piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział trzeci

Rozdział trzeci

         Cały tydzień był dla Hermiony jedną wielką udręką. Ron był nie do zniesienia, a już przeszedł samego siebie, gdy w czwartek nawrzeszczał na małą, pierwszoroczną dziewczynkę, tylko dlatego, że położyła niechcący książkę na jego wypracowaniu z zaklęć. Dziecko wybuchnęło głośny płaczem, a rola jej pocieszycielki przypadła oczywiście Hermionie, bo Ron burknął tylko: sama jest sobie winna. Nie lepiej było z Ginny, która co wieczór przychodziła do dormitorium Herm i wypłakiwała się z powodu zachowania Harry'ego. Zbawca świata czarodziejów po swym sławetnym zwycięstwie nad siłami zła doszedł jednak do wniosku, że jest jeszcze za młody, by wiązać się na stałe. Owszem, nadal twierdził, że kocha Gin, i że to ona jest kobietą jego życia, na razie jednak miał ochotę na odrobinę rozrywki. Chciał wreszcie zaznać życia bez zmartwień i posmakować wszystkich uroków młodości. Kończyło się to jego coraz liczniejszymi romansami, co sprawiało rudej Gryfonce wiele bólu i smutku. Hermiona próbowała rozmawiać z przyjacielem, jednak brunet jej próby zazwyczaj kwitował jednym zdaniem: wyluzuj trochę, Miona... Pozostawało jej więc pocieszanie Ginevry i zapewnianie jej, że Harry w końcu zrozumie, jak źle postępuje.
Jakby tych zmartwień było mało, na dodatek nauczyciele chyba się wściekli z zadawaniem prac domowych i zapowiadaniem sprawdzianów. Ledwie minęło półtora miesiąca nauki, a już wszyscy zapragnęli zrobić powtórkę materiału przed OWuTeMami, które jej grupa miała zdawać w maju. Brązowowłosa w piątkowy wieczór zawalona stosami książek i pergaminów była na skraju załamania nerwowego. Ron, który zaraz miał iść na szlaban do Snape'a, był bardzo burkliwy, więc Hermiona usilnie starała się ignorować jego marudzenie. Odetchnęła z ulgą gdy rudzielec wreszcie opuścił pokój wspólny. Jednak ledwie on zniknął, to zaraz obok niej pojawił się drugi rudzielec, w równie paskudnym humorze. Hermiona błagała Merlina o odrobinę cierpliwości.
Harry umawia się z Claudią Stoppler, tą pustą idiotką! Wyobrażasz sobie? – Ginny prychała jak rozjuszony kot, ale w jej oczach można było dostrzec, że cierpi.
Nie martw się Gin, on na pewno szybko zrozumie jaka ona jest beznadziejna i głupia – pocieszała koleżankę. Ruda pokiwała smutno głową.
Masz dużo roboty?
- Ani nie mów. Do świąt się nie wyrobię z tym materiałem – jęknęła Hermiona.
– Nie mówiłaś, jak się zachowywał Malfoy, gdy zaniosłaś mu notatki? - Dziewczyna podniosła głowę, spoglądając na koleżankę ze zdziwieniem. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jej słów. Zupełnie zapomniała o notatkach dla Ślizgona! Jak oparzona zerwała się z miejsca i zaczęła przerzucać swoją torbę w poszukiwaniu pergaminów. Sprawnym zaklęciem przekopiowała swoje zapiski z całego tygodnia, i zanim Ginny zdążyła ponownie się odezwać, ona już wybiegała z pokoju wspólnego w kierunku skrzydła szpitalnego. Miała nadzieję, że blondyn nie doniósł nietoperzowi, że nie dostał jeszcze tych notatek. Jeśli tak... to już po niej.

