Nie mógł w to uwierzyć, choć dowody leżały tuż przed nim. Patrzył na ruchome zdjęcie, odtwarzane raz za razem w magicznej pętli zaklętego czasu i nadal nie potrafił pojąc swoim umysłem jak mogło do tego dojść.
Opis pod fotografiami głosił, że to wydarzenie miało miejsce w ubiegłą sobotę. I zgadzało się, że nie było go wtedy w mieście, bowiem kończył jeszcze swoje interesy w Szkocji. Wrócił w niedzielę i jak zwykle spędzili całe popołudnie razem – zjedli nawet podwieczorek w ogrodzie, korzystając z pięknej, wiosennej pogody.
Śmiała się i rozmawiała z nim o swoich planach na najbliższy tydzień. Chwaliła gust jego matki w jej doborze dekoracji na zbliżającą się imprezę charytatywną dla sierot wojennych oraz długo i kwieciście rozwodziła się nad tym jakie jej zdaniem szaty powinien wtedy założyć. Wydarzenie to miało mieć miejsce za miesiąc, a oni mieli pokazać się na nim razem, tak jak robili to zawsze w ciągu ostatnich trzech lat.
Zostali parą zaraz gdy skończyła szkołę – wbrew opinii jego ojca o tym, jakie to mogło być niefortunne. Jednak ona była taka pełna życia, wesoła i nieskrępowana, że Draco nie mógł się oprzeć jej urokowi i szybko zadurzył się w niej, a później chyba po prostu zakochał.
Spędzili razem wiele cudownych chwil. Podróżowali i z radością odkrywali piękno świata. Chadzali na bale, przyjęcia i imprezy oraz często widywali się ze stałym gronem swoich przyjaciół. To wszystko zaowocowało tym, że w grudniu, w czasie ostatnich świąt – na oczach ich rodzin, które choć za sobą nie przepadały, zgodziły się razem spotkać – Draco wreszcie się jej oświadczył, a ukochana kobieta ze łzami w oczach wpadła w jego ramiona, krzycząc głośno „Tak!".
Dlaczego więc teraz leżało tuż przed nim zdjęcie, na którym całowała się namiętnie ze swoim byłym chłopakiem, z którym chodziła krótko po wojnie i w ostatnim roku jej nauki w Hogwarcie?
Dlaczego ten obrzydliwy, tępy i głupi typek trzymał w swoich ramionach jego narzeczoną i skradał z jej ust namiętne pocałunki, jakby należała właśnie do niego?
W pierwszej chwili próbował sobie nawet wmówić, że to zdjęcie zostało zrobione już dawno temu, a ona wcale nie spędziła ostatniej soboty na zdradzaniu go niczym tania dziwka w podrzędnym, mugolskim motelu, pod którym to złapał ich reporter „Proroka". Jednak na zdjęciu było wyraźnie widać, że wciąż miała na sobie pierścionek zaręczynowy oraz kolczyki z pereł, które podarował jej na ostatnie walentynki. Nie mógł się oszukiwać. Naprawdę przyprawiała mu rogi. I naprawdę najwyraźniej już go wcale nie kochała.
Nie chciał lać łez, bo to byłoby żałosne. Musiał jednak coś szybko z tym zrobić. Siedzenie bezczynnie w piżamie w swoim gabinecie nad pogniecioną gazetą i wpatrywać się w to, jak jego życie i plany na przyszłość rozpadają się w pył, absolutnie nie wchodziło teraz w grę.
W tym samym czasie w jego kominku wybuchły zielone płomienie, a drzwi do gabinetu otwarły się z gwałtownym impetem.
- Widziałeś to już Smoku?
- Synku czy czytałeś dzisiejszą gazetę?
Te dwa pytania padły w tym samym czasie. Draco najpierw spojrzał na swoją matkę, która w drżącej dłoni ściskała to samo wydanie Proroka, na którego pierwszej stronie właśnie ogłoszono, że jego narzeczona jest nic nie wartą, niewierną zdzirą. O tym skandalu dowiedzą się dziś wszyscy.
- Jak ona kurwa śmiała ci to zrobić? – warczał wściekle Blaise, podchodząc do niego i mocno łapiąc go za ramię, w geście pocieszenia.
Zabini od zawsze był dla niego, jak rodzony brat i Draco wiedział, że na pewno byłby teraz w stanie od razu odszukać jego ukochaną i ostro wygarnąć jej co o niej myślał. A zaraz później znaleźć fagasa, z którym go zdradzała i konkretnie przeorganizować mu twarz.
- Ja... Nigdy nic nie podejrzewałem – wykrztusił wreszcie z siebie, ochrypłym tonem. I to by się w zupełności zgadzało. Przecież, gdy całował ją wczoraj wieczorem na pożegnanie w jej londyńskim mieszkaniu, nie przestawała szeptać mu do ucha o tym, jak bardzo go kocha i jak mocno będzie tęskniła, choć mieli się zobaczyć już dziś wieczorem na wspólnej kolacji.
- Ja też nie – westchnęła ponuro Narcyza, opadając na krzesło po drugiej stronie biurka i wyglądając na zdruzgotaną. – Ta mała małpa od waszych zaręczyn ze wszystkich sił starała się mi przypodobać i chętnie pomagała mi we wszystkich działaniach mojej fundacji! Nawet już zaczęłam przekonywać twojego ojca, by przestał tak jej nie lubić, bo będzie dla ciebie naprawdę dobrą żoną.
- Wszyscy bardzo staraliśmy się ją przyjąć do naszego grona, pomimo tego, że bywała apodyktyczna i czasem zachowywała się, jakby pozjadała wszystkie rozumy – burknął Blaise, nadal stojąc za plecami Draco.
- Co chcesz z tym zrobić? – Narcyza uważnie przyjrzała się synowi.
- Nie wiem... Ale po tym wszystkim, chyba nawet nie chcę widzieć jej na oczy! – przyznał, ukrywając twarz w dłoniach. Jak ot tak miał dziś wyrzucić ze swojego życia kobietę, którą przez ostatnie lata była dla niego wszystkim?
- Musisz zerwać zaręczyny, stary. Jeśli jeszcze przed ślubem skręca na boki, to...
- Tak. To oczywiste. Nie chce nawet o niej więcej słyszeć. To definitywny koniec – Draco skrzywił się z obrzydzeniem i odrzucił gazetę na drugi koniec biurka. – Jeszcze dziś w prasie ma się pojawić informacja, że oficjalnie zerwaliśmy i nie utrzymujemy już ze sobą żadnego kontaktu.
- Jeśli chcesz, to poproszę Hermionę by się tym zajęła – zasugerowała Narcyza.
Draco spojrzał na nią nieco zaskoczony, dopiero po chwili rejestrując o czym jego matka tak właściwie mówiła. Szybko jednak to do niego dotarło. Przecież nie kto inny, tylko sama Hermiona Granger prowadziła obecnie najlepszą agencję PR w całym magicznym świecie. Jeśli ktoś będzie wiedział, jak przetrwać ten skandal z jak najmniej bolesnymi konsekwencjami, to na pewno będzie to ona.
- To dobry pomysł. Skontaktuj się z nią najszybciej jak możesz – poprosił Draco, powoli podnosząc się zza swojego biurka.
- Idziesz dziś do firmy? – zapytał Blaise.
- Tak. Nie dam tej... - Draco zacisnął usta. – Nie dam jej satysfakcji, że gdzieś się ukrywam po tym wszystkim. Jednak jeśli możesz, dopilnuj proszę, by ochrona jej przypadkiem nie wpuściła do biurowca.
- Masz to jak w banku! – zapewnił go Blaise.
- Nikt. Ani jej matka, siostra, ani ktokolwiek inny choć trochę spokrewniony z tą przeklętą rodziną, ma mi się więcej do mnie nie zbliżać – zapowiedział ostro Draco, poprawiając swe rozmierzwione włosy, czując jak złość i ból przecinają każdy kawałek jego ciała.
Nigdy nie sądził, że Astoria mogłaby wywinąć mu taki numer, ale teraz nie pozostawało mu nic innego, jak się z tym pogodzić i życzyć sobie, żeby zniknęła na zawsze z jego życia. Niech biegnie prosto do tego tępego, brudnego dupka – Marcusa Flinta, z którym zrobiono jej to zdjęcie.
<><><>
Wszyscy w firmie posyłali mu pełne troski i współczucia spojrzenia, od których dosłownie cierpła mu skóra. Był Malfoyem do diaska! Nie miał zamiaru załamywać się, płakać albo ciąć się z powodu zdrady wieloletniej partnerki. To prawda, że etap zaprzeczenia szybko się u niego skończył – w końcu umiał myśleć racjonalnie i nie zamierzał się oszukiwać, gdy dowody świeciły mu w oczy niczym czerwony neon.
Teraz ewidentnie był już na etapie gniewu. Gdyby tylko zamykał powieki, wyraźnie widział jak jego długie palce zaciskając się na gładkiej szyi Astorii, a on dusi i potrząsa nią niczym szmacianą lalką raz po raz pytają ją "dlaczego"?! Dlaczego do diabła mu to zrobiła?!
Czego jej brakowało w ich związku, że poszła tego szukać w ramionach innego? Przecież zawsze traktował ją jak księżniczkę! Rozpieszczał, kupował drogie prezenty, obsypywał komplementami. Pamiętał o wszystkich rocznicach i wydarzeniach – także tych związanych z jej rodziną. Od samego początku ich związku, usilnie przekonywał swoich rodziców i przyjaciół, że jest naprawdę wartościową osobą. Toczy walki z własnym ojcem, który nie znosił rodziny Greengrassów za ich dwulicowość w czasie działań wojennych, gdzie najpierw potajemnie popierali Voldemorta, a później pierwsi chcieli wszystkich osądzać za ich zbrodnie, gdy Czarny Pan upadł.
Zawsze był przy Astorii, gdy potrzebowała wsparcia zarówno emocjonalnego, jak i finansowego. Zainwestował w jej galerie sztuki i nigdy nie kazał zwrócić sobie tych pieniędzy. Pomógł jej też wpłacić wkład na wymarzone mieszkanie i urządzić je tak jak chciała – również nie oczekując niczego w zamian, poza tym by była szczęśliwa.
W ich życiu intymnym też wszystko zawsze było w porządku. Draco nigdy nie narzekał, gdy Astoria z jakiegoś powodu nie miała ochoty na seks, ani na to, że wolała raczej klasyczne zachowania w sypialni, w czasie gdy on lubił nieco więcej pikanterii. Akceptował to jednak, ponieważ ją kochał, a bliskość ukochanej osoby, była przecież bezcenna...
Dopiero teraz dostrzegał to, że wciąż zachowywał się przy niej niczym zakochany głupiec. I najwyraźniej ślepy, bowiem nawet przez jedną sekundę nie podejrzewał, że w ich związku może coś nie grać, na tyle, że ona postanowi zacząć go zdradzać.
Nagle interkom na jego biurku zapiszczał cicho.
