piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział czwarty

Rozdział czwarty

Hermiono, proszę cię! Naprawdę muszę zaraz iść do Dumbledore'a. Nie wiem, ile to potrwa, a Snape urwie mi głowę, jeśli mu jutro tego nie oddam. – Zbawca świata czarodziejów patrzył na nią z nadzieją w swych zielonych oczach.
Dlaczego nie napisałeś tego eseju wczoraj albo dziś po zajęciach? – dopytywała się z naganą w głosie.
Przypadkiem spotkałem Claudię... Zagadaliśmy się trochę...– jąkał się skonsternowany Potter. Hermiona prychnęła zdegustowana. Harry swój wolny czas przeznaczył na flirtowanie z jakąś lalunią, a teraz wymaga od niej, by odrobiła za niego pracę domową. Wyraźnie przypomniało jej się, jak Malfoy szydził, że przyjaźnią się z nią tylko dlatego, że pisze za nich wypracowania. Starała się odpędzić od siebie tę myśl.
Proszę, Herm! Wynagrodzę ci to, obiecuję! To naprawdę już ostatni raz! – dopraszał się Harry.
Dobrze już! Ale więcej mnie o to nie proś! Poświęć trochę więcej czasu nauce, a nie jakimś pustym idiotkom!
Dzięki, Miona! Jesteś najlepsza! – Przyjaciel pochylił się nad nią i szybko cmoknął ją w policzek, po czym pognał do wyjścia. Hermiona z rezygnacją zabrała się za pisanie kolejnego eseju na eliksiry. Naprawdę wolałaby ten wieczór poświęcić na jakąś własną rozrywkę, ale z drugiej strony i tak miała zamiar jedynie poczytać książkę...
Hej, Hermionko. Harry powiedział mi, że można liczyć na twoją pomoc w napisaniu eseju z eliksirów – Ron stanął tuż przed nią z szerokim uśmiechem.
Też go jeszcze nie napisałeś? No nie! Co się z wami dzieje? – gderała dziewczyna. – No dobra, siadaj, będę pisała wersję dla Harry'ego, a ty możesz to przepisywać, oczywiście zmieniając kolejność zdań.
Przepisywać? Bo ja pomyślałem sobie... No, że skoro piszesz dla Harry'ego... -
Hermiona oburzona uniosła głowę i spojrzała na swojego drugiego przyjaciela.
Ty chyba nie sądzisz, że napiszę to za ciebie, Ronaldzie!
No, ale skoro piszesz za Harry'ego... - Hermiona musiała odliczyć w myślach do dziesięciu. Za kogo oni ją mieli? Za automat do odrabiania prac domowych?
Piszę za Harry'ego, bo on musiał iść do dyrektora – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Nieprawda! On poszedł na randkę z Anett Hill – wypalił rudzielec bez zastanowienia. Dziewczyna myślała, że zaraz coś ją trafi. Ze złością zatrzasnęła książkę do eliksirów.
A ty? Z kim się umówiłeś, że próbujesz zwalić na mnie swoje zadanie? – wstała i spiorunowała przyjaciela wzrokiem. Ron zrobił się czerwony jak pomidor i zaczął mamrotać coś pod nosem o Krukonce, która już dawno wpadła mu w oko.
I ja mam poświęcić swój wolny czas na pisanie twojego zadania, a ty będziesz sobie spacerował po błoniach z jakaś super laską? Ty egoisto! A pomyślałeś o mnie? O tym, że może też chciałabym spędzić ten wieczór w towarzystwie jakiegoś chłopaka, zamiast ci pomagać?!
O co się pieklisz, Miona? I tak się z nikim nie umawiasz... Przecież nikt nawet nie chce... – Ron zorientował się, że chyba powiedział za wiele, bowiem Hermiona wyglądała na zranioną jego słowami. Opanowała się jednak i powiedziała chłodno:
Dość tego, Ronaldzie. Od dzisiaj ani ty, ani szanowny pan Potter nie macie co liczyć na moją pomoc z nauką. Miarka się przebrała. A teraz znajdź swojego przyjaciela i poinformuj go, że ma sam napisać swój referat, bo jak nie, to Snape dostanie jutro pusty pergamin! -
Z dumnie uniesioną głową ruszyła w stronę swojego dormitorium. Postanowiła, że tym razem nie wyciągnie do chłopaków pierwsza ręki na zgodę. Jeśli naprawdę zależy im na jej przyjaźni, to pierwsi przeproszą. Zrezygnowana padła na swoje łóżko. Ostatnie słowa Rona brzęczały w jej umyśle niczym natrętna mucha. Czy naprawdę nie umawia się z żadnym facetem, bo nikt jej nie chce? Przecież ona nawet nie pomyślała o tym, by iść na jakąś randkę. Od zakończenia wojny i zerwania z Ronem, ciągle myślała tylko o przyszłości, o skończeniu szkoły z jak najlepszymi wynikami... Zrezygnowana pokręciła głową. Jednak mimo wszystko słowa rudzielca naprawdę ją zabolały. Nie. Tym razem na pewno nie przeprosi go pierwsza.

***

Na śniadaniu usiadła z dala od Rona i Harry'ego, dając im tym samym do zrozumienia, iż jest obrażona ich wczorajszym zachowaniem. Chłopcy wyglądali na lekko zawstydzonych, ale żaden z nich nie zdobył się jeszcze na przeproszenie jej. Herm postanowiła nawet na nich nie patrzeć. Z godnością przeżuwała swojego tosta, jednocześnie obserwując stół Ślizgonów. Malfoy wyszedł już ze Skrzydła Szpitalnego i oczywiście znów przyjął rolę księcia Slytherinu. Z przejęciem opowiadał coś, raz po raz wybuchając śmiechem, a uczniowie domu węża wpatrywali się w niego z fascynacją albo, jak w przypadku Parkinson, z zainteresowaniem. Jedynie najlepszy przyjaciel blondyna, Zabini, patrzył na niego z pobłażliwym politowaniem.
Książę wrócił na swój tron – odezwała się Ginny, gdy spostrzegła, gdzie patrzy Hermiona.
Jak widać. On się chyba nigdy nie nauczy pokory – stwierdziła brązowowłosa, odwracając wzrok od Malfoy'a.
Słyszałam, że nagadałaś wczoraj Ronowi w Pokoju Wspólnym. - Hermiona prychnęła z irytacją.
Zasłużył sobie. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać póki nie przeprosi i z Potterem też nie! – oznajmiła pewnie.
I słusznie, od dawna ci mówiłam, że oni cię wykorzystują...
Dość tego, Gin. Skończyło się. Muszą zacząć pracować sami na swoje oceny. Ja im już nie pomogę. Koniec.
Zawsze tak mówisz, a potem...
Tym razem nie zmienię zdania! – zapewniła Hermiona, wstając od stołu. – Muszę już iść, mam teraz zielarstwo. – Chwyciła swoją torbę Gryfonka i ruszyła w stronę szklarni.

