wtorek, 28 października 2025

Miniaturka - "Gra w nigdy-przenigdy" (18+)

Uwaga! 
Poniższa miniaturka powstała w ramach bloga 18+ jako prezent urodzinowy dla  Igi M. 💚 ( i za jej zgodą jest tu dziś publikowana) 😁 

Miniaturka została wtedy napisana według życzeń solenizantki - duża dawka absurdalnego humoru i dwie gorące pary HG/DM oraz BZ/GW.

Lektura zdecydowanie dla czytelników 18+!



🐱🐱🐱

 - Cholera! Cholera! Jasna cholera! – warczała, ścierając z przodu swojego fartucha wielką, brązową plamę. Jej różdżka leżała po drugiej stronie biurka, a rozlana zimna lura – potocznie nazywana w tym miejscu kawą, właśnie uroczo spływała na podłogę.

To właśnie był ten dzień – jeden z takich dni, gdzie wszystko leci z rąk, człowiek potyka się, jak pod wpływem eliksiru niezgrabności, albo solidnej porcji ognistej, a wszystko czego się dotknie od razu zamienia się w syf.

Tak – to właśnie dziś się to działo. Była prawie pewna, że jeszcze tylko chwila, a wydarzy się coś równie spektakularnego – na przykład w głównym holu wybuchnie łajnobomba, albo znów dostanie pacjenta, który doprowadzi ją do bezgranicznego szału…

Mogła już nawet wskazać krótką listę osób, które mogłyby to być. Wszystkie znaki na niebie i ziemi, wskazywały, że jeszcze spotka dziś przynajmniej jedną ze swoich medycznych zmor.



Pierwszy na jej liście byłby Ron. – Nie lubiła tego przyznawać na głos, ale temu rudzielcowi najwyraźniej pewien czas temu kompletnie odbiło!

Nie wiedziała czy to była wina powojennej traumy, słabej psychiki czy zbyt dużej ilości eksperymentów, jakich dokonał na nim George, ale jej ex naprawdę był szalony!

I najwyraźniej wciąż nie potrafił pogodzić się z ich rozstaniem, nawet po dwóch latach od dnia, gdy przyłapała go z językiem w gardle Padmy Patil.


Wszyscy obecni na tamtym ministerialnym balu aurorów, pamiętali, że Hermiona w odwecie sprawiła, że języki nakrytej pary skleiły się ze sobą na 24h i oboje mogli tylko płakać i bełkotać, jak śnięte rogate ślimaki.

Gdy wreszcie Ron odzyskał swój język i jako-taką zdolność mówienia, błagał ją o wybaczenie, płacząc rzewnie „Nionka wódź. So by bond. Ocham Się” – co w sumie nic konkretnie jej nie mówiło, poza utwierdzeniem jej w przekonaniu, że Ron był po prostu debilem.


Od tamtej pory rudzielec nocami spał na jej wycieraczce. W ciągu dnia – koczował pod jej gabinetem w szpitalu z bukietem zwiędłych badyli - wyjąc niczym bezdomny ghul. A wieczorami śpiewał jej pod oknem serenady tak długo, aż nie oblała go wodą i nie poszczuła Krzywołapem.

Ogólnie gdziekolwiek się spotkali robił jej obciach – płacząc i wołając: „Mionka wróć. To był błąd. Kocham Cię!”.

Ostatnio natomiast wpadł na pomysł, by wszystkie jego eksperymenty w Magicznych Dowcipach Weasleyów kończyły się na tyle spektakularnie, że absolutnie potrzebował zaraz później pilnej pomocy medycznej – i to zawsze jej.


Od zacięcia się w palec papierem do pakowania, poprzez nabawienie się wysypki na pupie, aż do wyhodowanie sobie na czole rogu, dziwnie mocno przypominającego męskie przyrodzenie… Ron pojawiał się w jej gabinecie kilka razy w tygodniu, doprowadzając tym Hermionę do oczywistego szału.

Na szczęście szybko znalazła sposób na poskromienie tych żałosnych wyczynów. Sposób, który zwał się Milicenta Bulstrode – a dokładnie Siostra Oddziałowa Milicenta Bulstrode – pieszczotliwie nazywana przez pacjentów - Wielki Ból.

Tak! Pomoc Milicenty była nieoceniona i Ron ostatnio zaczął rozważać zyski nad stratami, gdy po raz kolejny zgłaszał się do nich z prośbą o wylecznie.



Drugim pacjentem, którego Hermiona nie lubiła mieć na oddziale był nie kto inny, tylko Chłopiec-Który-Dwa-Raz-Przeżył-A-Teraz-Puszczał-Się-Bardziej-Niż-Cztery-Prostytutki-Na-Nadgodzinach. Sam – Harry Potter – znany również, jako auror z największą liczbą wypadków w czasie służby.


Hermiona nie potrafiła sobie przypomnieć, czy Harry miał jakąś część ciała, której jeszcze sobie nie uszkodził. Leczyła u niego już chyba wszystko - wybite palce, zmiażdżone kości śródstopia, złamania kończyn, krwotoki wewnętrze i zewnętrzne, urazy czaszki i jednorazowy incydent akurat niezwiązany ze służbą – solidne zwichnięcie penisa.

Do dziś nie chciał się przyznać, kto mu to zrobił, ale Hermiona cicho stawiała na Pansy Parkinson. Ta kobieta bywała straszną dzikuską, zwłaszcza gdy uraczyła się szklaneczką whisky… albo całym litrem.

No i przesłała później Potterowi w prezencie miękki ocieplacz na klejnoty w kształcie Lunaballi… Wiec doskonale wiedziała, która część jego ciała wymagała wtedy troski.


Jako, że Harry nadal był dla Hermiony niczym rodzony brat, leczenie jego kontuzji zawsze przysparzało jej stresu – no i wstydu, gdy musiała własnoręcznie bandażować jego fiutka, bowiem na widok Milicenty, która się do tego zgłosiła – Pan Potter po prostu zemdlał ze strachu.



Kolejnym pacjentem, a w zasadzie pacjentką której Hermiona nie lubiła leczyć była Ginny. Ta znana wszystkim zawodowa Harpia… - to znaczy zawodniczka w drużynie Harpii z Holyhead, jako najlepsza ścigająca w lidze, często grała tak ostro, że musiała później lądować na specjalnym oddziale dla zawodników Quidditcha.

Ginny była twardą sztuką i dobrze znosiła ból, ale Hermiona zawsze trochę się denerwowała lecząc kogoś tak jej bliskiego. No i okresy choroby Ginny łączyły się zawsze z wizytami jej rodziny na oddziale, a to oznaczało:

„Jesteś zdecydowanie za chuda! Wy nowoczesne dziewczęta i ta wasza kariera! Na pewno nie jadasz jak należy! Porządne śniadanie to podstawa! Masz tu wędzone śledzie i tak co zjesz wszystko sama, nie dzieląc się ze swoim kotem! Nie! Nie chcę słyszeć słowa sprzeciwu! Śledzie są zdrowe! Ja jadłam śledzie przy każdej z moich siedmiu ciąż! A poza tym… Ron tak kocha moje domowe śledzie! Nauczę cię jak je uwędzić, byś mogła go zadowolić…” – autorstwa Molly – Zmory – Weasley.


„W ministerstwie zarobiłabyś więcej. Czy wiesz, że moja ostatnia ustawa o grubości denek od kociołków była hitem na czytaniu Wizengamotu? Stary pan Perkins powiedział, że jeszcze nigdy nie słyszał, by ktoś tak ciekawie napisał coś kociołkach! Mówię ci Hermiono, w ministerstwie przydałabyś się bardziej niż tu podając baseny pacjentom ze rozwolnieniem…” – opinia wyrażona przez Percy’ego – Nadętego Dupka –Weasleya, tonem pełnym wyższości.


„Ciągle ci powtarzam, że Ron to nie jedyny męski Weasley. A w zasadzie to najmniej męski Weasley, licząc małego Lousia i mojego Matagota – Ryśka. To, że on jest kretynem, wcale nie oznacza, że musisz nas wszystkich od razu skreślać! Ja na przykład jestem uroczy, bardzo przystojny no i zabawny, ale to przecież już o mnie wiesz! – Tu George zawsze zalotnie mruga okiem. – No dalej Hermionka! Umów się ze najlepszym Weasleyem, a obiecuję że odlecisz, jak moje znane fajerwerki!”


Mogłaby wspomnieć jeszcze o Fleur i jej „Moi frizjer okieznałaby wresci te twoi dziki włosy!”, no i oczywiście Ronie z „Wybacz mi bo mam chorą siostrę, a poza tym Miona wróć, to był błąd, kocham cię!”.


To dlatego Hermiona nie lubiła, gdy Ginny podlegała jej leczeniu. To po prostu było dla niej zbyt męczące psychicznie.



             Czwartym pacjentem, którego Hermiona nie lubiła mieć pod opieką, był nie kto inny, tylko osławiony Hebanowy Książę Slytherinu – sam Blaise Zabini.

