Betowała: Kite Millie
Uderzenie było tak silne, że Hermiona na chwilę straciła
równowagę. Na szczęście idący zaraz za nią Draco wykazał się
znakomitym refleksem dawnego szukającego i złapał ją, gdy
przechyliła się do tyłu.
– Co ty wypra... – chciał zapytać, ale nie zdążył
dokończyć, bowiem jej powód dziwnego zachowania właśnie podniósł
się z ziemi.
Hermiona, która znów nagle znalazła się w ramionach Malfoya,
szybko się wyprostowała i postanowiła sprawdzić,
czy jej żebra zostały mocno poturbowane w kontakcie z kimś
przypominającym żywą torpedę. Tym kimś był mały, bardzo uroczy
chłopczyk z jasno brązowymi włosami i dużymi,
niebieskimi oczami, które teraz patrzyły na nią ze skruchą.
– Oskar! Co ty tu robisz? – zdenerwował się Draco, zabierając
wreszcie swoje dłonie z talii Hermiony.
– Gonię Merlina – wyjaśnił prostolinijnie chłopczyk,
uśmiechając się łobuzersko.
Hermiona przyglądała mu się zaintrygowana. Urwis w żadnym
wypadku nie zdradzał strachu przed nieznoszącym
sprzeciwu tonem Dracona.
– Merlina? – zapytała zaintrygowana Hermiona.
– To jego głupi kot. – Draco wywrócił
oczami i westchnął zniecierpliwiony.
– To pana nowa dziewczyna? – wypalił Oscar, a Hermionę
po raz kolejny zadziwiła jego odwaga.
– Zgadza się. Skąd o tym wiesz? – Draco był wyraźnie
rozbawiony.
– W kuchni wszyscy mówili, że znalazł pan nową! –
wyjaśnił z rozbrajającym uśmiechem.
– Cześć, jestem Hermiona – uśmiechnęła się i podała
mu dłoń.
Ku jej radości chłopczyk odwzajemnił ten gest.
– Jestem Oscar, ale wszyscy wołają na
mnie Łobuz.
– Bo naprawdę jesteś strasznym Łobuziakiem! Łap tego
brzydkiego sierściucha i uciekaj stąd, najlepiej przez ogród.
Mamy dziś gości. Idź do Rosy, niech da Ci kolację i położy
spać – Draco mówił rozkazującym tonem, lecz mimo to Hermiona
wyczuwała w jego głosie nutkę rozbawienia.
– Dobrze proszę pana! – chłopczyk zasalutował i najwyraźniej
miał zamiar znów pobiec co sił w nogach.
– Hej! O czymś zapomniałeś kolego! – Draco złapał
chłopaka za ramię, a mały wybałuszył oczy ze zdziwienia.
– Niby o czym? – zapytał butnie.
– Przeproś panią Hermionę za to, że na nią wpadłeś –
nakazał poważnym tonem.
Oscar spojrzał na nią z miną niewinnego anioła i wyjąkał:
– Przepraszam, proszę pani.
Hermiona uśmiechnęła się zupełnie rozbrojona i uspokajająco
pokręciła głową.
– Nic mi się nie stało kochanie, nie martw się.
Oscar uśmiechnął się szeroko i ku zdziwieniu Hermiony skinął
palcem na Dracona, jakby chcąc, by ten się do niego przybliżył.
Jeszcze bardziej zdziwiło ją to, że Draco pochylił się,
najwyraźniej chcąc usłyszeć, co mały
ma mu do powiedzenia.
– Ona jest całkiem fajna – wyszeptał konspiracyjne, po czym,
nie czekając na reakcję blondyna, czmychnął czym prędzej do
gabinetu.
Draco wyprostował się i uśmiechnął się cynicznie.
– No proszę, święta Granger od skrzatów... i sierot –
zakpił.
Hermiona gniewnie zacisnęła usta, ale postanowiła się nie
odgryzać. Nie było sensu się z nim kłócić, zwłaszcza że
z holu dobiegły ich odgłosy powitania gości.
– Chodźmy, nie wypada kazać im czekać – burknęła, starając
się jakoś przezwyciężyć niechęć do
blondyna.
– Chwileczkę – Draco przybliżył się do niej z cwaniackim
uśmieszkiem. – Ramiączko ci się przekręciło – wyjaśnił, po
czym jego chłodne palce znalazły się na jej skórze, delikatnie
poprawiając cieniutką szelkę sukienki.
– Dziękuję – wyjąkała i odsunęła się szybko od
niego, przeklinając w duchu fakt, że jego zwykły dotyk
wywołał w niej falę ciepła i wykwit rumieńców.
Dlaczego tak się działo? Czy nie powinna raczej wzdrygać się
z obrzydzenia i pałać chęcią spoliczkowania tego
nadętego dupka w tę pyszałkowatą twarz? Pewnie powinna...
i naprawdę chciała przekonać samą siebie, że absolutnie nie
czuje dziwnego spięcia i uścisku w żołądku.
Nagle ręka Dracona znalazła się na jej plecach, powodując kolejne
spięcie mięśni.
– Pora zaczynać skarbie. Bądź dla nich... czarująca.
Hermiona odetchnęła głęboko, starając się ignorować myśl
o tym, że w tej chwili wyglądają
razem jak prawdziwa para narzeczonych. Musiała dobrze wypaść.
Nie miała wyjścia...
⁂⁂⁂
Gdy weszli do holu, Theodore kończył właśnie przedstawiać
państwu McAven resztę zgromadzonych. Pansy i Dafne miały
udawać kuzynki Dracona, a Goyle występował tu w roli
jego wspólnika. Theodore jako asystent Malfoya znał już wcześniej
Przewodniczącego Rady okolicznego hrabstwa, którego Draco dla
uproszczenia lub z braku odpowiedniej wiedzy nazywał
burmistrzem. Hermiona nie chciała go poprawiać, a poza tym pan
Birk McAven od razu wydał jej się człowiekiem, który wprost kocha
pochlebstwa i komplementy. Mały,
łysiejący jegomość, z dość wydatnym brzuszkiem
i rozbieganym spojrzeniem. Hermiona ledwie powstrzymała się od
grymasu, widząc, jak Birk na powitanie z lubieżnym błyskiem
w oku, wgapia się w jej dekolt. Za to jego żona
prezentowała się zupełnie inaczej. Sporo wyższa od swojego męża,
szczupła i jednym słowem – piękna. Ognisto-rude
loki spływały kaskadą na jej plecy,
a bystre zielone oczy z uznaniem lustrowały wystrój domu
Malfoya. Pansy i Dafne patrzyły na nią z ledwie skrywaną
niechęcią, za to Draco i Theo uśmiechali się przyjaźnie,
zapewne doceniając jej urodę.
