piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział dwudziesty czwarty

Rozdział Dwudziesty Czwarty

Dziewczyna leżała na łące. Słońce rozkosznie pieściło jej policzki i szyję. Było jej tak przyjemnie... ciepło... błogo... Rozmarzonym wzrokiem wpatrywała się w błękitne niebo. Pogoda była idealna na leniuchowanie na łonie natury. I nagle tuż nad nią pojawiła się nieziemsko przystojna twarz anioła. Blond grzywka opadała mu na czoło, a oczy miały barwę nieba, które rozpościerało się tuż za jego głową. Delikatny dotyk jego palców na jej policzku. Cudowny uśmiech na ustach, które potrafiły całować najlepiej na świecie i cichy szept...
– Hermiona... - Merlinie! Ależ on był cudowny. Idealny. Te oczy, włosy, uśmiech, usta... – Hermiona! - Dlaczego nagle zaczął się wydzierać? I to na dodatek kobiecym głosem? Coś tu się nie zgadzało... – Hermiona! Obudź się wreszcie! – krzyk Ginny daleki był od tego, by nazwać go "cudownym". Brązowowłosa niechętnie otworzyła jedno oko. Że też Ruda musiała ją obudzić właśnie w takim momencie! Miała ochotę rzucić się jej do gardła, albo co najmniej warknąć na nią jak rozwścieczony rottweiler.
– Czego? – burknęła niechętnie.
– Jest już wózek ze słodyczami, pomyślałam, że może coś chcesz kupić – poinformowała ją Gin z przyjaznym uśmiechem.
– I po to mnie obudziłaś?! – ofuknęła ją ze złością. Podniosła się wreszcie z siedzenia, na którym spała i rozmasowała obolałą szyję. Pociąg wesoło sunął po torach, wystukując jednostajny rytm, a krajobraz za oknem zmieniał się bez przerwy.
– A co, miałaś jakiś fajny sen? Co ci się śniło? Uśmiechałaś się, jakbyś znów dostała Wybitnego z Transmutacji.
– Nie twoja sprawa – odpowiedziała nieuprzejmie, wstając, by kupić sobie coś słodkiego.
– Pewnie w sennych marzeniach widziałaś całą listę super zdanych OWuTemóW, co? – kpiła z niej dalej Ginny, gdy już wróciła do przedziału.
– Co rude, to wredne i żadna zielona farba tego nie zmieni – odgryzła się Miona, rzucając w przyjaciółkę czekoladową żabą.
– Wiem! A może śnił ci się bajecznie przystojny książę Slytherinu? – naśmiewała się Ruda.
– Nie bądź niemądra! – żachnęła się Hermiona, zła, że rumieńce zawstydzenia nieproszone wypływają na jej buzię. Weasleyówna uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc jej zawstydzenie. Brązowowłosa zaczęła żałować, że przyszło im podróżować samym.
Z wiadomych przyczyn nie chciały siedzieć w przedziale z Ronem i Harrym, którzy jechali na święta do Nory. Lavender i Parvati nadal piekliły się na obie dziewczyny przez ich znajomość ze Ślizgonami, a Blaise i Draco zajęli przedział z całą drużyną qudditcha, gdyż blondyn oświadczył, że w czasie świąt każdy ma wbić sobie do głowy jego nową strategię
i obecnie katował ich jej długim i nudnym opisem. Diabeł mruczał coś o sadystycznym dyktatorze o tlenionych kudłach, kiedy z miną cierpiętnika skazanego na łamanie kołem wlókł się za Smokiem na sam koniec pociągu. Tak więc Ginny i Miona miały miejscówkę tylko dla siebie i cała droga do Londynu upływała im na słodkim leniuchowaniu.
– Twoi rodzice naprawdę nie mają nic przeciwko temu, że spędzę u was święta? – dopytywała Ruda.
– No coś ty! Są zachwyceni! Już planują, gdzie nas zabiorą i co ci pokażą.
– To miłe. Szkoda tylko, że matka wymusiła na nas obietnicę, że odwiedzimy Norę, chociaż na chwilę... Ty nie gadasz z Ronem, ja z Potterem... Już widzę tę milusią świąteczną atmosferę.
– Daj spokój, Ginny, skoczymy tam na najwyżej dwie godzinki. Jakoś to przeżyjemy.
– Obyś miała rację – burknęła rudowłosa. Nagle drzwi przedziału rozsunęły się i do środka zajrzał uśmiechnięty Theodor Nott.
– Hej dziewczynki! – przywitał się przymilnie. – Hermiono, McGonagall prosiła, byśmy nie zapomnieli kilka razy przejść po pociągu w ramach patrolu – przypomniał jej.
– Ach tak, no jasne. Już idę – mruknęła niechętnie. Jakoś nie miała specjalnej ochoty na uspokajanie tłumu rozwrzeszczanych dzieciaków.
– Żeby nam to sprawnie poszło, zagarnąłem innych prefektów do pomocy. Patrolujemy w dwójkach – poinformował Theo i szerzej rozsunął drzwi, a do środka wsunęła się jasnowłosa głowa.
– Cześć – przywitał się Draco z uroczym uśmiechem. Hermiona nie mogła się powstrzymać i sama uśmiechnęła się ciepło do chłopaka, co poskutkowało tym, że Ginevra musiała ukryć swoje rozbawienie za kurtyną rudych włosów.
– To ja zabieram Pansy na przód pociągu, a ty i Draco możecie patrolować przedziały od połowy aż do samego końca – zaproponował Theodor. Herm zrozumiała z tego tyle, że będzie w parze z Malfoyem. Nie miała więc najmniejszego zamiaru narzekać i wciąż się uśmiechając wyszła na korytarz.
– Hej, Granger – odezwała się Pansy.
– Cześć – odpowiedziała Miona, lekko zawstydzona tym, że Draco wciąż się na nią bezczelnie gapił.
– No to zaczynamy. Tylko błagam, jak już dojdziecie do ostatniego przedziału, to obudźcie Diabła w taki sposób, by na długo to zapamiętał – poprosił ich Nott z szerokim uśmiechem. Malfoy przytaknął z rozbawieniem i razem z Hermioną ruszyli na tyły składu.
– Blaise śpi? – zapytała Gryfonka, by jakoś przerwać ciszę.
– Głąb zasnął w połowie mojej doniosłej przemowy dotyczącej taktyki. Jakby mu mało było tego, że całą noc chrapał, co w jego wykonaniu brzmi jak piłowanie zardzewiałą piłą po betonie. - Hermiona musiała się roześmiać. Przebywanie w towarzystwie Zabiniego przez tak długi czas pewnie miało jakiś wpływ na poczucie humoru Smoka, a może on zawsze był taki zabawny? Tylko ona nie miała okazji się o tym przekonać; bo jeśli kiedyś we wcześniejszych latach widziała go, jak się śmiał... to najpewniej właśnie kpił sobie z niej albo z jej przyjaciół.
– Więc omówiliście nową taktykę? – starała się podtrzymywać rozmowę.
– Mniej więcej, ale wystarczy by pokonać te ofiary losu...
– Ej! Gracie przecież z nami – upomniała go Miona.
– Przecież mówię, że z ofiarami. Puchar jest nasz, nie macie szans.
– Jeszcze zobaczymy! – odpowiedziała z wyższością.
– A co, Granger, może chcesz się założyć o coś tak jak Ruda i Zab? – prowokował.
– Nie dziękuję, widoku ciebie w różowej szacie mogłabym nie przeżyć – odgryzła się
z pięknym uśmiechem.
– Nie wiesz, o czym mówisz, kobieto! Mnie we wszystkim jest do twarzy, nawet
w różowym!
– Jakiś ty skromny, Malfoy – wytknęła mu.
– Nie wiedziałaś tego o nim, Mionko? – zapytał Blaise, wysuwając głowę z ostatniego przedziału. Widać nie dane im będzie go obudzić...
– Wstałeś wreszcie, wstrętny nierobie? – przywitał przyjaciela blondyn.
– Jak widać. Brak twojego nudnego, usypiającego głosu źle działa na mój sen, drogi kapitanie, chociaż muszę przyznać, że bajki na dobranoc opowiadasz pierwszorzędne. Wasze dzieci będą zachwycone – wyszczerzył się Diabeł.
– Za to twoje niezbyt, bo ty przecież nie umiesz czytać – dogadał mu Smok
– Moje na pewno będą świetne w qudditchu – Blaise był bardzo pewny siebie.
– Jasne, ale będą to zawdzięczały tylko swojej rudowłosej, piegowatej mamusi – odpyskował arystokrata. Zabini spojrzał na niego nieprzyjaźnie.
– Przegadujcie się dalej, drogie panie, a ja w tym czasie skończę patrol – dogryzła im Hermiona ruszając z powrotem i zaglądając przez szyby do przedziałów. O dziwo, w całym pociągu było bardzo spokojnie, wiec już kilka chwil później Miona wróciła do Ginny. Ruda czytała jakąś książkę, lecz gdy zobaczyła wchodzącą przyjaciółkę, z wrednym uśmiechem zaczęła nucić:
"Och moje ty biedne serce
Gdzieżeś ty się podziało
Po jednym jego zaklęciu
Gdzieżeś ty uleciało..." *
– Brawo! – zaklaskała teatralnie w dłonie Hermiona. – Jeśli chcesz wiedzieć, to twoje serce jest teraz w ostatnim przedziale i kłóci się z Malfoyem o to, po kim wasze dzieci odziedziczą talent do qudditcha – poinformowała swoją rudowłosą przyjaciółkę triumfująco. Uśmieszek Gin natychmiast spełzł z jej ust.
– Mówisz o Diable? – spytała cicho.
– Nie. Mówię o Flitwicku! – wyśmiała ją brazowowłosa.
– Malfoy i Blaise są sami w przedziale?
– Jak tam byłam chwilę temu, to byli sami. Theo pewnie jest gdzieś z przodu, albo
w przedziale prefektów, a nie wiem gdzie rozpełzła się reszta wężyków z drużyny...
– To ja skoczę tylko oddać Zabiniemu jego książkę – Ginny wskazała jej opasły tom
o tytule "Ścigając wiatr – najlepszy poradnik najlepszego ścigającego", po czym wstała
i wyszła, nie zauważając nawet pełnej dezaprobaty miny koleżanki. Podręcznika do Transmutacji to Diabeł unikał jak święconej wody, a Ginny jak zarazy, ale grubaśną książkę o qudditchu to obydwoje chętnie przeczytali. A potem płacz i "pomóż, Hermionko, bo inaczej nie zdamy". Westchnęła ciężko nad swym niedobrym losem i poczęstowała się czekoladową żabą. Może to poprawi jej humor...
Ginny dość długo nie wracała, a Hermiona pogrążyła się w lekturze jednej
z książek, które specjalnie wypożyczyła, by móc je przeczytać przez święta. Rozsuwanie drzwi przedziału oderwało ją od lektury.
– Hej, Herm, gdzie Ginny? Chciałbym z nią pogadać. - Hermiona zamrugała zdziwiona, patrząc na zdeterminowaną minę Pottera. On chce rozmawiać z Ginny? Przecież ona się do niego nie odzywa. Wciąż go ignoruje, jakby był powietrzem. Ciekawe, czy Ruda pozwoli mu chociaż do siebie podejść, nie przeklinając go po drodze mistrzowskim upiorogackiem.
– Gin wyszła na chwilę.
– A wiesz może gdzie? – zapytał. Hermiona dostrzegła, że Wybraniec lekko się zdenerwował. Zawahała się, czy powiedzieć mu prawdę.
– Musiała coś załatwić, pewnie zaraz wróci – odpowiedziała dyplomatycznie.
– Poszła do niego? – warknął wyraźnie zły.
– Kogo masz na myśli? – zapytała, by zyskać na czasie i licząc na to, że Ginny zaraz będzie z powrotem.
– Dobrze wiesz, kogo! – syknął przez zaciśnięte zęby. Hermiona niebezpiecznie zmrużyła oczy i podniosła się z miejsca.
– O co ci chodzi, Harry? Masz zamiar na mnie warczeć i syczeć, bo nie chcę odpowiedzieć na twoje pytanie?
– Jesteś po jego stronie, prawda? – spojrzał na nią smutno.
– Jestem po stronie Ginny. Nie wiem, gdzie i z kim teraz jest. Jak już przyjdzie, to mogę przekazać, że jej szukałeś, ale naprawdę nie wiem co ona zrobi z tą informacją. – Nie miała ochoty, by kłócić się z przyjacielem i to tuż przed świętami.
– W porządku. Dzięki, Miona – mruknął Potter, po czym wyszedł, zasuwając za sobą drzwi. Hermiona usiadła i zrezygnowana schowała twarz w dłoniach. Co ona miała mu powiedzieć? Że serio uważa, że Blaise będzie dla Ginny lepszy? Czy naprawdę tak myślała...? Przecież jeszcze do niedawna liczyła na to, że Ruda będzie z Harry'm... Westchnęła ciężko i stwierdziła, że najlepiej będzie, jeśli pójdzie po przyjaciółkę do Ślizgonów. Powinna wiedzieć, że Potter jej szuka...
Wyszła z przedziału i pierwszym, co spostrzegła, był wysoki blondyn stojący przy jednym z okien i palący papierosa.
– Nie wiedziałam, że palisz – odezwała się lekko zachrypniętym głosem. Malfoy zamyślony, zapatrzony w dal i wydmuchujący kłęby niebieskiego dymu wyglądał tak niezwykle męsko i seksownie, że ten widok nie mógł nie zrobić na niej wrażenia...
– Okropny nałóg, staram się z nim walczyć – odpowiedział Draco z uśmiechem, uchylając okno i wyrzucając przez nie resztę papierosa.
– Jest może u was Ginny?
– A jak myślisz, czemu zostałem wywalony na korytarz?
– Serio cię wyrzucili? – nie dowierzała rozbawiona.
– Zabini ma w swoim asortymencie kilka takich zagrań, że lepiej szybko zejść mu z oczu, zwłaszcza, gdy popatrzy na mnie tak krzywo jak przed kilkoma minutami w przedziale. - Hermiona mimowolnie zachichotała. Draco też się uśmiechnął i ku jej zdziwieniu wyciągnął rękę i przejechał opuszkami palców po jej policzku. Gryfonka momentalnie wstrzymała oddech.
– Ubrudziłaś się czymś... – szepnął miękko. Herm spojrzała w jego prześliczne oczy. Były identyczne jak te w jej śnie. On był taki idealny... jego spojrzenie było takie samo...
– Jadłam czekoladową żabę – odpowiedziała speszona, pocierając policzek w miejscu, gdzie przed chwilą dotknęły ją jego palce. Nagle mina Smoka diametralnie się zmieniła. Herm ze zdziwieniem spostrzegła, że wygląda on na lekko przestraszonego. Zanim zdążyła go zapytać o co chodzi, blondyn szybko złapał jej dłoń i uśmiechnął się sztucznie.
– Oczywiście Hermiono, że pokażę Ci moje...eee... – zakrzyknął głośno.
– Eee... no... no... Sama wiesz co! – dodał szybko, po czym pociągnął zszokowaną Gryfonkę za sobą w stronę końca pociągu. Brązowowłosa zaintrygowana obejrzała się przez ramię, by zobaczyć, co tak wystraszyło chłopaka i o mały włos nie potknęła się
o własne nogi, widząc rozzłoszczoną Lavender Brown, patrzącą na nią z wyraźną nienawiścią. Musiała powstrzymać uśmiech satysfakcji. Lav nie miała prawa mieć do niej pretensji, że odbiera jej Malfoya. Przecież on sam praktycznie właśnie przed nią uciekł... Tak się zamyśliła nad tą sytuacją, iż nawet nie zauważyła, że Draco się zatrzymał, więc
z impetem wpadła prosto na jego plecy.
– Co jest? – zapytała zaintrygowana. Smok nie odpowiedział, wiec wychyliła się przez jego ramię i zamarła z przerażenia. Blaise stał przyciśnięty do drzwi jednego
z przedziałów, a różdżka Pottera wbijała mu się prosto w gardło. Ginny, blada ze strachu, stała tuż obok i mówiła coś do Wybrańca, który jednak w ogóle na to nie reagował. Hermiona próbowała wyminąć Ślizgona i pobiec tam, by zapobiec tragedii, jednak Draco wciąż mocno trzymał jej dłoń i najwyraźniej nie zamierzał puścić.
– Niech załatwią to między sobą – powiedział, nie pozwalając Gryfonce przejść.
– A co jeśli on coś mu zrobi? – pisnęła lękliwie brązowowłosa.
– Wiewiórka mu nie pozwoli – odpowiedział blondyn, choć w jego głosie można było wyczuć lekkie zawahanie. Ginny złapała Harry'ego za ramię i próbowała odciągnąć go od Diabła, który stał jak gdyby nigdy nic i mierzył Pottera nienawistnym wzrokiem. Nie wyjął też swojej różdżki, ani w żaden inny sposób nie zareagował na atak Gryfona.
– Daj mi jeden powód, bym cię teraz nie zabił – wycedził Harry.
– A co, brakuje ci na to odwagi, bliznowaty? – prowokował Blaise z kpiącym uśmiechem.
– Harry, przestań, proszę, przestań! – błagała Ginny bliska łez.
– Jak śmiałeś w ogóle jej dotknąć? – warknął Potter, wbijając mocniej swoją różdżkę
w krtań Zabiniego.
– A ty co? Jesteś jej tatusiem, że mam się przed tobą tłumaczyć? – odpyskował Diabeł. Ginny nie wytrzymała dłużej i się rozpłakała. Cała ta sytuacja była dla niej jak jakiś koszmarny sen. Widząc co się dzieje z rudowłosą Gryfonką, Diabeł po prostu z całej siły odepchnął od siebie Pottera, tak, że ten potoczył się na drugą stronę, uderzając głową
o szybę okna. Blaise od razu objął łkającą Ginny.
– To nic, Wiewiórko, nie płacz. Potter chciał tylko trochę pokozaczyć, ale jest za chudy
w uszach, bym się mógł nim przejąć. Ten kretyn uszy to ma w zasadzie po to, by mu okulary z tego pustego łba nie spadły. – Diabeł uśmiechnął się czule, po czym złapał podbródek Rudej i uniósł głowę dziewczyny tak, by spojrzała w jego oczy. Starł delikatnie palcami łzy z jej policzków. Tego dla Pottera było za wiele. W ułamku sekundy wypowiedział zaklęcie, a zaraz potem...


1 komentarz:

  1. Perfekcyjny sen ♥️

    Blaise i Harry rywalizujący o Ginny, troszkę przykre, że Patterowi dopiero teraz tak na prawdę otworzyły się oczy. Nie mogę przeżyć tego patafiana... Za to Blaise, jest mądry, od razu kiedy zauważył co się dzieje, przerwał aby tylko być blisko Ginny i ją pocieszyć, tak to powinno wyglądać.

    OdpowiedzUsuń