Brakowało mu Qudditcha.
Ta gra zawsze pozwalała mu na naładowanie akumulatorów pozytywną
energią i na zachowanie dobrej kondycji fizycznej, a poza tym, była
to gra drużynowa... Miał towarzystwo.
Teraz poza pracą i
własnym sarkazmem nie pozostało mu już nic godnego uwagi. Kobiety
na jedną noc nie były odpowiednimi towarzyszkami do rozmów, gdyż
zazwyczaj posiadały inteligencje chusteczek do nosa. Wszystko to
sprowadzało się do tego, że Draco Malfoy był znudzony,
frustrowany, samotny i w złej kondycji.
To ostatnie postanowił
jak najszybciej zmienić, każdego wieczoru wybierając się na mały
trening do pobliskiego parku. Zakładał swój dres w barwach
Slytherinu, zabierał magic-playera z najlepszymi kawałkami
Fatalnych Jędz i biegał tak długo, aż w jego krwi pojawiał się
potężny zastrzyk endorfin spowodowanych wysiłkiem. Później
siadał na ławce, w ciemności gapiąc się na obraz księżyca
odbijający się w gładkiej tafli jeziora. To wszystko pozwalało mu
jakoś skumulować energię na kolejny, nudny dzień pracy w
Ministerstwie Magi.
☤☤☤
Tego dnia musiał biegać
nieco dłużej, by osiągnąć zamierzony efekt. To wszystko przez
złość. Wkurzyło go to zamieszanie w biurze aurorów z powodu
zaręczyn i rychłego ślubu tego szmaciarza Weasley'a. Wszyscy
gratulowali rudzielcowi i udawali, że cieszą się jego szczęście,
gdyż znalazł on miłość życia w postaci jakiejś głupiej
Francuzki, co dwóch zdań nie potrafi poprawnie sklecić po
angielsku. Nic dziwnego, że Granger już dawno rzuciła tego
żałosnego typka! Do niego pasowały tylko i wyłącznie takie
plastikowe lalki bez rozumu. Jednak tym co naprawdę złościło
Dracona był fakt, że nawet taki rudowłosy piegus znalazł żonę...
A on? Już na zawsze pozostanie samotny i zgorzkniały.
Usiadł na ławce i
wyłączył muzykę, chcąc chwilę odpocząć, zanim wróci do domu.
Wiedział, że to nie jego wina, że nie potrafi się zaangażować w
żaden związek, po prostu wciąż czekał na coś wyjątkowego...
Nagle jego uwagę
odwróciło coś jakby cichy pisk, skonsternowany rozejrzał się
dookoła, by stwierdzić, że dochodzi on z krzaków nieopodal.
Podszedł tam powoli, by sprawdzić co się dzieje. Rozsunął
ostrożnie chaszcze i zamarł pod wpływem wpatrujących się w niego
czekoladowych oczu... Najsłodszych oczek, jakie w życiu widział.
-
Hej, jak się tu znalazłeś? - zapytał, ostrożnie podchodząc do
pieska, który wyglądał na przestraszonego. – Jesteś ranny? Albo
może ranna? Chyba jesteś suczką... - Draco przyklęknął przy
pięknej, czarnej labradorce i pogłaskał ją ostrożnie. Psinka
wyglądała na zmęczoną i głodną. Blondyn nie za bardzo wiedział
co powinien teraz zrobić. Zgłosić to komuś? Zabrać psa do domu?
Czy może to weterynarza? Wiedział, jednak, że jej tu nie zostawi!
Szybko zdjął swoją
bluzę i wziął suczkę na ręce, chcąc ich teleportować.
Przypomniało mu się właśnie, że na Pokątnej otwarto nowy,
prywatny gabinet MagoVet, więc postanowił udać się tam, by ktoś
ją zbadał.
W myślach przeklinał
tego, kto porzucił to bezbronne, śliczne stworzenie w pustym parku.
Jak można było zrobić to z tak słodkim i grzecznym pieskiem? To
naprawdę nie mieściło mu się w głowie.