***

Zielarstwo z siódmym rokiem Hufflepuffu było jednym z zajęć, które naprawdę lubiła. W tym roku poznawali fascynujące i rzadkie magiczne rośliny, a poza tym mieli wiele zadań praktycznych, co sprawiało, że lekcje te szybko mijały. Hermiona wciąż demonstrując swoją złość na przyjaciół stanęła dziś przy jednym stanowisku z Nevillem. Chłopak uśmiechnął się do niej na powitanie i skupił się na podręczniku do przedmiotu, który z pewnością znał już na pamięć. Ron i Harry rzucali jej ukradkowe spojrzenia, ale żaden z nich nie odważył się jeszcze ją przeprosić.
Do szklarni dziarskim krokiem weszła profesor Sprout, a tuż za nią, ku rozpaczy wszystkich, siódmy rok Slytherinu, na czele z obrzydliwie pewnym siebie Draconem.
Witajcie, moi mili. Jako że profesor Flitwick, musiał pilnie wyjechać, razem z nami na dzisiejszej lekcji obecni będą Ślizgoni. Jest nas tak dużo, więc proszę dobrać się w pary. Będziemy dziś rozsadzać jadowite geranium. - Po słowach profesorki nastąpiło małe zamieszanie w dobieranie się dwójek. Hermiona uśmiechnęła się do Nevilla, wiedząc, iż z nim to zadanie będzie dziecinnie łatwe... Niestety, pani Sprout pomyślała chyba to samo.
Myślę, że pan Longbottom poradzi sobie doskonale sam. Profesorka rozejrzała się po sali i spostrzegła, że Malfoy, Zabini i Parkinson stoją przy jednej doniczce, a Mopsica najwyraźniej spiera się z Blaisem kto będzie w parze z blondynem.
Proszę się nie kłócić. Któryś z panów przejdzie do panny Granger. - Hermiona zrezygnowana podeszła do osobnego stanowiska pracy. Była przekonana, że żaden ze Ślizgonów nie będzie chciał być z nią w parze i w końcu pani profesor będzie musiała sama, któregoś wyznaczyć. Jakie było jej zdziwienie, gdy obaj chłopcy niemal równocześnie ruszyli w jej stronę.
Nawet o tym nie myśl, Zabini, za nic nie zostanę tu z nią. Nie po tym, co wczoraj zrobiła. Wstydź się, Pansy! – Draco pogardliwie pokręcił głową.
Daj spokój, Smoku, ty tylko umiesz dokuczać Granger, a ja chętnie z nią podyskutuję...
Zostajesz z Parkinson – oświadczył mu blondyn, po czym chwycił swoją torbę i ruszył w stronę lekko zszokowanej Hermiony.
Cześć, szlamciu. Tęskniłaś za mną ? – przywitał się z swoim firmowym uśmieszkiem. Hermiona postanowiła go zignorować, dość miała kłótni i problemów, by wdać się z nim w kolejną, bezsensowną potyczkę słowną. Założyła ochronne rękawice i sięgnęła po pierwszą doniczkę. Jadowite geranium było dość niebezpieczną rośliną, bowiem jej ukąszenia, kończyły się wielogodzinnym paraliżem całego ciała. Ślizgon wciąż uśmiechając się kpiąco założył własne rękawiczki i spojrzał na swoją partnerkę.
To jak dzielimy obowiązki brudnokrwiste słoneczko? – zacmokał. Hermiona zdusiła w sobie chęć przylania mu w tę nadętą twarzyczkę.
Ja będę szykowała nowe doniczki, ty wyrywasz geranium ze starych, przekładasz do nowych, a ja je przysypuję. Pasuje?
Pasuje, chociaż wolałbym wcale nie dotykać tego obrzydlistwa.
Wzruszyło mnie twoje wyznanie – zakpiła. – No a teraz do roboty! - Napełniła do połowy ziemią pierwszą doniczkę. W tym czasie blondyn siłował się z kwiatkiem. Po chwili pierwsza roślina była w nowej donicy, a oni wspólnie przysypywali ją świeżą ziemią.
Widzę, że nadeszły kłopoty w waszym małym gryfońskim raju – zaśmiał się cynicznie pod nosem.
O co ci chodzi, Malfoy? – spytała obojętnie.
O to, że nie odzywasz się do Pottera i Łasicowatego. Czyżby jakaś mała sprzeczka, w idealnej drużynie marzeń?
Nie twoja sprawa! A poza tym kto Ci powiedział, że się do nich nie odzywam co?
To widać z daleka. Ani razu nie spojrzałaś w ich stronę. A szkoda, bo jest na co popatrzeć. Weasley wygląda jak burak na grządce. Chyba jest o ciebie zazdrosny. - Ostatnie zdanie Malfoy wyszeptał wprost do jej ucha. Hermiona odskoczyła do niego oburzona, po czym automatycznie spojrzała na Rona. Rudy faktycznie wyglądał jakby miał zaraz eksplodować.
Już mówiłam, że to nie twoja sprawa! A teraz radzę ci zająć się pracą! – nakazała. Chłopak znów zachichotał pod nosem i zabrał się za przesadzanie następnego kwiatu.
Powiesz mi o co poszło? – odezwał się po chwili.
Nie. I zamknij się wreszcie!
Granger powiedz mi! Jesteś ciekawy...
Nic mnie to nie obchodzi!
No powiedz! Co ci szkodzi? – Hermiona pomyślała, że zaraz zdzieli go swoją łopatką. Był nieznośnie irytujący.
Nie rozumiesz, Malfoy, co do ciebie mówię?! Nic ci nie powiem! Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj!
A jeśli w zamian zdradzę ci, z kim wczoraj przespała się Parkinson? – zapytał rozbawiony. Hermiona prychnęła zdegustowana.
Sama to wiem, to jasne, że z tobą...
