piątek, 16 października 2015

Dwa Światy - Rozdział szesnasty

Rozdział Szesnasty

 Świat oszalał albo niedługo oszalej ja – myślał kwaśno Blaise, leżąc w swoim łóżku i nie mogąc zasnąć. Minął prawie tydzień od czasu, jak jego najlepszy przyjaciel zapadł na jakąś ciężką odmianę kretynizmu i związał się z Astorią – pustą jak kociołek po zaklęciu chłoczyść – Greengrass. Blaise starał się ze wszystkich sił zrozumieć postępowanie Draco, ale nie mógł ogarnąć tego, dlaczego blondyn skazuje siebie i przy okazji jego na te straszne tortury, jakimi było towarzystwo tej idiotki. Astoria była najwidoczniej nieszczęśliwa, jeśli nie oplotkowała wszystkiego i wszystkich. Ciągle za nimi chodziła, a buzia jej się nie zamykała i Blaise był przekonany, że na pewno dziewczyna nie zamyka jej nawet, gdy śpi. Co więcej, Diabeł miał wrażenie, że Draco nie znosi Greengrass w takim samym stopniu, co on sam, a jest z nią chyba tylko po to, by się w jakiś sposób ukarać. Mimo usilnych prób, nie udało się dowiedzieć, co poróżniło Malfoya z Hermioną. Oboje zaprzeczyli jakoby się pokłócili, ale widocznie wzajemnie unikali swojego towarzystwa. Herm co prawda wciąż siedziała z nimi na Transmutacji, ale poza standardowym "cześć" nie zamieniła z blondynem słowa. Smok nie prosił jej już o korepetycje, pomimo tego, że słabo radził sobie z nowym materiałem, a Hermiona nie proponowała mu swojej pomocy, chociaż zawsze chętnie tłumaczyła wszystko Diabłowi... Coś ważnego musiało się wydarzyć pomiędzy tą dwójką. Jednak teraz myśli Blaisa zaprzątał nowy problem. Zastanawiał się, czy ich plan się powiódł. Co prawda Theo i David zrobili dokładnie to, co im kazali, ale zawsze istniało ryzyko, że eliksir mógł nie zadziałać i ten parszywy bRudas obudzi się wcześniej...

Sybilla Trelawney była osobą wygodną. Życie w Hogwarcie nauczyło ją, że nie musi specjalnie się o nic starać, bo jedzenie podsuną jej skrzaty, jej pokoje posprzątają skrzaty, a o jej ubrania również zadbają skrzaty. Dlatego ona sama mogła oddawać się swoim ulubionym zajęciom, to znaczy układaniu kart, wróżeniu z magicznej kuli i odpoczynkowi. Pielęgnacja aury wróżbiarskiej wymagała naprawdę dłużej ilości snu, dlatego profesor Trelawney zwykle budziła się tuż przed śniadaniem. Tak było i tym razem. Jej moc jasnowidzenia przewidziała, że jeśli za chwilę nie wstanie, to może już nie dostać na śniadanie swoich ulubionych eklerków z czekoladą. Niech no znów ten wredny Snape spróbuje jej wszystkie zjeść! Sybilla przeciągnęła się więc rozkosznie i sięgnęła po swoje okulary, jako że bez nich była zupełnie ślepa, nie licząc oczywiście mocy wewnętrznego oka. Gdy tylko je założyła, jej wzrok zarejestrował coś zupełnie przedziwnego, czego nigdy by nawet nie ośmieliła się przewidzieć. Ktoś leżał w jej łóżku, tuż obok... i był chyba nagi...
Krzyk, jaki rozległ się po chwili, słyszały wszystkie okoliczne hrabstwa. A najdalej godzinę po śniadaniu, wszyscy już wiedzieli, że niejaki Ronald W. obnażył się przed podstarzałą nauczycielką wróżbiarstwa, która najwyraźniej nie przyjęła jego zalotów, ponieważ rozbiła mu na głowie swoją szklaną kulę...