☤☤☤
W gabinecie paliły się
światła, więc Draco stwierdził, że pomimo późnej pory, ktoś
jeszcze tam jest. Bez ceregieli kopniakiem otworzył drzwi do
lecznicy i wniósł labradorkę do środka.
-
Co się stało? - Zza kontuaru poderwała się niewysoka, czarnowłosa
czarownica.
-
Znalazłem tego psa w parku, chciałbym, by ktoś go zbadał –
wyjaśnił szybko.
-
Oczywiście! Ma pan szczęście, gdyż doktor Granger nie poszła
jeszcze do domu... - Kobieta podeszła do białych drzwi i otworzyła
je szeroko, gestem zapraszając Dracona do środka. Blondyn ruszył
za nią mając cichą nadzieję, że się przesłyszał, a kobieta
wcale nie powiedziała tego nazwiska na "g". Wkrótce
jednak jego nadzieje zostały rozwiane...
-
Hermiono, pilny pacjent do ciebie.
-
Dzięki, Susie – Hermiona uniosła głowę z nad jakimś
dokumentów, które leżały na biurku i natrafiła prosto na
zdziwione spojrzenie Malfoy'a. Ona też się zdziwiła...
Co ten dumny arystokrata
robi w jej gabinecie o tak później porze, na dodatek ze śliczną
labradorką w ramionach?
-
Na Godryka, Malfoy! Coś ty zrobił temu biednemu stworzeniu? -
zawołała, szybko podchodząc do niego.
-
Na Salazara, Granger, też się cieszę, że cię widzę –
odpowiedział w równie nieuprzejmym tonie, po czym odłożył suczkę
na stojący w gabinecie stół.
-
Hej, malutka, co ci dolega? - Hermiona od razu zaczęła badać
pieska.
-
Myślisz, że ona ci to powie, Granger? - sarknął. – Znalazłem
ją w parku, jest wyziębiona i pewnie głodna, a na dodatek
piszczała – wyjaśnił, z troską patrząc na sunię.
-
Znalazłeś ją w parku i przyniosłeś do mnie? Bo zacznę myśleć,
że masz coś takiego jak serce, Malfoy. - Draco prychnął
zirytowany pod nosem. Co też ta wstrętna baba sobie wyobrażała?
Przecież on nigdy nie skrzywdziłby żadnego zwierzątka! Popatrzył
na pochyloną nad psem Granger i w duchu zaklął cicho. Był
poirytowany własnymi wnioskami. Hermiona wyładniała i to bardzo...
Nie było co temu zaprzeczać, choć on z pewnością byłby bardziej
zadowolony, gdyby teraz była grubą, podstarzałą brzydulą. Mógłby
przynajmniej jej podokuczać! Postanowił oderwać swoją uwagę od
pani weterynarz i skupić ją na suczce, która wpatrywała się
prosto w swojego wybawiciela pełnymi wdzięczności oczętami.
-
Nic jej nie będzie? - zapytał z troską.
-
Ma zwichniętą łapkę, ale to szybko się zagoi, a tak to miałeś
rację, jest wyziębiona i głodna, ale to też da się naprawić.
Wiesz jak się wabi?
-
Nie. Nie miała obroży – odpowiedział.
-
Jej rasa to labrador retriever, szybko znajdzie dom jeśli odwieziesz
ją do schroniska. Jest przeurocza. – Hermiona z czułością
pogłaskała pieska, który zamerdał ogonem.
-
Do schroniska? Nie... Ja... Nie sądzę, bym ją tam odesłał. –
Draco sam się zdziwił swoim słowom.
-
Naprawdę? Chcesz ją zatrzymać? Pies to nie sowa, Malfoy, wymaga o
wiele więcej uwagi.
-
Wiem o tym! Mam w domu służbę, więc będzie miał ją kto
wyprowadzać. – Blondyn wiedział, że decyzja już zapadła.
Suczka chyba widziała, że właśnie znalazła dom, bo szczęknęła
wesoło i zamerdała ogonem. Nie mógł postąpić inaczej. Te
czekoladowe oczy od razu zdobyły jego sympatię. Zmieszał się
lekko, gdy uniósł głowę i dostrzegł, że oczy Hermiony mają
podobną barwę, tak samo ciepłą i tak samo sprawiającą, że coś
niebezpiecznie drga w jego klatce piersiowej...
-
No to jak ją nazwiesz? - zapytała.
-
Lori – zdecydował. To imię pasowało do niej, a suczka znów
zamerdała ogonem, gdy tylko je wypowiedział.
-
Lori Malfoy – Hermiona uśmiechnęła się czule, machając
różdżką, by zgromadzić wszystko, co mogło się mu przydać do
opieki nad pieskiem.
-
Nie mam ze sobą portfela – wyznał, po raz pierwszy w życiu,
czując zażenowanie. Nigdy nie zabierał pieniędzy na wieczorne
biegi.
-
Nie martw się tym i tak będziesz musiał przyjść z Lori na
kontrolę w przyszłym tygodniu. – Hermiona uśmiechnęła się do
niego, a on nieświadomie odwzajemnił ten uśmiech.
-
Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale niech będzie... Dzięki,
Granger. – Draco odesłał wyprawkę Lori do domu za pomocą
zaklęcia, a sam znów wziął suczkę na ręce.
-
Nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale nie jesteś taki zły,
Malfoy. Ktoś, kto przygarnia porzucone zwierzę, nie może być
zły... - Hermiona z uśmiechem odprowadziła go do drzwi. Draco
nieco zawstydził się jej słowami, ale postanowił odłożyć choć
na chwilę maskę zimnego drania i nie odpowiedział jej niczego
wrednego.
-
W taki razie... Do przyszłego tygodnia – burknął pod nosem.
-
Tak, do zobaczenia Lori. – Hermiona ostatni raz pogłaskała
suczkę, nim ona i jej pan opuścili gabinet.
☤☤☤
Widział
ją. Szła do niego, powoli, jakby wiedząc, że ta odległość go
torturuje. Uśmiechała się, nieco drapieżnie, ale wciąż
niesamowicie to na niego działało.
-
Jesteś dobrym człowiekiem, Malfoy... - wyszeptała, stojąc przed
nim.
-
Taa, jestem cholernie dobry... - wymruczał, przyciągając ją do
siebie i oczekując tego cudownego pocałunku, o którym marzył od
kilku tygodni. I wtedy to się stało. Długi, mokry język
przejechał po jego policzku, a on się obudził.
-
Lori! Miałaś nie lizać mnie po twarzy! - zganił niesforną
suczkę, która obudziła swojego pana w swój ulubiony sposób.
Wstał pocierając policzek i patrząc krzywo na powód jego pobudki.
Chętnie zostałby jeszcze chwilę w tym śnie i dowiedział się,
jak całuje Granger. Lori wesoło merdała ogonem i wzięła swoją
piłeczkę, by zachęcić pana do zabawy. Draco nie mógł jej
odmówić. W życiu by się do tego nie przyznał, ale ta suczka
podporządkowała sobie wszystkich w jego domu, a jemu samemu skradła
serce. Była jego przyjacielem i towarzyszem i nie mógł jej
naprawdę niczego odmówić, ani długo się na nią złościć.
Uśmiechnął się i rzucił labradorce jej zabawkę, po czym
czmychnął do łazienki, nim Lori zdążyła zająć mu cały
poranek psimi figlami. Dziś kolejna wizyta u pani weterynarz...
Musiał przecież jakoś wyglądać.
☤☤☤
Od trzech miesięcy, w
każda sobotę Draco i Lori odwiedzali gabinet Hermiony, by suczka
mogła przejść kontrolę. Była zdrowa i pełna wigoru, ale Draco
tłumaczył, że woli dmuchać na zimne, a Hermiona nie miała nic
przeciwko wizytom swojej ulubionej pacjentki i jej pana, choć Lori
powinna się nazywać "Energia", bo po jej odwiedzinach
gabinet wyglądał jakby przeszły przez niego rozszalałe
hipogryfy.. Jednak tym słodkim, czekoladowym oczkom wszystko można
było wybaczyć, tak jak tym niebieskim, którymi hipnotyzował jej
właściciel.
-
Wszystko z nią w porządku, jest zdrowa i wesoła. – Hermiona
uśmiechnęła się do biegającej za piłeczką Lori.
-
To dobrze, staram się przestrzegać twoich zaleceń. – Draco
również musiał się uśmiechnąć, patrząc na Hermionę, bawiącą
się z jego pupilką.
-
Pani doktor, ostatni pacjent odwołał wizytę. Jego magic-piranie
pozagryzały się nawzajem – powiedziała Susie, wchodząc do
gabinetu.
-
Wiedziałam, że to się tak skończy. Przynajmniej mam wolne.
-
Idziemy z Lori do parku, może pójdziesz z nami? - wypalił Malfoy,
zanim się zastanowił nad tym co robi. Jednak bardzo chciał żeby
się zgodziła... To była jego szansa.
-
W sumie czemu nie i tak nie mam nic do roboty – Hermiona
uśmiechnęła się promiennie, szczęśliwa, że Draco wreszcie się
zdobył na to, by gdzieś ją zaprosić. Po cichu od dawna na to
liczyła. Dzięki wspólnej opiece nad Lori zbliżyli się do siebie
i poprawili swoje relacje, teraz nadarzyła się okazja, by jeszcze
je pogłębić...
☤☤☤
Spacerowali
po parku, na zmianę rzucając patyki radośnie biegającej Lori i
rozmawiając beztrosko o swoim życiu. Oboje byli zaskoczeni jak
swobodnie przebiega ta rozmowa. Było naprawdę miło... Stanęli
nieopodal jeziorka, przy którym Draco znalazł suczkę i z lekkimi
uśmiechami patrzyli na pływające w wodzie kaczuszki.
-
Jestem ci naprawdę wdzięczny za pomoc... Bez ciebie opieka nad Lori
nie byłaby taka łatwa. – Draco odwrócił się w jej stronę i
popatrzył jej w oczy.
-
To była dla mnie sama przyjemność. – Hermiona również
popatrzyła w jego śliczne tęczówki. Stali tak, nie mogąc oderwać
od siebie wzroku, obydwoje myśląc o tym samym, ale żadne z nich
nie potrafiło się odważyć na ten krok.
Mieli jednak po swojej
stronie czworonożnego sprzymierzeńca...
Lori z rozpędu wskoczyła
na plecy swojego pana, popychając go wprost na Hermionę, z taką
siłą, że oboje upadli na miękką trawę.
-
Przepraszam... nie wiem co ją napadło... - wydyszał Draco, a jego
nos prawie stykał się z nosem Miony.
-
Nic się nie stało – wyszeptała prosto w jego usta, które już
po sekundzie spoczęły na jej malinowych wargach całując je
zachłannie.
☤☤☤
Lori usiadł nieopodal i
wesoło zamerdała ogonem. Kochała swojego pana za to, że uratował
jej życie, dbał o nią i lubił się z nią bawić. Czuła, że pan
lubi jej towarzystwo i wspólne zabawy, ale wiedziała też, że lubi
panią Hermionę. Ona też ją lubiła. Chciała żeby ta dwójka
razem była szczęśliwa, bo wiedziała, że o niej nie zapomną... A
kto wie, może nawet sprawią jej więcej towarzyszy zabaw? Lori
przecież lubiła dzieci...
☤☤☤
Koniec
Super taka fajna milutka z dawką humoru.
OdpowiedzUsuńSłodziutka kochaniutka :-) idealna na wieczór :-)
OdpowiedzUsuńUrocza miniaturka ❤️ coś lekkiego na poprawę humoru ☺️
OdpowiedzUsuńŚwietna miniaturka 😍
OdpowiedzUsuńUrocza <3
OdpowiedzUsuńZnakomita,jestem zakochana😻
OdpowiedzUsuń