-
Tutaj będzie siedziała ciotka Stokrotka... Doprawdy, nie wiem, po
co kazali nam zaprosić te starą zrzędę! - narzekała Hermiona,
machając różdżką nad wielką makietą z planem usadzenia gości.
Od ponad trzech godzin
omawiały już tę obsadę stołów... Kto, gdzie, z kim i dlaczego
tak, a nie inaczej. Jej przyszła teściowa dała im wielką listę z
opisem koligacji w tej rodzinie i powoli wychodziło na to, że dla
każdego gościa musiałby być przygotowany osobny stół, gdyż jak
na razie każda wymyślona przez nie koneksja zakończyłaby się
nieuchronną katastrofą całego wesela.
Ginny westchnęła cicho
i potarła skronie. Od tego wszystkiego, powoli zaczynała ją już
boleć głowa...
-
On sobie popija whisky, a my się z tym męczymy. Dość tego! -
warknęła Hermiona. - Draco! - wrzasnęła tak głośno, że jej
narzeczony, który w towarzystwie swojego przyjaciela siedział przy
kominku, w przestrachu wylał na siebie prawie całą szklaneczkę
bursztynowego płynu. Zaraz zerwał się na równe nogi, by jak
najszybciej znaleźć się przy Hermionie, która była bliska
wybuchu. Ku rozpaczy i złości Ginny, zaraz za nim przyczłapał się
ten zdradziecki, brudny, oślizły i uśmiechający się jak głupi
do sera Zabini... Czy on zawsze musiał odwiedzać swoich przyjaciół,
akurat wtedy co ona? Czy zawsze wtedy musiał uśmiechać się do
niej tymi swoimi białymi kłami i rzucać jakieś dwuznaczne
sugestie? I czemu to akurat on musiał zostać świadkiem Malfoy'a?
Chyba tylko po to, by ją wkurzać!
-
Nie denerwuj się, kochanie. Wujka Taurusa posadzimy obok kuzynki
Magnolii, podobno od dawna mają się ku sobie... - tłumaczył
spokojnie Draco, a Hermiona wyglądała na nieco udobruchaną jego
łagodnym tonem.
-
Co taka bez humorku, Wiewiórko? Poprawić ci go jakoś? Opowiem ci
dowcip! - zaproponował Blaise, a Ginny przeklęła cicho w duchu,
zła, że w ogóle się do niej odezwał. - Przychodzi Potter do
magomedyka, a magomedyk mówi....
-
Daj spokój, Zabini, znam ten dowcip o bliźnie! - warknęła
zirytowana.
-
Trudno cię czymś zaskoczyć, ale będę dalej próbował,
skarbie... - Diabeł zbliżył się do niej, a ostatnie słowo,
praktycznie wymruczał jej do ucha.
Ginny syknęła ze złości
pod nosem i szybko zeskoczyła z krzesła. Nie miała zamiaru
tolerować tych jego śmiesznych umizgów! Dawno już stracił swoją
szansę!
-
Odpieprz się! - syknęła, wychodząc do kuchni po szklankę wody.
-
Mówiłam ci, Diable, że masz dać jej spokój! - przypomniała mu
Hermiona.
-
Nic na to nie poradzę, że nie potrafię sam sobie dać z nią
spokoju – westchnął ciężko Blaise, w duchu obiecując sobie, że
nie podda się tak łatwo. Był Ślizgonem, a oni zawsze dostawali to
czego chcieli...
☣☣☣
Ginny napiła się wody i
odetchnęła kilka razy głęboko. Wciąż nie mogła uwierzyć, że
przegrywa z samą sobą w tej walce. Przecież go nienawidziła! Jak
pies pchły, Ron peklowanej wołowiny, a Snape szamponu... Nie mogła
na niego patrzeć, by nie wkurzyć się do granic rozsądku, ale jej
ciało reagowało zgoła odmiennie. Gdy się do niej zbliżał,
robiło jej się gorąco, a dłonie wilgotniały. I zamiast skupiać
się na swojej szczerej nienawiści do jego osoby, ona przed oczami
miała te jego cudnie wykrojone usta i posturę, jak u jakiegoś
mitycznego bożka... Nie było się co dziwić, że połowa
Ministerstwa Magii za nim szalała... Szkoda tylko, że on też
rzucał się na połowę ministerstwa! Żałosny palant! I przegrany!
