– Dobra, Ramond, teraz ocuć tę rudą – odezwał się jakiś zachrypnięty głos.
Dreszcz strachu przebiegł po plecach Hermiony, a w myślach uformowało się nieme błaganie, by był to tylko koszmarny sen. Poczuła ból w ramionach i nadgarstkach, zbyt realny, by mogła go wymyślić jej podświadomość. Jej ręce krępowały stare, zardzewiałe kajdany przytwierdzone wysoko do ściany. Klęczała na zimnej, kamiennej podłodze w lochu, który oświetlała tylko jedna pochodnia. Ostrożnie rozejrzała się dookoła. Tuż obok niej siedziała równie przerażona Lavender. Dalej przywiązana była Ginny, którą teraz klepał po twarzy jakiś młody Śmierciożerca. Zauważyła jedynie, że obok rudej najpewniej siedzi Luna, a to znaczyło tylko jedno. Ujść z zasadzki zdołała tylko Parvati. Reszta z nich została złapana i przywleczona do miejsca, którego nazwa budziła we wszystkich strach. Umbra Walpurgis. Twierdza Śmierciożerców nazywana również Cieniem Śmierci. Mawiało się, że żaden wróg Czarnego Pana nie wyszedł z tego miejsca żywy...
– Wszystkie są przytomne, możemy więc wezwać już naszego pana – stwierdził jeden z dwóch Śmierciożerców obecnych w lochu.
Hermiona dla zasady sprawdziła, czy jest w stanie się uwolnić. Wiedziała jednak, że to próżny trud. Śmierciożercy łapali swoje ofiary nie po to, by umożliwić im ucieczkę. To koniec. Wpadły w ręce Czarnego Pana. Pozostawało się modlić, by śmierć nadeszła szybko i nie była bardzo bolesna. Lavender płakała, chyba uświadamiając sobie, jaki los wkrótce je spotka. Ginny i Luna milczały, ale ich twarze były spięte. Obie również miały świadomość, że nic nie jest w stanie ich uratować. Znajdowały się w Twierdzy Śmierciożerców, nie wiadomo gdzie. Nie wiedziały też, ile czasu minęło od ich porwania, ale Hermiona wiedziała jedno. Zakon z pewnością nie miał sposobu ani środków, by je uwolnić. To był koniec...
Duże, drewniane drzwi do lochu otwarły się i weszła przez nie postać, której każda z nich miała nadzieję już nigdy nie oglądać.
Czarne, drogie szaty. Blada, pozbawiona nosa twarz i przerażająco czerwone oczy.
Pan życia i śmierci...
Ten-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać...
– Widzę, że nasi goście już nie śpią – z jego ust wydobył się złowieszczy syk.
– Ocuciliśmy je, mój panie – odpowiedział jeden ze sług, pokornie skłaniając głowę.
Voldemort uniósł dłoń, by uciszyć Śmierciożercę i powoli podszedł do nich, a jego ohydny wąż podążył tuż za nim.
– Witaj – odezwał się, stając twarzą w twarz z Ginny.
Ruda hardo spojrzała w te przerażające tęczówki, ale nic mu nie odpowiedziała.
– Czekałem na tę chwilę... - mruknął Czarny Pan, dotykając swym bladym palcem jej policzka. – Od dawna byłem ciekaw twej osoby. Wspomnienie o tobie nie dawało mi spokoju - mówił, przyglądając się Ginny, jakby ta była jakimś eksponatem na wystawie.
– Skoro już zaspokoiłeś swoją ciekawość, zakończ to szybko – wydusiła Gin. I choć głos jej lekko drżał, to było widać, że jest gotowa na wszystko.
Czarny Pan roześmiał się głośno, a jego śmiech był tak samo przerażający jak cała jego postać.
– Skończyć? O nie, mała czarownico, nie mam na razie takich zamiarów. Przynajmniej, jeśli chodzi o ciebie. – Voldemort przeniósł swoje spojrzenie na Lunę, później na kolejne dziewczęta.
Brązowowłosa starała się dzielnie wytrzymać siłę jego spojrzenia, jednak strach niemal paraliżował każdy fragment jej ciała. Nagle Riddle odwrócił głowę i zwrócił się do Śmierciożerców.
– Zaprowadź ją do moich komnat – wskazał palcem Ginny. – A ty, – skinął na drugiego sługę – weź szlamę i przyprowadź ją do sali tronowej. – Ledwo skończył mówić, odwrócił się, zamiatając czarnymi szatami i wyszedł z lochów, a Nagini z cichym sykiem podążyła za nim.
– Hermiona, nie! - krzyknęła Lavender, wybuchając histerycznym płaczem.
– Spokojnie Lav, nic mi nie będzie – próbowała uspokoić przyjaciółkę Miona, choć serce waliło jej jak młotem, gdy Śmierciożerca odpinał łańcuch jej kajdanek od ściany. Zaraz potem skuł jej ręce na plecach i pociągnął ją w stronę wyjścia. Tuż za nimi szedł drugi Śmierciożerca i szarpiąca się z nim Ginny.
– Nie poddawaj się Herm, nie daj tym śmieciom satysfakcji! - krzyczała Ruda, gdy na jednym z rozwidleń korytarzy, Śmierciożerca, który ją prowadził, skręcił w inną stronę.
Hermiona nie była nawet w stanie nic odpowiedzieć. Chciała krzyknąć Ginny, że ją kocha jak prawdziwą siostrę i że dziękuje za to, że była tak wspaniałą przyjaciółką, jednak słowa pożegnania utknęły jej w gardle. Wielokrotnie wyobrażała sobie, jakby to było, gdyby trafiła w ręce Śmierciożerców. W wyobrażeniach jej odwaga i heroizm zawsze były niezachwiane. Teraz jednak wiedziała, jak dalekie to było od rzeczywistości. Mroczne, śmierdzące wilgocią korytarze Umbra Walpurgis, były jakby żywcem wyjęte z najgorszego koszmaru. Szczęk łańcuchów i okropne zawodzenie wiatru gdzieś na zewnątrz, były odgłosami samymi w sobie budzącymi grozę...
⚡⚡⚡
– Jesteśmy na miejscu, szlamo – poinformował ją, nie wiadomo po co, jej strażnik.
Sama zorientowała się, że dotarli do celu, gdy weszli do wysoko sklepionej sali pełnej przerażających ornamentów z głowami węży, a w jej centralnym punkcie stał wielki, drewniany tron. Śmierciożerca poprowadził ją na sam środek sali i popchnął tak, że upadła na kolana, po czym wyszedł, zostawiając ją samą.
Ciężkie wrota po prawej stronie pomieszczenia otworzyły się i powoli, niczym zjawy, zaczęły wchodzić przez nie postacie w czarnych szatach i srebrnych maskach. Hermiona naliczyła ich czternaście. Stanęli po obu stronach drewnianego tronu i dziewczyna wiedziała już, że to pierwszy, wewnętrzny krąg. Najbardziej oddani generałowie i słudzy Czarnego Pana. Nazwisko każdego z nich budziło grozę w całym magicznym świecie. Byli przerażającymi mordercami... i przyszli tu po to, by skończyć z następną ofiarą.
Tym razem otworzyły się drzwi po lewej i do sali wszedł sam Voldemort, a wielki, obrzydliwy wąż jak zwykle nie opuszczał jego boku.
– Witajcie moi słudzy!
– Witaj nasz panie. Władco magicznego świata. Walczący w imię twoje i gotowi na śmierć za ciebie pozdrawiają cię! - wyrecytowali chórem Śmierciożercy, a każdy z nich skłonił głowę i uderzył się pięścią w pierś.
Voldemort wygodnie rozsiadł się na tronie, a Nagini ułożyła się u jego stóp.
– Jak widzicie zebraliśmy się tutaj, ponieważ misja zaplanowana przez naszego współtowarzysza Zabiniego, zakończyła się sukcesem. Zdejmij maskę, chłopcze – polecił.
Śmierciożerca stojący jako przedostatni z lewej strony, zdjął metalową maskę i zsunął z głowy kaptur.
Blaise Zabini nie zmienił się bardzo przez te pięć lat. Wciąż przypominał chłopaka, którego Hermiona znała ze szkoły. Jednak jego twarz nie była już chłopięca. Był mężczyzną. Doskonale zorganizowanym mordercą. Słusznie nazywano go diabłem wcielonym. Jego liczne zbrodnie były doskonale znane w magicznym świecie, a sadyzm, z jakim ich dokonywał, dał mu wreszcie awans do wewnętrznego kręgu Czarnego Pana.
– Gdzie jest ta mała zdrajczyni? - zapytał Voldemort.
– Stoi na korytarzu, mój panie. Wezwać ją? - zapytał usłużnie Blaise.
– Tak. Niech szlama Granger pozna prawdę o tym, kto zgotował jej taki los – zaśmiał się złowrogo Riddle.
Hermiona zacisnęła zęby i odwróciła się w stronę drzwi, przez które weszła Parvati. Jęk niedowierzania wyrwał się z jej ust, gdyż nigdy nie przypuszczała, że trafi w ręce Śmierciożerców w wyniku zdrady jednego z Feniksów.
– Chodź do mnie – polecił Zabini, wyciągając dłoń, a Parvati blada ze strachu szybko wyminęła wszystkich i wpadła w ramiona Diabła, jakby było to najbezpieczniejsze miejsce na ziemi.
– Doskonale się spisałeś, Zabini, ta mała ufa ci bezgranicznie – pochwalił Czarny Pan.
– Szlamo, nie masz nic do powiedzenia przyjaciółce, która was zdradziła? Która dobrowolnie oddała ciebie i twoje towarzyszki w nasze ręce? - kpił Riddle.
– Nie mam jej nic do powiedzenia – odpowiedziała cicho Hermiona, nawet nie patrząc w stronę Patil. Jej zdrada oznaczała śmierć dla nich wszystkich. Miała nadzieję, że sumienie dziewczyny sobie z tym nie poradzi.
– Dobrze. Zabini, twoją nagrodą jest nasz szacunek. A z nią zrób co chcesz – Voldemort machnął ręką, by odprawić Blaise'a i Parvati, uwieszoną na jego ramieniu. Śmierciożerca kiwnął głową na znak wdzięczności i wyszedł z sali razem z dziewczyną.
– Szlamo, wiesz, gdzie jest Potter albo Dumbledore? - zapytał Czarny Pan.
– Nie wiem – odpowiedziała zgodnie z prawdą Hermiona przygotowana na serie tortur, które miałyby wydobyć z niej te informacje.
– Severusie, masz to, o co prosiłem? - Voldemort zwrócił się do Śmierciożercy stojącego po jego prawej stronie.
– Tak, mój panie – odpowiedział Snape, zdejmując maskę i zsuwając kaptur.
– Podaj jej to – rozkazał Riddle.
Snape skinął posłusznie głową, po czym ruszył w stronę Hermiony, jednocześnie wyjmując z kieszeni szaty małą fiolkę z przeźroczystą substancją. Veritaserum.
– Otwórz usta, Granger – rozkazał jej były profesor eliksirów, gdy znalazł się tuż nad nią.
Hermiona posłusznie spełniła jego polecenie, doskonale wiedząc, że wlałby jej ten eliksir siłą do gardła, gdyby zaprotestowała. Nie bała się działania Veritaserum. Nie wiedziała, gdzie jest Dumbledore, a tym bardziej gdzie i na jaką misję wyruszyli Harry i Ron. Nie mogła też podać im lokalizacji Białego Feniksa, gdyż był on strzeżony odpowiednimi zaklęciami. Snape wlał całą zawartość fiolki do jej ust, po czym wrócił na swoje miejsce przy boku Voldemorta.
– Gdzie jest Dumbledore? - zapytał ponownie Riddle.
– Na misji – odpowiedziała zgodnie z tym, co wiedziała.
– Gdzie na misji?!
– Nie wiem – jej odpowiedź najwyraźniej nie zadowoliła Lorda.
– Gdzie jest Potter i jego przyjaciel?
– Też na misji. Nie wiem gdzie i w jakim celu.
– Bezużyteczna szlama! - wrzasnął Voldemort, waląc pięścią w oparcie tronu.
– Mój panie, od razu wiedzieliśmy, że ona nie będzie posiadała tak istotnych informacji – wtrącił łagodnie Snape.
– Wiem, Severusie. Ona i jej ruda przyjaciółka będą doskonałą przynętą na tę imitację czarodzieja z blizną. Będzie pragnął je uratować...– syknął Voldemort.
– Musicie wziąć szlamę i jej przyjaciółki pod opiekę. Nie oddam ich w ręce niedoświadczonych towarzyszy. Szlama ma zostać przy życiu do czasu, aż nie będzie mi już potrzebna – poinformował wszystkich Voldemort.
– Tak, panie! - odpowiedzieli chórem.
– Ty, Severusie, z pewnością nie masz czasu ani ochoty na posiadanie niewolnicy - stwierdził Riddle. Snape w odpowiedzi skinął tylko głową.
Hermiona nerwowo przełknęła ślinę. Miała zostać niewolnicą, któregoś ze Śmierciożerców? To już chyba lepsza śmierć. Oni wszyscy byli chorymi sadystami. Nie chciała skończyć jako zabawka erotyczna jakiegoś zwyrodnialca. Na samą myśl o tym, łzy zaświeciły się w jej oczach.
Na dodatek Snape nie miał prawa ubiegać się o niewolnicę, a przecież to prawdopodobnie on był szpiegiem Zakonu. U niego nic by jej nie groziło.
– Który z was ma ochotę dostać jako niewolnicę szlamę Pottera? - zapytał Riddle.
Hermiona ze zgrozą obserwowała jak z kręgu wychodzi czterech Śmierciożerców. Jeden stojący najbardziej od prawej, dwóch stojących po środku lewej strony i ten, który stał zaraz obok Snape'a. Najwyżej w hierarchii z pośród tych, którzy chcieli ją mieć na własność.
– Sami młodzi. Tak, jestem pewien, że doskonale wiecie, co można zrobić z taką brudną szlamą. Do tego się nadaje – zarechotał lord, a Śmierciożercy mu zawtórowali.
– Zdejmijcie maski i pokażcie jej, kto ma ochotę, by ją posiąść.
Z drżącym sercem Hermiona obserwowała, jak czterej Śmierciożercy zdejmują kaptury i zrzucają maski. Pierwszy swoją maskę zdjął Gregory Goyle. Na jego widok wszystko podeszło Hermionie do gardła. Pamiętała jeszcze ze szkoły tego tępego osiłka bez grama mózgu. Jego obleśne spojrzenie skierowane w jej stronę, dobitnie pokazało jej, że Goyle raczej nie zmądrzał... Następny maskę zdjął Theodor Nott. To przeraziło ją bardziej niż wszystko, czego dziś już doświadczyła. Nott był znany ze swoich sadystycznych upodobań i nawet do Białego Feniksa docierały informacje o jego licznych gwałtach na młodych czarownicach, a nawet na mugolkach.
Śmierciożercą stojącym najbardziej z prawej, co znaczyło, że jest we wewnętrznym kręgu stosunkowo od niedawna, okazał się Wiktor.
Wiktor Krum!
Hermiona wprost nie mogła w to uwierzyć! Nigdy nie sądziła, że Wiktor mógłby przystać do Śmierciożerców, a tym bardziej, że mógłby być aż tak okrutny, by trafić do wewnętrznego kręgu. Była pewna, że dalej przebywa w Bułgarii, a przestał do niej pisać z powodu wojny. A jeśli to on jest Mr. Shadow? - Ta myśl rozpaliła iskierkę nadziei w jej serce. Wiktor jest szpiegiem Zakonu! To dlatego nie chciał się zgodzić na spotkanie z nią! Bał się, że go rozpozna! Wiktor jej nie skrzywdzi, jeśli zostanie jego niewolnicą.
Jednak ta nadzieja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Dokumenty i plany, jakie dostarczał do Zakonu Mr. Shadow, były zbyt dokładne i zbyt tajne, by Wiktor mógł mieć do nich dostęp. Pan Cień musiał być bardzo blisko Voldemorta, przynajmniej tak blisko jak Snape...
Ostatni Śmierciożerca zdjął maskę, ale jego twarz, wciąż ukryta była w cieniu kaptura. Hermiona wstrzymała oddech, gdy mężczyzna zsunął kaptur. Te platynowe włosy nie mogły należeć do nikogo innego... Niebiesko szare oczy i blada twarz.
Złość dosłownie wybuchła w każdej komórce jej ciała. Jak on śmiał? Jak on miał czelność wystąpić jako chętny do jej zniewolenia?! Gdyby tylko mogła, zabiłaby go na miejscu. Draco Malfoy spojrzał na nią, a jego zimny wzrok nie wyrażał żadnych emocji. Hermiona patrzyła w te znienawidzone oczy, nie potrafiąc ukryć złości, choć doskonale wiedziała, że jeśli on ją dostanie, to gorzko mu za to zapłaci...
– Sekretarzu, ty również chcesz zostać właścicielem tej szlamy? - zapytał Voldemort.
– Tak Mój panie. Ta szlama jest najlepszą przyjaciółką Pottera, jestem pewien, że potrafiłbym wydobyć z niej wiele ciekawych informacji o naszych wrogach – odpowiedział Malfoy, odrywając wzrok od Hermiony i przenosząc go na Voldemorta.
Fretka została sekretarzem samego Lorda? Cóż za awans... – pomyślała gorzko dziewczyna.
– Doskonale. A ty, Goyle, czemu ją chcesz?
– Nie mam jeszcze niewolnicy, mój panie – odpowiedział usłużnie Gregory.
– Nott?
– Moja poprzednia niewolnica zginęła, panie, chciałbym mieć następną – odpowiedział sadysta.
– Ta musi zostać przy życiu, Theodorze, więc wybierzesz sobie którąś z dwóch pozostałych. Są mniej przydatne.
Nott posłusznie skinął głową, choć Hermiona mogła się założyć, że miał już sadystyczne pomysły na to, co mógłby z nią zrobić.
– A ty, Wiktorze? - zwrócił się do Bułgara.
– Nu ja... Nie mam niewolnica, a ona ja znać jeszcze ze szkoła. Ja umieć z nią rozmawiać, panie – wydukał Krum.
– Dobrze... Zastanówmy się więc... - Voldemort pogładził swe blade usta palcem.
– Draconie, jesteś jednym z najwierniejszych i zasłużyłeś na nagrodę. Szlama w twoich rękach na pewno przeżyłaby odpowiednio długo, ale Wiktor wykazał się ostatnio dużym zaangażowaniem.
– Niech walczą, mój panie. Zwycięzca dostanie szlamę – odezwał się jeden ze Śmierciożerców.
– Dobry pomysł, Rosier. Myślę, że to może być interesujące. Draconie, czy staniesz do walki z Wiktorem o prawo do zniewolenia szlamy? - zapytał.
Draco spojrzał na Hermionę, jakby oceniał, czy warto podjąć to wyzwanie. Dziewczyna posłała mu wrogie spojrzenie, licząc, że samo to spowoduje, że on się wycofa.
– Tak, panie, stanę do walki – oznajmił Malfoy, a Śmierciożerca po prawej stronie Lorda klasnął w dłonie. Po chwili mężczyzna zdjął kaptur i maskę. Okazało się, że był to Lucjusz Malfoy.
– Wszyscy zdejmijcie maski, by obserwować ten fascynujący pojedynek. Severusie, zostaniesz sędzią? - zapytał Voldemort.
– Oczywiście. Walka trwa do momentu, aż jeden pozbawi różdżki drugiego. Gotowi? - zapytał Snape, wychodząc na środek sali, tuż obok Hermiony. Młodszy Malfoy zdjął z siebie czarne szaty i okazało się, że ma na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Hermiona niechętnie musiała przyznać, że blondyn bardzo zmężniał od kiedy ostatni raz go widziała, pięć lat temu, w czasie bitwy o Hogwart.
Wiktor stanął na przeciwko niego i uśmiechnął się pewny siebie. Brązowowłosa miała nadzieję, że Krum nadal jest tak dobry w czarowaniu jak pamiętała. W końcu był reprezentantem swojej szkoły w Turnieju Trójmagicznym. Najmocniej chciała, by Malfoy nadal miał poziom ucznia siódmej klasy, ale wiedziała, że to raczej niemożliwe. Nie zostałby sekretarzem Czarnego Pana, gdyby nie znał się na czarach.
– Pamiętajcie! Tylko rozbroić! Raz, dwa, trzy! - krzyknął Snape.
Wiktor ekspresowo posłał zaklęcie w stronę Malfoya, jednak, ku rozczarowaniu Miony, blondyn zdołał zrobić unik. Szybko odpowiedział kontratakiem, a Wiktor rozłożył się jak długi, wypuszczając różdżkę z ręki.
– Ha! Zaklęcie galaretowatych nóg? Wspaniale, Draconie, wybitny pomysł! - zaśmiał się Voldemort. Hermiona zaklęła pod nosem. Nie mogła uwierzyć, że Wiktor pozwolił pokonać się w tak banalny, szkolny wręcz sposób. Złośliwy uśmieszek na usta Lucjusza, gdy na nią popatrzył, sprawił, że ciarki przebiegły jej po plecach...
Została niewolnicą młodego Malfoya. Wpadła w ręce swojego największego wroga. Jej los był przesądzony. Codzienne tortury, bez prawa do upragnionej śmierci.
Przełknęła gorzkie łzy, które napłynęły jej do oczu. Nie da temu gnojkowi satysfakcji. Nie popłacze się przed nim
– Gratuluję, Draco, możesz odebrać swoją nagrodę – odezwał się zimno Voldemort.
Blondyn usłużnie skinął głową, po czym podszedł do niej i jednym ruchem różdżki uwolnił jej ręce z kajdan. Zaraz też jego dłoń mocno zakleszczyła się na jej ramieniu i siłą poderwała ją w górę. Hermiona zachwiała się na nogach, osłabiona tym wszystkim, co ją dziś spotkało.
– Zabierz ją do siebie. Niech ci służy. Zrób z nią, co zechcesz, pamiętaj tylko, że ma to przeżyć – pouczył go Voldemort.
– Dziękuję, mój panie. Obiecuję cię nie zawieść – odpowiedział Draco, po czym pociągnął Hermionę w stronę drzwi.
– Nie szarp się, Granger. To na nic – warknął, gdy Hermiona spróbowała wyrwać rękę z jego uścisku.
Szedł szybko, niemal wlokąc ją za sobą, a ona z rozpaczą myślała o tym, że każdy krok zbliża ją do tego, co nieuniknione. Naprawdę wolała umrzeć, niż pozwolić, by on ją dotykał.
Dotarli wreszcie do drewnianych drzwi ze srebrną plakietką: "Draco Malfoy – Osobisty Sekretarz Czarnego Pana". Blondyn stuknął różdżką w drzwi, a te otworzyły się szeroko, prowadząc do niewielkiego, ale gustownie urządzonego salonu, w którym dodatkowo stało biurko. Draco wepchnął ją do środka, a sam wszedł zaraz za nią, zamykając drzwi zaklęciem. Hermiona spojrzała niepewnie na niego gotowa prawie na wszystko. Draco uśmiechnął się do niej lekko, po czym wycelował swoją różdżką prosto w jej gardło.
– A teraz sobie pogadamy, Granger...
Wow.
OdpowiedzUsuńDoskonały pomysł 💕
OdpowiedzUsuńUwielbiam takiego Dracona, ale Nott mnie przeraża 😶
OdpowiedzUsuń