- Tak? – zapytał ponuro, mając nadzieję, że to nie tylko informacja o kolejnej sowie ze słowami wsparcia, które jego znajomi przysyłali mu dziś od samego rana.
- Panna Hermiona Granger do pana – oznajmiła jego sekretarka.
- Wpuść ją – burknął, wstając i zapinając marynarkę. Miał nadzieję, że rozmowa z Hermioną, jakoś podniesie go na duchu.
Co prawda nie byli specjalnie bliskimi przyjaciółmi, bo znali się i spotykali głównie dlatego, że firma Granger często współpracowała z różnymi fundacjami jego rodziców, ale mimo to od zakończenia wojny byli dla siebie naprawdę serdeczni. Draco uczciwie musiał przyznać, że nie raz podziwiał tę wyjątkową czarownicę. Granger wyrosła na piękną kobietę, nie tracąc przy tym ani odrobiny ze swojej zadziorność i inteligencji. Był zadowolony z tego, że teraz miał ją teraz po swojej dobrej stronie. Czasem naprawdę zachodził w głowie, jak ta była gryfonka – symbol na sztandarze wszystkich mugolaków, mogła z taką łatwością podbić serca jego rodziców? Nie raz już odnosił wrażenie, że obydwoje lubili ją teraz nawet bardziej niż jego samego, często mówiąc o tym, że o takiej córce od zawsze marzyli.
Hermiona weszła do jego gabinetu z tą samą pewnością siebie, która cechowała ją jako naprawdę doskonałą kobietę interesów. Ubrana była w gustowną ciemno-czerwoną garsonkę i białą bluzkę, a jej długie nogi w czarnych rajstopach, zdawały się nie mieć końca, co jeszcze mocniej podkreślały jej wysokie, markowe szpilki.
Draco wiedział, że wielu jego kolegów wzdychało tęsknie za śliczną panną Granger, zwłaszcza po tym jak w zeszłym roku zerwała ze swoim wieloletnim narzeczonym – Wiktorem Krumem. Nawet Blaise próbował się kilka razy z nią umówić, ale Granger wciąż powtarzała, że jest zbyt zapracowana, na to by móc sobie pozwolić w tej chwili na nowy związek.
Astoria zawsze była zazdrosna o to, że jego rodzice tak uwielbiali Hermionę i złościła się, gdy Draco poświęcał jej więcej niż kilka minut rozmowy. On jednak lubił z nią rozmawiać, bowiem ich interakcje choć przyjacielskie, zawsze były też podszyte tym lekko złośliwym humorem. Znali się dobrze od czasów szkoły, a zostawienie za sobą dawnych animozji, sprawiło, że teraz łatwo było im się ze sobą droczyć bez przesadnej kpiny czy uszczypliwości.
- Witaj – Draco podszedł do niej, by cmoknąć ją na powitanie w policzek.
- Cześć! Wiem, że najpewniej już dość się tego dziś nasłuchałeś, ale muszę ci powiedzieć, że naprawdę bardzo mi przykro, że to cię spotkało. Przyznaję, że byłam przekonana, że to właśnie wy będziecie tą jedną jedyną parą, która przetrwa w tym pokręconym świecie ciągłych rozstań i rozwodów – Hermiona uśmiechnęła się do niego smutno, delikatnie przeciągając dłonią po jego ramieniu.
- Jak sama widzisz, nie ma już takiej opcji – Draco gestem wskazał jej krzesło po drugiej stronie biurka, po czym wrócił na swoje miejsce. – Napijesz się czegoś? – zaproponował.
- Kawa byłaby idealna, dzięki. Biegam dziś od rana i jeszcze nie miałam czasu się jej napić. Gdy tylko twoja matka skontaktowała się ze mną w tej sprawie, od razu uderzyłam do wszystkich moich wtyczek w mediach... - Hermiona pochyliła się i sięgnęła do skórzanej teczki, którą przyniosła ze sobą.
- Dowiedziałaś się może czegoś więcej? – zapytał, gdy tylko skończył składać zamówienie na ich napoje.
Hermiona nerwowo przygryzła wargę i spojrzała na niego z niepokojem.
- Nie jestem pewna, czy chcesz o tym posłuchać... Ale jest tego trochę.
- Więcej jej zdjęć z tym pieprzonym Marcusem Flintem? – zapytał z goryczą.
Hermiona powoli pokręciła głową.
- Więcej dowodów jej zdrad. Tylko dziś rano dwóch innych mężczyzn zgłosiło się do różnych redakcji, z informacją, że oni również mieli romans z niejaką panną Astorią Greengrass.
Draco nie powstrzymał paskudnego przekleństwa, które gwałtownie opuściło jego usta. Rzadko uwłaczał godności kobiet, bowiem matka wychowała go na dżentelmena, ale nie mógł nawet teraz myśleć o Astorii inaczej, jak tylko o zdradzieckiej zdzirze.
- Mają na to dowody? – zapytał, czując jak coś boleśnie zaciska mu się w piersi.
- Owszem. Jeden z nich ma ich wspólne zdjęcie, a drugi list, który do niego wysłała w celu umówienia się na schadzkę w hotelu – wyjaśniła pokrótce Hermiona.
- Czy... Jest szansa, że ja znam tych mężczyzn? – zapytał.
- Jednego z nich na pewno – Hermiona spojrzała na niego ze współczuciem. – Bo to Cormac McLaggen.
- McLagenn? Ten tępy osiłek z Gryffindoru? Naprawdę? – Draco poczuł nagłą ochotę, by zwymiotować na swoje biurko.
- Drugi z nich nazywa się Angelo Right.
Draco znów zaklął i ukrył twarz w dłoni. Angelo Right był synem jednego ze znajomych Lucjusza. On i Astoria poznali go kilka miesięcy temu na Balu Bożonarodzeniowym w rezydencji jego rodziców. Zdaje się, że ten chłopak dopiero co skończył szkołę...
- Mam ochotę... - Draco zaciął się. – Sam nie wiem co dokładnie mam ochotę jej teraz zrobić – przyznał wreszcie, opadając całym ciężarem na swój fotel.
- Wiem, że najpewniej czujesz się teraz przepełniony gniewem, ale musisz dobrze wyjaśnić mi, jak chcesz to rozegrać. Mamy kilka opcji – tłumaczyła mu rzeczowo Hermiona.
- A czy jakaś z nich wyklucza zabicie jej przeze mnie gołymi rękami? – zapytał gorzko.
Hermiona uśmiechnęła się do niego, ale nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć, bowiem właśnie weszła sekretarka Draco, przynosząc im kawę.
- Tak naprawdę mamy trzy główne opcje do dalszego rozważenia – wyjawiła, mieszając w swojej filiżance i patrząc na niego uważnie.
- W porządku. Wymień je – Draco z rezygnacją napił się własnej kawy.
- Po pierwsze możesz przedstawić w prasie rolę zdradzonego narzeczonego, który jest oburzony i zniesmaczony tym wszystkim. Wymagać to będzie konferencji prasowej, na której oficjalnie ogłosisz zerwanie waszych zaręczyn, oskarżysz Astorię o zrujnowanie waszego związku, dopuścisz do druku wszystkie pozostałe informacje o jej zdradach oraz zażądasz oficjalnie na oczach opinii publicznej zwrotu od niej wszystkich środków, jakie kiedykolwiek jej pożyczyłeś, wraz z odsetkami. Sprawa będzie bardzo głośna, a Astoria wyjdzie z niej utytłana w błocie tak bardzo, że nawet kąpiel w eliksirze wybielającym nie zmyje tych plam z jej reputacji.
- Czyli, że pójdę i przyznam w gazecie przed całym magicznym światem, że jestem rogaczem? – burczał.
Hermiona spojrzała na niego z delikatnym politowaniem.
- Wybacz, że ci to powiem, ale to już się stało. Dzisiejszy „Prorok poranny" pobił wszelkie rekordy sprzedaży. Redakcja musiała zarządzić szybki dodruk...
- Cholera! – wściekł się, łapiąc w palce swoje pióro i prawie natychmiast je łamiąc.
- Nasza druga opcja jest bardziej dyskretna. Wydasz tylko oświadczenie o tym, że wasze zaręczyny zostały zerwane, a ty nie chcesz więcej komentować tego co się wydarzyło pomiędzy tobą, a panną Greengrass. Za odpowiednią sumę galeonów, uciszymy resztę doniesień prasowych o jej niemoralnym prowadzeniu się, a ty zdecydujesz czy chcesz po cichu poprzez prawników swojej rodziny odzyskać od niej jakieś pieniądze lub kosztowności czy też nie – wyjaśniła.
- Brzmi dobrze – westchnął Draco.
- Zgadzam się, że to rozsądna opcja. – Potwierdziła Hermiona. – Jest też trzecie wyjście. Oficjalnie oświadczasz, że o wszystkim wiedziałeś, bo wasze zaręczyny były aranżowane, jak to ma często miejsce w rodach czystej krwi. Opinia publiczna dowiaduje się, że nie masz o nic pretensji i życzysz Astorii, by była jak najbardziej szczęśliwa. To pozwoli jej zachować reputację i najmniej zaszkodzi jej wizerunkowi na przyszłość. Założę się, że prawnik jej rodziny będzie o to zabiegał, jeśli wcześniej nie zgodzisz się, by do niej wrócić i wybaczyć jej ten błąd. W końcu to też wciąż jest dostępna opcja...
- W żadnym wypadku! – zapewnił ostro Draco. – Nie wrócę do niej, choćby błaga mnie o to na kolanach! Tak naprawdę tylko opcja z przeciągnięciem jej przez błoto sprawiłaby mi teraz prawdziwą satysfakcję. Jednak oficjalne mówienie wszystkim o tym, że przez lata prowadzałem się z zwyczajną, puszczalską... - Draco zacisnął usta w wąską linię. – Chcę przez to przejść z jak najmniejszą możliwą ilością skandalu. Nie zamierzam jednak płacić jej kochankom, za wyciszenie informacji o jej zdradach. Możesz przekazać to jednak prawnikom jej rodziny. Niech oni to zrobią, jeśli mają na to dość galeonów. Nie chce też od niej niczego, poza zwrotem pierścionka zaręczynowego i kluczy do wszystkich moich domów i skrytek bankowych.
- Rozumiem – Hermiona szybko wyjęła notes i samonotujące pióro. – Masz jakieś uwagi, co do treści oświadczenia? Mam stworzyć to jakbyś był pogrążony w bólu czy raczej bardziej zły?
- Zniesmaczony i niechętny do jakichkolwiek dalszych kontaktów z rodziną Greengrass – wyjaśnił.
- Chcesz żebyśmy dopuścili publikację o stanowiskach twoich przyjaciół do tej sprawy? Pansy i Blaise zapewne powiedzieliby kilka ciekawych słów na jej temat – Hermiona uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo.
- Nie, ogranicz się tylko do krótkiego oświadczenia ode mnie i mojej rodziny.