U niej nie miał już żadnych szans! Co z tego, że minął już
ponad rok? Ona była Weasley! A Weasley'owie tak łatwo nie
zapominają! Była prawie zadowolona, gdy po powrocie do salonu
okazało się, że Zabini już sobie poszedł... Pomijając fakt, że
był mega niewychowanym gburem, że nawet nie raczył się z nią
pożegnać!
☣☣☣
Przerzuciła plik
dokumentów z jednego stosu na drugi. Czasem żałowała, że
porzuciła dobrze zapowiadającą się karierę zawodniczki Qudditcha
na rzecz pracy w ministerstwie. Od tego ciągłego skrobania piórem
po pergaminie powoli zaczynała boleć ją głowa...
-
Potrzebuję kawy – mruknęła cicho, odliczając minuty do swojej
przerwy, w trakcie której planowała zdobyć czarny napój. Jednak
nagle przed jej nosem zmaterializowała się filiżanka z pięknej,
drogiej, białej porcelany i imbryk z kawą.
-
Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, księżniczko... - Uniosła
głowę i natrafiła prosto na wyszczerzone w uśmiechu zębiska
Zabiniego.
-
Niczego od ciebie nie chcę! - syknęła złowrogo.
-
A ja od ciebie wręcz przeciwnie. – Blaise oparł się o jej biurku
i pochylił nad nią. Ich twarze znalazły się blisko siebie. -
Chciałbym wiedzieć, dlaczego od ponad roku, to znaczy od naszej
ostatniej randki, traktujesz mnie jak zło konieczne? Zabrałem cię
do świetnej restauracji na wykwintną kolację, a ty zniknęłaś w
połowie imprezy, nie dając mi nawet okazji, bym pokazał ci, jaki
jestem czarujący... I od tamtego czasu nie pozwalasz nawet dłużej
na siebie popatrzeć bez rzucania mi się do gardła! - Widać było,
że opanowuje go coraz większa złość.
-
A po co ci było moje towarzystwo, skoro Parkinson była dużo
lepszym? - warknęła na niego, wstając od biruka.
-
Parkinson? A co ona ma.... - Wtedy zrozumiał. Ginny musiała
widzieć, jak Pansy go obejmowała... A do dziś był prawie pewien,
że wyszła z powodu jego mało śmiesznego żartu o rudym łasicu...
-
Tak, widziałam was przy wejściu. Miłe spotkanko, prawda? -
prychnęła, próbując go wyminąć.
-
Czemu mi o tym nie powiedziałaś? Wyjaśniłbym ci... - Blaise
złapał ją za dłoń, nie chcąc pozwolić jej odejść.
-
Puść mnie! - wyszarpnęła dłoń z jego uścisku.
-
Gin, posłuchaj...
-
Nie chcę cię słuchać. Toleruję cię tylko dlatego, że zależy
mi na szczęściu Hermiony, a ten jej tleniony narzeczony akurat się
z tobą przyjaźni!
-
Dlaczego nie pozwolisz mi nic powiedzieć?
-
Bo nie obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia! I w ogóle co ty
sobie wyobrażasz, że nachodzisz mnie w pracy? - Dźgnęła go
palcem w klatkę, jednocześnie gromiąc go wzrokiem.
Blaise chwycił ją za
nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie, jego wzrok też był
chłodny. Miał dość walki z tym małym, upartym rudzielcem,
którego nie potrafił wyrzucić ze swoich myśli...
Nagle drzwi do gabinetu
otworzyły się i stanął w nich szef Ginny.