Z zawodu był on znanym aktorem. Nie była to praca niebezpieczna sama w sobie, jednak zdarzyło się już, że jakaś mocno napalona na niego fanka (lub fan, ewentualnie magiczna istota –  był już wampir – gorący amator czekolady i wilkołak lubujący się w ciemnej stronie mocy), dopadali go sam na sam i różnie się to dla niego kończyło…


Blaise był czczony niczym bożek, co w sumie uwielbiał i obnosił się z tym, niczym Potter ze swoją sławną blizną. Niestety, to oznaczała, że jego wizyty w szpitalu zawsze wiązały się z oblężeniem oddziału i poczekalni przez zwolenników przystojnego cudu ludzkiej anatomii. Nawet pielęgniarki mdlały z zachwytu, gdy Blaise błyskał do nich swoimi śnieżnobiałymi zębami w zabójczym uśmiechu.


Hermiona znała chyba tylko dwie kobiety, które były odporne na ten jego super-urok. Pierwszą była Ginny – która gardziła Zabinim od szkoły i zawsze używała barwnych epitetów na jego określenie takich jak: „Pieprzony nadęty kutas”, lub też :„Szmaciarz, menda i malowany pozer!” oraz ponownie siostra Milicenta - Wielki Ból - Bulstrode – która była odporna chyba na wszystko – prawdopodobnie łącznie z avadą.


Hermiona musiała szczerze przyznać, że nawet polubiła Zabba, jednak on nigdy nie zachowywał się względem niej, tak jak miał to w zwyczaju przy innych czarownicach. Nie próbował jej podrywać, nie flirtował, nie prawił jej wyszukanych komplementów… Był dla niej zawsze idealnym dżentelmenem, wielokrotnie proponując jej swoją dozgonną przyjaźń.

Hermiona początkowo myślała, że to wszystko dlatego, że była w jego oczach mniej atrakcyjna od innych kobiet… Jednak pewnego dnia, gdy już wychodziła z jego sali, usłyszała jak Blaise mamrocze sam do siebie „Cholera! To z mojej strony naprawdę wielkie poświęcenie! Niech ten cholerny kutas wreszcie do niej uderzy, bo ja sam już ledwo się powstrzymuje!”.


To stwierdzenie trochę ją zelektryzowało. Kto mógł być owym cholernym... "kaktusem", o którym wspomniał Zabini? Nie lubiła zgadywać, ale gdyby już musiała, to miała trzy typy, bo tylko trzech bliskich kumpli miało wstęp na salę Zabiniego, na przykład po tym jak jedna z fanek, próbowała go zgwałcić pod zaklęciem sztywności.

Pierwszym częstym gościem znanego aktora był Gregory Goyle. Jednak myśl o tym, że ten wielki misiowaty głupek mógłby mieć coś do Hermiony, była dla niej poniekąd straszna!

Szczerze się obawiała, że po tym jak musiałaby go odrzucić obok Rona-ghula, pod jej gabinetem koczowało jeszcze coś w typie włochatego Yeti. Zdołała też pewnego razu zauważyć, że oczy Milicenty dziwnie jaśniały, gdy wyzywała Goyla od idiotów i gamoni…

A Hermiona szczerze musiała przyznać, że wolałaby jeszcze raz zmierzyć się ze śmierciożercami, niż wejść w drogę pannie Bulstrode – nawet w jej najlepszy dzień.  


Drugim najlepszym przyjacielem Zabiniego, był ktoś, kto uosabiał w sobie pakiet marzeń każdej współczesnej czarownicy. Theodore – Stalowe Dłuto – Nott, był znanym artystą rzeźbiarzem i jednym z najbardziej pożądanych kawalerów magicznego świata.

Jego wystawy były wspaniałymi wydarzeniami, na które dostawała się tylko elita, a czarownice padały do jego stóp, zakochane od pierwszego wejrzenia w jego przepięknych miodowych oczach i uroczym uśmiechu.

Hermiona naprawdę lubiła, gdy Theo odwiedzał na jej oddziale swojego kumpla. Przy tych wizytach, zawsze był dla niej szarmancki, całował jej dłoń, prawił jej drobne komplementy i chwalił jej zaangażowanie w pracę. Nigdy jednak nie zrobił nic więcej, poza zaproszeniem jej na swoje wystawy. Trochę tego żałowała, bowiem z przyjemnością pogłębiłaby ich więź, gdyby tylko miała taką okazję. Theodore wydawał jej się doprawdy fascynującym człowiekiem.


Trzeci typ, który mógł pasować do tego co wtedy wymamrotał Zabini, był jednocześnie jej najmniej lubianym pacjentem numer pięć.

Draco – Przystojny jak jasna cholera – Malfoy.

Na samą myśl o jego wrednym uśmieszku i tych srebrno-szarych burzowych oczach, Hermiona musiała zagryzać wargę… a często i zaciskać uda.

Malfoy był pięknym mężczyzną, co do tego cały magiczny świat był zgodny. Dodatkowo idealnie wpasowywał się w typ niegrzecznego chłopca, dlatego wiele czarownic dosłownie gubiło majtki na jego widok.

Ludzie zaznajomieni z bandą dawnych ślizgonów, żartowali czasem, że rysy twarzy Malfoya wyrzeźbił mu sam Nott – bo były tak idealne i proporcjonalne.

Hermiona często łapała się na tym, że wgapiała się w okładki gazet, na których blondyn tak ochoczo gościł.

Obecnie pracował on w departamencie aurorów, jako główny analityk przeklętych artefaktów. Był całkiem dobrze zaprzyjaźniony z Potterem, bowiem brali udział we wspólnych akcjach.

Jednak, jako, że Draco miał dużą styczność z czarną magią, raz na dwa tygodnie musiał przechodzić specjalne badania kontrolne. Gdy pierwszy raz te testy przypadły na jej zmianę, ani ona, ani on nie byli z tego specjalnie zadowoleni. Choć po wojnie pogodzili się i często obracali w tych samych kręgach znajomych, zawsze byli dla siebie ledwo uprzejmi.

Jednak po pierwszym razie, okazało się, że Malfoy zdecydował, że to Hermiona została jego uzdrowicielem prowadzącym, a ona nie chciała odmówić, by nie psuć kruchego porozumienia, które zawiązało się pomiędzy nimi.

Teraz – po roku jego regularnych wizyt, mogła śmiało przyznać, że byli praktycznie przyjaciółmi. Dwie godziny badań, pogawędka, a później wspólny lunch lub szybka kawa w szpitalnym bufecie. To bardzo jej odpowiadało.

Denerwowała się jednak, gdy badania wykazywały konieczność pozostawienia Draco na oddziale na obserwacji. Wtedy zawsze wcześniej czy później natykała się na jakąś czarownicę w jego szpitalnej sali. Astoria Greengrass nigdy nie odpuszczała i pojawiała się prawie zawsze przy jego boku – teatralnie zalana łzami, zawsze irytująco słodkim głosikiem prosiła Hermionę, by szybko wyleczyła jej ukochanego.

Poza nią Tracey Davis, Anabell Rosier i Clarissa Rowle równie chętnie odwiedzały blondyna, zawsze robiąc przy tym Hermionie uwagi na temat odpowiedniej żonie czystej krwi, którą każda z nich byłaby dla niego.

To było takie irytujące! Właśnie dlatego nie była specjalnie przekonana, że Blaise mógł mieć jego na myśli. I choć czasem lubiła sobie wyobrażać, że to właśnie Malfoy mógłby chcieć do niej uderzyć… To jej wyobraźnia zawsze działała inaczej niż w przypadku fantazjowania o randce z Theodorem Nottem.

Nott był w jej wyobraźni romantycznym księciem, który zabrałby ją na pływanie łódką po zaczarowanym jeziorze.

Malfoy w jej wyobraźni przechylał ją nad jej własnym (albo jego w biurze aurorów – wszystko jedno!) biurkiem i pieprzył, aż mdlała z rozkoszy.

Te wyobrażenia często doszczętnie rujnowały jej majtki, dlatego starała się je ograniczać ćwicząc jogę, medytując i pijąc dużą ilość ziółek uspokajających w dni kiedy wypadały jego badania.


I to właśnie zioła powinna sobie zaparzyć, zamiast raczyć się dziś tą ohydną kawą, która zrujnowała jej biurko i fartuch. Na szczęście miała w szafce zapasowy. Postanowiła, że dziś będzie zabawna i czarująca. Nie pozwoli, by Malfoy zrujnował jej majtki…

Choć od pewnego czasu w dni ich spotkań, zawsze miała przy sobie zapasowe.


🐱🐱🐱

             Wyszła ze swojego gabinetu, gotowa na stawienie czoła wszystkiemu, co może ją spotkać. Zdziwiła się trochę, że Ghul… to znaczy Ron, nie leżał rozparty na plastikowych krzesełkach w korytarzu, ale uznała to za dobry znak – może akurat wreszcie mu przeszło?


Zamarła jednak, gdy zajrzała do poczekalni – pełnej jak Miodowe Królestwo w dniu promocji, albo łóżko Pottera w sobotnią noc po zakrapianej imprezie.


- Co tu się wyprawia? – zapytała Alison – jedną z asystentek.

- Zabini – mruknęła ponuro.

- Cholera! – Hermiona westchnęła ciężko i przedarła się w stronę rejestracji, chcąc się dowiedzieć, co tym razem spotkało jej najbardziej pożądanego pacjenta.

- Dobrze, że jesteś uzdrowicielu Granger. Ale masz dziś dzień! Przyjęliśmy czterech twoich prywatnych pacjentów na raz – wyjaśniła jej wiedźma-rejestratorka.

- Co?! – wykrzyknęła Hermiona, patrząc na stertę podanych jej teczek.

