piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział trzydziesty pierwszy

Rozdział Trzydziesty Pierwszy

– W– korytarzyku– przy– łazienkach – powtórzyła Hermiona, jednocześnie walcząc
z milionem emocji. Złość, chęć mordu, smutek... i rozczarowanie, cholernie dużo rozczarowania... Lavender patrzyła na nią z ironicznym uśmieszkiem. Całą jej postawę można było zawrzeć w jednym, prostym zdaniu "I kto jest teraz górą hę?". Hermiona spojrzała na blondyna z cichą nadzieją, że może zaprzeczy, powie jej, że Brown zmyśla,
a jego usta nigdy nie dotknęły kogoś takiego jak ona. Jednak drobna zmiana w wyrazie jego twarzy, coś jakby przebłysk wspomnienia i panika w oczach aż za wyraźnie udowodniły jej, że Lav nie kłamie... a on i ona... Z całej siły powstrzymywała się przed ochotą, by po prostu dać mu w twarz, a potem nie wiedzieć czemu, się rozpłakać...
– Lavi, może daj teraz spokój... Pogadacie o tym innym razem – zasugerowała łagodnie Parvati, widząc miny Draco i Hermiony.
– Nie, nie, to odpowiednia chwila, by sobie porozmawiali. Bo my nie mamy o czym – odwróciła się w stronę Smoka Hermiona, wyraźnie akcentując ostatnie zdanie. – Myślę, że zanim będziesz chciał pomóc Zabiniemu, to w pierwszej kolejności pomóż sam sobie. Jestem pewna, że tobie ta pomoc bardziej się przyda – powiedziała, siląc się na obojętność i nie czekając na reakcję blondyna, wypowiedziała hasło i weszła do swojego dormitorium. Żałowała tylko, że do pokoju nie prowadziły zwykłe drzwi... Bo trzasnęłaby nimi teraz z wielką przyjemnością.

***

– Idiotka! Idiotka! Idiotka! – wyrzucała sobie, siedząc na podłodze łazienki i ścierając łzy. Nie mogła uwierzyć, że znów płacze przez Malfoya. Ile to łez wylała przez niego, gdy nazywał ją szlamą? Przez ile smutnych, nieprzespanych nocy dręczyły ją jego słowa, że jest niegodna być czarownicą...? I czemu, do cholery, teraz wydawało jej się, że to wszystko było niczym w porównaniu z tym, co czuła teraz? Przecież to Malfoy! Wredny Ślizgon – tleniona fretka... A ona ryczy przez niego od kilku godzin i to dlatego, że okazał się... no Malfoyem. Dupkiem bez zasad i uczuć. Westchnęła ciężko i wstała, by opłukać twarz. Dość tego! Nie będzie płakać. Nie ma za czym. Przecież niczego sobie nie obiecywali... Nie może go winić za to, że sama źle zinterpretowała to, co się pomiędzy nimi działo. To ona pozwalała mu na te wszystkie pocałunki, więc sama jest sobie winna, że nie zorientowała się, że dla niego znaczyło to tyle co nic. Pora o tym zapomnieć i nie pozwolić się więcej wykorzystywać w ten sposób. Nigdy. Nikomu. Spojrzała w lustro wiszące nad umywalką. Była Hermioną Granger. Dzielną, odważną Gryfonką. Poradziła sobie z Voldemortem i śmierciożercami... Poradzi sobie i z głupim, niechcianym uczuciem do nieodpowiedniego chłopaka.
Wieczorem nie poszła na kolację, a rano wpadła do Wielkiej Sali tylko po kilka tostów i poleciała do biblioteki zanim, ktoś zdążył ją zatrzymać. Pierwszą lekcją tego dnia była transmutacja... Hermiona postanowiła trochę się na nią spóźnić... Nie miała zamiaru siedzieć na zajęciach obok Malfoya. Niestety tak się pechowo złożyło, że gdy kilka minut po dzwonku znalazła się pod klasą, cała grupa wciąż tam stała, a McGonagall jeszcze nie było.
– Mionko! Jesteś wreszcie! – ucieszył się na jej widok Blaise. Hermiona pewnie ucieszyłaby się tak samo, widząc go, gdyby nie fakt, że na jego ramieniu uwieszona była Dafne Greengrass z wyjątkowo kwaśną miną.
– Cześć, Diable – przywitała się Gryfonka z wymuszonym uśmiechem. Zauważyła, że trochę dalej stoi Draco i Pansy, a Lav i Parvati, stojące po drugiej stronie korytarza patrzą na nich ze szczerą niechęcią.
– Znasz Dafne? To moja dziewczyna – uśmiechnął się nieco sztucznie Diabeł. Ku zdziwieniu Hermiony, Greengrass też się uśmiechnęła i wyciągnęła do niej rękę.
– Diabełek dużo mi o tobie opowiadał i obiecałam mu, że na pewno się zaprzyjaźnimy – powiedziała Dafne, ściskając jej dłoń.
– Jasne, na pewno – skłamała Gryfonka z wymuszoną uprzejmością. Nie znosiła Greengrass, prawie tak samo jak jej młodszej siostry i doskonale widziała, że Ślizgonka
w zupełności odwzajemnia to uczucie. Drzwi otworzyły się wreszcie i wszyscy weszli do klasy. Hermiona, idąc do swojej ławki, w ostatniej chwili wpadła na doskonały pomysł. Odwróciła się w stronę "zakochanej" pary.
– Dafne, może chciałabyś siedzieć na lekcji obok Diabła? Ja mogę zmienić miejsce...
– Jeśli nie byłby to dla ciebie problem... – wyszczerzyła się Greengrass.
– Najmniejszy! – zapewniła ją Hermiona, patrząc na przechodzącego obok nich Smoka. – Usiądę sobie dzisiaj... – rozejrzała się po klasie i uśmiechnęła pod nosem, widząc, że Ernie siedzi dziś sam, bo Justin jest w Skrzydle Szpitalnym, po wypadku na treningu qudditcha. Doskonale! – Hej Ernie, mogę usiąść dziś z tobą? – zapytała Puchona, podchodząc do jego ławki. Macmillan prawie podskoczył z radości i rumieniąc się ze szczęścia, odsunął jej krzesło. Draco w tym samym czasie zajął miejsce tuż obok Dafne... i na pewno nie można było powiedzieć, że był szczęśliwy z tego powodu.
Gdy po skończonej lekcji Hermiona wyszła z klasy, zauważyła, że Draco stoi zaraz przy ścianie, jakby na coś czekał.
– Hej. Możemy porozmawiać? – zagadnął ją, gdy obok niego przechodziła.
– O Transmutacji? – spytała go, siląc się na uprzejmość.
– Nie.
– O jakimś innym przedmiocie?
– Nie – odpowiedział Smok, wyraźnie zniecierpliwiony.
– Może o sprawach prefektów? – uśmiechnęła się lekko, widząc, jak blondyn powoli traci panowanie nad nerwami.
– Nie! Dobrze wiesz...
– W takim razie my nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy. A teraz wybacz, ale muszę dogonić Erniego, mamy teraz razem zielarstwo. Miłego dnia... – odwróciła się szybko, tak by nie zobaczył jej triumfującego uśmieszku.
Prefekt Naczelna Gryffindoru kontra Kapitan Drużyny Slyherinu 1:0 – pogratulowała sobie w myślach.
Cały tydzień odgrywała się na Draco z powodu jego pocałunku z Lav. Gdy tylko widziała, że blondyn jest w pobliżu, zaraz zagadywała do Erniego, Terry'ego lub Justina,
a jeśli akurat Puchonów, ani Krukonów nie było w pobliżu, wtedy zawsze był Theodor Nott, który bardzo chętnie omawiał z nią sprawy prefektów naczelnych. Smok patrzył na to wszystko z obojętną miną, ale w środku dosłownie gotował się ze złości. Nie potrafił policzyć, ile razy próbował pogadać z Hermioną o tej całej historii z Brown, ale ona go najzwyczajniej zbywała. Zawsze uprzejmie dawała mu do zrozumienia, że nie ma ani czasu, ani ochoty go słuchać, po czym z miną niewiniątka zaczynała rozmowę
z Macmillanem na przykład na temat wpływu parzydełek rosiczki na tworzenie eliksiru rażącego.

***

– Nie odpuścisz mu, prawda? – zagadnęła ją Ginny, gdy w sobotę szły razem do Hogsmeade. Harry i reszta drużyny przeprowadzali trening, ale jako kapitan dał z niego zwolnienie swojej dziewczynie, prosząc Hermionę, by zabrała ją na zakupy albo na drinka, gdyż Ginny ostatnio była w dość kiepskim humorze.
– Komu i co mam odpuścić? – spytała Miona.
– Dobrze wiesz, że mówię o Smoku. Widziałaś go w ogóle ostatnio? Wygląda jak po torturach...
– Nie ma się co dziwić. McGonagall nawrzeszczała na niego, że znów zlewa transmutację – zaśmiała się z satysfakcją Herm.
– Nie jest ci go żal? Przecież mogłabyś mu pomóc!
– Niech poprosi Lavender! – warknęła.
– Na Godryka, Miona, ale z Ciebie zazdrośnica – zaśmiała się Gin.
– I kto to mówi? – prychnęła – Podobno wczoraj "przypadkiem" podstawiłaś Dafne Greengrass nogę na korytarzu?
– To serio był przypadek! Akurat poprawiałam sobie pończochę... - Hermiona spojrzała na przyjaciółkę ze szczerym politowaniem. Wiedziała, że Ruda nienawidzi Greengrass prawie tak mocno, jak kiedyś Voldemorta. Blaise i jego dziewczyna byli ostatnio najpopularniejszą para w szkole, a imprezy w salonie Ślizgonów powoli przechodziły do legendy. Diabeł zawsze pamiętał o tym, by na kolejną z nich zaprosić Herm, ale Gryfonka tylko grzecznie odmawiała. Nie miała zamiaru spotkać Malfoya... tym bardziej w towarzystwie Lav... Lav, która teraz jak gdyby nigdy nic, szła za rękę z Deanem Thomasem i szczebiotała wesoło...
– Czy mam jakiś zwidy, czy to... – Hermiona, aż przetarła oczy, ze zdziwienia.
– A to ty nic nie wiesz? Od wczoraj podobno są razem...
– A co z Malfoyem? – zapytała brązowowłosa, patrząc na Lav i Deana.
– Myślisz, że on serio chciał być jej chłopakiem? – roześmiała się Ruda. – Chyba w jej marzeniach! Malfoy podobno powiedział jej, że najwidoczniej był nieprzytomny, skoro
w ogóle pozwolił jej się pocałować, ale żeby zapytać ją o chodzenie, to musiałby być co najmniej przeklęty Imperiusem.
– Kto Ci to powiedział?
– Parvati. Lav trochę to przeżywała, ale postanowiła uderzyć do Deana. On niby kręcił z Parkinson... ale w końcu stwierdził, że woli blondynki...
– Idiota! Pansy jest sto razy lepsza od tej pustej kretynki...
– Zdajesz sobie sprawę, że właśnie uznałaś, że dla twojego kumpla, Gryfona, lepszą dziewczyną będzie Ślizgonka? – wytknęła jej Ginny.
– No co, taka prawda – zaśmiała się Hermiona.

***

Dziewczyny dotarły do Trzech Mioteł i stwierdziły, że po udanych zakupach należy im się coś mocniejszego. Pub był oczywiście pełen, ale kilku Puchonów z siódmego roku, w tym Ernie i Justin, zaproponowali dziewczynom by dosiadły się do ich stolika. Nie mając specjalnie innego wyjścia, Gryfonki się zgodziły. Ernie właśnie opowiadał Hermionie jakiś dowcip, gdy poczuła, że ktoś się jej przygląda. Rozejrzała się po lokalu i niemal natychmiast jej wzrok natrafił na platynowe włosy Malfoya. Gdy tylko na niego spojrzała, chłopak odwrócił głowę. Siedział w kącie przy małym stoliku razem z Pansy Parkinson. Obydwoje mieli dość nieciekawe miny. Ginny miała rację, Draco wyglądał na chorego. Miał cienie pod oczami i, jeśli Hermiona się nie myliła, to chyba trochę schudł. Poczuła, jak zalewa ją fala współczucia... i poczucia winy. Od razu się za to skarciła. Przecież nie miała żadnego wpływu na samopoczucie Smoka... To chyba ta porażka na Transmutacji tak go dręczyła. Hermiona pokręciła głową nad własną głupotą, ale w myślach poprzysięgła sobie, że pomoże mu z tym przedmiotem. Nie miała serca oglądać go w takim stanie...
– Hej, Hermionko... posłuchaj... tak sobie pomyślałem...może poszlibyśmy na spacer? – Kilka szklaneczek whisky chyba dodały Erniemu odwagi na zadanie tego pytania. Nie byłby w tym nic nie stosownego, gdyby nie fakt, że Puchon wcześniej pozwolił sobie objąć ją ramieniem, a owe pytanie wyszeptał jej wprost do ucha. Herm nie mogła się powstrzymać, by nie zerknąć, czy Malfoy widział spoufalanie się Mcmillana, ale okazało się, że przy stoliku w kącie nikogo już nie ma... Blondyn i Pansy musieli wyjść i to na tyle szybko, że Gryfonka nic nie zauważyła...
Podziękowała grzecznie Erniemu za propozycję i szybko dopiła swoje piwo kremowe. Ginny zrobiła to samo i dziewczyny razem wyszyły z pubu. Jednak tuż za drzwiami czekała na nie niespodzianka... w postaci Pansy.
– Witaj Granger. A teraz sobie pogadamy! – Ślizgonka niezbyt delikatnie złapała Hermionę za ramię i pociągnęła ją w boczną uliczkę.
– Zaraz do ciebie wróci, Weasley, choć nie wiem, ile z niej zostanie – rzuciła Parkinson przez ramię do zszokowanej Ginny.
– Hej! Co to za maniery! – ofuknęła ją Hermiona, gdy już wreszcie znalazły się same
w wąskiej uliczce obok gospody.
– Ty mnie o to pytasz, a sama w ostatnim tygodniu zachowujesz się jak jakaś popieprzona primadonna!
– Nie pozwalaj sobie Parkinson! – ostrzegła ją Miona.
– To ty sobie nie pozwalaj! Mam tego dość! Chcesz się na kimś wyżywać? Proszę bardzo! Możesz na mnie, ale jego przestań dręczyć!
– Nie wiem, o czym mówisz – mruknęła Herm, krzyżując ręce na piersi.
– Nie rozśmieszaj mnie, najmądrzejsza czarownico od czasów Roweny Ravenclaw! Doskonale wiesz, o czym mówię! Widziałaś, jak on wygląda? Od tygodnia nie je i nie śpi,
a do tego Zabiniemu już kompletnie klepki się posypały! – gorączkowała się Ślizgonka.
– Wciąż nie rozumiem, co to ma ze mną wspólnego...
– Na Salazara, Granger, ty idiotko! On... nie mów, że tego nie widzisz!
– Niby czego? – zapytała ironicznie. Pansy wzniosła oczy ku niebu, jakby błagając
o jeszcze trochę cierpliwości.
– Nie popisał się, to fakt, ale spróbuj zrozumieć... Posprzeczaliście się, upił się, a ta zdzira Brown sama się do niego kleiła...
– Nie wiem czemu mi to mówisz, to nie moja sprawa – broniła się Hermiona.
– Doskonale wiesz, że twoja. Chcesz mizdrzyć się do Puchonów, proszę bardzo. Ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że robisz to na jego oczach, to przysięgam, że mnie popamiętasz!
– Posłuchaj Pansy... ja i Malfoy nie mamy z sobą nic wspólnego...
– Skoro tak, to czemu się na nim odgrywasz jak nastolatka z burzą hormonów? – wytknęła jej Parkinson.
– Na nikim się nie odgrywam – obraziła się Gryfonka.
– To mój przyjaciel i zrobiłabym dla niego wszystko. Nie chcę patrzeć, jak się męczy. Skoro twierdzisz, że nie masz do niego żalu i się na nim nie odgrywasz, to go nie odtrącaj. Też bądź dla niego przyjacielem... bo Blaise chyba ostatnio o tym zapomniał. - Hermiona otworzyła usta, ale nie wiedziała co by mogła powiedzieć. Pansy miała rację... zachowywała się okropnie. Jak zazdrosna, zdradzona dziewczyna. – Po prostu z nim porozmawiaj i nie prowokuj go więcej... bo Macmillan może skończyć jako obiad pani Noris.
– A co z... tobą? – zapytała ją. Chciałaby wiedzieć, czy może jakoś pomóc... Sama się sobie dziwiła, ale naprawdę polubiła tę Ślizgonkę.
– Chodzi o Deana? Cóż... można było się tego spodziewać. Brown lubi odbijać facetów, szkoda tylko, że Thomas nie jest tak wybredny jak Smok – uśmiechnęła się lekko Parkinson.
– Powodzenia, Granger.
– Wzajemnie Par... Pansy – odpowiedziała Herm. Obie dziewczyny pożegnały się krótkim skinieniem głowy.

***

Cały dzień myślała o tym, co powiedziała jej Parkinson... A co, jeśli to naprawdę jej wina, że Draco ostatnio wygląda tak marnie? Nie chciała, by przez nią coś mu się stało... Merlinie! Czy to musi być takie skomplikowane? Z Krumem albo z Ronem wszystko było proste... ale z nim... Jedna wielka niewiadoma! Westchnęła ciężko i przeszła do następnego regału z książkami. Z tego wszystkiego zapomniała nawet, po jaką książkę tu przyszła. Chciała coś lekkiego do czytania, by móc choć na chwilę oderwać myśli od problemów... Przeglądała tytuły książek, ale żaden jakoś nie wpadł jej w oko, przeszła więc do następnego regału. Zatrzymała się w pół kroku.. To co zobaczyła, spowodowało dziwny uścisk w okolicy serca.
– Draco... – szepnęła cicho.

***

Wyglądał jak anioł. Mlecznobiała cera, platynowe, rozczochrane, opadające mu na czoło włosy i blade usta, rozchylone w spokojnym oddechu. Jego głowa spoczywała na jakimś bordowym tomiszczu, najpewniej podręczniku z Transmutacji. Hermiona, patrząc na jego śliczną, tak niewinnie wyglądającą buzię, zastanawiała się jak mogła być na tyle podła, by krzywdzić kogoś tak wspaniałego... Śpiący Draco Malfoy był jak uosobienie ideału... Jej ideału.
Podeszła do niego cicho, ostrożnie, tak, by go nie obudzić, jeszcze nie. Chciała mieć jeszcze chwilę, by nacieszyć oczy tym widokiem. W tym momencie zrozumiała jak, daleko to wszystko zabrnęło... i jak głęboko wpadła. Stwierdzenie, że po same uszy, śmiało mogła uznać za niedopowiedzenie.
Kto by pomyślał? Draco Malfoy... jej szkolna nemezis... Teraz wiedziała już, że ten chłopak znaczy dla niej więcej niż wszyscy inni razem wzięci. Nie wiedziała tylko, czy ma rozpaczać z tego powodu, czy wręcz przeciwnie. Delikatnie odsunęła kilka miękkich kosmyków z jego twarzy. Draco westchnął cicho przez sen. Wyglądał tak spokojnie... Chciałaby zatrzymać ten spokój, na chwilę gdy go obudzi... Obawiała się, że przez to wszystko, co się pomiędzy nimi ostatnio działo, rozmowa z nim nie będzie wcale łatwa.
– Draco... obudź się – powiedziała cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ślizgon ponownie westchnął, ale nawet nie otworzył oczu. – Hej, Smoku! Wstawaj! – potrząsnęła nim trochę mocniej, na co blondyn zerwał się i usiadł wyprostowany.
– Transmutacja ewolucyjna polega na przemianie rośliny w następną fazę rozwoju...– zaczął recytować. Hermiona nie mogła się powstrzymać i po prostu wybuchnęła śmiechem. Dopiero to nieco oprzytomniło Ślizgona.
– Wiem, że często porównujesz mnie do McGonagall, ale nie mów, że jestem też do niej podobna z wyglądu – zażartowała. Mina Draco była jednak bardzo poważna.
– Co tu robisz, Granger? – zapytał bez ogródek.
– Stoję i patrzę na ciebie – odpowiedziała, zakładając ręce na piersi i opierając się o stolik, na którym jeszcze przed chwilą spał.
– Zabawne. W ostatnim tygodniu chyba wyostrzył ci się dowcip. Czyżby zasługa Macmillana...? – uśmiechnął się wrednie, widząc, jak na policzki Gryfonki wypływają rumieńce zawstydzenia.
– Wszystko u Ciebie w porządku? Wyglądasz na wyczerpanego – usiłowała zmienić temat.
– Nie udawaj, że to cię obchodzi – odpowiedział nieuprzejmie, po czym wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Hermiona rozumiała, że ma prawo być na nią zły. Nie chciała go wysłuchać mimo, iż wiele razy ją o to prosił. Nie mogła teraz oczekiwać od niego, że on wysłucha jej... Wiedziała jednak, że nie może pozwolić mu odejść. Nie teraz, kiedy zrozumiała, że coś do niego czuje.
– Posłuchaj, wiem, że ostatnio nie byłam najmilszą osobą.
– Raczej prawdziwą jędzą – burknął, ale delikatny uśmiech czaił się w kącikach jego ust.
– Wolę moją wersję – odpowiedziała z uśmiechem.
– Czego chcesz, Granger? Opowiedzieć, jaki twój Puchon jest cudowny? Może innym razem, ok? Mam jeszcze dużo roboty z transmutacją – Draco chciał ją wyminąć i odejść, ale Hermiona zastąpiła mu drogę.
– Pomogę ci w Transmutacji – zaproponowała szybko.
– Obejdzie się.
– Draco, posłuchaj... Wiem, że w ostatnim tygodniu nasze relacje trochę się ochłodziły, ale ja naprawdę chcę pomóc i... przeprosić.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin, a tym bardziej litości Granger – warknął.
– Daj spokój! Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wyglądasz na przemęczonego i dobrze wiesz, że sam nie ogarniesz wszystkiego w jeden weekend.
– Dzięki za wiarę w moje zdolności. Skończyłaś już? Chciałbym przejść.
– Nie! Będziemy się uczyć Transmutacji! – zarządziła Hermiona, po czym po prostu wyrwała mu książkę z ręki.
– Powiedziałem, że nie chcę! – zdenerwował się Draco, próbując odebrać jej podręcznik.
– Oj, nie bądź uparty – poprosiła, uśmiechając się do niego słodko. Draco westchnął
i z rezygnacją pokręcił głową.
– Zawsze musi wyjść na twoje? – zapytał, siadając na najbliższym krześle.
– No raczej! W końcu jestem kobietą – wyszczerzyła się w zwycięskim uśmiechu – To teraz powiedz, czego tam nie rozumiesz?
– Teorię już w miarę pojąłem, gorzej z praktyką – burknął niechętnie.
– W takim razie uczymy się praktyki! – zawołała z entuzjazmem, który nie miał nic wspólnego z transmutacją. Po prostu cieszyła się, że Draco tak szybko jej wybaczył...
– Tutaj? – zdziwił się Smok, rozglądając się po regałach z książkami.
– Och! Masz rację. Pani Pince pewnie urwałaby nam głowy, gdybyśmy zaczęli rzucać zaklęciami w jej bibliotece. W takim razie, pójdziemy do mnie – zadecydowała, po czym, nie pytając go o zdanie, odwróciła się i ruszyła przed siebie. W duchu bardzo cieszyła się, że spędzi z nim trochę czasu sam na sam... Ten tydzień z dala od niego i dla niej wcale nie był łatwy...

***

– Całkiem nieźle – pochwaliła go z uśmiechem, gdy przetransmutował nasionko
w kwiatek.
– Nie wierzę, że się udało – ucieszył się blondyn.
– Jeszcze trochę poćwiczysz i będzie perfekcyjnie – zapewniła go gorąco. Draco przeciągnął się rozkosznie i oparł się wygodnie o czerwoną kanapę. Wciąż wyglądał na przemęczonego. Hermiona wyjęła z szafki dwie butelki soku dyniowego, podała jedną arystokracie i usiadła obok niego.
– To teraz powiedz, co się dzieje z Diabłem – poprosiła.
– Nie ma o czym mówić, kompletnie mu odwaliło. – Widać było, że boli go ta sytuacja.
– To Dafne tak na niego wpłynęła? – zapytała. Draco spojrzał na nią z politowaniem.
– Raczej pewna rudowłosa Gryfonka, która złamała mu serce... On w ten sposób próbuje odreagować. Imprezuje co wieczór z Grengrass i innym
– To dlatego jesteś taki zmęczony? Bo upijasz się razem z nimi? – zapytała.
– Zwariowałaś kobieto? – oburzył się Smok. – Jestem taki wykończony, bo od tygodnia sypiam na kanapie w Salonie Wspólnym.
– Co? Dlaczego? – zdziwiła się.
– Bo w moim łóżku najczęściej śpi Tracy albo Mili, albo jakiś inny ktoś, kto tak się upije, że nie może dojść do swojego pokoju – burknął. Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem, starając się zdusić w sobie palącą ochotę, by mocno go przytulić.
– Nie możesz się zbuntować? Przecież to też twoje dormitorium.
– Blaise zawsze na następny dzień przeprasza i mówi, że to się więcej nie powtórzy, po czym wieczorem znów jest tak samo... Wiewiórka serio wstrząsnęła jego światem. Nigdy go nie widziałem w takim stanie. Nawet nie wiem jak mu pomóc...
– Ja też nie sądziłam, że to aż tak poważne – mruknęła Miona.
– Myślimy już z Pansy, o tym, by go porwać i zamknąć w Pokoju Życzeń, aż zmądrzeje – zaśmiał się Smok.
– Czemu nie? Nawet niezły plan – zgodziła się Herm. – Dochodzi pora kolacji. Idziemy do Wielkiej Sali? – zapytała z uśmiechem.
– Nie. Ja chyba pójdę do siebie. Może uda mi się wyrwać kilka godzin snu, zanim przeniosą imprezę do mojego dormitorium... – ziewnął przeciągle Draco.
– Możesz przespać się tutaj – zaproponowała Hermiona, wskazując kanapę.
– Mam spać w twoim pokoju? – spytał, lekko zszokowany.
– A czemu nie? Ta kanapa jest wygodniejsza niż te w waszym salonie. Dam ci koc. - Wstała i podeszła do szafy.
– Serio, Granger, nie musisz się nade mną litować...
– Przestań, to żadna litość, tylko zwykła, koleżeńska przysługa. Przynieść ci coś z kolacji?
– Nie, dzięki – ziewnął ponownie Smok, biorąc od niej koc. Mogłaby się założyć, że zdążył zasnąć, nim wyszła z pokoju. Schodząc do Wielkiej Sali, Hermiona obiecała sobie, że dorwie Zabiniego i nagada mu tak, że gagatkowi uszy zwiędną. Niestety, szanowny pan Diabeł nie raczył stawić się na kolacji. Gdy spytała Pansy, gdzie jest Zabini, ta odpowiedziała jej, że najpewniej... w połowie drugiej butelki whisky. Blaise naprawdę dziwnie odreagowywał kosza, jakiego dostał od Ginny. Herm nie pozostało nic innego, jak przełożyć rozmowę z nim na inny termin.

***

Gdy wróciła do pokoju, pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, był słodko śpiący Smoczek. Wiedziała, że nie będzie miała serca go obudzić. Rzuciła zaklęcie na kominek, by ogień płonął cała noc i, najciszej jak mogła, udała się do łazienki. Wykąpała się
i przebrała w piżamę, po czym wsunęła się pod kołdrę i sięgnęła po przygotowaną książkę. Nie czytała jej jednak, gdyż wzrok ciągle uciekał jej w kierunku kanapy. Czy aby na pewno mu wygodnie? Głupia! Mogła zaproponować mu łóżko, a sama pójść spać na kanapę, przecież był taki zmęczony. Długo wierciła się w swoim łóżku, zanim wreszcie nadszedł upragniony sen, a gdy to już się stało, to niestety nie pospała długo.
Obudził ją jakiś dziwny dźwięk, coś jak cichy pisk. Zdezorientowana rozejrzała się po pokoju i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Malfoy wciąż leży na jej kanapie. Od razu jednak odniosła wrażenie, że coś było z nim nie tak. Podeszła do śpiącego chłopaka
i spojrzała na jego zarumienioną twarz. Wyglądał, jakby męczyły go koszmary. Jego twarz była morka od potu, usta miał blade i na dodatek ciągle coś mamrotał pod nosem. Hermiona odruchowo dotknęła jego czoła i prawie odskoczyła gdy jej dłoń spotkała się
z tym gorącem. Ślizgon dosłownie płonął, dławiony okropną gorączką, a jego ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Gryfonka odetchnęła kilka razy, starając się nie wpadać
w panikę.
– Co teraz? Co teraz? – zastanawiała się intensywnie. Nie mogła go przecież przenieść do Skrzydła Szpitalnego. Po pierwsze był środek nocy, po drugie on powinien być teraz
w swoim dormitorium, a jej nie przychodziła do głowy wystarczająco wiarygodna wymówka na temat tego, jak to się stało, że to właśnie ona odtransportowałaby go do szkolnej pielęgniarki. – Co się stało, że tak nagle się rozchorował? – zastanawiała się. Jednak po chwili spłynęło na nią olśnienie... Takie objawy mogły wystąpić po przedawkowaniu eliksiru energii... a skoro on ostatnio mało sypiał, istnieje możliwość, że nadmiernie łykał to świństwo. Głupek!
Hermiona w duchu podziękowała za swoją zapobiegliwość, jaka została jej jeszcze z czasów wyprawy po horkruksy. Zawsze trzymała w łazience mały zapas eliksirów leczniczych – na wszelki wypadek. Powinna mieć jeszcze trochę eliksiru przeciwgorączkowego. Wzięła lek, zmoczyła jeden z niewielkich ręczników i machnięciem różdżki wyczarowała szklankę wody. Pora na ostatni etap – obudzenie śpiącego Smoka. Nie wiedzieć czemu, właśnie teraz przypomniało jej się motto Hogwartu – "Draco dormiens nunquam titillandus – Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka". Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym delikatnie potrząsnęła ramieniem Ślizgona.
– Draco, obudź się – powiedziała łagodnie. Blonyn skrzywił się lekko, ale otworzył załzawione oczy.
– Jesteś aniołem? – szepnął zachrypniętym głosem. Hermiona uśmiechnęła się do niego i przecząco pokręciła głową.
– Masz gorączkę. To przez nadużycie eliksiru energii. Masz, wypij to – podsunęła mu odkręconą fiolkę.
– Kurde, myślałem, że to mi się śni... – powiedział, biorąc od niej miksturę.
– Nie, wciąż jesteś w moim dormitorium. Wypij to i chodź. Musisz się porządnie wygrzać. – Podała mu szklankę wody do popicia leku, po czym złapała jego dłoń, by pomóc mu wstać i dojść do jej łóżka. Chłopak miał tyle siły, co maleńki kociak. Widać naprawdę ten tydzień mocno dał mu w kość. Położył się, a Hermiona od razu przyłożyła mu do czoła zimny kompres.
– A teraz śpij, musisz dużo odpoczywać – przykryła go po samą szyję.
– A ty? – spytał słabo, łapiąc jej dłoń.
– Prześpię się na kanapie.
– Zostań... jesteś taka ciepła... – wyszeptał, przykładając jej dłoń do swojego policzka. Hermiona zawahała się chwilę. Ona i Malfoy w jednym łóżku? Chociaż z drugiej strony, chłopak wciąż miał dreszcze, a przecież zawsze się mówi, że najlepiej ogrzewa ciepło drugiego ciała... Dość niepewnie wsunęła się pod kołdrę obok blondyna. Draco, prawie natychmiast, przysunął się do niej i wtulił w nią niczym w ulubionego misia. Herm uśmiechnęła się i delikatnie pogłaskała go po głowie. Nie patrząc na okoliczności... cieszyła się, że on jest tak blisko niej.

***

Obudziła się wcześnie rano, z jego ramieniem przerzuconym przez swoją talię. Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym, najdelikatniej jak potrafiła, dotknęła jego czoła. Nie chciała go na razie obudzić. Było dobrze, gorączka chyba spadała... ale i tak byłoby lepiej, gdyby zobaczyła go pani Pomfrey. Hermiona powoli wyplątała się z jego uścisku
i poszła do łazienki się ubrać. Postanowiła zejść do salonu Ślizgonów i obudzić Diabła. To w końcu jego najlepszy przyjaciel i powinien wiedzieć o tym, że Smok jest chory!
Śniadanie miało się rozpocząć dopiero za dwie godziny, więc na korytarzach nie spotkała żywej duszy. Gorzej było z dostaniem się do Salonu Wspólnego Ślizgonów. Wpadła na pomysł, by wysłać patronusa do Zabiniego tak, by ten wyszedł i jej otworzył... Niestety, nie spotkało się to z żadną reakcją. Zła i zdeterminowana, wysłała takiego samego patronusa do Pansy. Ślizgonka zjawiła się po kilku minutach, w piżamie i z włosami w twórczym nieładzie.
– Hej, a ciebie co sprowadza do nas skoro świt? – przywitała ją, gdy tylko przejście się otworzyło.
– Draco jest chory. Przyszłam po Zabiniego – odpowiedziała, jednocześnie wchodząc do salonu, który wyglądał jak po balandze stada rozszalałych Hipogryfów.
– Mieliśmy mała imprezę... – wyjaśniła Pansy, rozglądając się po panującym wszędzie bałaganie.
– Widzę – burknęła Miona, kierując się w stronę dormitorium chłopaków.
– Czekaj, mówiłaś coś, że Smok jest chory. Jest w Skrzydle Szpitalnym? – dopytywała Pansy.
– Nie, u mnie w pokoju, ma gorączkę – rzuciła przez ramię Hermiona, wspinając się po schodach. Z całej siły załomotała w drzwi. Obawiała się, że skoro patronus nie obudził Diabła, to zwykłe pukanie też może tego nie zrobić. Niewiele się pomyliła. Musiała dobijać się dobre pięć minut, zanim przeklinający i wyraźnie poirytowany Blaise stanął w progu.
– Mionka? – zdziwił się na jej widok. Wyglądał jak menel pierwszej wody... Ewidentnie było widać, czym zajmował się zeszłej nocy. Pokój również prezentował obraz potocznie zwany – nędzą i rozpaczą. Dafne Greengrass spała w łóżku Zabiniego, natomiast w łóżku Draco leżała Tracy Davis... razem z Davidem Ress'em. Blaise rozejrzał się jakby czegoś szukał.
– Draco jest... – zaczął najpewniej intensywnie myśleć, gdzie też może teraz być jego współlokator. Hermiona ostatkiem sił powstrzymała się przed rzuceniem się na niego z pazurami.
– Nie wiesz gdzie jest twój najlepszy przyjaciel, co? Zresztą co to cię w ogóle obchodzi, ty... ty... zapatrzony w siebie dupku!! – wrzasnęła, odpychając go i wchodząc do środka.
– Hej, Mionka, nie denerwuj się, ktoś na pewno wie, gdzie jest Smok... – Blaise złapał się z głowę, ponieważ jej wrzask nie zadziałał zbyt dobrze na jego skacowane oblicze.
– Jak mam się nie denerwować, gdy zachowujesz się jak skończony kretyn? – zapytała go z wyrzutem, przedzierając się przez gąszcz pustych butelek i różnych innych śmieci.
– Auć, to nie było milusie – burknął Diabeł.
– Milusie? Liczysz, że będę dla ciebie milusia po tym, co wyprawiasz? Totalnie ci już odwaliło, człowieku? Ogarnij się! – krzyczała.
– Mionka... Ale to była tylko mała imprezka – próbował tłumaczył.
– Nic mnie to nie obchodzi! Która szafa jest Dracona? – warczała.
– Co? Po co...
– Odpowiadaj, Zabini! Nie mam czasu! Twój przyjaciel został sam, a ma wysoką gorączką. Która szafa?! - Blaise niepewnie wskazał jej tę stojącą od prawej. Hermiona otworzyła ją szybko i zaczęła przeglądać rzeczy Malfoya. Po krótkim wahaniu wyciągnęła z niej spodnie z szarego dresu i czysty, biały podkoszulek.
– Czemu szlama grzebie w rzeczach Smoka? – odezwała się pijana Tracy Davids.
– Nie twoja sprawa, wywłoko! – odwarknęła Hermiona, patrząc na nią z pogardą.
– Draco serio jest chory? – spytał cicho Blaise.
– Tak, ale co ciebie może to obchodzić? Lepiej upij się znowu i dalej zachowuj jak jakiś rozpieszczony dzieciak, któremu zabrano zabawkę. – Rzuciła mu najbardziej niechętne spojrzenie na jakie było ją stać, po czym ruszyła do drzwi.
– Czekaj Herm... Co mogę zrobić? Jakoś pomóc? – zapytał Blaise z rozpaczą. Hermiona spojrzała na niego smutno.
– Oddaj nam naszego przyjaciela... Bo to co stoi teraz przede mną, to nawet nie jest jego cień. - I nie mówiąc nic więcej po prostu odwróciła się i odeszła.

***

W drodze powrotnej zahaczyła o kuchnię, prosząc skrzaty o śniadanie. Stworek, który na życzenie Harry'ego wciąż pozostawał w Hogwarcie, obiecał jej dostarczyć posiłek do dormitorium. Po powrocie do pokoju, pierwszym co zrobiła, było sprawdzenie, co z Draco. Chłopak nadal spał, więc Hermiona ostrożnie zbadała czy gorączka wciąż spadała i z ulgą stwierdziła, że tak. Przygotowała dla niego kąpiel w swojej łazience, po czym delikatnie go obudziła.
– Jak się czujesz? – spytała, jak tylko otworzył swe śliczne oczy.
– Lepiej – odpowiedział słabym głosem.
– Masz tu czyste ubrania, a w wannie czeka woda, mam nadzieję, że sobie poradzisz... – Nie chciała mu proponować pomocy w czymś tak intymnym, jak kąpiel.
– Nie trzeba, pójdę do siebie – odpowiedział, podnosząc się z łóżka.
– Nie radzę... zresztą zaraz będzie śniadanie – prawie siłą wcisnęła mu jego własne ciuchy i wepchnęła go do łazienki. Następne piętnaście minut spędziła pod drzwiami, podsłuchując, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku.
Śniadanie pojawiła się akurat gdy Draco, wykąpany i przebrany, wyszedł z łazienki.
– Byłaś w moim pokoju, czy przywołałaś ubrania? – zapytał ją, siadając na kanapie.
– Zeszłam na dół – odpowiedziała cicho.
– Diabeł...
– Nie myśl teraz o tym, tylko jedz! I na przyszłość, nie przesadzaj z eliksirem energetycznym! – pouczyła go wszechwiedzącym tonem. Arystokrata uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
– Dziękuję. - Herm spojrzała na niego zdziwiona. Draco Malfoy, dziękujący...??
– Nie ma za co – odpowiedziała.
– Dobrze wiesz, że jest – spojrzał na nią tymi cudownymi, niebieskimi tęczówkami, w których było teraz tyle ciepła, że Hermiona miała ochotę się rozpłynąć. Na chwilę zapanowała cisza. Patrzyli sobie w oczy, prowadząc jakąś niemą rozmowę – na spojrzenia. Jednak nagle jakiś hałas z korytarza przerwał tę chwilę. Ktoś ewidentnie stał po drugiej stronie portretu... Zdziwiona Herm wstała, by zobaczyć, kto to też może być.
Diabeł również zdążył doprowadzić się do stanu używalności. Najprawdopodobniej wykąpał się i zażył sporą dawkę eliksiru na kaca.
– Mogę wejść? – zapytał niepewnie Hermiony.
– Jasne – odpowiedziała, jednocześnie mając nadzieję, że Ślizgon przyszedł tu, gdyż dziś rano coś zrozumiał... Draco również się zdziwił, widząc swojego przyjaciela wchodzącego do pokoju.
– Cześć, Smoku, jak się czujesz? – spytał od razu Blaise.
– Serio cię to interesuje? – spojrzał na niego z wyrzutem blondyn.
– Wiem, że jestem kretynem... Ale obiecuję, że od dziś będę pracował nad zmniejszeniem poziomu mojego skretynienia – uśmiechnął się niepewnie Diabeł.
– Daremny trud – dogryzł mu Draco, po czym obaj wybuchnęli śmiechem. Hermiona również się uśmiechnęła. Wiedziała już bowiem, że wszystko, wkrótce wróci do normy...

***

Walentynki... dzień, na który czekały wszystkie dziewczyny w Hogwarcie. Nie wykluczone, że faceci też, ale na pewno z mniejszym entuzjazmem. Hermiona czytała właśnie kartkę od tajemniczego wielbiciela. Znaczy byłby on tajemniczy, gdyby dzięki sprawom prefektów nie znała nieomal na pamieć tego pisma. Theodor Nott odważył się wysłać jej walentynkę... Urocze, choć po tej historii z zakładem o Lavender, chłopak miał
u niej szanse tak duże, jak Armaty z Chudley na zdobycie mistrzostwa ligi.
– Hermiona, masz następną sowę... O ! Czekoladki! Mogę jedną? – zagadnęła ją Ginny, gdy szary puchacz zostawił przy jej talerzu ładną bombonierkę z Miodowego Królestwa.
– Jasne, bierz – zachęciła Miona, odrywając kartkę od pudełka. Uśmiechnęła się, widzą podpis. J.F.F... tylko pewien Puchon miał takie inicjały w tej szkole. Mógł się chociaż podpisać pełnym nazwiskiem.
Ciekawe, ile idiotek wysłało w tym roku walentynki do Zabiniego? – zastanawiała się Ginny patrząc na stół Ślizgonów, gdzie Draco i Blaise otwierali swoje liczne kartki i raz po raz wybuchając śmiechem, pokazywali sobie nawzajem, co lepsze fragmenty.Sądząc po minie Dafeniowatej to dużo za dużo. Zobacz, zaraz jej makijaż spłynie ze złości – zaśmiała się Hermiona, a Ginny jej zawtórowała.
Chyba idzie do ciebie następna walentynka – Gin wskazała jej Erniego, który niepewnie zbliżał się do ich stołu, w dłoniach ściskając bukiet czerwonych róż.
– Nie znoszę róż – mruknęła Hermiona, ale przybrała na twarz wymuszony uśmiech. Puchon, czerwieniąc się jak jakiś podlotek, wręczył jej kwiaty życząc jej wesołych walentynek. Gryfonka podziękowała mu uprzejmie i szybko skończyła śniadanie, by zdążyć zanieść kwiaty do dormitorium jeszcze przed pierwszą lekcją. W myślach zastanawiała się czy Draco cieszy się, że dostał, aż tyle walentynek i czy któraś z nich ma dla niego jakieś głębsze znaczenie. Wciąż rozmyślając weszła do swojego dormitorium. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w stronę łóżka i na chwilę zaparło jej oddech...

1 komentarz:

  1. Co z człowiekiem potrafi zrobić złamane serce... Swój świat, swoje kredki, swoją skorupa, brak zwracania uwagi na otoczenie. Hermiona faktycznie użyła dość silnych kart, a nawet nie dała dojść do głosu Draconowi, cóż znów trzeba dziękować losowi, że na szczęście jest Pansy i na szczęście Draco ta noc spędzał u Hermiony... Ich pierwsza noc - wtuleni w siebie, piękny obrazek ♥️

    OdpowiedzUsuń