Nawet w żartach nie wymyślaj czegoś takiego! – zawołał, rozeźlony. Herm spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby Draco nie lubił Pansy? A może się o coś pokłócili... Zawsze była pewna, że...
Nie oburzaj się, Malfoy. Tylko to, z kim sypia ta Mopsia damulcia mało mnie interesuje...
A jeśli powiem ci, że ten ktoś był z Gryffindoru?
Co?! – krzyknęła Hermiona. – Kłamiesz! Nikt z Gryfonów by jej nie dotknął!
Myślisz się, a właśnie, że dotknął. I był to ktoś bardzo Ci bliski... - Hermiona nerwowo zagryzła wargę. Malfoy najwyraźniej mówił prawdę, a ona była tak ciekawa kto był tym desperatem... No dalej, Granger, przecież oboje wiemy, że aż cię roznosi z ciekawości. Ty mi powiesz o co pokłóciłaś się z tymi głąbami, a ja tobie, kto z szlachetnych Gryfonków bzyknął Parkinson. - Chłopak wyciągnął do niej dłoń i uśmiechnął się, ale jakoś tak inaczej, bez tej zwykłej dla niego kpiny i ironii. Hermiona spojrzała na ubłoconą ziemią rękawiczkę, która wciąż spoczywała na jego ręce. No jasne, przecież nie zaproponowałby jej zwykłego uścisku dłoni...
A co mi tam! – pomyślała. Malfoy i tak ciągle się z niej wyśmiewa, niech więc ma jeden dodatkowy powód. Informacja o Parkinson była smakowitym kąskiem, już się nie mogła doczekać, aż powie o tym Ginny!
No dobrze, ale ty pierwszy! – odpowiedziała Herm ściskając jego dłoń. Musiała sama przed sobą przyznać, że Malfoy ma duże i silne ręce... wyczuła to nawet przez rękawiczkę. Nagle coś huknęło. Hermiona rozejrzała się po sali i zobaczyła jak wciąż czerwony ze złości Ron, zbiera potłuczoną doniczkę... Ups! Chyba widział ich uściskł dłoni... Malfoy zarechotał patrząc na Weasleya.
Mogę mówić pierwszy, w końcu jesteś z tego cholernego, honorowego Gryffindoru, więc liczę, że mnie nie wystawisz. - Hermiona skinęła głową i skupiła się na przesadzaniu kolejnego geranium, jednocześnie oczekując relacji Ślizgona.
To był McLaggen. - Herm wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
Serio? Yah! To odrażające... – powiedziała, wyobrażając sobie tę parę razem. Obojga ich szczerze nie znosiła. I pomyśleć, że Cormac kiedyś ją podrywał...
Na dodatek robili to w klasie eliksirów i Snape ich przyłapał – roześmiał się Malfoy, najwidoczniej zadowolony z nieszczęścia koleżanki.
Obrzydliwe. Dostali szlaban?
Jasne, i dodatkowo poleciały punkty. - Hermiona zrezygnowana pokręciła głową. To ona zaharowuje się, by zdobyć jak najwięcej punktów dla Gryfonów, a taki McLaggen traci je na miłosnych eskapadach z Mopsicą.
Twoja kolej, Szlamciu – zachęcił blondyn.
Chcieli bym odrobiła za nich zadanie domowe – wymamrotała cicho.
I tylko o to wam poszło? Nie wierzę! Ściemniasz, Granger!
Oni w tym czasie byli umówieni na randki! Miałam pisać dla nich, w czasie, gdy oni spacerowaliby sobie z dziewczynami... – sama się sobie zdziwiła, że wylewa swoje frustracje przed Malfoyem. Tylko czekać, aż zacznie się z tego wyśmiewać. Chłopak jednak nie zaczął się śmiać, tylko przyjrzał jej się z zainteresowaniem.
To wszystko? Bo coś mi się zdaje, że nie to cię najbardziej wkurzyło...
Hermiona z zaciętą miną zajmowała się następną rośliną.
No dalej, wyrzuć to z siebie, Granger. Obiecuję, że nie będę cię wyśmiewać. W końcu jestem ci coś winien, za to niby uratowanie życia, którego chciał mnie pozbawić twój ubogi nie tylko materialnie przyjaciel. - Hermiona przyjrzała mu się uważnie. Wyglądał jakby mówił szczerze.
A co cię tak interesuje, co mnie gryzie, co, Malfoy? - Chłopak nonszalancko wzruszył ramionami.
Miło jest wiedzieć, że wasza trójka nie jest tak idealnie zżyta jak wszyscy mówią. Poza tym ciekawe jestem co musiało się wydarzyć, że, aż tak się złościsz. Jesteś przecież znana z swojej cierpliwości... – uśmiechnął się ironicznie.
Skoro już musisz wiedzieć, to Ron pomyślał, że skoro i tak nie chodzę na randki, bo nikt się ze mną nie umawia, to może zwalić na mnie swoje zadanie. Zadowolony? - Malfoy zaśmiał się cicho.
Merlinie! Ale z tego Weasleya jest idiota! Serio tak ci powiedział? Ten imbecyl nie ma żadnego instynktu samozachowawczego! - Hermiona normalnie broniłaby Rona przed wyzwiskami Draco, ale od wczoraj była tak zła na przyjaciela, że postanowiła sobie tym razem darować.
A dlaczego nikt się z tobą nie umawia, Granger? – zapytał na pozór neutralnym tonem.
Ron uznał, że nikt nie chce... – odpowiedziała, zanim zdążyła się ugryźć w język. Co za upokorzenie! Teraz to dopiero Malfoy zacznie się śmiać! Hermiona momentalnie zrobiła się czerwona jak geranium, które właśnie przesadzała.
