Rozdział
czwarty
–
Hermiono,
proszę cię! Naprawdę muszę zaraz iść do Dumbledore'a. Nie wiem,
ile to potrwa, a Snape urwie mi głowę, jeśli mu jutro tego nie
oddam. – Zbawca świata czarodziejów patrzył na nią z nadzieją
w swych zielonych oczach.
–
Dlaczego
nie napisałeś tego eseju wczoraj albo dziś po zajęciach? –
dopytywała się z naganą w głosie.
–
Przypadkiem
spotkałem Claudię... Zagadaliśmy się trochę...– jąkał się
skonsternowany Potter. Hermiona prychnęła zdegustowana. Harry swój
wolny czas przeznaczył na flirtowanie z jakąś lalunią, a teraz
wymaga od niej, by odrobiła za niego pracę domową. Wyraźnie
przypomniało jej się, jak Malfoy szydził, że przyjaźnią się z
nią tylko dlatego, że pisze za nich wypracowania. Starała się
odpędzić od siebie tę myśl.
–
Proszę,
Herm! Wynagrodzę ci to, obiecuję! To naprawdę już ostatni raz! –
dopraszał się Harry.
–
Dobrze
już! Ale więcej mnie o to nie proś! Poświęć trochę więcej
czasu nauce, a nie jakimś pustym idiotkom!
–
Dzięki,
Miona! Jesteś najlepsza! – Przyjaciel pochylił się nad nią i
szybko cmoknął ją w policzek, po czym pognał do wyjścia.
Hermiona z rezygnacją zabrała się za pisanie kolejnego eseju na
eliksiry. Naprawdę wolałaby ten wieczór poświęcić na jakąś
własną rozrywkę, ale z drugiej strony i tak miała zamiar jedynie
poczytać książkę...
–
Hej,
Hermionko. Harry powiedział mi, że można liczyć na twoją pomoc w
napisaniu eseju z eliksirów – Ron stanął tuż przed nią z
szerokim uśmiechem.
–
Też
go jeszcze nie napisałeś? No nie! Co się z wami dzieje? –
gderała dziewczyna. – No dobra, siadaj, będę pisała wersję
dla Harry'ego, a ty możesz to przepisywać, oczywiście zmieniając
kolejność zdań.
–
Przepisywać?
Bo ja pomyślałem sobie... No, że skoro piszesz dla Harry'ego... -
Hermiona oburzona uniosła głowę i spojrzała na swojego drugiego przyjaciela.
Hermiona oburzona uniosła głowę i spojrzała na swojego drugiego przyjaciela.
–
Ty
chyba nie sądzisz, że napiszę to za ciebie, Ronaldzie!
–
No,
ale skoro piszesz za Harry'ego... - Hermiona musiała odliczyć w
myślach do dziesięciu. Za kogo oni ją mieli? Za automat do
odrabiania prac domowych?
–
Piszę
za Harry'ego, bo on musiał iść do dyrektora – wycedziła przez
zaciśnięte zęby.
–
Nieprawda!
On poszedł na randkę z Anett Hill – wypalił rudzielec bez
zastanowienia. Dziewczyna myślała, że zaraz coś ją trafi. Ze
złością zatrzasnęła książkę do eliksirów.
–
A
ty? Z kim się umówiłeś, że próbujesz zwalić na mnie swoje
zadanie? – wstała i spiorunowała przyjaciela wzrokiem. Ron
zrobił się czerwony jak pomidor i zaczął mamrotać coś pod nosem
o Krukonce, która już dawno wpadła mu w oko.
–
I
ja mam poświęcić swój wolny czas na pisanie twojego zadania, a ty
będziesz sobie spacerował po błoniach z jakaś super laską? Ty
egoisto! A pomyślałeś o mnie? O tym, że może też chciałabym
spędzić ten wieczór w towarzystwie jakiegoś chłopaka, zamiast ci
pomagać?!
–
O
co się pieklisz, Miona? I tak się z nikim nie umawiasz... Przecież
nikt nawet nie chce... – Ron zorientował się, że chyba
powiedział za wiele, bowiem Hermiona wyglądała na zranioną jego
słowami. Opanowała się jednak i powiedziała chłodno:
–
Dość
tego, Ronaldzie. Od dzisiaj ani ty, ani szanowny pan Potter nie macie
co liczyć na moją pomoc z nauką. Miarka się przebrała. A teraz
znajdź swojego przyjaciela i poinformuj go, że ma sam napisać swój
referat, bo jak nie, to Snape dostanie jutro pusty pergamin! -
Z dumnie uniesioną głową ruszyła w stronę swojego dormitorium. Postanowiła, że tym razem nie wyciągnie do chłopaków pierwsza ręki na zgodę. Jeśli naprawdę zależy im na jej przyjaźni, to pierwsi przeproszą. Zrezygnowana padła na swoje łóżko. Ostatnie słowa Rona brzęczały w jej umyśle niczym natrętna mucha. Czy naprawdę nie umawia się z żadnym facetem, bo nikt jej nie chce? Przecież ona nawet nie pomyślała o tym, by iść na jakąś randkę. Od zakończenia wojny i zerwania z Ronem, ciągle myślała tylko o przyszłości, o skończeniu szkoły z jak najlepszymi wynikami... Zrezygnowana pokręciła głową. Jednak mimo wszystko słowa rudzielca naprawdę ją zabolały. Nie. Tym razem na pewno nie przeprosi go pierwsza.
Z dumnie uniesioną głową ruszyła w stronę swojego dormitorium. Postanowiła, że tym razem nie wyciągnie do chłopaków pierwsza ręki na zgodę. Jeśli naprawdę zależy im na jej przyjaźni, to pierwsi przeproszą. Zrezygnowana padła na swoje łóżko. Ostatnie słowa Rona brzęczały w jej umyśle niczym natrętna mucha. Czy naprawdę nie umawia się z żadnym facetem, bo nikt jej nie chce? Przecież ona nawet nie pomyślała o tym, by iść na jakąś randkę. Od zakończenia wojny i zerwania z Ronem, ciągle myślała tylko o przyszłości, o skończeniu szkoły z jak najlepszymi wynikami... Zrezygnowana pokręciła głową. Jednak mimo wszystko słowa rudzielca naprawdę ją zabolały. Nie. Tym razem na pewno nie przeprosi go pierwsza.
***
Na śniadaniu
usiadła z dala od Rona i Harry'ego, dając im tym samym do
zrozumienia, iż jest obrażona ich wczorajszym zachowaniem. Chłopcy
wyglądali na lekko zawstydzonych, ale żaden z nich nie zdobył się
jeszcze na przeproszenie jej. Herm postanowiła nawet na nich nie
patrzeć. Z godnością przeżuwała swojego tosta, jednocześnie
obserwując stół Ślizgonów. Malfoy wyszedł już ze Skrzydła
Szpitalnego i oczywiście znów przyjął rolę księcia Slytherinu.
Z przejęciem opowiadał coś, raz po raz wybuchając śmiechem, a
uczniowie domu węża wpatrywali się w niego z fascynacją albo, jak
w przypadku Parkinson, z zainteresowaniem. Jedynie najlepszy
przyjaciel blondyna, Zabini, patrzył na niego z pobłażliwym
politowaniem.
–
Książę
wrócił na swój tron – odezwała się Ginny, gdy spostrzegła,
gdzie patrzy Hermiona.
–
Jak
widać. On się chyba nigdy nie nauczy pokory – stwierdziła
brązowowłosa, odwracając wzrok od Malfoy'a.
–
Słyszałam,
że nagadałaś wczoraj Ronowi w Pokoju Wspólnym. - Hermiona
prychnęła z irytacją.
–
Zasłużył
sobie. Nie mam zamiaru z nim rozmawiać póki nie przeprosi i z
Potterem też nie! – oznajmiła pewnie.
–
I
słusznie, od dawna ci mówiłam, że oni cię wykorzystują...
–
Dość
tego, Gin. Skończyło się. Muszą zacząć pracować sami na swoje
oceny. Ja im już nie pomogę. Koniec.
–
Zawsze
tak mówisz, a potem...
–
Tym
razem nie zmienię zdania! – zapewniła Hermiona, wstając od
stołu. – Muszę już iść, mam teraz zielarstwo. – Chwyciła
swoją torbę Gryfonka i ruszyła w stronę szklarni.