- Właśnie to. Pan Zabini został zaatakowany przez Zdziczałe Stado Napalonych Amatorów Ćpania Nad Kociołkiem. Na miejsce natychmiast wezwano aurorów, no i prawie od razu pan Potter i pan Malfoy zostali również wciągnięci do gwałtownej… Ekhm…  Zbiorowej orgii. Cała trójka tylko cudem uszła Z-Sama-Wiesz-Czym w nienaruszonym stanie.

- O Godryku! A czwarty pacjent?

- Pacjentka. Panna Weasley była w pobliżu miejsca zdarzenia na zakupach, gdy ta cała heca się rozegrała. Powiedziano mi, że to praktycznie ona uratowała ich tyłki… I najwyraźniej nie tylko je.

- Powiedź mi, w których są salach – poprosiła Hermiona, zastanawiając się w duchu, kogo z nich powinna obejrzeć jako pierwszego.

- Jako, że to wszyscy pacjenci VIP, postanowiliśmy na razie umieścić ich w jednej sali, aż zdecydujesz jak długo mają tu zostać. - Kobieta niepewnie rozejrzała się po przepełnionej poczekalni, a Hermiona kątem oka zauważyła, jak wejście do szpitala jest szturmowane przez wyraźnie rozgrzane czarownice… i uroczych młodych mężczyzn, w koszulach w kwiaty i bardzo obcisłych spodniach.

- Zaraz, zaraz… Czy ty chcesz mi powiedzieć, że położyłaś na jednej sali Ginny Weasley i Blaisa Zabiniego?! – wykrzyknęła Hermiona.

- No…Tak…

- Matko wszystkich czarodziejów! Niech ochrona szpitala będzie w pogotowiu! – spanikowała Hermiona i biegiem rzuciła się do sali, by możliwie jak najwcześniej zapobiec tragedii.


 

🐱🐱🐱


             Obraz jaki zastała w środku, wcale jej nie zszokował tak bardzo jak sądziła. Bo dokładnie czegoś takiego się przecież spodziewała.

Theodore Nott i Harry przytrzymywali Ginny za ramiona, w czasie gdy Draco w podartej koszuli i z widocznym zadrapaniem na policzku, przyciskał duży kawałek szpitalnej gazy do krwawiącego nosa swojego przyjaciela.


- Wiesz, że mógłbym cię za to pozwać? Moja twarz jest ubezpieczona na pięć milionów galeonów! - chrypiał Blaise, siorbiąc nieatrakcyjnie.

- Pozwać? Ty mnie?! To ja cię pozwę, ty żałosna czarodziejska pokrako! Jak śmiesz twierdzić, że rzuciłam się w ten tłum by ratować twój bezwartościowy tyłek?! – krzyczała Ginny.

- Bo tak właśnie było. Ruszyłaś praktycznie galopem, by ratować moją cnotę, niczym mała, waleczna lwica… Aua! Kurwa Malfoy! Nie przyciskaj tego tak mocno!

- Więc się zamknij! Chcesz, by poza złamanym nosem na dodatek przeklęła ci jaja? – syczał Draco.

- Co tu się wyprawia? – Hermiona wreszcie wyszła ze swojego oszołomienia, weszła do sali i z całej siły zatrzasnęła za sobą drzwi.

- Granger! Jak dobrze, że wreszcie jesteś! – ucieszył się na jej widok Nott, puszczając ramię Ginny i otrzepując swoje szaty.

Rudowłosa czując, że w końcu się uwolniła, wyrwała się szybko w stronę Zabiniego, praktycznie wlokąc za sobą, wciąż zapierającego się o podłogę Pottera.

- Dość  tego Ginny! -  zawołała Hermiona, szybko rzucając zaklęcie lewitacji i niezbyt miło odrzucając przyjaciółkę na łóżko.

- Zabiję go! – krzyczała Ruda.

- Nie na moim oddziale i nie w czasie mojego dyżuru! – zaznaczyła twardo Hermiona, podchodząc do łóżka wciąż krwawiącego pacjenta.

- Dzień dobry pani doktor, jak zawsze miło cię widzieć! – przywitał się Malfoy, przyglądając jej się z wyraźnym błyskiem w oku.
Hermiona zawsze sądziła, że nazywając ją w ten sposób poniekąd szydził z jej mugolskiego pochodzenia, aż pewnego dnia dotarło do niej, że Malfoy musiał gdzieś poznać na tyle mugolski świat, by wiedzieć, jaki jest w nim odpowiednik jej pracy… Ciekawe, że to zapamiętał.

- Ktoś mi wyjaśni, co to za afera, że spotyka mnie przyjemność leczenia całej waszej czwórki na raz? – zapytała, gestem odsyłając Malfoya do łóżka i szybko lecząc złamany nos Zabiniego.

- Tylko na chwilę wyszliśmy przed galerie Theodora, by zobaczyć czy nowa wystawa jest odpowiednio zaaranżowana, aż nagle te wiedźmy zaczęły się pojawiać dosłownie zewsząd! – tłumaczył chaotycznie Blaise.

- Chyba zrobiły sobie jakiś konkurs, która pierwsza zedrze z niego spodnie - roześmiał się Theodore.

- Nie broniłbym się tak zaciekle, gdyby to były tylko wiedźmy! Jestem prawie pewien, że mam na tyłku odcisk łapy jakiegoś wielkiego kolesia, ubranego w różowe spodnie rurki i koszulę z żółtymi pufkami pigmejskimi! – uskarżał się Blaise.

- Na liście obrażeń podałeś: zadrapania, zasinienia i mocno naruszone zdrowie psychiczne spowodowane obmacywaniem małego Zabusia…? – zapytała Hermiona, próbując się nie roześmiać.

- To Nott to wypełniał. Wstrętny kutas od razu uciekł do galerii i zaryglował drzwi, zamiast mnie ratować! – Blaise z niesmakiem spojrzał na przyjaciela.

- Przykro mi stary, ale właśnie zaczynam się z kimś na poważnie umawiać. Nie mogę dać się zgwałcić na środku ulicy, by dotrzymać ci towarzystwa – westchnął teatralnie Theodore.

- Och! Serio się z kimś spotykasz? To Hermiona będzie niepocieszona! – zaśmiała się Ginny.

- CO?! – padło szorstkie pytanie z ust Malfoya, a Granger poczuła, jak ogniste rumieńce wykwitają jej na policzki.

- Wpisali ci w kartę uderzenie w głowę Gin, to wyjaśnia skąd masz te majaki… - Hermiona szybko przerzucała dokumenty, nie mając odwagi nawet spojrzeć na Notta.

- Jeśli to prawda Hermiono, to ja… - Theodore brzmiał na wyraźnie rozbawionego.

- Nie miałeś być teraz gdzieś indziej Nott? – warknął wrogo Draco.

- W zasadzie to nie! – Theodore uśmiechnął się triumfująco do blondyna.

- A przesłuchanie w biurze aurorów? Musisz natychmiast złożyć zeznania! – przypomniał mu blondyn, cedząc słowa przez zęby.

- Może tam przyjść… - zaczął mówić Harry, ale Draco rzucił mu takie spojrzenie, że cud, że Potter tylko zamilkł, zamiast od razu paść trupem. – Może tam przyjść teraz. Jak tylko Hermiona mnie wyleczy, sam mogę go tam odstawić – zaproponował ugodowo.

- Masz w sumie najłagodniejsze obrażenia Harry – stwierdziła Hermiona, przeglądając jego kartę. – Nie powinieneś dziś jednak wracać do pracy…

- Nie wrócę. Odprowadzę tylko Stalowego Fiuta do Robardsa…

- Stalowego Dłuta, idioto! – zaperzył się Theodore.

- Skoro tak twierdzisz – Harry uśmiechnął się złośliwie do rzeźbiarza, a Hermiona szybko mamrotała zaklęcia uzdrawiające.

- Gotowe. Dam ci jeszcze eliksir wiggenowy i możesz wrócić tu w poniedziałek na kontrolę – zaordynowała, wręczając Potterowi fiolkę.

- Świetnie. To trzymajcie się Gin i Herm…– Harry podszedł, by cmoknąć przyjaciółki w policzek. – Zabini, mam nadzieję, że po tym wszystkim staniesz się trochę brzydszy i wyprzedzę cię na liście najbardziej pożądanych…

- Śnij dalej bliznowaty gumochłonie! Jesteś na niej tylko dlatego, że głupie czarownice wciąż sądzą, że umiesz machać różdżką, skoro kiedyś pokonałeś Voldka…

- Legendy nie kłamią! Macham nią zawodowo! Ginny może ci to potwierdzić! – Potter założył ręce za głowę i zakręcił biodrami, tak by nikt nie miał wątpliwości jaki rodzaj machania i różdżki miał w tej chwili na myśli.

- Jesteś serio odrażający niczym rozdeptana kupa hipogryfa Potter! – wściekał się Zabini.

- Kłóciłbym się o to, bo to ty tu jesteś bardziej brązowy, ale zbieram się, bo mam plany na wieczór. A ty ruszaj się Nottek, bo sprawiasz tu kłopotek! – zachichotał Harry, a Hermiona jeszcze raz na szybko sprawdziła w jego karcie, czy też nie walnięto go w głowę.
- Aaa i jeszcze jedno… Malfoy to cię będzie kosztowało dwa najlepsze miejsca w loży VIP na cały sezon – Harry porozumiewawczo mrugnął do blondyna.

- Płacisz mu za dręczenie mnie biletami na Quidditcha? – marudził Theodore, patrząc z wyrzutem na Dracona.

- Biletami i zapewne możliwością zerżnięcia chętnej dziwki na najlepszych miejscach na stadionie! – zaśmiała się Ginny.

- Akurat miałem zamiar zabrać tam ze sobą Rona – zauważył wesoło wybraniec.

- Męska dziwka, to nadal dziwka – wtrącił z satysfakcją Malfoy.

- Na jeden z meczów chciałbym też zabrać tę gorącą laskę. Jak ona się nazywała? Chyba coś z trawą i astronomią...? – Harry spojrzał pytająco na blondyna.

- Wciąż wszystko się zgadza w kwestii dziwki Pottie – Malfoy odpowiedział równie złośliwym uśmieszkiem.

- Skoro tak mówisz, to teraz tym bardziej ją zaproszę! – zawołał z radością Harry.

- Sprzedany za to by Potter pieprzył się z Greengrass. Co za niski upadek! – uskarżał się dalej Theodore.

- I za Quidditcha, nie zapominaj o tym! – wytknęła mu z uśmiechem Ginny.

- I za popcorn! To też zapiszę na twój rachunek Malfoy – Harry mrugnął do niego.

- Dorzucę ci nawet kufel kremowego piwa, jeśli wreszcie stąd spłyniesz, bliznowaty aurorzyno! – Malfoy wymownie wskazał na drzwi.

- Spoko. Skosztuje i innych przyjemności… - Harry sugestywnie poruszył językiem.

- Granger dopisz mi do listy dolegliwości mdłości i nieodpartą chęć, by natychmiast wykłuć sobie oczy szpikulcem do lodu – poprosił słabo Zabini.

- Zaraz wpisz sama sobie w kartę dolegliwości migrenę. Harry proszę cię… Idźcie już! – jęknęła nieomal boleśnie.

- No to na razie ludziska! – Harry pomachał do nich, wychodząc wreszcie z sali.

- To się zapowiada na naprawdę długi i pojebany dzień - narzekał Theodore, przewracając oczami. – Panie pozwolą, że się pożegnam. Do zobaczenia Ginevro. Hermiono… Jeśli jednak zechciałabyś kiedyś…

- Do widzenia Nott! Te drzwi są otwarte byś sam przez nie wyszedł, zanim własnoręcznie cię przez nie wyrzucę! – przerwał mu niegrzecznie Malfoy.

- Właśnie! Wypad stąd ty niewdzięczna, tchórzliwa kutasino! – dodał ostro Zabini.

Theodore wymownie wywrócił oczami, po czym zachichotał cicho, unosząc dłoń w geście pożegnania i również wreszcie sobie poszedł.

- Jeden z głowy – westchnęła z ulgą Hermiona. - Z tego co widzę, wszyscy macie podobne obrażenia i prawdopodobnie całą waszą trójkę będę musiała zostawić tu dziś na obserwacji… - dywagowała.

- Wolałabym na nowo zamieszkać z moją matką, niż zostać z nim na noc w jednej sali! – Ginny oskarżycielsko wskazała na czarnoskórego mężczyznę.

- Uuu taka deklaracja, już naprawdę wiele znaczy Zabb – zakpił rozbawiony Draco.

- Niestety ona wciąż nie pojmuje, że jednak mnie kocha – westchnął ciężko Blaise.

- Co?! Jak śmiesz to insynuować?!  Niby za co miałabym kochać takie beztalencie aktorskie, jak ty?! - Ginny chyba po raz kolejny zamierzała zerwać się z łóżka i pognać , by dokopać Zabiniemu, ale Hermiona unieruchomiła ją zaklęciem.


Właśnie otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy do sali bez pukania dosłownie wpadł Główny Dyrektor Szpitala Reginald Crowhurst. Mocno zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie z drżącym oddechem.


- To wariatkowo! Istny psychiatryk…! A mówili mi – Reggie idź do prywatnej służby zdrowia. Mniej wariatów. Mniej problemów. Mniej szans, że szaleńcy rozpieprzą ci szpital, jak zdziczałe stado norweskich smoków kolczastych… – mamrotał sam do siebie.

- Panie dyrektorze, czy wszystko w porządku? – zapytała niepewnie Hermiona.

Crowhurst wybuchnął krótkim szczekliwym śmiechem.

- Pyta mnie pani czy w porządku, panno Granger? Pomyślmy… Jakiś wielki mężczyzna w różowych spodniach rurkach i koszuli w puffki właśnie włamał się przez kominek w moim gabinecie, krzycząc głośno: „Zabi kocham cię i chcę być ojcem twoich dzieci!”.

- O Salazarciu… Teraz już na pewno mam te mdłości! – Zabini przytknął dłoń do ust.

- Dalej… Pięć wiedźm rozpaliło ognisko przy samym wejściu do szpitala, składając modły ofiarne do Kirke, by oddała im w darze ich Niegrzecznego Bożka Seksu – Draco – Pieprzonego Przystojniaka – Malfoya. Z tego co widziałem, wkrótce przejdą do tego momentu, gdy mają zacząć tańczyć nago…

Draco zaśmiał się szczerze, odchylając głowę na poduszkę, wyraźnie zadowolony z takiej formy atencji.

- Pan Potter zdaje się zgubił spodnie zaraz po wyjściu na korytarz. Nie wiem tylko czy ktoś je z niego zerwał, czy sam je zdjął. Nie wiem też, co z panem Nottem, bo zdaje się, że nasza stażystka – Lisa Turpin czaiła się tuż za rogiem z czymś przypominającą siatkę na Kelpie.

- Dobrze mu tak! – zawołali zgodnie Malfoy i Zabini z mściwymi uśmiechami.

- Stado około dwudziestu pryszczatych nastolatków, okrąża cały budynek na swoim miotłach, drąc się wniebogłosy: „Wyjdź do nas Ginny! Ginny ty nasza twarda i boska, mocno piersiasta bogini!” – wymieniał dalej Crowhurst. – A żeby dopełnić obrazu nędzy, jakim stało się to miejsce, to pani były narzeczony – pan Weasley, stanął nago na samym środku dachu z wypisanymi na jego chudej klacie słowami „Mionka wróć! To był błąd! Koc!”

- Koc? – powtórzył głucho Malfoy.

- Tak. Zdaje się, że jest tak chudy, że ostatnie litery niestety już się na nim nie zmieściły.

- O Morgano! Ale wstyd! – Hermiona ukryła twarz w dokumentach swoich pacjentów.

- To twoja kara za zadawanie się z tym głupim łasicem – zaśmiał się Malfoy.

- Uważaj fretko! Mówisz o moim bracie!

- Jeszcze się go nie wyrzekłaś, wiewiórko? To czarna owca w twojej rodzinie - wytknął jej Blaise.

- To ty jesteś czarnym baranem Zabini! Nie obrażając przy tym baranów! Jesteś brudnym, niewydarzonym, pustym, pospolitym…

- Wystarczy! – przerwał jej Crowhurst, wyglądając na bliskiego płaczu.

- Panie dyrektorze…- zaczęła mówić Hermiona.

- Macie się stąd wynieść! Przez was ten szpital ciągle zamienia się w cyrk! Udostępnię wam mój prywatny kominek i macie się nim przenieść gdziekolwiek zechcecie, ale tu nie możecie zostać! Uzdrowiciel Granger będzie oddelegowana do uleczenia was w waszym nowym miejscu pobytu! – zarządził Reginald.

- Ale…

- Żadnego ale! Nie obchodzi mnie gdzie pójdziecie! Macie zniknąć mi z oczu, aż do poniedziałku! – nalegał mężczyzna.

- Dlaczego do poniedziałku? – zdziwił się Draco.

- Ponieważ właśnie wtedy składam wymówienie! Granger, to ciebie desygnuje na nowego dyrektora, jeśli zabierzesz stąd tych ludzi, bym ja mógł przez cały weekend upijać się w spokoju w swoim gabinecie i wypłakiwać oczy w mój dyplom uzdrowiciela – jęczał dyrektor.

- Sama nie wiem… - Hermiona wyglądała na lekko zszokowaną.

- To postanowione. Napraw ich przez weekend, a wkrótce cała ta szopka spadnie na twoją głowę! – Reginald uśmiechnął się, jakby ktoś właśnie wręczył mu prezent.

- No dobrze. Zrobię to – zgodziła się Hermiona.

- Cudownie! Za dziesięć minut przyjdzie tu po was eskorta! – Crowhurst dopadł do drzwi i szybko wybiegł na korytarz, jakby obawiając się, że ktoś z nich może zmienić zdanie.

- Czy dobrze zrozumiałem, że czeka nas wspólny weekend? – zapytała Draco, sugestywnie poruszając brwiami.

- Po moim trupie, Hermiona może…

- Cicho Ginny! To nieuniknione. Muszę was mieć na oku, a najlepiej tego dopilnować, gdy wszyscy będziemy razem. Pójdę spakować swoją medyczną torbę, a później przeniesiemy się do mnie.

- Tylko nie do ciebie! Tam nawet nie ma gdzie usiąść, bo wszędzie leżą książki! – narzekała Ruda.

- Do ciebie też nie możemy pójść, bo twój brat – idiota, ma dostęp do twoich barier! – zdenerwowała się Hermiona.

- Który brat idiota? – zapytał ciekawsko Zabb.

- Każdy! – zawołała niecierpliwie Hermiona. – A jeśli twoja matka dowie się, że tam jesteśmy, utopii nas w bulionie i wędzonych śledziach!

- Brrr brzmi, jak okropna śmierć – zaśmiał się Zabini. – A więc ja proponuję wykorzystać dom Smoka na wsi. Ma tam wiele miłych atrakcji, a ponadto to miejsce jest na uboczu i mało kto zna jego lokalizację.

- Tylko dlatego, że chcę spędzić miło czas z uroczymi paniami, mogę się na to zgodzić. Pod warunkiem, że ty obiecasz, że będziesz trzymał się z daleka od mojej piwniczki z alkoholem! – Draco oskarżycielsko wskazał na Zabiniego palcem.

- Mało gościnne z twojej strony.

- Ty ochlapusie! Ostatnim razem wypiłeś pięć butelek najdroższego wina z mojej kolekcji, zagryzając to wszystko piklami i bitą śmietaną!

- Hermiona… Do mojej karty też możesz dopisać mdłości – jęknęła słabo Ginny.

- Naprawdę możemy przenieść się do ciebie? – spytała Hermiona, patrząc uważnie na Malfoya.

- Tylko jeśli nie przeszkadza ci dzielenie łóżka. Jest tam za mało sypialni… - Draco uśmiechnął się do niej przebiegle.

- Jasne, że nie. Mogę spać z Ginny...

- Nie to miałem na myśli, najbystrzejsza czarownico tego pokolenia – skrzywił się obrazowo Draco.

- Ten dom ma dwanaście sypialni, dlaczego mówisz, że jest ich za mało? Zapraszasz kogoś jeszcze? – wtrącił Blaise.

Draco rzucił mu ostre spojrzenie i obnażył wrogo swe śliczne zęby.

- Ciebie za to spokojnie można umieścić w jednej grupie z największymi idiotami tego pokolenia Zabb!

- Zgadzam się! – dorzuciła szybko Ginny.

- Wystarczy! Idę po swoje rzeczy, a wy się jakoś zbierzcie, zanim przyjdzie ochrona, by was odprowadzić do gabinetu dyrektora. Wszystko ustalimy na miejscu. Tam też skończę was leczyć i zalecę dalszą terapię – zdecydowała Hermiona.

- Lubisz gdy jest taka apodyktyczna? – zapytał cicho Blaise.

- Ja nie. Ale pewna część mnie za to bardzo… - mruknął Draco, odruchowo spoglądając na swoje nieco sponiewierane po dzisiejszym przedpołudniu jeansy.



🐱🐱🐱


             Dom Draco oczywiście okazał się wspaniałą rezydencją z własnym jeziorem i boiskiem do Quidditcha. Hermiona nie mogła ukrywać, że zrobiło to na niej wrażenie, a dziś jej wizje przeplatały się pomiędzy bieganiem z trójką blond maluchów na pobliskiej łące i gorącym seksem w jacuzzi na tarasie. Przeklęta wyobraźnia…!


O dziwo chłopcy okazali się bardzo miłymi gospodarzami. Dziewczyny dostały osobne sypialnie, a Draco nalegał, by Hermiona wróciła do domu po swojego kota, tak by nie był samotny przez weekend. Nie spotkało się to jednak z aprobatą kocicy należącej do Malfoya – Pusi-Puszka-Pusilly, przepięknej samicy, na widok której Krzywołap zmiękł w łapach. Niestety jego zainteresowanie nie zostało odwzajemnione, a nawet nieco odrzucone przez solidną porcję głośnego syczenia i obrazowego zaprezentowania ostrości pazurów.


Ginny i Blaise też jakoś się nawet zachowywali. On spytał czy ogród podoba jej się na tyle, by była skłonna wziąć w nim ślub. Ona spytała go, czy lubi swoje jaja bo zauważyła porzucony sekator przy jednym z żywopłotów.


Kolacja była bardzo obfita i miła, a Hermiona zgodziła się na kilka lampek wina dla swoich podopiecznych, jako że żaden z nich nie wykazywał trwałych urazów po udziale w Prawie – Że – Orgii – Na  Pokątnej.


Wieczór był ciepły i bardzo przyjemny, więc wyszli razem na rozległy taras, a Malfoy przywołał kilka kolejnych butelek wina, ignorując protesty Hermiony i krytykując śliniący się uśmiech Zabiniego.

- Nie sądziłam, że jesteście typami winnymi – zauważyła Ginny.

- Oczywiście, że nie! Jesteśmy tylko i wyłącznie niewinni! – zapewnił zaraz Blaise.

- Ginny chodziło o to, że nie sądziła, że lubicie pić wino. Bardziej stawiałyśmy na whisky – wyjaśniła ze śmiechem Hermiona.

- Whisky pijemy tylko jeśli jesteśmy zabarykadowani z dala od świata, tak by nikt nie widział, jak się kompromitujemy – tłumaczył Draco, rozlewając wino do kieliszków.

- Często kompromitujecie się i bez whisky. Zwłaszcza on – Ginny wskazała na Zabba.

- Cóż… Gdy za dużo wypiję robię się mocno głośny i wylewny w uczuciach – zaśmiał się Blaise.

- A ty? Typ niegrzecznego chłopca, który rozrabia? – zapytała przekornie Hermiona, patrząc na Draco.

- Tylko jeśli taki lubisz… - Blondyn mrugnął do niej sugestywnie.

- Nie! Smok po pijaku jest typem melancholijnego romantyka! Nawet nie masz pojęcia ile razy musiałem słuchać, jak bełkocze o dzikich lokach i najjaśniejszej czarownicy… Aua! Dlaczego mnie kurwa kopiesz Malfoy? – zawołał Blaise.

- Ja? Ależ skąd… Może tylko Puszek się o ciebie otarła? – Draco spojrzał wymownie na przyjaciela.

Hermiona i Ginny nie mogły powstrzymać wybuchu szczerego śmiechu.

- Wiecie co, skoro mamy wino to może w coś zagramy? – zaproponowała Ginny.

- Co masz na myśli? – zainteresował się Blaise, wciąż masując swoją goleń.

- Zagrajmy w Nigdy – Przenigdy! – Ruda nie kryła entuzjazmu.

- Och… To dość… Osobiste… - mruknęła nieco zawstydzona Hermiona.

- Masz coś przed nami do ukrycia Granger? – zapytał dociekliwie Malfoy.

- A ty nie masz? – Hermiona głęboko spojrzała mu w oczy.

- Nic, czym nie byłbym się w stanie podzielić – zapewnił z figlarnym błyskiem.

- Rzucamy zaklęcie przeciw ściemnianiu? – Blaise ochoczo zatarł ręce.

- Jasne, że tak – Ginny szybko machnęła różdżką nad stołem.

- Niezła próba wiewiórko, ale od razu widać, że rzuciłaś zaklęcie tylko na mnie i Smoka. Już naprawiam ten błąd! – I zanim Ginny zdążyła zareagować, Zabini rzucił własne zaklęcie.

- Niech będzie! Kto zaczyna? – Gin skrzywiła się kwaśno pod nosem, zła o to, że dała się przechytrzyć.

- Ja mogę! Nigdy – przenigdy nie pieprzyłem nikogo pracującego w szpitalu – Draco uśmiechnął się dwuznacznie do Hermiony.

W odpowiedzi brunetka westchnęła cicho i sięgnęła po swoje wino, o dziwo Blaise i Ginny poszli w jej ślady.

- Ty to wiem, że spałeś z twoją magomedyk od problemów z głową, a ty Weasley…? Jakiś kolega z pracy Granger? – zapytał ciekawsko Draco.

- Twoja uzdrowicielka umysłu cię przeleciała? To niesamowicie nieetyczne! – oburzyła się Hermiona.

- To było już po terapii – wyjaśnił szybko Blaise.

- Po pierwszej sesji, a nie po terapii – doprecyzował Draco.

- Obrzydliwe! A co do twojego pytania Malfoy, to nie… To był mój rehabilitant z czasu Mistrzostw Świata w Quidditchu – odpowiedziała nonszalancko Ginny.

- Brzmi jako dobra historia do opowiedzenia – droczył się Draco. – A ty Granger…?

- Profesor na studiach medycznych – przyznała niechętnie.

- Zawsze lubiłaś inteligentnych – zaśmiał się Blaise.

- To prawda – Hermiona uśmiechnęła się pod nosem. – Mogę teraz ja?

- Jasne – zgodzili się wszyscy.

- Nigdy – przenigdy, nie byłam zamieniona we fretkę – Hermiona uśmiechnęła się wrednie do Malfoya.

- Za to wredną gryfonką jesteś przez prawie cały czas – Draco uniósł kieliszek w geście toastu i napił się z niego zdrowo, a ku konsternacji obu dziewczyn Zabini zrobił to samo.

- Już tak na mnie nie patrzcie! To był tylko głupi, pijacki zakład…!

- Uprzedzając twoje pytanie Weasley – tak, był czarną fretką – zachichotał Draco.

- Wiedziałam! – Ginny z entuzjazmem klasnęła w ręce.

- Twoja kolej Blaise – wyznaczyła Hermiona.

- Nigdy – przenigdy nie miałem fantazji seksualnej o Draco Malfoyu – Blaise uśmiechnął się przepraszająco do kumpla.

- I naprawdę się z tego cieszę! – zawołał Draco, od razu koncentrując swój wzrok na Hermionie.

Hermiona natomiast spojrzał na Ginny, która w odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami, po czym obie dziewczyny stuknęły się kieliszkami i napiły po solidnym łyku wina.

- O Salazarze… Chyba mi gorąco! – Malfoy rozparł się na krześle, odpinając kolejny guzik w swojej białej koszuli.

- Mnie na pewno! Czy to była wasza wspólna fantazja…? Opowiadałyście sobie o niej wzajemnie? – zapytał Blaise.

- To nie twoja kolej na pytanie! – skarciła go Ginny. – Nigdy – przenigdy nie miałam ochoty, by przelecieć Hermionę Granger – Ginny wymownie spojrzała na obu mężczyzn.

- Ginny! Jak mogłaś! – zaperzyła się Hermiona.

- Przepraszam kochanie, ale wiesz, że jestem hetero! – Ruda wyszczerzyła się do niej.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi! – warknęła na nią przyjaciółka.

- Jesteś bardzo podłą osobą Weasley! Jeśli on mnie za to zabije, to chcę byś przynajmniej płakała na moim pogrzebie – Blaise szybko łyknął ze swojego kieliszka, po czym z głośnym trzaskiem odstawił go na stół.

- Już po tobie stary – mruknął Draco, popijając ze swojego kieliszka, a Hermiona poczuła, że jej policzki dosłownie płoną.

- Twoja kolej Malfoy – zawołała śpiewnie Ginny.

- Nigdy – przenigdy nie ssałem męskiego kutasa – Draco spojrzał na swojego przyjaciela, który wyglądał jakby miał zakrztusić się własną śliną.

- To było podłe nawet jak na ciebie! – warknął złowrogo Zabb.

- Naprawdę? – Ginny dosłownie opadła szczęka.

- Był sztuczny! – zawołał szybko Blaise. – To był casting do filmu…

- Do gejowskiego pornola – sprecyzował blondyn.

- Tak, ale nie wiedziałem, że to będzie taki film! To był mój początek kariery! – Blaise wyglądał na skrajnie spanikowanego.

- I nie dostałeś tej roli? – Ginny dosłownie zalewała się łzami.

- Podobno za słabo ssał – Draco również rechotał szyderczo.

- Wal się Malfoy! – mamrotał obrażony Blaise.

- Cóż… Każdy miał jakieś przygody – zaśmiała się Hermiona, biorąc łyk swojego wina i patrząc z przyjemnością na to, jak wzrok Dracona ciemnieje, a on ciężko przełyka.
Ginny również się napiła – cóż, one miały w tym prawdziwe doświadczenie.

- Żądza przygód to dobra cecha – wymruczał Draco, dosłownie rozbierając ją wzrokiem.

- Mogę się z tobą zgodzić. Moja kolej… Hmm… Niech pomyślę… - Hermiona kątem oka spojrzała na Ginny. – Nigdy – przenigdy nie masturbowałam się do filmu, w którym grał Zabini.

- Skąd o tym wiesz?! – zawołała z oburzeniem Ginny, a kolor jej twarzy prawie zlała się z kolorem jej włosów.

- O tak! Do którego filmu? Albo nie! Nie mów! Mam nadzieję, że mi kiedyś pokażesz… – Blaise dosłownie rozpływał się w uśmiechu.

- To był wypadek – mruknęła Ginny biorąc mały łyk wina.

- Bo ktoś ci uwierzy Weasley! – wyśmiał ją Draco.

- Twoja kolej Ginny – ponagliła ją Hermiona.

- Nigdy – przenigdy nie wyobrażałam sobie, że moje dzieci będą miały blond włosy – odgryzła się Ginny, patrząc wymownie na przyjaciółkę.

Hermiona prychnęła cierpko pod nosem i napiła się wina.

- Serio Granger? A ile ich było? Miały moje czy twoje oczy? – prowokował Malfoy, również pijąc.

- Nie ciesz się! Ta konkretna wizja dotyczyła Corma… - Hermiona chciała skłamać, ale zaklęcie jej na to nie pozwoliło, zamykając jej nagle usta.

Pozostała trójka przy stole gruchnęła głośnym śmiechem, a Hermiona miała ochotę spalić się z zażenowania, tym bardziej widząc, jak wzrok Draco dosłownie na niej płonie.

- Nigdy – przenigdy nie uprawiałem seksu lecąc na miotle – Zabini popatrzył wymownie na Ginny.

Ruda westchnęła i powoli uniosła kieliszek do ust.

- Mogłeś mnie zapytać, jeśli chciałeś to wiedzieć… - Ginny wciąż była zarumieniona.

- Czy to wygodne? – zapytał Draco.

- Cóż… Dość ryzykowne. No i trzeba znać kilka technik – wyznała nieco skrępowana Ruda.

- Dajesz lekcje? – dopytywał Zabb.

- Tylko jeśli mam taką ochotę – Ginny skończyła swoje wino, wymownie patrząc mu w oczy.

- Wystarczy na dziś – zarządziła Hermiona, widząc, że Draco sięga po kolejną butelkę. – Mieliście dzień pełen wrażeń. Pora do łóżek!

- Jutro możemy kontynuować, jeśli w nocy odpowiednio wypoczniemy – Blaise sugestywnie poruszył brwiami, po czym wstał i za pomocą lewitacji przeniósł kieliszki w stronę wejścia do domu.

- Przyjdziesz utulić swojego pacjenta do snu, pani doktor? – zapytał Draco przyglądając się uważnie Hermionie.

- Jestem pewna, że sam sobie poradzisz. Dobrej nocy!  – Hermiona uśmiechnęła się do niego przekornie, po czym pierwsza odeszła od stołu.

- Wiem w tajemnicy, że Hermiona planuje skorzystać jeszcze dziś z twojego jacuzzi na tarasie. To dlatego tak szybko chciała wyjść – Ginny posłała Malfoyowi wymowny uśmieszek.

- Trzymam tu moje miotły w szopie obok jeziora. Dobranoc! – Draco zniknął z tarasu, niczym za sprawą zaklęcia, a rudowłosa spojrzała w stronę jeziora. W sumie… Latanie na pewno pozwoli jej szybciej dziś zasnąć. A jeśli trafi się uczeń na lekcje? Po trzech lampkach wina i wieczorze seksualnych wyznań, mogłaby to znieść.


🐱🐱🐱




(18+)

             Hermiona była zadowolona z tego, że zabrała z sobą strój kąpielowy. Słusznie podejrzewała, że Malfoy może mieć w domu basen lub jezioro… Ale jacuzzi było jej małą fantazją od dawna. Niekoniecznie taką, w której spędzała w nim sama czas późnym wieczorem, ale i tak nie miała ochoty z tego rezygnować. Boso wyszła na taras, starając się nie narzekać na zimno marmurowej podłogi, przekonana, że zaraz zanurzy się w gorących bąbelkach…


Słyszała jak woda bulgocze w dużej, kwadratowej wannie i już nie mogła się doczekać… Gdy nagle zauważyła, że obiekt jej marzeń jest już zajęty. Umięśnione ramiona Malfoya były nonszalancko rozparte o brzeg, a kubełek szampana stał dumnie w rogu w towarzystwie truskawek i bitej śmietany. Bogaty, rozpieszczony kutas!


Westchnęła z rozczarowaniem i właśnie miała wrócić do domu, nim ją zauważy, gdy usłyszała:

- Długo masz zamiar tam marznąć, zanim do mnie dołączysz? – Draco odwrócił się przez ramię i posłał jej czarujący uśmieszek.

Hermiona wywróciła oczami i uśmiechnęła się do niego. Zapewne od razu ją usłyszał. Na szkoleniach aurorskich uczą ich takich rzeczy.

- Skąd wiedziałeś, że tu przyjdę? – zapytała, szybko zrzucając z siebie szlafrok i wskakując do rozkosznie ciepłej wody.

- Kto po dniu tak pełnym wrażeń, nie chciałby zaznać odrobiny relaksu? – Draco napełnił kieliszek złocistym i zapewne piekielnie drogim szampanem i podał jej go, wciąż się uśmiechając.

- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Zawsze bardzo żałowałam, że nie mam u siebie miejsca na taką wannę… - Hermiona skinęła mu z podziękowaniem, starając się zignorować to, jak jej sutki stwardniały pod wpływem widoku jego idealnie wyrzeźbionych mięśni i kropel wody spływających mu po torsie.

- Bardzo się cieszę, że się skusiłaś by do mnie dołączyć. Myślę, że oboje jesteśmy spięci po tym dniu… I ogólnie w ostatnich kilkunastu tygodniach – Draco uniósł kieliszek w geście toastu, po czym ulokował się idealnie naprzeciwko niej i nie spuszczając z niej oczy, powoli napił się szampana.

- Trudno się nie zgodzić – przyznała, idąc w jego ślady i też pijąc.

- Skoro jesteś uzdrowicielem, to zapewne znasz sposób, by złagodzić napięcie umysłu… i ciała – Draco odstawił kieliszek, po czym zbliżył się tak, by móc usiąść obok niej.

Hermiona przełknęła nerwowo. Czy naprawdę była gotowa na realizację swojej fantazji? Malfoy poniekąd wciąż pozostawał jej pacjentem i nie było to specjalnie etyczne, ale… O Bogowie! Czy to jego palce na jej udzie, czy tylko dotyk buzującej wody?

- Są specjalne eliksiry – wykrztusiła wreszcie, odstawiając swój kieliszek i sięgając po jedną z truskawek, by zająć czymś ręce i nie musieć na niego patrzeć.

- Nigdy nie byłem specjalnym zwolennikiem farmakologii. Naturalne sposoby, są moim zdaniem najskuteczniejsze – Draco przysunął się tak, że jego ramię, oparło się o jej.

- Opowiesz mi o swoich ulubionych? – Hermiona spojrzała mu w oczy i przygryzła truskawkę, a słodki sok spłynął po jej dolnej wardze.

- Chętnie ci pokażę – Draco sięgnął i mokrym kciukiem, delikatnie przesunął po jej ustach.


             Absolutnie nie można było stwierdzić, które z nich pierwsze rzuciło się na drugie, trzaskając ustami o usta w mocnym, wręcz siniaczącym pocałunku. Hermiona ledwo zarejestrowała, że jakimś sposobem znalazła się siedząc okrakiem na jego kolanach, a jej ramiona oplatały jego szyję, jakby bała się, że zaraz jej gdzieś ucieknie.

- Salazarze… Smakujesz tak pysznie – wymruczał jej w usta, zaraz później żądają, by wpuściła jego język, tak by mógł pogłębić pocałunek.

- Nigdy – przenigdy nie uprawiałam seksu w jacuzzi – wyszeptała, jęcząc cicho gdy pocałował mocno delikatną skórę tuż za jej uchem.

- Ja też nie. Jesteś pierwszą czarownicą, którą zaprosiłem na wspólny relaks w tej wannie – mruczał, pieszcząc jej szyję i z coraz mocniejszym zaangażowaniem zaciskając dłonie na jej pośladkach.

- Dziękuje za wyróżnienie – zaśmiała się, znów porywając jego usta do kolejnego pocałunku.

- Wyróżniasz się w całym moim życiu Hermiono Granger – wyznał, unosząc biodra tak by mogła poczuć go bliżej.

             Był już twardy i napięty, a Hermiona nie potrafiła określić, czy gorąco które z niego promieniowało było zasługą wody, czy jego skrajnego podniecenia.

- Nigdy – przenigdy nie byłam tak napalona, jak w tej chwili – szepnęła, zsuwając dłoń w dół i dotykając go po raz pierwszy przez materiał kąpielówek.

- Mów mi jeszcze… Boje się, że dojdę zanim do końca mnie rozbierzesz – przyznał, sięgając do wiązania jej góry od bikini, by jak najszybciej pozbyć się tej części garderoby

- To będzie szybkie skarbie, ale obiecuję, że potem zabiorę cię do mojej sypialni i będę pieprzył tyle razy, że jutro będziesz musiała zostać sama dla siebie uzdrowicielem – wyszeptał lubieżnie do jej ucha, szybkim ruchem zsuwając majtki z jej bioder.

- Czekałam na to tak długo, że szybko i tak będzie dobrze – przyznała, szarpiąc jego kąpielówki, które po chwili wypłynęły na powierzchnie po drugiej stronie jacuzzi.

- Jestem gotowa – wyszeptała schodząc biodrami niżej.

- Ja też. Jak nigdy w życiu – wyznał powoli wsuwając się w jej obłędnie gorące wnętrze.

- Tak! – krzyknęła, gdzieś na skraju świadomości rejestrując fakt, że ich przyjaciele mogli ją usłyszeć.

- Tak gorąca… I tylko dla mnie… - szeptał, muskając ustami jej obojczyki i powoli przyzwyczajając się do rozkoszy, jaką dało mu przebywanie w jej jedwabistym wnętrzu.

Hermiona oparła mocno dłonie na jego barkach i powoli zaczęła poruszać się w górę i w dół, nie mogąc uwierzyć, jak pieszczota bulgoczącej ciepłej wody potęguje jej doznania.

- To lepsze od każdej fantazji – pojękiwała z każdym coraz mocniejszym pchnięciem jego bioder.

- To najlepsze co w życiu dostałem, moja piękna wiedźmo! Spełnię każde twoje życzenie! – poprzysiągł, posuwając ją tak mocno, że woda zaczęła przelewać się przez brzeg, a ich kieliszki wpadły do wody pod wpływem ich ruchów.

- Malfoy…

- Nie! Moje imię! Chce je usłyszeć! – nalegał, czując, jak jego uwolnienie zbliża się wielkimi krokami.

- Draco… Ja... Prawię…

- Dobrze! Wiem, że tego chcesz Hermiono… Dam ci to! – Rytm jego bioder wbijających się w jej ciało był nieomal szaleńczy, ale był dokładnie tym, czego potrzebowała, by przechylić się przez krawędź i dojść z głośnym okrzykiem.


Czując jej pulsujące uwolnienie, Draco szarpnął biodrami jeszcze cztery razy nim głuche, nieomal zwierzęce warknięcie opuściło jego gardło.

Hermiona nie była pewna czy na chwilę nie omdlała, bowiem nie pamiętała, jak znalazła się w jego ramionach, siedząc bokiem na jego umięśnionych udach. Jego palce delikatnie przeczesywały jej loki, a usta subtelnie skubały jej skroń lekkimi pocałunkami.

- To było doskonałe – wyszeptała, wtulając policzek w jego pierś.

- I zawsze takie będzie, obiecuję najdroższa – Draco przytulił ją mocniej, składając czułego całusa na jej czole.

- To znaczy, że chcesz by to się powtórzyło? – zapytała, unosząc głowę i patrząc mu w oczy.

Draco pochylił się i pocałował ją w usta gorąco i namiętnie.

- To znaczy, że chcę wszystkiego. I to na zawsze – odpowiedział patrząc jej w oczy.

- Dobrze – wymamrotała, opadając na niego bez sił i uśmiechając się do siebie.

- I nigdy – przenigdy z tego nie zrezygnuję – szepnął w jej włosy, delikatnie kołysząc jej wyczerpane ciało w swoich objęciach.



🐱🐱🐱



Nie zdążyła nawet dobrze wejść do szopy, gdy poczuła na swoich biodrach dwie duże ręce.

- Zabieraj łapy, albo połamie ci palce! – warknęła, szarpiąc się lekko.

- Na szczęście na życie zarabiam twarzą – zaśmiał się tuż do jej ucha, a jego gorący oddech musnął jej rozpuszczone włosy.

- Naprawdę nie wiem kto za to chce płacić! - narzekała, przeglądając miotły Malfoya wiszące na ścianie.

- Najwyraźniej kobiety, które lubią się masturbować do moich filmów...

- Zabiję za to Hermionę, słowo daję!

- Możesz nie zdążyć. Zdaje się, że Malfoy zamierza wyruchać ją tej nocy na śmierć.

Ginny mimowolnie parsknęła śmiechem.

- To tym lepiej odlecę trochę od domu. Nie chcę tego słuchać – stwierdziła Ginny, sięgając po Nimbusa 2003, na którym od dawno chciała polatać, ale był to model kolekcjonerski, trudno dostępny.

- Czy do lekcji seksu na miotle, powinniśmy zamocować siodełko? – zapytał Blaise, puszczając ją wreszcie i odchodząc w stronę półek z akcesoriami.

- Skąd wpadł ci do głowy pomysł, że chciałabym to zrobić? Nie planowałam niczego ci pokazywać! – Ginny zacisnęła mocniej ręce na miotle i posłała mu ogniste spojrzenie.

- Nawet w teorii? – zapytał robiąc krok w jej stronę.

- Nigdy! – zapewniła.

- Dowiedziałem się dzisiaj, że lubisz się zabawiać patrząc na mnie. Czy zaprzeczysz, że ci się podobam, po takim wyznaniu? – Zabini stanął tuż przed nią.

- Ja nie… - Ginny nerwowo przełknęła ślinę.

- Ty dowiedziała się o mnie paru kompromitujących rzeczy, ale nie tego, że ja na ten przykład masturbowałem się na prywatnej trybunie w czasie twojego meczu finałowego przeciwko Tornadom.

- Że co?! – Ginny szeroko otworzyła oczy.

- To wtedy zrodziła się we mnie ta fantazja numerku na miotle. Twoje uda tak mocno zaciśnięte na trzonku… Salazarze! Marzyłem, że to mnie nimi tak oplatasz… - szeptał, łapiąc w palce pasmo jej włosów i przeplatając je delikatnie w palcach.

Ginny nie wiedziała co ją pokusiło, ale nagle wspięła się na palcach i sięgnęła jego ust. Blaise nie zwlekał z odpowiedzią, od razu oddając jej pocałunek z namiętnością i pasują. Nie było sensu oszukiwać – obydwoje mieli na to ochotę.

- Dziękuję, że chciałaś mnie dziś bronić na Pokątnej – wyszeptał, przyciągając ją mocniej do siebie.

- To był odruch – przyznała szczerze.

- Gdybym wiedział, że masz takie odruchy, już dawno pozwoliłbym się komuś zaatakować na twoich oczach – Zabini uśmiechnął się lekko, nim znów sięgnął po pocałunek.

- Chodź… Pokażę ci... – Ginny wskazała na wciąż trzymaną przez siebie miotłę.

- Merlinie! Marzyłem o tym, że kiedyś to powiesz!– Zabb błysną zębami w swoim słynnym uśmiechu, a Ginny szybko transmutowała swoje jeansy i bluzkę w zwiewną sukienkę z długim rękawem.

W momencie, gdy Zabini za pomocą zaklęcia przymocowywał wygodne siodełko ze strzemionami do miotły, Ginny od razu rozpięła jego czarne jeansy.

- Co… O Salazarciu! – wykrzyknął, gdy dość obcesowo złapała za jego przyrodzenie.

- Musimy zrobić to teraz, bo nie damy rady, gdy już polecimy – wyszeptała, opadając na kolana.

- Cholera! Wiewiórko… Nie rób tego, bo nigdzie stąd nie ruszymy – błagał nieomal płaczliwie.

- Dobre przygotowanie, to podstawa wygranego meczu – zanuciła, po czym z zapałem wróciła do swojego zadania.

Blaise jęczał, wplatając palce w jej włosy i modląc się, by nie skończyć nagłym wytryskiem.

W końcu, gdy był bardziej niż pewien, że to nie potrwa już dłużej niż minutę, Ginny wstała z kolan i wytarła wilgotne usta i podbródek. Zabini szybko podciągnął w górę jej sukienkę, chcąc sprawić by też była rozgrzana, zanim polecą…

Sapnął głośno, uświadamiając sobie, że nie miała na sobie żadnych majtek… Gorąca kusicielka!

- Może odłożymy to na kiedyś, a zamiast tego wezmę cię na najbliższym blacie? – zaproponował.

- Umm… Nie. Nauczę cię. Chodź! – Ginny złapała go za rękę i wyprowadziła z szopy.

- To być może mnie zabije… Ale chyba pójdę prosto do nieba… - wymruczał, pozwalając jej na wszystko, na co tylko miałaby ochotę.

- Usiądź na miotle, nogi mocno w strzemionach i złap trzonek. Teraz najważniejsze. Musisz patrzeć przed niebie i kontrolować lot… - tłumaczyła, zapinając skórzane paski na jego nogach.

- Zaufasz mi, że nie zawiodę? – zapytał, czując jak ruda wspina się na jego kolana.

- Tak. Wiem, że dobrze radzisz sobie z miotłą – Ginny oplotła rękami jego szyję, całując go krótko w usta. Blaise wyraźnie czuł, jak jego penis ociera się o jej rozgrzaną, ociekająca wilgocią kobiecość.

- Co dalej? – zapytał chrapliwie.

- Wystartuj miotłę. Powoli, w górę – Blaise wykonał jej prośbę, starając się skupić. – Wystarczy – zaordynowała, gdy znaleźli się około dwudziestu metrów nad ziemią. – A teraz odchyl się do tyłu. Nie wykonuj gwałtownych ruchów i nie pozwól mi upaść – poprosiła, opierając ciężar swoich ud na jego i powoli znów biorąc go w dłoń.

Zabini zajęczał jej do ucha, gdy jej zwinne paluszki poprowadziły go dokładnie tam, gdzie najbardziej chciał się znaleźć.

Położył jedną dłoń na jej plecach i przycisnął ją do swojego torsu, gdy powoli, milimetr po milimetrze opuszczała swoje rozgrzane ciało. Wreszcie opadła, biorąc go w siebie w pełni, a Blaise zadrżał, razem z całą miotłą.

- Spokojnie… Teraz powoli zacznij lecieć – wyszeptała mu do ucha, opierając się na jego barkach i kręcąc zalotnie biodrami.

- Kurwa… Ginny! To takie fantastyczne! – jęczał, czując ruch miotły pod sobą i ruch kobiety na sobie. To zdecydowanie było jedno z najlepszych doznań w jego życiu.

- Wiedziałam, że ci się spodoba – mruczała mu do ucha, nabijając się na niego w coraz szybszym rytmie.

- Cholera… Kochanie, musimy wylądować. Potrzebuję cię mocniej, głębiej! – błagał coraz mocniej nakręcony.

- Myślałam, że chcesz latać?

Blaise potrząsnął głową i szybko skierował miotłę z powrotem na ląd.

Ledwo jego stopy dotknęły ziemi, a rzucił niewerbalne zaklęcie rozpinające na strzemiona i drugie – amortyzujące na bujną kępę trawy rosnącej tuż nad brzegiem jeziora.

Ginny wciąż oplatała jego ciało niczym diabelskie sidła, a on wbijał się w nią na tyle, na ile mógł, nim rzucił ją na ziemię i zatopił się w niej w pełni.

Ich jęki było słychać w promieniu kilkudziesięciu metrów, ale zupełnie się tym nie przejmowali, pochłonięci sobą.

- Tak dobrze! Już prawie! – jęczała Ginny, pozwalając mu się wbijać w ziemie desperackimi ruchami bioder.

Zabini uniósł się na jednej ręce, drugą sięgając pomiędzy nich, by pieścić jej napięty pączek rozkoszy. Byłby przeklęty, gdyby nie zdjął swojej czarownicy tuż przed tym, aż sam znajdzie spełnienie.

- Zabb! - krzyknęła, wyginając się pod nim i dochodząc naprawdę mocno.

- Ginny…- jęknął, chowając twarz w jej włosach i czując jak jego penis pulsuje w orgazmie raz po raz.

- Cholera. Właśnie przeleciałam najbardziej pożądanego faceta w całej czarodziejskiej Anglii – stwierdziła z nieco gorzkim śmiechem.

- Właśnie przeleciałem najcudowniejszą kobietę w całym magicznym świecie – powiedział, przetaczając się po trawie i ciągnąc ją w swoje ramiona, nie chcąc by zbyt szybko odeszła.

- Nie musisz kłamać, ja…

- Nie. To prawda, że mam atencje tłumów i wiele chętnych kobiet do łóżka, ale żadna z nich nie działała na mnie nigdy tak, jak ty ognisty kociaku. Przychodziłem prawie na każdy twój mecz i marzyłem, że kiedyś przelecimy się razem na twojej miotle – wyznał szczerze.

- To była miotła Malfoya – zachichotała Ginny.

- Cholera! Czyli wciąż mam jedno marzenie do spełnienia? – Blaise wychylił się, by złapać jej usta w kolejnym gorącym pocałunku.

- I nigdy – przenigdy nie możemy dopuścić do tego, byś go nie zrealizował – mruknęła, nim oddała jego pieszczoty i o wiele, wiele więcej.


Epilog:


- Widziałeś dziś gdzieś może Krzywołapa? – zapytała nieco zaniepokojona Hermiona, rozglądając się po całej kuchni.

- Nie, ale Puszilla też się jeszcze nie pokazała, a zwykle je śniadania o regularnych porach – Draco dołączył do poszukiwań.

- Krzywuś! Krzywołapku gdzie jesteś? – Hermiona wyszła do ogrodu, zaglądając pod ławki i krzaczki.

To był jej piąty weekend w domu Draco, gdzie przyjeżdżali wraz z Krzywołapem by uzyskać trochę odpoczynku po ciężkim życiu codziennym w mieście.

Niestety mimo starań ich państwa, ich koty nadal w ogóle się nie polubiły… To znaczy Hermiona podejrzewała, że jej pupil kompletnie przepadł za kotką Malfoya, ale Puszek nadal była bardzo niechętna ich bliższym kontaktom i syczała złowrogo, gdy tylko Kuguar się do niej zbliżał.

- Czekaj! Chyba są tam! – Draco wskazał na bramę wejściową, gdzie z daleka było widać pobłysk rudego futra.

Hermiona i Draco szybko pobiegli w tamtą stronę. Zatrzymali się przed samą bramą i obydwoje z mocno skonsternowaną minami popatrzyli na obraz przed nimi.

Na szczęście klata Rona nie była dziś naga i nie było widać na niej żadnego, żałosnego napisu. A ponadto Ron właśnie uśmiechał się ze łzami w oczach, patrząc na to, jak urocza koteczka owija się wokół jego przedramienia, domagając się pieszczot i mrucząc z zachwytu.

- Salazarze! Mój kot ma naprawdę fatalny gust! – narzekał Draco.

- A mój złamane serce – Hermiona spojrzała na żałośnie miauczącego Krzywołapa, wyraźnie poruszonego tą sceną.

- No cóż… Przynajmniej jest szansa, że teraz odwali się wreszcie od ciebie – Draco uśmiechnął się, wciągając ją w swoje ramiona.

- No i chyba napis „Kocham cię Pusia” ma szansę jakoś się zmieści na tej jego chudej klacie…


 

Koniec 

 




🐱🐱🐱
Hej, hej 😊

Obiecana dawka staroci została dostarczona. Mam nadzieję, że znajdą się osoby, które jeszcze nie znały tego tekstu oraz takie, które z uśmiechem sobie go przypomniały 😁
Zapewniam, że mam w zanadrzu jeszcze kilka takich absurdzików. 
Oczywiście zapraszam do odwiedzania bloga i przypominam, że piątki i niedziele są obecnie dniami stałych publikacji. 💜

Udanego wieczoru! 

Vena

PS. Kilka osób pytało ostatnio o kontynuacje "Rozejmu oczami Smoka..." - na blogu na pewno nie ma wszystkich rozdziałów, które napisałam, więc jak rozprawię się z miniaturkami, to je uzupełnię i dam znać jaka jest szansa na zakończenie całego projektu. 

Pozdrowionka! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz