niedziela, 26 października 2025

Bez wyjątków - Rozdział dziesiąty


Maia nie miała wątpliwości, że praktycznie wszyscy zgromadzeni w sali – nie wyłączając z tego Tiziana i Cary – patrzyli z uwagą na to, jak Maranzano prowadził ją na sam środek parkietu. Nie chciała się specjalnie rozglądać, a już zwłaszcza nie chciała dostrzec swoich rodziców, głęboko przekonana o tym, że cała ta scena mocno ich zaniepokoiła.

Fakt, że Dario postanowił dołączyć do zgromadzonych na parkiecie, był uznawany za wyraz szacunku dla narzeczonych i ich rodzin. Co jasne – nikt nie śmiałby mieć do niego pretensji, gdyby nie zechciał brać w tym udziału. Maia doskonale pamiętała, że na jej własnym przyjęciu zaręczynowym nie ruszył się od stołu nawet o cal.

Wtedy myślała, że ich przywódca po prostu nie lubił tańczyć i tak bardzo wystawiać się na widok swoich podwładnych. Chyba jednak mocno się w tej kwestii pomyliła.

Mogła się założyć, że większość gości obecnych w sali oczekiwała, że pierwszą kobietą, z którą Dario dziś zatańczy będzie Riona Coyle.

Czy nie dalej jak dwie i pół minuty temu ta rudowłosa Irlandka zapewniła ją, że jest już praktycznie zaręczona z szefem nowojorskiej mafii? Dlaczego więc, to nie ją przyciągał teraz do siebie na samym środku sali na oczach wszystkich tych ludzi?

Zimne dreszcze na przemian z falami gorąca krążyły po ciele Mai, gdy Dario mocno objął ją w talii. Jego bliskość i zapach sprawiały, że dosłownie miękła w kolanach. Ostatkiem sił powstrzymała się przed okazaniem tej słabości. Nie mogła przecież upaść teraz tuż pod jego nogami.

– Unieś głowę – nakazał jej chłodnym szeptem.

Maia choć od razu się spięła, jednocześnie natychmiast spełniła to polecenie. Ledwo zdusiła w sobie jęk, gdy zorientowała się, z jaką intensywnością Wulkan wpatrywał się w tej chwili w jej twarz.

Cieszyła się, że echa skandalu związanego ze zdradą Tizia powoli milkną, ale mogła mieć więcej niż pewność, że po tej scenie będzie na ustach wszystkich przez kilka kolejnych tygodni. Wizja zaznania upragnionego przez nią spokoju, znów się oddalała.

Powstawało za to pytanie – jaki naprawdę cel miał w tym wszystkim Maranzano?

Nagle nie wiedzieć czemu w jej głowie echem odbiła się złowróżbna przepowiednia Eve, jakoby don mógł zapragnąć, by ona została kiedyś jego kochanką.

Poczuła, jak coś kwaśnego napływa jej do ust, a serce znów zaczyna głucho walić w piersi. Za nic w świecie nie byłaby w stanie się temu bezwolnie poddać. To byłoby niczym ziszczenie się jej najgorszego koszmaru. Koniec wszystkich marzeń.

To było absurdalne, ale w tej chwili pojawił się przebłysk nadziei, że Riona mogła mieć rację, sądząc, że Wulkan robił to wszystko wyłącznie dlatego, bo w jakiś sposób współczuł Mai upokorzenia związanego ze zdradą narzeczonego.

– Jesteś teraz córką podszefa. Jedną z najważniejszych i najwyżej postawionych kobiet w całej rodzinie – Dario mówił to wszystko, wciąż patrząc jej prosto w oczy, a Maia choć było to dla niej wysoce niekomfortowe, ze wszystkich sił walczyła, by to wytrzymać i nie odwracać wzroku. – Nigdy nie opuszczaj głowy, nie chodź zawstydzona i nie pozwól nikomu, by ci w jakikolwiek sposób umniejszano, rozumiesz?

– Tak, oczywiście, że tak – odpowiedziała cicho, dłużej nie wytrzymując i delikatnie odwracając głowę.

Niestety okazało się to niefortunne, bowiem natrafiła prosto na wbite w nią i pełne tłumionej rozpaczy spojrzenie Tiziana.

Panna Sorrentino pomyślała, że to był chyba naprawdę jeden z najgorszych wieczorów w jej życiu.