***


Hermiona została wezwana do gabinetu McGonagall tuż po ostatniej lekcji. Jako Prefekt Naczelna często miała okazję tam bywać, ale tym razem pewnie chodziło o coś innego. Zorientowała się, że ma rację jak tylko przekroczyła próg pokoju. Na jednym z krzeseł przed biurkiem siedział wyraźnie przybity Ron, a jego głowa była obandażowana. Fotel za biurkiem zajmował sam Albus Dumbledore, a tuż obok niego stała McGonagall, wyglądająca na nieźle wkurzoną. Reszta towarzystwa była jeszcze ciekawsza... Drugi Prefekt Naczelny – Theodor Nott siedział na kanapie, podobnie jak zawsze wesoła Maura SilverSpell. Ginny Weasley zajmowała krzesło pod ścianą, zaraz obok Blaise'a. Harry mierzący nienawistnym wzrokiem Zabiniego, stał tuż za krzesłem Rona i jeszcze Severus Snape opierający się o parapet przy oknie i wyraźnie zirytowany, że w ogóle musi tu być. Jakby tego wszystkiego nie było dość, zaraz obok drzwi stał on... Draco. Ręce miał założone na piersi, a cała jego postawa wyrażała skrajną nudę. Hermiona nerwowo przełknęła ślinę i wyszeptała ciche słowa powitania.
Proszę, proszę panno Granger, cieszymy się, że już pani jest – powiedział wesoło Dumbledore.
Chodź, Mionko ustąpię Ci miejsca – zaproponował Diabeł, podnosząc się z krzesła.
Dzięki, nie trzeba, wolę postać – odpowiedziała szybko Herm, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że stoi dość blisko Malfoya. Nie wiedziała czy to jej wyobraźnia, czy naprawdę jego bliskość sprawia, że po całym jej ciele przebiegają dziwne impulsy.
Zebraliśmy się tu – zaczął dyrektor – ponieważ dziś rano pan Weasley został znaleziony w łóżku profesor Trelawney. – Draco, Blaise, Theo i Snape parsknęli cichym śmiechem tudzież złośliwym chichotem, a twarz Rona pokryła się ognistym rumieńcem wstydu. – Sama pani profesor nie może nam towarzyszyć, ze względu na stan zdrowia, przeżyła biedaczka dość spory szok... – kontynuował Drops. – Zebraliśmy się tu w takiej grupie ponieważ padły oskarżenia – tu Albus spojrzał na Rona – że pan Weasley został zaczarowany i położony do łóżka profesor Trelawney przez pana Zabiniego i pana Malfoy'a.
To bzdury, nie masz dowodów – warknął Snape, w obronie swoich uczniów. Albus uciszył go gestem dłoni.
Panna Granger i pan Nott są tu w charakterze Prefektów Naczelnych, którzy będą świadkami tej rozmowy, panna Weasley jest ostatnią osobą, która wczoraj widziała swojego brata, gdy ten wychodził z Wielkiej Sali po kolacji, a profesor SilverSpell poprosiłem tu, ponieważ zachodzi przypuszczenie, że na panie Weasley'u został użyty pewien specyficzny eliksir.
A Potter tu po co? – zapytał bez ogródek Zabini, za co Wybraniec poczęstował go śmiercionośnym spojrzeniem.
Harry jest tu w ramach wsparcia dla Rona... poniekąd przeżył on pewną traumę – wyjaśnił dyrektor z ciepłym uśmiechem.
Ślepa Ważka chyba jeszcze większą, jak znalazła tego nagiego wypłosza w swoim łóżku – szepnął Draco, tak, że tylko Hermiona go usłyszała. Mimowolny uśmiech wypłynął na jej usta. Serio, nie chciała sobie wyobrażać, jak Trelawney okłada Ronalda szklaną kulą po łbie, ale to naprawdę musiało być zabawne...
Tak więc, jak mówiłem, pan Weasley twierdzi, że tego zuchwałego czynu mogli dokonać tylko panowie Malfoy i Zabini...
To na pewno oni! Nienawidzą mnie! – krzyknął Ron.
Spokojnie, panie Weasley, wszystko zaraz wyjaśnimy! – uciszyła go McGonagall. Hermionę zdziwiło, że Draco i Blasie nie reagują na oskarżenia Rudego. Obaj byli nad wyraz spokojni. Draco uśmiechał się lekko pod nosem, jakby był z czegoś zadowolony, a Blaise ciągle szeptał coś do ucha Ginny, która wyglądała, jakby zaraz miała się zakrztusić z powodu tłumionego śmiechu.
Masz jakieś dowody Weasley, że tak bezczelnie oskarżasz dwóch moim najlepszych uczniów? – wycedził Snape przez zaciśnięte zęby.
To oni! Chcieli się na mnie zemścić! Wiem, że to oni! – krzyczał rozgorączkowany Ron.
Dość tego! – syknął Severus – Zabini, Malfoy gdzie byliście wczoraj wieczorem?
W Pokoju Wspólnym – odpowiedzieli chłopcy chórem.
Czy ktoś może to potwierdzić? – spytała ironicznie McGonagall.
Głucha pani jest? Powiedzieliśmy przecież, że byliśmy w Pokoju Wspólnym – sarknął Blaise.
W Pokoju Wspólnym Slytherinu, w niedzielny wieczór zwykle przesiaduje prawie cały dom. Integrujemy się razem... Chyba u Gryfonów jest inaczej, skoro pani zadaje takie głupie pytanie – oznajmił jej Malfoy z cynicznym uśmieszkiem. Nozdrza Minerwy pobielały, jakby ich właścicielka miała za chwilę zacząć zionąć ogniem.
Słyszałaś Minerwo? Cały dom może poświadczyć, że ci dwaj nigdzie wczoraj nie wychodzili. – Snape był równie zadowolony z wściekłej miny opiekunki Gryffindoru, co jego dwaj podopieczni.
To jeszcze niczego nie dowodzi! – denerwowała się profesor Transmutacji.
Nie dowodzi? A jakich chcesz dowodów? Poświadczenia na piśmie od wszystkich Ślizgonów? A może podasz moim uczniom veritaserum? – kpił Snape.
To, że nie zrobili tego osobiście nie znaczy, że kogoś o to nie poprosili – mruknęła Minerwa.
To urządźmy dochodzenie, przepytajmy wszystkich uczniów, co robili wczoraj wieczorem – odpyskował nieuprzejmie Severus.
Wystarczy przepytać wszystkich Ślizgonów – wtrącił się Harry, a Ron przytaknął mu gorliwie kiwając, jakby był plastikowym pieskiem z główką na sprężynce.
A co powiesz, Potter, na teorię, że twój rudy przyjaciel sam wpakował się do łóżka pani profesor, a kiedy ona odrzuciła jego marne zaloty, wymyślił tą całą bajeczkę o napojeniu go eliksirem? – zakpił Blaise.
To nieprawda! Wiem, że to wy! – żachnął się Ron.
Milcz Weasley! – przerwał ostro Severus. – Nie masz żadnych podstaw, by oskarżać uczniów mojego domu o cokolwiek!
Uspokój się, Severusie – odezwała się Maura. – Z tego co mi wiadomo pan Weasley nie pozostawał w konflikcie jedynie z Ślizgonami. Kilku uczniów doniosło mi, że to prawdopodobnie on stoi za tą historią z podrobionym zdjęciem panny Granger – SilverSpell spojrzała na Rona z wyraźną niechęcią.
To nie ja! To też byli oni! – krzyknął Ron wskazując palcem na Draco. Hermiona niemal poczuła jak w blondynie wszystko zawrzało i w ostatnim momencie zdążyła złapać go za ramię, bo jak nic arystokrata miał zamiar ruszyć, by przyłożyć Ronowi. Najwidoczniej jej dotyk trochę go uspokoił, bo wysyczał tylko przez zaciśnięte zęby.
Oskarż mnie jeszcze o coś, rudy śmieciu, a przysięgam, że pożałujesz.
Słyszałeś, Severusie! On mu grozi! – krzyknęła McGonagall.
Nie dziwię się, Minerwo. Akurat Draco i pan Zabini byli pierwszymi, którzy stanęli w obronie panny Granger gdy to zdjęcie się pojawiło. Oskarżanie ich o to, że je spreparowali jest tak niedorzeczne, jak zatrudnienie kobiety na stanowisku Mistrza Eliksirów. – Snape spojrzał z wyższością na Maurę. SilverSpell jednak wcale nie straciła swojego dobrego humoru z tego powodu. Przeciwnie uśmiechnęła się uroczo i odpowiedziała.
Zgadzam się. Dla mnie to oskarżenie jest tak samo niedorzeczne, jak to, że pewien domniemany Mistrz Eliksirów nie potrafi nawet sam sobie ugotować szamponu... Ale nie martw się tym, mój drogi, w wolnej chwili stworzę ci mały zapas. - Wszyscy zgromadzeni
w gabinecie poza Snape'm na siłę starali się ukryć swoje parsknięcie śmiechem. Hermiona wreszcie puściła ramię blondyna i trochę się cofnęła. Była lekko przerażona tym, jak działa na nią jego bliskość.
Spokojnie, moi drodzy. Ja sądzę, że ta sprawa ma głębsze podłoże. Jednak, jak widać, pan Zabini i pan Malfoy nie mają z nią nic wspólnego, jeśli cały dom może poświadczyć, że w porze, gdy to się stało, przebywali w swoim pokoju wspólnym.
Moim zdaniem to nie wystarczający dowód! – kłóciła się McGonagall – na panu Weasley'u użyto najpewniej eliksiru Passiva, a jest on dość trudny w przygotowaniu. Ilu uczniów w tej szkole umie go uwarzyć?
Kilku – warknął Snape.
Ja uważam, że nie więcej niż czterech, w tym trzech z nich jest w tym gabinecie – odpowiedziała Maura.
Uczysz ich kilka dni, nie masz pojęcia o ich poziomie – zaszydził Severus.
Talent do eliksirów rozpoznaję od razu, więc wiem, co mówię – upierała się kobieta.
Rozumiem, moja droga, że mówiąc o tej trójce masz na myśli pannę Granger, pana Zabiniego i pana Malfoy'a? – upewnił się dyrektor.
Tak. Pan Potter również nieźle sobie radzi, ale ten eliksir wymaga wielkiej precyzji, natomiast pan Weasley na pewno by go nie ugotował samodzielnie, oczywiście bez obrazy. – Maura uśmiechnęła się nieco ironicznie do Rudzielca.
Granger, gdzie byłaś wczoraj wieczorem? – burknął Snape. Hermiona otworzyła lekko usta ze zdziwienia. Czyżby chcieli ją o coś oskarżyć?
Do zamknięcia siedziałam w bibliotece – odpowiedziała.
Chyba nie sądzisz, że to ona? – wtrąciła się zaraz McGonagall.
– Czy ktoś może to potwierdzić? – zapytał Mistrz Obrony, nie zważając na to, co powiedziała nauczycielka Transmutacji.
Ernie Macmillan i Terry Bott, my pracowaliśmy razem nad projektem na Antyczne Runy. – Gdy tylko wymieniła nazwiska obu chłopców, odniosła dziwne wrażenie, że Malfoy wyraźnie się spiął, jakby ta informacja go zirytowała. Po chwili stwierdziła jednak, że tylko jej się wydaje. Za to na pewno nie wydawało jej się, że Diabeł popatrzył na Draco z wyraźnie triumfującym uśmieszkiem, jakby chciał go do czegoś sprowokować.
Brak dowodów, brak winnych. Przykro mi, panie Weasley, ale na chwilę obecną nie możemy stwierdzić, kto to zrobił... – Dumbledore mimo wszystko wciąż się uśmiechał.
Mówię przecież, że to oni! Wszystkie przykrości spotykają mnie przez nich! – krzyczał czerwony Ron i nawet Harry nie potrafił go uspokoić.
Mogę już stąd iść? Czy mam dalej stać i słuchać jak Weasley mnie obraża i bezpodstawnie oskarża? – warknął Draco.
Tak, myślę, że możemy zakończyć już to spotkanie – stwierdził Drops pogodnie. Draco odwrócił się i pierwszy wyszedł z gabinetu, a Hermiona, Ginny i Blaise zrobili to zaraz po nim.

***

Wszyscy, milcząc, zeszli piętro niżej. Miona zauważyła, jak Draco mocno zaciska pięści. Chyba był naprawdę wściekły. Nie zdążyli jednak ujść daleko, gdy za ich plecami rozległ się głośny krzyk.
Ty gnido! Zemszczę się! Przysięgam! Nie podaruję, ci ty brudny Śmierciożerco! – darł się Ron z drugiego końca korytarza. Więcej nie trzeba było. Hermiona znów ledwo zdążyła chwycić ramię Draco, gdy ten odwrócił się na pięcie by ruszyć do ataku na rudego, a Ginny w ostatnim momencie przytrzymała Blaisa.
Puść mnie, Granger, rozgniotę go jak robaka – syknął Draco, próbując strącić jej rękę ze swojego ramienia.
Uspokójcie się wszyscy, ale już! – poprosiła Ginny, lecz to nie podziałało, bo Ron już biegł w ich stronę. Hermiona szybko stanęła przed Draco, nie dopuszczając tym samym, by Ron go zaatakował.
Odsuń się, kobieto! Natychmiast! – wycedził Draco przez zaciśnięte zęby i chwycił ją za ramiona, próbując ją przesunąć.
Właśnie, Granger, odsuń się, zaraz załatwię tego przeklętego mordercę! – warknął Ron zaciskając i wystawiając pięści. Ginny wciąż trzymała wściekłego Blaisa, a Harry biegł już, by powstrzymać Rona. Hermiona odwróciła się, kładąc ręce na klacie blondyna i popatrzyła mu prosto w oczy.
Nie słuchaj go, Draco, on nie wie co mówi, nie warto się nim przejmować – poprosiła go roztrzęsionym głosem, nawet nie zwracając uwagi na to, że po raz pierwszy zwróciła się do niego po imieniu. Chłopak popatrzył jej głęboko w oczy, a jego dłonie wciąż spoczywały na jej ramionach. Nie wiedziała ile to trwało, jednak po chwili on tylko westchnął, jakby z rezygnacją, i przeniósł swój wzrok na wciąż gotowego do ataku Rona.
Masz szczęście, szmaciarzu, że Granger wciąż zależy na twoim marnym życiu, inaczej już byś nie istniał – powiedział głosem o temperaturze jaka zwykle panuje na lodowcu, tak zimnym i odpychającym, że Ron odruchowo zrobił krok w tył. Draco ostatni raz spojrzał na twarz stojącej przed nim Gryfonki, po czym puścił jej ramiona, odwrócił się i szybko odszedł.
Zostaw mnie już, Wiewiórko, pójdę za nim – mruknął Blaise, a Ginny natychmiast spełniła jego prośbę.
My też lepiej chodźmy – mruknęła Miona, patrząc na wciąż dyszącego ze wściekłości Rona i Harry'ego, który patrzył na Gin jakby z wyrzutem. Obie dziewczyny nadspodziewanie szybko znalazły się w dormitorium Hermiony. Długo jednak milczały. To co się wydarzyło dało im obu bardzo wiele do myślenia...