Kobieta odwróciła się w stronę Hermiony i uśmiechnęła
się uprzejmie, bez krzty ukrytej pychy czy pogardy. Anastasia McAven
była po prostu miłą osobą i Hermiona od razu zaczęła
zastanawiać się, co ta piękna, pełna klasy kobieta robi u boku
kogoś takiego, jak ten łysy lubieżnik.
– Draconie! Masz piękny dom! – zawołał z wielkim
entuzjazmem Birk.
– Dziękuje bardzo panie burmistrzu, pozwoli pan, że wreszcie
panu przedstawię swoją narzeczoną...
– Ależ tak! Wprost nie mogłem się doczekać, by ją poznać! Ty
i Theo mówiliście o niej wiele dobrego! – Birk
uśmiechnął się szeroko i podszedł do Hermiony, by zamknąć
jej dłoń we własnych spoconych łapskach oraz, najpewniej po to,
by móc bliżej przyjrzeć się jej biustowi.
Dziewczyna ledwie się powstrzymała przed zrobieniem kroku w tyłu.
Zamiast tego zmusiła się do przywołania uprzejmego uśmiechu.
– Bardzo miło mi pana poznać, Draco wiele o panu
opowiadał...
– Na pewno same kłamstewka! Pani narzeczony to straszny
pochlebca! – mężczyzna zmrużył oko i pogroził palcem,
jakby chcąc skarcić ich niczym niesforne dzieci, po czym wybuchnął
grubym, rubasznym śmiechem.
– Zapewniam pana, że to była sama prawda – Draco uśmiechnął
się do burmistrza, po czym poprowadził Hermionę w stronę
Anastasi.
– Pozwól kochanie...
Słysząc te słowa, Pansy zachłysnęła
się powietrzem, a całe jej oblicze wprost zapłonęło
z oburzenia. Na szczęście stojący obok niej Goyle złapał ją
za rękę i wyszeptał jej coś do ucha. Draco odchrząknął
znacząco, najwyraźniej dając swojej dziewczynie do zrozumienia, że
ma się natychmiast uspokoić i dokończył prezentację.
– Pozwól kochanie, że ci przedstawię panią McAven.
– Jestem Anastasia. Miło mi panią poznać... – kobieta
pierwsza wyciągnęła do niej dłoń.
– Hermiona Granger, bardzo proszę mówić mi po imieniu – Miona
uśmiechnęła się uprzejmie, przekonana, że byłaby skłonna
polubić panią McAven.
– Tak, tak. Wszyscy mówmy sobie po imieniu – zaproponował Birk
i położył swoją rękę na plecach Hermiony ledwie centymetr
od miejsca, gdzie trzymał ją Draco.
Kątem oka Hermiona zauważyła, jak brew blondyna z zainteresowaniem
podjeżdża do góry, a po chwili zabrał on swoją dłoń
i podszedł do Anastasi, kurtuazyjnie
oferując jej swoje ramię.
Rudowłosa roześmiała się perliście, zupełnie ignorując pełne
nienawiści spojrzenie Pansy i ujęła blondyna pod ramię
z gracją modelki.
– No to dalej Hermiono, prowadź, chętnie zwiedzę resztę
waszego domu – Birk zachęcająco przesunął dłonią po jej
plecach, by zmusić ją do ruszenia się z miejsca.
Hermiona poczuła, jak zaczyna paraliżować ją strach. Poza starą
komórką skrzata, kuchnią i własną sypialnią znała drogę
tylko do gabinetu blondyna... Niby co z tego miała im pokazać?
– Pozwól Birk, że ja Was oprowadzę. Hermiona jako dobra
gospodyni musi dopilnować kolacji – Draco ledwie widocznie kiwnął
głową w stronę Notta, który zrozumiał go bez słów.
– Pójdę z tobą Hermiono. Sprawdzę,
czy dostarczono odpowiednie wino – zaproponował Theo.
– Wspaniale, w takim wypadku spotkamy się za chwilę.
– Hermiona uśmiechnęła się z przymusem do wyraźnie
zawiedzionego McAvena, który chyba liczył, że w czasie
zwiedzania będzie mógł się o nią bezkarnie poocierać.
Draco ruszył w stronę korytarza, opowiadając Anastasi co
nieco o wiszących na ścianach arcydziełach. Birk, Pansy
i Goyle chcąc nie chcąc powlekli się
za nimi. Jedynie Dafne postanowiła zostać w holu, by móc
przeglądać się w jednym z dużych luster.
– Chodź, jadalnia jest w tamtą stronę – szepnął Theo,
a Hermiona niezwłocznie ruszyła za nim, mając nadzieję, że
jak na razie wszystko wypadło na tyle zadowalająco, by Draco nie
miał do niej o to pretensji.
⁂⁂⁂
Gdy tylko weszli do jadalni, Hermiona
szybko rozejrzała się dookoła, chcąc jak najszybciej poczuć się
w tym wnętrzu naturalnie, jak gdyby jadała tu już wiele razy.
Jednakże wyraźnie eleganckie wyposażenie wydawało jej się tak
nieprzystępne i przesadzone, że czuła się tu naprawdę nie
na miejscu. Stylowo wyściełane krzesła
miały pięknie rzeźbione oparcia, a stół był tak wielki, że
spokojnie mogło zasiąść za nim ze trzydzieści osób. Obrazy na
ścianach pyszniły się w złotych ramach, a kryształowy
żyrandol był ogromny i kosztował pewnie więcej niż cały
dobytek Weasleyów. Cztery podłużne okna stanowiły praktycznie
jedną ze ścian, a tuż za nimi prezentował się widok na
wytworny i zadbany ogród. Wszystko w tym pomieszczeniu
wręcz krzyczało na całe gardło, jak bardzo bogatym człowiekiem
jest Draco M.