Dario naprawdę dobrze tańczył, ale Maia przyjęła z ulgą, gdy piosenka wreszcie się skończyła. Odzyskał na dobre oddech, gdy mężczyzna ją puścił, by móc razem z innymi oklaskiwać główną parę wieczoru.

Cara Devlin w zielonej, błyszczącej sukience wyglądała trochę jak bombka choinkowa, a Tiziano w szarym garniturze i bez krawata prezentował się dość niedbale.

Maia wiedziała, że większość gości przybyłych na bankiet z Nowego Jorku, było obecnych również na ich przyjęciu zaręczynowym. Czy porównywali teraz ze sobą oba te wydarzenia? Ich mini i wszechobecne szepty nie pozostawiały co do tego wątpliwości.

– Chodź, czas wrócić do naszego stolika – oznajmił kurtuazyjnie Dario, kładąc swoją dużą dłoń na jej plecach.

Miała nadzieję, że Maranzano nie był w stanie wyczuć tego, jak bardzo była w tej chwili spięta, ani tym bardziej tego, jak od jego dotyku po jej skórze przelatywały niewidzialne iskry.

Sama nie była do końca pewna, czy ten człowiek tak bardzo ją przerażał, czy może jednak w pewien sposób również fascynował. Wiedziała tylko, że prawdopodobnie w ten jeden wieczór nie da rady poradzić sobie z chaosem, który panował obecnie w jej głowie. Potrzebowała czasu, by to wszystko przemyśleć i poukładać.


<><><>



– Wzbudziliście na parkiecie o wiele większe zainteresowanie, niż główna para wieczoru – powitał ich przy stole wyraźnie rozbawiony Gambino, na co Riona Coyle jedynie prychnęła gniewnie i założyła ręce na piersi jakby obrażona w tej chwili na cały świat.

– To nie było specjalnie trudne – zaśmiała się Azzurra. – Nasz kuzyn wygląda trochę, jakby przeczołgano go po wszystkich irlandzkich pubach w okolicy, nie sądzisz braciszku?

– Nie obchodzi mnie jak on wygląda – odpowiedział cierpko.

– To jedno z najmniej udanych przyjęć na jakim w życiu byłem, wliczając w to całkiem sporo styp – narzekał Gregor.

– Zgadzam się. Nawet ta orkiestra gra fatalnie – dodała Galena, włączając się w rozmowę i jednocześnie bacznie obserwując siostrę.

– Poczekamy tylko na oficjalną część zaręczyny, a potem od razu możemy pojechać do naszego hotelu – zaproponowała Azzurra. – Mogę powiedzieć, że nie najlepiej się czuję, a wy nie chcecie zostawiać mnie samej – dodała nieco bardziej konspiracyjnym tonem, uśmiechając się porozumiewawczo do sióstr Sorrentino.

Maia miała w tej chwili ochotę przeskoczyć przez stół i ją ucałować. Jeśli Azza naprawdę mogła znaleźć sposób, by skrócić jej męki, to byłaby jej za to niewymownie wdzięczna

– Ja wracam dziś do Nowego Jorku – odezwał się niespodziewanie Dario.

– Naprawdę? To wspaniale! Naprawdę nie znoszę spać poza domem.

– Niestety ty i ja musimy tu zostać – Gregor uśmiechnął się krzywo w stronę panny Maranzano. – Rano jest jeszcze oficjalne śniadanie, a później spotkanie podszefów, a skoro Dario na nim nie będzie, to ty i ja musimy pełnić funkcje reprezentacyjne.

– Cholera – mruknęła zniechęcona Azza. – Zupełnie o tym zapomniałam.

– A czy my możemy dziś wrócić do domu? – zapytała siostrę Galena.

Maia już otwierała usta, by odpowiedzieć, że niestety nie, bowiem jej ojciec musiał również wziąć udział z zaplanowanym spotkaniu. Nie zdążyła jednak się odezwać, bowiem pierwszy zrobił to Dario.

– Wypada, by rodzina nowego podszefa New Jersey również miała swoją reprezentację wśród kobiet na porannym śniadaniu.

– Oczywiście – zgodziła się natychmiast Gal, ledwo maskując swój zawód. – Ja, mama i Maia…

– Obecność twoja i pani Sorrentino będzie w zupełności wystarczająca. A twoja siostra może dziś wrócić ze mną do miasta jeśli ma taką ochotę – poinformował oschle don.

