił mu ojciec. Jego oczom ukazało się zdjęcie dwójki mugoli stojących na ulicy jakiegoś dużego miasta. Musiał to być ciepły kraj, bo byli lekko ubrani, a na ich twarzach lśniły przeciwsłoneczne okulary.
Jeszcze przed wojną wyczyściła pamięć swoich rodziców i ukryła ich w Australii. Moi ludzie ich wytropili. Wystarczy tylko mała groźba... Poza tym mamy jeszcze Weasleyów i innych jej przyjaciół uwięzionych w zamku.
Chcesz ją szantażować tym, że zrobisz im krzywdę, jeśli się nie zgodzi? – zapytał cicho Draco, wciąż patrząc na uśmiechniętych rodziców Hermiony, którzy machali do niego wesoło ze zdjęcia.
Jej gryfońskie poczucie odpowiedzialności za najbliższych na pewno da o sobie znać. Zgodzi się bez chwili wahania, a my zyskamy doskonałą broń przeciwko mugolom. Ta mała szlama będzie najlepszym szpiegiem, jakiego możemy mieć.
Tylko dlaczego musi przy tym udawać moją narzeczoną? Nie może być twoją nową asystentką? – warknął Draco.
Już ci tłumaczyłem dlaczego! Masz udawać, że zakładasz rodzinę na wzór mugolskiej! Masz przekonać premiera, że jesteś zwyczajnym facetem i niewiele się od niego różnisz, rozumiesz?
I mam udawać, że jestem zakochany w Granger? Nie za dużo ode mnie wymagasz ojcze?
Przecież dałem Ci wybór. Nie musisz się zgadzać na Granger. Jakaś inna też się nada do tej roli, ale tylko dzięki szlamie mógłbyś osiągnąć efekty dużo szybciej... – kusił Malfoy senior.
Draco wyjął z teczki jedno ze zdjęć Hermiony, które było do niej dołączone. Dziewczyna siedziała w bibliotece pochylona nad jakąś książką, a bujne loki opadały jej na twarz. Zirytowana, co jakiś czas zatykała je za ucho, w ogóle nie zwracając przy tym uwagi na otaczający ją świat.
Co ty na to? – dopytywał Lucjusz, którego roznosiła ciekawość.
Zgodzę się, ale mam dwa warunki – zdecydował Draco.
Jakie?
Nie będziesz się wtrącał w to, co z nią robię ani jak postępuję. I, jak będzie po wszystkim, to ja zdecyduję, co się z nią stanie.
Rób sobie z nią, co chcesz. Jest twoja. Najważniejsze bym osiągnął swój cel! – Lucjusz radośnie klasnął w dłonie i zerwał się od biurka, by nalać im whisky.
Cieszył się, że syn wybrał właśnie ją. Granger była co prawda pospolitą szlamą, ale wiedział też, że jeśli się czegoś podejmowała, to swoje zadanie wykonywała perfekcyjnie, a właśnie tego teraz potrzebował. Chciał w niedalekiej przyszłości bez przeszkód podporządkować sobie cały świat mugoli.

⁂⁂⁂

Draco jeszcze chwilę przyglądał się jej zdjęciu, zastanawiając się, czy aby nie postąpił zbyt pochopnie, tak szybko podejmując decyzję. Jednak coś mu mówiło, że dobrze zrobił. Granger była wkurzająca, to prawda, ale oprócz tego była też bardzo mądra, a właśnie kogoś takiego potrzebował teraz u swego boku. Od dawna miał własne plany, o których ojciec nie miał pojęcia, a Granger była odpowiednią osobą do pomocy w ich realizacji. Nie groziło mu też żadne romantyczne uczucie z jej strony, podobnie jak on nigdy nie mógłby pokochać kogoś takiego jak ona. Bariera czystości krwi i lata wzajemnej nienawiści na stale odgrodzą ich od siebie i cała sprawa przebiegnie najpewniej sprawnie, a co najważniejsze: zakończy się szybko i bezboleśnie. Tak. Teraz wiedział, że jednak podjął dobrą decyzję.

⁂⁂⁂

Stała pośrodku swojego maleńkiego pokoju i nawet nie była do końca pewna, co trzyma w rękach. Na wpół spakowana torba leżała na jej łóżku, a ona zatrzymała się jakby niezdolna do tego, by schować do niej kolejną rzecz.
Jak to się mogło stać? Dlaczego los postanowił dać kolejnego bolesnego kopniaka właśnie jej?
Słowa takie jak: mój syn, udawanie, narzeczona i premier wciąż na nowo odbijały się echem w jej głowie, a ona nie mogła się powstrzymać przed ciągłym rozmyślaniem o rozmowie, jaką odbyła wczoraj z Lucjuszem Malfoyem.
Powinna się była domyślić, że coś jest nie tak już w chwili, gdy wczoraj młodszy Malfoy wszedł do Wielkiej Sali, w której pracowała, i zaczął jej się dziwnie przyglądać. Gdy zdenerwowana zapytała go, czego chce, ten tylko uśmiechnął się lekko i powiedział: „Do zobaczenia, Granger”, po czym wyszedł. Uznała to za formę żartu i zakamuflowanej groźby za to, że śmiała na niego wpaść na korytarzu. Jednakże nie przejęła się tym zbytnio, przekonana, że Malfoyowie nie będą w stanie bardziej jej pognębić. Przecież pozbawili ją magicznej mocy i trzymali w zamknięciu. Nie mogło być gorzej!
Jakże się myliła! Przekonała się o tym, gdy tylko Lucjusz Malfoy poprosił ją do swojego gabinetu. Już to, że była to prośba, a nie zwykłe wezwanie na rozkaz, powinno było dać jej do myślenia. Przeklęty arystokrata zapytał nawet, czy nie napije się z nim herbatki, po czym krótko i rzeczowo wyjaśnił jej, że ma dla niej nowe zadanie. Prosto z mostu. Ma udawać narzeczoną jego syna po to, by móc szpiegować obecnego premiera Wielkiej Brytanii i jego doradców. Niby nic trudnego, ale dla niej było to tak niemożliwe jak wynalezienie skutecznego zaklęcia blokującego avadę. Pomijając już sam fakt, że nie miała zamiaru zbliżać się do Dracona Malfoya, jakby ten zarażał śmiertelną chorobą, to jeszcze zwyczajnie nie chciała szpiegować mugoli. Kochała mugolski świat i uwielbiała do niego wracać w każde wakacje. Miała tam wielu znajomych, nie wspominając o rodzinie. Dlaczego miałaby działać na ich niekorzyść? Czy ten Malfoy oszalał, proponując jej coś takiego?
Szybko jednak zrozumiała, że to nie jest uprzejma prośba ani propozycja. Lucjusz bez ogródek pomachał jej przed nosem zdjęciem jej rodziców. Odnalazł ich i w każdej chwili był skłonny zrobić im coś złego, jeśli ona nie będzie posłuszna...
Już wtedy wiedziała. Od razu zrozumiała, że nie ma wyjścia. Będzie wykonywała wszystkie rozkazy Malfoyów bez mrugnięcia okiem, co więcej z uśmiechem na ustach, by przekonać wszystkich, że ona i Draco naprawdę... Merlinie! To było niemożliwe...
Kończysz już? – zapytała Ginny.
Hermiona nawet nie zauważyła, jak rudowłosa weszła do pokoju. Wszyscy jej przyjaciele byli bardzo przygnębieni tym, że została oddelegowana z Hogwartu. Dziewczyna skłamała im, że ma pracować dla Malfoya jako jedna z asystentek, która będzie pisała dla niego przemówienia i raporty. Nie miała zamiaru mówić im o całej farsie z udawanymi zaręczynami i mieszkaniem w prywatnym domu Dracona. Miała nadzieję, że nigdy nie dowiedzą się prawdy. Do Hogwartu praktycznie nie docierała magiczna prasa, a ona sama wątpiła, by miała szansę kiedyś tu wrócić. Malfoyowie nie pozostawią przy życiu nikogo, kto zbyt wiele o nich wie. Nie miała co do tego wątpliwości. Nie bała się jednak. Śmierć była dla niej tylko kolejnym etapem. Jedyne czego się obawiała, to tego, jak bolesną przyjdzie jej przejść drogę, nim to nastąpi.
Tak, jeszcze tylko kilka ubrań i będę gotowa. – Hermiona powróciła do przerwanego pakowania.
To dobrze, bo jakiś sługus Malfoya już na ciebie czeka za drzwiami.
Ginny usiadła na swoim łóżku i ze smutkiem patrzyła na to, jak jej przyjaciółka kończy pakowanie. Wiedziała, że będzie za nią bardzo tęskniła. Były dla siebie prawdziwym oparciem w tych najtrudniejszych chwilach.
Znalazłam na moim łóżku twoją ciemnozieloną sukienkę. Odłożyłam ją z powrotem do szafy.
Och nie! Specjalnie ją tam położyłam, żebyś nie zapomniała jej spakować! – Ginny podbiegła do starej szafy i na powrót wyjęła z niej swoją najlepszą kreację.
Ginny, ale to twoja ulubiona... Przecież sama ją zaprojektowałaś i uszyłaś...
No tak, ale ty nie masz żadnej ładnej kiecki, a nie możemy pozwolić, żebyś pojawiła się na jakimś przyjęciu Malfoyów w starych jeansach!
Nie będę chodziła na żadne przyjęcia...
Tego nie wiesz, a ona może ci się przydać. Oddasz mi, gdy tu do nas wrócisz. – Ginny uśmiechnęła się do przyjaciółki i umieściła w jej torbie starannie złożoną suknię.
Hermiona poczuła, jak wzruszenie łapie ją za gardło. W tej chwili wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. Malfoy obiecał nie skrzywdzić jej przyjaciół, jeśli podporządkuje się jemu i jego synowi. Musiała to dla nich zrobić...
Ginny podeszła i objęła ją mocno. Uściskały się, obie walcząc ze łzami. Wiedziały, że płacz niczego im nie ułatwi, a wszystko to było już wystarczająco trudne. Hermiona szybko zapięła swoją podróżną torbę i z pomocą Ginny zataszczyła ją pod drzwi.
Na korytarzu czekał na nie wysoki, przystojny mężczyzna w czarnej szacie.
Daj to, Granger, odeślę ją za pomocą zaklęcia – zaproponował.
Hermiona przyjrzała mu się uważnie i dopiero po chwili przypomniała sobie, kogo jej on przypomina. Theodor Nott bardzo się zmienił od czasów szóstej klasy. Zmężniał i naprawdę wyprzystojniał.
Co teraz? – zapytała go, gdy jej duża torba zniknęła.
Wychodzimy poza teren szkoły, żebyśmy mogli się aportować do domu Smoka.
Dom Smoka. Brzmi śmiesznie – zauważyła Ginny, próbując choć trochę poprawić przyjaciółce humor.
Nie musisz mnie odprowadzać... Lepiej idź do swojej mamy, zdaje się, że jest w naszej kuchni – zaproponowała jej Hermiona.
Masz rację. Tak będzie lepiej. Mama bardzo przeżywa twój wyjazd. No to... Trzymaj się Miona i... Nie daj im się! – Ginny uściskała ją energicznie, po czym szybko odeszła, nie oglądając się za siebie.
Hermiona wiedziała, że jej przyjaciółka nie powstrzymywała dłużej łez. Ona również najpewniej by się rozpłakała, gdyby nie Nott stojący tuż obok i przyglądający jej się z zainteresowaniem.
Idziemy? – zapytała cicho.
Jeśli jesteś gotowa – odpowiedział lakonicznie.
Jestem.
Daj tę torebkę, pewnie napakowałaś tam pełno książek. – Theodor zabrał od niej ciężki ekwipunek, po czym ruszył przodem w kierunku wyjścia z lochów.
Hermiona głęboko odetchnęła, by dodać sobie odwagi. Nie wiedziała, jaka przyszłość ją czekała. Wiedziała tylko, że jeszcze nie jedno może ją w życiu zaskoczyć...