***

Blaise rzadko miał okazję widywać swojego przyjaciela w takim stanie. W Wielkiej Sali trwał właśnie obiad, ale Draco wyminął ją obojętnie, by już po chwili znaleźć się
w lochach, a szedł tak szybko, że Diabeł, pomimo swojej świetnej kondycji ścigającego, nie mógł go dogonić. Blondyn wszedł do ich dormitorium i pierwszym miejscem, w jakie się skierował był ukryty za regałem z książkami barek, w którym chłopcy trzymali swoje zapasy alkoholu. Zanim Blaise zdążył tak naprawdę wejść do pokoju, Smok trzymał już w rękach odkorkowaną butelkę ognistej i pociągał z niej zdrowo, nawet nie bawiąc się w poszukiwanie szklanki.
Uspokój się trochę, niepotrzebnie się denerwujesz... – zaczął łagodnie Zabini. Draco spojrzał na niego takim wzrokiem jakby ten co najmniej przed chwilą obraził jego matkę.
Nic nie możesz zrobić... – próbował dalej Diabeł.
Nic? – wycedził przez zaciśnięte zęby Malfoy. – Myślę, że akurat właśnie mogę. Mogę tam wrócić i zabić tego rudego skurwiela! – krzyknął rozeźlony.
To nic nie da...
A właśnie, że da. Da mi to chorą satysfakcję, że ten pojeb zniknie z powierzchni ziemi!
Daj spokój, Smoku, zabijesz gada, a pójdziesz siedzieć jak za zabicie człowieka... – Blaise spróbował żartu, Draco jednak nawet się nie uśmiechnął.
Że też musiała się wtrącić – mruczał do siebie arystokrata. – Wszędzie się wtrąca
i zawsze usiłuje postawić na swoim! Jest taka irytująca i przemądrzała! - Zabini od razu zorientował się, że Smok ma na myśli Hermionę.
Nie miej jej tego za złe, chciała dobrze – próbował ją usprawiedliwić Diabeł.
A co ona sobie, kurwa, myśli, że jestem jakimś pieprzonym Macmillanem, że może mnie niańczyć?! – wybuchnął blondyn. I wtedy na Blaisa spłynęło oświecenie. Draco oczywiście był wściekły z powodu całej tej awantury z rudzielcem, ale w tym wszystkim było coś jeszcze. Zwykła, stara jak świat zazdrość. Malfoy był najzwyczajniej zazdrosny o to, że Hermiona cały wczorajszy wieczór spędziła w towarzystwie chłopaków, a zwłaszcza w towarzystwie Erniego. Dziwnym zbiegiem okoliczności blondyn szczerze znielubił Puchona od ich pamiętnej lekcji eliksirów, na której ten pracował z Granger. Posunęło się to do tego stopnia, że na ostatniej Obronie Przed Czarną Magią w ramach ćwiczeń rzucił na niego tak silne zaklęcie tnące, że Ernie wylądował na kilka godzin w Skrzydle Szpitalnym... Diabeł miał ochotę klepnąć się w głowę, że od razu się nie domyślił, czemu jego przyjaciel jest tak wściekły. Obaj przecież spodziewali się oskarżeń Weasleya. Nie na darmo w końcu wymyślili cały ten plan z eliksirem wielosokowym, który David i Theo wypili by stać się nimi. Oni w tym czasie rozlali fiolkę z silnym środkiem usypiającym na jednym z korytarzy, prowadzących do pokoju Gryfonów. Rudy, gdy tylko nawdychał się oparów eliksiru, zasnął jak małe dziecko. Blaise za pomocą zaklęcia szybko sprzątnął rozlaną miksturę, tak, by nikt nie nabrał podejrzeń, a w tym czasie Draco napoił Weasleya eliksirem Passiva, by mieć pewność, że będzie on do rana nieprzytomny, a do tego nie będzie pamiętał ostatnich kilku godzin przed zasłabnięciem. Problemów z położeniem go w łóżku Trelawney nie mieli prawie wcale. Ważka była bowiem tak dobra w czarowaniu jak w przepowiadaniu przyszłości, tak więc nie nakładała na swoje pokoje żadnych zaklęć ochronnych. Wystarczyła odrobina eliksiru nasennego w jej wieczornej herbacie – Draco załatwił to przez znajomego skrzata – i Sybilla spała jak suseł w czasie, gdy oni za pomocą zaklęcia rozebrali Gryfona i położyli go w jej łóżku. Plan idealny, wykonanie też. W tym samym czasie Theodor i David siedzieli w Pokoju Wspólnym i co jakiś czas popijali eliksir wielosokowy z ich włosami, ale tak by wszyscy myśleli, że to sok z mlecza. Potem, na umówiony sygnał, na chwilę poszli do dormitorium Theo, a prawdziwi Draco i Blaise wrócili do pokoju jak gdyby nigdy nic... Nikt się nie zorientował, co zaszło, nawet ta durna Astoria, która co chwilę łasiła się do swojego chłopaka. Theodor szczerze się przyznał, że gdy był Draconem dziewczyna kilka razy wymusiła na nim pocałunek, co Smok przyjął, ze szczerym śmiechem pytając, czy Nott też uważa, że Greengrass fatalnie się całuje... Nie był wcale o nią zazdrosny, a teraz pieklił się z tak błahego powodu jak to, że Hermiona spędziła trochę czasu z innymi chłopakami, i to do tego w bibliotece. Diabeł uśmiechnął się chytrze pod nosem. Już wiedział, co zrobić, by jego kumpel wreszcie zrozumiał, co naprawdę czuje.

         Zaraz następnego dnia po skończonych lekcjach i obiedzie Blaise wyruszył na poszukiwanie pewnej brązowowłosej Gryfonki. Przez noc w jego głowie dojrzał gotowy plan, który sprawi, ze jego przyjaciel wreszcie oprzytomnieje – przynajmniej taką miał nadzieję. Hermione znalazł, jak można było się tego spodziewać, oczywiście w bibliotece.
Hej, Mionko. Słuchaj, mam do ciebie pewną sprawę – zaczął bez ogródek.
Cześć, Diable. W czym ci mogę pomóc? – zapytała go z uśmiechem.
Zastanawiam się, czy nie mogłabyś przez pewien czas poudawać, że jesteś moją dziewczyną...?




1 komentarz:

  1. Zawsze jak czytam to opowiadanie, nie mogę się doczekać cudownego Planu Diabełka. Nic mnie tak nie rozbawia i nie poprawia humoru.

    OdpowiedzUsuń