Maia poczuła się, jakby ktoś oblał jej wnętrzności jakąś substancją zamrażającą. Dlaczego miałaby chcieć dobrowolnie znaleźć się w samolocie, sam na sam z władcą absolutnym jednej z największych rodzin mafijnych na świecie? To było niedorzeczne!
Szybko jednak dotarło do niej, że sprzeciw wobec tego pomysłu nie był tym, czego Dario od niej oczekiwał. To nie była propozycja, ani nawet sugestia i wielkim błędem byłoby tego nie zauważyć.

Starała się nie patrzeć na pełną przerażenia minę Galeny. Wiedziała, że gdyby tylko dała jej jakiś nawet drobny sygnał, to siostra dosłownie stanęłaby na rzęsach, by pomóc jej się jakoś z tego wyplątać. Nie mogły jednak tego zrobić. To była sytuacja z jednym tylko wyjściem.

– Chętnie skorzystam z takiej możliwości, bardzo dziękuję – odpowiedziała, siląc się na swobodny ton, choć serce waliło jej głucho, a dłonie znów zaczęły lekko drżeć.

– Świetnie, że będziesz miał towarzystwo braciszku – zaszczebiotała wesoło Azzurra. – Przynajmniej nie spędzisz znów całego lotu tylko na pracy, a i dla Mai będzie lepiej, gdy zniknie z tego dziwnie zielonego środowiska – dodała, chichocząc.

Maia nie mogła się powstrzymać, by spojrzeć krótko na Dario. Czy istniała szansa, że mógł wyjść z tą propozycją, tylko i wyłącznie po to by dać jej możliwość wcześniejszej ucieczki z przyjęcia? Czy naprawdę chciał wykazać się empatią względem jej osoby i nie było w tym żadnych innych podtekstów? Czy nadal mogła mieć nadzieję, że ten niebezpieczny mężczyzna nie miał żadnych planów z nią związanych?

Nigdy nie była specjalnie religijna, ale teraz pożałowała, że nie ma przy sobie różańca, który dostała w dzieciństwie od swojej babci, bowiem miała ochotę zacząć się gorliwie modlić i prosić kogokolwiek tylko się dało, by ponure przewidywania Eveline się nie ziściły.

Prawda była taka, że zmuszenie jej by stała się kochanką Wulkana dosłownie zniszczyłoby jej życie.

Mimowolnie wzrok Mai powędrował do wyraźnie rozzłoszczonej panny Coyle. Rudowłosa Irlandka patrzyła na nią w tej chwili z niemal namacalną nienawiścią. Może faktycznie najlepiej będzie jak najszybciej zejść tej kobiecie z oczu.

– Galena ma rację, że ta orkiestra gra fatalnie, ale może jeśli będziemy tańczyć, to szybciej zleci nam czas – zarechotał Gregor. – Zatańczysz ze mną Maiu?

W odpowiedzi brunetka szybko skinęła głową, czując, że im dalej znajdzie się od dominującej osobowości Dario, tym szybciej odzyska kontrolę nad własnym niepokojem, który nawet na chwilę nie chciał jej odpuścić.

– Teraz to ja muszę do łazienki – westchnęła Azza, po czym skinęła na siedzącego przy stoliku obok Basilia.

– Pójdę z tobą, jeśli chcesz – zaproponowała Gal, po czym nawet nie czekając na odpowiedź, dołączyła do Azzurry i jej ochroniarza zostawiając przy stoliku dona w towarzystwie skrajnie wyprowadzonej z równowagi irlandzkiej księżniczki.



<><><>


Riona wyraźnie sztyletowała wzrokiem plecy Mai, gdy ta podążała wraz z Gregorem na parkiet. Wyczuła jednak, że właśnie nadarzyła jej się okazja do rozmowy sam na sam z Dariem, dlatego pochyliła się w jego stronę, jednocześnie kładąc mu dłoń przedramieniu.

– Wiem, że żal ci tej małej, ale nie musiałeś z tego powodu zabierać ją na parkiet…

– Nie sądzę bym musiał ci się tłumaczyć ze swoich decyzji, panno Coyle – Maranzano spojrzał na nią chłodno, a Riona instynktownie cofnęła dłoń, którą go dotykała.

– Nie, no jasne, że nie. Po prostu ludzie już plotkują…

– I to nie jest mój problem – przerwał jej surowo Wulkan. – Ani tym bardziej twój, skoro nie dotyczy bezpośrednio twojej osoby.