⁂⁂⁂

Cudownie było znów chociaż przez chwilę poczuć tę cząstkę magii jaką daje teleportacja. Mimo że Nott cały czas mocno ściskał jej dłoń, naprawdę miała wrażenie, że przez te kilka sekund znów jest wolna.
Szybko jednak powróciła do rzeczywistości, gdy tylko jej stopy na powrót dotknęły ziemi, a jej oczom ukazał się wspaniały ogród. Mimo że była wczesna wiosna, zakwitło już kilka kwiatów. Hermiona odwróciła się i na chwilę zaparło jej oddech. Tuż przed nią stał wielki dom z bielonymi ścianami. Wyglądał jak mały pałac z pięknymi kolumienkami i zdobieniami. Przepych aż bił po oczach.
Theodor bez słowa ruszył ku wielkim, dębowym drzwiom ozdobionym metalową kołatką w kształcie głowy smoka. Zastukał trzy razy i, nim Hermiona zdążyła do niego dołączyć, drzwi się uchyliły. Mężczyzna otworzył je szerzej, czekając, aż ona pierwsza przekroczy próg.
Dziewczyna zawahała się chwilę. Naprawdę nie miała ochoty tam wchodzić, wiedziała jednak, że nie ma wyjścia. Nie chciała okazać Malfoyowi strachu. Uniosła głowę i pewnym krokiem weszła do środka. Pierwszym, co spostrzegła, był bogato urządzony hol w odcieniu złota i błękitu.
Nie zdążyła jednak rozejrzeć się dookoła, gdy do jej uszu dobiegł ten znienawidzony, jadowity głos.

No wreszcie znów się spotykamy, ty głupia szlamo...

4 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział! Kiedy kolejny? już nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 magicznie xd tzn nadal czekam na jakąś messaline ale ciekawie się zapowiada :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak to Harry nie żyje :o, tego się nie spodziewałam. Współczuję Hermionie takiego życia. W lochach, bez różdżki, przetrzymywana siłą, bez rodziców, Rona. I jeszcze Malfoy jest Ministrem. To jakieś kpiny. Pewnie zabił Kingsleya i kto go w ogóle wybrał. I jeszcze Filch. Naprawdę wybrałaś okropnych bohaterów, którzy mają ich pilnować xd. A to cwany Malfoy, chce wkręcić Hermionę do małżeństwa z Draco. Teraz ogarnęłam, że prolog to wydarzenia z przyszłości. Widzę, że opowiadanie będzie miało mroczny klimat, ale i tak już się wciągnęłam. Podoba mi się :)

    OdpowiedzUsuń