Rozdział
Szesnasty
– Świat oszalał albo niedługo
oszalej ja – myślał kwaśno Blaise, leżąc w swoim łóżku i
nie mogąc zasnąć. Minął prawie tydzień od czasu, jak jego
najlepszy przyjaciel zapadł na jakąś ciężką odmianę kretynizmu
i związał się z Astorią – pustą jak kociołek po zaklęciu
chłoczyść – Greengrass. Blaise starał się ze wszystkich sił
zrozumieć postępowanie Draco, ale nie mógł ogarnąć tego,
dlaczego blondyn skazuje siebie i przy okazji jego na te straszne
tortury, jakimi było towarzystwo tej idiotki. Astoria była
najwidoczniej nieszczęśliwa, jeśli nie oplotkowała wszystkiego i
wszystkich. Ciągle za nimi chodziła, a buzia jej się nie
zamykała i Blaise był przekonany, że na pewno dziewczyna nie
zamyka jej nawet, gdy śpi. Co więcej, Diabeł miał wrażenie, że
Draco nie znosi Greengrass w takim samym stopniu, co on sam, a
jest z nią chyba tylko po to, by się w jakiś sposób ukarać. Mimo
usilnych prób, nie udało się dowiedzieć, co poróżniło Malfoya
z Hermioną. Oboje zaprzeczyli jakoby się pokłócili, ale widocznie
wzajemnie unikali swojego towarzystwa. Herm co prawda wciąż
siedziała z nimi na Transmutacji, ale poza standardowym "cześć"
nie zamieniła z blondynem słowa. Smok nie prosił jej już o
korepetycje, pomimo tego, że słabo radził sobie z nowym
materiałem, a Hermiona nie proponowała mu swojej pomocy, chociaż
zawsze chętnie tłumaczyła wszystko Diabłowi... Coś ważnego
musiało się wydarzyć pomiędzy tą dwójką. Jednak teraz myśli
Blaisa zaprzątał nowy problem. Zastanawiał się, czy ich plan się
powiódł. Co prawda Theo i David zrobili dokładnie to, co im
kazali, ale zawsze istniało ryzyko, że eliksir mógł nie zadziałać
i ten parszywy bRudas obudzi się wcześniej...
Sybilla
Trelawney była osobą wygodną. Życie w Hogwarcie nauczyło ją, że
nie musi specjalnie się o nic starać, bo jedzenie podsuną jej
skrzaty, jej pokoje posprzątają skrzaty, a o jej ubrania również
zadbają skrzaty. Dlatego ona sama mogła oddawać się swoim
ulubionym zajęciom, to znaczy układaniu kart, wróżeniu z
magicznej kuli i odpoczynkowi. Pielęgnacja aury wróżbiarskiej
wymagała naprawdę dłużej ilości snu, dlatego profesor Trelawney
zwykle budziła się tuż przed śniadaniem. Tak było i tym razem.
Jej moc jasnowidzenia przewidziała, że jeśli za chwilę nie
wstanie, to może już nie dostać na śniadanie swoich ulubionych
eklerków z czekoladą. Niech no znów ten wredny Snape spróbuje jej
wszystkie zjeść! Sybilla przeciągnęła się więc rozkosznie i
sięgnęła po swoje okulary, jako że bez nich była zupełnie
ślepa, nie licząc oczywiście mocy wewnętrznego oka. Gdy tylko je
założyła, jej wzrok zarejestrował coś zupełnie przedziwnego,
czego nigdy by nawet nie ośmieliła się przewidzieć. Ktoś leżał
w jej łóżku, tuż obok... i był chyba nagi...
Krzyk,
jaki rozległ się po chwili, słyszały wszystkie okoliczne
hrabstwa. A najdalej godzinę po śniadaniu, wszyscy już wiedzieli,
że niejaki Ronald W. obnażył się przed podstarzałą nauczycielką
wróżbiarstwa, która najwyraźniej nie przyjęła jego zalotów,
ponieważ rozbiła mu na głowie swoją szklaną kulę...
