wtorek, 3 listopada 2015

Gdy jesteśmy sami... - Rozdział 16 - „Gdy opadną maski...”

Dotyk jego dłoni był chłodny, ale mimo to jej uścisk sprawiał, że było jej nienaturalnie gorąco. W myślach błagała, by rumieńce zawstydzenia wreszcie zniknęły. To było nienormalne, że tak dziwnie na niego reagowała. Wcześniej nigdy jej się to nie zdarzało... By odwrócić swoją uwagę od myślenia o tych dziwnych odczuciach, skupiła wzrok na dwóch monumentalnych nagrobkach, do których podeszli. Na tym stojącym po lewej, z czarnego granitu widniał biały napis:


Bellatrix Black – Lestrange – a pod spodem data śmierci sprzed ponad roku i cytat:
"Nawet śmierć nie pokona jej wielkości".

Hermionie, nie wiedzieć czemu, zachciało się śmiać. Pycha Bellatrix nie opuszczała jej nawet po śmierci... Nie wiedziała jednak, że Bella nie żyje, a to oznaczało, że to nie Zakon ją zabił. W przeciwnym wypadku, na pewno by o tym słyszała. Draco puścił jej dłoń i podszedł do drugiego grobu. Był on wykonany z białego marmuru, a tablicę zdobiły złote litery.


Narcyza Black - Malfoy – „Nieodżałowanej pamięci żona i matka. Cześć jej na wieki!"

Hermiona poczuła, jak coś ściska ją w środku. Więc jego matka nie żyła. Spojrzała na datę śmierci i łzy napłynęły jej do oczu. Zmarła ledwo trzy miesiące temu... dosłownie na kilka dni przed jej ojcem. Sama nie pogodziła się jeszcze z jego śmiercią, tak więc cierpienie Dracona też pewnie było świeże..Przypomniała sobie teraz, co wykrzykiwał w gorączce. O śmierci Narcyzy też przecież nic nie wiedziała, tak więc i ona nie zginęła z ręki nikogo z Zakonu.

⚡⚡⚡

Draco zabrał z nagrobka matki stare, przywiędłe już, róże i ułożył na nim nowy bukiet. Jego matka kochała kwiaty, w przeciwieństwie do jej siostry, która nie życzyła sobie, by kiedyś, po jej śmierci, jej je przynoszono. Nie, żeby zamierzał nawet, gdyby było inaczej. Ciotka Bella w pełni zasługiwała na to, co ją spotkało. Szkoda tylko, że jej siostra podzieliła ten sam los. Ta rana wciąż boleśnie krwawiła w jego sercu, choć wciąż nie był do końca pewien, czy je ma. Spojrzał na stojącą obok dziewczynę, która ze łzami w oczach patrzyła na grób jego matki. Ojciec po jej śmierci, nie uronił jednej łzy, a ta mała Gryfonka płacze nad jej mogiłą. Co za ironia losu.
Westchnął ciężko i usiadł na marmurowej ławce przed nagrobkiem. Specjalnie kazał ją tu umieścić. W ciężkich chwilach, gdy wątpił już w sens wszystkiego, przychodził tu i wspominał. Mama była taka dzielna... nie chciałaby pewnie, by się załamywał, czy rozpaczał. Ta świadomość zawsze dodawała mu siły. A teraz szczególnie jej potrzebował. Znów spojrzał na Hermionę. Wydawała mu się taka krucha i niewinna. Nie widział już w niej tej walecznej lwicy, która drapała i gryzła, gdy tylko miała okazję. Hermiona Granger, kujonka z szóstej klasy, już nie istniała. Wiedział, że pod tą delikatną powłoką jest w niej siła i odwaga, ale też bardzo wrażliwa dusza. Musiał na nią uważać.

⚡⚡⚡


– Usiądź, Granger – zaproponował, wskazując miejsce obok siebie.
Była mu wdzięczna za tę propozycję. Zimny wiatr był bardzo nieprzyjemny, a siedząc blisko niego na pewno będzie jej cieplej... o wiele cieplej.
– Przykro mi - wyszeptała, odwracając głowę w jego stronę.
Draco również się odwrócił i spojrzał jej w oczy.
– Mnie też...z powodu twojego ojca...
Skinęła lekko i opuściła głowę, a łzy ponownie błysnęły w jej oczach. Jej wesoły, pełen życia ojciec, ten, który nauczył ją jeździć na łyżwach, na rowerze... Tyle mu zawdzięczała, a nawet nie miała okazji, by mu podziękować. Kątem oka spojrzała na blondyna, który skupił swój wzrok na grobie matki. Czy i on miał podobne odczucia? Na pewno... Była przekonana, że to Narcyza nauczyła go szacunku dla kobiet. To dlatego był dla niej taki dobry... Choć wciąż pamiętała tę nienawiść w jego oczach, gdy ją torturował...
– Wojna zbiera krwawe żniwa – mruknął sam do siebie.
– Straty po obu stronach bolą tak samo – dodała.
– Gorzej, jak strat dokonuje zawsze ta sama strona – Hermiona wyczuła w jego głosie gorycz, a wyraźnie zaciśnięta szczęka powiedziała jej, że te słowa wywołują w nim negatywne emocje... być może nawet gniew.
– Masz na myśli... - usiłowała zapytać.
– Nie chcę o tym teraz mówić – uciął rozmowę, ukrywając twarz w dłoniach.
Wyglądał na zmęczonego życiem, wojną i tym wszystkim, co działo się dookoła niego. Hermiona odruchowo sięgnęła dłonią i położyła ją na jego ramieniu. Blondyn lekko się wzdrygnął, ale nie odtrącił jej. Przeciwnie, był jej wdzięczny za ten gest wsparcia.
To była maleńka chwila słabości Dracona Malfoya, a ona była jej świadkiem... Ale on wiedział, że go nie wyśmieje z tego powodu. Przy niej mógł być sobą. Ona go rozumiała, gdyż sama ostatnio okazała słabość. Maski na chwilę opadły.

⚡⚡⚡

Wreszcie zabrała dłoń z jego ramienia i przez kilka chwil siedzieli w milczeniu. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że coś się zmieniło w ich relacji. Jednak żadne z nich nie miało zamiaru tego żałować. Nie wszystkie zmiany są bowiem złe... Draco sięgnął po jej dłoń i uścisnął ją lekko, a Hermiona uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Wracajmy już, jest zimno. Masz ręce jak sople lodu – uśmiechnął się do niej, tak zwyczajnie, bez kpiny i ironii, a ona szczerze odwzajemniła ten uśmiech.
Wstał i wciąż trzymając jej dłoń, pomógł jej się podnieść z miejsca. Faktycznie było dość zimno, gdyż czuła, jak całe jej ciało odrętwiało. Poprowadził ją z powrotem do stojącego spokojnie Erydana i pomógł jej wsiąść na wielkiego wierzchowca.
– Dzięki, że mnie zabrałeś – wyszeptała, gdy usiadł tuż za nią.
– Wolno nam zabierać niewolnice dokąd chcemy, nie wolno tylko pozwolić, by uciekły – odpowiedział, kierując konia na ścieżkę.
– Wolno zabierać je nawet na misje? - zapytała zdziwiona.
– Jasne. Rosier czy Yaxley nie raz używali swoich jako żywych tarczy...
Hermiona wzdrygnęła się mimowolnie. To, co usłyszała, było okropne.
Draco mocniej objął ją swoimi ramionami, myśląc, że wzdrygnęła się z powodu zimna. Wiatr wiał coraz mocniej, a fale były jeszcze większe. Gwizdnął cicho, pośpieszając Erydana w obawie, że może złapać ich deszcz. I faktycznie, gdy wyjeżdżali na drewnianą kładkę prowadzącą do twierdzy, pierwsze wielkie krople polały się z pochmurnego nieba. Kolejna burza nadciągała.

⚡⚡⚡


W stajni czekał na nich młody chłopak w podartej szacie. Był chudy i brudny, a na widok Dracona ukłonił się bardzo nisko. Hermiona od razu zorientowała się, że to mugol. Malfoy zdawał się nawet nie zauważać swojego sługi. Zsiadł z konia, po czym pomógł jej zsiąść. Pogłaskał Erydana po pysku, a koń zarżał cicho, po czym skierował się w stronę drzwi, bez jednego słowa czy polecenia. Chłopak szybko złapał za wodze i wprowadził Erydana do boksu, a ona ruszyła za blondynem. Nim jednak przeszli przez drzwi, Draco złapał ją za ramię tak, jak zawsze, gdy byli poza komnatami. Otworzył drzwi i wprowadził ją do środka, a Hermiona zamarła w pół kroku. To, co zobaczyła, było jednym z najgorszych widoków w jej życiu...