– Ale właśnie, że dotyczy! – Riona zabrzmiała nieomal płaczliwie. – Wszyscy mogą pomyśleć…

– Niech myślą co chcą, nie obchodzi mnie to. A ty może powinnaś pójść porozmawiać ze swoim ojcem lub najlepszą przyjaciółką, zamiast zaprzątać sobie głowę czymś tak nieistotnym, jak plotki? – Dario spojrzał na nią w taki sposób, że od razu zrozumiała, że żadne dalsze protesty nie miałyby w tej chwili żadnego sensu.

Skinęła więc tylko głową i wymamrotała coś o tym, że pilna rozmowa z ojcem, to doskonały pomysł, po czym odeszła zostawiając go samego przy stoliku.


<><><>


Dario prawie mimowolnie skupił się na tym, jak piękna brunetka po płynnym obrocie w tańcu, uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi na coś, co powiedział do niej jej partner.

To było dziwne uczucie. Gregor był jego najlepszym przyjacielem – prawie bratem, którego nigdy nie miał i nikomu w swoim życiu nie ufał bardziej. A jednak i tak poczuł, że cała ta scena go niepokoi i w jakiś sposób mu przeszkadza. Chyba naprawdę nie chciał, by ona uśmiechała się w ten sposób do kogoś innego.

Władza absolutna – tak dobrze znany mu stan, teraz wydawał mu się śmieszny w kontekście tego, co wkrótce szykowało się w jego życiu. Bo doskonale wiedział, że czegokolwiek by nie zrobił, prawdopodobnie nigdy nie będzie miał pełnej władzy nad kobietą, która właśnie w tej chwili tańczyła z jego consigliere.

I choć oficjalnie podjął już decyzję – o czym poinformował wczoraj swój wewnętrzny krąg, to nadal miał pewne wątpliwości. Żywił nadzieję, że dzisiejszy wspólny powrót do domu pozwoli mu je ostatecznie rozwiać.

Nadchodziła pora, by zacząć działać, bo czas uciekał, a wszystko wskazywało na to, że wewnętrzne niepokoje zaczynają narastać.

– Mogę się dosiąść? – Ladislao zwrócił się do bratanka z ciepłym uśmiechem.

– Oczywiście – Dario wskazał mu krzesło i delikatnym ruchem dłoni odesłał stojącego w pobliżu Vina.

Nie było potrzeby, by jego ochroniarz przysłuchiwał się jego rozmowie z wujem, choć zapewne Vincenzo był w pełni świadomy tego, czego będzie ona dotyczyła.

– To wino, które tu podają smakuje jak szczyny kozy – Ladislao z niesmakiem odsunął kieliszek z daleka od siebie.

– Nie wiedziałem wuju, że aż taki z ciebie znawca tematu – zażartował, doskonale wiedząc, że staruszek się na niego nie obrazi.

Był o wiele bardziej wyluzowany, niż jego przeklętej pamięci ojciec, który za opowiedzenie mało śmiesznego żartu, strzelał ludziom między oczy.

– W młodości lubiliśmy się zakładać o różne rzeczy – Ladis sięgnął po czystą szklankę i karafkę z wodą. – W każdym razie to wstyd, że podają takie pomyje na przyjęciu zaręczynowym pierworodnego syna znamienitej włoskiej rodziny.

– To Irlandczycy zorganizowali ten bankiet – przypomniał mu Dario.

– Dobrej whisky też jakoś tu nie widzę. – Senior Maranzano skrzywił się z niesmakiem. – W każdym razie nie przysiadłem się do ciebie, by podyskutować o tej towarzyskiej porażce. Chciałem tylko zapytać, kiedy zamierzasz poinformować wszystkich o swojej decyzji.

– Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to w przyszłym tygodniu.

Ladislao na chwilę zamilkną kierując swój wzrok, dokładnie tam, gdzie przez cały ten czas patrzył Dario.

Maia Sorrentino wyglądała prześlicznie, gdy delikatnie wirowała na parkiecie, prowadzona przez wprawnego tancerza, jakim był Gambino.

– Nikt nie może ci się specjalnie dziwić, bo ta dziewczyna jest naprawdę piękna.

– Owszem, jest – potwierdził i wreszcie skupił swoje spojrzenie na wuju.

Miał nadzieję, że to nie będzie rozmowa z serii tych, których nie znosił najbardziej – taka, poddająca w wątpliwość jego wybory i decyzje.

– Jednak uroda to trochę za mało, by spełnić wszystkie oczekiwania – zaczął ostrożnie Ladis.

– Czyje oczekiwania? – spytał chłodno, teraz już na poważnie przyszywając krewnego wzrokiem.

– Wszystkich. Całej rodziny – Ladislao sięgnął po chusteczkę, by wytrzeć pot z górnej wargi.

Wyraźnie zaczynał się nieco denerwować pod surowym spojrzeniem bratanka. Był na tyle mądry, by nigdy w przeszłości nie próbować podkopywać władzy swojego brata, doskonale wiedząc, że Narciss był nieobliczalny w chwilach poczucia zagrożenia. Przez lata budował za to dobre relacje z Dariem, mając nadzieję, że to pomoże mu kiedyś mieć nieco więcej wpływu na rozkazy nowego dona. Szybko jednak zrozumiał, że były to tylko płonne nadzieje. Dario był bezkompromisowym draniem i nikt ani nic nie mogło wpłynąć na jego decyzje, gdy już jakieś podjął.

– Ona ma spełniać tylko i wyłącznie moje oczekiwania i dobrze o tym wiesz wuju – poinformował śmiertelnie poważnym tonem.

– Tak, to jest oczywiście jasne, ale… Nie jesteś naszym przywódcą wystarczająco długo, by ta sprawa nie obyła się bez echa skandalu. A to nie jest nam teraz specjalnie potrzebne. Jak się domyślasz, nie wszyscy są zadowoleni z twoich ostatnich poczynań…

– A któż to taki ma jakieś obiekcje? – zapytał zimno młodszy Maranzano. – Może powinienem z tym kimś osobiście zamienić kilka słów?

– Ależ nie! – Ladislao, aż podskoczył na krześle. – Wszystko już wyjaśniłem za ciebie, a twoje rozporządzenia zostaną oczywiście uszanowane, niemniej jednak już sama rodzina Nicolettich…

– Mają szczęście, że ta sprawa została załatwiona właśnie w ten sposób. Ja od początku optowałem za tym, by po prostu odstrzelić tego żałosnego głąba.

– Jednak cały ten sojusz z Irlandczykami… – próbował dalej wtrącić Ladis.

– Właśnie został zawiązany – Dario strzepnął z rękawa swojej marynarki niewidzialny pyłek. – Dostali syna jednej z naszych najstarszych rodzin. Powinni być zadowoleni.

– Oczywiście, że jako don masz prawo zrobić co zechcesz… Ale może się jeszcze jednak zastanowisz? Mówiłem ci już o córce Ambasadora Carvaniego…? Zapewniam, że jest równie piękna…

– Dość! – Rzucił wujowi tak ostre spojrzenie, że Ladislao od razu znów sięgnął po chusteczkę, by zetrzeć pot z czoła, a dłonie zaczęły mu lekko przy tym drżeć.

– Chcę tylko byś był pewnie, że podjąłeś właściwą decyzję i nie pośpieszyłeś się z tym za bardzo – próbował złagodzić senior.

– Jakim byłbym donem, gdybym sam siebie negował? – zapytał wprost Dario.

– Wszyscy w naszej rodzinie od pokoleń wchodzili w aranżowane małżeństwa, by zawiązywać sojusze i wzmacniać naszą pozycję – wyjaśniał słabo wuj.

– Nie obchodzi mnie to – Wulkan wstał ze swojego miejsca. – I radzę ci nigdy więcej nie wracać do tej rozmowy. Moje decyzje są prawem i nikt, ani nic nigdy tego nie zmieni.

Dario po raz ostatni spojrzał dosadnie na wuja, po czym odszedł w stronę parkietu, gdzie właśnie ogłoszono, że za chwilę nastąpi oficjalna część zaręczyn.





<><><>




Przetańczenie wraz z Gregorem kilku piosenek nieco ją uspokoiło, jednak wizja powrotu do Nowego Jorku, sam na sam w towarzystwie Dario nadal budziła w niej lęk. Nie miała pojęcia, czy uda jej się zachować opanowanie na tyle, by nie wyglądać przy nim ciągle niczym przerażona mysz.

– Jedno, co na tym marnym przyjęciu było udane, to świetna partnerka do tańca – Gregorio uśmiechnął się do niej serdecznie.

– Pozwól, że odwzajemnię komplement.

– Możesz mnie komplementować zawsze i wszędzie panno Sorrentino, tylko proszę nie pozwól, by nasz drogi Wulkan to usłyszał – Greg mrugnął do niej porozumiewawczo.

– Czego takiego mam nie usłyszeć? – Dario nagle znalazł się po drugiej stronie Mai, a jej ciało natychmiast napięło się niczym struna.
Przebywanie w pobliżu tego mężczyzny szargało jej i tak nadszarpnięte nerwy do granic wytrzymałości. Nie miała pojęcia czy kiedykolwiek zdoła choć trochę się przy nim odprężyć, ale miała nadzieję, że nie będzie musiała się o tym przekonywać, skoro nie będzie miała okazji, by zbyt często znajdowała się w jego towarzystwie.

– Niczego drogi przyjacielu. Czyżby nadszedł wreszcie czas na dopełnienie tych żałosnych formalności? – Gregorio zgrabnie wywinął się od odpowiedzi, skupiając swoją uwagę na Tiziano i Carze, którzy właśnie pojawili się na środku sali.

Maia poczuła, jak Wulka staje tak blisko niej, że jego ramię delikatnie styka się z jej odsłoniętą skórą. Ledwo zdusiła jęk, który chciał się wyrwać z jej gardła. Dlaczego ten mężczyzna tak się uparł, by ją dręczyć? Czy może faktycznie był nieświadomy tego, jak mocno wpływała na nią jego obecność?

Nie… Maranzano zawsze wiedział wszystko. Musiał wiedzieć.

Tiziano wyglądał, jakby marzył tylko o tym, by być wszędzie tylko nie w tym miejscu. Maia podejrzewała, że Adrienne i Gianluca dopilnowali, by tym razem się nie upił. Jednak mimo faktu, że to on miał w przyszłości zostać bezwzględnym podszefem Filadelfii, to w tej chwili w oczach młodego Nicolettiego można było dostrzec delikatny pobłysk łez.

– Co za żałosny mięczak – skomentował z niesmakiem Gambino.

– Jeśli narobi nam wstydu, to osobiście go zastrzelę – oznajmił cicho Dario, kładąc przelotnie dłoń na ukrytej pod marynarką broni.

Maia rzuciła Wulkanowi krótkie spojrzenie i natychmiast zyskała pewność, że mówił absolutnie poważnie.

Senior Nicoletti chyba również zauważył zacięty wyraz twarzy swojego dona, bo szturchnął syna w ramię, po czym pochylił się i wyszeptał mu coś ostro do ucha.

Tizio najwyraźniej zdołał jakoś zdusić w sobie chęć na płacz, po czym odwrócił się do Cary i złapał ją za dłoń. Nie uklęknął, ani nic nie powiedział, tylko po prostu wcisnął dziewczynie pierścionek na palec, na co ta głupiutko zachichotała i uniosła rękę, tak by wszyscy mogli podziwiać jej błyszczący diament.

Maia z odrobiną ulgi zarejestrowała, że nie był to ten sam pierścionek, który ona nosiła w czasie ich zaręczyn. Tamten podobno był rodową pamiątką, była więc przekonana, że Tiziano będzie zobligowany, by przekazać go swojej żonie. Najwyraźniej postanowiono na razie pominąć tę tradycję.

– Szanowni państwo, ogłaszam, że mój syn Tiziano Gianluca Nicoletti ma zamiar poślubić uroczą pannę Carę Eithne Devlin w przyszłym miesiącu, w naszej rodowej rezydencji w Filadelfii. Czujcie się proszę wszyscy zaproszeni na tę doniosłą uroczystość, która to połączy dwie nasze wspaniałe rodziny! – Gianluca zmusił się do uśmiechu w stronę ojca Cary, który chętnie go odwzajemnił, wyraźnie zadowolony.

Widać było, że rodzinie Devlin ten sojusz naprawdę się opłacił, bowiem dawał im szansę na zwiększenie swojej pozycji w szeregach ich własnej organizacji. Lachlan Coyle – ojciec Riony i przywódca irlandzkiej mafii, wydawał się o wiele mnie podekscytowany całym tym wydarzeniem.

– Dałeś im swoją zgodę na to, by to wesele odbyło się już w przyszłym miesiącu? – zapytał chyba nieco zdziwiony Gregor.

– Tak, dokładnie tydzień po naszym własnym przyjęciu – odpowiedział swobodnie Dario.

Maia znów poczuła ochotę, by jęknąć. Czyżby Maranzano wkrótce wydawał jakiś własny bankiet? Jaka była nadzieja na to, że nie będzie musiała wziąć w nim udziału? I jeszcze ślub Tiziana… Skoro odbywał się w jej rodzinnym mieście, to z pewnością ona i jej rodzice zostaną zobligowani, by się tam pojawić.

Pochrzanione to wszystko!