– On nie ma mózgu! – zawyrokował blondyn ze śmiechem. Herm spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie patrz tak! Nie żebym się z nim nie zgadzał, ale żeby powiedzieć coś takiego dziewczynie, na dodatek takiej, od której oczekuje się jakiejś przysługi, to trzeba serio być idiotą, co nie? - Uśmiechnęła się lekko pod nosem, nigdy nie sądziła, że może spędzić jakąś lekcję na rozmowie z Malfoyem i nie rzucić mu się do gardła. Chyba jednak chłopak nie był, aż tak koszmarny. Poprawka. Był, ale przy tym potrafił być też zabawny...
Eh, Granger. Jak mówiłem, zgadzam się z Rudym. Kto normalny chciałby się umawiać ze szlamą? - Hermiona prychnęła rozeźlona. Dokładnie takiej odzywki mogła spodziewać się po tym ślizgońskim wężu. Jednak ta buda już dawno zeszła na psy, więc nie brakuje w niej psycholi i desperatów... Widzisz tego wysokiego Puchona, tego z tępym spojrzeniem? - Wskazał głową w kierunku Justina Finch– Fletchleya. Hermiona spojrzała na chłopaka, a on od razu wyłapał jej spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko i pomachał do niej. Miona odwzajemniła uśmiech i również mu pomachała.
O co ci chodzi, Malfoy? – spytała zdziwiona, tym, że blondyn zwrócił jej uwagę na Puchona.
Gapi się na ciebie od początku lekcji. Wlepia to swoje rozmarzone spojrzenie i wygląda przy tym jak jakiś gumochłon... - Hermionie ze zdziwienia opadła szczęka. Czyżby Malfoy miał rację? Justin siedział obok niej na numerologii i starożytnych runach... ale zawsze myślała, że to tylko dlatego, że lubi z nią dyskutować o nauce.
Dotarło? – zaśmiał się Draco.
Nie wiem, o co ci chodzi – zripostowała, czerwieniąc się lekko.
Granger, Granger... jeśli poprawi ci to humor, są jeszcze inni kretyni, którzy z niewiadomych dla mnie zupełnie przyczyn lecą na ciebie...serio, nie wiem co nimi kieruje.
Może fakt, że Hermiona jest ładna? – odezwał się głos za ich plecami. Oboje obrócili się do uśmiechniętego Zabiniego. Draco teatralnie wywrócił oczami.
Mam nadzieję, Diable, że wcale nie powiedziałeś tego, co myślę, że usłyszałem, że powiedziałeś. - Blaise roześmiał się na głos.
Jeśli chcesz to mogę to powtórzyć, Smoku!
Nawet nie próbuj! Czy w tej szkole większość ludzi to debile? - Hermiona uśmiechnęła się lekko do Zabiniego. Zawsze uważała go za próżniaka i egoistę, ale nigdy też nie miała okazji z nim porozmawiać. Powiedział, że jest ładna... ciekawe czy mówił poważnie...?
Cześć, jestem Blaise Zabini, ale przyjaciele mówią na mnie Diabeł – chłopak wyszczerzył się w uśmiechu i wyciągnął do niej dłoń (bez ochronnej rękawiczki). Herm zamrugała zdziwiona.
Wiem kim jesteś, od siedmiu lat mamy razem eliksiry, a w tym roku również transmutację i obronę... – wydukała niepewnie spoglądając na jego rękę.
No tak, ale nigdy wcześniej nie miałem okazji ci się osobiście przedstawić – niezrażony Ślizgon wciąż stał z wyciągniętą dłonią. Malfoy wyglądał na głęboko zdegustowanego tą sceną. Hermiona zdjęła w końcu swoją ubłoconą rękawiczkę i uścisnęła rękę chłopaka.
Hermiona Granger, ale przyjaciele mówią do mnie Miona lub Herm.
Jak oryginalnie – zakpił Draco.
Cicho, Smoku. Ciebie nikt nie pytał o zdanie – zgasił przyjaciela Diabeł. Hermiona zachichotała pod nosem, widząc oburzenie blondyna. Znów gdzieś huknęło. Rozejrzała się i dostrzegła, że tym razem Ron nawet nie schylił się po rozbitą doniczkę. Stał i gapił się z nienawiścią na wciąż splecione ręce Hermiony i Zabiniego.
Kończymy powoli, moi mili – zawołała profesor Sprout, a Herm nie mogła uwierzyć, że ta lekcja już minęła, a na dodatek że dogadywała się na niej z dwoma od dawna nielubianymi Ślizgonami.
Dobra, Diable, spadaj do Parkinson. Pogadamy sobie później – ton blondyna zwiastował, że nie będzie to miła rozmowa.
Jak chcesz, to sam do niej spadaj, już skończyliśmy przesadzać. Ja pomogę Mionie podlać wasze geranium – zaproponował Blaise. Hermiona uśmiechnęła się lekko, słysząc jak chłopak ją nazwał.
Powiedziałem, że masz spadać! Sam sobie poradzę z podlewaniem – warknął zirytowany blondyn. Diabeł ostatni raz uśmiechnął się do niej, po czym ruszył do wyraźnie wkurzonej Parkinson.
Nie martw się, Malfoy, nie odbiję ci go – zażartowała Hermiona. Chłopak aż spurpurowiał z oburzenia. Już miał na nią nawrzeszczeć za tę niewybredną aluzję gdy podeszła do nich profesor Sprout.
Widzę, że ta między domowa współpraca nieźle wam wyszła. Wasze domy otrzymują po dziesięć punktów – oznajmiła im z ciepłym uśmiechem. Hermiona również się uśmiechnęła. Ta lekcja wcale nie była taka zła. Miała po niej zdecydowanie lepszy humor. Jednak gdy dostrzegła miny Rona i Harry'ego poczuła, że stan ten może nie potrwać już długo. Obaj wyglądali bowiem na nieźle wkurzonych...

7 komentarzy:

  1. Dłuższe życie każdej Mionki to Dracon...

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Blaise'a! A Ron i Harry coraz bardziej mnie wkurzają w twoim opowiadaniu, mam nadzieję, że jednak się zmienią, bo szkoda by było tylu lat przyjaźni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super opowiadanie, czytam je już któryś raz z koleji i od paru ładnych lat zawsze chętnie do niego wracam

    OdpowiedzUsuń
  4. Blaise nadaje temu opowiadaniu taką idealną nutkę rozbawienia, wolności, kiedy się pojawia to od razu występuje u mnie uśmiech :)
    Pansy i jej miłosne igraszki - sama tak samo jak Hermiona dałabym się przekupić, jednak Hermiona mnie tu zaskoczyła, że potrafiła w jakiś sposób się otworzyć przed Draco, bo jednak to co Ron jej powiedział to lekko uwłaczające... Jednak jak mówiłam, zdecydowanie za taką świeżą ploteczkę warto, warto.
    Ehhh Harry Ron, cóż mogę powiedzieć - debile, nie od Hermiony zależało z kim usiadła, a i tak wiecznie do niej pretensje. To wykorzystywanie. Zawsze nawet w kanonie uważałam, że za często daje się wykorzystywać, a kiedy ona czegoś potrzebuje, zazwyczaj zostaje z tym sama.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam to opowiadanie, już po raz któryś. No po prostu uwielbiam

    OdpowiedzUsuń