***

       Zatrzymała się przed wejściem do sali i odetchnęła lekko. Nie chciała, by Malfoy pomyślał, że pędziła tu na złamanie karku specjalnie dla niego. Przybiegła tu tak szybko tylko dlatego , że obawiała się ewentualnej kary profesora Snape'a, za niewypełnienie jego polecenia. W Skrzydle zastała Pansy Parkinson, siedzącą przy łóżku blondyna i czytającą mu jakąś książkę na głos. Draco leżał wygodnie rozwalony, w zielonej, zapewne jedwabnej piżamie. Ręce miał założone za głowę i sprawiał wrażenie, jakby w ogóle nie słuchał czytającej koleżanki. Po obu stronach jego łóżka stały szafki zastawione słodyczami, kartkami i kwiatkami. Widać jego psychofanki zadbały, by ich bóstwu niczego nie zabrakło. Hermiona wolnym krokiem zaczęła zbliżać się do łóżka blondyna. Draco odwrócił się i gdy tylko ją ujrzał, na jego ustach wykwitł kpiący uśmieszek.
– Dość na dziś, Pansy. Idź już – oznajmił tonem pana i władcy. Ślizgonka dopiero teraz dostrzegła Hermionę. Już otworzyła usta by coś powiedzieć, ale Draco machnął ręką, dając jej do zrozumienia, że ma sobie iść, i to bez dyskusji. Gryfonka z lekkim niedowierzaniem patrzyła, jak Parkinson z opuszczoną głową wychodzi ze Skrzydła Szpitalnego. Musiała naprawdę kochać tego drania, skoro pozwalała mu się tak traktować.
– Co się gapisz, Granger? Podoba ci się Parkinson? – zakpił.
– Zastanawiam się jak głupią trzeba być, by lubić taką szumowinę jak ty – odgryzła się, podchodząc bliżej łóżka.
Co ty możesz o tym wiedzieć, skoro ciebie i tak nikt nie lubi. Wszyscy zadają się z tobą, bo odrabiasz im prace domowe – posłał jej złośliwy uśmieszek. No cóż... Mogła się spodziewać, że nie będzie dla niej ani odrobinę milszy po tym, jak uratowała mu życie.
– Przyniosłam ci notatki.
Wreszcie. Już chciałem wysłać informację do profesora Snape'a, że pani arcyszlama nie wywiązała się z swoich obowiązków. Naprawdę nie wiem, jak mogli wybrać prefektem naczelnym kogoś tak beznadziejnego. – Kpiący uśmiech nie schodził z jego bladych ust. Hermiona westchnęła cicho. Wiedziała, że nie ma sensu się z nim kłócić, lepiej będzie go zignorować.
Tu masz wszystkie notatki, a tu listę prac domowych z całego tygodnia, które musisz wykonać – podała mu rzeczone pergaminy.
– Listę prac domowych? Nie mogłaś przynieść gotowych esejów? Przecież i tak odwalasz je za połowę Gryffindoru.
Nie jestem twoją sekretarką, Malfoy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Oczywiście, że nie. Sekretarki zazwyczaj odznaczają się nienaganną prezencją, a ty... –
zawiesił teatralnie głos, po czym widowiskowo skrzywił się z obrzydzeniem.
– Masz jakieś pytania? – zapytała, siląc się na spokój.
– Nie mam, ale Parkinson może mieć, gdy będzie za mnie odrabiała zadanie. W razie czego przyślę ją do ciebie, może jak będziesz miała szczęście, uda i się z nią umówić na randkę – zarechotał z własnego dowcipu.
Cała szkoła wie, że Parkinson jest beznadziejnie zakocha w pewnym egoistycznym, wrednym, bladym, pozbawionym ludzkich uczuć, obrzydliwie zarozumiałym i do tego tlenionym idiocie. – Hermiona uśmiechnęła się triumfująco, widząc, jak na twarz Malfoy'a wypływa rumieniec złości. Jednak, ku zdziwieniu dziewczyny blondyn opanował się dość szybko. Odchrząknął lekko i wreszcie zajrzał w notatki, które mu przyniosła. Zdziwiona jego reakcją postanowiła, że pora już opuścić Skrzydło Szpitalne.
– Czekaj, Granger, nie wiem co tu nabazgrałaś. Masz straszne pismo. - Hermiona odwróciła się i podeszła bliżej do chłopaka, by sprawdzić o który fragment notatek mu chodzi. Gdy pochyliła się nad nim, blondyn chwycił jednej z jej loków i pociągnął ją w dół.
– Au! To boli idioto! Puszczaj! – krzyknęła. On jednak tylko pociągnął ją jeszcze mocniej, tak, że jej ucho znalazło się kilka centymetrów o jego ust. Dreszcz przebiegł jej po plecach, gdy poczuła na uchu jego oddech.
Słuchaj no, Granger... Możesz sobie być zbawczynią świata czarodziejów, członkinią drużyny marzeń, prefekt naczelną i rzekomo najlepszą uczennicą tej szkoły, możesz nawet być bohaterką, która podobno uratowała mi życie, ale zapamiętaj sobie jedno: żadna przemądrzała szlama nie będzie mnie wyzywać od idiotów i mówić, że nie mam ludzkich uczuć, zrozumiałaś? – szeptał wprost do jej ucha. Hermiona złapała go za rękę, próbując uwolnić pukiel swoich włosów z jego zaciśniętych palców, ale chłopak ponownie mocno ją szarpnął. – Pytam, czy zrozumiałaś? – warknął wyraźnie wściekły. Już miała mu odpowiedzieć, gdy drzwi Skrzydła Szpitalnego otworzyły się i stanął w nich Ron. Jego mina wyrażała szczery szok i dopiero w tej chwili Hermiona uświadomiła sobie, jak to musiało wyglądać z jego perspektywy. Pochylała się nad Ślizgonem, który trzymał ją za włosy i szeptał jej do ucha. Malfoy widząc minę rudzielca, uśmiechnął się wrednie, po czym jego palce, zamiast zaciskać się na włosach Gryfonki, zaczęły się nimi bawić, przeplatając je delikatnie.
– Niestety, kochanie, dziś nam przerwano, ale dokończymy zabawę innym razem – powiedział słodko blondyn, gdy Hermiona szybko od niego odskoczyła.
– Ron! Co się stało? – spytała, dopiero teraz zauważając, że rudzielec ma całą lewą dłoń we krwi.
Skaleczyłem się rozbitym słoikiem na szlabanie – mruknął w odpowiedzi, ale nadal patrzył skonsternowany to na Hermionę, to na Draco, który ciągle uśmiechał się kpiąco.
– Zawsze mówiłem, że jesteś straszną niezdarą, Weasley – zakpił. Ron poczerwieniał ze złości i już miał coś odpyskować, gdy do Skrzydła weszła pani Pomfrey. Hermiona, nie pożegnawszy Malfoy'a nawet jednym spojrzeniem, postanowiła wyjść i poczekać na przyjaciela przed wejściem do sali. Po chwili Ronald wyszedł z już zdrową ręką. Obrzucił ją badawczym spojrzeniem, po czym w ciszy oboje ruszyli do pokoju wspólnego.
– Hermiona, poczekaj – poprosił, gdy już prawie byli przy portrecie Grubej Damy.
– Coś się stało? – spytała go ostrożnie, mając jednocześnie nadzieję, że chłopak nie chce nawiązać do incydentu ze skrzydła szpitalnego.
Czy ty i Malfoy... ty z nim... czy wy... – plątał się, a na jego twarzy wykwitł zdradliwy rumieniec.
– Na Merlina, Ron! Co ty sugerujesz? Byłam u niego, bo Snape mi kazał zanieść temu idiocie notatki, a on jak zwykle znalazł sposób, by mi dokuczyć, przecież wiesz, jaki jest – wyjaśniła mu prędko. Chłopak odetchnął z widoczną ulgą.
Bo wtedy... no wiesz, na boisku... On powiedział mi... Powiedział , że... – widać wyznanie tego nie było dla niego łatwe.
No mów, co on znów takiego wymyślił? – zapytała.
Powiedział, że pewnie ze mną zerwałaś bo byłem kiepski... no... sama– wiesz– w– czym... - Hermiona ledwo powstrzymała parskniecie śmiechu, obawiając się, że Ron mógłby to źle odebrać.
I powiedział też, że on może ci pokazać... no, jaki jest świetny... no... w tym. - Dziewczyna otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. To przez to Ron o mało nie zabił Ślizgona? – Dodał oczywiście, coś, że potem musiałby przejść kuracje odszlamiającą, a ty mogłabyś wrócić do mnie jak już on z tobą skończy i nauczyć mnie też czegoś... - Twarz Rona przypominała dorodnego pomidora, co wspaniale komponowało się z jego marchewkowymi włosami.
Ron, przecież wiesz, że Malfoy jest ostatnim facetem w tej szkole, którego bym dotknęła! On cię tylko tak prowokował, nie mówił tego serio, jak mogłeś pomyśleć, że jest inaczej? - Herm poklepała go pocieszająco po ramieniu.
No, ale dziś w Skrzydle…
Pochyliłam się tylko, by odczytać mu notatki, naprawdę, nic więcej! – zapewniła go gorąco.
– Uważaj na siebie Herm, myślę, że ta blada fretka może coś kombinować – jęknął.
– Spokojnie, nic mi nie zrobi, to tylko zarozumiały dupek – uśmiechnęła się do niego, a Ron odwzajemnił uśmiech. Gdy Rudy przepuścił ją przy wejściu do pokoju jedna dziwna myśl nawiedziła jej głowę, a mianowicie taka, iż ten irytujący, zarozumiały dupek używa naprawdę ładnych perfum...

4 komentarze:

  1. Jezusie to było przepiękne... jak ty to robisz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę się wypowiedzieć,bo inaczej zwariuję.
    Moją ulubioną książką jest Ania z zielonego wzgórza.Podoba mi się ponieważ autorka Lucy potrafiła świetnie dobrać odpowiednie słowa do sytuacji i pisać gładko przez co czytanie jej było czystą przyjemnością.Śmiało mogę Cię do niej porównać.Cieszę się, że są jeszcze ludzie którzy podejmują trud pisania wspaniałych opowiadań.Rozdział wyszedł ci naprawdę bajecznie choć zmieniłabym co nie co w poszczególnych sytuacjach i momentach.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Malfoy, Malfoy...
    Biedna Ginny na jej miejscu pogadałabym z Harrym, żeby się w końcu określił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry to typowy nastolatek z kompleksem wybrańca przekonany o tym, że po latach służby należy mu się coś od życia, nie patrząc na uczucia innych - strasznie egoistyczne i samolubne względem Ginny. Żal mi Ginny, ale to tworzy możliwości dla rozwinięcie się Blinny :D
    Nakrywający Ron w Skrzydle Szpitalnym to złoto - od razu przypominają się te wszystkie cudowne pomysły co by powiedział Ron, gdyby spotkał Draco i Hermionę "modlących się". To opowiadanie jest idealne, na odstresowanie a kolejne wydarzenia zawsze powodują uśmiech do siebie:)

    OdpowiedzUsuń