– To my się zmywamy – oznajmiła wesoło Azzurra, gdy tylko ochroniarz podwiózł ją w ich pobliże. – Galena pojedzie z nami do hotelu. Uznałam, że skoro apartament, który zarezerwowałam dla Dario pozostanie pusty, to ona może z niego swobodnie korzystać.

– Powiedziałaś już o tym rodzicom? – Zainteresowała się Maia.

– Tak, właśnie przed chwilą – Galena uśmiechnęła się z przymusem. – Wspomniałam im też, że ty wracasz dziś do miasta wraz z donem Maranzano.

W odpowiedzi Maia skinęła tylko krótko głową i zaczęła się rozglądać, by dostrzec gdzieś w tym tłumie jej matkę i ojca.

Powinna pójść się z nimi pożegnać i przede wszystkim powiedzieć im, by się o nią nie martwili, bo nic jej się nie stanie… Przynajmniej taką miała nadzieję.

– Podejdźmy tam razem – zaproponował nagle Dario, a Maia ledwo nie odskoczyła, gdy jego duża dłoń znalazła się nagle na jej plecach, w okolicach lędźwi.

Maranzano bez trudu poprowadził ją naprzód – bowiem wszyscy natychmiast ustępowali im z drogi.

Kątem oka zauważyła, jak członkinie prominentnych, mafijnych rodzin pochylają się ku sobie, pochłonięte szeptanie o tym, co cała ta scena mogła oznaczać.

Doprawdy cudownie…

Już z daleka widziała, jak mocno wymuszone są uśmiechy jej rodziców. Znała ich na tyle, by wiedzieć, że bliskość w jakiej znajdowała się teraz z szefem jej ojca, nie tylko ich niepokoiła, co chyba nawet trochę przerażała.

Zapewne podobnie jak Eveline mogli podejrzewać, że Wulkan miał wobec ich starszej córki jakieś niecne plany – na przykład takie, jak uczynienie z niej swojej uległej niewolnicy seksualnej.

Naglę Maię uderzyła jedna, dość podła myśl. A co jeśli Maranzano tak nagle i niespodziewanie awansował jej ojca właśnie w ramach rekompensaty za to, że ona zostanie bez oporów wygodną wkładką do jego łóżka? Na samą myśl od razu zrobiło jej się niedobrze.

Zmusiła się jednak do równie nieszczerego uśmiechu, chcąc w ten sposób choć trochę uspokoić rodziców. Nie mogli się dowiedzieć o tym, co w tej chwili przeżywała, bo wtedy byliby w stanie całkowicie zwariować z niepokoju.

– Dobry wieczór raz jeszcze pani Sorrentino. – Maranzano pochyli się i kurtuazyjnie ucałował Gabrielle w policzek, na co ona od razu się zarumieniła. – Andrea. – Don mocno uścisnął dłoń swojego nowego podszefa, przez cały ten czas nie zdejmując drugiej ręki z pleców jego córki. – Jako, że wracam dziś wieczorem do miasta, zaproponowałem pannie Sorrentino, że jeśli chce, może mi w tym towarzyszyć. Ustaliłem już z Illario, że będzie czekał na lotnisku, by móc później bezpiecznie odwieźć ją prosto do domu.

– To dobry pomysł. Bardzo za to dziękujemy – wykrztusił z siebie ojciec Mai, jednocześnie przez cały czas przypatrując jej się z niepokojem.

– Bardzo się cieszę, że mogę już dziś wrócić do domu. Doskonale wiecie ile mam ostatnio nauki w związku ze studiami…– Maia miała nadzieję, że zabrzmiało to choć w miarę wiarygodnie.

– Uważaj proszę na siebie, drogie dziecko – Gabriella przytuliła córkę, a ona poczuła, że jej matka z ledwością hamowała łzy.

Musiała jak najszybciej stąd odejść, bowiem jeśli jej rodzicielka się zaraz rozpłacze, to może w jakiś sposób kogoś tym urazić.

– Proszę się nie martwić – wtrącił z delikatnie Dario. – Pod moją opieką Mai z pewnością nic nie grozi.

– Oczywiście, jesteśmy o tym przekonani! – zapewnił do razu Andrea, łapiąc żonę za dłoń i mocno ją ściskając chyba w ramach ostrzeżenia.

– To doskonale – skwitował to krótko ich przywódca, po czym rozejrzał się po sali.

Wystarczyło ledwo zauważalne skinienie głowy, by Gianluca Nicoletti natychmiast popchnął Carę i Tiziana w ich stronę, a on wraz z Adrienne podążył tuż za nimi.

To oni musieli podejść, by pożegnać się z donem, a nie na odwrót.

– Dario! – Gianluca z przesadną emfazą rzucił się, by uściskać krewnego, co wyszło nieco niezgrabnie, bowiem mężczyzna nadal nie opuścił dłoni, którą przez cały czas trzymał na plecach Mai.

– Wuju, jeszcze raz gratulacje z okazji zaręczyn twojego dziedzica. – Uśmieszek jakim Maranzano poczęstował w tej chwili Tiziana był nad wyraz złośliwy.

– Dziękujemy bardzo. Jest nam niezmiernie miło, że znalazłeś dziś dla nas czas. – Gianluca nadal uśmiechał się fałszywie pochlebnie.

– To była dla mnie prawdziwa przyjemność.

Maia kątem oka zauważyła, jak uśmiech Dario zmienia się w bardziej cyniczny.

– Twój syn to prawdziwy szczęściarz, że będzie miał możliwość, by połączyć na zawsze swoje życie z uroczą panną Devlin.

Cara zachichotała i spłoniła się lekko, wyraźnie ucieszona tym, że poniekąd została właśnie skomplementowana. Za to Tiziano prychnął tylko nieelegancko pod nosem, wyglądając, jakby marzył tylko o tym, by strzepnąć z siebie ręce narzeczonej, zaciśnięte mocno na jego przedramieniu.

– Ja i panna Sorrentino będziemy się już zbierać, bowiem jeszcze dziś wracamy do Nowego Jorku – poinformował swobodnie Dario, a Maia w tym czasie ze wszystkich sił walczyła ze swoimi rumieńcami.

Taka informacja dla postronnego rozmówcy mogła zabrzmieć dość dwuznacznie.

– Oczywi… – zaczął mówić Gianluca, ale głośne warknięcie Tiziana nagle mu przerwało.

– Wyjeżdżacie razem? Sami?

– Masz problemy ze słuchem, drogi kuzynie? – Maranzano uśmiechnął się drwiąco. – Przecież wyraźnie to przed chwilą powiedziałem.

– Dziękuję za zaproszenie na przyjęcie. Było wspaniale – wtrąciła Maia, uznając, że to była najlepsza okazja ku temu, by w ogóle się odezwać.

– Saren…

– Nie radzę ci Nicoletti! – warknął Dario, a Maia poczuła, jak jego ramię ciaśniej oplata jej talię, przyciągając ją mocniej do jego boku.

– Zaplanowałeś to wszystko, prawda? – Tiziano spojrzał prosto w oczy dona, wyraźnie rozgoryczony.

Wulkan pochylił się tak blisko kuzyna, że ich twarze dzieliło teraz ledwie kilka centymetrów.

– Jeśli pytasz czy kazałem ci zdjąć spodnie i zrobić dziecko innej kobiecie, to nie. To była tylko i wyłącznie twoja decyzja. – Powiedział to dość cicho, ale zarówno Maia, jak i stojący w pobliżu Gianluca usłyszeli to wszystko bardzo wyraźnie.

– Dałem ci się rozegrać jak dziecko – Tiziano wyglądał w tej chwili na kompletnie zdruzgotanego. – Powiedz mi tylko… Dlaczego?

– Bo mogłem to zrobić. – W uśmiechu Dario pojawiło się coś naprawdę złowrogiego, a Maia właśnie w tej chwili dosadnie zrozumiała, że przez cały ten czas była tylko pionkiem, w jakiejś grze, którą Maranzano precyzyjnie zaplanował i najwyraźniej właśnie zrealizował. I co gorsza – ona nie miała żadnej możliwości, by móc cokolwiek na to poradzić.











<><><>


Hej, hej! 😁

Jak tam, gotowi na poniedziałek?

Zgodnie z obietnicą - w każdą niedzielę będzie pojawiał się kolejny rozdział opowiadania "Bez Wyjątków" - przewiduje je na ok. 35-40 rozdziałów, więc jeszcze trochę przed nami 😌

W tygodniu oczywiście nadal będą pojawiały się publikacje moich archiwalnych - dotąd niepublikowanych dla szerszej publiczności miniaturek dramione.


W piątek oczywiście zapraszam Was na Rozdział 1 - "Kwintesencji"

Udanego tygodnia! 😘

Vena.


PS. Dziękuję, że na nowo tu zaglądacie - to naprawdę wiele dla mnie znaczy 💖

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz