Betowała: Kite Millie
– Uhmm... – mruknął zadowolony, zaglądając do kociołka
z eliksirem odtruwającym.
Był on perfekcyjnie przyrządzony. Nie, żeby spodziewał się
czegoś innego. Wiedział, że dziewczyna sobie poradzi, w innym
wypadku nigdy by się nie zgodził, by w ogóle znalazła się
w tym laboratorium. Gra szła o wielka stawkę. Nowe
zagrożenie w świecie magii powinno zostać zażegnane i to
jak najszybciej. Całe szczęście, że Caldarmian zgodził się mu
pomóc. Poczciwy człowiek... choć tak naprawdę już dawno przestał
być dla niego mistrzem. Żałował trochę, że musi zachować
dystans i uciekać się do takich sztuczek, zamiast działać
samemu, dokładnie tak, jak lubił. Brak kontroli nieco mu
doskwierał, jednak nie mógł nic na to poradzić. Jego misja
polegała jedynie na obserwacji i delikatnym naprowadzeniu
młodego Malfoya na właściwą drogę. Musiał wywiązać się ze
swojego zadania, najlepiej jak potrafił. W końcu dał słowo.
Popatrzył na równo poukładane noże do siekania, idealnie czysty
blat, dobrze zabezpieczone składniki i poczuł coś na kształt
satysfakcji. Ona doskonale pasowała do jego wymagań i przy
okazji do planu jaki powziął. To był jedyny, właściwy wybór
i cieszył się, że Draco sam go dokonał, bez konieczności
jego ingerencji. Mądry chłopak. Dzięki temu teraz wszystko szło
po jego myśli.
Podszedł do kociołka z przeźroczystym niczym woda eliksirem
Oblivedesuvida i również w nim zamieszał. Idealny.
Teraz tylko musiał bardzo uważać, w przeciwnym razie Panna
Granger, a w zasadzie pani Malfoy, mogłaby zacząć coś
podejrzewać. Dobrze wiedział, że jej magicznym umiejętnościom
dorównywać może jedynie jej ciekawość i niewątpliwy
spryt. Takie komplikacje były mu teraz zupełnie niepotrzebne.
Wyjął z kieszeni maleńką fiolkę z jasnoniebieską
substancją. Teraz ostrożnie. Dwie, góra trzy krople powinny
wystarczyć. Eliksir Oblivedesuvida czyścił pamięć z wybranych
przez jego twórcę wspomnieć. Jego mikstura
usuwała coś więcej poza pamięcią. Usuwała wiedzę.
⁂⁂⁂
– Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? – wredny syk opuścił usta
mężczyzny, a jego partnerka gwałtownie odskoczyła do tyłu.
Hermiona nie miała nigdy okazji jej poznać, ale doskonale
wiedziała, kim jest. Widziała ją nawet
wśród gości na swoim własnym ślubie.
– Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, prawda? Nadal jesteś
tą samą, wścibską i irytującą szlamą – blondyn prychnął
pogardliwie i szybko sięgnął po różdżkę.
– Ja... – Hermiona z przerażeniem, zaczęła się cofać.
– Nie możesz Lucjuszu, przecież to twoja synowa... – wyszeptała
z lekkim przestrachem rudowłosa sekretarka Malfoya o imieniu
Greta.
– Wyczyszczę jej pamięć. Jeśli powie o nas Narcyzie, to
mogą być problemy – oznajmił chłodno Lucjusz.
Jednak Hermiona nie miała zamiaru czekać, aż dosięgnie ją
zaklęcie zapomnienia. Odwróciła się na pięcie i biegiem
ruszyła w stronę wyjścia. Nie zdążyła odbiec daleko, gdy
pierwszy czerwony promień śmignął tuż nad jej głową. W panice
zamknęła oczy i biegła dalej, co sił w nogach. Nie
wyobrażała sobie, jak to jest stracić wspomnienia. Zapomnieć
o tym, co przeżyła, przestać
pamiętać o swoich bliskich...
Nagle jednak z całym impetem na coś wpadła. Nie na coś... na
kogoś. Poczuła, jak oplatają ją silne ramiona, które nie
pozwalają jej upaść.
– Co się dzieje? – usłyszała tuż przy swoim uchu ten znajomy
głos.
W następnej sekundzie Draco gwałtownie popchnął ją na ścianę,
samemu zakrywając ją własnym ciałem. Tuż za nimi błysnęło
kolejne zaklęcie.
– Jak dobrze, że ją złapałeś, synu! – usłyszeli triumfalny
śmiech Lucjusza. – Ta mała szlama
prawie mi uciekła!
Draco wyprostował się i spojrzał prosto w przerażone
oczy swojej żony. Zacisnął mocniej szczęki i powoli odsunął
się na bok.
– Mogę wiedzieć, czemu ścigasz moją żonę po muzealnych
korytarzach, ojcze? – zapytał spokojnie, powoli łapiąc Hermionę
za dłoń i odciągając ją nieco do tyłu, tak, by stanęła
za jego plecami. Dopiero teraz dostrzegła, że Draco trzyma
w drugiej dłoni różdżkę.
– Mam z nią do pogadania. Najlepiej będzie,
jeśli od razu zostawisz nas samych – Lucjusz uśmiechnął się
cynicznie pod nosem, bardzo pewny siebie.
Hermiona poczuła, jak ogarnia ją przeraźliwe zimno. Co jeśli
Draco pozwoli Lucjuszowi zostać z nią sam na sam? Arystokrata
jak nic zabierze jej wspomnienia! Ze strachu aż łzy napłynęły
jej do oczu. Niepewnie spojrzała na stojącego przed nią blondyna.
Czy pozwoli swemu ojcu ją skrzywdzić? Nie miała prawa
przypuszczać, że nie...
– Masz przede mną jakieś tajemnice, ojcze? – zapytał cicho
Draco.
– Nie będę ci się teraz tłumaczył, nie ma na to czasu. Chodź
tu szlamo! – ton Lucjusza nie pozostawiał wątpliwości, że to
rozkaz.
Hermionie zadrżały usta. Co teraz? Co powinna zrobić?
Draco spojrzał na nią przez ramię. Czekała na jego znak. Jeśli
każe jej pójść do Lucjusza, to nie będzie miała wyboru. Nie
miała różdżki ani żadnej szansy na ucieczkę. To będzie
koniec...
Młodszy mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym
odwrócił się z powrotem w stronę ojca.
– Nie widzę potrzeby, byś rozmawiał z moją żoną na
osobności. Jeśli masz do niej sprawę, powiedz to przy mnie.