– Obleśny dupek z tego McAvena, ale Draco potrzebuje jego
rekomendacji... – mruknął Theodor, jednocześnie sprawdzając,
czy zastawa na stole jest odpowiednio poustawiana.
– Mam nadzieję, że wszystko się uda... – szepnęła Hermiona,
odwracając wzrok od złotych sztućców i kryształowych
kieliszków. – Byle jakoś przetrwać tę
kolację... – dodała.
– Spokojnie, wszystko wypadnie wspaniale, zobaczysz – próbował
pocieszyć ją Nott.
– A co to Theo? Wspierasz małą szlamę, żeby nie posikała
się ze strachu, że się skompromituje? – zakpiła Dafne, wchodząc
do jadalni.
Jej ciemnoczerwona suknia była bardzo ładna, ale spory dekolt
i rozcięcie na udzie wciąż wyraźnie pokazywało,
jaki styl preferuje panna Grengrass.
– Nie twoja sprawa Daf – burknął Nott z niechęcią.
– Myślałam, że skoro kiedyś regularnie odwiedzałeś moją
sypialnię, to twoje sprawy są – jakby
to powiedzieć – Trochę moje?
– Zamknij się natychmiast kretynko! – warknął Nott, czerwony
jak tło godła Gryffindoru.
Hermiona udała, że skupia całą swoją uwagę na jednym z obrazów.
Sytuacja była bardzo niezręczna i bardzo żałowała, że
usłyszała to wszystko. Tym bardziej, że Theodore wyglądał na
kompletnie wyprowadzonego z równowagi, a zaraz przecież
mieli zasiąść do stołu. I tak była cała spięta, a ta
sytuacja na pewno nie poprawi atmosfery.
Po chwili w jadalni pojawili się Albert i Zelda. Na widok
Hermiony skrzywiła się, jakby widząc
paskudną plamę nie do wywabienia. Albert za to jak zwykle zachował
klasę i powagę wzorowego kamerdynera.
– Panienko, chcę poinformować, że kolacja jest gotowa do
podania – zameldował.
– Dziękuje Albercie, zaraz wszyscy przyjdą – Dafne uśmiechnęła
się z wyższością do Hermiony.
– Nie rób z siebie niedomyślnej idiotki Greengrass, Albert
mówił do Granger. Draco popołudniu zwołał wszystkich i wyjaśnił
im, jaka jest teraz jej rola w tym
domu. Ty jesteś tu tylko dodatkiem do Pansy, ale już niedługo...
Możesz się powoli pakować – wygarnął jej Nott, najwyraźniej
wciąż wściekły, że wywlekła ich sprawy osobiste przy Hermionie.
– Nie groź mi! Ty mały, podstępny, bezczelny... – Dafnę
najwyraźniej wpadła w furię i najpewniej miała właśnie
zamiar rozpętać okropną awanturę, ale z korytarza dobiegły
ich głosy reszty towarzystwa.
Hermiona odetchnęła głęboko i ponownie spróbowała się
odprężyć. Gdy była małą dziewczynką,
uwielbiała odgrywać różne role, po ciuchu marząc sobie, że
kiedyś zostanie aktorką. Teraz miała okazję się wykazać. Musi
zagrać narzeczoną Malfoya. Trudne zadanie, ale radziła już sobie
z o wiele gorszymi...
– Macie naprawdę wspaniały dom, Hermiono – stwierdziła
Anastasia, gdy tylko przekroczyła próg jadalni.
– Bardzo się cieszę, że ci się
podoba. Zapraszam do stołu... – Hermiona uśmiechnęła się
i gestem wskazała gościom krzesła.
– Mam nadzieję, że macie dobrą kucharkę. Jestem strasznie
głodny! – Brik zaśmiał się głośno, po czym z ciężkim
sapnięciem klapnął na jedno z krzeseł.
Jego żona, odprowadzona przez Dracona na swoje miejsce,
uczyniła to z o wiele większą gracją. Hermiona niezbyt
pewna, gdzie powinna usiąść, postanowiła
poczekać, aż Draco wskaże jej miejsce. Dafne i Theo usiedli
obok siebie, ale żadne z nich nawet nie spojrzało w stronę
drugiego. Na przeciwko nich usiadła wyraźnie poirytowana Pansy
i wciąż znudzony Gregory.
– Proszę kotku – Malfoy odsunął jedno z krzeseł
i wskazał jej miejsce, naprzeciwko pani McAven; sam usiadł
zaraz obok niej i uśmiechnął się, na pozór szczerze.
Hermiona ze wszystkich sił postarała się odwzajemnić ten uśmiech,
choć najchętniej walnęłaby go w głowę srebrną paterą
z owocami, która stała na środku stołu.
– Śliczna z was para – Anastasia patrzyła na nich oczyma
pełnymi aprobaty.
– Dziękujemy ci moja droga – Draco ku rozpaczy Hermiony, objął
ją ramieniem i przyciągnął bliżej siebie, tak, że ich uda
zetknęły się pod stołem.
Dziewczyna ledwie opanowała dreszcz, który przebiegł po całym jej
ciele i miała nadzieję, że nie zauważył go nikt poza
Draconem, który na pewno wyczuł, jak się spięła pod jego
dotykiem.
– Macie już wyznaczoną datę ślubu? – zapytała Ana, wciąż
się uśmiechając.
Hermiona spięła się jeszcze bardziej, czując powoli, że jej
wymuszony uśmiech, jest tak nieszczery, że nikt się nie nabierze.
Mogła się przecież spodziewać takiego pytania, lecz mimo to nie
była na nie przygotowana.
– Tak, myślimy już o tym, ale to na razie nasz mały
sekrecik, prawda skarbie? – Draco odwrócił swoją twarz w stronę
Hermiony tak, że ich nosy znalazły się zaledwie kilka centymetrów
od siebie.