- Jasne. Jeśli mogę ci udzielić kilku rad z mojego puntu widzenia – Hermiona spojrzała mu w oczy. – Nie powinieneś teraz okazywać słabości. Możesz nie chcieć oczerniać jej oficjalnie, ale to nie znaczy, że możesz pozwolić, by w jakiejkolwiek chwili spróbowała zwalić na ciebie winę za rozpad waszego związku. To niestety częsty mechanizm wśród zdradzających. Jeśli się z tobą skontaktuje i zacznie się zbytnio narzucać, uprzedź ją, że mamy dość informacji, by ją łatwo pogrążyć. Jeśli absolutnie nie musisz, to sam na razie nie pokazuj się na żadnej randce. Myślę, że powinieneś odczekać minimum miesiąc do czasu, aż prasa zobaczy cię z inną kobietą. Przypuszczalnie impreza charytatywna twojej mamy będzie dobrym miejscem na to, ale lepiej wybierz kogoś o dość dobrej reputacji, by nie zarzucono ci, że jako odbicie po Astorii, zacząłeś prowadzać się teraz z łatwymi pannami. Jeśli chodzi o wejście w kolejny oficjalny związek, to powinno się to wydarzyć nie wcześniej niż po trzech miesiącach od dziś. Pół roku byłoby najbardziej optymalną opcją – tłumaczyła mu racjonalnym tonem.
- Kolejny związek jest ostatnim o czym dziś myślę – westchnął z niechęcią.
- W takim razie będziemy musieli może wydać jakieś dodatkowe oświadczenie o tym, że teraz chcesz się skupić na swojej pracy i nie planujesz wchodzić w kolejne zobowiązania – Hermiona uśmiechnęła się do niego. – Niestety przypuszczam, że chętne kobiety już wkrótce zaczną ci się mocno narzucać. Nawet dziś w windzie w twojej własnej firmie, słyszała jak czarownice zachwycały się tym, że teraz będą mogły mieć z tobą swoją szansę.
Draco mimo wszystko uśmiechnął się nieco ironicznie. Od zawsze czuł na sobie zainteresowanie kobiet, ale nigdy nie zwracał na to uwagi, zawsze pilnując tylko Astorii... Może właśnie teraz nadejdzie czas, by to zmienić? W końcu wciąż miał przed sobą całe życie.
Hermiona pozbierała swoje notatki, schowała je do teczki i wstała.
- Do trzech godzin wyślę ci treść oświadczenia do wglądu. Nie ma co tego odwlekać – powinno pojawić się jeszcze w dzisiejszym, wieczornym wydaniu "Proroka", a jutro w pozostałej prasie. Jeśli coś się wydarzy, to dodałam twój firmowy i domowy kominek w twoim gabinecie do moich osłon Fiuu w biurze i mieszkaniu. Możesz się ze mną skontaktować w każdej chwili i o każdej porze, lub po prostu wysłać mi szybką sowę – wyjaśniła.
Draco również wstał i ponownie obszedł biurko, by móc się z nią pożegnać.
- Dziękuję ci za wszystko Granger, wiem, że masz wiele innych zleceń, ale mimo to nie zostawiłaś mnie samego z tym bałaganem.
Hermiona przyjacielskim gestem położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się do niego.
- Nie mogłabym dopuścić, by coś zasmuciło twoich rodziców. Przecież wiesz, jak bardzo ich lubię.
- Tak, zapewniam cię że to w pełni odwzajemnione – Draco uśmiechnął się do niej, zastanawiając się nad tym, że nigdy wcześniej jakoś nie zauważył, że oczy Granger wcale nie były brązowe, tylko bardziej bursztynowe. To ciekawe...
- Mam nadzieję, że nie uznasz tego z mojej strony za bezsensowną próbę pocieszenia cię, ale chcę żebyś wiedział, że dokładnie wiem, jak się dziś czujesz – Hermiona westchnęła cicho. – Mało kto o tym oficjalnie wie, bo sama zajęłam się wyciszeniem sprawy, ale zerwałam moje zaręczyny z Wiktorem, również z powodu jego zdrady. Dostałam zdjęcia do rąk własnych, nim zdołały trafić do gazet. Zabawne jest to, że to też była jego była dziewczyna i złapano ich razem w mugolskim hotelu w Bułgarii.
- Naprawdę? Ten idiota cię zdradzał? – Draco wręcz nie dowierzał. – Przecież nigdy nie znajdzie lepszej kobiety od ciebie!
Hermiona roześmiała się i delikatnie klepnęła go w ramię.
- Miło mi, że tak sądzisz. Pozwól mi zwrócić komplement. Astoria na pewno już bardzo żałuje tego, co straciła. A ty... Podniesiesz się po tym. To dopiero początek i może nawet będzie przez chwilę gorzej, ale przetrwasz to. W końcu zawsze byłeś gruboskórnym i odpornym wężem – Hermiona wspięła się lekko na palcach i musnęła jego policzek ustami w ramach pożegnania.
Przez krótką chwilę, gdy położył ręce na jej talii, naprawdę jej uwierzył. Świat się przecież dziś nie skończył, a on jeszcze nie umarł. To bolało i wiedział, że ten ból jeszcze się spotęguje, ale Granger miała rację. W końcu jakoś to przeboleje.
- Do zobaczenia Hermiono i jeszcze raz bardzo ci dziękuję – pożegnał ją, gdy wysunęła się z jego uścisku i podeszła do drzwi.
- Nie masz za co – odpowiedziała, spoglądając na niego przez ramię z uśmiechem. – W razie czego pozostajemy w kontakcie. Trzymaj się.
- Ty też – Blondyn patrzył jak wychodziła z jego gabinetu, postukując swoimi gustownymi szpilkami o marmurowa podłogę.
Była naprawdę kobietą z klasą. Jak Krum mógł zdradzić kogoś tak wspaniałego? Kompletnie nie mieściło się to Draco w głowie.
<><><>
Postanowił nie rezygnować ze swojego rytuału i po pracy wyszedł na mugolską stronę Londynu, by pójść do swojej ulubionej herbaciarni, by móc w spokoju usiąść, wypić herbatę i zjeść pyszną szarlotkę. Musiał się odrobinę zrelaksować po tym naprawdę fatalnym dniu, a liczył na to, że reporterzy, którzy czyhali na niego pod firmą i w pobliżu rodzinnego dworu, nie wpadną na to, by podążać za nim na nie magiczną stronę.
Właśnie płacił rachunek, gdy wyraźnie poczuł za sobą czyjąś obecność. Nie musiał się wysilać, by zgadnąć kto to jest..
- Co tu robisz? - spytał wrogo, powoli odwracając się do stojącej przed nim Astorii.
Wyglądała naprawdę okropnie. Zupełnie tak jakby dzisiejszy poranek postarzał ją o kilka lat.
- To, że nie lubię chodzić do mugolskiego świata, nie oznacza, że nie wiedziałam, że ty to lubisz - kąciki jej ust lekko się uniosły.
- Nie lubisz mugolskiego świata, ale chyba pieprzenie się w mugolskich motelach tego nie obejmuje? - spytał zimno.
- Draco proszę... - W oczach Astorii błyszczały łzy. - Czy możemy porozmawiać gdzieś sam na sam? Proszę...
- Nie mamy już o czym! - odpowiedział, po czym wyminął ją i wyszedł.
Dziękował Merlinowi za kontynuowanie swoich treningów Quidditcha, dzięki temu miał nadal dobrą kondycję i zdołał dotrzeć do alejki, z której mógł się teleportować, nim Astoria dała radę go dogonić. Dopiero w domu zauważył, że zostawił w herbaciarni bardzo sowity napiwek, nie odbierając reszty. Trudno, najważniejsze było, że nie musiał dłużej oglądać tej idiotki, która złamała mu serce.
Musiał przyznać, że agencja Granger wykonała kawał dobrej roboty, przedstawiając go jako ofiarę harpich zapędów Astorii, która mimo, że w ich związku miała wszystko, nie umiała tego docenic z powodu rozpieszczenia i egoizmu. Rodzina Greengrass mocno ucierpiała na tym skandalu, a ojciec Astorii unikał Lucjusza i Draco, w obawie, że zechcą wziąć odwet na jego interesach, za to co zrobiła jego wyrodna córka.
<><><>
Przez kilka kolejnych tygodni Draco z powodzeniem udawało mu się unikać Astorii. Jego rodzice, przyjaciele i współpracownicy razem dbali o to, by trzymała się od niego z daleka. Pierwsze dni były trudne, ale później pojawiła się rutyna, którą nawet polubił. Bez harmonogramu spotkań towarzyskich Astorii, odkrył, że miał o wiele więcej czasu dla siebie i o wiele więcej luzu w tym, co robił. Często zaglądał na mugolską stronę, jadł w tamtejszych restauracjach i spacerował po parkach bez obaw, że ktoś zrobi mu zdjęcie, albo rzuci jakiś pocieszający komentarz z powodu zerwanych zaręczyn. Wcale nie czuł się tak źle, jak sądził, że będzie.
W piątkowy wieczór na tydzień przed Balem Charytatywnym na Rzecz Sierot Wojennych, organizowanym przez jego matkę, Draco postanowił wykorzystać wolny wieczór na wizytę w swojej ulubionej, mugolskiej pizzeri, położonej tylko dwie przecznice od Dziurawego Kotła.
Była to mała knajpka, prowadzona przez włoską rodzinę, za to pizza była w niej najlepsza, jaką w życiu jadł. Zamówienie składało się przy ladzie i nie zdziwiło go, że w piątkowy wieczór stała tam krótka kolejka.
Jego wzrok przykuła kobieta, która stała przy ladzie i składała zamówienie, a w zasadzie jej długie - ubrane w ciemne, obcisłe jeansy nogi i przyjemnie ukształtowany tyłeczek. Westchnął cicho na ten widok. Powoli naprawdę zaczynało brakować mu seksu i chyba jednak pomysł by spędzić sobotę w pubie z przyjaciółmi, gdzieś gdzie nikt ich nie zna, nie był taki zły. A może takie odbicie dobrze mu zrobi? Jedna noc rozrywki, bez zobowiązań. To nie tak, że wciąż tęsknił za Astorią. Ta mała żmija szybko wyleczyła go ze wszystkich pozytywnych uczuć do niej.
Wiedział, że to niegrzeczne, ale nie mógł przestać gapić się na kuszący tyłek mugolki wciąż składającej zamówienie. Tylko kątem oka zauważył, że była brunetką o kręconych włosach. Nim jednak zdołał głębiej to przemyśleć, kobieta odwróciła się i jej spojrzenie zatrzymało się na nim.
- Draco! Hej! - Jej oczy pojaśniały na jego widok, a jemu coś przewróciło się w żołądku. Uśmiech sam wypłynął na jego usta.
- Cześć - przywitał się, gdy podeszła by ucałowac go w policzek. - Nie wiedziałem, że też lubisz tę pizzerię - zaśmiał się, przytulając ją do siebie i natychmiast rejestrując to, jak przyjemnie pachniała.
- Jest absolutnie najlepsza - Hermiona odsunęła się i obdarzyła go serdecznym uśmiechem, a on poczuł, jak jego policzki się rozgrzewają. Nigdy wcześniej tak na nią nie reagował, ale to wcale nie było takie złe uczucie.