***
Zielarstwo z
siódmym rokiem Hufflepuffu było jednym z zajęć, które naprawdę
lubiła. W tym roku poznawali fascynujące i rzadkie magiczne
rośliny, a poza tym mieli wiele zadań praktycznych, co sprawiało,
że lekcje te szybko mijały. Hermiona wciąż demonstrując swoją
złość na przyjaciół stanęła dziś przy jednym stanowisku z
Nevillem. Chłopak uśmiechnął się do niej na powitanie i skupił
się na podręczniku do przedmiotu, który z pewnością znał już
na pamięć. Ron i Harry rzucali jej ukradkowe spojrzenia, ale żaden
z nich nie odważył się jeszcze ją przeprosić.
Do szklarni
dziarskim krokiem weszła profesor Sprout, a tuż za nią, ku
rozpaczy wszystkich, siódmy rok Slytherinu, na czele z obrzydliwie
pewnym siebie Draconem.
–
Witajcie,
moi mili. Jako że profesor Flitwick, musiał pilnie wyjechać, razem
z nami na dzisiejszej lekcji obecni będą Ślizgoni. Jest nas tak
dużo, więc proszę dobrać się w pary. Będziemy dziś rozsadzać
jadowite geranium. - Po słowach profesorki nastąpiło małe
zamieszanie w dobieranie się dwójek. Hermiona uśmiechnęła się
do Nevilla, wiedząc, iż z nim to zadanie będzie dziecinnie
łatwe... Niestety, pani Sprout pomyślała chyba to samo.
–
Myślę,
że pan Longbottom poradzi sobie doskonale sam. Profesorka rozejrzała
się po sali i spostrzegła, że Malfoy, Zabini i Parkinson stoją
przy jednej doniczce, a Mopsica najwyraźniej spiera się z Blaisem
kto będzie w parze z blondynem.
–
Proszę
się nie kłócić. Któryś z panów przejdzie do panny Granger. -
Hermiona zrezygnowana podeszła do osobnego stanowiska pracy. Była
przekonana, że żaden ze Ślizgonów nie będzie chciał być z nią
w parze i w końcu pani profesor będzie musiała sama, któregoś
wyznaczyć. Jakie było jej zdziwienie, gdy obaj chłopcy niemal
równocześnie ruszyli w jej stronę.
–
Nawet
o tym nie myśl, Zabini, za nic nie zostanę tu z nią. Nie po tym,
co wczoraj zrobiła. Wstydź się, Pansy! – Draco pogardliwie
pokręcił głową.
–
Daj
spokój, Smoku, ty tylko umiesz dokuczać Granger, a ja chętnie z
nią podyskutuję...
–
Zostajesz
z Parkinson – oświadczył mu blondyn, po czym chwycił swoją
torbę i ruszył w stronę lekko zszokowanej Hermiony.
–
Cześć,
szlamciu. Tęskniłaś za mną ? – przywitał się z swoim
firmowym uśmieszkiem. Hermiona postanowiła go zignorować, dość
miała kłótni i problemów, by wdać się z nim w kolejną,
bezsensowną potyczkę słowną. Założyła ochronne rękawice i
sięgnęła po pierwszą doniczkę. Jadowite geranium było dość
niebezpieczną rośliną, bowiem jej ukąszenia, kończyły się
wielogodzinnym paraliżem całego ciała. Ślizgon wciąż
uśmiechając się kpiąco założył własne rękawiczki i spojrzał
na swoją partnerkę.
–
To
jak dzielimy obowiązki brudnokrwiste słoneczko? – zacmokał.
Hermiona zdusiła w sobie chęć przylania mu w tę nadętą
twarzyczkę.
–
Ja
będę szykowała nowe doniczki, ty wyrywasz geranium ze starych,
przekładasz do nowych, a ja je przysypuję. Pasuje?
–
Pasuje,
chociaż wolałbym wcale nie dotykać tego obrzydlistwa.
–
Wzruszyło
mnie twoje wyznanie – zakpiła. – No a teraz do roboty! -
Napełniła do połowy ziemią pierwszą doniczkę. W tym czasie
blondyn siłował się z kwiatkiem. Po chwili pierwsza roślina była
w nowej donicy, a oni wspólnie przysypywali ją świeżą ziemią.
–
Widzę,
że nadeszły kłopoty w waszym małym gryfońskim raju – zaśmiał
się cynicznie pod nosem.
–
O
co ci chodzi, Malfoy? – spytała obojętnie.
–
O
to, że nie odzywasz się do Pottera i Łasicowatego. Czyżby jakaś
mała sprzeczka, w idealnej drużynie marzeń?
–
Nie
twoja sprawa! A poza tym kto Ci powiedział, że się do nich nie
odzywam co?
–
To
widać z daleka. Ani razu nie spojrzałaś w ich stronę. A szkoda,
bo jest na co popatrzeć. Weasley wygląda jak burak na grządce.
Chyba jest o ciebie zazdrosny. - Ostatnie zdanie Malfoy wyszeptał
wprost do jej ucha. Hermiona odskoczyła do niego oburzona, po czym
automatycznie spojrzała na Rona. Rudy faktycznie wyglądał jakby
miał zaraz eksplodować.
–
Już
mówiłam, że to nie twoja sprawa! A teraz radzę ci zająć się
pracą! – nakazała. Chłopak znów zachichotał pod nosem i
zabrał się za przesadzanie następnego kwiatu.
–
Powiesz
mi o co poszło? – odezwał się po chwili.
–
Nie.
I zamknij się wreszcie!
–
Granger
powiedz mi! Jesteś ciekawy...
–
Nic
mnie to nie obchodzi!
–
No
powiedz! Co ci szkodzi? – Hermiona pomyślała, że zaraz zdzieli
go swoją łopatką. Był nieznośnie irytujący.
–
Nie
rozumiesz, Malfoy, co do ciebie mówię?! Nic ci nie powiem!
Najlepiej w ogóle się do mnie nie odzywaj!
–
A
jeśli w zamian zdradzę ci, z kim wczoraj przespała się Parkinson?
– zapytał rozbawiony. Hermiona prychnęła zdegustowana.
–
Sama
to wiem, to jasne, że z tobą...
–
Nawet
w żartach nie wymyślaj czegoś takiego! –
zawołał, rozeźlony. Herm spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby
Draco nie lubił Pansy? A może się o coś pokłócili... Zawsze
była pewna, że...
–
Nie
oburzaj się, Malfoy. Tylko to, z kim sypia ta Mopsia damulcia mało
mnie interesuje...
–
A
jeśli powiem ci, że ten ktoś był z Gryffindoru?
–
Co?!
– krzyknęła Hermiona. – Kłamiesz! Nikt z Gryfonów by jej nie
dotknął!
–
Myślisz
się, a właśnie, że dotknął. I był to ktoś bardzo Ci bliski... -
Hermiona nerwowo zagryzła wargę. Malfoy najwyraźniej mówił
prawdę, a ona była tak ciekawa kto był tym desperatem... –
No
dalej, Granger, przecież oboje wiemy, że aż cię roznosi z
ciekawości. Ty mi powiesz o co pokłóciłaś się z tymi głąbami,
a ja tobie, kto z szlachetnych Gryfonków bzyknął Parkinson. -
Chłopak wyciągnął do niej dłoń i uśmiechnął się, ale jakoś
tak inaczej, bez tej zwykłej dla niego kpiny i ironii. Hermiona
spojrzała na ubłoconą ziemią rękawiczkę, która wciąż
spoczywała na jego ręce. No jasne, przecież nie zaproponowałby
jej zwykłego uścisku dłoni...
–
A
co mi tam! – pomyślała. Malfoy i tak ciągle się z niej
wyśmiewa, niech więc ma jeden dodatkowy powód. Informacja o
Parkinson była smakowitym kąskiem, już się nie mogła doczekać,
aż powie o tym Ginny!
–
No
dobrze, ale ty pierwszy! – odpowiedziała Herm ściskając jego
dłoń. Musiała sama przed sobą przyznać, że Malfoy ma duże i
silne ręce... wyczuła to nawet przez rękawiczkę. Nagle coś
huknęło. Hermiona rozejrzała się po sali i zobaczyła jak wciąż
czerwony ze złości Ron, zbiera potłuczoną doniczkę... Ups! Chyba
widział ich uściskł dłoni... Malfoy zarechotał patrząc na
Weasleya.
–
Mogę
mówić pierwszy, w końcu jesteś z tego cholernego, honorowego
Gryffindoru, więc liczę, że mnie nie wystawisz. - Hermiona skinęła
głową i skupiła się na przesadzaniu kolejnego geranium,
jednocześnie oczekując relacji Ślizgona.
–
To
był McLaggen. - Herm wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia.
–
Serio?
Yah! To odrażające... – powiedziała, wyobrażając sobie tę
parę razem. Obojga ich szczerze nie znosiła. I pomyśleć, że
Cormac kiedyś ją podrywał...
–
Na
dodatek robili to w klasie eliksirów i Snape ich przyłapał –
roześmiał się Malfoy, najwidoczniej zadowolony z nieszczęścia
koleżanki.
–
Obrzydliwe.
Dostali szlaban?
–
Jasne,
i dodatkowo poleciały punkty. - Hermiona zrezygnowana pokręciła
głową. To ona zaharowuje się, by zdobyć jak najwięcej punktów
dla Gryfonów, a taki McLaggen traci je na miłosnych eskapadach z
Mopsicą.
–
Twoja
kolej, Szlamciu – zachęcił blondyn.
–
Chcieli
bym odrobiła za nich zadanie domowe – wymamrotała cicho.
–
I
tylko o to wam poszło? Nie wierzę! Ściemniasz, Granger!
–
Oni
w tym czasie byli umówieni na randki! Miałam pisać dla nich, w
czasie, gdy oni spacerowaliby sobie z dziewczynami... – sama się
sobie zdziwiła, że wylewa swoje frustracje przed Malfoyem. Tylko
czekać, aż zacznie się z tego wyśmiewać. Chłopak jednak nie
zaczął się śmiać, tylko przyjrzał jej się z zainteresowaniem.
–
To
wszystko? Bo coś mi się zdaje, że nie to cię najbardziej
wkurzyło...
Hermiona z zaciętą miną zajmowała się następną rośliną.
Hermiona z zaciętą miną zajmowała się następną rośliną.
–
No
dalej, wyrzuć to z siebie, Granger. Obiecuję, że nie będę cię
wyśmiewać. W końcu jestem ci coś winien, za to niby uratowanie
życia, którego chciał mnie pozbawić twój ubogi nie tylko
materialnie przyjaciel. - Hermiona przyjrzała mu się uważnie.
Wyglądał jakby mówił szczerze.
–
A
co cię tak interesuje, co mnie gryzie, co, Malfoy? - Chłopak
nonszalancko wzruszył ramionami.
–
Miło
jest wiedzieć, że wasza trójka nie jest tak idealnie zżyta jak
wszyscy mówią. Poza tym ciekawe jestem co musiało się wydarzyć,
że, aż tak się złościsz. Jesteś przecież znana z swojej
cierpliwości... – uśmiechnął się ironicznie.
–
Skoro
już musisz wiedzieć, to Ron pomyślał, że skoro i tak nie chodzę
na randki, bo nikt się ze mną nie umawia, to może zwalić na mnie
swoje zadanie. Zadowolony? - Malfoy zaśmiał się cicho.
–
Merlinie!
Ale z tego Weasleya jest idiota! Serio tak ci powiedział? Ten
imbecyl nie ma żadnego instynktu samozachowawczego! - Hermiona
normalnie broniłaby Rona przed wyzwiskami Draco, ale od wczoraj była
tak zła na przyjaciela, że postanowiła sobie tym razem darować.
–
A
dlaczego nikt się z tobą nie umawia, Granger? – zapytał na
pozór neutralnym tonem.
–
Ron
uznał, że nikt nie chce... – odpowiedziała, zanim zdążyła
się ugryźć w język. Co za upokorzenie! Teraz to dopiero Malfoy
zacznie się śmiać! Hermiona momentalnie zrobiła się czerwona jak
geranium, które właśnie przesadzała.
– On nie ma mózgu! – zawyrokował blondyn ze śmiechem. Herm spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie patrz tak! Nie żebym się z nim nie zgadzał, ale żeby powiedzieć coś takiego dziewczynie, na dodatek takiej, od której oczekuje się jakiejś przysługi, to trzeba serio być idiotą, co nie? - Uśmiechnęła się lekko pod nosem, nigdy nie sądziła, że może spędzić jakąś lekcję na rozmowie z Malfoyem i nie rzucić mu się do gardła. Chyba jednak chłopak nie był, aż tak koszmarny. Poprawka. Był, ale przy tym potrafił być też zabawny... – Eh, Granger. Jak mówiłem, zgadzam się z Rudym. Kto normalny chciałby się umawiać ze szlamą? - Hermiona prychnęła rozeźlona. Dokładnie takiej odzywki mogła spodziewać się po tym ślizgońskim wężu. – Jednak ta buda już dawno zeszła na psy, więc nie brakuje w niej psycholi i desperatów... Widzisz tego wysokiego Puchona, tego z tępym spojrzeniem? - Wskazał głową w kierunku Justina Finch– Fletchleya. Hermiona spojrzała na chłopaka, a on od razu wyłapał jej spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko i pomachał do niej. Miona odwzajemniła uśmiech i również mu pomachała.
– On nie ma mózgu! – zawyrokował blondyn ze śmiechem. Herm spojrzała na niego zdziwiona.
– Nie patrz tak! Nie żebym się z nim nie zgadzał, ale żeby powiedzieć coś takiego dziewczynie, na dodatek takiej, od której oczekuje się jakiejś przysługi, to trzeba serio być idiotą, co nie? - Uśmiechnęła się lekko pod nosem, nigdy nie sądziła, że może spędzić jakąś lekcję na rozmowie z Malfoyem i nie rzucić mu się do gardła. Chyba jednak chłopak nie był, aż tak koszmarny. Poprawka. Był, ale przy tym potrafił być też zabawny... – Eh, Granger. Jak mówiłem, zgadzam się z Rudym. Kto normalny chciałby się umawiać ze szlamą? - Hermiona prychnęła rozeźlona. Dokładnie takiej odzywki mogła spodziewać się po tym ślizgońskim wężu. – Jednak ta buda już dawno zeszła na psy, więc nie brakuje w niej psycholi i desperatów... Widzisz tego wysokiego Puchona, tego z tępym spojrzeniem? - Wskazał głową w kierunku Justina Finch– Fletchleya. Hermiona spojrzała na chłopaka, a on od razu wyłapał jej spojrzenie, po czym uśmiechnął się szeroko i pomachał do niej. Miona odwzajemniła uśmiech i również mu pomachała.
–
O
co ci chodzi, Malfoy? – spytała zdziwiona, tym, że blondyn
zwrócił jej uwagę na Puchona.
–
Gapi
się na ciebie od początku lekcji. Wlepia to swoje rozmarzone
spojrzenie i wygląda przy tym jak jakiś gumochłon... - Hermionie
ze zdziwienia opadła szczęka. Czyżby Malfoy miał rację? Justin
siedział obok niej na numerologii i starożytnych runach... ale
zawsze myślała, że to tylko dlatego, że lubi z nią dyskutować o
nauce.
–
Dotarło?
– zaśmiał się Draco.
–
Nie
wiem, o co ci chodzi – zripostowała, czerwieniąc się lekko.
–
Granger,
Granger... jeśli poprawi ci to humor, są jeszcze inni kretyni,
którzy z niewiadomych dla mnie zupełnie przyczyn lecą na
ciebie...serio, nie wiem co nimi kieruje.
–
Może
fakt, że Hermiona jest ładna? – odezwał się głos za ich
plecami. Oboje obrócili się do uśmiechniętego Zabiniego. Draco
teatralnie wywrócił oczami.
–
Mam
nadzieję, Diable, że wcale nie powiedziałeś tego, co myślę, że
usłyszałem, że powiedziałeś. - Blaise roześmiał się na głos.
–
Jeśli
chcesz to mogę to powtórzyć, Smoku!
–
Nawet
nie próbuj! Czy w tej szkole większość ludzi to debile? -
Hermiona uśmiechnęła się lekko do Zabiniego. Zawsze uważała go
za próżniaka i egoistę, ale nigdy też nie miała okazji z nim
porozmawiać. Powiedział, że jest ładna... ciekawe czy mówił
poważnie...?
–
Cześć,
jestem Blaise Zabini, ale przyjaciele mówią na mnie Diabeł –
chłopak wyszczerzył się w uśmiechu i wyciągnął do niej dłoń
(bez ochronnej rękawiczki). Herm zamrugała zdziwiona.
–
Wiem
kim jesteś, od siedmiu lat mamy razem eliksiry, a w tym roku również transmutację i obronę... – wydukała niepewnie spoglądając na
jego rękę.
–
No
tak, ale nigdy wcześniej nie miałem okazji ci się osobiście
przedstawić – niezrażony Ślizgon wciąż stał z wyciągniętą
dłonią. Malfoy wyglądał na głęboko zdegustowanego tą sceną.
Hermiona zdjęła w końcu swoją ubłoconą rękawiczkę i uścisnęła
rękę chłopaka.
–
Hermiona
Granger, ale przyjaciele mówią do mnie Miona lub Herm.
–
Jak
oryginalnie – zakpił Draco.
–Cicho,
Smoku. Ciebie nikt nie pytał o zdanie – zgasił przyjaciela
Diabeł. Hermiona zachichotała pod nosem, widząc oburzenie
blondyna. Znów gdzieś huknęło. Rozejrzała się i dostrzegła, że
tym razem Ron nawet nie schylił się po rozbitą doniczkę. Stał i
gapił się z nienawiścią na wciąż splecione ręce Hermiony i
Zabiniego.
–
Kończymy
powoli, moi mili – zawołała profesor Sprout, a Herm nie mogła
uwierzyć, że ta lekcja już minęła, a na dodatek że dogadywała
się na niej z dwoma od dawna nielubianymi Ślizgonami.
–
Dobra,
Diable, spadaj do Parkinson. Pogadamy sobie później – ton
blondyna zwiastował, że nie będzie to miła rozmowa.
–
Jak
chcesz, to sam do niej spadaj, już skończyliśmy przesadzać. Ja
pomogę Mionie podlać wasze geranium – zaproponował Blaise.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, słysząc jak chłopak ją
nazwał.
–
Powiedziałem,
że masz spadać! Sam sobie poradzę z podlewaniem – warknął
zirytowany blondyn. Diabeł ostatni raz uśmiechnął się do niej,
po czym ruszył do wyraźnie wkurzonej Parkinson.
–
Nie
martw się, Malfoy, nie odbiję ci go – zażartowała Hermiona.
Chłopak aż spurpurowiał z oburzenia. Już miał na nią
nawrzeszczeć za tę niewybredną aluzję gdy podeszła do nich
profesor Sprout.
–
Widzę,
że ta między domowa współpraca nieźle wam wyszła. Wasze domy
otrzymują po dziesięć punktów – oznajmiła im z ciepłym
uśmiechem. Hermiona również się uśmiechnęła. Ta lekcja wcale
nie była taka zła. Miała po niej zdecydowanie lepszy humor. Jednak
gdy dostrzegła miny Rona i Harry'ego poczuła, że stan ten może
nie potrwać już długo. Obaj wyglądali bowiem na nieźle
wkurzonych...
Dłuższe życie każdej Mionki to Dracon...
OdpowiedzUsuńBoże, jak ja to kocham
OdpowiedzUsuńJa też uzależniłam się od tg!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Blaise'a! A Ron i Harry coraz bardziej mnie wkurzają w twoim opowiadaniu, mam nadzieję, że jednak się zmienią, bo szkoda by było tylu lat przyjaźni.
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, czytam je już któryś raz z koleji i od paru ładnych lat zawsze chętnie do niego wracam
OdpowiedzUsuńBlaise nadaje temu opowiadaniu taką idealną nutkę rozbawienia, wolności, kiedy się pojawia to od razu występuje u mnie uśmiech :)
OdpowiedzUsuńPansy i jej miłosne igraszki - sama tak samo jak Hermiona dałabym się przekupić, jednak Hermiona mnie tu zaskoczyła, że potrafiła w jakiś sposób się otworzyć przed Draco, bo jednak to co Ron jej powiedział to lekko uwłaczające... Jednak jak mówiłam, zdecydowanie za taką świeżą ploteczkę warto, warto.
Ehhh Harry Ron, cóż mogę powiedzieć - debile, nie od Hermiony zależało z kim usiadła, a i tak wiecznie do niej pretensje. To wykorzystywanie. Zawsze nawet w kanonie uważałam, że za często daje się wykorzystywać, a kiedy ona czegoś potrzebuje, zazwyczaj zostaje z tym sama.
Czytam to opowiadanie, już po raz któryś. No po prostu uwielbiam
OdpowiedzUsuń