***
Hermiona
została wezwana do gabinetu McGonagall tuż po ostatniej lekcji.
Jako Prefekt Naczelna często miała okazję tam bywać, ale
tym razem pewnie chodziło o coś innego. Zorientowała się, że
ma rację jak tylko przekroczyła próg pokoju. Na jednym z krzeseł
przed biurkiem siedział wyraźnie przybity Ron, a jego głowa była
obandażowana. Fotel za biurkiem zajmował sam Albus Dumbledore, a
tuż obok niego stała McGonagall, wyglądająca na nieźle wkurzoną.
Reszta towarzystwa była jeszcze ciekawsza... Drugi Prefekt Naczelny
– Theodor Nott siedział na kanapie, podobnie jak zawsze wesoła
Maura SilverSpell. Ginny Weasley zajmowała krzesło pod ścianą,
zaraz obok Blaise'a. Harry mierzący nienawistnym wzrokiem Zabiniego,
stał tuż za krzesłem Rona i jeszcze Severus Snape opierający się
o parapet przy oknie i wyraźnie zirytowany, że w ogóle musi tu
być. Jakby tego wszystkiego nie było dość, zaraz obok drzwi stał
on... Draco. Ręce miał założone na piersi, a cała jego postawa
wyrażała skrajną nudę. Hermiona nerwowo przełknęła ślinę i
wyszeptała ciche słowa powitania.
–
Proszę,
proszę panno Granger, cieszymy się, że już pani jest –
powiedział wesoło Dumbledore.
–
Chodź,
Mionko ustąpię Ci miejsca – zaproponował Diabeł, podnosząc się
z krzesła.
–
Dzięki,
nie trzeba, wolę postać – odpowiedziała szybko Herm, dopiero po
chwili uświadamiając sobie, że stoi dość blisko Malfoya. Nie
wiedziała czy to jej wyobraźnia, czy naprawdę jego bliskość
sprawia, że po całym jej ciele przebiegają dziwne impulsy.
–
Zebraliśmy
się tu – zaczął dyrektor – ponieważ dziś rano pan Weasley
został znaleziony w łóżku profesor Trelawney. – Draco, Blaise,
Theo i Snape parsknęli cichym śmiechem tudzież złośliwym
chichotem, a twarz Rona pokryła się ognistym rumieńcem wstydu. –
Sama pani profesor nie może nam
towarzyszyć, ze względu na stan zdrowia, przeżyła biedaczka dość
spory szok... – kontynuował Drops. – Zebraliśmy się tu w
takiej grupie ponieważ padły oskarżenia – tu Albus spojrzał na
Rona – że pan Weasley został zaczarowany i położony do łóżka
profesor Trelawney przez pana Zabiniego i pana Malfoy'a.
–
To
bzdury, nie masz dowodów – warknął Snape, w obronie swoich
uczniów. Albus uciszył go gestem dłoni.
–
Panna
Granger i pan Nott są tu w charakterze Prefektów Naczelnych, którzy będą świadkami tej rozmowy, panna Weasley jest ostatnią osobą,
która wczoraj widziała swojego brata, gdy ten wychodził z Wielkiej
Sali po kolacji, a profesor SilverSpell poprosiłem tu, ponieważ
zachodzi przypuszczenie, że na panie Weasley'u został użyty pewien
specyficzny eliksir.
–
A
Potter tu po co? – zapytał bez ogródek Zabini, za co Wybraniec
poczęstował go śmiercionośnym spojrzeniem.
–
Harry
jest tu w ramach wsparcia dla Rona... poniekąd przeżył on pewną
traumę – wyjaśnił dyrektor z ciepłym uśmiechem.
–
Ślepa Ważka chyba jeszcze większą, jak znalazła tego nagiego
wypłosza w swoim łóżku – szepnął Draco, tak, że tylko
Hermiona go usłyszała. Mimowolny uśmiech wypłynął na
jej usta. Serio, nie chciała sobie wyobrażać, jak Trelawney okłada
Ronalda szklaną kulą po łbie, ale to naprawdę musiało być
zabawne...
–
Tak
więc, jak mówiłem, pan Weasley twierdzi, że tego zuchwałego
czynu mogli dokonać tylko panowie Malfoy i Zabini...
–
To
na pewno oni! Nienawidzą mnie! – krzyknął Ron.
–
Spokojnie,
panie Weasley, wszystko zaraz wyjaśnimy! – uciszyła go
McGonagall. Hermionę zdziwiło, że Draco i Blasie nie reagują na
oskarżenia Rudego. Obaj byli nad wyraz spokojni. Draco uśmiechał
się lekko pod nosem, jakby był z czegoś zadowolony, a Blaise
ciągle szeptał coś do ucha Ginny, która wyglądała, jakby zaraz
miała się zakrztusić z powodu tłumionego śmiechu.
–
Masz
jakieś dowody Weasley, że tak bezczelnie oskarżasz dwóch moim
najlepszych uczniów? – wycedził Snape przez zaciśnięte zęby.
–
To
oni! Chcieli się na mnie zemścić! Wiem, że to oni! – krzyczał
rozgorączkowany Ron.
–
Dość
tego! – syknął Severus – Zabini, Malfoy gdzie byliście
wczoraj wieczorem?
–
W
Pokoju Wspólnym – odpowiedzieli chłopcy chórem.
–
Czy
ktoś może to potwierdzić? – spytała ironicznie McGonagall.
–
Głucha
pani jest? Powiedzieliśmy przecież, że byliśmy w Pokoju Wspólnym
– sarknął Blaise.
–
W
Pokoju Wspólnym Slytherinu, w niedzielny wieczór zwykle przesiaduje
prawie cały dom. Integrujemy się razem... Chyba u Gryfonów jest
inaczej, skoro pani zadaje takie głupie pytanie – oznajmił jej
Malfoy z cynicznym uśmieszkiem. Nozdrza Minerwy pobielały, jakby
ich właścicielka miała za chwilę zacząć zionąć ogniem.
–
Słyszałaś
Minerwo? Cały dom może poświadczyć, że ci dwaj nigdzie wczoraj
nie wychodzili. – Snape był równie zadowolony z wściekłej miny
opiekunki Gryffindoru, co jego dwaj podopieczni.
–
To
jeszcze niczego nie dowodzi! – denerwowała się profesor
Transmutacji.
–
Nie
dowodzi? A jakich chcesz dowodów? Poświadczenia na piśmie od
wszystkich Ślizgonów? A może podasz moim uczniom veritaserum? –
kpił Snape.
–
To,
że nie zrobili tego osobiście nie znaczy, że kogoś o to nie
poprosili – mruknęła Minerwa.
–
To
urządźmy dochodzenie, przepytajmy wszystkich uczniów, co robili
wczoraj wieczorem – odpyskował nieuprzejmie Severus.
–
Wystarczy
przepytać wszystkich Ślizgonów – wtrącił się Harry, a Ron
przytaknął mu gorliwie kiwając, jakby był plastikowym pieskiem z
główką na sprężynce.
–
A
co powiesz, Potter, na teorię, że twój rudy przyjaciel sam
wpakował się do łóżka pani profesor, a kiedy ona odrzuciła jego
marne zaloty, wymyślił tą całą bajeczkę o napojeniu go
eliksirem? – zakpił Blaise.
–
To
nieprawda! Wiem, że to wy! – żachnął się Ron.
–
Milcz
Weasley! – przerwał ostro Severus. – Nie masz żadnych podstaw,
by oskarżać uczniów mojego domu o cokolwiek!
–
Uspokój
się, Severusie – odezwała się Maura. – Z tego co mi wiadomo
pan Weasley nie pozostawał w konflikcie jedynie z Ślizgonami. Kilku
uczniów doniosło mi, że to prawdopodobnie on stoi za tą historią
z podrobionym zdjęciem panny Granger – SilverSpell spojrzała na
Rona z wyraźną niechęcią.
–
To
nie ja! To też byli oni! – krzyknął Ron wskazując palcem na
Draco. Hermiona niemal poczuła jak w blondynie wszystko zawrzało i
w ostatnim momencie zdążyła złapać go za ramię, bo jak nic
arystokrata miał zamiar ruszyć, by przyłożyć Ronowi.
Najwidoczniej jej dotyk trochę go uspokoił, bo wysyczał tylko
przez zaciśnięte zęby.
–
Oskarż
mnie jeszcze o coś, rudy śmieciu, a przysięgam, że pożałujesz.
–
Słyszałeś,
Severusie! On mu grozi! – krzyknęła McGonagall.
–
Nie
dziwię się, Minerwo. Akurat Draco i pan Zabini byli pierwszymi,
którzy stanęli w obronie panny Granger gdy to zdjęcie się
pojawiło. Oskarżanie ich o to, że je spreparowali jest tak
niedorzeczne, jak zatrudnienie kobiety na stanowisku Mistrza
Eliksirów. – Snape spojrzał z wyższością na Maurę.
SilverSpell jednak wcale nie straciła swojego dobrego humoru z tego
powodu. Przeciwnie uśmiechnęła się uroczo i odpowiedziała.
–
Zgadzam
się. Dla mnie to oskarżenie jest tak samo niedorzeczne, jak to, że
pewien domniemany Mistrz Eliksirów nie potrafi nawet sam sobie
ugotować szamponu... Ale nie martw się tym, mój drogi, w wolnej
chwili stworzę ci mały zapas. - Wszyscy zgromadzeni
w gabinecie poza Snape'm na siłę starali się ukryć swoje parsknięcie śmiechem. Hermiona wreszcie puściła ramię blondyna i trochę się cofnęła. Była lekko przerażona tym, jak działa na nią jego bliskość.
w gabinecie poza Snape'm na siłę starali się ukryć swoje parsknięcie śmiechem. Hermiona wreszcie puściła ramię blondyna i trochę się cofnęła. Była lekko przerażona tym, jak działa na nią jego bliskość.
–
Spokojnie,
moi drodzy. Ja sądzę, że ta sprawa ma głębsze podłoże. Jednak,
jak widać, pan Zabini i pan Malfoy nie mają z nią nic wspólnego,
jeśli cały dom może poświadczyć, że w porze, gdy to się stało,
przebywali w swoim pokoju wspólnym.
–
Moim
zdaniem to nie wystarczający dowód! – kłóciła się McGonagall –
na panu Weasley'u użyto najpewniej eliksiru Passiva, a jest on dość
trudny w przygotowaniu. Ilu uczniów w tej szkole umie go uwarzyć?
–
Kilku
– warknął Snape.
–
Ja
uważam, że nie więcej niż czterech, w tym trzech z nich jest w
tym gabinecie – odpowiedziała Maura.
–
Uczysz
ich kilka dni, nie masz pojęcia o ich poziomie – zaszydził
Severus.
–
Talent
do eliksirów rozpoznaję od razu, więc wiem, co mówię – upierała
się kobieta.
–
Rozumiem,
moja droga, że mówiąc o tej trójce masz na myśli pannę Granger,
pana Zabiniego i pana Malfoy'a? – upewnił się dyrektor.
–
Tak.
Pan Potter również nieźle sobie radzi, ale ten eliksir wymaga
wielkiej precyzji, natomiast pan Weasley na pewno by go nie ugotował
samodzielnie, oczywiście bez obrazy. – Maura uśmiechnęła się
nieco ironicznie do Rudzielca.
–
Granger,
gdzie byłaś wczoraj wieczorem? – burknął Snape. Hermiona
otworzyła lekko usta ze zdziwienia. Czyżby chcieli ją o coś
oskarżyć?
–
Do
zamknięcia siedziałam w bibliotece – odpowiedziała.
–
Chyba
nie sądzisz, że to ona? – wtrąciła się zaraz McGonagall.
– Czy
ktoś może to potwierdzić? – zapytał Mistrz Obrony, nie
zważając na to, co powiedziała nauczycielka Transmutacji.
–
Ernie
Macmillan i Terry Bott, my pracowaliśmy razem nad projektem na Antyczne Runy. – Gdy tylko wymieniła nazwiska obu chłopców,
odniosła dziwne wrażenie, że Malfoy wyraźnie się spiął, jakby
ta informacja go zirytowała. Po chwili stwierdziła jednak, że
tylko jej się wydaje. Za to na pewno nie wydawało jej się, że
Diabeł popatrzył na Draco z wyraźnie triumfującym
uśmieszkiem, jakby chciał go do czegoś sprowokować.
–
Brak
dowodów, brak winnych. Przykro mi, panie Weasley, ale na chwilę
obecną nie możemy stwierdzić, kto to zrobił... – Dumbledore
mimo wszystko wciąż się uśmiechał.
–
Mówię
przecież, że to oni! Wszystkie przykrości spotykają mnie przez
nich! – krzyczał czerwony Ron i nawet Harry nie potrafił go
uspokoić.
–
Mogę
już stąd iść? Czy mam dalej stać i słuchać jak Weasley mnie
obraża i bezpodstawnie oskarża? – warknął Draco.
–
Tak,
myślę, że możemy zakończyć już to spotkanie – stwierdził
Drops pogodnie. Draco odwrócił się i pierwszy wyszedł z gabinetu,
a Hermiona, Ginny i Blaise zrobili to zaraz po nim.
***
Wszyscy,
milcząc, zeszli piętro niżej. Miona zauważyła, jak Draco mocno
zaciska pięści. Chyba był naprawdę wściekły. Nie zdążyli
jednak ujść daleko, gdy za ich plecami rozległ się głośny
krzyk.
–
Ty
gnido! Zemszczę się! Przysięgam! Nie podaruję, ci ty brudny Śmierciożerco! – darł się Ron z drugiego końca korytarza.
Więcej nie trzeba było. Hermiona znów ledwo zdążyła chwycić
ramię Draco, gdy ten odwrócił się na pięcie by ruszyć do ataku
na rudego, a Ginny w ostatnim momencie przytrzymała Blaisa.
–
Puść
mnie, Granger, rozgniotę go jak robaka – syknął Draco, próbując
strącić jej rękę ze swojego ramienia.
–
Uspokójcie
się wszyscy, ale już! – poprosiła Ginny, lecz to nie podziałało,
bo Ron już biegł w ich stronę. Hermiona szybko stanęła przed
Draco, nie dopuszczając tym samym, by Ron go zaatakował.
–
Odsuń
się, kobieto! Natychmiast! – wycedził Draco przez zaciśnięte
zęby i chwycił ją za ramiona, próbując ją przesunąć.
–
Właśnie,
Granger, odsuń się, zaraz załatwię tego przeklętego mordercę! –
warknął Ron zaciskając i wystawiając pięści. Ginny wciąż
trzymała wściekłego Blaisa, a Harry biegł już, by powstrzymać
Rona. Hermiona odwróciła się, kładąc ręce na klacie blondyna i
popatrzyła mu prosto w oczy.
–
Nie
słuchaj go, Draco, on nie wie co mówi, nie warto się nim
przejmować – poprosiła go roztrzęsionym głosem, nawet nie
zwracając uwagi na to, że po raz pierwszy zwróciła się do niego
po imieniu. Chłopak popatrzył jej głęboko w oczy, a jego dłonie
wciąż spoczywały na jej ramionach. Nie wiedziała ile to trwało,
jednak po chwili on tylko westchnął, jakby z rezygnacją, i
przeniósł swój wzrok na wciąż gotowego do ataku Rona.
–
Masz
szczęście, szmaciarzu, że Granger wciąż zależy na twoim marnym
życiu, inaczej już byś nie istniał – powiedział głosem o
temperaturze jaka zwykle panuje na lodowcu, tak zimnym i
odpychającym, że Ron odruchowo zrobił krok w tył. Draco ostatni
raz spojrzał na twarz stojącej przed nim Gryfonki, po czym puścił
jej ramiona, odwrócił się i szybko odszedł.
–
Zostaw
mnie już, Wiewiórko, pójdę za nim – mruknął Blaise, a Ginny
natychmiast spełniła jego prośbę.
–
My
też lepiej chodźmy – mruknęła Miona, patrząc na wciąż
dyszącego ze wściekłości Rona i Harry'ego, który patrzył na Gin
jakby z wyrzutem. Obie dziewczyny nadspodziewanie szybko znalazły
się w dormitorium Hermiony. Długo jednak milczały. To co się
wydarzyło dało im obu bardzo wiele do myślenia...
***
Blaise
rzadko miał okazję widywać swojego przyjaciela w takim stanie. W
Wielkiej Sali trwał właśnie obiad, ale Draco wyminął ją
obojętnie, by już po chwili znaleźć się
w lochach, a szedł tak szybko, że Diabeł, pomimo swojej świetnej kondycji ścigającego, nie mógł go dogonić. Blondyn wszedł do ich dormitorium i pierwszym miejscem, w jakie się skierował był ukryty za regałem z książkami barek, w którym chłopcy trzymali swoje zapasy alkoholu. Zanim Blaise zdążył tak naprawdę wejść do pokoju, Smok trzymał już w rękach odkorkowaną butelkę ognistej i pociągał z niej zdrowo, nawet nie bawiąc się w poszukiwanie szklanki.
w lochach, a szedł tak szybko, że Diabeł, pomimo swojej świetnej kondycji ścigającego, nie mógł go dogonić. Blondyn wszedł do ich dormitorium i pierwszym miejscem, w jakie się skierował był ukryty za regałem z książkami barek, w którym chłopcy trzymali swoje zapasy alkoholu. Zanim Blaise zdążył tak naprawdę wejść do pokoju, Smok trzymał już w rękach odkorkowaną butelkę ognistej i pociągał z niej zdrowo, nawet nie bawiąc się w poszukiwanie szklanki.
–
Uspokój
się trochę, niepotrzebnie się denerwujesz... – zaczął
łagodnie Zabini. Draco spojrzał na niego takim wzrokiem jakby ten
co najmniej przed chwilą obraził jego matkę.
–
Nic
nie możesz zrobić... – próbował dalej Diabeł.
–
Nic?
– wycedził przez zaciśnięte zęby Malfoy. – Myślę, że
akurat właśnie mogę. Mogę tam wrócić i zabić tego rudego
skurwiela! – krzyknął rozeźlony.
–
To
nic nie da...
–
A
właśnie, że da. Da mi to chorą satysfakcję, że ten pojeb
zniknie z powierzchni ziemi!
–
Daj
spokój, Smoku, zabijesz gada, a pójdziesz siedzieć jak za zabicie
człowieka... – Blaise spróbował żartu, Draco jednak nawet się
nie uśmiechnął.
–
Że
też musiała się wtrącić – mruczał do siebie arystokrata. –
Wszędzie się wtrąca
i zawsze usiłuje postawić na swoim! Jest taka irytująca i przemądrzała! - Zabini od razu zorientował się, że Smok ma na myśli Hermionę.
i zawsze usiłuje postawić na swoim! Jest taka irytująca i przemądrzała! - Zabini od razu zorientował się, że Smok ma na myśli Hermionę.
–
Nie
miej jej tego za złe, chciała dobrze – próbował ją usprawiedliwić Diabeł.
–
A
co ona sobie, kurwa, myśli, że jestem jakimś pieprzonym
Macmillanem, że może mnie niańczyć?! – wybuchnął blondyn. I
wtedy na Blaisa spłynęło oświecenie. Draco oczywiście był
wściekły z powodu całej tej awantury z rudzielcem, ale w tym
wszystkim było coś jeszcze. Zwykła, stara jak świat zazdrość.
Malfoy był najzwyczajniej zazdrosny o to, że Hermiona cały
wczorajszy wieczór spędziła w towarzystwie chłopaków, a
zwłaszcza w towarzystwie Erniego. Dziwnym zbiegiem okoliczności
blondyn szczerze znielubił Puchona od ich pamiętnej lekcji
eliksirów, na której ten pracował z Granger. Posunęło się to do
tego stopnia, że na ostatniej Obronie Przed Czarną Magią w ramach
ćwiczeń rzucił na niego tak silne zaklęcie tnące, że Ernie
wylądował na kilka godzin w Skrzydle Szpitalnym... Diabeł miał
ochotę klepnąć się w głowę, że od razu się nie domyślił,
czemu jego przyjaciel jest tak wściekły. Obaj przecież spodziewali
się oskarżeń Weasleya. Nie na darmo w końcu wymyślili cały ten
plan z eliksirem wielosokowym, który David i Theo wypili by stać
się nimi. Oni w tym czasie rozlali fiolkę z silnym środkiem
usypiającym na jednym z korytarzy, prowadzących do pokoju Gryfonów.
Rudy, gdy tylko nawdychał się oparów eliksiru, zasnął jak małe
dziecko. Blaise za pomocą zaklęcia szybko sprzątnął rozlaną
miksturę, tak, by nikt nie nabrał podejrzeń, a w tym czasie Draco
napoił Weasleya eliksirem Passiva, by mieć pewność, że będzie
on do rana nieprzytomny, a do tego nie będzie pamiętał ostatnich
kilku godzin przed zasłabnięciem. Problemów z położeniem go
w łóżku Trelawney nie mieli prawie wcale. Ważka była bowiem tak
dobra w czarowaniu jak w przepowiadaniu przyszłości, tak więc nie
nakładała na swoje pokoje żadnych zaklęć ochronnych. Wystarczyła
odrobina eliksiru nasennego w jej wieczornej herbacie – Draco
załatwił to przez znajomego skrzata – i Sybilla spała jak suseł
w czasie, gdy oni za pomocą zaklęcia rozebrali Gryfona i położyli
go w jej łóżku. Plan idealny, wykonanie też. W tym samym czasie
Theodor i David siedzieli w Pokoju Wspólnym i co jakiś czas
popijali eliksir wielosokowy z ich włosami, ale tak by wszyscy
myśleli, że to sok z mlecza. Potem, na umówiony sygnał, na chwilę
poszli do dormitorium Theo, a prawdziwi Draco i Blaise wrócili do
pokoju jak gdyby nigdy nic... Nikt się nie zorientował, co zaszło,
nawet ta durna Astoria, która co chwilę łasiła się do swojego
chłopaka. Theodor szczerze się przyznał, że gdy był Draconem
dziewczyna kilka razy wymusiła na nim pocałunek, co Smok przyjął,
ze szczerym śmiechem pytając, czy Nott też uważa, że Greengrass
fatalnie się całuje... Nie był wcale o nią zazdrosny, a teraz
pieklił się z tak błahego powodu jak to, że Hermiona spędziła
trochę czasu z innymi chłopakami, i to do tego w bibliotece. Diabeł
uśmiechnął się chytrze pod nosem. Już wiedział, co zrobić, by
jego kumpel wreszcie zrozumiał, co naprawdę czuje.
Zaraz
następnego dnia po skończonych lekcjach i obiedzie Blaise wyruszył
na poszukiwanie pewnej brązowowłosej Gryfonki. Przez noc w jego
głowie dojrzał gotowy plan, który sprawi, ze jego przyjaciel
wreszcie oprzytomnieje – przynajmniej taką miał nadzieję.
Hermione znalazł, jak można było się tego spodziewać, oczywiście
w bibliotece.
–
Hej,
Mionko. Słuchaj, mam do ciebie pewną sprawę – zaczął bez
ogródek.
–
Cześć,
Diable. W czym ci mogę pomóc? – zapytała go z uśmiechem.
–
Zastanawiam
się, czy nie mogłabyś przez pewien czas poudawać, że jesteś
moją dziewczyną...?
Zawsze jak czytam to opowiadanie, nie mogę się doczekać cudownego Planu Diabełka. Nic mnie tak nie rozbawia i nie poprawia humoru.
OdpowiedzUsuń