- Co zamówiłaś? - spytał, spoglądając w stronę lady.
- Coś tak skandalicznie niezdrowego, że aż wstyd mi się przyznać - Hermiona zachichotała. - Ale miałam ciężki tydzień i solidna dawka kalorii, to coś czego usilnie teraz potrzebuje.
Draco nie mógł się oprzeć, by nie spojrzeć na jej doskonałą sylwetkę - wąską talię, płaski brzuch, ale też przyjemnie duże piersi... Odchrząknął, by doprowadzić się do porządku.
- Zamawiasz na miejscu czy na wynos? - zapytał.
- Na miejscu. Nie mogę przynosić do domu takich smakołyków, bo Krzywołap jest na diecie i potem jest mu przykro - Granger znów się roześmiała.
- Krzywołap? To ten stary sierściuch jeszcze żyje? - Draco był rozbawiony.
- Dobrze, że cię nie usłyszał! Ma bardzo delikatne ego na punkcie swojego wieku - żartowała dalej.
- W takim wypadku nie wspominaj mu proszę o mojej niegrzecznej uwadze - poprosił obdarzając ją swoim najbardziej czarującym uśmiechem. - Masz coś przeciwko, żebym do ciebie dołączył? - spytał wskazując na wolny, dwuosobowy stolik.
- Absolutnie nie, będzie mi bardzo miło - odpowiedziała, podchodząc, by zająć miejsce.
Draco początkowo planował zabrać pizzę do domu i zjeść ją podczas czytania jednej z książek, ale teraz nie miał zamiaru odchodzić. Jego zainteresowanie Hermiona Granger, nigdy nie było większe niż właśnie w tej chwili. Nie mógł z tego tak łatwo zrezygnować.
Złożył zamówienie i poprosił o butelkę wina, mając nadzieję, że Hermiona nie zaprotestuje. Okazało się, że była mu za to wdzięczna - miała naprawdę niesamowicie trudny tydzień - jak opowiadała.
Czas przy niej płynął niesamowicie szybko i nawet jeden moment nie był niezręczny czy nudny. Poruszała w rozmowie bardzo interesujące aspekty, żartowała i taktownie nie wspominała o ich relacji zawodowej. Draco wiedział, że jej agencja nadal monitorowała prasę i magicmedia, by niwelować skutki skandalu, jakie wywołała zdrada jego byłej narzeczonej, był jednak wdzięczny, że Granger nie przywoływała tego tematu, gdy tak dobrze im się rozmawiało.
- To był zdecydowanie ostatni kawałek - Hermiona westchnęła, wycierając ręce w papierową serwetkę. Była taka naturalna, swobodna i nie miał w sobie niczego ze sztywnej etykiety Astorii, a mimo to nadal podziwiał jej klasę. Była wyjątkowa. Z punktu widzenia jego niewiernej narzeczonej, samo istnienie takiego dania jak pizza było obrazą dla jej smaku.
- Dlaczego to już ostatni? - zapytał z uśmiechem. - Mówiłaś, że potrzebujesz dziś dużej dawki kalorii.
- Potrzebuję też, zmieścić się w suknię zamówioną na galę twojej mamy - odparła z rozbawieniem. - Nie po to wydałam na nią małą fortunę, by teraz płakać, że się nie dopina.
Draco roześmiał się widząc udawaną grozę na twarzy brunetki. Dlaczego nigdy wcześniej nie zastanawiał się głębiej nad tym, jak oszałamiająco piękną kobietą się stała? Do tego jej poczucie humoru, zaradność, jej inteligencja. Była wprost wymarzoną partnerką... To niesamowite, że wciąż nikogo nie miała.
- Masz już parę na przyjęcie? - zapytał, czując jak tętno mimowolnie mu przyspieszyło.
- Jako, że nikt nas nie jest obecnie w stałym związku, zawsze się jakoś między sobą dzielimy - odpowiedziała, nonszalancko wzruszając ramionami. - Harry, Ron, Neville, ja, Ginny i Luna Lovegood.
- Z kim idziesz tym razem? - Draco czuł się nieco zawiedziony.
- Chyba z Ronem, jeśli znów mnie nie wystawi dla swojego nowego podboju - Granger wymownie wywróciła oczami.
- To mu się zdarzyło? - zaczął przypominać sobie, że Weasley jako zawodowy gracz w Quidditcha, dość często widywany był w towarzystwie różnych kobiet, mimo wszystko nadal uchodząc za zadeklarowanego singla.
- Więcej razy, niż chciałabym przyznać - Hermiona uśmiechnęła się dość cierpko, sięgając po swój kieliszek z winem.
- To może tym razem to ty go wystawisz? - zapytał, lekko zaciskając kciuki pod stołem.
- Coś sugerujesz? - Hermiona poruszyła brwiami sugestywnie.
- Kazałaś mi zabrać na bal odpowiednią kobietę, a sądzę, że nie znajdę nikogo odpowiedniejszego od ciebie - kokietował.
- Czy to propozycja? - Hermiona spojrzała mu w oczy.
- Owszem, oficjalnie pytam czy ty Hermiono Granger wyświadczysz mi zaszczyt i przecierpisz razem ze mną oficjalną galę charytatywną na rzecz sierot wojennych Narcyzy Malfoy? - Ton jego głosu był lekko rozbawiony, ale pytał ją o to zupełnie poważnie.
- Z przyjemnością - odparła z uśmiechem. - Prasa wie, że przyjaźnie się z twoimi rodzicami, więc pewnie uznają, że to oni poprosili mnie bym ci towarzyszyła, gdy wciąż leczysz złamane serce. To będzie raczej dobrze odebrane.
- Wcale nie mam złamanego serca! - zaprzeczył od razu. - Już nie - dodał ze szczerością.
Jak miał cierpieć, skoro po świecie wciąż chodziły tak wyjątkowe kobiety i do tego były samotne? Przecież jego życie jeszcze się nie skończyło. A może wręcz przeciwnie? Może to wreszcie była jego szansa?
- Nie twierdzę, że masz. Mówię tylko, że tak pomyślą wszelkie pismaki, jakie będą relacjonować to wydarzenie - Hermiona położyła swoją dłoń na jego i uśmiechnęła się tak uroczo, że to na chwile przyspieszyło mu to puls.
- Niech piszą, co zechcą. Ja naprawdę chcę cię tam zaprosić i dobrze się razem z tobą bawić - sprecyzował.
- A ja naprawdę przyjmuje twoje zaproszenie i liczę, że zapewnisz mi tę obiecaną, dobrą zabawę - mrugnęła do niego zalotnie, a Draco miał nadzieję, że w półmroku restauracyjnych świateł , nie było dobrze widać jego delikatnych rumieńców.
- Bardzo się cieszę. Przyjdę cię odebrać o siódmej - zapowiedział.
- Nie musisz, mam połączenie Fiuu z dworem...
- Moja matka miałaby moją głowę na srebrnej tacy, gdybym odpowiednio nie odebrał mojej towarzyszki z samego progu jej domostwa - Draco błysnął zębami w kokieteryjnym uśmieszku.
- Nie możemy jej na to pozwolić! Myślę, że o wiele lepiej wyglądasz razem ze swoją głową - Hermiona zachichotała.
- W takim wypadku spodziewaj się mnie w sobotę o siódmej - potwierdził.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała, spoglądając na zegarek. - Muszę już iść, nim Krzywołap śmiertelnie się na mnie obrazi za pozostawienie go na cały wieczór samego.
- Ten kot dominuje twoje życie - żartował, wstając by pomóc jej założyć żakiet.
Starał się zignorować to, jak ciepło rozeszło się po jego palcach, gdy dotknął delikatnej skóry na jej karku, gdy pomagał jej przełożyć przez kołnierz te cudownie miękkie loki.
- Cóż zrobić? - zapytała z rozbawieniem. - To wciąż dla mnie najważniejszy mężczyzna na świecie. To pewnie dlatego Victor tak go nienawidził.
Draco ledwo zdusił komentarz o tym, jak wielkim idiotą musiał być jego zdaniem Krum, skoro zdradzał tak wyjątkową kobietę.
- Wracasz przez Dziurawy Kocioł? - spytała, gdy wyszli razem na zapadający powoli mrok.
- Tak, a ty?
- Teleportuje się, bo stąd jest całkiem blisko do mojego mieszkania - wyjaśniła. - Udanego weekendu i do zobaczenia w kolejną sobotę - Hermiona pochyliła się i musnęła ustami jego policzek, a on nie mógł powstrzymać się przed tym, by nie objąć jej i nie przytrzymać odrobinę dłużej w swoich ramionach. To było takie przyjemne!
- Do zobaczenia! - Hermiona pożegnała go z promiennym uśmiechem, który Draco od razu odwzajemnił.
Stał przed restauracją, aż z alejki obok knajpy usłyszał słaby odgłos towarzyszący teleportacji. Chciał się upewnić, że bezpiecznie dotarła do domu.
Z rękami w kieszeniach powoli ruszył w stronę magicznego pubu, gdzie chciał skorzystać z kominka. Było mu dziwnie lekko na duszy, a uśmiech sam pchał się na usta. Wiedział, że ostatni raz takie uczucia towarzyszyły mu po pierwszej, udanej randce z Astorią. To była ta sama euforia i trzepotanie żołądka, zapowiadające, że być może wkrótce spotka go coś dobrego. I miał nadzieję, że dokładnie tak się stanie.
<><><>
Sobotnie, rodzinne śniadanie było tradycją w ich domu, od kiedy tylko Draco był dzieckiem, a jego matka nalegała, by wciąż to kontynuowano. Zszedł więc do jadalni, nadal w doskonałym nastroju po poprzednim wieczorze, zastanawiając się, który dzień będzie odpowiedni na wysłanie Hermionie tradycyjnego bukietu kwiatów z potwierdzeniem godziny, o której się u niej pojawi.
- Jest jakiś szczególny powód do tego, dlaczego sam się do siebie uśmiechasz? - spytał go ojciec, sponad brzegu swojej gazety.
- Wybacz - Draco spojrzał na niego zaskoczony. - Nie miałem pojęcia, że to robię. Jeszcze herbaty mamo? - zaproponował, by szybko zmienić temat.
- Nie, dziękuję kochanie. Późno wczoraj wróciłeś - zauważyła niby mimochodem Narcyza.
- Zjadłem kolację w mugolskiej części Londynu - wyjaśnił.
- Och! Tam jest tyle uroczych miejsc! Hermiona ostatnio zabrała mnie na lunch do francuskiego bistro. Musimy kiedyś koniecznie tam razem pójść...
- To zabawne, że o niej wspomniałaś, bo ją tam wczoraj spotkałem - Draco znów się uśmiechnął, czując jak jego wnętrze zalewa przyjemne ciepło, na samo wspomnienie ich wspólnego wieczoru.
- Naprawdę? - Lucjusz złożył gazetę i uważnie spojrzał na syna.
- Naprawdę. Zjedliśmy razem kolację w przyjemnej, małej pizzerii.
- Brzmi bardzo miło. - Ku zdziwieniu Draco, jego matka posłała ojcu zaniepokojone spojrzenie.
- Musisz też wiedzieć, że zaprosiłem ją na twoją sobotnią galę mamo, a Hermiona się zgodziła przyjść tam razem ze mną.
- Czy nie miała iść przypadkiem z Ronem Weasleyem? - wtrącił od razu Lucjusz, a dziwne napięcie zagościło w kącikach jego ust.
- Nie miała oporów przed wystawieniem go i przyjęciem mojej propozycji - postawa rodziców, zaczynała coraz mocniej irytować Draco.
- To może być dość niegrzeczne... Może lepiej nie wystawiać na próbę ich przyjaźni? Jestem pewna, że któraś z panien Burke lub Rosier mogłaby ci towarzyszyć - Narcyza posłała mu ewidentnie wymuszony uśmiech.
- Mogę wiedzieć o co wam chodzi? - Poirytowany Draco patrzył raz na ojca, raz na matkę. - Myślałem, że już dawno wyzbyliście się uprzedzeń co do krwi Hermiony i naprawdę się z nią zaprzyjaźniliście! Czy to wszystko było tylko na jakiś pokaz?
- Nie, nie było - odpowiedział cierpko Lucjusz.
- Wręcz przeciwnie. Obydwoje szanujemy i kochamy Hermionę, jak córkę której nigdy nie mieliśmy - dodała cicho Narcyza.
Draco powoli pozwolił na to, by sens ich słów dotarł do jego świadomości.
- Na Salazara! Czy wy naprawdę uważacie, że nie jestem godzien, by zaprosić Hermionę Granger na ten bal w naszym własnym domu?! - zapytał, zrywając się ze swojego krzesła.
- To nie do końca tak! - Narcyza również wstała, próbując go uspokoić.
- Po prostu chcemy dla niej wszystkiego, co najlepsze... - wtrącił Lucjusz.
- I uważacie, że ja - wasz rodzony syn - nie jestem dla niej najlepszym wyborem? - spytał kwaśno, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Nie rozumiesz... - Narcyza wzięła ciężki oddech. - Nic by nas nie cieszyło bardziej, niż widzieć was razem szczęśliwych. Wiemy jednak, że wciąż przeżywasz ohydną zdradę panny Greengrass, a Hermiona też została już raz bardzo zraniona, przez mężczyznę...
- Nie chcemy, by cierpiała. A jeśli wdacie się w przelotny romans, obawiamy się, że po waszym zerwaniu, ona odsunie się też od nas, a tego bardzo byśmy nie chcieli - Lucjusz skrzywił się nad swoją filiżanką herbaty, a Narcyza złapała się za serce, jakby sama myśl o tym spowodowała u niej ból.
- To miło, że nie uważacie nas za dwójkę dorosłych, racjonalnie myślących ludzi, którzy mogą podejmować własne decyzje! - warczał Draco.
- Nie chcemy tylko, by którekolwiek z was potem cierpiało synku - wyszeptała Narcyza, a w jej oczach błyszczały łzy.
- Nie martwcie się, jesteśmy tylko przyjaciółmi - odpowiedział, starając się wmówić sobie, że nie skłamał - jego nowo rodzące się uczucia do Granger, nie miały tu przecież znaczenia. - Hermiona radziła mi, żebym zabrał na przyjęcie kogoś, kto nie będzie odbierany jako odbicie po Astorii.
Lucjusz i Narcyza znów spojrzeli na siebie niepewnie.
- To w sumie brzmi rozsądnie - powiedział w końcu jego ojciec.
- Wielkie dzięki za twoją opinię! - sarknął Draco, zasuwając za sobą krzesło. Ta rozmowa do reszty zepsuła mu apetyt.
- Chcemy tylko byś nie robił niczego nieprzemyślanego! - zawołała za nim Narcyza.
- Jestem dorosły. To nie wasza sprawa, co i jak zrobię - mruknął pod nosem, tak by go nie usłyszeli.
W najczarniejszych wizjach nie przewidział, że to nie rodzice dziewczyny, którą chciał zaprosić na bal, tylko jego właśni nie uznają go za godnego dla niej kandydata. Musiał im jednak udowodnić, że się pomylili. Wczoraj wieczorem Hermiona Granger naprawdę weszła pod jego skórę i miał nadzieję, że na tym cała ta historia się nie skończy.
Dawno się tak nie denerwował. Wbrew temu, co powiedział rodzicom, fakt jego przyjaźni z Hermioną Granger i zabranie jej jako osoby towarzyszącej na bal, pierwszy raz nie był niczym prostym czy błahym. Naprawdę chciał zrobić na niej dobre wrażenie i być może spróbować... Sam nie wiedział czego, ale z pewnością niczego, co mogłoby ją skrzywdzić. Szanował i podziwiał tę kobietę i nie mógł dłużej ukrywać - zwłaszcza przed samym sobą - jak bardzo go zaintrygowała.
Zacisnął mocniej palce na łodygach bukietu, który dla niej przyniósł - nawet jeśli mieli być tylko przyjaciółmi, nie mógł porzucić swoich dobrych manier.
Spodziewał się, że jej wygląd znów może na chwile odebrać mu oddech, bowiem na wszystkich przyjęciach na jakich razem bywali, Hermiona zawsze prezentowała się bardzo ładnie. Nie spodziewał się jednak, że poczuje się jak spetryfikowany.
Miała na sobie długą, ciemnozieloną suknię, bez ramiączek, za to z dekoltem w kształcie serca, który doskonale podkreślał jej doskonałe piersi. Włosy spięła w wysoki kok, odsłaniając zgrabną szyję, a brylantowe, niezbyt duże kolczyki, które zdobiły jej uszy, dodawały jej elegancji.
- Cześć, wejdź proszę - powitała go ze szczerym uśmiechem.
Musiał szybko przypomnieć sobie, jak się oddycha i używa nóg, by się poruszać. Naprawdę oszołomiła go tym, jak ślicznie dziś wyglądała.
- Witaj, to dla ciebie - zdołał wreszcie wykrztusić z siebie, wręczając jej bukiet róż i kolorowych frezji, specjalnie skomponowany przez ogrodnika jego matki.
- Dziękuję, są przepiękne - Hermiona obdarzyła go serdecznym uśmiechem, szybko przywołując wazon, po czym uzupełniła go wodą z różdżki i postawiła wraz z kwiatami na stole.
Draco na końcu języka miał szczere wyznanie o tym, co, a w zasadzie to kto jego zdaniem jest piękny, ale ostatkiem sił się powstrzymał. Zamiast tego zdobył się na bardziej kurtuazyjne sformułowanie.
- Wspaniale wyglądasz.
- Dziękuję, ty również - odparła, znów uśmiechając się do niego. - Och! Krzywołap nie! - wykrzyknęła, patrząc jak włochata bestia wbiega do salonu i kieruje się prosto w stronę Draco.
Nim Hermiona zdążyła zareagować, kot wziął rozbieg, wskoczył na stolik kawowy od którego się odbił i wylądował prosto w ramionach blondyna.
- Cześć stary, kopę lat - Draco poklepał wielkiego sierściucha po głowie, a Krzywołap zamruczał z aprobatą.
Hermiona patrzyła na nich z lekko opadniętą szczęką. Wyraźnie było widać, że nie tego się spodziewała.
- Nie wiedziałam, że się znacie - przyznała lekko chrząkając.
- Na szóstym roku często siadałem sam nad jeziorem. Wtedy ten rudzielec przychodził do mnie, a ja z nudów przywoływałem mu ryby z jeziora - przyznał z uśmiechem Draco, odstawiając kota na ziemię i wyjmując różdżkę, by oczyścić swój garnitur z sierści.
- Nie miałam o tym pojęcia - Hermiona uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Nie wiedziałem, że to twój kot, ale był miłym towarzystwem w tamtych dniach - przyznał Draco, starając się odgonić ponure wspomnienia. - W każdym razie, zorientowałem się dopiero jak raz widziałem, jak zabierasz go ze szkolnego dziedzińca. Byłem w szoku, że twój kot mógł mnie w jakiś sposób polubić.
- Nic dziwnego. Sprytnie kupiłeś sobie jego sympatię tymi rybami - Hermiona zachichotała. - To coś, na co wielu z moich przyjaciół dotychczas nie wpadło.
Draco również się uśmiechnął, miło połechtany jej słowami. Wspomniała przecież, że Krum i jej kot się nienawidzili - nie żeby to był konkurs, ale jeśli by tak było to Draco od startu pokonałby tego głupiego Bułgara.
- Jadłam w tym tygodniu lunch z Narcyzą... - Hermiona spojrzała na niego z lekkim napięciem.
Draco ledwo powstrzymał jęk. Miał nadzieję, że jego matka nie powiedziała jej niczego żenującego.
- Wydawała się zaniepokojona tym, że przyjdziemy razem - Hermiona spojrzała mu w oczy.
- Jest przewrażliwiona - skwitował krótko. - Po prostu martwi się o zarówno o ciebie, jak i o mnie. Taka już jest. Musi jednak zaakceptować to, że jesteśmy teraz przyjaciółmi.
Ku jego zdziwieniu, Hermiona zachichotała.
- Jesteśmy teraz przyjaciółmi, prawda? Jak dziwnie...
- Tak, kto mógłby to przewidzieć, znając nasze relacje w szkole? - dodał równie rozbawiony.
- Zapewne nie my - Hermiona uśmiechała się figlarnie, a Draco poczuł, że na ten wieczór zapowiadał się naprawdę dobrze.
<><><>
Inny goście gali uśmiechali się do nich, a współczujące spojrzenia, których Draco doświadczał w ostatnich tygodniach, dziś zmieniły się w błysk zainteresowania, gdy ludzie widzieli, jak Draco prowadzi na swoimi ramieniu nie kogo innego, tylko samą Hermionę Granger. Dawni przyjaciele ze Slytherinu posyłali mu porozumiewawcze uśmiechy, a stare matrony rodów czystej krwii odwracały głowy, zdegustowane tym kogo dziś ze sobą przyprowadził - były jednak w mniejszości i robiły to zawsze jak najdyskretniej - nie było bowiem tajemnicą, że Narcyza Malfoy bardzo surowo traktowała każdego, kto ośmielił się uwłaczać godności Hermiony.
Draco obawiał się trochę reakcji rodziców, ale byli tylko i wyłącznie uprzejmi, a Hermionę powitali jak zwykle ciepło i z uśmiechem. Zauważył jednak, że jego matka dość uważnie obserwowała każdą jego interakcję z śliczną panną Granger, dlatego też starał się zachowywać jak najbardziej swobodnie i nie pokazywać, jak bardzo był pochłonięty swoją dzisiejszą partnerką.
Przyjęcie zapowiadało się na naprawdę udane. Orkiestra była znakomita, szampan doskonale zmrożony, a atmosfera sprzyjała dobrej zabawie. I tak było, aż do momentu, gdy po tłumie przetoczyła się fala gwałtownych szeptów, a głowy wszystkich odwracały się tylko w jedną stronę. Wszyscy bez wyjątku patrzyli na stojącą w wejściu do sali Astorią Greengrass, ubraną w piękną, złotą suknię i opartą o ramię jakiegoś podstarzałego obcorkajowca. Wyglądała naprawdę obłędnie, choć wyraz jej twarzy był napięty, a w oczach delikatnie błyszczały łzy.
Draco nie mógł uwierzyć, że jego była narzeczona odważyła się na coś takiego. Nigdy nie spodziewałby się po niej takiego braku klasy. Miał ochotę własnoręcznie ją stąd natychmiast wyrzucić.
- Tylko spokojnie - mruknęła Hermiona, mocniej ściskając jego ramię.
Draco wiedział, że jego rodzice bardzo się zdenerwują tą sytuacją. Miał tylko nadzieję, że Astoria nie przyszła tu, by wywołać jakiś skandal, choć sama jej obecność już wypełniała tę rolę.
- Co powinienem zrobić? - Draco spojrzał na Hermionę, czując jak wciąż głucho wali mu serce.
- Czy chcesz z nią porozmawiać? - zapytała miękko, patrząc mu w oczy.
- Nie! Najchętniej bym ją stąd siłą wyrzucił! - warknął, zaciskając na chwilę powieki.
- To nie jest najlepsze wyjście. Zauważyłam, że twoja mama rozmawia w tej chwili ochroną i jestem pewna, że oni zaraz się tym zajmą - Hermiona puściła jego ramię, ale zaraz splotła swoją dłoń z jego.
- Jak ona w ogóle śmiała tu przyjść po tym wszystkim? - Draco z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Najwidoczniej jest zdesperowana. Wiem od Zabiniego, że wciąż próbuje się z tobą skontaktować. Prosiła też o spotkanie ze mną w mojej agencji, ale również odmówiłam.
Draco spojrzał na Hermionę i na jej poważny wyraz twarzy. Nie musiał pytać dlaczego odmówiła. Na pewno nie chciała mieć kontaktu z kimś kto w jakiś sposób skrzywdził jego rodzinę. Była naprawdę dobrą i lojalną przyjaciółką.
- Jeśli chcesz, możemy pójść teraz zatańczyć - zaproponowała Hermiona. - Dobre maniery zapewne nie pozwolą jej do nas podejść i nam przerwać.
- Dobry pomysł - Draco poprowadził Hermionę do sali obok, gdzie na parkiecie kręciło się już kilka par. Ani razu nie obejrzał się za siebie, choć był prawie pewien, że Astoria odprowadzała go wzrokiem, aż nie zniknął jej z oczu.
Hermiona świetnie tańczyła, a on odprężył się trochę, trzymając ją w ramionach i napawając się jej ślicznym zapachem. Dotarło do niego, jak bardzo nie był przygotowany na ponowny widok swojej byłej narzeczonej, ale również na tę pustkę, która go ogarnęła. Dobrze było odkryć, że nie ma w nim już żadnych innych uczuć względem Astorii, poza złością i niechęcią.
Uniósł na chwilę głowę i dostrzegł, że Greengrass stoi na skraju parkietu, wpatrując się w niego i Hermionę z wyrazem rozpaczy na twarzy. Pewnie podejrzewała, że jest pomiędzy nimi coś więcej niż tylko przyjaźń - w końcu zawsze była zazdrosna o to, jak bardzo Hermiona była lubiana w jego rodzinie.
- Cały się spinasz, gdy ona jest w pobliżu - wyszeptała Hermiona. - Może jednak powinieneś z nią porozmawiać?
- Nie. Spinam się, bo wkurza mnie, że odważyła się tu przyjść. To nie dlatego, że czuję do niej coś poza niechęcią - wyjaśnił, patrząc Hermionie w oczy.
- Więc nie zwracaj na nią uwagi. To zaboli ją bardziej - Hermiona posłała mu delikatny uśmiech. - Na twoją niechęć jest przygotowana, jednak nic nie uderzy w nią mocniej, niż twoja obojętność.
Draco uśmiechnął się lekko pod nosem. Hermiona miała absolutną rację - jak zwykle.
Przyciągnął ją bliżej i oparł swój policzek o jej skroń, szybko rejestrując jak upajająco miło pachniały jej włosy.
- Masz rację. Zapomnijmy o tym, że ona tu jest i po prostu dobrze się bawmy - wyszeptał.
Poczuł, jak Hermiona rozluźnia się w jego ramionach i to było takie właściwie uczucie.
- Tak właśnie zróbmy - odszepnęła, a potem obydwoje pogrążyli się w tańcu, zachowując tak jak gdyby nie tylko Astoria, ale cała reszta gości gdzieś zniknęła.
Gdy tego wieczoru Draco odprowadzał Hermionę do kominka, nie pocałował jej na pożegnanie tylko dlatego, że jego rodzice wciąż byli w holu. Długo jednak trzymał jej dłoń i obiecując sobie, że to nie koniec. Był gotowy ruszyć dalej i miał nadzieję, że Hermiona po swoich przeżyciach, również czuła się na to już gotowa. Obiecał jej wysłać sowę, a ona z uśmiechem cmoknęła go na pożegnanie w policzek. Dopiero w tamtej chwili Draco zorientował się, że nawet nie wiedział kiedy i jak Astoria opuściła to przyjęcie.
<><><>
Gdy następnego dnia zszedł do jadalni na późne śniadanie z rodzicami, okazało się, że notka prasowa o pojawieniu się jego byłej narzeczonej na balu, była ledwo widoczna pod całym obszernym artykułem o sukcesie gali i o tym, jak dobrze Hermiona Granger wyglądała wpasowana w jego ramiona, gdy tańczyli.
- Ładne zdjęcie - skomentował Lucjusz, składając swoją gazetę.
- Owszem - zgodził się Draco, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na widok jego i Hermiony wtulonych w siebie w tańcu.
- Wiesz, że Hermiona uwielbia magiczne artefakty? Myślałeś, by zabrać ją do tego nowego muzeum w magicznym Edynburgu? Mogłoby jej się spodobać - Lucjusz posłał synowi mały uśmieszek.
- Czy w ten sposób próbujesz mi powiedzieć, że dajesz mi swoje błogosławieństwo na umawianie się z twoją - prawie - córką? - zakpił Draco.
Lucjusz odchrząknął i sięgnął po swoją herbatę, ale Draco uznał to za potwierdzenie.
- Wszyscy byli zachwyceni przyjęciem - Narcyza wkroczyła do jadalni z naprawdę promiennym uśmiechem. - Cieszę się, że pomimo pojawienia się tej małej żmii, nie doszło do skandalu. Hermiona zachowała się bardzo rozważnie, zabierając cię od razu na parkiet.
- Bo to kobieta z klasą - wtrącił Lucjusz.
Draco już miał się zgodzić, gdy znów odezwała się jego matka.
- Synku, mówiłam ci może, że Hermiona kocha zwiedzać magiczne ogrody? Pomyślałeś może, by zaprosić ją do Brodsworth? Wiesz, tamtejsze ogrody...
Draco miał ochotę roześmiać się na głos. Czy naprawdę jeden wieczór bacznego obserwowania jego i Hermiony, doprowadził jego rodziców do przekonania, że on i Hermiona jednak do siebie pasują? Nie żeby miał coś przeciwko... W końcu on sam po tym wieczorze, doszedł do bardzo podobnych wniosków.
<><><>
W kolejnych tygodniach zabrał Hermionę i do Edynburga i do Brodsworth. Ona zabrała go na wycieczkę po mugolskim Londynie i pomogła odkryć, że pizza nie jest jedynym wynalazkiem mugoli, który mu imponuje. Dwa razy w tygodniu jedli razem lunch, a w piątkowe wieczory wychodzili na kolację. Soboty spędzali na wycieczkach, a w niedzielę organizowali piknik w parku, albo jedli lunch w ogrodach dworu.
Byli przyjaciółmi - co obydwoje wciąż podkreślali, ale Draco szybko odkrył, że to nie jest wszystko czego chciałby od ich relacji. Uwielbiał jej poczucie humoru, zadziorność, ten przekorny błysk w oku. Jej inteligencje, lojalność i to jak miłą i ciepłą była osobą. Doceniał również te jej ostrzejsze cechy - upartość, stawianie na szybkie załatwianie problemów i zaradność.
Dobrze się razem bawili. I Draco naprawdę przy niej czuł, że żyje i że na nowo odkrywa w sobie żądzę przygód, która już dawno została pogrzebana pod nawałem pracy i towarzyskich zobowiązań, w jakie wtłaczał go związek z Astorią.
Było wspaniale.
Początkowo działał ostrożnie, ale szybko spostrzegł, że Hermiona nie miała nic przeciwko temu, by w miejscach publicznych trzymał jej rękę, albo by obejmował ją ramieniem, gdy narzekała, że jest jej chłodno. Nie kłóciła się zbyt długo, gdy chciał zapłacić za ich kolacje, ani nie upomniała go za gesty takie, jak przesłanie jej kwiatów czy drogich czekoladek do jej biura - zawsze odsyłając mu jakąś zabawną notatkę z podziękowaniem.
Nie protestowała też, gdy w pubach przepędzał od niej adoratorów. Ani, gdy zaborczo przyciągał ją do siebie, gdy tańczyli na parkiecie.
Nie zaprotestowała też, gdy zaproponował romantyczny rejs statkiem po Tamizie.
Draco wiedział, że to będzie ten wieczór - właśnie ten, w którym spróbuje posunąć ich relację dalej i zapytać ją, czy zgodziłaby się, by ich wypady od teraz nazywać oficjalnymi randkami.
Jej usta były miękkie, ciepłe i gładkie. Smakowały czerwonym winem, które pili do kolacji i czymś jeszcze - czymś nieokreślonym, ale wspaniałym.
Gdy oderwała się od niego, na jej policzkach pojawiły się dwa delikatne rumieńce, lecz jej oczy błyszczały. Trzymał ją blisko siebie, czując jak jego serce ma ochotę wyskoczyć z piersi - to był doskonały pocałunek.
- Draco, posłuchaj... - zaczęła.
Spiął się lekko. Na szczęście Hermiona nie spróbowała się wyrwać, ani nawet trochę odsunąć.
- Wiem, że dobrze się razem bawimy i nie zaprzeczam, że sama czuję to napięcie pomiędzy nami, ale nie minęły nawet trzy pełne miesiące od twoich zerwanych zaręczyn... - Granger nerwowo zacisnęła usta. - Musisz wiedzieć, że nie interesuje mnie przelotny romans, ani bycie odbiciem dla nieudanego związku...
- Mnie też nie - powiedział z mocą. - Bardzo cię lubię Hermiono, musiałaś to zauważyć. I cokolwiek ma się wydarzyć pomiędzy nami, chcę tego naprawdę - i naprawdę ma to być dla nas, a nie jako odbicie po naszych nieudanych związkach.
Hermiona uśmiechnęła się do niego i lekko skinęła głową, pokazując, że rozumie o co mu chodzi.
- Nie wiem, jak to się potoczy - kontynuował Draco. - Wiem tylko, że chcę z tobą spróbować. Możemy działać powoli i zobaczyć dokąd nas to zaprowadzi.
- Brzmi rozsądnie - stwierdziła, nadal się uśmiechając.
- Rozsądku uczę się od najlepszych - zamruczał, nim pochylił się, by znów ją pocałować.
I to było wspaniałe.
<><><>
Działali powoli. Nadal wychodzili razem, dobrze bawili, przytulali się, a nawet kilka razy odbyli sesję całowania i przytulania się na jej kanapie. Draco uwielbiał te wieczory, ale jego frustracja coraz mocniej rosła. Hermiona była piękna, powabna i seksowna. Jej bliskość doprowadzała go do stanu największego rozgrzania - nie chciał jednak naciskać, sądząc, że to ona powinna podjąć decyzję kiedy będzie gotowa pójść z nim do łóżka.
Zamierzał jednak nadal ją uwodzić - licząc, że wreszcie przyniesie to efekty.
Trzy tygodnie po tym, jak oficjalnie zgodzili się ze sobą spotykać, prawie cały magiczny świat świętował ważne wydarzenie, a mianowicie - urodziny samej Narcyzy Malfoy.
Tłum gości był jeszcze większy niż na gali charytatywnej, ale przynajmniej nikogo nie zdziwił już widok Draco i Hermiony jako pary.
Bawili się świetnie - tańczyli, dużo się śmiali i udało im się nawet skraść sobie kilka delikatnych pocałunków na tarasie i w ogrodzie. To była wspaniała impreza, a ochrona tym razem dokładniej zadbała o to, by żaden nieproszony gość nie pojawił się na przyjęciu.
Hermiona, która pomagała Narcyzie w organizacji przyjęcia, razem z Draco żegnała ostatnich gości.
- Mama chyba przesadziła z elfim winem - zauważył blondyn, widząc jak jego ojciec prowadzi pod ramię rozchichotaną Narcyzę.
- Miała do tego prawo, to w końcu jej urodziny - Hermiona uśmiechnęła się serdecznie do solenizantki, gdy ta podeszła, by ją uściskać.
- Dziękuję ci kochanie za pomoc - Narcyza wciąż chichotała. - To był wspaniały dzień.
- Nie ma za co. Cieszę się, że wszystko się udało.
- I dziękuję ci za prezent - Narcyza uśmiechnęła się do niej ciepło. - Choć za rok poproszę o coś specjalnego...
- Ciekawe o co? - zapytał Draco i od razu pożałował, że te słowa wyszły z jego ust, gdy jego mama spojrzała na niego z dziwnym rozmarzeniem.
- Oczywiście o wnuka! - oznajmiła głośno, znów zaczynając chichotać.
- Wystarczy moja droga - Lucjusz ponownie ujął żonę pod ramię. - Pora do łóżka - rzucił ich dwójce przepraszający uśmiech, po czym odciągnął od nich podchmieloną Lady Malfoy, która na pożegnanie posłała im całusa w powietrze.
- Ona jest niemożliwa - skwitował to kwaśno Draco, na co Hermiona szczerze się roześmiała.
- Daj spokój - skarciła go lekko. - Po prostu wyraźnie dobrze się dziś bawiła.
- Mimo to, nie sądzę by żartowała. Ma na tym punkcie obsesje - Draco ujął dłoń swojej dziewczyny i złożył na niej delikatny pocałunek.
Hermiona spojrzała mu w oczy, czerwieniąc się lekko.
- Wiesz, że uwielbiam waszą rodzinną bibliotekę? - zapytała dziwnie ochrypłym tonem.
Draco poczuł jak ciepło napływa mu pod kołnierzyk koszuli. Czy ona naprawdę to miała na myśli...?
- Czy w takim razie masz ochotę tam zerknąć, nim odprowadzę cię do domu? - zapytał, mocniej splatając ze sobą ich palce.
- Bardzo - odpowiedziała, uśmiechając się nieco drapieżnie.
Draco wiedział, że dla zachowania pozorów nie powinien był biec, jednak za nic nie mógł się opanować.
Gdyby w czasach szkolnych, gdy ukradkiem obserwował Hermionę Granger przy bibliotecznych półkach, ktoś mu powiedział, że będzie pieprzył ją jak szalony przy takim regale - uznałby go za wariata.
Ale to naprawdę się wydarzyło i był to najlepszy seks w jego życiu. Widok jej opartej o półkę, gdzie znajdowały się kroniki rodziny Malfoy i jęczącej jego imię był wizją, która mogła wywołać zdolność do stworzenia najsilniejszego patronusa.
Przez resztę weekendu również nie próżnowali - spędzili go razem w łóżku Hermiony w jej mieszkaniu.
<><><>
W poniedziałek rano Draco znów uśmiechał się sam do siebie - co nie uszło uwadze jego rodziców, ale też i taktownie tego nie skomentowali.
Od razu po wejściu do swojego biura poprosił sekretarkę, by wysłała do Hermiony dwa tuziny jej ulubionych kwiatów wraz z biletami do opery na następny piątek. Żałował trochę, że nie mógł dziś wyjść z nią na lunch, ale jego dziewczyna miała jakieś ważne spotkanie.
Postanowił więc sam wybrać się do mugolskiego Londynu i wstąpić przy okazji do swojej ulubionej herbaciarni po herbatę i coś słodkiego.
Dopiero, gdy wychodził uświadomił sobie, że to w tej herbaciarni spotkał wtedy Astorię. A uświadomienie to przyszło razem z widokiem jego byłej narzeczonej, stojącej na wprost niego.
- Draco... - zaczęła z delikatnym uśmiechem, choć napięcie w jej kącikach ust zdradzało niepokój.
- Czego chcesz? - warknął, nawet nie usiłując silić się na dobre maniery. Jej widok kompletnie wyprowadził go z równowagi.
- Ja... Chciałam porozmawiać. Muszę ci wyjaśnić... Tyle opowiedzieć... - szeptała, podchodząc do niego.
Draco patrzył na nią z góry zły, że ma ręce zajęte herbatą i zapakowanym kawałkiem szarlotki i nie ma jak sięgnąć po swoją różdżkę, by móc ją przekląć, lub natychmiast się aportować.
- Tak bardzo za tobą tęskniłam...
Nie zdążył jednak nic zrobić, gdy Astoria zrobiła dwa szybkie kroki, złapała go za ramiona i przytknęła swoje usta do jego ust.
Sapnął wściekle, upuszczając gorącą herbatę prosto pod nogi swojej eks narzeczonej.
- Zwariowałaś?! - warknął, odpychając ją od siebie. - Nie waż się mnie dotykać!
Po policzkach Astorii popłynęły łzy.
- Tak bardzo mi przykro... Naprawdę chcę ci powiedzieć prawdę, ale...
- Nie obchodzi mnie żadna wersja twojej prawdy Greengrass! - Draco wycedził każde słowo przez zęby. - Po prostu trzymaj się ode mnie z daleka!
Najszybciej jak potrafił, wyminął ją i poszedł prosto do alejki, z której mógł się teleportować prosto do domu. Nie miał ochoty wracać dziś do biura, ani widzieć nikogo... Może poza swoją dziewczyną. Wiedział, że będzie musiał opowiedzieć jej o tym incydencie, ale postanowił z tym poczekać do jutra, gdy Hermiona będzie mniej zajęta pracą i będą mogli spędzić razem trochę więcej czasu.
Gdy następnego ranka zszedł do jadalni, jego rodzice już tam byli. Przywitał się z nimi, próbując nie pokazywać po sobie ponurego nastroju z powodu wczorajszego wydarzenia, ale żadne z nich mu nie odpowiedziało.
- Coś się stało? - spytał, patrząc na lekko załzawione oczy matki.
Narcyza uniosła na niego swoje spojrzenie, a wyraz jej twarzy nagle stał się zacięty.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała zbolałym tonem.
- Co? - Draco poczuł, jak zaczyna lekko szumieć mu w głowie, a zimne macki strachu oplatają jego ciało.
Lucjusz z ledwo skrywaną pogardą rzucił mu przez stół gazetę. Na jej pierwszej stronie widniało jego zdjęcie - a dokładnie zdjęcie jego i Astorii w momencie, gdy ich usta się z sobą stykały.
Z perspektywy, z której powstała fotografia nie było nawet widać, że Draco trzymał coś w rękach i wcale jej nie dotykał.
"Wielkie pogodzenie dawnych kochanków?" - brzmiał główny tytuł. Jednak dużo gorsze było to, co jakiś pieprzony dziennikarzyna umieścił pod spodem: "Ciekawe co na to panna Granger?".
<><><>
Fiuu do jej mieszkania było zablokowane. Sowa wróciła z nieotwartym listem. Przy wejściu do jej agencji PR odprawiła go ochrona, a gdy pieszo pokonał połowę Londynu, by dostać się do jej mieszkania tradycyjną drogą, nie mógł zbliżyć dłoni do drzwi, by zapukać - najpewniej z powodu zaklęcia odpychającego.
Jego rodzice odmówili pomocy, pomimo jego solennych zapewnień, że to wszystko było tylko głupią intrygą Astorii. Podobnie było z przyjaciółmi Granger - Potter o mały włos go nie przeklął, gdy tylko go zobaczył.
Dwa dni imał się wszelkich metod, by dostać się do swojej dziewczyny i wyjaśnić jej, co tak naprawdę zaszło. Na razie bez skutku.
Czuł się, jak gdyby ktoś wbił mu pięść w klatkę piersiową, a potem poprawił kopniakiem w brzuch. To bolało bez przerwy i nic nie przynosiło mu ulgi. Wiedział, że on i Hermiona spotykali się ze sobą przez ledwo kilkanaście tygodni, ale czuł też całym sobą, że była tym, czego szukał w swoim życiu. Jego ideałem. Jego przyszłością. Jego ukochaną.
Musiał znaleźć sposób, by jej to wszystko wyjaśnić.
Ze zdziwieniem odkrył, że cierpi teraz o wiele bardziej, niż gdy kilka miesięcy temu odkrył zdradę Astorii. To wiele mówiło o głębi jego uczuć do Hermiony.
Było późne popołudnie, gdy w jego domowym gabinecie pojawiła się z ich skrzatka, z informacją, że rodzice proszą go do salonu.
Draco miał nadzieję, że zmienili zdanie co do pomocy w skontaktowaniu go z Hermioną. Naprawdę nie mógł pojąc dlaczego mu nie wierzyli, gdy mówił, że wcale nie pocałował Astorii.
Po wejściu do salonu na chwilę się zatrzymał. Z pewnością nie tego się spodziewał.
Państwo Greengrass, wraz z Astorią zajmowali jedną z eleganckich kanap. Jego matka siedziała w fotelu, a ojciec stał przy kominku. Atmosfera w pokoju była niebywale ciężka.
- Co oni tu robią? - zapytał bez ogródek, nawet się wcześniej nie witając.
- Państwo Greengrass przyszli omówić z nami pewną sprawę - wyjaśniła z powagą Narcyza, a Draco zwrócił uwagę na to, że jest śmiertelnie blada.
- Chyba sądzą, że skoro jakiś pismak opublikował zdjęcie, na którym ich córka cię całuje, ponownie zechcesz się z nią zaręczyć - Lucjusz z pogardą popatrzył na lorda Greengrassa, ojca Astorii.
- My... - Stary Greengrass zaczął mówić, ale Draco mu przerwał.
- To się nigdy nie wydarzy. Co więcej mam zamiar zgłosić waszą córkę do Biura Aurorów, za napaść na mnie - głos Draco był lodowaty. - Nie pocałowałem jej. Nawet jej nie dotknąłem, jeśli nie liczyć odepchnięcia jej od siebie. Obrzydza mnie to, co zrobiła i mam zamiar pociągnąć ją do odpowiedzialności.
W pokoju zapadła głucha cisza, którą nagle przerwał szloch Astorii.
- Ja nie... Myślałam tylko... Draco proszę... - łkała w rozpaczy.
- Jak śmiesz tak traktować moją córkę, gdy wiesz jak bardzo jest chora? - zapytała wyraźnie zdenerwowana Lady Greengrass.
- Chora? - zapytali jednocześnie wszyscy Malfoyowie.
- Tak. To klątwa krwi. To przez nią Astoria zachowywała się tak... - Greengrass na chwilę zacisnął usta. - Nieodpowiedzialnie w towarzystwie innych mężczyzn, w czasie swoich zaręczyn z Draconem.
- To klątwa krwi sprawiła, że prowadzała się po hotelach z innymi mężczyznami? - Draco z niedowierzaniem popatrzył na swoją byłą narzeczoną.
- Ona nie wiedziała co robi - znów wtrąciła się matka Astorii. - Przez tę diagnozę bardzo się załamała. Lekarze nie dają jej więcej niż dziesięciu lat... - zapłakała.
- Bardzo mi przykro - powiedziała szczerze Narcyza. Mogła znienawidzić Astorię za to, co zrobiła Draco, ale z pewnością nigdy nie życzyłaby śmierci tak młodej osobie.
- Draco porozmawiajmy, proszę cię - Astoria spojrzała na niego błagalnie.
Zawahał się przez chwilę, ale wreszcie skinął jej lekko głową. Mógł mieć podobne odczucia, jak jego matka, ale z pewnością nie życzył Asti takiego losu.
Przeszli razem do gabinetu. Draco wybrał ten pokój bo było w nim kilka portretów członków jego rodziny, którzy mogli być na wszelki wypadek świadkami tej rozmowy.
- Usiądź - powiedział, wskazując jej krzesło, a samemu zajmując miejsce za dużym, dębowym biurkiem.
- Może lepiej nam będzie na kanapie - zaproponowała niepewnie.
- Nie - odpowiedział krótko, po czym czekał, aż Astoria usiądzie.
Kobieta trzymała w dłoni białą chusteczkę, raz po raz ocierając nią łzy.
- Tak bardzo mi przykro... - zaczęła.
- Mnie też. Z powodu twojej diagnozy - Draco starał się nie brzmieć wrogo, choć nie przychodziło mu to z łatwością.
- Ja... Początkowo myślałam, że jestem w ciąży - wyszeptała. - Te wszystkie objawy były takie podobne. Szłam do szpitala z taką nadzieją... Jednak gdy uzdrowiciele powiedzieli mi co się dzieje, przez chwilę mi odbiło - tłumaczyła. - Bałam się, że jeśli ci powiem i tak mnie nie zechcesz, dlatego szukałam u innych potwierdzenia, że mimo choroby nie jestem bezwartościowa.
Draco obserwował ją przez chwilę uważnie.
- Zależało mi na tobie, jak na nikim na świecie - powiedział cicho. - Twoja diagnoza z pewnością nie sprawiłaby, że bym cię odrzucił. Prędzej poruszyłbym niebo i ziemię, by znaleźć sposób, by cię uratować.
- Och Draco! - Astoria zerwała się z krzesła i szybko obiegła biurko.
Ledwo zdążył wstać, gdy rzuciła mu się w ramiona znów rozpaczliwie szlochając.
- Astorio... - próbował delikatnie odsunąć ją od siebie.
- Wiem, że źle postąpiłam i przepraszam! Ale wciąż może tak być! Wciąż możemy być razem najszczęśliwsi na świecie i znaleźć lekarstwo! Wiem, że jeśli ty mi z tym pomożesz, wtedy się ułoży i... - mówiła, wciąż mocno ściskając jego ramiona.
Draco patrzył na jej twarz - tę, którą kiedyś tak bardzo uwielbiał. To te rysy wyobrażał sobie w twarz swoich przyszłych dzieci i to przy tej kobiecie kiedyś chciał się budzić każdego dnia. Czy coś z tego jeszcze w nim zostało?
- Astorio, posłuchaj - powiedział wyraźnie.
I w tej chwili wiedział, że decyzja już zapadła.
<><><>
3 lata później...
Nienawidził szpitali. Ich zapachu, tych ponurych ścian, nawet zielonych szat uzdrowicieli. Nie miał jednak wyboru, musiał tu dziś być. Stał przed szklaną szybą, usiłując powstrzymać łzy. Wiedział, że ten dzień nadejdzie, ale chyba nikt i nigdy nie mógł się do tego odpowiednio przygotować.
- Jesteś bardzo blady - usłyszał.
Spojrzał na stojącą obok niego przeraźliwie szczupłą brunetkę o zapadłych policzkach i cieniach pod oczami.
- Tylko zmęczony - odpowiedział zdawkowo.
- Długo tu jesteś? - spytała, uśmiechając się do niego blado.
- Od wczoraj - przyznał. - Ale nie ma innego miejsca na ziemi, w którym teraz chciałbym być bardziej.
- Moja mama mi powiedziała, że cię tu widziała - przyznała cicho.
- Minąłem się z nią. Ona też na bardzo zmęczoną.
- Niestety. - W oczach Astorii pojawiły się łzy.
- Jak się czujesz? - zapytał z nutą troski.
- To jeden z moich lepszych dni - wyznała.
- Cieszę się...
- Ja też - Astoria spojrzała mu w oczy. - Z twojego powodu. Która to?
- Położna właśnie ją owija - Draco wskazał na maleńkiego noworodka w jasno różowej czapeczce, właśnie zawijanego w różowy kocyk.
Jego największy skarb. Największe szczęście na świecie. Jego wspaniała córeczka.
Znów spojrzał na wyraźnie wyniszczoną Astorię. Od swojej matki wiedział, że jej choroba w ostatnich miesiącach znacznie postąpiła. Greengrassowie wciąż poszukiwali lekarstwa, ale ich nadzieja chyba powoli gasła.
Nie widział Astorii od trzech lat - czyli od chwili, gdy siłą wymusił z niej informację kto pomógł jej zaplanować tę intrygę ze zdjęciem tego śmiesznego pocałunku w gazecie. Szybko odnalazł tego reportera i wymusił na nim oddanie wspomnienia. Zagroził też wielomilionowym pozwem wydawcy, więc szybko zdecydowano się napisać sprostowanie.
A potem łamiąc wszelkie przepisy jakie mógł, wspiął się na swoją miotłę i pod zaklęciem kameleona w deszczu i burzy, poleciał prosto pod okno Hermiony, tłukąc w nie tak długo, aż go wpuściła - przemoczonego, zziębniętego, ale zdeterminowanego, by wyjaśnić jej co tak naprawdę zaszło.
Wiedziała już o planach na publikację sprostowania - w magicznych mediach nic nie mogło się przed nią na długo ukryć.
Początkowo sceptyczna, wreszcie jednak pozwoliła mu wszystko dokładnie opowiedzieć. A potem przeprosiła za swój brak zaufania. On przeprosił za to, że przez niego była smutna. Ona przeprosiła za to, że przez nią najpewniej się przeziębi. A on zażądał, by odpowiednio go rozgrzała w ramach rekompensaty.
Uśmiechnął się lekko do swoich wspomnień - to było już trzy lat temu.
Co prawda nie dali jego matce wnuka na urodziny, ale dali jej coś innego - ogłoszenie o ich zaręczynach. Narcyza do dziś twierdziła, że to najwspanialszy z prezentów. Tym bardziej, że wraz z nim pozwolili jej zaplanować całe huczne wesele.
Pobrali się po kolejnym roku, a teraz właśnie powitali na świecie swoją cudowną córeczkę - Lyrę Rose Jane Malfoy.
Draco nie mógł się wprost doczekać, aż położna mu ją odda, by mógł ją z powrotem zabrać do jego zmęczonej, ale przeszczęśliwej żony.
- Myślisz, że ona mogłaby być moja, gdybyś wtedy mi wybaczył? - spytała cicho Astoria, nie spuszczając wzroku z niemowlaka.
Draco spojrzał na nią milcząc przez chwilę.
- Nie - orzekł w końcu. - Wiesz, że nie byłem w stanie ci wybaczyć. A nawet gdybym spróbował, to i tak by nie wypaliło.
- A gdybym wtedy tak mocno nie zbłądziła i bylibyśmy wciąż razem? - Astoria spojrzała na niego z nadzieją.
Draco powoli pokręcił głową.
- Dużo o tym myślałem i doszedłem do wniosku, że choroba była tylko twoim pretekstem do tych wszystkich zdrad Astorio. Najwyraźniej czegoś mocno musiało brakować ci w naszym związku, że w najgorszej dla ciebie chwili szukałaś ukojenia u innych, a nie u mnie. Sądzę, że nigdy by nam się razem nie ułożyło.
Astoria wciąż płakała, jednak wreszcie skinęła lekko głową.
- Chyba masz rację - wyszeptała. - Choć sama nie wiem czego jeszcze mogłam chcieć. Byłeś dla mnie idealny.
Draco nie miał szansy nic jej odpowiedzieć, bowiem uzdrowicielka wyszła z pokoju, by oddać mu córkę.
- Jest naprawdę śliczna. Podobna do ciebie - Astoria delikatnie pochyliła się nad noworodkiem, wreszcie ocierając łzy.
- To cała Hermiona - Draco delikatnie dotknął policzka córeczki. - I mam nadzieję, że będzie tak miła, dobra i wyrozumiała jak ona - zaśmiał się lekko.
- Będzie szczęściarą, mając takich rodziców - Astoria posłała mu smutny uśmiech.
- Dzięki. Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej - uśmiech Draco był o wiele bardziej szczery.
W odpowiedzi Astoria jedynie skinęła mu lekko.
Draco pożegnał ją podobnym gestem, po czym ruszył z powrotem w stronę pokoju, w którym po porodzie odpoczywała Hermiona. To był jeden z najlepszych dni w jego życiu, choć dawno już przyznał, że prawie wszystkie one wiązały się jakoś z tą prześliczną brunetką, o kręconych włosach, która wkroczyła w jego życie, by pomóc mu w trudnym dla niego czasie. I która tak dobrze wpłynęła na jego życie, że lepiej być nie mogło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz