Betowała: Kite Millie
Dedykacja: Dla Joanny Kate - mam nadzieję, że się doczekałaś :)
⁂⁂⁂
Brzydkie piegi zdobi nos, rudy ma na głowie włos, głupi, biedny
i pokraka... Powiedz mi,
Hermiono, dlaczego więc wolisz takiego buraka? Bydlaka? Tępaka?
– Chyba już całkiem mi odbija – zabełkotał, jednym ruchem
przekreślając ten żałosny tekst. – Jedyna ruda rzecz, jaką
znoszę, to whisky – marudził, dolewając sobie obficie "rudego"
trunku do szklaneczki. Wiedział, że topienie swoich smutków
w alkoholu nie ma sensu, ale nie potrafił inaczej przelać na
papier tego, co chciał jej przekazać. Musiał napisać ten list
i oddać go Theo, który miał się zjawić za kilka godzin.
Spojrzał na maleńką fiolkę, w której zamknięty był
eliksir zapomnienia. Magiczna mikstura świetnie podziałała na jego
ojca. Diagnoza mugolskich lekarzy mogła być tylko jedna –
amnezja. Wielki sukces, skoro naprawdę udało mu się unicestwić
parszywe plany ojca, bez konieczności zrobienia mu prawdziwej
krzywdy. Tak bardzo się cieszył. Powoli zacierał wszystkie ślady
po bałaganie, jaki Lucjusz spowodował. Był szczęśliwy i pewny
tego, że wkrótce zamknie w ramionach ukochaną kobietę,
a później wszystko będzie już tylko sielanką...
I wtedy na scenę znów wkroczył Weasley. Od pierwszej chwili, gdy
się poznali, ten obmierzły zasmarkaniec psuł wszystkie jego plany
i obrzydzał mu swoją osobą wiele wspaniałych chwil. Nigdy
nie potrafił zrozumieć, dlaczego Potter wybrał akurat takiego
pacana na swojego przyjaciela. Może dlatego, że na jego tle zawsze
wypadał lepiej? Ale ona... Jak mogła? Bolesny pocisk w sam
środek jego ego. Wolała Wesleya... cóż. Musiał się z tym
pogodzić. Za kilkanaście godzin zamiast whisky wpije inny rudy
trunek, a później o niej zapomni.
Na zawsze.
"Droga Hermiono,
Przepraszam.
Wiem, że skrzywdziłem cię tyle razy, że nawet nie mam prawa
prosić o Twoje wybaczenie. Chcę Ci jednak powiedzieć, że te
kilka miesięcy, które dane mi było spędzić z tobą, były
najlepszym, co mnie w życiu spotkało.
Jestem złym człowiekiem, bo przez chwilę zapragnąłem przywiązać
cię do siebie na stałe, nie zważając na to, jak trudne byłoby
dla ciebie trwanie u boku kogoś takiego, jak ja. Nie mogę tego
zrobić.
Zakochałem się w tobie szczerze i prawdziwie i tylko
ta miłość jest w stanie dać mi siłę do tego, co muszę
zrobić. Chcę żebyś była szczęśliwa – nie ważne z kim.
Obiecuje ci, że nigdy nie wrócę, by zepsuć ci to szczęście.
Wypiję dziś eliksir zapomnienia. Tak będzie najlepiej. Chcę
jednak, byś wiedziała, że,
z pamięcią czy bez, byłaś moją jedyną i największą
miłością.
Dziękuję ci, że mnie zauważyłaś.
Żegnaj ukochana...
Twój Draco."
Spojrzał na ukończony list, ciesząc się, że
alkohol nie zamroczył go jeszcze na tyle, by mógł dopisać kilka
ostatnich słów. Czy to nie było zbyt ckliwe i zupełnie nie
w jego stylu? Być może, ale przecież jego styl od jutra
przestanie istnieć.
Tym razem pociągnął whisky prosto z butelki. To nie mogło
ukoić jego bólu i rozczarowania, ale przynajmniej sprawiało,
że coraz bardziej docierało do niego, że tak będzie lepiej. Dla
niej. Weasley mimo wszystko był szanowanym człowiekiem. Da jej
miłość i szczęście. Oby tak było. Tego właśnie chciał
najbardziej. By była szczęśliwa.
Już zawsze.
⁂⁂⁂
– To dla twojego dobra Hermiono, moja Hermiono... – Ile razy
powtarzał sobie te słowa, w ciągu ostatnich dwóch dni? Chyba
zbyt wiele. Nie sprawiło to jednak, że traciły one swój sens.
Wiedział, że powinien to zrobić. Przekładał maleńką buteleczkę
pomiędzy palcami, przekonany o słuszności swojej decyzji.
Jednak rozmowa z matką niczego mu nie ułatwiła. Przecież,
tak naprawdę coś pomiędzy nim a Hermioną było. Wydarzyło
się... Zaistniało... Co więcej, ich zbliżenie w jego domu
w Livigno sprowokowała ona sama. Chciała tego i mówiła
o tym otwarcie. Dlaczego? Co jej to dało? Czy zrobiła to
z wdzięczności? A może ze strachu? Nie wiedział, ale
wątpliwości sprawiały, że nie był w stanie jeszcze wypić
eliksiru. Musiał się zastanowić. Jeszcze chwilę.
⁂⁂⁂
Sześć miesięcy później...
To dziś był ten dzień. Dziś na pewno wreszcie wypije eliksir.
Wiedział, że codziennie mówił to samo i codziennie
rzeczywistość okazywała się nie do pokonania. Nie potrafił się
na to zdobyć. Nie umiał wyobrazić sobie, że jej nie pamięta. Nie
mógł przestać o niej myśleć nawet na dłuższą chwilę.
Nawiedzała go w snach, fantazjował o niej na jawie.
Patrzył na ich ślubne zdjęcie i wmawiał sobie, że ona żyje
dalej i jest szczęśliwa bez niego, jednak nie potrafił zrobić
tego ostatniego kroku. Mała fiolka z bursztynowym płynem była
dla niego niczym najgorsza klątwa. Nie mógł się jej pozbyć, ale
nie był też w stanie jej wykorzystać. Piętno porażki coraz
mocniej gnębiło jego sumienie. Codziennie rano budził się,
wierząc, że wreszcie nadszedł ten dzień, po czym wieczorem
siedział przed kominkiem, zamroczony whisky z poczuciem
kolejnej, wielkiej klęski. Ile jeszcze był w stanie tak żyć?
Dość miał wyrzutów matki, bo każde jej słowo było niczym małe,
złośliwe zaklęcie wymierzone prosto w jego serce. Wiedział,
że miała rację. Powinien coś zrobić. Podjąć jakąś decyzję.
Ruszyć wreszcie swoje życie z miejsca. Powinien wypić
eliksir... ale nie potrafił. Był słaby.
Trzy krótkie stuknięcia wyrwały go z zadumy. Automatycznie
spojrzał za okno, oczekując tam widoku sowy. Jednak szybko sobie
przypomniał, że ta forma kontaktu została już wykluczona z jego
życia. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu swojej komórki.
To pewnie kolejny SMS od matki, namawiający go do wyjścia z domu
i zrobienia... czegoś... czegokolwiek.
"Za dz.. oń doo minie. Pilnje"– brzmiała wiadomość.
Parsknął krótko. Wiedział, że jego matka ma duże problemy
z opanowaniem działania komórek, ale mimo wszystko był
zadowolony, że się nie poddawała. Szybko wybrał jej numer
telefonu stacjonarnego, który zamontowano w nowym domu jego
rodziców w Fife.
– O co chodzi? – zapytał bez ogródek.
– Cześć, skarbie, jak się dziś
czujesz? – zaćwierkała wesoło Narcyza.
– Dobrze. Po co miałem zadzwonić? – burknął z niechęcią.
– Wiesz, okazało się, że mam spory problem. Bank, nasz stary
bank... wymaga, by dostarczyć mu kilku dokumentów, niezbędnych do
przeniesienia skrytki. Wiesz, że tata nie może tego zrobić, a ja
sama nie bardzo mam o tym pojęcie.
Draco westchnął zirytowany. Pieprzone Gobliny z Gringotta znów
coś pomieszały. Mógł się tego spodziewać. Wiedział, jak bardzo
były niechętne w przekazaniu olbrzymich pokładów złota
Malfoyów do sejfów w bankach mugoli. Nie było jednak innego
wyjścia. Skoro Malfoyowie mieli zniknąć z magicznego świata,
to ich majątek również nie mógł tam zostać. Chcąc, nie chcąc
Draco przebrał się, sięgnął po długi, czarny płaszcz, pasujący
do niego kapelusz i ciemne okulary przeciwsłoneczne. Pora na
wycieczkę do świata magii. Być może już ostatnią w jego
życiu.
⁂⁂⁂
Załatwił swoje sprawy w banku i postanowił skorzystać
z przejścia w Dziurawym Kotle, by w mugolskim
Londynie nabyć kilka butelek bursztynowego trunku. Matka ostrzegała
go, że jeśli tak dalej pójdzie, to popadnie w ciężkie
uzależnienie, ale on miał to gdzieś. Jak wreszcie zdobędzie się
na odwagę, by wypić eliksir, to już wkrótce wcale nie będzie
tego wszystkiego pamiętał.
Wszedł do pubu i machnął krótko barmanowi w ramach
powitania. Skierował się już do wyjścia, gdy to usłyszał.
Głupkowaty, irytujący śmiech, który nie raz psuł mu humor.
Odwrócił się w stronę, siedzącej pod jednym z oknem,
pary zakochanych. Weasley potrząsnął swoją rudą czupryną i znów
zaśmiał się głupkowato, a wyfiokowana blondynka mu
zawtórowała. Wyglądało na to, że są w bardzo zażyłych
stosunkach, bo powietrze wokół nich praktycznie iskrzyło.
W Draconie też wszystko zaiskrzyło, tyle że zupełnie z innego
powodu. W kilku szybkich krokach znalazł się przy Ronie i bez
ostrzeżenia, gwałtownym ruchem poderwał go z miejsca. Miał
ochotę wyjąć różdżkę i zabić rudzielca na miejscu. Jak
on mógł jej to zrobić?
– Ty śmieciu! – wycedził przez zaciśnięte zęby.
– Ma... ma... mal... Malfoy? – wyjąkał, wyraźnie przerażony
Ron.
– Jak śmiesz ją zdradzać? Ty mały, niewdzięczny psie! –
wysyczał, potrząsając rudzielcem.
– Ron, o co tu chodzi? Kto to jest? – zapytała siedząca
przy stoliku dziewczyna.
– Puszczaj, Malfoy, albo zobaczysz! –
Ron wreszcie oprzytomniał na tyle, by spróbować się wyrwać.
– To ja oddaję ci ją bez walki, a ty
przy pierwszej okazji lecisz do jakiejś innej? – Draco był
niewyobrażalnie wściekły.
– Ron! O kim ten człowiek mówi? – znów wtrąciła się
dziewczyna.
– Nie mam pojęcia, najwyraźniej zupełnie mu już odbiło.
– Ron zdołał się wreszcie wyszarpać z uścisku Dracona
i szybko sięgnął po swoją różdżkę. Blondyn nie pozostał
mu dłużny i też wycelował różdżką w Weasleya.
– Gdzie ona jest? – zapytał, starając się powściągnąć
mordercze instynkty, domagające się głośno pozbycia się ryżego
łasica raz na zawsze z tego świata.
– Mam tego dość, Malfoy! Nie wiem,
o co ci chodzi ani o kim mówisz! – zdenerwował się
Ron.
– Jak to o kim?! O twojej dziewczynie!
– Ale to ja jestem jego dziewczyną! Nazywam się Amanda... –
oburzyła się towarzyszka Rudzielca.
– Gdzie.Jest.Hermiona?! – warczał ledwo panując nad sobą.
Ron zamrugała wyraźnie zdziwiony, a zaraz potem na jego twarzy
wymalowało się coś na kształt zrozumienia, które jednak szybko
zastąpiła złość.
– Jak śmiesz w ogóle o nią pytać, po tym co jej
zrobiłeś, Malfoy!
– Ja? Jak ty śmiesz ją zdradzać po tym,
jak praktycznie zniknąłem z waszego życia, byście mogli być
razem!
– Ron! – Amanda wreszcie zerwała się z miejsca, wyraźnie
oburzona. – Dlaczego on ciągle mówi, że
mnie zdradzasz? I do tego dlaczego myśli, że robisz to z naszą
Hermioną?
– Z waszą Hermioną? – zdziwił się Draco.
– Z naszą, Malfoy! Tak się składa, że Hermiona
zaprzyjaźniła się również z Amandą, która,
jak już słyszałeś, jest moją
dziewczyną, jedyną dziewczyną! – wysyczał Ron.
– Czekaj, czekaj. Czy to on jest oj... –
chciała zapytać Amanda, ale Ron w panice
doskoczył do niej i zakrył jej usta dłonią.
– Przyjmij do wiadomości, Malfoy, że
mnie i Mionę nadal łączy tylko przyjaźń. Jednak to nie
oznacza, że wolno ci się do niej zbli... Ej,
Malfoy! Gdzie idziesz?!
Jednak Draco już go nie słuchał. Odwrócił się na pięcie
i ruszył do wyjścia z baru. Nie była z Rudzielcem.
Nie została z nim, choć miała taką możliwość. Musiał
wiedzieć dlaczego. I chciał tę odpowiedź usłyszeć od niej.
Dobrze wiedział, gdzie powinien jej poszukać. Nie miał czasu do
stracenia.
⁂⁂⁂
Hermiona z trudem odwzajemniła uśmiech sprzedawczyni, po czym
uniosła brązową, papierową, wypełnioną po brzegi zakupami
torbę. Tak naprawdę wyszła do sklepu tylko po kilka rzeczy, bo
Oscar prosił o naleśniki, ale jak zwykle kupiła za dużo. Nie
powinna tyle dźwigać, to przecież już prawie połowa siódmego
miesiąca. W takich momentach najczęściej przychodziło jej na
myśl, o ile łatwiejsze byłoby jej życie, gdyby był przy
niej jakiś mężczyzna. Draco... Godryku! Ależ ona za nim tęskniła.
Nawiedzał ją w snach, prawie co noc, a w dzień nie
potrafiła przestać o nim myśleć. Czy wypił eliksir? Czy
naprawdę w ogóle jej już nie pamięta? Jak sobie radzi w tym
nowym dla siebie świecie? Przeszła kawałek, który dzielił małe
delikatesy od domu jej rodziców, w którym postanowiła
zamieszkać razem z Łobuzem. Chłopczyka miał dziś odebrać
ze szkoły jej tata, a mama miała w tej chwili pacjentów.
Hermiona była szczęśliwa, że rodzice wybaczyli jej zmianę
pamięci i zaopiekowali się nią i Oscarem, po tym całym
piekle jaki przeszli. Szybko wrócili do poprzedniego życia i nie
zadawali też zbyt wielu pytań, choć była pewna, że bardzo ich
interesowało, kim jest człowiek, który
sprawił im wnuka. A kim był? Osobą, która odmieniła jej
życie. Człowiekiem, który pod maską wyniosłości i sarkazmu,
skrywał swą wrażliwość, dobroć i odwagę. Był kimś
wyjątkowym. Był mężczyzną, którego pokochała... mężczyzną,
którego widywała każdego dnia w swoich wspomnieniach i tak
oszalała na jego punkcie, że wydawało jej się, że widzi go nawet
teraz. Bladego, ubranego w czarny, zupełnie nie pasujący do
pogody płaszcz, zmęczonego i zrezygnowanego, ale wciąż
przystojnego. Stał i patrzył na drzwi jej domu, jakby wahając
się, czy wejść do środka. Westchnęła
ciężko, przymknęła oczy i potrząsnęła głową. Musiała
przestać śnić na jawie. To się nie stanie. On nie wróci. Nigdy.
Otworzyła oczy i ku jej zdziwieniu, blond włosa postać nie
zniknęła. Nadal tam był. Stał, trzymając rękę na furtce
i wciąż wyglądał na niezdecydowanego. Hermiona poczuła, jak
nogi się pod nią uginają. A co jeśli, to nie sen? Co jeśli
naprawdę...?
Zrobiła kilka kroków w jego stronę, wciąż zastanawiając
się, czy to tylko przewidzenie,
czy też rzeczywistość. Nagle blondyn odwrócił się w jej
stronę, a ona stanęła jak wryta.
– Hermiona? – Draco odezwał się pierwszy.
– Ale jak...? – zdołała z siebie wykrztusić, mocniej
przyciskając do siebie torbę, za którą skrywała swój wyraźnie
powiększony brzuszek.
– Miona... – Draco ruszył pewnie w jej stronę,
najwyraźniej mając zamiar porwać ją w swoje ramiona
i uściskać z całej siły.
Uniosła dłoń, by go zatrzymać. Wciąż nie potrafiła uwierzyć,
że on tu naprawdę jest, a przez jej głowę przebiegały
tysiące myśli. Przecież on o niczym nie wiedział...
Draco zatrzymał się i spojrzał jej głęboko w oczy
i wtedy to się stało... Poczuła to
po raz pierwszy tak wyraźnie. Ich dziecko się poruszyło. Poczuła,
jak do oczu napływają jej łzy, a torba, którą trzyma,
powoli wysuwa się jej z rąk.
– Hermiona!
Tych emocji było tak wiele, że zakręciło jej się od tego
w głowie. Ostatnim, co zapamiętała,
były dotyk jego silnych rąk. Zaraz później zemdlała.
⁂⁂⁂
Pierwszym co zarejestrowała po ocknięciu był biały sufit. Po
chwili zorientowała się, że leży na kanapie w salonie swoich
rodziców. Złapała się za głowę i odetchnęła głęboko.
To był tylko sen. Przyśniło jej się, że Draco zjawił się na
progu jej domu. Głupie marzenia.
– Jak się czujesz, kochanie? – Hermiona uniosła się i zmusiła
do uśmiechu, gdy zobaczyła swoją mamę wchodzącą do salonu.
– Dobrze, chyba się zdrzemnęłam. Muszę jeszcze pójść do
sklepu.
– A nie byłaś? W kuchni jest torba pełna zakupów.
Hermiona podniosła się zdezorientowana. Skoro nie przyśniło jej
się, że była na zakupach, to mogło również oznaczać...
– Pójdę do swojej sypialni i odpocznę przed kolacją.
Zajmiesz się Oscarem? – zapytała, starając się zachować
spokój.
– Jasne skarbie, odpoczywaj. Zawołam cię,
jak będziemy siadać do stołu.
– Dzięki – odpowiedziała i ruszyła w stronę
schodów.
⁂⁂⁂
Od powrotu do domu Hermiona zajmowała gościnną sypialnię, a swój
stary pokój za pomocą czarów przerobiła tak, by podobał się
Łobuzowi. Ona sama niewiele potrzebowała. Łóżko, szafa, biurko –
oto całe jej królestwo. W jednym z kątów, w którym
teraz stał jej stary szkolny kufer, wypełniony książkami,
planowała wkrótce postawić łóżeczko.
Usiadła na łóżku i pogłaskała się po brzuchu. Czy
naprawdę tylko jej się wydawało, że widzi Draco? To wszystko
przecież było takie realne! Jego spojrzenie, głos, kopnięcie
dziecka, które tak wyraźnie poczuła... Zamknęła oczy
i odetchnęła głęboko, cicho prosząc, by to wszystko nie
oznaczało, że powoli zaczyna wariować z tęsknoty. Jednak po
chwili coś zakłóciło jej rozmyślanie. Wraźnie to wyczuwała.
Magia. Gdzieś w jej pokoju znajdował się ktoś posługujący
się magią. Otworzyła oczy i spojrzała w stronę swojego
biurka. To tam...
– Więc jednak mi się nie wydawało... – wyszeptała zszokowana.
– Wolałem, żeby twoja mama nie
widziała, że jakiś obcy facet przynosi cię nieprzytomną do domu
– padła odpowiedź, a zaraz potem Draco zdjął z siebie
czar.
Gdy tylko to zrobił, Hermiona poczuła kolejne kopnięcie. Dziecko
najwyraźniej znów ucieszyło się, czując
jego obecność.
Patrzyli sobie w oczy, a on powoli podszedł do niej, po
czym przyklęknął przed nią i niepewnie uniósł dłoń
w stronę jej brzucha.
– Który to...– głos mu lekko drżał – miesiąc?
Hermiona wciąż nie mogła uwierzyć, że on tu jest. Klęczy przed
nią i najwyraźniej się waha, czy wolno mu jej dotknąć.
– Wiadomo już... co...? – zapytał, wreszcie kładąc dłoń na
jej brzuchu. Ich dziecko znów się poruszyło.
Hermiona poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. To było
niesamowite...
– Chłopiec – szepnęła przez zaciśnięte gardło.
– Nie wierzę... – Draco wpatrywał się w jej brzuch niczym
zahipnotyzowany, gładząc go delikatnie.
– Twoja matka... eliksir... – Hermiona czuła, że musi mu
wyjaśnić, jak to się stało, że zaszła w ciążę, ale
blondyn tylko potrząsnął głową, dając jej do zrozumienia, że
nie musi niczego tłumaczyć. On wiedział. Rozumiał.
– Salazarze... ale ze mnie idiota! – warknął, wstając
i podchodząc do okna. Ukrył twarz w dłoniach i wyglądał
na załamanego i pokonanego.
Hermiona odetchnęła głęboko i powoli wstała.
– Dlaczego? Dlaczego po prostu nas zostawiłeś? Dlaczego tak łatwo
ci to przyszło? – musiała wiedzieć. To pytanie dręczyło ją
każdego dnia, od kiedy dostała jego list.
Draco odwrócił się w jej stronę i spojrzał jej w oczy.
– Myślałem, że tak będzie lepiej. Moja sytuacja nie jest łatwa,
nie chciałem cię w to ciągnąć dalej, skoro miałaś szansę
na szczęśliwe życie u boku kogoś innego.
– Sama się w to wciągnęłam. Od początku... –
wyszeptała, czując, jak do jej oczu
napływają łzy.
– Ja też. Ale widziałem cię... z nim. Uznałem, że to dla
ciebie lepsza opcja.
– Co? – zdziwiła się szczerze.
– Z Weasleyem. Zobaczyłem was i pomyślałem, że nie
mogę ci stanąć na drodze.
Patrzyła na niego, nie odzywając się
dłuższą chwilę, po czym zmarszczyła brwi i z dezaprobatą
pokręciła głową.
– Serio jesteś idiotą! – Zdenerwowana
odwróciła się do niego plecami.
– Hermiona... przepraszam... Ale zrozum, nie miałem pojęcia... –
Draco podszedł i położył dłonie na jej ramionach.
Odwróciła się do niego i spojrzała mu w oczy.
– Byłam pewna, że już dawno wypiłeś eliksir – głos jej się
załamał, a po twarzy spłynęły łzy.
– Nie potrafiłem tego zrobić i nawet sobie nie wyobrażasz,
jaki jestem szczęśliwy, że tego nie zrobiłem!
– Mogłeś wszystko zniszczyć, na zawsze... – wyszeptała
z goryczą.
– Wiem, skarbie. Nie starczy mi życia, by prosić cię
o wybaczenie. Po prostu sądziłem, że tak będzie dla ciebie
lepiej.
– A gdzie w tym wszystkim byłeś ty i twoje
pragnienia?
Draco potrząsnął głową i uśmiechnął się lekko.
– Nie zasłużyłem na tyle szczęścia...
Hermiona złapała go za policzki, zmuszając,
by popatrzył jej w oczy.
– Jesteś kompletnym idiotą, skoro pomyślałeś, że będę mogła być
szczęśliwa bez ciebie!
Wspięła się na palcach i delikatnie musnęła jego usta.
Draco objął ją i przyciągnął do siebie, starając się
zrobić to delikatnie ze względu na jej odmienny stan.
Gdy znów trzymał ją w ramionach,
czuł, że wreszcie znów żyje. To było jak łyk świeżego
powietrza lub przebudzenie po bardzo długim śnie. Uświadomił
sobie, że oto odnalazł swoje szczęście, a dalej wszystko już
będzie dobrze...
⁂⁂⁂
– Skarbie, co robisz? – zapytał,
składając gazetę i patrząc na swoją ciężarną żonę,
która właśnie stawiała krzesło pod jedną z kuchennych
szafek.
– Muszę zdjąć mikser, jeśli chcecie wreszcie zjeść z Oscarem
te naleśniki, o które mnie ciągle prosicie – wyjaśniła.
– Chcemy! – zawołał wesoło Łobuz,
wchodząc do kuchni.
– Zwariowałaś? – Draco zerwał się na równe nogi i już
po chwili znalazł się przy niej. – Nie
możesz w tym stanie robić takich akrobacji, zdejmę ci to,
co potrzebujesz, tylko mi pokaż, które to pudełko.
Szybko i zręcznie wskoczył na krzesło, które prawie od razu
złowieszczo zatrzeszczało... po czym złamało się i spowodowało,
że blondyn widowiskowo wylądował na tyłku.
Hermiona i Oscar ryknęli śmiechem, a Draco jęknął
z bólu.
– Nic ci nie jest, tato? – zapytał z uśmiechem Oscar, po
czym zaraz się strapił własnymi słowami.
Mały wreszcie czuł, że ma prawdziwą rodzinę, jednak nigdy nie
zapytał Hermiony i Draco, czy może
mówić do nich mamo i tato. Cicho o tym marzył, ale nigdy
nie miał odwagi tak ich nazwać.
Draco mimo bólu i delikatnego upokorzenia szybko wstał
z podłogi i od razu podszedł, by przytulić chłopczyka.
Hermiona musiała odwrócić głowę, by ukryć ślady wzruszenia.
– Nic mi nie jest, synku, ale zamiast
naleśników, ja i mama zabierzemy cię na lody, dobrze?
Oscar przytaknął mu z szerokim uśmiechem, a Hermiona
podeszła, by uściskać dwóch wspaniałych mężczyzn, którzy byli
teraz sensem jej życia.
⁂⁂⁂
6 lat później...
– Babciu, a czy to prawda, że jestem księżniczką? Bo tata
mówi, że jestem! – Mała blondyneczka
o niebieskich oczkach siedziała na kolanach swej babci
i zasypywała ją prawdziwą lawiną pytań.
– Jesteś skarbie, jesteś naszą małą, uroczą księżniczką.
– Narcyza roześmiała się szczerze i pogłaskała po główce
Clarissę. Mała była niezwykle bystrą czterolatką, z wyglądu
bardzo podobną do swojego ojca, ale ciekawość świata
i inteligencję na pewno odziedziczyła po matce.
– Cla, nie zamęczaj babci, lepiej dołącz do chłopaków
w ogrodzie. Chyba grają w piłkę.
– Hermiona uśmiechnęła się do córki, która pędem ruszyła
w stronę wyjścia, by móc spędzić czas z ukochanym
dziadkiem Lucjanem (który wciąż nie miał
pojęcia, że kiedyś był groźnym Lucjuszem Malfoyem)
i swoim starszym o dwa lata bratem Harrym.
Harry był godnym następcą Oscara na stanowisku rodzinnego
Łobuziaka. Draco wiele razy wypominał jej, że jest taki dlatego,
że Hermiona uparła się, by nadać mu imię swojego zmarłego
przyjaciela. Obydwoje jednak bardzo kochali swojego syna, o brązowych
włosach i zabójczo ujmującym uśmiechu Malfoyów.
– Mała jest przesłodka, ale potrafi też być strasznie męcząca
– zaśmiała się Narcyza.
– Nawet nie masz pojęcia, mamo, jak ona
i Harry potrafią napsocić. Wdali się w Draco, na
prawdę. – Hermiona uśmiechnęła
się i napiła się kawy. A Narcyza spojrzała w stronę
salonu, gdzie przy jednym z dużych okien stał jej najstarszy
wnuk.
– Oscar, kochanie, dlaczego
nie wyjdziesz do ogrodu? Dziś jest taki śliczny dzień –
zagadnęła go.
– Czekam, aż tata wróci, babciu – odpowiedział grzecznie
chłopak, po czym znów zapatrzył się w okno.
– Przynajmniej jedno z waszych dzieci jest spokojne –
stwierdziła ze śmiechem Narcyza.
– Widać, że jest bardzo przejęty – wyszeptała konspiracyjnie
Hermiona.
– Niepotrzebnie. Draco na pewno... – Jej wypowiedź przerwało
trąbienie samochodu i okrzyk radości dobiegający z ogrodu.
To mogło oznaczać tylko jedno. Draco właśnie wrócił do domu.
Clarissa i Harry najpewniej zaraz pobiegli, by przywitać ojca.
Narcyza również wstała i wyszła do ogrodu, by dołączyć do
swojego męża, syna i wnuków. Tylko Hermiona i Oscar
postanowili zostać w domu i poczekać, aż Draco wejdzie
do środka. Hermiona ciągle uśmiechała się pod nosem, patrząc na
ich jedenastoletniego już syna. Był ich dumą i obydwoje
kochali go tak samo mocno, jak swoje biologiczne dzieci. Dziś jednak
w jego życiu wydarzyło się coś wyjątkowego i widać
było, że Oscar wprost się nie może już doczekać, aż opowie
o tym swemu ojcu.
⁂⁂⁂
Draco przywitał się z dziećmi i swymi rodzicami i po
zapewnieniu ich, że dołączy do rodzinnego grilla w ogrodzie,
jak tylko się przebierze, wszedł wreszcie w progi swojego
ulubionego miejsca na ziemi. Ich domu. Niezbyt dużego, ciepłego
i przytulnego zakątka, w którym tworzyli razem, z jego
ukochaną żoną, szczęśliwą rodzinę. Długo wahali się,
czy pozostać w świecie magii, czy
też przenieść się w pełni do życia wśród mugoli. Decyzja
nie była łatwa, ale zgodnie stwierdzili, że bez magii w ich
życiu czegoś by zabrakło. Postanowili zamieszkać wśród mugoli
i żyć jak oni, ale ustalili też, że gdy przyjdzie odpowiedni
czas, a ich biologiczne dzieci trochę podrosną, opowiedzą im
wszystko o świecie magii i pozwolą zdecydować, czy będą
chciały kiedyś uczyć się w Hogwarcie. Ta dwójka miała
bowiem w sobie czarodziejską krew i już teraz Hermiona
i Draco zauważali u nich przejawy magicznych zdolności.
Draco wszedł przez kuchenne drzwi i ucałował żonę, która
właśnie szykowała wyśmienite steki, które mieli przyrządzić na
grillu. Cieszyli się z wizyty Narcy i Lucjana, czyli
rodziców Draco, którzy nosili teraz te imiona, tak,
by nikt nie wpadł na ich ślad i nie przypomniał Lucjuszowi,
kim kiedyś był.
– Strasznie się cieszę, że jestem już w domu. Nie ma to
jak weekend – wymruczał blondyn, obejmując Hermionę i czule
cmokając ją w szyję.
– Taaak, na pewno będzie wspaniale. –
Hermiona odwróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję, nie
przejmując się tym, że może ubrudzić jego koszulę. Bliskość
męża była zbyt podniecająca, by zwracać uwagę na takie
drobiazgi.
– Theo dziś dzwonił, prosił, bym
pozdrowił ciebie i dzieciaki.
– To miłe, a jak się ma Luise i Theo Jr.?
– Z tego ci mówił, wspaniale...
– Tato? – Oscar przerwał im rozmowę, ostrożnie wchodząc do
kuchni.
– Cześć synku! Czemu nie jesteś z resztą w ogrodzie?
– zapytał Draco, niechętnie wypuszczając żonę z objęć.
– Później... – obiecała mu szeptem, na co blondyn uśmiechnął
się niczym zadowolony kocur.
– Mam do ciebie pewną sprawę – burknął Oscar, czerwieniąc
się lekko.
– Idźcie porozmawiać do salonu, a ja skończę szykować
mięso – poradziła im Hermiona z dobrodusznym uśmiechem.
⁂⁂⁂
Draco z synem przeszli do salonu i usiedli razem na
zielonej kanapie przed kominkiem.
– Coś się stało? Wyglądasz bardzo poważnie.
– Draco uśmiechnął się rozbrarająco, chcąc dodać chłopcu
otuchy.
– Wiesz tato, bo ja... bo ja dostałem dzisiaj list... – wyjąkał
zawstydzony Oscar.
– Miłosny? Od jakiejś koleżanki z placu zabaw? –
zażartował blondyn.
– Nie! – zaprzeczył szybko.
– No to jaki list dostałeś? Powiedz, bo
jestem bardzo ciekawy... – I wtedy Oscar ostrożnie wyjął
z kieszeni kopertę, jakby była ona jego najcenniejszym
skarbem.
Draco zaintrygowany patrzył na lekko pożółkły papier, zielony
dobrze mu znany herb i czerwoną pieczęć.
– To list z Hogwartu! – zawołał z niedowierzaniem.
– Sowa go dziś przyniosła. Mama bardzo się ucieszyła, a babcia
prawie płakała ze szczęścia, prosiły tylko obie, by nic nie
mówić dziadkowi.
– Jak to możliwe, przecież ty... mugol... – Draco był naprawdę
zszokowany.
– Mama mi wszystko wytłumaczyła i powiedziała, że ją też
to kiedyś spotkało. Też dostała taki list, choć jej rodzice
nie...
– Synku! – Draco zerwał się na równe nogi i przytulił
mocno swoje najstarsze dziecko.
– Tato, a myślisz, że mógłbym?
– Jeśli tylko chcesz! – Draco był naprawdę dumny.
– Naprawdę? – rozpromienił się chłopak.
– Oczywiście. Uwielbiam Hogwart! Muszę ci tyle opowiedzieć, tyle
cię nauczyć! O! I miotła! Muszę ci
kupić najlepszą miotłę! – ekscytował się Draco.
– Dobrze, dobrze, kochani, ale zanim się zagalopujecie, pora wyjść
do ogrodu coś zjeść. Oscarze, dołącz proszę do babci
i rodzeństwa. My z tatą zaraz przyjdziemy.
– Dobrze, mamo! – zwołał uradowany Oscar. Tata zgadzał się na
jego wyjazd do Hogwartu. Więcej nie było mu do szczęścia
potrzebne.
– Książki, kociołek, składniki eliksirów – wymieniał
podekscytowany Draco.
– Nie sądziłam, że aż tak się ucieszysz, że Oscar dostał
list z Hogwartu. Myślałam, że będziesz wolał mieć małego
blisko nas. – Hermiona roześmiała się,
widząc ekscytację swojego męża.
– Często zastanawiałem się, czy Cla i Harry będą mogli
pójść kiedyś do Hogwartu i zawsze wtedy myślałem
o Oscarze, o tym, że on nie będzie miał takiej szansy...
– Draco objął żonę i uśmiechnął się szczerze.
– Przecież kochaliśmy Hogwart, w czasach gdy się tam
uczyliśmy. Wiem, że później w tym budynku stało się dużo
złych rzeczy, ale teraz to znów jest normalna szkoła, a nasze
dzieci będą tam mogły poznać nasz świat, prawdziwy świat.
Hermiona roześmiała się i delikatnie pogłaskała ukochanego
po policzku.
– Też tak myślę. Magia jest w nich. W całej trójce. Nie
możemy o tym zapomnieć, a dzięki Tobie nazwisko Malfoy
zostało zrehabilitowane. Jesteś najlepszym szefem Departamentu
Przestrzegania Prawa, jaki mógł być na
tym stanowisku. Będzie im dobrze w Hogwarcie – zapewniła.
– Na pewno, bo każdy w magicznym świecie zna ich matkę,
która jest najlepszym vice szefem Departamentu do spraw Magicznych
Stworzeń i zawsze walczy o prawa innych, to dzięki Tobie
nasze nazwisko przestało być kojarzone z czymś złym,
a ludzie zapomnieli o moim... – Draco niepewnie spojrzał
w stronę ogrodu, w którym Lucjusz, a w zasadzie
Lucjan Malloy grał ze swoimi wnukami w piłkę.
– Taka jestem szczęśliwa... – Hermiona uśmiechnęła się
i położyła głowę na ramieniu ukochanego.
– Ja też mój skarbie i już się nie mogę doczekać naszego
urlopu we Włoszech... Może nawet skoczymy
na chwilę we dwoje do domku w Livigno? – Draco sugestywnie
poruszył brwiami, a Hermiona wybuchnęła śmiechem i uniosła
się lekko na palcach, by móc go pocałować.
Przypomniała sobie, jak stała przy ołtarzu, w sukni ślubnej,
której nigdy by nie wybrała i w otoczeniu ludzi, których
nigdy by nie zaprosiła na swój ślub. Zastanawiała się wtedy, co
będzie dalej z jej życiem. Obok stał on, tak obcy,
a jednocześnie bliski... Byli tak różni od siebie, pochodzący
z dwóch różnych światów, ale już wtedy wiedziała, że,
gdy są sami, dzieje się coś
niesamowitego. Rubinowa kolia lśniła na jej szyi, a w jego
spojrzeniu błyszczała czysta stal... ale żadne z nich nie
wiedziało wtedy, że połączy ich miłość, taka prawdziwa,
głęboka.
– Tak bardzo cię kocham... – wymruczał pomiędzy pocałunkami.
– A ja ciebie najdroższy!
Na zawsze.
⁂⁂⁂
⁂⁂⁂
I oto koniec :)
Wielu z Was już go znało, ale ciesze się, że razem z Kite Millie przeniosłyśmy tę historię na nowego bloga :) Kite już dzielnie pracuje nad wersją PDF tego opowiadania, a ja obiecuję Wam, że dam znać, jak tylko będzie gotowa. Dziękuję Wam Wszystkim za wspólną przygodę, a Kite za cierpliwość do moich błędów :) Obiecuję, że wkrótce na miejsce Rubinu wskoczy nowe opowiadanie Dramione i tym sposobem, wciąż będą się tu pojawiały trzy opowiadania jednocześnie (+ opowiadanie Rogatego, jeśli będzie pisał) - tak, by nie zdążyło Wam się tu znudzić :)
Pozdrawiam Wszystkich Serdecznie!
Wielu z Was już go znało, ale ciesze się, że razem z Kite Millie przeniosłyśmy tę historię na nowego bloga :) Kite już dzielnie pracuje nad wersją PDF tego opowiadania, a ja obiecuję Wam, że dam znać, jak tylko będzie gotowa. Dziękuję Wam Wszystkim za wspólną przygodę, a Kite za cierpliwość do moich błędów :) Obiecuję, że wkrótce na miejsce Rubinu wskoczy nowe opowiadanie Dramione i tym sposobem, wciąż będą się tu pojawiały trzy opowiadania jednocześnie (+ opowiadanie Rogatego, jeśli będzie pisał) - tak, by nie zdążyło Wam się tu znudzić :)
Pozdrawiam Wszystkich Serdecznie!
V.
Wiedziałam, jak się skończy, ale i tak słodkooo <3 Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie i mam nadzieję, że i tym razem nas zaskoczysz (ale o to się chyba nie muszę martwić).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Postaram się :)
UsuńKolejna Twoja wspaniała historia zakończona *-* Czytam ją już któryś raz z rzędu, ale wciąż jest cudowna. Tyle chciałabym Ci powiedzieć na temat Twoich opowiadań, które po prostu kocham, ale powiem tylko, że czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały Snów i Prawdziwej Twarzy, a także na zupełnie nowe opowiadanie :3 Tymczasem pozdrawiam i życzę dużo weny na nadchodzący rok :D
OdpowiedzUsuńBardzo bardzo dziekuje to było piękne. Oczywiście wszystkie twoje opowiadania są boskie. Tak trzymaj, masz talent dziewczyno.
OdpowiedzUsuńSuperr opowiadanie boskie lepiej nie mogłam spędzić czasu o 3 nad ranem. Życzę wystrzalowego sylwestra i weny na nowy rok.
OdpowiedzUsuńSuperr opowiadanie boskie lepiej nie mogłam spędzić czasu o 3 nad ranem. Życzę wystrzalowego sylwestra i weny na nowy rok.
OdpowiedzUsuńOoo... Rzygam tęczą...
OdpowiedzUsuńI weny życzę na nowy rok!
Nienawidzę tego sformułowania, ale ok. Dziękuję bardzo i pozdrawiam 😊
UsuńTo opowiadanie jest tak samo wspaniałe jak i reszta, Twoich historii ;) Ale uwielbiam tę szczęśliwą cześć :)
OdpowiedzUsuńI wierze, że przeczytam jeszcze niejedną historię ;)
Pozdrawiam ;*
Idealne zakończenie. Oby przyszły rok przynosił tylko takie ☺
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego i weny.
No, i to się nazywa zakończenie:D Pozdrawiam i wszystkiego dobrego Ci życzę:)
OdpowiedzUsuńI takie zakończenie o wiele bardziej mi się podoba ❤ wybacz to opóźnienie w czytaniu ale mam teraz strasznie dużo na głowie i znalezienie czasu na moją ulubioną rozrywkę jest niezwykle ciężkie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec ale na pewno jeszcze wrócę do tego opowiadania jak wyjdzie w wersji PDF :)
Oh jakie cudowności ❤️ Piękne opowiadanie, przeczytałam jednym tchem. Bardzo spodobał mi się pomysł Lucjusza, który chce zawładnąć całym światem i Dracona, który wziął sprawy w swoje ręce i ocalił cały świat 😁 Rzadko sie zdarza w ff żeby ro tylko ma jego barkach to spoczywało, zazwyczaj był po prostu spiegoem i pomagał jasnej stronie, więc taki pomysł jest miłym zaskoczeniem i powiewem świeżości 😉 Na końcu totalnie rozwalił mnie Dziadek Lucjan, cieszę się, że go nie uśmieerciłaś, bo to byłaby najprostsza opcja 😁 Przyznam szczerze, że nawet nie zajrzałam do smutnego epilogu, bo uwielbiam happy andy 😁 Pozdrawiam serdecznie i czytam następne opowiadanie 😉
OdpowiedzUsuńUwielbiam to zakończenie 🥰🥰🥰 chyba nigdy nie zdecyduje się aby przeczytać to smutne, bo zapewne serce rozpadnie mi się na milion kawałków i nie będę mogła go skleić 🙊 cuuuuudo ♥️♥️
OdpowiedzUsuńNie dobra, na tym tez się wzruszyłam 🥲🥰
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się okropnie ale to jest CU-DO-WNE. Strasznie się boję przeczytać Epilog smutny, chyba nie dam rady tego zrobić. Samo opowiadanie mnie po prostu urzekło.
OdpowiedzUsuń