Dziewczyna zaczęła gorączkowo szukać w swej głowie jakiejś
odpowiedniej odpowiedzi, ale na szczęście dźwięk tłuczonego
szkła skutecznie odwrócił od niej uwagę wszystkich.
Pansy Parkinson z impetem zerwała się ze swojego miejsca
i rozbiła jeden z talerzy o podłogę.
– Mam tego dość! Nie pozwolę Ci tak się poniżać! Ta brudna
szlama ma natychmiast stąd zniknąć! I wyrzuć też tych
głupich mugoli! Nie obchodzi mnie, co
musisz zrobić! Twój ojciec może sobie mówić,
co chce, ale to ja tu jestem najważniejsza... – Pansy darła się
z całych sił, łapiąc kolejny
talerzy, by cisnąć nim tym razem prosto w Hermionę.
W tym momencie kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Theo
błyskawicznie wyjął swoją różdżkę i szybkim zaklęciem
rozbił talerz, a zaraz potem spetryfikował rozhisteryzowaną
Parkinson. Razem z Goylem stanęli na baczność, z różdżkami
w dłoniach, gotowi na rozkazy. Draco również poderwał się
z krzesła i wyjął różdżkę.
Ku przerażeniu Hermiony skierował ją w stronę mugoli
i rzucił w nich jakimś zaklęciem niewerbalnym. Dopiero
po chwili zorientowała się, że blondyn ich uśpił.
– Mówiłem ci, że ona musi stąd zniknąć! – warknął Nott,
wskazując na spetryfikowaną dziewczynę blondyna.
Dafne podbiegła do swej przyjaciółki, nieprzytomnej i leżącej
na ziemi nieruchomo niczym kłoda.
– Masz rację. Muszę to załatwić i to najlepiej jeszcze
dziś. Zanieś ją do mojego gabinetu i ocuć. Później idź do
mojego ojca i zdaj mu raport, ja nie mam na to siły... Ty Goyle
odstaw mugoli do domu i zmodyfikuj im pamięć. Mają w ogóle
nie wiedzieć, że tu byli. Zaprosimy ich na kolację w przyszłym
tygodniu... – Draco wyglądał na kompletnie wyprowadzonego
z równowagi.
Nott i Goyle bez słowa jęku czy sprzeciwu ruszyli do
wypełniania swoich obowiązków. Obaj użyli zaklęcia lewitacji
i wyszli z pokoju w asyście nieprzytomnych gości
Dracona.
Hermiona siedziała lekko zszokowana tym, co właśnie miało
miejsce. Było jej przykro, że spotkanie się nie udało i całą
tę farsę trzeba będzie powtórzyć. Miała jednak nadzieję, że
Malfoy nie będzie jej za to obwiniał. Nie zrobiła przecież
niczego złego. Nie jej wina, że Parkinson ma problemy z głową...
– Mówiłam jej, że musi wyluzować. Przepraszam cię Draco, ale
naprawdę nie mam na nią wpływu. Jest czasem taka nierozważna
i dziecinna. – Dafne podeszła do
blondyna i położyła mu dłoń na ramieniu, jednocześnie
uśmiechając się powabnie.
Hermiona przyglądała się temu wszystkiemu z mieszanymi
uczuciami. Właśnie dotarło do niej, że panna Grengrass wcale nie
była tak głupia, na jaką wyglądała albo... starała się
wyglądać.
– W porządku Dafne, nie winię cię, ale lepiej idź z Theo.
Będzie lepiej, jak przy niej będziesz, gdy już się ocknie.
– Jak sobie życzysz, mój drogi... – Dafne zalotnie mrugnęła
okiem i delikatnie przesunęła po ramieniu blondyna w ramach
pożegnania.
– Paniczu, a co z kolacją? – wtrącił ciche pytanie
Albert.
– Podajcie ją – warknął blondyn, opadając na krzesło
i chowając twarz w dłoniach.
Hermiona poderwała się ze swojego miejsca, chcąc jak najszybciej
czmychnąć do swojej sypialni, bardzo zadowolona, że ma taką
możliwość.
– A ty dokąd Granger? – zapytał.
– Do swojego pokoju – odpowiedziała zgodnie z prawdą.
– Nigdzie nie idziesz. Nie będę jadł sam – warknął, łapiąc
ją za łokieć i ciągnąc w dół, by z powrotem
usiadła.
Hermiona ledwie powstrzymała się od zaklęcia pod nosem
i posłusznie na powrót zajęła swoje miejsce. Jedzenie
kolacji, jednocześnie udając narzeczoną
Malfoya, było nie lada wyzwaniem, ale
jedzeniem z nim sam na sam było o wiele gorsze. Teraz nie
mogła się nie odzywać i maskować wszystkich emocji
wymuszonym uśmiechem. Nie było drogi ucieczki...
Draco machnął różdżką, a wielki stół zamienił się
w mały, kameralny stolik, nakryty dla
dwóch osób, co bardzo zdziwiło Hermionę.
– To, że ograniczam magię ze względu na kontakty z mugolami,
nie oznacza, ze zapomniałem, jak się czaruje Granger, więc daruj
sobie to zdziwione spojrzenie. Nie jestem jakimś Weasleyem,
jeśli chodzi o magię... – Draco uśmiechnął się cynicznie
i machnął na służbę, która od razu zaczęła podawać do
stołu różne smakołyki.
Albert napełnił ich kieliszki winem, a Zelda podała wykwintną
kolację. Mimo to Hermiona czuła, że niczego nie jest w stanie
przełknąć. Malfoy co prawda odsunął trochę swoje krzesło tak,
by można było swobodnie posługiwać się sztućcami, lecz mimo to
dla niej i tak był o wiele za blisko, a cała ta
sytuacja była dla niej po prostu krępująca.
– Rozluźnij się, bo jesteś sztywna, jak wykrochmalony
kołnierzyk McGonagall – mruknął Draco, nakładając sobie
pieczeni.
Hermiona poczuła, jak na jej usta mimowolnie wkrada się uśmiech.
Wspomnienie zawsze zapiętej pod samą szyję nauczycielki
transmutacji było przyjemne. Szkoda, że nikt nie wiedział,
gdzie nagle pani profesor zniknęła... Chociaż nie. Malfoyowie
pewnie wiedzieli. Mogłaby się założyć, że to oni za to
odpowiadali.
– Nie znoszę, jak Nott albo mój sta... ojciec mają rację.
– Hermiona w pierwszej chwili nie wiedziała, czy Malfoy mówi
do niej, czy raczej sam do siebie.
– W czym? – zapytała, chcąc choć trochę poprawić
atmosferę.
Powinna się przecież przyzwyczajać do towarzystwa Malfoya. Ta
kolacja mogła być dobrą do tego okazją. Przynajmniej nie było tu
kilkunastu par oczu śledzących każdy jej ruch. Był tylko on...
– Pansy – burknął, atakując swój posiłek z taką
zawziętością, jakby ten co najmniej śmiał obrazić jego rodzinę.
– To na pewno dla niej trudne, przecież mnie nienawidzi... –
mruknęła, opuszczając głowę.
– Na Slazara, Granger! Przestań grać postawę zawsze szlachetnej
Gryfonki! Ona z premedytacją potraktowała cię, niczym
jakiegoś skrzata domowego, a ty jej jeszcze współczujesz?
– Nie współczuję, tylko rozumiem,
dlaczego tak się zachowuje – zaczęła się bronić, urażona, że
on kpi z jej szlachetności.
– Oczywiście. Świeta Granger od skrzatów, sierot
i niezrównoważonych psychicznie histeryczek – Draco kpił
nadal.
– Przypomnę ci, że ta histeryczka to twoja ukochana narzeczona –
docięła mu z satysfakcją.
– W tej chwili mam tylko jedną narzeczoną, zapamiętaj to
sobie Granger i zacznij się zachowywać stosownie do sytuacji.
Nie możesz za każdym razem wzdrygać się, gdy cię dotykam –
pouczył ją z kpiącym uśmieszkiem, jednocześnie sięgając
po kieliszek wina.
– Postaram się opanować – odburknęła, czując,
jak znów zaczyna się rumienić.
– Aż tak na ciebie działam? – zapytał, wbijając w nią
badawcze spojrzenie i na chwilę rezygnując z kpiącego
tonu.
Hermiona poczuła przemożną ochotę, by w tej chwili uciec
stąd jak najdalej. Co on sobie wyobrażał, zadając jej takie
pytania? Czy już zapomniał, że oni się nienawidzą?
– To tylko obrzydzenie – odpowiedziała, dumnie unosząc głowę.
Wiedziała, że być może przyjdzie jej za to zapłacić, ale
poprzysięgła sobie, że nie da mu satysfakcji. Niech sobie nie
myśli, że wolno mu ją poniżać i wciąż próbować
zawstydzić.
Draco przez chwilę przyglądał jej się z zainteresowaniem.
Popatrzył na jej usta, jakby zastanawiając się nad sensem słów,
które niedawno wypowiedziały, a później spojrzał jej
w oczy, a siła jego spojrzenia był tak intensywna, że
Hermiona szybko odwróciła głowę. Przegrała.
– Kłamiesz Granger, ale nie dziwi mnie to. Każda ulega... – na
jego usta powrócił jego firmowy, kpiący uśmieszek.
– Mogę już wrócić do swojego pokoju? – zapytała z nadzieją.
– Jeszcze moment Granger. Chcę cię o coś zapytać:
znasz eliksir Oblivionis?
– Pewnie, że znam. To najsilniejszy eliksir zapomnienia –
odpowiedziała.
– A słyszałaś o eliksirze Oblivedesuvida?
Hermiona spojrzała na niego szczerze zdziwiona. Dlaczego pytał ją
akurat o te bardzo rzadkie i trudne do stworzenia eliksiry?
– Słyszałam... choć nigdy go nie widziałam, podobno składniki
są nie do zdobycia...
– Podobno... – mruknął Draco,
przyglądając jej się bez kpiny, za to ze szczerym
zainteresowaniem.
– Dlaczego o to wszystko pytasz?
– Ponieważ mam...
Niestety Draco nie zdążył dokończyć,
ponieważ do jadalni wkroczył jak zwykle dumny i wyniosły
Lucjusz Malfoy.
– Tchórzostwem jest przysyłać Notta, by odpowiadał za twoje
porażki synu – zaczął bez pardonu.
Ku zdziwieniu Hermiony, Draco w ogóle się tym nie przejął,
tylko napił się wina i sięgnął po kolejną porcję
pieczeni.
– Nie widzisz ojcze, że właśnie jemy kolację? – zapytał,
nawet nie patrząc w stronę Lucjusza.
– Wspaniale. Chętnie się przysiądę i zobaczę, jak
obłaskawiasz pannę Granger. – Malfoy
senior wyczarował sobie krzesło i bez pytania przystawił je
do stołu.
Nie wiadomo skąd, nagle w jadalni pojawił się Albert
z dodatkowym nakryciem i kolejną butelką wina.
– Nie zapytałeś Hermiony, czy ma ochotę na twoje towarzystwo –
zakpił Draco.
Lucjusz uśmiechnął się cynicznie pod nosem i skupił swoją
uwagę na Hermionie, która marzyła tylko o tym, by móc gdzieś
uciec. Nie miała ochoty spędzić chociaż minuty dłużej w ich
obecności, tym bardziej, że czuła, iż
szykuje się poważna rozmowa.
– Chyba pannie Granger nie służy twoje towarzystwo, nic nie
zjadła – zauważył Lucjusz.
– Dba o linę, by dobrze wyglądać w noc poślubną –
Draco utrzymywał poważny ton.
Jednak po chwili Lucjusz wybuchnął tak obrzydliwym rechotem, że
Hermiona poczuła się, jakby ją właśnie poniżono.
– Dobry żart synu, ale nie pora na to. Wytłumacz mi,
dlaczego nie odesłałeś tej nierozważnej dziewuchy z domu,
jak ci kazałem...
– Bo to mój dom i tu nie obowiązują twoje rozkazy –
Draco mówił swobodnie, ale Hermiona kątem oka zauważyła, jak
mocno zaciska dłonie na swoich sztućcach. Był wyraźnie
zdenerwowany.
– Chyba zapomniałeś już, kto...
– Wystarczy ojcze. Dokończymy tę rozmowę w gabinecie –
zdecydował Draco, nagle wstając od stołu.
Hermiona przysłuchiwała się temu wszystkiemu z obojętną
miną, choć tak naprawdę była tym bardzo zainteresowana. Obydwaj
mężczyźni mieli silne charaktery, a na dodatek ich dialog
pełen był zagadek i niedomówień. Jej analityczny umysł
stawiał coraz to nowe pytania, a Malfoyowie zapewne znali na
nie odpowiedzi...
– Hermiono, idź do kuchni i wydaj dyspozycje służbie,
dotyczące jutrzejszego dnia – Draco zwrócił się do niej,
wyrywając ją tym samym z zamyślenia.
– Dys – po – zycje...? – wyjąkała, skonsternowana.
– Tak. Jako pani domu masz ich informować,
czego od nich oczekujemy – wyjaśnił jej, jakby była to
najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– Macie jutro gości na śniadaniu. Carrow i Zabini chcą
pojeździć na swoich koniach – wtrącił się Lucjusz.
– Doskonale. Śniadanie zjemy w męskim gronie, by przy
okazji przedyskutować kilka spraw. Ty, Pansy i Dafne zjecie
w swoich sypialniach. Resztę popołudnia spędzimy poza domem,
a wieczorem zjemy kolację z rodzicami. To masz przekazać
Albertowi i Rosie, jasne? – upewnił się Draco.
– Widzę, że zabawa w dom coraz bardziej ci się podoba. Nie
sądziłem, że podejdziesz do tego tak
odpowiedzialnie i poważnie – zaśmiał się Lucjusz.
– Zawsze mi zarzucasz, że jestem nieodpowiedzialny i niedokładny
ojcze. Pora na zmiany – Draco uśmiechnął się pod nosem
i podszedł do Hermiony, by pomóc jej podnieść się
z krzesła.
Dziewczyna czuła się zawstydzona tym gestem, ale przede wszystkim
cieszyła się, że mogła wreszcie uwolnić się od ich towarzystwa.
Czuła się niezręcznie, nieswojo i nie na miejscu,
a wiedziała, że to niestety dopiero początek jej udręki.
⁂⁂⁂
W kuchni wszyscy siedzieli przy stole. Josef czyścił swoje
ogrodnicze narzędzia, Albert zapisywał coś na zwoju pergaminu,
a Rosa psioczyła na Oscara, który nie chciał jeść kolacji.
Zelda natomiast zajęta była podziwianiem swego odbicia w małym
lusterku.
Gdy Hermiona weszła do kuchni, wszystkie
głowy skierowały się w jej stronę, a zaraz potem
Albert, Josef i Rosa zerwali się ze swoich miejsc, mamrocząc
przeprosiny i kłaniając się jej uprzejmie.
Mimo że wiele rzeczy dzisiejszego dnia było dla niej dziwnych
i niezrozumiałych, to ta sytuacja sprawiła, że poczuła się
najbardziej dziwnie. Jeszcze kilka godzin temu swobodnie rozmawiała
z tymi ludźmi o ich życiu i pracy, a teraz oni
stali przed nią na baczność niczym w wojsku.
Zelda również wstała, choć uczyniła to z ogromną
niechęcią, którą ze wszystkich sił starała się okazać swoją
zdegustowaną miną i pogardliwym spojrzeniem wbitym w Hermionę.
Jedynie Oscar nie przejął się całą
sytuacją i zamiast postawionych przed nim ziemniaków, szybko
porwał słodką bułeczkę ze stojącej na stole patery i czym
prędzej czmychnął gdzieś, gdzie Rosa nie będzie mogła mu jej
odebrać.
– W czym możemy służyć panience? – zapytał uprzejmie
Albert.
– Mam przekazać dyspozycje na jutro –
powiedzenie tego, wydało jej się
nienaturalnie trudne.
Ku jej zdziwieniu wszyscy wyjęli skądś małe,
czarne notesy i pióra, jakby przygotowując się, by zanotować
każde jej słowo, po czym spojrzeli na nią wyczekująco. Hermiona
otwarła usta, niezbyt pewna co ma im powiedzieć. Przecież nie
wiedziała, jak wygląda wydawanie dyspozycji służącym. I naprawdę
wolałaby tego nie robić.
– Zawsze zaczynamy ustalenia od prac, które wykonujemy przed
śniadaniem. To znaczy, Rosa musi wiedzieć,
jakie produkty ma zamówić do menu, a Josef ustala z panią
listę zadań na ten dzień w ogrodzie. Zelda zajmuje się
sprzątaniem sypialni, a resztę pomieszczeń sprzątają w nocy
skrzaty – wytłumaczył jej dobrodusznie Albert.
– Na śniadaniu mają być jacyś goście – wypaliła Hermiona,
starając sobie przypomnieć, co jeszcze
Malfoy mówił jej o tych dyspozycjach.
– Co mamy podać? – zapytała uprzejmie Rosa.
– To co zwykle jadają goście Mal... pana Malfoya –
odpowiedziała Hermiona.
Ku jej uldze Rosa uśmiechnęła się i posłusznie kiwnęła
głową, notując coś w swoim notesiku.
– Przy śniadaniu będą sami mężczyźni. Reszta ma zjeść
w swoich sypialniach – dopowiedziała.
– O której panią obudzić na śniadanie? – zapytał
Zelda, krzywiąc się strasznie przy słowie „pani”.
– Nie trzeba, zejdę do kuchni. Wystarczy jeśli dostarczycie
śniadanie dla pozostałych... pań... – wyjaśniła im.
– Panicz Draco wyraźnie powiedział nam, jak mamy panienkę
traktować, myślę, że nie będzie zadowolony, jeśli zje pani
w kuchni... – wtrącił Albert.
– Nie szkodzi. Sama mu to wyjaśnię. I proszę was, nie
traktujcie mnie inaczej niż dziś popołudniu. Nie jestem
odpowiednią osobą, by wami rządzić i nie chcę tego robić.
Przekazuje wam tylko to, co Malfoy mi kazał...
– Niech się panienka nie martwi. Początki zawsze są trudne. My
panience pomożemy. Będziemy robić to co zwykle i panicz
Malfoy będzie zadowolony. A panienka wkrótce się przyzwyczai
– próbował wesprzeć ją Josef.
– No pewnie! Albert pracuje tu od lat, jest bardzo zorganizowany,
wszystko będzie na cacy – zapewniła ją Rosa, a kamerdyner
uprzejmie skinął głową.
– A ja tam nie wiem, nie godziłam
się na pracę w takich warunkach! Przecież ona nawet nie zna
zasad etykiety! – rozzłościła się Zelda.
– Zamilcz natychmiast, jeśli nie chcesz, by panicz dowiedział
się o twojej niesubordynacji – skarcił ją Albert.
– Co mam podać na lunch i kolację? – zapytała Rosa,
najpewniej chcąc odwrócić uwagę Hermiony od przykrych słów
Zeldy.
– Nie wiem... w zasadzie, to Malfoy mówił, że na lunch
wyjdziemy z domu, a na kolację mamy pójść do jego
rodziców...
Służba spojrzała po sobie, wymieniając zdziwione spojrzenia, co
szczerze zaskoczyło Hermionę, wreszcie jednak Albert z powrotem
odwrócił się w jej stronę.
– W takim razie zapytam pana Notta, co podać w domu dla
reszty gości. Proszę się nie przejmować. Wszystko będzie jak
należy.
– Dziękuje wam bardzo i... dobranoc – Hermiona uśmiechnęła
się i pomachała im krótko na pożegnanie.
Miała nadzieję, że Malfoy nie postawi ją więcej w takiej
żenującej sytuacji. W ogóle nie rozumiała,
dlaczego to robił? Po co ta cała szopka? Przecież wszyscy w domu
wiedzieli, ze tylko udaje jego narzeczoną. Co chciał osiągnąć,
próbując dać jej poczucie, że jest ważna czy szanowana? Przecież
to on sam, był głównym sprawcą jej upokorzenia. Czy próbował
w jakiś sposób na nią wpłynąć lub nią manipulować? Nie
miała pojęcia, ale wiedziała, że musi być naprawdę czujna.
⁂⁂⁂
Weszła na piętro, szczęśliwa, że zaraz znajdzie się w swojej
sypialni. Pokój był za duży i zbyt bogato urządzony, bo
mogła się w nim czuć swobodnie, ale przynajmniej dawał jej
minimalne poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Bardzo tego teraz
potrzebowała. Stała już prawie pod drzwiami, gdy zauważyła, że
drzwi do sypialni Parkinson są otwarte. Zajrzała tam zaciekawiona.
Na środku sypialni stała złączona w namiętnym uścisku
para... Pansy mocno obejmowała ukochanego, jednocześnie głaszcząc
go po blond – roztrzepanych włosach. Zauważyła stojącą na
środku korytarza Hermionę i uśmiechnęła się do niej
złośliwie. Tak. Wszystko wróciło do normy i to ona wciąż
była tu górą. Draco najwyraźniej wybaczył jej dzisiejszy wybryk
przy stole. Hermiona złapała za klamkę i szybko weszła do
swojej sypialni. Nie wiele obeszło ją to, co Malfoy robił ze swoją
dziewczyną, jednak... gdzieś tam pod siódmą skórą nawiedziła
ją myśl, że on musi ją naprawdę kochać, skoro jest w stanie
wytrzymać w jej towarzystwie.
⁂⁂⁂
Hermionę obudziły promienie słońca wpadające do jej sypialni.
Przeciągnęła się i odruchowo przygładziła rozczochrane
włosy. Cieszyła się, że służba uszanowała jej prośbę, by nie
przynosić jej śniadania. Naprawdę wolała zjeść z nimi
w kuchni. Spojrzała na zegarek, który wskazywał za kwadrans
dziewiątą i stwierdziła, że najwyższy czas wstawać. Pora
rozpocząć nowy i oby lepszy od poprzedniego dzień.
Schodząc do holu, zastanawiała się,
czy jej stare jeansy i czerwona bluzka z długim rękawem
są odpowiednim strojem do chodzenia po domu. Przypomniała jej się
wczorajsza kreacja, w której przywitała ją Parkinson. Miała
nadzieję, że Malfoy nie każe jej się tak ubierać...
Już miała skręcić w korytarz prowadzący do kuchni, gdy
zauważyła, że drzwi wejściowe do domu są szeroko otwarte.
Podeszła i wyjrzała przez nie, akurat w momencie gdy
Amycus Carrow z całej siły szarpnął
przerażonego Oscara.
– No i co zrobiłeś mały gnojku? Mój koń jest źle
wyczyszczony! Ile razy mam ci powtarzać, że masz się przykładać!
– krzyczał były Śmierciożerca, potrząsając zapłakanym
chłopcem, niczym szmacianą kukiełką.
– Puść go! – Hermiona z całej siły odepchnęła
Carrowa, który zdziwiony jej nagłym pojawieniem się, wypuścił
Łobuza ze swych łap.
Szybko przyklękła przy chłopczyku i spojrzała w jego
zapłakane, wciąż pełne strachu oczy.
– Nic ci nie zrobił skarbie? Czy coś cię boli? Powiedz... –
mówiła uspokajającym tonem.
– Jak śmiesz się wtrącać, ty brudna szlamo! – wrzasnął
Carrow.
Hermiona go zignorowała, wciąż zajmując się Oscarem. Wyjęła
z kieszeni chusteczkę i otarła łzy chłopca, w ogóle
nie zwracając uwagi na stojącego za jej plecami mężczyznę.
Nagle jednak spostrzegła, jak w oczach Łobuza znów wzrasta
przerażenie. Zaraz potem rozległ się cichy świt powietrza i suchy
odgłos uderzenia batem...
Witajcie,
Mam nadzieję, że ucieszy Was rozdział nr.3 :) Najdalej w czwartek będzie kolejna część "Pogryź mnie", a w następny weekend zapraszam na kolejny rozdział "Snów..."
Ponawiam prośbę o odzew osób, które potrafiłby wykonać dla mnie nowy, ładniejszy szablon. Jeśli jest ktoś, kto się tym zajmuje i ma ochotę spróbować niech napisze : venetiia.noks@gmail.com.
Chciałam Was również zapytać o kwestię Sevmione. Lubicie takie opowiadania? Mam moje stare opowiadanie o Severusie Snape i postaci niekanonicznej, którą sama wymyśliłam. Nosze się z zamiarem przerobienia go na Sevmione, bo przypuszczam, że to ciekawsze, niż zupełnie nowa postać. Dajcie znać, jak się na to zapatrujecie. Opowiadanie ma 100 rozdziałów i zostało ukończone 4 lata temu. Publikowałam je jeszcze na bloxie :) Trochę mi żal, że leży smutno na dysku. Jeśli będzie zainteresowanie to być może je dodam.
Pozdrowionka,
Venetiia
Jak ja uwielbiam to opowiadanie! Czytalam juz calosc ale wracam do niego ponownie z takimi samymi emocjami i niecierpliwoscia do kazdego rozdzialu! Nie jestem przekonana do Sevmione ale z pewnością pochlone wszystko co napiszesz =)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne rozdzialy :)
Jak ja uwielbiam to opowiadanie! Czytalam juz calosc ale wracam do niego ponownie z takimi samymi emocjami i niecierpliwoscia do kazdego rozdzialu! Nie jestem przekonana do Sevmione ale z pewnością pochlone wszystko co napiszesz =)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejne rozdzialy :)
Mimo że nie czytałam jeszcze "Rubinu i stali", chcę tylko dać znać, że z chęcią przeczytam Sevmione w twoim wykonaniu :D
OdpowiedzUsuńA myślałem że tylko ja jestem zacofany ^^
UsuńHah, koniec wakacji jest najgorszy >.<
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńja nie mialem wakacji i nie ide do szkoly xd wiec sie nie przejmuje wrzesniem :D nawet sie ciesze bo bedzie chlodniej
UsuńNic tylko zazdrościć :D
UsuńNo tyle że znowu 1 rok na studiach xd jak tak dalej pójdzie to życie wiecznego studenta mnie powita xd
UsuńCo Ty opowiadasz Rogaty. Studia to może być najlepsze 10 lat Twojego życia :P Znam takich, co bardzo sobie chwalą ;)
UsuńVeniku no ja dziękuję bardzo za takie 10 lat ;___; nie mówię, że mi się nie podobało półroczne 'nicnierobienie' ^^ ale ludzie pracujący na studiach to patologia w 90% xd
UsuńW takim razie masz jeszcze miesiąc, żeby się do nich psychicznie nastawić. Oprócz tego wrażenie, że się nie starzejesz, skoro znowu będziesz na studiach :>
UsuńRówny tydzień po starcie studiów czyli 7 mam 21 urodziny. Całe dorosle życie chce wrócić mniej więcej do czasów 14/15 lat także no... Jak mam nie myśleć o starzeniu się :/
Usuń21 lat to starość? Myślałam, że masz co najmniej 25. Ty jeszcze się nie starzejesz, ty cały czas się rozwijasz :D Ja mam 18 i też wolałabym się cofnąć do 14 :x
UsuńZobaczysz jak się będziesz czuła jak nie będziesz mogła nazwać się nastolatką...
UsuńRozdział jak zwykle świetny, a jeśli masz opowiadanie o Severusie to nawet się nie zastanawiaj i wrzucaj :D mała odskocznia od Dramione - niestety na polskich blogach brakuje dobrych Sevmione - zwykle są pisane mocno na wyrost, dlatego czekam z niecierpliwością :*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny! Mimo, że znam to opowiadanie praktycznie na pamięć to i tak lubię do niego wracać. Co do Sevemione to- jak dla mnie- bardzo dziwne połączenie. Za duża różnica wieku. Ale może się przekonam, chociaż i tak nic nie pokona Dramione.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kocha, kocham, kocha... Po prostu kocham Twoje opowiadania!! Nie wiem jak Ty to robisz, ale... No po prostu nie a się ich nie lubić!!
OdpowiedzUsuńCzekam na 4 :) Jak i na inne Twoje dzieła :*
Pozdrawiam ;*
Sevmione-Jestem za taka trochę odskocznia od rutyny jaką jest dramione.Zwłaszcza,że w polskich internatach nie jest za dużo tej pary.Pisz dalej:**
OdpowiedzUsuńPozdrawiam N.
Czarujący rozdział naprawdę *.* czekam co będzie dalej mam nadzieję że Hermiona dostanie batem przez plecy ^^ byłoby to w sumie ciekawe :D co do sevmione.... Ja od zawsze wierzyłem że miona jest dla dracona idealna... Ale może mi się spodoba coś innego ^^ chetnie przeczytam wszystko co napiszesz :D pozdrawiam RR
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że nie czytałam Rubin i stal, dopóki nie opublikowałaś pierwszego rozdziału na tej stronie. Gdy to się stało od razu, przeniosłam się na stary adres i przeczytałam wszystko jednym tchem.
OdpowiedzUsuńCo do Sevmione to kiedyś czytałam, ale jak dzisiaj o tym myślę, to mam spory problem, żeby ich sobie wyobrazić razem. Mam nadzieję, że to zmienisz, bo jak na razie każde twoje opowiadanie mnie zachwyca.
Pozdrawiam
Jestem naprawdę zdziwiona, dlaczego Draco nie wyrzucił Parkinson. Ona jest nie do zniesienia. Rozdział pomimo zachowania Pansy przy stole bardzo przyjemny. Biedny Oscar, aż boję się, co Carrow zrobi Hermionie. To opowiadanie tak wciąga, że nie wiem, czy wytrzymam do poniedziałku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :D
Jest w całości na blogu: http://dramione-rubin-i-stal.blogspot.com/, jest tam więcej błędów, ale wiem jak to jest, jak się chce czytać dalej, a nie ma co :) Może się skusisz.
UsuńO, idealnie. Dziękuję Ci bardzo. W takim razie idę zaspokoić moją ciekawość :D
Usuń