Lucjusz nie powstrzymał grymasu wściekłości. Nienawidził, gdy
ktoś mu się przeciwstawiał.
– Nie myśl sobie, że wolno ci... – zaczął mówić, jednak to
właśnie ten moment wybrała sobie Greta, by pojawić się na
korytarzu.
– Ah tak, mogłem się tego domyślić – sarknął Draco na widok
rudowłosej.
– Twoja matka źle się czuje, dlatego postanowiłem, że Greta
będzie mi dziś towarzyszyć – wyjaśnił chłodno Lucjusz.
– Oczywiście, przecież mugoli wcale nie zdziwi, że pojawiasz się
na ich przyjęciu z kochanką – zakpił młodszy blondyn.
– Dość tej rozmowy. Granger i ja mamy jedną sprawę do
załatwienia.
Lucjusz pewnym krokiem ruszył w stronę Hermiony. Dziewczyna
w przerażeniu zaczęła iść do tyłu. Jednak nagle Draco
odwrócił się, ponownie złapał ją za rękę i przecząco
pokręcił głową. Hermiona otworzyła usta. Chciała go poprosić,
by tego nie robił, by nie oddawał jej w łapy swojego ojca,
lecz głos uwiązł jej w gardle.
Malfoy senior był coraz bliżej, a ona nie miała żadnej
możliwości obrony.
Draco splótł jej palce ze swoimi i odwrócił się w stronę
Lucjusza. Spojrzał ojcu hardo w oczy i uniósł swoją
różdżkę. Lucjusz zatrzymał się w pół kroku, wyraźnie
zdziwiony zachowaniem syna.
– Nie tkniesz jej, ojcze. Zgodnie z umową ona należy do mnie
i nie życzę sobie, by przebywała z tobą sam na sam.
Rozumiesz?
– Jak śmiesz?! – krzyknął zirytowany, unosząc swoja różdżkę
i celując nią w swojego jedynego potomka.
– Czyżbyś chciał złamać naszą umowę? – Draco nieco
podniósł głos.
Mina Lucjusza wskazywała na to, że rozpiera go wściekłość,
jednak nie zrobił w ich stronę już ani jednego kroku.
– Dobrze, skoro tak, to rozwiążemy tę sprawę inaczej.
Porozmawiamy o tym po powrocie do domu – burknął.
– Jak sobie życzysz – odpowiedział cierpko Draco.
– Idziemy, Greto. Pan premier z pewnością na nas czeka –
Malfoy senior poczekał, aż jego sekretarka do niego dołączy, po
czym dumnie unosząc głowę, wyminął
swojego syna oraz Hermionę i szybko ruszył w stronę sali
bankietowej.
⁂⁂⁂
Hermiona dopiero teraz poczuła, że tak naprawdę wraca jej pełen
oddech. Kilka ostatnich chwil było groźnych, jednak na szczęście
jej się udało. Zachowała swoje wspomnienia i to znowu dzięki
niemu. On po prostu nie mógł być złym człowiekiem.
– Domyślam się, co tam zobaczyłaś –
wyszeptał, odwracając się i stając tuż przed nią.
– Ja... – zaczęła mówić.
– Proszę cię, byś na razie nie mówiła o tym nikomu,
a zwłaszcza mojej mamie – przez jego twarz przebiegł grymas
bólu.
– Oczywiście – odpowiedziała szybko. Za nic w świecie nie
chciałaby zranić Narcyzy. Wiedziała bowiem, że mama Draco mimo
wszystko nadal kocha tego podłego drania, którym był jej mąż.
– Chcesz już wrócić do hotelu? – zagadnął ją Draco.
– Jeśli to możliwe...
– Jasne. Musimy się tylko pożegnać z premierem i jego
doradcami. – Draco kurtuazyjnie podał
jej ramię, a Hermiona ujęła je z delikatnym uśmiechem.
Czuła do niego prawdziwą wdzięczność za opiekę, jaką ją
otaczał i powoli zaczynała odkrywać, że niestety jej uczucia
na samej wdzięczności się nie kończą.
⁂⁂⁂
Miała ochotę przeklinać ze złości, że nie sprawdziła wcześniej
walizki, którą przygotowała dla niej Narcyza na ten wyjazd.
Czerwone, czarne, różowe i... skąpe. Obrzydliwie satynowe,
koronkowe i mocno wyuzdane koszulki nocne i bielizna, która
najprawdopodobniej miała teraz zastąpić jej piżamę. Co też ona
sobie ubzdurała? Naprawdę chciała, żeby Hermiona paradowała
w tych szmatkach przy jej synu? Nagłe pukanie do drzwi na
chwilę przerwało potok mamrotanych pod nosem przekleństw.
– Hermiona, wszystko ok? Siedzisz już tam ponad godzinę –
krzyknął przez drzwi Draco.
– Tak, tak, już wychodzę – odpowiedziała bez entuzjazmu
i założyła w końcu krótką, czarną koszulkę nocną
i pasujący do niej satynowy szlafroczek, który kończył się
w połowie uda.
– Za jakie grzechy? – myślała gorzko.
Pozwoliła, by mokre włosy opadły jej na ramiona. Wzięła głęboki
oddech i obiecała sobie, że tym razem się nie zawstydzi, po
czym zbierając resztki odwagi, wyszła z łazienki.
⁂⁂⁂
Draco w białej koszuli i czarnych spodniach, leżał na
eleganckiej kanapie i gapił się w sufit. W dłoni
trzymał szklaneczkę whisky. To był naprawdę ciężki dzień.
Musiał szczerze przyznać, że martwiła go ta sytuacja z jego
ojcem. Wiedział doskonale, że Lucjusz tak łatwo nie odpuści.
Musiał przyspieszyć swoje działania i bardziej mieć ją na
oku.
Drzwi z łazienki otworzyły się, a on powoli odwrócił
głowę i... nagle stracił równowagę, lądując niezgrabnie na
ziemi, przy okazji rozlewając swoją whisky. O Salazarze! Co to
był za widok!
Hermiona ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, widząc,
jak jej mąż niezgrabnie podnosi się z podłogi. Czuła się
w tym momencie miło połechtana wrażeniem, jakie na nim
wywarła. Czy uważał, że jest ładna? Jego spojrzenie w tej
chwili mówiło jej, że tak...
– Twoja mama pakowała moją walizkę – wyjąkała, walcząc ze
zawstydzeniem.
– To wiele wyjaśnia – mruknął.
– Łazienka jest już wolna... – wyszeptała, uciekając wzrokiem
w bok.
Czuła się jak kompletna idiotka. Przecież Malfoy dobrze wiedział,
że łazienka już się zwolniła. Jednak zamiast z niej
skorzystać, on wolał zbliżać się do Hermiony z wyrazem
twarzy, który przyprawiał ją o ciarki na całym ciele.
– Boisz się mnie? – zapytał cicho.
– Nie – odpowiedziała, starając się
zabrzmieć pewnie, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.
– To dlaczego masz minę, jakbyś chciała uciec
tam, gdzie Ghule mówią dobranoc? – Draco uśmiechnął się
nieco sarkastycznie, stając tuż przed nią i nie przerywając
kontaktu wzrokowego.
– Wydaje ci się – odpowiedziała, starając się, by głos jej
nie zadrżał.
– Skoro tak...
Podszedł jeszcze bliżej i położył swoją dłoń na jej
ramieniu. Przesunął palcami po chłodnej satynie jej skąpego
szlafroczka i delikatnie ujął tył jej głowy. Widział, jak
Hermiona przegrywa walkę z krwistymi rumieńcami, czuł, jak
jej oddech wyraźnie przyśpiesza, podobnie jak bicie serca. Lekkie
drżenie jej warg jeszcze bardziej sprawiło, że miał ochotę to
zrobić. Musiał, bo to pragnienie paliło go od środka. Chciał ją
mieć tylko dla siebie. Chciał choć przez chwilę zapomnieć
o świecie za drzwiami hotelowego pokoju. Choć raz chciał, by
ktoś widział go takim, jakim naprawdę
jest.
⁂⁂⁂
To ona wykonała ten krok. Wspięła się nieco na palcach i pierwsza
sięgnęła jego ust. Nie wiedział,
dlaczego to zrobiła, ale czuł, że świat naprawdę stanął teraz
w miejscu i nie liczyło się już nic, poza tym. Oddał
jej pocałunek, mocno przyciągając ją do siebie.
Jej dłoń na jego karku. Jego palce wplecione w jej włosy.
I jedno pragnienie obojga – potrzeba bliskości.
– Zauważ mnie... – wyszeptał Draco, odrywając się od niej
– Widzę – odpowiedziała, mocniej się w niego wtulając
i pozwalając mu na kolejny pocałunek.
Chciała tego, naprawdę. Tej chwili zapomnienia, odrzucenia myśli
o problemach i rozkosznego ciepła rozlewającego się po
całym jej ciele. Chciała być dla niego tą jedyną, tą wybraną,
chociaż przez jeden dzień. Chciała, by uwierzył, że naprawdę go
widzi, że wie, kim jest, jaki jest i jak
docenia to, jak wiele dla niej zrobił.
Powoli, jakby bez udziału świadomości, przeszli przez pokój, nie
przerywając desperackich, pełnych namiętności pocałunków.
Nawet nie wiedziała, jak to się stało, że nagle znalazła
się na łóżku, a Draco pochylał się nad nią z tym
płonącym spojrzeniem. Było jej wszystko jedno, co o niej
teraz pomyśli. Jej cały świat został zniszczony i poza swoją
troską o bliskich i przyjaciół nie miała już nic.
Jakie miało znaczenie to, czy prześpi się
z Malfoyem?
No właśnie... miało. Nie mogła się oszukiwać, że to nic
nieznaczący incydent. Przecież wyraźnie czuła, jak jego pocałunki
praktycznie palą jej skórę, każdy jego dotyk powoduje
u niej ciarki, a smak jego ust wprawia ją w euforię.
Takie emocje nie towarzyszyłyby jej, gdyby chodziło o kogoś
innego. Draco sprawiał, że dosłownie płonęła pożądaniem
i miała wrażenie, że ona wzbudza w nim podobne doznania.
Czy nie całował jej z taką samą namiętnością i pasją?
Czy nie prosił jej, by dostrzegła, jaki naprawdę jest? Tak, nie
mogła mieć wątpliwości. On też tego chciał.
Tylko pytanie, co dalej? Dokąd to mogło
ich zaprowadzić?
– Hermiona... – szeptał pomiędzy pocałunkami, a ona
pojękiwała cicho, czując, jak jego palce
rozwiązują pasek jej szlafroczka.
Gdy jego ręce znalazły się na jej talii, wygięła się lekko,
chcąc poczuć go jeszcze bliżej, jeszcze mocniej. On wciąż
całował ją namiętnie, jednocześnie przesuwając dłonie w górę.
Draco przerwał pocałunek i przeniósł swoje usta na szyję,
dekolt i coraz niżej w stronę koronki, która zakrywała
jej piersi. Hermiona wplotła palce w jego włosy, zamykając
oczy i pojękując cicho w oczekiwaniu na kolejnej
pieszczoty.
– O tak, Malfoy... – wyjęczała, gdy poczuła jego usta na
swojej lewej piersi.
Wtedy jednak stało się coś dziwnego. Draco zesztywniał i powoli
uniósł głowę. Spojrzała na niego spod pół przymkniętych
powiek, a jej wzrok był przepełniony pożądaniem.
On jednak gwałtownie podniósł się z łóżka. Hermiona
zdziwiona jego zachowaniem, usiadła na posłaniu, nie bardzo
wiedząc, co powiedzieć. Blondyn w tym czasie w ekspresowym
tempie założył swoje buty i sięgnął po marynarkę.
– Co ty robisz? – zapytała.
– Wychodzę – warknął, kierując się do wyjścia.
Hermiona zerwała się z łóżka, chcąc go jakoś zatrzymać,
zapytać, poprosić o wyjaśnienie, ale nim zdążyła to
zrobić, Draco wyszedł z pokoju, z hukiem zatrzaskując za
sobą drzwi.
⁂⁂⁂
Szedł ciemnymi ulicami Londynu, przypalając różdżką kolejnego
papierosa i szukając miejsca, w którym mógłby się
w spokoju napić. Potrzebował teraz whisky bardziej niż
kolejnego oddechu. Czasami naprawdę nienawidził swojego życia.
Swojej krwi i dziedzictwa, jakie ze sobą niosła. Tych wieczny
zakazów, nakazów i miliona zasad, jakich był zmuszony
przestrzegać praktycznie od zawsze. Pozorów, jakie musiał
stwarzać, by nie wyjść ze swojej roli. Jego nazwisko warunkowało
wszystko. To, co miał lubić, a czym
pogardzać. Jaką karierę wybrać, jaką kobietę poślubić...
Gdyby nie wojna i późniejsze osiągnięcia jego parszywego
ojca najpewniej pracowałby teraz na jakimś ministerialnym
stanowisku, załatwionym przez koneksje tatusia i szykował się
do ślubu z Pansy lub kimś pokroju Dafne Greengrass. A później
podobnie jak jego rodzice, Mijałby
się z żoną, udając wobec niej uprzejmość tylko
z konieczności. Na boku najpewniej miałby kilka kochanek
i okłamywałby sam siebie, że takie życie mu odpowiada.
Czasem łapał się na tym, że zastanawiał się, jakby to wszystko
wyglądało, gdyby jednak Voldemort przeżył. Czy jego życie byłoby
wtedy lepsze? Pewnie bardziej zagrożone, ale być może nie
przysparzałoby mu tak wiele rozterek i bólu. Tak... Lucjusz
nie miałby odwagi truć jego matki, a on sam nie musiałby
poślubić kobiety, która sprawiała, że coś w jego wnętrzu
niebezpiecznie drżało. Nie znał takich uczuć i nie był
pewien, czy jest na nie gotowy.
Dlaczego pozwolił sobie uwierzyć w to, że ona widzi w nim
kogoś więcej, niż tylko parszywego drania, który praktycznie ją
zniewolił? Salazarze! Była gotowa nawet się z nim przespać
z wdzięczności, że nie wydał ją dziś swojemu ojcu, albo
dlatego, by zapewnić bezpieczeństwo swoim bliskim. Przez krótką
chwilę miał wrażenie, że ona naprawdę tego chce, że pożąda go
w takim samym stopniu co on ją. Jednak nadzieja ta pękła
niczym bańka mydlana, gdy wypowiedziała jego nazwisko. Nadal
widziała w nim Malfoya – łajdaka i swojego wroga,
kłamcę i manipulatora. Skłamała mówiąc, że go widzi, że
zauważa, jaki naprawdę jest. Pytanie tylko,
po co to zrobiła? Naprawdę była mu aż tak wdzięczna?
Jednak wdzięczność to za mało, by mógł to zaakceptować
i zostać z nią dzisiejszej nocy. Nie mógł pozwolić, by
zrobiła coś wbrew sobie, tylko po to, by go zadowolić. Nie po raz
kolejny...
Znalazł wreszcie jakiś niewielki, czynny pub. Wszedł do środka
z nadzieją, że wreszcie będzie miał możliwość utopienia
swoich problemów w whisky. Zasadniczo mógł wrócić do domu,
do swojego gabinetu. Wezwać któregoś ze swoich kumpli i spić
się na umór, najlepszą gatunkowo ognistą. Jednak teraz
potrzebował samotności. Chwili sam na sam, ze swoimi zgryzotami.
Usiadł przy barze, zamówił drinka i wyciągnął kolejnego
papierosa. Nie mógł jednak zapalić go za pomocą różdżki...
– Potrzebuje pan ognia? – zagadnął go siedzący tuż obok,
podstarzały i łysiejący facet.
– Tak, dziękuję. – Draco przypalił papierosa i sięgnął
po swoja szklaneczkę.
– Problemy? – znów odezwał się siedzący obok jegomość.
Draco spojrzał na niego z zamiarem rzucenia jakiejś kąśliwej
uwagi, ale pogodny uśmiech, jakim obdarzył go mężczyzna, sprawił,
że powstrzymał się od tego.
– A kto ich nie ma? – odpowiedział cierpko i znów się
napił.
– Taki młody i przystojny, to pewnie nie chodzi o problemy
z kobietami? – mężczyzna nie odpuszczał.
– Pan też ma problemy? – Draco wskazał na jego prawie pustą
szklaneczkę.
– Jestem Robert, Robert McOliver – mężczyzna wyciągnął do
niego dłoń, a Draco ją uścisnął.
– Darren Malloy – przedstawił się, zmyślonym nazwiskiem. Sam
nie wiedział dlaczego. Może po prostu miał na dziś dość bycia
Malfoyem? Naprawdę dość.
– Jakie masz problemy Darrenie, że przychodzisz do pubu o drugiej
w nocy, ubrany, jakbyś uciekł z własnego ślubu? –
zaśmiał się tubalnie Robert.
– Raczej z nocy poślubnej – mruknął pod nosem Draco.
– Więc jednak kobiety...?
Draco zgasił niedopałek papierosa i westchnął ciężko, po
czym delikatnie kiwnął głową. Nie było sensu się okłamywać.
Miał problem z kobietą. Szczególną kobietą.
– Jestem żonaty od piętnastu lat i nie raz siedziałem
tutaj, roztrząsając swoje problemy nad szklaneczką whisky, ale
powiem ci jedno, Darrenie. Jeśli kochasz tę kobietę, to wszystkie
wasze problemy, wcześniej czy później, rozwiążą się same.
Blondyn machnął na kelnera i zamówił dla siebie kolejną
porcję alkoholu.
Czy Robert mógł mieć rację? Czy miłość mogła być lekarstwem
na wszystkie problemy? Czy on w ogóle mógł poznać te
uczucie? Doświadczyć go?
Nagle na zewnątrz zawyły syreny, było słychać przejeżdżające
wozy strażackie, a za szybą pubu migały niebieskie światła.
Gdzieś nieopodal musiał wybuchnąć spory pożar.
– Napijesz się? – zapytał Draco, widząc, że Robert ma pustą
szklaneczkę.
– Nie. Muszę wracać do domu.
– Żona czeka?
– Jest u swojej matki w Bristolu, ale mam już dość na
dziś. Tobie też radzę wracać, przyjacielu.
– Robert wstał i klepnął Dracona w ramię, po czym
rzucił pieniądze na blat i skierował się do wyjścia.
Draco znów się napił. Słowa Roberta dały mu sporo do myślenia.
Wolne miejsce obok niego zajął jakiś młody chłopak, który
skinął na barmana, by zamówić piwo.
– Gdzie się pali, że jechało tędy tyle straży pożarnej? –
zagadnął barman nowego klienta.
– Hotel Rosewood London się jara. Wezwali straż ze wszystkich
okolicznych departamentów. Ktoś mówił, że ludzie są wciąż
uwięzieni w pokojach. Najpewniej będzie sporo ofiar...
Draco poczuł, jak paraliżuje go strach.
– Hermiona!
⁂⁂⁂
– Cholera jasna! – klął pod nosem, przeciskając się przez
tłum gapiów.
Był wściekły, gdy okazało się, że próba teleportacji prosto do
ich hotelowego pokoju okazała się niemożliwa. Musiał się tam
znaleźć. Teraz. Natychmiast.
Jeśli coś jej się stanie, to...
– Draco, ty idioto! – zarzucał sobie. Przecież już dawno
powinien oddać jej różdżkę. Wtedy na pewno mogłaby uciec za
pomocą magii.
Policja za pomocą specjalnej taśmy odgrodziła ciekawskich
londyńczyków z daleka od wciąż płonącego hotelu.
Pomarańczowa łuna unosiła się nad pięknym niegdyś budynkiem,
zamieniającym się powoli w zwęglone zgliszcza. Draco próbował
dostrzec, czy pożar objął piętro, na którym znajdował się ich
apartament, ale szerokie strumienie wody z wężów strażackich
sprawiały, że nic nie było widać.
Niewiele myśląc, Draco rozerwał policyjną taśmę, ruszając
przed siebie. Musiał się dostać do środka, by ją odnaleźć.
– Co pan wyprawia! Natychmiast proszę wracać za taśmę! –
krzyknął jakiś policjant.
Draco po prostu zignorował go, biegnąc dalej przed siebie. Nie miał
chwili do stracenia.
– Hej! – Inny policjant złapał go za ramię, chcąc
powstrzymać, ale on odepchnął go z pogardą i ruszył
dalej.
Wszędzie stały wozy strażackie, radiowozy oraz karetki pogotowia.
Ludzie biegali, ktoś krzyczał, gdzieś z boku słychać było
płacz. Draco rozglądał się dookoła. Gdzie było wejście? Jak
miał się dostać do środka?
– Zwariowałeś człowieku? – Dwóch mundurowych złapało go za
ramiona i próbowało odciągnąć gdzieś na bok.
– Puśćcie mnie, przeklęci mugole! – krzyknął rozwścieczony.
– Tam jest moja żona!
Mężczyźni spojrzeli po sobie skonsternowani.
– Pana żona była w tym hotelu? – zapytał cicho jeden
z nich.
– No przecież mówię! – warknął Draco, szybkim ruchem
uwalniając się z ich uścisku i wkładając rękę do
kieszeni, by wyjąć różdżkę. Jednak nim to zdążył zrobić,
jeden z mężczyzn odwrócił się i wskazał coś, co
wyglądało jak prowizoryczny, biały namiot, przy którym kręciło
się wiele osób w białych kitlach.
– W budynku nikogo już nie ma, a tam trzymają rannych,
których udało się uratować. Jednak jest też dużo ofiar. Pożar
rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Jeden ze strażaków
powiedział mi, że w życiu czegoś takie nie widział...
Policjant mówił, jednak Draco go nie słuchał. Biegiem ruszył
w stronę namiotu. Ona tam jest. Na pewno.
Wbiegł do środka, uważając przy tym, by na nikogo nie wpaść.
Ludzie leżeli na prowizorycznych noszach i materacach,
a personel medyczny uwijał się jak w ukropie. Gdzieś
dalej było słychać wycie syren, odjeżdżających karetek. Obraz
ten można było określić tylko jednym słowem – katastrofa.
– Jest pan ranny? – zagadnęła go jakaś szczupła kobietka
w pielęgniarskim kitlu.
– Nie, ja szukam tu kogoś – wyjaśnił jej, nerwowo rozglądając
się na boki.
– Mamy listę nazwisk większości ocalałych – odpowiedziała,
odwracając się i sięgając po jakąś kartkę.
– Hermiona Granger – powiedział natychmiast. Pielęgniarka
szybko przejrzała listę, ale po jej twarzy widział, że nie
znalazła tego nazwiska. Skóra zjeżyła mu się na karku.
– Proszę jeszcze sprawdzić nazwisko Malfoy. Hermiona Malfoy –
poprosił, nie potrafiąc opanować drżenia głosu.
– Przykro mi... – pielęgniarka nawet nie potrafiła spojrzeć mu
w oczy.
– Pani się myli! Ona musi być na tej liście! – warknął, a
w zasadzie krzyknął, czując, jak
dziwne napięcie łapie go za gardło. To nie była prawda. To nie
mogła być prawda!
– Z tyłu, za tamtym budynkiem jest miejsce, gdzie chwilowo...
zanim zostaną przewiezione do kostnicy... – pielęgniarce łamał
się głos, a w jej oczach błyszczały łzy.
– Nie. – Draco energicznie potrząsnął głową. – Nie –
powtórzył, odwracając się i wychodząc z namiotu.
Zgliszcza hotelu Roosewood już ledwie się tliły, ale wiele
zastępów straży wciąż oblewało je
strumieniami wody. Draco nie wiedział, czy to ona moczy mu teraz
włosy i ubranie, czy właśnie zaczął padać rzęsisty
deszcz, ale niewiele go to obchodziło.
Szedł, nie wiedząc gdzie i po co.
Gdzieś w jego świadomości czaiła się myśl, że świat się
jeszcze nie skończył. Miał jeszcze tyle do zrobienia.
Jednak teraz chciał tylko iść. Iść przed siebie i nie
pamiętać o tym, kim jest.
Najbardziej na świecie marzył teraz, by być kimś innym...
W górze niebo rozbłysło, a zaraz potem rozległ się potężny
grzmot. Deszcz padał coraz mocniej, a on nie był w stanie
nawet wydobyć różdżki, by rzucić na siebie czar chroniący.
W zasadzie, wcale nie chciał tego robić. W tej chwili
nienawidził magii...
Wszędzie stały tłumy gapiów, ale Draco nie zwracał na nich
uwagi. Nagle jednak przypomniał sobie o czymś ważnym. Namiar!
Jej obrączka miała na sobie namiar. Jeśli jest tam... w miejscu,
w którym wskazała mu pielęgniarka, to powinien ją zabrać.
Nie mógł pozwolić, by mugole pochowali ją w bezimiennym
grobie.
Wyjął różdżkę i stuknął nią w swoją własną
obrączkę. Poczuł uderzenie ciepła i już wiedział,
gdzie ma iść. Zacisnął szczęki i na chwilę zamknął oczy,
gdy spostrzegł, że namiar kieruje go w stronę właśnie tego
budynku... Ostatnia nadzieja zaczynała gasnąć.
Niepewnie ruszył w tamtym kierunku, usiłując się przekonać,
że da radę to zrobić. Odnajdzie ją.
Nawet w tym miejscu stali ciekawscy ludzie, którzy zza
policyjnej taśmy próbowali dostrzec... sam nie wiedział co, bo
chyba nie zwęglone, ludzkie zwłoki.
Ledwie się zbliżył, a kolejny mężczyzna w policyjnym
mundurze go zatrzymał.
– Dalej nie wolno – oświadczył mu chłodno.
– Ja... szukam swojej żony – wyjaśnił cicho Draco.
Mężczyzna popatrzył na niego ze współczuciem.
– Może pan podać jakieś jej cechy? Wiek, kolor włosów? Nie
wszystkie ciała nadają się do identyfikacji...
– Ja... Ona... – widok rzędów czarnych worków foliowych
sprawił, że Draco nie wiedział, co powiedzieć. Świadomość, że
być może gdzieś tam w jednym z nich leży Hermiona, była
jak uderzenie obuchem w głowę.
– Wiem, że to trudne – policjant współczująco poklepał go po
ramieniu, a gdzieś w górze rozległ się kolejny grzmot.
– Draco! – ktoś krzyknął, ale dla niego zabrzmiało to jak
szept. Czuły, cudowny szept, trafiający prosto w jego serce.
Odwrócił się na pięcie i dostrzegł ją. Stała po
przeciwnej stronie ulicy. Przemoczona do suchej nitki, w krótkim
futerku i czarnych szpilkach.
– Hermiona... – wyszeptał, ruszając biegiem.
Ona również zaczęła biec, na tyle, na ile pozwalały jej na to
wysokie obcasy.
Policjant uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej ta historia
dzisiejszej nocy zakończyła się happy endem.
Wpadli sobie w ramiona, jak gdyby dla obojga było to
najcudowniejsze, najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. Oboje
zmarznięci i przemoczeni, ale ich serca wypełniło prawdziwe
ciepło i radość.
– Hermiona... – szeptał w jej włosy, tuląc ją do siebie
ze wszystkich sił.
– Ja... myślałam, że wróciłeś do hotelu. Przyszłam tu, bo
nie wiedziałam, gdzie Cię
znaleźć...
– Ciii skarbie, już dobrze. Już wszystko będzie dobrze –
zapewniał ją, nie dbając o to, że może brzmieć ckliwie.
– Poszłam cię szukać do hotelowego baru – nie mogła dłużej
powstrzymać szlochu – a potem nagle zaczął wyć alarm.
Strażacy powiedzieli, że pożar wybuchł na naszym piętrze. Ja...
ja myślałam, że być może wróciłeś do pokoju – tłumaczyła
mu, trzęsąc się z zimna i emocji.
– Już dobrze – powtórzył blondyn, delikatnie łapiąc ją za
podbródek i składając na jej ustach czuły pocałunek, który
Hermiona od razu oddała.
Błysk teleportacji zgrał się z uderzeniem kolejnego grzmotu,
ale w ogólnym zamieszaniu nikt tego nie zauważył.
⁂⁂⁂
Puste łóżko wprawiło go w dość ponury humor. Nie,
żeby się tego nie spodziewał, ale mimo wszystko nie mógł pozbyć
się poczucia zazdrości. To on powinien być przy niej, bronić ją
i pocieszać... Jednak nie miał takiego prawa. Co innego Draco.
Westchnął ciężko i przeszedł na druga stronę korytarza,
cicho pukając w drzwi jej sypialni. Wiedział, ze Draco
najpewniej i tak nie śpi. Pewnie raz po raz analizował
w myślach wszystkie wydarzenia poprzedniej nocy.
– Dokąd idziesz? – usłyszał jej zaspany głos. Zacisnął
mocniej szczęki i zrobił krok w tył. Musiał
przezwyciężyć wielką ochotę, by wejść do środka i objąć
ją najmocniej, jak potrafił.
– Zaraz wracam, śpij dalej.
Czuły ton w głosie przyjaciela sprawił, że miał ochotę
odwrócić się na pięcie i zniknąć. Stało się.
Najprawdopodobniej zakochał się w niej... A ona być może
w nim. Pora porzucić wszelką nadzieję.
– Co jest Nott? – zapytał Malfoy, wychodząc z sypialni
Hermiony i zawiązując swój czarny, satynowy szlafrok.
– Na twoją komórkę wydzwania jakiś urzędas z biura
mugolskiego premiera. Chce sprawdzić, czy
wszystko z wami w porządku i przeprosić.
– Spław go – mruknął Draco, przeczesując palcami
rozmierzwione włosy.
– Wysłałem też naszych ludzi na miejsce. Mugolscy strażnicy
mówią...
– Strażacy – poprawił go automatycznie Draco.
– Mniejsza z tym. W każdym razie ten pożar był jakiś
dziwny. Wszystko zapaliło się bardzo szybko, a ogień
podłożono dokładnie na piętrze, gdzie był wasz apartament.
– Sługusy ojca. Najpewniej widzieli, że wychodzę z hotelu,
a Hermiona zostaje... – mruknął Draco.
– Gdzie poszedłeś w środku nocy, zostawiając ją samą? –
warknął Theo, nie kryjąc poirytowania.
– Nie twoja sprawa. Załatw wszystko i wzmocnij ochronę
rezydencji. Ściągnij tu też Zabiniego. Od jutra będzie pilnował
Hermiony.
– Dlaczego on?
– Bo tak zdecydowałem, Nott. Jeszcze coś?
– Caldarmian był skontrolować eliksir. Stwierdził, że wszystko
z nim w porządku. Jeszcze pięć tygodni i będzie
gotowy.
– Przynajmniej jedna dobra wiadomość – westchnął Draco,
pocierając twarz.
– Może napijesz się kawy? Wyglądasz na ledwo żywego –
doradził mu Theo.
– Jeszcze nie teraz. Obudźcie nas za jakieś cztery godziny. Niech
Weasley przyniesie śniadanie do pokoju Hermiony – nakazał Draco,
łapiąc za klamkę.
– Tak jest, szefie – burknął w odpowiedzi, po czym
odwrócił się i odszedł, by nie widzieć, jak jego najlepszy
przyjaciel wraca do sypialni kobiety jego snów.
⁂⁂⁂
Minęły trzy tygodnie i Hermiona musiała przyznać, że
dopiero teraz odzyskała choć trochę poczucie bezpieczeństwa.
Pogoda z dnia na dzień była coraz bardziej słoneczna, a ona
z przyjemnością spędzała popołudnia na swoim tarasie
w towarzystwie dobrej książki, na plotkach z Ginny lub
grając z Oscarem w Eksplodującego Durnia.
Wieczory natomiast spędzała z nim. Najpierw razem jedli
kolację, później siadali na kanapie w jego gabinecie. On
pracował, przeglądając jakieś papiery, a ona znów czytała.
Czasem rozmawiali, ale zwykle popijali czerwone wino i cieszyli
się swoim towarzystwem w ciszy. Później Hermiona żegnała
się, mówiąc, że idzie już spać, a Draco wstawał i całował
ją krótko, ale namiętnie na pożegnanie. Ona szła do swojej
sypialni, a on przychodził po godzinie lub dwóch i kładł
się obok niej. Obejmował ją ramieniem, zatapiał twarz w jej
włosach i tym samym sprawiał, że jej sen przychodził szybko
i był pozbawiony koszmarów.
Gdy rano się budziła, jego już nie było, ale ona odczuwała
dziwną wewnętrzną siłę, by stawić czoła kolejnemu dniu.
Nie wiedziała czemu, ale naprawdę miała wrażenie, że przy
nim wszystko będzie dobrze.
⁂⁂⁂
– Hermiona chodź! – nalegał Łobuz, ciągnąc ją w stronę
ogrodu.
– Naprawdę Oscarze, to nie jest najlepszy pomysł – próbowała
mu tłumaczyć, rozbawiona.
– Proszę cię! Nikt nie chce się ze mną pobawić! Rosa nie ma
czasu, Ginny pojechała z panem Zabinim po zakupy, a Josef
musi coś tam przycinać.
– No dobrze, ale tylko chwilę – odpowiedziała.
– Zagrajmy w Blind man's buff (Ciuciubabka)! – nalegał.
– No dobrze, ale ty pierwszy zasłaniasz oczy...
– Ty! Jesteś starsza, szybciej mnie złapiesz! – prosił mały.
Hermiona roześmiała się i pokręciła głową, ale pozwoliła
Oscarowi zawiązać sobie oczy czarną przepaską.
Bawili się przednio. Goniąc się po ogrodzie i zaśmiewając
do łez.
– Oscar! Jesteś dla mnie za szybki, nigdy cię nie złapię! –
wołała Hermiona.
– Tutaj jestem! Tutaj! No dalej! – mały biegał dookoła niej,
śmiejąc się głośno.
Hermiona odwróciła się i z impetem wpadła na coś
twardego i wysokiego... Para silnych, męskich ramion
powstrzymała ją przed upadkiem.
– O! Przepraszam! – wyjąkała, zakłopotana i sięgnęła
do opaski, by zdjąć ją z oczu. Poczuła jednak, jak czyjaś
dłoń ją od tego powstrzymuje.
– Nie możesz tak! Musisz zgadnąć na kogo wpadłaś – zażądał
rozbawiony Oscar.
– Daj spokój, Łobuzie...
– On się zgadza, byś zgadła, kim jest!
Kiwa głową, że się zgadza!
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i uniosła dłonie. Była
prawie pewna, że tym mężczyzną, który stoi przed nią,
jest Draco, bowiem wciąż trzymał on swoje dłonie na jej talii.
Jednak wystarczyło, by tylko delikatnie dotknęła jego policzka,
a drugą dłonią musnęła jego włosy, by zorientować się,
że tym razem się pomyliła. Szybko zrobiła krok w tył.
– Przepraszam cię, Theo, ale ten mały
łobuz zawsze mnie do czegoś namówi – wyjąkała zawstydzona,
szybko ściągając z oczu przepaskę.
– Nic nie szkodzi. To nawet zabawne – zaśmiał się Nott,
a Hermiona mu zawtórowała.
Oboje nie byli świadomi tego, że Draco widział całą scenę
z okna swojego gabinetu.
⁂⁂⁂
Dwa tygodnie później...
– Jesteś pewien, że to odpowiedni moment? Wiesz, jakie teraz mamy
problemy.
– To konieczne, Zabini – burknął Draco, odkładając dokumenty
i wstając zza biurka.
– W porządku, skoro jesteś pewien. Zaraz idę odprowadzić
Hermionę do twojej matki.
– Uważaj na nią. Nie chcę, by spotkała się z moim ojcem
sam na sam.
– Dopilnuję tego, możesz być spokojny – zapewnił go Zabini,
po czym wyszedł z gabinetu.
Draco westchnął ciężko i jeszcze raz spojrzał na leżącą
na biurku kopertę. Nie miał innego wyjścia. Musiał to zrobić,
inaczej coś mogło pokrzyżować jego plany i co gorsza,
odebrać mu wewnętrzny spokój i koncentrację, która teraz
była mu niezwykle potrzebna.
Krótkie pukanie, a zaraz później drzwi do gabinetu się
otworzyły.
– Wzywałeś szefie? – zapytał Nott z uśmiechem.
– Tak. Siadaj Theo. Napijesz się czegoś?
– To chyba coś poważnego, skoro proponujesz mi alkohol w ciągu
dnia – zażartował Theodore, siadając na przeciwko biurka.
– W zasadzie to chciałem omówić z tobą twoją kolejną
misję – wyjaśnił Draco, stawiając dwie szklaneczki i karafkę
bursztynowego płynu na biurku.
– Czeka mnie jakaś nowa misja? Nic nie mówiłeś...
– Zdecydowałem się na to w ostatniej chwili – skłamał
blondyn, nalewając alkoholu.
– Powiesz, o co chodzi?
– Wiesz, że ludzie ojca zaczęli inwigilować również
amerykańskie sfery polityczne?
– No pewnie, ale co...
– Musisz tam pojechać, Nott. Potrzeba nam informacji z pierwszej
ręki o tym, co się tam dzieje – wyjaśnił Draco.
– Dlaczego ja? Przecież Goyle miał to zrobić.
– Zdecydowałem inaczej. Wyjeżdżasz dziś wieczorem –
oświadczył mu sucho Malfoy, popijając ze swojej szklaneczki.
– Rozumiem – Nott wstał i zwinął kopertę z biurka.
Wiedział, że znajdzie w niej wszystkie niezbędne informacje,
dotyczące jego misji.
– Tylko ty gwarantujesz nam uzyskanie wszystkich potrzebnych nam
informacji – przekonywał go Draco.
– Jasne. Możesz być pewien, że się z tego wywiążę –
Theodore ruszył w stronę drzwi.
– Nie obrażaj się Theo, wiesz, że nie robię ci tego na złość.
Zatrzymał się i spojrzał przez ramię na blondyna.
– Oczywiście, że nie. Robisz to z powodu strachu. Nie martw
się, rozumiem to, przyjacielu. Nie musisz się jednak martwić. Ona
czuje do ciebie to samo, co ty do niej. To widać z daleka.
I nim Draco zdążył coś odpowiedzieć, Theodore wyszedł z jego
gabinetu.
⁂⁂⁂
Hermiona nie lubiła swoich wizyt w Malfoy Manor. Nadal chętnie
spotykała się z Narcyzą i słuchała jej przeróżnych
opowieści, rad i pouczeń, ale od sytuacji w Londyńskim
Muzeum bała się natknąć w tym domu na Lucjusza. Co prawda,
Blaise zawsze odprowadzał ją prosto do salonu teściowej, po czym
o określonej godzinie wracał ją odebrać, ale i tak
w tym miejscu miała największe poczucie zagrożenia. Może
wiązało się to również z faktem, że Draco był tak
daleko...
– Obyczaje rodowe są przekazywane z pokolenia na pokolenie
i różnią się nieistotnymi szczegółami, jeśli chodzi
o kwestię etykiety... – tłumaczyła jej Cyzia, ale Hermiona
słuchała ją jednym uchem. Myślami była w domu przy
popołudniowych plotkach z Ginny czy wieczornej kolacji z Draco.
– Doskonale obrazuje to książka Scysy
Black. Niestety nie mam jej tutaj – Narcyza przerzuciła stos
książek, znajdujący się na stoliku, przy którym siedziały.
– A gdzie jest? – zainteresowała się Hermiona.
– Najpewniej na dole w bibliotece. Zaraz ją przywołam...
O nie! Różdżkę też gdzieś zostawiłam.
Hermiona zawahała się chwilę. Nie bardzo chciała sama poruszać
się po tym domu.
– Ta książka jest nam potrzebna, byś zrozumiała,
na czym polega ceremonia powitania gości.
– Mogłabym po nią pójść, ale... – Hermiona wciąż się
wahała.
– Lucjusz i większość jego ludzi wyjechali do Londynu –
przypomniała jej Narcyza z ciepłym uśmiechem.
– Przyniosę tę książkę – zdecydowała.
– Idź kochana i o nic się nie martw. Nikt się nie
odważy cię tutaj zaatakować – zapewniła ją.
Hermiona wyszła z jej saloniku na piętrze i szybko
skierowała się w stronę schodów. Była akurat w ich
połowie, gdy na dole w holu zapanowało jakieś poruszenie.
Przystanęła na chwilę, chcąc zobaczyć, co się dzieje.
Z korytarza na lewo od schodów wyszło dwóch rosłych
mężczyzn. Nie miała wątpliwości, że najpewniej byli to dawni
Śmierciożercy.
– Ostatnio padają jak muchy – oświadczył jeden z nich
tubalnie.
– Szef nie będzie zadowolony, jak się o tym dowie – dodał
drugi, po czym obaj wyszli z rezydencji, wlokąc za sobą coś,
co wyglądało jak wielki worek.
Hermiona ostrożnie zeszła na dół. Przejście wciąż pozostawało
otwarte. Dobrze pamiętała, że korytarz ten prowadzi do lochów
dworu.
Dobrze wiedziała, że nie powinna, ale ciekawość była silniejsza.
Musiała tam wejść.
⁂⁂⁂
Korytarz był wilgotny i ciemny, bowiem oświetlały go tylko
pojedyncze pochodnie. Hermiona sama nie wiedziała, czego się tam
spodziewać? Kogo mogła zastać w lochach Malfoyów?
Szła jednak przed siebie, wiedziona jakimś dziwnym instynktem. Coś
jej mówiło, że musi się tam znaleźć. Szła przed siebie, aż
doszła do pierwszej z cel.
Ostrożnie zdjęła ze ściany jedną
z płonących pochodni i zbliżyła się do metalowych
krat. W kącie dostrzegła jakąś wychudzona postać.
– Odejdź stąd... – rozległ się zachrypnięty, męski głos
i coś jej mówiło, że skądś go rozpoznaje.
– Ja... przepraszam... ale... – sama nie wiedziała, co
powiedzieć temu nieszczęśliwemu więźniowi.
Mężczyzna nagle uniósł głowę i spojrzał w jej
stronę. Choć światło, jakie dawała pochodnia, było nikłe, to
Hermiona od razu rozpoznała to spojrzenie.
Nogi się pod nią ugięły, gdy zrozumiała.
Jak możesz przerywać w takim momencie? Nie masz litości :( Jeszcze Hermiona... zepsuła pewnie najpiękniejsza noc swojego życia zwracając sie do Draco po nazwisku. Z rozdziału na rozdział moja ciekawość rośnie i nie wiem jakim cudem doczekam do kolejnego rozdziału. Lucjusz... mam nadzieje ze umrze w niedalekiej przyszłości, takie moje ciche marzenie.
OdpowiedzUsuńTak z ciekawości ile Rubin i Stał bedzie miało rozdziałów? Juz wiesz czy zobaczysz jak bedzie Ci sie to pisało? :)
No teraz pozostaje mi czekac na kolejny rozdział, ale po drodze na szczęście sa jeszcze syndromy :)
Weny, weny, weny! ;)
To opowiadanie jest dawno zakończone :) Ma 13 rozdziałów i dwa Epilogi (wersja ze szczęśliwym i wersja ze smutnym zakończeniem) do wyboru, jak kto woli :) Jest opublikowane na blogu: http://dramione-rubin-i-stal.blogspot.com/, jednak ostrzegam, że jest to wersja z wieloma literówkami :)
UsuńPozdrawiam.
Ja poczekam na publikacje tutaj, bo jak tam przeczytam to nie bede miała co robić z życiem :p
UsuńJak na razie zaczynam kolejny raz czytać Twoje wcześniejsze opowiadania, idealne do czytania przed snem :)
Gdybym był Malfoyem to bym nie zrezygnował z takiej nocy xd Salut dla wszystkich którzy pili kiedykolwiek sami przez kobietę :D ciekawa sytuacja szkoda że pożar tak szybko przerwał picie alkoholu:/ ciekawe jak bardzo Hermiona obrazi się na Smoka po tym co znalazła w jego domu rodzinnym :D nie każ mi czekać :C RR
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie po raz drugi i nadal jestem zachwycona. Scena gdy Draco szuka Hermiony po tym jak spalił się hotel - piękna <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że z tym szpitalem to nic poważnego :)