⚡⚡⚡

Na małym, drewnianym stoliku, tym samym, na którym wcześniej leżała księga, do której Draco coś wpisywał, leżała niewolnica Carrowa... Tara. Patrzyła w sufit, a po jej twarzy bezgłośnie płynęły łzy, a w tym czasie mężczyzna, którego blondyn wcześniej nazwał Serweyem gwałcił ją z obleśnym uśmiechem na ustach. Tuż obok, na krześle, siedział Carrow i palił fajkę, obserwując tę brutalną scenę. Hermiona odwróciła twarz, nie wierząc, że to, co zobaczyła, naprawdę się działo. To było straszne...
– Całkiem was już pojebało? Nie macie sypialni? - warknął Draco, przyciągając Hermionę bliżej siebie.
Wiedział, jak ten widok musiał na nią wpłynąć. Tym bardziej, że zauważył, jak na imprezie Goyle'a dzieliła się akurat z tą dziewczyną jedzeniem.
– Nie bądź taki staroświecki, młody! Lepiej się do nas przyłącz. Już mówiłem, że chętnie skosztowałbym tej szlamowatej wywłoki – Carrow roześmiał się i obleśnie oblizał usta, gapiąc się na Hermionę.
Serwey w tym czasie nadal pastwił się nad ciałem biednej Tary, jakby w ogóle nie przeszkadzało mu to, że do pokoju wszedł ktoś jeszcze.
– Jesteś żałosny, Car. Żałosny i nieostrożny. Na przyszłość lepiej ugryź się w język, zanim się do mnie ponownie odezwiesz! - syknął przez zaciśnięte zęby Draco.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i spojrzała na Tarę akurat w momencie, gdy kobieta się odwróciła. Popatrzyły sobie w oczy, a Herm ledwo powstrzymała szloch. Chciałaby móc wymazać ten widok z pamięci. Wiedziała, że będzie ją to dręczyło do końca życia. Palące poczucie bezsilności dławiło jej gardło, ale wiedziała, że nic nie może zrobić.
Carrow, widząc postawę Malfoya, wyprostował się na krześle. Wiedział, że młodszy mężczyzna nie żartuje i wiedział też, że lepiej z nim nie zadzierać.
– Nie gniewaj się, Malfoy, to takie żarty – burknął pod nosem.
– To więcej tak ze mną nie żartuj, Carrow, nie słynę z poczucia humoru – Draco mocniej złapał ramię Hermiony i skierował się w stronę drzwi wyjściowych.
Dziewczyna nie spojrzała więcej na Tarę, ale wiedziała, że jeśli kiedyś będzie miała taką możliwość, to zrobi wszystko, by Carrow i Serwey zapłacili za to, jakimi pokręconymi sukinsynami byli.

⚡⚡⚡

– Spokojnie, zaraz będziemy w komnatach – wyszeptał jej do ucha, gdy szli mrocznymi korytarzami.
Hermiona nic nie widziała przez płynące po jej twarzy łzy. Nie potrafiła się pogodzić z tym, co widziała. A przecież takie sceny są na porządku dziennym w czasie wojny. Jednak wiedzieć, a widzieć to dwie różne sprawy. Świadomość, że taki los na co dzień spotykał Lunę, a być może i Ginny, sprawiała, że jej serce boleśnie się zaciskało. Miała ochotę paść na kolana i dziękować Malfoyowi, że nie pozwalał nikomu jej tak krzywdzić. Nie pozwolił na to nawet swojemu ojcu. Sam tego nie robił, przynajmniej nie jej. Powinna mu być za to wdzięczna do końca życia. I będzie.

⚡⚡⚡

Nawet nie wiedziała, kiedy doszli do komnat. Łzy płynęły po jej twarzy i nie potrafiła pogodzić się z tym, co zobaczyła . Ledwie poczuła, jak Draco zdjął jej pelerynę, a później posadził ją na kanapie i różdżką wzniecił ogień w kominku.
– Masz, napij się – podał jej szklaneczkę whisky i usiadł obok niej z własnym drinkiem.
I dla niego widok tego, jak zachowywali się jego towarzysze, zawsze był czymś nieprzyjemnym. Nauczył się jednak z tym żyć. Żałował tylko, że nie przewidział, iż Hermiona może zobaczyć coś takiego...
Dziewczyna jednym łykiem osuszyła szklankę, licząc, że alkohol choć na chwilę zmyje to okropne wspomnienie. Nie płakała już, tylko tępo wpatrywała się w płonący ogień. Draco siedział obok niej, milcząc. Zresztą, żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Ta straszna scena, która widzieli nie wymagała komentarza.
– Wezwę Robaka, by podał nam obiad - zaproponował.
– Nie jestem w stanie niczego przełknąć. – wyszeptała, potrząsając głową.
– To może połóż się na trochę.
– Jeśli nie masz nic przeciwko? - naprawdę marzyła tylko o tym, by znaleźć się w swoim pokoju i spokojnie zasnąć.
Miała nadzieję, że we śnie nie będzie jej dręczyć wspomnienie tych pustych oczu Tary.
– Idź, to ci dobrze zrobi – odpowiedział Draco.
Hermiona skinęła mu z wdzięcznością i ruszyła do swojej sypialni. Szybko wskoczyła pod ciepły koc i wtuliła głowę w poduszkę. Nie chciała już myśleć o tym, co złe. Ale w tym miejscu tak nie wiele było dobrych rzeczy... i tak nie wielu dobrych ludzi. Ale ona miała szczęście. Trafiła najlepiej, jak mogła.

⚡⚡⚡

Stała nad przepaścią, blisko krawędzi. Jeden krok i byłoby po wszystkim. Wystarczył tylko krok... Ale nie chciała skoczyć. To nie miałoby sensu. Przecież w jej życiu istniał jeszcze jakiś cel. Tylko jaki? Dlaczego teraz o nim nie pamiętała? Mimo to próbowała zrobić krok w tył. Wtedy spod ziemi wystrzeliła brudna dłoń z długimi pazurami, która złapała ją za kostkę. Krzyknęła, usiłując się wyrwać, ale to nie było łatwe. Obrzydliwa ręka trzymała mocno jej nogę i nie zamierzała puścić. Upadła, raniąc sobie boleśnie kolana, a nieznana siła zaczęła popychać ją bliżej krawędzi.
– Nie! - wrzasnęła.
Nie chciała odejść, nie chciała umierać! Gdzieś tam był jej cel, jej sens życia. Odwróciła się i spojrzała na stojącą nieopodal postać z rudymi włosami.
– Ron! - krzyknęła, ale wtedy z gardła jej chłopaka wydobył się okropny śmiech, a z jego oczu spłynęły krwawe łzy.
To już nie był jej Ron, tylko jakieś ohydne, przerażające zombie. Nadal próbowała się wyrwać, ale uścisk nieznanej siły przeniósł się z jej kostki na klatkę piersiową. Coś ściskało ją mocno, nie pozwalając złapać oddechu. Desperacko rozglądała się dookoła i spostrzegła, że nieopodal stoi Ginny.
– Gin! - krzyknęła z ulgą, lecz gdy jej przyjaciółka spojrzała w jej stronę, okazało się, że nie ma nosa i nie przypomina już siebie, tylko samego Voldemorta. Ponownie krzyknęła z paniką, jednocześnie walcząc o każdy oddech i szukając pomocy. Wtedy go zobaczyła. Jeźdźca w czarnym płaszczu. Mężczyznę o niesamowitych, błękitnych oczach...
– Orion – szepnęła cicho.
Mężczyzna otworzył usta, lecz zamiast słów wysunął się z nich długi, czarny wąż, który powoli pełzł w jej stronę. Wiedziała, że to koniec.
– Nie chcę, nie chcę umierać! Nie! Nie chcę! - wyszlochała
Wtedy ujrzała oślepiające białe światło...
– Już dobrze malutka, nie płacz, to tylko sen... - to był głos anioła.
Wtuliła się w jego ramiona i rozpłakała się mocniej. Płakała, gdyż zrozumiała, że to on był tym celem, którego szukała.

2 komentarze:

  1. Bardzo dobry rozdział. Ostatnie zdanie takie piękne..

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszyłam się. Boże, jaki on jest słodki... <3







    Szkoda, że tylko w jego komnatach.
    Garielka

    OdpowiedzUsuń