Rozdział
Trzydziesty Pierwszy
–
W–
korytarzyku– przy– łazienkach – powtórzyła Hermiona,
jednocześnie walcząc
z milionem emocji. Złość, chęć mordu, smutek... i rozczarowanie, cholernie dużo rozczarowania... Lavender patrzyła na nią z ironicznym uśmieszkiem. Całą jej postawę można było zawrzeć w jednym, prostym zdaniu "I kto jest teraz górą hę?". Hermiona spojrzała na blondyna z cichą nadzieją, że może zaprzeczy, powie jej, że Brown zmyśla,
a jego usta nigdy nie dotknęły kogoś takiego jak ona. Jednak drobna zmiana w wyrazie jego twarzy, coś jakby przebłysk wspomnienia i panika w oczach aż za wyraźnie udowodniły jej, że Lav nie kłamie... a on i ona... Z całej siły powstrzymywała się przed ochotą, by po prostu dać mu w twarz, a potem nie wiedzieć czemu, się rozpłakać...
z milionem emocji. Złość, chęć mordu, smutek... i rozczarowanie, cholernie dużo rozczarowania... Lavender patrzyła na nią z ironicznym uśmieszkiem. Całą jej postawę można było zawrzeć w jednym, prostym zdaniu "I kto jest teraz górą hę?". Hermiona spojrzała na blondyna z cichą nadzieją, że może zaprzeczy, powie jej, że Brown zmyśla,
a jego usta nigdy nie dotknęły kogoś takiego jak ona. Jednak drobna zmiana w wyrazie jego twarzy, coś jakby przebłysk wspomnienia i panika w oczach aż za wyraźnie udowodniły jej, że Lav nie kłamie... a on i ona... Z całej siły powstrzymywała się przed ochotą, by po prostu dać mu w twarz, a potem nie wiedzieć czemu, się rozpłakać...
–
Lavi,
może daj teraz spokój... Pogadacie o tym innym razem –
zasugerowała łagodnie Parvati, widząc miny Draco i Hermiony.
–
Nie,
nie, to odpowiednia chwila, by sobie porozmawiali. Bo my nie mamy o
czym – odwróciła się w stronę Smoka Hermiona, wyraźnie
akcentując ostatnie zdanie. – Myślę,
że zanim będziesz chciał pomóc Zabiniemu, to w pierwszej
kolejności pomóż sam sobie. Jestem pewna, że tobie ta pomoc
bardziej się przyda – powiedziała, siląc się na obojętność i
nie czekając na reakcję blondyna, wypowiedziała hasło i weszła
do swojego dormitorium. Żałowała tylko, że do pokoju nie
prowadziły zwykłe drzwi... Bo trzasnęłaby nimi teraz z wielką
przyjemnością.
***
–
Idiotka!
Idiotka! Idiotka! – wyrzucała sobie, siedząc na podłodze
łazienki i ścierając łzy. Nie mogła uwierzyć, że znów płacze
przez Malfoya. Ile to łez wylała przez niego, gdy nazywał ją
szlamą? Przez ile smutnych, nieprzespanych nocy dręczyły ją jego
słowa, że jest niegodna być czarownicą...? I czemu, do cholery,
teraz wydawało jej się, że to wszystko było niczym w porównaniu
z tym, co czuła teraz? Przecież to Malfoy! Wredny Ślizgon –
tleniona fretka... A ona ryczy przez niego od kilku godzin i to
dlatego, że okazał się... no Malfoyem. Dupkiem bez zasad i uczuć.
Westchnęła ciężko i wstała, by opłukać twarz. Dość tego! Nie
będzie płakać. Nie ma za czym. Przecież niczego sobie nie
obiecywali... Nie może go winić za to, że sama źle
zinterpretowała to, co się pomiędzy nimi działo. To ona pozwalała
mu na te wszystkie pocałunki, więc sama jest sobie winna, że nie
zorientowała się, że dla niego znaczyło to tyle co nic. Pora o
tym zapomnieć i nie pozwolić się więcej wykorzystywać w ten
sposób. Nigdy. Nikomu. Spojrzała w lustro wiszące nad umywalką.
Była Hermioną Granger. Dzielną, odważną Gryfonką. Poradziła
sobie z Voldemortem i śmierciożercami... Poradzi sobie i z głupim,
niechcianym uczuciem do nieodpowiedniego chłopaka.
Wieczorem
nie poszła na kolację, a rano wpadła do Wielkiej Sali tylko po
kilka tostów i poleciała do biblioteki zanim, ktoś zdążył ją
zatrzymać. Pierwszą lekcją tego dnia była transmutacja...
Hermiona postanowiła trochę się na nią spóźnić... Nie miała
zamiaru siedzieć na zajęciach obok Malfoya. Niestety tak się
pechowo złożyło, że gdy kilka minut po dzwonku znalazła się pod
klasą, cała grupa wciąż tam stała, a McGonagall jeszcze nie
było.
–
Mionko!
Jesteś wreszcie! – ucieszył się na jej widok Blaise. Hermiona
pewnie ucieszyłaby się tak samo, widząc go, gdyby nie fakt, że na
jego ramieniu uwieszona była Dafne Greengrass z wyjątkowo kwaśną
miną.
–
Cześć,
Diable – przywitała się Gryfonka z wymuszonym uśmiechem.
Zauważyła, że trochę dalej stoi Draco i Pansy, a Lav i Parvati,
stojące po drugiej stronie korytarza patrzą na nich ze szczerą
niechęcią.
–
Znasz
Dafne? To moja dziewczyna – uśmiechnął się nieco sztucznie
Diabeł. Ku zdziwieniu Hermiony, Greengrass też się uśmiechnęła
i wyciągnęła do niej rękę.
–
Diabełek
dużo mi o tobie opowiadał i obiecałam mu, że na pewno się
zaprzyjaźnimy – powiedziała Dafne, ściskając jej dłoń.
–
Jasne,
na pewno – skłamała Gryfonka z wymuszoną uprzejmością. Nie
znosiła Greengrass, prawie tak samo jak jej młodszej siostry i
doskonale widziała, że Ślizgonka
w zupełności odwzajemnia to uczucie. Drzwi otworzyły się wreszcie i wszyscy weszli do klasy. Hermiona, idąc do swojej ławki, w ostatniej chwili wpadła na doskonały pomysł. Odwróciła się w stronę "zakochanej" pary.
w zupełności odwzajemnia to uczucie. Drzwi otworzyły się wreszcie i wszyscy weszli do klasy. Hermiona, idąc do swojej ławki, w ostatniej chwili wpadła na doskonały pomysł. Odwróciła się w stronę "zakochanej" pary.
–
Dafne,
może chciałabyś siedzieć na lekcji obok Diabła? Ja mogę zmienić
miejsce...
–
Jeśli
nie byłby to dla ciebie problem... – wyszczerzyła się
Greengrass.
–
Najmniejszy!
– zapewniła ją Hermiona, patrząc na przechodzącego obok nich
Smoka. – Usiądę sobie dzisiaj... – rozejrzała się po klasie
i uśmiechnęła pod nosem, widząc, że Ernie siedzi dziś sam, bo
Justin jest w Skrzydle Szpitalnym, po wypadku na treningu qudditcha.
Doskonale! – Hej
Ernie, mogę usiąść dziś z tobą? – zapytała Puchona,
podchodząc do jego ławki. Macmillan prawie podskoczył z radości i
rumieniąc się ze szczęścia, odsunął jej krzesło. Draco w tym
samym czasie zajął miejsce tuż obok Dafne... i na pewno nie można
było powiedzieć, że był szczęśliwy z tego powodu.
Gdy
po skończonej lekcji Hermiona wyszła z klasy, zauważyła, że
Draco stoi zaraz przy ścianie, jakby na coś czekał.
–
Hej.
Możemy porozmawiać? – zagadnął ją, gdy obok niego
przechodziła.
–
O
Transmutacji? – spytała go, siląc się na uprzejmość.
–
Nie.
–
O
jakimś innym przedmiocie?
–
Nie
– odpowiedział Smok, wyraźnie zniecierpliwiony.
–
Może
o sprawach prefektów? – uśmiechnęła się lekko, widząc, jak
blondyn powoli traci panowanie nad nerwami.
–
Nie!
Dobrze wiesz...
–
W
takim razie my nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy. A teraz wybacz,
ale muszę dogonić Erniego, mamy teraz razem zielarstwo. Miłego
dnia... – odwróciła się szybko, tak by nie zobaczył jej
triumfującego uśmieszku.
Prefekt
Naczelna Gryffindoru kontra Kapitan Drużyny Slyherinu 1:0 –
pogratulowała sobie w myślach.
Cały
tydzień odgrywała się na Draco z powodu jego pocałunku z Lav. Gdy
tylko widziała, że blondyn jest w pobliżu, zaraz zagadywała do
Erniego, Terry'ego lub Justina,
a jeśli akurat Puchonów, ani Krukonów nie było w pobliżu, wtedy zawsze był Theodor Nott, który bardzo chętnie omawiał z nią sprawy prefektów naczelnych. Smok patrzył na to wszystko z obojętną miną, ale w środku dosłownie gotował się ze złości. Nie potrafił policzyć, ile razy próbował pogadać z Hermioną o tej całej historii z Brown, ale ona go najzwyczajniej zbywała. Zawsze uprzejmie dawała mu do zrozumienia, że nie ma ani czasu, ani ochoty go słuchać, po czym z miną niewiniątka zaczynała rozmowę
z Macmillanem na przykład na temat wpływu parzydełek rosiczki na tworzenie eliksiru rażącego.
a jeśli akurat Puchonów, ani Krukonów nie było w pobliżu, wtedy zawsze był Theodor Nott, który bardzo chętnie omawiał z nią sprawy prefektów naczelnych. Smok patrzył na to wszystko z obojętną miną, ale w środku dosłownie gotował się ze złości. Nie potrafił policzyć, ile razy próbował pogadać z Hermioną o tej całej historii z Brown, ale ona go najzwyczajniej zbywała. Zawsze uprzejmie dawała mu do zrozumienia, że nie ma ani czasu, ani ochoty go słuchać, po czym z miną niewiniątka zaczynała rozmowę
z Macmillanem na przykład na temat wpływu parzydełek rosiczki na tworzenie eliksiru rażącego.
***
–
Nie
odpuścisz mu, prawda? – zagadnęła ją Ginny, gdy w sobotę szły
razem do Hogsmeade. Harry i reszta drużyny przeprowadzali trening,
ale jako kapitan dał z niego zwolnienie swojej dziewczynie, prosząc
Hermionę, by zabrała ją na zakupy albo na drinka, gdyż Ginny
ostatnio była w dość kiepskim humorze.
–
Komu
i co mam odpuścić? – spytała Miona.
–
Dobrze
wiesz, że mówię o Smoku. Widziałaś go w ogóle ostatnio? Wygląda
jak po torturach...
–
Nie
ma się co dziwić. McGonagall nawrzeszczała na niego, że znów
zlewa transmutację – zaśmiała się z satysfakcją Herm.
–
Nie
jest ci go żal? Przecież mogłabyś mu pomóc!
–
Niech
poprosi Lavender! – warknęła.
–
Na
Godryka, Miona, ale z Ciebie zazdrośnica – zaśmiała się Gin.
–
I
kto to mówi? – prychnęła – Podobno wczoraj "przypadkiem"
podstawiłaś Dafne Greengrass nogę na korytarzu?
–
To
serio był przypadek! Akurat poprawiałam sobie pończochę... -
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę ze szczerym politowaniem.
Wiedziała, że Ruda nienawidzi Greengrass prawie tak mocno, jak
kiedyś Voldemorta. Blaise i jego dziewczyna byli ostatnio
najpopularniejszą para w szkole, a imprezy w salonie Ślizgonów
powoli przechodziły do legendy. Diabeł zawsze pamiętał o tym, by
na kolejną z nich zaprosić Herm, ale Gryfonka tylko grzecznie
odmawiała. Nie miała zamiaru spotkać Malfoya... tym bardziej w
towarzystwie Lav... Lav, która teraz jak gdyby nigdy nic, szła za
rękę z Deanem Thomasem i szczebiotała wesoło...
–
Czy
mam jakiś zwidy, czy to... – Hermiona, aż przetarła oczy, ze
zdziwienia.
–
A
to ty nic nie wiesz? Od wczoraj podobno są razem...
–
A
co z Malfoyem? – zapytała brązowowłosa, patrząc na Lav i
Deana.
–
Myślisz,
że on serio chciał być jej chłopakiem? – roześmiała się
Ruda. – Chyba w jej marzeniach! Malfoy podobno powiedział jej, że
najwidoczniej był nieprzytomny, skoro
w ogóle pozwolił jej się pocałować, ale żeby zapytać ją o chodzenie, to musiałby być co najmniej przeklęty Imperiusem.
w ogóle pozwolił jej się pocałować, ale żeby zapytać ją o chodzenie, to musiałby być co najmniej przeklęty Imperiusem.
–
Kto
Ci to powiedział?
–
Parvati.
Lav trochę to przeżywała, ale postanowiła uderzyć do Deana. On
niby kręcił z Parkinson... ale w końcu stwierdził, że woli
blondynki...
–
Idiota!
Pansy jest sto razy lepsza od tej pustej kretynki...
–
Zdajesz
sobie sprawę, że właśnie uznałaś, że dla twojego kumpla,
Gryfona, lepszą dziewczyną będzie Ślizgonka? – wytknęła jej
Ginny.
–
No
co, taka prawda – zaśmiała się Hermiona.
***
Dziewczyny
dotarły do Trzech Mioteł i stwierdziły, że po udanych zakupach
należy im się coś mocniejszego. Pub był oczywiście pełen, ale
kilku Puchonów z siódmego roku, w tym Ernie i Justin, zaproponowali
dziewczynom by dosiadły się do ich stolika. Nie mając specjalnie
innego wyjścia, Gryfonki się zgodziły. Ernie właśnie opowiadał
Hermionie jakiś dowcip, gdy poczuła, że ktoś się jej przygląda.
Rozejrzała się po lokalu i niemal natychmiast jej wzrok natrafił
na platynowe włosy Malfoya. Gdy tylko na niego spojrzała, chłopak
odwrócił głowę. Siedział w kącie przy małym stoliku razem z
Pansy Parkinson. Obydwoje mieli dość nieciekawe miny. Ginny miała
rację, Draco wyglądał na chorego. Miał cienie pod oczami i, jeśli
Hermiona się nie myliła, to chyba trochę schudł. Poczuła, jak
zalewa ją fala współczucia... i poczucia winy. Od razu się za to
skarciła. Przecież nie miała żadnego wpływu na samopoczucie
Smoka... To chyba ta porażka na Transmutacji tak go dręczyła.
Hermiona pokręciła głową nad własną głupotą, ale w myślach
poprzysięgła sobie, że pomoże mu z tym przedmiotem. Nie miała
serca oglądać go w takim stanie...
–
Hej,
Hermionko... posłuchaj... tak sobie pomyślałem...może poszlibyśmy
na spacer? – Kilka szklaneczek whisky chyba dodały Erniemu odwagi
na zadanie tego pytania. Nie byłby w tym nic nie stosownego, gdyby
nie fakt, że Puchon wcześniej pozwolił sobie objąć ją
ramieniem, a owe pytanie wyszeptał jej wprost do ucha. Herm nie
mogła się powstrzymać, by nie zerknąć, czy Malfoy widział
spoufalanie się Mcmillana, ale okazało się, że przy stoliku w
kącie nikogo już nie ma... Blondyn i Pansy musieli wyjść i to na
tyle szybko, że Gryfonka nic nie zauważyła...
Podziękowała
grzecznie Erniemu za propozycję i szybko dopiła swoje piwo kremowe.
Ginny zrobiła to samo i dziewczyny razem wyszyły z pubu. Jednak tuż
za drzwiami czekała na nie niespodzianka... w postaci Pansy.
–
Witaj
Granger. A teraz sobie pogadamy! – Ślizgonka niezbyt delikatnie
złapała Hermionę za ramię i pociągnęła ją w boczną uliczkę.
–
Zaraz
do ciebie wróci, Weasley, choć nie wiem, ile z niej zostanie –
rzuciła Parkinson przez ramię do zszokowanej Ginny.
–
Hej!
Co to za maniery! – ofuknęła ją Hermiona, gdy już wreszcie
znalazły się same
w wąskiej uliczce obok gospody.
w wąskiej uliczce obok gospody.
–
Ty
mnie o to pytasz, a sama w ostatnim tygodniu zachowujesz się jak
jakaś popieprzona primadonna!
–
Nie
pozwalaj sobie Parkinson! – ostrzegła ją Miona.
–
To
ty sobie nie pozwalaj! Mam tego dość! Chcesz się na kimś wyżywać?
Proszę bardzo! Możesz na mnie, ale jego przestań dręczyć!
–
Nie
wiem, o czym mówisz – mruknęła Herm, krzyżując ręce na
piersi.
–
Nie
rozśmieszaj mnie, najmądrzejsza czarownico od czasów Roweny
Ravenclaw! Doskonale wiesz, o czym mówię! Widziałaś, jak on
wygląda? Od tygodnia nie je i nie śpi,
a do tego Zabiniemu już kompletnie klepki się posypały! – gorączkowała się Ślizgonka.
a do tego Zabiniemu już kompletnie klepki się posypały! – gorączkowała się Ślizgonka.
–
Wciąż
nie rozumiem, co to ma ze mną wspólnego...
–
Na
Salazara, Granger, ty idiotko! On... nie mów, że tego nie widzisz!
–
Niby
czego? – zapytała ironicznie. Pansy wzniosła oczy ku niebu,
jakby błagając
o jeszcze trochę cierpliwości.
o jeszcze trochę cierpliwości.
–
Nie
popisał się, to fakt, ale spróbuj zrozumieć... Posprzeczaliście
się, upił się, a ta zdzira Brown sama się do niego kleiła...
–
Nie
wiem czemu mi to mówisz, to nie moja sprawa – broniła się
Hermiona.
–
Doskonale
wiesz, że twoja. Chcesz mizdrzyć się do Puchonów, proszę bardzo.
Ale jeśli jeszcze raz zobaczę, że robisz to na jego oczach, to
przysięgam, że mnie popamiętasz!
–
Posłuchaj
Pansy... ja i Malfoy nie mamy z sobą nic wspólnego...
–
Skoro
tak, to czemu się na nim odgrywasz jak nastolatka z burzą hormonów?
– wytknęła jej Parkinson.
–
Na
nikim się nie odgrywam – obraziła się Gryfonka.
–
To
mój przyjaciel i zrobiłabym dla niego wszystko. Nie chcę patrzeć,
jak się męczy. Skoro twierdzisz, że nie masz do niego żalu i się
na nim nie odgrywasz, to go nie odtrącaj. Też bądź dla niego
przyjacielem... bo Blaise chyba ostatnio o tym zapomniał. - Hermiona
otworzyła usta, ale nie wiedziała co by mogła powiedzieć. Pansy
miała rację... zachowywała się okropnie. Jak zazdrosna, zdradzona
dziewczyna. – Po
prostu z nim porozmawiaj i nie prowokuj go więcej... bo Macmillan
może skończyć jako obiad pani Noris.
–
A
co z... tobą? – zapytała ją. Chciałaby wiedzieć, czy może
jakoś pomóc... Sama się sobie dziwiła, ale naprawdę polubiła tę
Ślizgonkę.
–
Chodzi
o Deana? Cóż... można było się tego spodziewać. Brown lubi
odbijać facetów, szkoda tylko, że Thomas nie jest tak wybredny jak
Smok – uśmiechnęła się lekko Parkinson.
–
Powodzenia,
Granger.
–
Wzajemnie
Par... Pansy – odpowiedziała Herm. Obie dziewczyny pożegnały się
krótkim skinieniem głowy.
***
Cały
dzień myślała o tym, co powiedziała jej Parkinson... A co, jeśli
to naprawdę jej wina, że Draco ostatnio wygląda tak marnie? Nie
chciała, by przez nią coś mu się stało... Merlinie! Czy to musi
być takie skomplikowane? Z Krumem albo z Ronem wszystko było
proste... ale z nim... Jedna wielka niewiadoma! Westchnęła ciężko
i przeszła do następnego regału z książkami. Z tego wszystkiego
zapomniała nawet, po jaką książkę tu przyszła. Chciała coś
lekkiego do czytania, by móc choć na chwilę oderwać myśli od
problemów... Przeglądała tytuły książek, ale żaden jakoś nie
wpadł jej w oko, przeszła więc do następnego regału. Zatrzymała
się w pół kroku.. To co zobaczyła, spowodowało dziwny uścisk w
okolicy serca.
–
Draco...
– szepnęła cicho.
***
Wyglądał
jak anioł. Mlecznobiała cera, platynowe, rozczochrane, opadające
mu na czoło włosy i blade usta, rozchylone w spokojnym oddechu.
Jego głowa spoczywała na jakimś bordowym tomiszczu, najpewniej
podręczniku z Transmutacji. Hermiona, patrząc na jego śliczną,
tak niewinnie wyglądającą buzię, zastanawiała się jak mogła
być na tyle podła, by krzywdzić kogoś tak wspaniałego... Śpiący
Draco Malfoy był jak uosobienie ideału... Jej ideału.
Podeszła
do niego cicho, ostrożnie, tak, by go nie obudzić, jeszcze nie.
Chciała mieć jeszcze chwilę, by nacieszyć oczy tym widokiem. W
tym momencie zrozumiała jak, daleko to wszystko zabrnęło... i jak
głęboko wpadła. Stwierdzenie, że po same uszy, śmiało mogła
uznać za niedopowiedzenie.
Kto
by pomyślał? Draco Malfoy... jej szkolna nemezis... Teraz wiedziała
już, że ten chłopak znaczy dla niej więcej niż wszyscy inni
razem wzięci. Nie wiedziała tylko, czy ma rozpaczać z tego powodu,
czy wręcz przeciwnie. Delikatnie odsunęła kilka miękkich kosmyków
z jego twarzy. Draco westchnął cicho przez sen. Wyglądał tak
spokojnie... Chciałaby zatrzymać ten spokój, na chwilę gdy go
obudzi... Obawiała się, że przez to wszystko, co się pomiędzy
nimi ostatnio działo, rozmowa z nim nie będzie wcale łatwa.
– Draco... obudź się – powiedziała cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ślizgon ponownie westchnął, ale nawet nie otworzył oczu. – Hej, Smoku! Wstawaj! – potrząsnęła nim trochę mocniej, na co blondyn zerwał się i usiadł wyprostowany.
– Transmutacja ewolucyjna polega na przemianie rośliny w następną fazę rozwoju...– zaczął recytować. Hermiona nie mogła się powstrzymać i po prostu wybuchnęła śmiechem. Dopiero to nieco oprzytomniło Ślizgona.
– Wiem, że często porównujesz mnie do McGonagall, ale nie mów, że jestem też do niej podobna z wyglądu – zażartowała. Mina Draco była jednak bardzo poważna.
– Co tu robisz, Granger? – zapytał bez ogródek.
– Draco... obudź się – powiedziała cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ślizgon ponownie westchnął, ale nawet nie otworzył oczu. – Hej, Smoku! Wstawaj! – potrząsnęła nim trochę mocniej, na co blondyn zerwał się i usiadł wyprostowany.
– Transmutacja ewolucyjna polega na przemianie rośliny w następną fazę rozwoju...– zaczął recytować. Hermiona nie mogła się powstrzymać i po prostu wybuchnęła śmiechem. Dopiero to nieco oprzytomniło Ślizgona.
– Wiem, że często porównujesz mnie do McGonagall, ale nie mów, że jestem też do niej podobna z wyglądu – zażartowała. Mina Draco była jednak bardzo poważna.
– Co tu robisz, Granger? – zapytał bez ogródek.
–
Stoję i patrzę na
ciebie – odpowiedziała, zakładając ręce na piersi i opierając
się o stolik, na którym jeszcze przed chwilą spał.
–
Zabawne. W ostatnim
tygodniu chyba wyostrzył ci się dowcip. Czyżby zasługa
Macmillana...? – uśmiechnął się wrednie, widząc, jak na
policzki Gryfonki wypływają rumieńce zawstydzenia.
–
Wszystko u Ciebie w
porządku? Wyglądasz na wyczerpanego – usiłowała zmienić
temat.
– Nie udawaj, że to cię obchodzi – odpowiedział nieuprzejmie, po czym wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Hermiona rozumiała, że ma prawo być na nią zły. Nie chciała go wysłuchać mimo, iż wiele razy ją o to prosił. Nie mogła teraz oczekiwać od niego, że on wysłucha jej... Wiedziała jednak, że nie może pozwolić mu odejść. Nie teraz, kiedy zrozumiała, że coś do niego czuje.
– Nie udawaj, że to cię obchodzi – odpowiedział nieuprzejmie, po czym wstał i zaczął zbierać swoje rzeczy. Hermiona rozumiała, że ma prawo być na nią zły. Nie chciała go wysłuchać mimo, iż wiele razy ją o to prosił. Nie mogła teraz oczekiwać od niego, że on wysłucha jej... Wiedziała jednak, że nie może pozwolić mu odejść. Nie teraz, kiedy zrozumiała, że coś do niego czuje.
–
Posłuchaj, wiem, że
ostatnio nie byłam najmilszą osobą.
–
Raczej prawdziwą jędzą
– burknął, ale delikatny uśmiech czaił się w kącikach jego
ust.
– Wolę moją wersję – odpowiedziała z uśmiechem.
– Wolę moją wersję – odpowiedziała z uśmiechem.
–
Czego chcesz, Granger?
Opowiedzieć, jaki twój Puchon jest cudowny? Może innym razem, ok?
Mam jeszcze dużo roboty z transmutacją – Draco chciał ją
wyminąć i odejść, ale Hermiona zastąpiła mu drogę.
–
Pomogę ci w Transmutacji
– zaproponowała szybko.
–
Obejdzie się.
–
Draco, posłuchaj...
Wiem, że w ostatnim tygodniu nasze relacje trochę się ochłodziły,
ale ja naprawdę chcę pomóc i... przeprosić.
–
Nie potrzebuję twoich
przeprosin, a tym bardziej litości Granger – warknął.
– Daj spokój! Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wyglądasz na przemęczonego i dobrze wiesz, że sam nie ogarniesz wszystkiego w jeden weekend.
– Dzięki za wiarę w moje zdolności. Skończyłaś już? Chciałbym przejść.
– Daj spokój! Przecież widzę, że coś jest nie tak. Wyglądasz na przemęczonego i dobrze wiesz, że sam nie ogarniesz wszystkiego w jeden weekend.
– Dzięki za wiarę w moje zdolności. Skończyłaś już? Chciałbym przejść.
–
Nie! Będziemy się uczyć
Transmutacji! – zarządziła Hermiona, po czym po prostu wyrwała
mu książkę z ręki.
–
Powiedziałem, że nie
chcę! – zdenerwował się Draco, próbując odebrać jej
podręcznik.
– Oj, nie bądź uparty – poprosiła, uśmiechając się do niego słodko. Draco westchnął
i z rezygnacją pokręcił głową.
– Oj, nie bądź uparty – poprosiła, uśmiechając się do niego słodko. Draco westchnął
i z rezygnacją pokręcił głową.
–
Zawsze musi wyjść na
twoje? – zapytał, siadając na najbliższym krześle.
– No raczej! W końcu jestem kobietą – wyszczerzyła się w zwycięskim uśmiechu – To teraz powiedz, czego tam nie rozumiesz?
– No raczej! W końcu jestem kobietą – wyszczerzyła się w zwycięskim uśmiechu – To teraz powiedz, czego tam nie rozumiesz?
–
Teorię już w miarę
pojąłem, gorzej z praktyką – burknął niechętnie.
– W takim razie uczymy się praktyki! – zawołała z entuzjazmem, który nie miał nic wspólnego z transmutacją. Po prostu cieszyła się, że Draco tak szybko jej wybaczył...
– Tutaj? – zdziwił się Smok, rozglądając się po regałach z książkami.
– W takim razie uczymy się praktyki! – zawołała z entuzjazmem, który nie miał nic wspólnego z transmutacją. Po prostu cieszyła się, że Draco tak szybko jej wybaczył...
– Tutaj? – zdziwił się Smok, rozglądając się po regałach z książkami.
–
Och! Masz rację. Pani
Pince pewnie urwałaby nam głowy, gdybyśmy zaczęli rzucać
zaklęciami w jej bibliotece. W takim razie, pójdziemy do mnie –
zadecydowała, po czym, nie pytając go o zdanie, odwróciła się i
ruszyła przed siebie. W duchu bardzo cieszyła się, że spędzi z
nim trochę czasu sam na sam... Ten tydzień z dala od niego i dla
niej wcale nie był łatwy...
***
–
Całkiem
nieźle – pochwaliła go z uśmiechem, gdy przetransmutował
nasionko
w kwiatek.
w kwiatek.
–
Nie wierzę, że się
udało – ucieszył się blondyn.
–
Jeszcze trochę
poćwiczysz i będzie perfekcyjnie – zapewniła go gorąco. Draco
przeciągnął się rozkosznie i oparł się wygodnie o czerwoną
kanapę. Wciąż wyglądał na przemęczonego. Hermiona wyjęła z
szafki dwie butelki soku dyniowego, podała jedną arystokracie i
usiadła obok niego.
–
To teraz powiedz, co się
dzieje z Diabłem – poprosiła.
–
Nie ma o czym mówić,
kompletnie mu odwaliło. – Widać było, że boli go ta sytuacja.
– To Dafne tak na niego wpłynęła? – zapytała. Draco spojrzał na nią z politowaniem.
– Raczej pewna rudowłosa Gryfonka, która złamała mu serce... On w ten sposób próbuje odreagować. Imprezuje co wieczór z Grengrass i innym
– To Dafne tak na niego wpłynęła? – zapytała. Draco spojrzał na nią z politowaniem.
– Raczej pewna rudowłosa Gryfonka, która złamała mu serce... On w ten sposób próbuje odreagować. Imprezuje co wieczór z Grengrass i innym
–
To dlatego jesteś taki
zmęczony? Bo upijasz się razem z nimi? – zapytała.
– Zwariowałaś kobieto? – oburzył się Smok. – Jestem taki wykończony, bo od tygodnia sypiam na kanapie w Salonie Wspólnym.
– Zwariowałaś kobieto? – oburzył się Smok. – Jestem taki wykończony, bo od tygodnia sypiam na kanapie w Salonie Wspólnym.
–
Co? Dlaczego? –
zdziwiła się.
–
Bo w moim łóżku
najczęściej śpi Tracy albo Mili, albo jakiś inny ktoś, kto tak
się upije, że nie może dojść do swojego pokoju – burknął.
Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem, starając się zdusić
w sobie palącą ochotę, by mocno go przytulić.
– Nie możesz się zbuntować? Przecież to też twoje dormitorium.
– Nie możesz się zbuntować? Przecież to też twoje dormitorium.
–
Blaise zawsze na następny
dzień przeprasza i mówi, że to się więcej nie powtórzy, po czym
wieczorem znów jest tak samo... Wiewiórka serio wstrząsnęła jego
światem. Nigdy go nie widziałem w takim stanie. Nawet nie wiem jak
mu pomóc...
– Ja też nie sądziłam, że to aż tak poważne – mruknęła Miona.
– Myślimy już z Pansy, o tym, by go porwać i zamknąć w Pokoju Życzeń, aż zmądrzeje – zaśmiał się Smok.
– Ja też nie sądziłam, że to aż tak poważne – mruknęła Miona.
– Myślimy już z Pansy, o tym, by go porwać i zamknąć w Pokoju Życzeń, aż zmądrzeje – zaśmiał się Smok.
–
Czemu nie? Nawet niezły
plan – zgodziła się Herm. – Dochodzi pora kolacji. Idziemy do
Wielkiej Sali? – zapytała z uśmiechem.
–
Nie. Ja chyba pójdę do
siebie. Może uda mi się wyrwać kilka godzin snu, zanim przeniosą
imprezę do mojego dormitorium... – ziewnął przeciągle Draco.
–
Możesz przespać się
tutaj – zaproponowała Hermiona, wskazując kanapę.
– Mam spać w twoim pokoju? – spytał, lekko zszokowany.
– A czemu nie? Ta kanapa jest wygodniejsza niż te w waszym salonie. Dam ci koc. - Wstała i podeszła do szafy.
– Serio, Granger, nie musisz się nade mną litować...
– Mam spać w twoim pokoju? – spytał, lekko zszokowany.
– A czemu nie? Ta kanapa jest wygodniejsza niż te w waszym salonie. Dam ci koc. - Wstała i podeszła do szafy.
– Serio, Granger, nie musisz się nade mną litować...
–
Przestań, to żadna
litość, tylko zwykła, koleżeńska przysługa. Przynieść ci coś
z kolacji?
– Nie, dzięki – ziewnął ponownie Smok, biorąc od niej koc. Mogłaby się założyć, że zdążył zasnąć, nim wyszła z pokoju. Schodząc do Wielkiej Sali, Hermiona obiecała sobie, że dorwie Zabiniego i nagada mu tak, że gagatkowi uszy zwiędną. Niestety, szanowny pan Diabeł nie raczył stawić się na kolacji. Gdy spytała Pansy, gdzie jest Zabini, ta odpowiedziała jej, że najpewniej... w połowie drugiej butelki whisky. Blaise naprawdę dziwnie odreagowywał kosza, jakiego dostał od Ginny. Herm nie pozostało nic innego, jak przełożyć rozmowę z nim na inny termin.
– Nie, dzięki – ziewnął ponownie Smok, biorąc od niej koc. Mogłaby się założyć, że zdążył zasnąć, nim wyszła z pokoju. Schodząc do Wielkiej Sali, Hermiona obiecała sobie, że dorwie Zabiniego i nagada mu tak, że gagatkowi uszy zwiędną. Niestety, szanowny pan Diabeł nie raczył stawić się na kolacji. Gdy spytała Pansy, gdzie jest Zabini, ta odpowiedziała jej, że najpewniej... w połowie drugiej butelki whisky. Blaise naprawdę dziwnie odreagowywał kosza, jakiego dostał od Ginny. Herm nie pozostało nic innego, jak przełożyć rozmowę z nim na inny termin.
***
Gdy
wróciła do pokoju, pierwszym, co rzuciło jej się w oczy, był
słodko śpiący Smoczek. Wiedziała, że nie będzie miała serca go
obudzić. Rzuciła zaklęcie na kominek, by ogień płonął cała
noc i, najciszej jak mogła, udała się do łazienki. Wykąpała się
i przebrała w piżamę, po czym wsunęła się pod kołdrę i sięgnęła po przygotowaną książkę. Nie czytała jej jednak, gdyż wzrok ciągle uciekał jej w kierunku kanapy. Czy aby na pewno mu wygodnie? Głupia! Mogła zaproponować mu łóżko, a sama pójść spać na kanapę, przecież był taki zmęczony. Długo wierciła się w swoim łóżku, zanim wreszcie nadszedł upragniony sen, a gdy to już się stało, to niestety nie pospała długo.
i przebrała w piżamę, po czym wsunęła się pod kołdrę i sięgnęła po przygotowaną książkę. Nie czytała jej jednak, gdyż wzrok ciągle uciekał jej w kierunku kanapy. Czy aby na pewno mu wygodnie? Głupia! Mogła zaproponować mu łóżko, a sama pójść spać na kanapę, przecież był taki zmęczony. Długo wierciła się w swoim łóżku, zanim wreszcie nadszedł upragniony sen, a gdy to już się stało, to niestety nie pospała długo.
Obudził
ją jakiś dziwny dźwięk, coś jak cichy pisk. Zdezorientowana
rozejrzała się po pokoju i dopiero po chwili uświadomiła sobie,
że Malfoy wciąż leży na jej kanapie. Od razu jednak odniosła
wrażenie, że coś było z nim nie tak. Podeszła do śpiącego
chłopaka
i spojrzała na jego zarumienioną twarz. Wyglądał, jakby męczyły go koszmary. Jego twarz była morka od potu, usta miał blade i na dodatek ciągle coś mamrotał pod nosem. Hermiona odruchowo dotknęła jego czoła i prawie odskoczyła gdy jej dłoń spotkała się
z tym gorącem. Ślizgon dosłownie płonął, dławiony okropną gorączką, a jego ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Gryfonka odetchnęła kilka razy, starając się nie wpadać
w panikę.
i spojrzała na jego zarumienioną twarz. Wyglądał, jakby męczyły go koszmary. Jego twarz była morka od potu, usta miał blade i na dodatek ciągle coś mamrotał pod nosem. Hermiona odruchowo dotknęła jego czoła i prawie odskoczyła gdy jej dłoń spotkała się
z tym gorącem. Ślizgon dosłownie płonął, dławiony okropną gorączką, a jego ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Gryfonka odetchnęła kilka razy, starając się nie wpadać
w panikę.
–
Co teraz? Co teraz? –
zastanawiała się intensywnie. Nie mogła go przecież przenieść
do Skrzydła Szpitalnego. Po pierwsze był środek nocy, po drugie on
powinien być teraz
w swoim dormitorium, a jej nie przychodziła do głowy wystarczająco wiarygodna wymówka na temat tego, jak to się stało, że to właśnie ona odtransportowałaby go do szkolnej pielęgniarki. – Co się stało, że tak nagle się rozchorował? – zastanawiała się. Jednak po chwili spłynęło na nią olśnienie... Takie objawy mogły wystąpić po przedawkowaniu eliksiru energii... a skoro on ostatnio mało sypiał, istnieje możliwość, że nadmiernie łykał to świństwo. Głupek!
w swoim dormitorium, a jej nie przychodziła do głowy wystarczająco wiarygodna wymówka na temat tego, jak to się stało, że to właśnie ona odtransportowałaby go do szkolnej pielęgniarki. – Co się stało, że tak nagle się rozchorował? – zastanawiała się. Jednak po chwili spłynęło na nią olśnienie... Takie objawy mogły wystąpić po przedawkowaniu eliksiru energii... a skoro on ostatnio mało sypiał, istnieje możliwość, że nadmiernie łykał to świństwo. Głupek!
Hermiona
w duchu podziękowała za swoją zapobiegliwość, jaka została jej
jeszcze z czasów wyprawy po horkruksy. Zawsze trzymała w łazience
mały zapas eliksirów leczniczych – na wszelki wypadek. Powinna
mieć jeszcze trochę eliksiru przeciwgorączkowego. Wzięła lek,
zmoczyła jeden z niewielkich ręczników i machnięciem różdżki
wyczarowała szklankę wody. Pora na ostatni etap – obudzenie
śpiącego Smoka. Nie wiedzieć czemu, właśnie teraz przypomniało
jej się motto Hogwartu – "Draco dormiens nunquam titillandus
– Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka". Uśmiechnęła się
sama do siebie, po czym delikatnie potrząsnęła ramieniem Ślizgona.
–
Draco, obudź się –
powiedziała łagodnie. Blonyn skrzywił się lekko, ale otworzył
załzawione oczy.
–
Jesteś aniołem? –
szepnął zachrypniętym głosem. Hermiona uśmiechnęła się do
niego i przecząco pokręciła głową.
–
Masz gorączkę. To przez
nadużycie eliksiru energii. Masz, wypij to – podsunęła mu
odkręconą fiolkę.
–
Kurde, myślałem, że to
mi się śni... – powiedział, biorąc od niej miksturę.
– Nie, wciąż jesteś w moim dormitorium. Wypij to i chodź. Musisz się porządnie wygrzać. – Podała mu szklankę wody do popicia leku, po czym złapała jego dłoń, by pomóc mu wstać i dojść do jej łóżka. Chłopak miał tyle siły, co maleńki kociak. Widać naprawdę ten tydzień mocno dał mu w kość. Położył się, a Hermiona od razu przyłożyła mu do czoła zimny kompres.
– A teraz śpij, musisz dużo odpoczywać – przykryła go po samą szyję.
– Nie, wciąż jesteś w moim dormitorium. Wypij to i chodź. Musisz się porządnie wygrzać. – Podała mu szklankę wody do popicia leku, po czym złapała jego dłoń, by pomóc mu wstać i dojść do jej łóżka. Chłopak miał tyle siły, co maleńki kociak. Widać naprawdę ten tydzień mocno dał mu w kość. Położył się, a Hermiona od razu przyłożyła mu do czoła zimny kompres.
– A teraz śpij, musisz dużo odpoczywać – przykryła go po samą szyję.
–
A ty? – spytał słabo,
łapiąc jej dłoń.
–
Prześpię się na
kanapie.
–
Zostań... jesteś taka
ciepła... – wyszeptał, przykładając jej dłoń do swojego
policzka. Hermiona zawahała się chwilę. Ona i Malfoy w jednym
łóżku? Chociaż z drugiej strony, chłopak wciąż miał dreszcze,
a przecież zawsze się mówi, że najlepiej ogrzewa ciepło drugiego
ciała... Dość niepewnie wsunęła się pod kołdrę obok blondyna.
Draco, prawie natychmiast, przysunął się do niej i wtulił w nią
niczym w ulubionego misia. Herm uśmiechnęła się i delikatnie
pogłaskała go po głowie. Nie patrząc na okoliczności... cieszyła
się, że on jest tak blisko niej.
***
Obudziła
się wcześnie rano, z jego ramieniem przerzuconym przez swoją
talię. Uśmiechnęła się sama do siebie, po czym, najdelikatniej
jak potrafiła, dotknęła jego czoła. Nie chciała go na razie
obudzić. Było dobrze, gorączka chyba spadała... ale i tak byłoby
lepiej, gdyby zobaczyła go pani Pomfrey. Hermiona powoli wyplątała
się z jego uścisku
i poszła do łazienki się ubrać. Postanowiła zejść do salonu Ślizgonów i obudzić Diabła. To w końcu jego najlepszy przyjaciel i powinien wiedzieć o tym, że Smok jest chory!
Śniadanie miało się rozpocząć dopiero za dwie godziny, więc na korytarzach nie spotkała żywej duszy. Gorzej było z dostaniem się do Salonu Wspólnego Ślizgonów. Wpadła na pomysł, by wysłać patronusa do Zabiniego tak, by ten wyszedł i jej otworzył... Niestety, nie spotkało się to z żadną reakcją. Zła i zdeterminowana, wysłała takiego samego patronusa do Pansy. Ślizgonka zjawiła się po kilku minutach, w piżamie i z włosami w twórczym nieładzie.
– Hej, a ciebie co sprowadza do nas skoro świt? – przywitała ją, gdy tylko przejście się otworzyło.
– Draco jest chory. Przyszłam po Zabiniego – odpowiedziała, jednocześnie wchodząc do salonu, który wyglądał jak po balandze stada rozszalałych Hipogryfów.
– Mieliśmy mała imprezę... – wyjaśniła Pansy, rozglądając się po panującym wszędzie bałaganie.
– Widzę – burknęła Miona, kierując się w stronę dormitorium chłopaków.
i poszła do łazienki się ubrać. Postanowiła zejść do salonu Ślizgonów i obudzić Diabła. To w końcu jego najlepszy przyjaciel i powinien wiedzieć o tym, że Smok jest chory!
Śniadanie miało się rozpocząć dopiero za dwie godziny, więc na korytarzach nie spotkała żywej duszy. Gorzej było z dostaniem się do Salonu Wspólnego Ślizgonów. Wpadła na pomysł, by wysłać patronusa do Zabiniego tak, by ten wyszedł i jej otworzył... Niestety, nie spotkało się to z żadną reakcją. Zła i zdeterminowana, wysłała takiego samego patronusa do Pansy. Ślizgonka zjawiła się po kilku minutach, w piżamie i z włosami w twórczym nieładzie.
– Hej, a ciebie co sprowadza do nas skoro świt? – przywitała ją, gdy tylko przejście się otworzyło.
– Draco jest chory. Przyszłam po Zabiniego – odpowiedziała, jednocześnie wchodząc do salonu, który wyglądał jak po balandze stada rozszalałych Hipogryfów.
– Mieliśmy mała imprezę... – wyjaśniła Pansy, rozglądając się po panującym wszędzie bałaganie.
– Widzę – burknęła Miona, kierując się w stronę dormitorium chłopaków.
–
Czekaj, mówiłaś coś,
że Smok jest chory. Jest w Skrzydle Szpitalnym? – dopytywała
Pansy.
– Nie, u mnie w pokoju, ma gorączkę – rzuciła przez ramię Hermiona, wspinając się po schodach. Z całej siły załomotała w drzwi. Obawiała się, że skoro patronus nie obudził Diabła, to zwykłe pukanie też może tego nie zrobić. Niewiele się pomyliła. Musiała dobijać się dobre pięć minut, zanim przeklinający i wyraźnie poirytowany Blaise stanął w progu.
– Mionka? – zdziwił się na jej widok. Wyglądał jak menel pierwszej wody... Ewidentnie było widać, czym zajmował się zeszłej nocy. Pokój również prezentował obraz potocznie zwany – nędzą i rozpaczą. Dafne Greengrass spała w łóżku Zabiniego, natomiast w łóżku Draco leżała Tracy Davis... razem z Davidem Ress'em. Blaise rozejrzał się jakby czegoś szukał.
– Draco jest... – zaczął najpewniej intensywnie myśleć, gdzie też może teraz być jego współlokator. Hermiona ostatkiem sił powstrzymała się przed rzuceniem się na niego z pazurami.
– Nie wiesz gdzie jest twój najlepszy przyjaciel, co? Zresztą co to cię w ogóle obchodzi, ty... ty... zapatrzony w siebie dupku!! – wrzasnęła, odpychając go i wchodząc do środka.
– Hej, Mionka, nie denerwuj się, ktoś na pewno wie, gdzie jest Smok... – Blaise złapał się z głowę, ponieważ jej wrzask nie zadziałał zbyt dobrze na jego skacowane oblicze.
– Jak mam się nie denerwować, gdy zachowujesz się jak skończony kretyn? – zapytała go z wyrzutem, przedzierając się przez gąszcz pustych butelek i różnych innych śmieci.
– Auć, to nie było milusie – burknął Diabeł.
– Nie, u mnie w pokoju, ma gorączkę – rzuciła przez ramię Hermiona, wspinając się po schodach. Z całej siły załomotała w drzwi. Obawiała się, że skoro patronus nie obudził Diabła, to zwykłe pukanie też może tego nie zrobić. Niewiele się pomyliła. Musiała dobijać się dobre pięć minut, zanim przeklinający i wyraźnie poirytowany Blaise stanął w progu.
– Mionka? – zdziwił się na jej widok. Wyglądał jak menel pierwszej wody... Ewidentnie było widać, czym zajmował się zeszłej nocy. Pokój również prezentował obraz potocznie zwany – nędzą i rozpaczą. Dafne Greengrass spała w łóżku Zabiniego, natomiast w łóżku Draco leżała Tracy Davis... razem z Davidem Ress'em. Blaise rozejrzał się jakby czegoś szukał.
– Draco jest... – zaczął najpewniej intensywnie myśleć, gdzie też może teraz być jego współlokator. Hermiona ostatkiem sił powstrzymała się przed rzuceniem się na niego z pazurami.
– Nie wiesz gdzie jest twój najlepszy przyjaciel, co? Zresztą co to cię w ogóle obchodzi, ty... ty... zapatrzony w siebie dupku!! – wrzasnęła, odpychając go i wchodząc do środka.
– Hej, Mionka, nie denerwuj się, ktoś na pewno wie, gdzie jest Smok... – Blaise złapał się z głowę, ponieważ jej wrzask nie zadziałał zbyt dobrze na jego skacowane oblicze.
– Jak mam się nie denerwować, gdy zachowujesz się jak skończony kretyn? – zapytała go z wyrzutem, przedzierając się przez gąszcz pustych butelek i różnych innych śmieci.
– Auć, to nie było milusie – burknął Diabeł.
–
Milusie? Liczysz, że
będę dla ciebie milusia po tym, co wyprawiasz? Totalnie ci już
odwaliło, człowieku? Ogarnij się! – krzyczała.
–
Mionka... Ale to była
tylko mała imprezka – próbował tłumaczył.
– Nic mnie to nie obchodzi! Która szafa jest Dracona? – warczała.
– Nic mnie to nie obchodzi! Która szafa jest Dracona? – warczała.
–
Co? Po co...
–
Odpowiadaj, Zabini! Nie
mam czasu! Twój przyjaciel został sam, a ma wysoką gorączką.
Która szafa?! - Blaise niepewnie wskazał jej tę stojącą od
prawej. Hermiona otworzyła ją szybko i zaczęła przeglądać
rzeczy Malfoya. Po krótkim wahaniu wyciągnęła z niej spodnie z
szarego dresu i czysty, biały podkoszulek.
–
Czemu szlama grzebie w
rzeczach Smoka? – odezwała się pijana Tracy Davids.
– Nie twoja sprawa, wywłoko! – odwarknęła Hermiona, patrząc na nią z pogardą.
– Draco serio jest chory? – spytał cicho Blaise.
– Nie twoja sprawa, wywłoko! – odwarknęła Hermiona, patrząc na nią z pogardą.
– Draco serio jest chory? – spytał cicho Blaise.
–
Tak, ale co ciebie może
to obchodzić? Lepiej upij się znowu i dalej zachowuj jak jakiś
rozpieszczony dzieciak, któremu zabrano zabawkę. – Rzuciła mu
najbardziej niechętne spojrzenie na jakie było ją stać, po czym
ruszyła do drzwi.
– Czekaj Herm... Co mogę zrobić? Jakoś pomóc? – zapytał Blaise z rozpaczą. Hermiona spojrzała na niego smutno.
– Czekaj Herm... Co mogę zrobić? Jakoś pomóc? – zapytał Blaise z rozpaczą. Hermiona spojrzała na niego smutno.
–
Oddaj nam naszego
przyjaciela... Bo to co stoi teraz przede mną, to nawet nie jest
jego cień. - I nie mówiąc nic więcej po prostu odwróciła się i
odeszła.
***
W
drodze powrotnej zahaczyła o kuchnię, prosząc skrzaty o śniadanie.
Stworek, który na życzenie Harry'ego wciąż pozostawał w
Hogwarcie, obiecał jej dostarczyć posiłek do dormitorium. Po
powrocie do pokoju, pierwszym co zrobiła, było sprawdzenie, co z
Draco. Chłopak nadal spał, więc Hermiona ostrożnie zbadała czy
gorączka wciąż spadała i z ulgą stwierdziła, że tak.
Przygotowała dla niego kąpiel w swojej łazience, po czym
delikatnie go obudziła.
– Jak się czujesz? – spytała, jak tylko otworzył swe śliczne oczy.
– Jak się czujesz? – spytała, jak tylko otworzył swe śliczne oczy.
–
Lepiej – odpowiedział
słabym głosem.
–
Masz tu czyste ubrania, a
w wannie czeka woda, mam nadzieję, że sobie poradzisz... – Nie
chciała mu proponować pomocy w czymś tak intymnym, jak kąpiel.
– Nie trzeba, pójdę do siebie – odpowiedział, podnosząc się z łóżka.
– Nie trzeba, pójdę do siebie – odpowiedział, podnosząc się z łóżka.
–
Nie radzę... zresztą
zaraz będzie śniadanie – prawie siłą wcisnęła mu jego własne
ciuchy i wepchnęła go do łazienki. Następne piętnaście minut
spędziła pod drzwiami, podsłuchując, czy aby na pewno wszystko z
nim w porządku.
Śniadanie pojawiła się akurat gdy Draco, wykąpany i przebrany, wyszedł z łazienki.
– Byłaś w moim pokoju, czy przywołałaś ubrania? – zapytał ją, siadając na kanapie.
– Zeszłam na dół – odpowiedziała cicho.
Śniadanie pojawiła się akurat gdy Draco, wykąpany i przebrany, wyszedł z łazienki.
– Byłaś w moim pokoju, czy przywołałaś ubrania? – zapytał ją, siadając na kanapie.
– Zeszłam na dół – odpowiedziała cicho.
–
Diabeł...
–
Nie myśl teraz o tym,
tylko jedz! I na przyszłość, nie przesadzaj z eliksirem
energetycznym! – pouczyła go wszechwiedzącym tonem. Arystokrata
uśmiechnął się delikatnie pod nosem.
–
Dziękuję. - Herm
spojrzała na niego zdziwiona. Draco Malfoy, dziękujący...??
– Nie ma za co – odpowiedziała.
– Nie ma za co – odpowiedziała.
–
Dobrze wiesz, że jest –
spojrzał na nią tymi cudownymi, niebieskimi tęczówkami, w których
było teraz tyle ciepła, że Hermiona miała ochotę się rozpłynąć.
Na chwilę zapanowała cisza. Patrzyli sobie w oczy, prowadząc jakąś
niemą rozmowę – na spojrzenia. Jednak nagle jakiś hałas z
korytarza przerwał tę chwilę. Ktoś ewidentnie stał po drugiej
stronie portretu... Zdziwiona Herm wstała, by zobaczyć, kto to też
może być.
Diabeł również zdążył doprowadzić się do stanu używalności. Najprawdopodobniej wykąpał się i zażył sporą dawkę eliksiru na kaca.
Diabeł również zdążył doprowadzić się do stanu używalności. Najprawdopodobniej wykąpał się i zażył sporą dawkę eliksiru na kaca.
–
Mogę wejść? –
zapytał niepewnie Hermiony.
–
Jasne – odpowiedziała,
jednocześnie mając nadzieję, że Ślizgon przyszedł tu, gdyż
dziś rano coś zrozumiał... Draco również się zdziwił, widząc
swojego przyjaciela wchodzącego do pokoju.
–
Cześć, Smoku, jak się
czujesz? – spytał od razu Blaise.
–
Serio cię to interesuje?
– spojrzał na niego z wyrzutem blondyn.
– Wiem, że jestem kretynem... Ale obiecuję, że od dziś będę pracował nad zmniejszeniem poziomu mojego skretynienia – uśmiechnął się niepewnie Diabeł.
– Wiem, że jestem kretynem... Ale obiecuję, że od dziś będę pracował nad zmniejszeniem poziomu mojego skretynienia – uśmiechnął się niepewnie Diabeł.
–
Daremny trud – dogryzł
mu Draco, po czym obaj wybuchnęli śmiechem. Hermiona również się
uśmiechnęła. Wiedziała już bowiem, że wszystko, wkrótce wróci
do normy...
***
Walentynki...
dzień, na który czekały wszystkie dziewczyny w Hogwarcie. Nie
wykluczone, że faceci też, ale na pewno z mniejszym entuzjazmem.
Hermiona czytała właśnie kartkę od tajemniczego wielbiciela.
Znaczy byłby on tajemniczy, gdyby dzięki sprawom prefektów nie
znała nieomal na pamieć tego pisma. Theodor Nott odważył się
wysłać jej walentynkę... Urocze, choć po tej historii z zakładem
o Lavender, chłopak miał
u niej szanse tak duże, jak Armaty z Chudley na zdobycie mistrzostwa ligi.
– Hermiona, masz następną sowę... O ! Czekoladki! Mogę jedną? – zagadnęła ją Ginny, gdy szary puchacz zostawił przy jej talerzu ładną bombonierkę z Miodowego Królestwa.
– Jasne, bierz – zachęciła Miona, odrywając kartkę od pudełka. Uśmiechnęła się, widzą podpis. J.F.F... tylko pewien Puchon miał takie inicjały w tej szkole. Mógł się chociaż podpisać pełnym nazwiskiem.
– Ciekawe, ile idiotek wysłało w tym roku walentynki do Zabiniego? – zastanawiała się Ginny patrząc na stół Ślizgonów, gdzie Draco i Blaise otwierali swoje liczne kartki i raz po raz wybuchając śmiechem, pokazywali sobie nawzajem, co lepsze fragmenty.– Sądząc po minie Dafeniowatej to dużo za dużo. Zobacz, zaraz jej makijaż spłynie ze złości – zaśmiała się Hermiona, a Ginny jej zawtórowała.
u niej szanse tak duże, jak Armaty z Chudley na zdobycie mistrzostwa ligi.
– Hermiona, masz następną sowę... O ! Czekoladki! Mogę jedną? – zagadnęła ją Ginny, gdy szary puchacz zostawił przy jej talerzu ładną bombonierkę z Miodowego Królestwa.
– Jasne, bierz – zachęciła Miona, odrywając kartkę od pudełka. Uśmiechnęła się, widzą podpis. J.F.F... tylko pewien Puchon miał takie inicjały w tej szkole. Mógł się chociaż podpisać pełnym nazwiskiem.
– Ciekawe, ile idiotek wysłało w tym roku walentynki do Zabiniego? – zastanawiała się Ginny patrząc na stół Ślizgonów, gdzie Draco i Blaise otwierali swoje liczne kartki i raz po raz wybuchając śmiechem, pokazywali sobie nawzajem, co lepsze fragmenty.– Sądząc po minie Dafeniowatej to dużo za dużo. Zobacz, zaraz jej makijaż spłynie ze złości – zaśmiała się Hermiona, a Ginny jej zawtórowała.
– Nie znoszę róż – mruknęła Hermiona, ale przybrała na twarz wymuszony uśmiech. Puchon, czerwieniąc się jak jakiś podlotek, wręczył jej kwiaty życząc jej wesołych walentynek. Gryfonka podziękowała mu uprzejmie i szybko skończyła śniadanie, by zdążyć zanieść kwiaty do dormitorium jeszcze przed pierwszą lekcją. W myślach zastanawiała się czy Draco cieszy się, że dostał, aż tyle walentynek i czy któraś z nich ma dla niego jakieś głębsze znaczenie. Wciąż rozmyślając weszła do swojego dormitorium. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie w stronę łóżka i na chwilę zaparło jej oddech...
Co z człowiekiem potrafi zrobić złamane serce... Swój świat, swoje kredki, swoją skorupa, brak zwracania uwagi na otoczenie. Hermiona faktycznie użyła dość silnych kart, a nawet nie dała dojść do głosu Draconowi, cóż znów trzeba dziękować losowi, że na szczęście jest Pansy i na szczęście Draco ta noc spędzał u Hermiony... Ich pierwsza noc - wtuleni w siebie, piękny obrazek ♥️
OdpowiedzUsuń