-
O! Pan Zabini, już pan jest! Ginevro, czemu nie zaprosiłaś pana do
środka? Zrób nam proszę kawy – nakazał.
Diabeł po raz ostatni
spojrzał w zaskoczone oczy Wiewiórki, po czym puścił jej dłoń i
skierował się w stronę gabinetu jej szefa. Ginny odetchnęła
głęboko. Kawę wysłała do pokoju za pomocą zaklęcia, a sama
wyszła na przerwę, mając nadzieję, że jak z niej wróci, to
Zabiniego już nie będzie w pobliżu...
☣☣☣
-
Miłość to magia! - darła się nieźle wstawiona przyszła pani
Malfoy, stojąc na jednym ze stołów w pubie, w której organizowano
dla niej wieczór panieński.
Ginny, zaśmiała się
widząc wyczyny przyjaciółki i sama sięgnęła po kolejnego
drinka. Miała dziś zamiar się upić. Upić do nieprzytomności i
nie pamiętać o tym, co zobaczyła, gdy wychodziła wczoraj
popołudniu z ministerstwa. Zabini i Brown. Razem, pod rękę. Zabini
i ta głupia, pusta, durna, pryszczata, podobna do gumochłona,
irytująca imitacja blondynki...
Dlaczego ją to tak
bardzo zabolało? Dlaczego nie mogła przestać o tym myśleć?
-
Może dlatego, że on od roku nie pokazywał się z żadną kobietą,
za to milion razy zapraszał gdzieś ciebie, a ty z premedytacją
posyłałaś go do diabła... Diabła do Diabła? No dobra, posyłałaś
go na drzewo... Idiotko. Ty go kochasz, nieprzytomnie i
beznadziejnie... - wygarnęła sama sobie, z rozpaczą przełykając
kolejną porcję ginu. Spieprzyła wszystko. Wiedziała, że tak, ale
nie potrafiła postąpić inaczej. Cztery godziny szykowała się na
wymarzoną randkę z wymarzonym mężczyzną i ledwo się ona
zaczęła, a on już ściskał się z Parkinson. Nie mogła o tym
zapomnieć, ani mu wybaczyć. Kolejny drink.
-
Dość tego moja panno, twój transport już czeka. – Narcyza
Malfoy wyjęła z jej dłoni szklankę.
-
To ostatni! Wrócę do domu a... apor... aprotracjacją – wydukała.
-
Nic z tego. W takim stanie rozszczepiłabyś się na miliony
kawałeczków. Tu jest bardzo miły pan, który cię odprowadzi... -
Narcyza uśmiechnęła się do kogoś za jej plecami i Ginny
odwróciła się, ledwo trzymając równowagę, by nie spaść z
krzesła.
-
Tylko nie ty! - jęknęła, znów się odwracając i w desperacji
kładąc głowę na blacie baru.
-
Też się cieszę na twój widok, słonko... Ale będziesz miała
jutro ślicznego kaca. – Blaise roześmiał się na głos,
pomagając jej wstać z krzesła.
-
Odczep się, nie jestem Brown, żebyś mnie mógł obmacywać! -
warknęła, czując jego ręce na swojej talii. Zabini w odpowiedzi
roześmiał się cicho pod nosem i poprowadził ją w stronę
wyjścia.
☣☣☣
-
Porsche? Ty pozerze! – wyśmiała go, gdy doprowadził ją na
parking i otworzył drzwi swojego samochodu.
-
Nie mów, że ci się nie podoba – zażartował, pomagając jej
wsiąść.
-
Wyrywasz laski na to cacko? Słabo. – Oparła się wygodnie i
patrzyła na bruneta, który zapinał jej pas, jakby była małym
dzieckiem.
-
Nie muszę wyrywać ich na samochód, mam coś takiego, jak urok
osobisty – mrugnął do niej zalotnie, po czym zamknął drzwi i
obszedł auto.
Ginny odwróciła się w
stronę okna, nie chcąc na niego patrzeć. Wystarczyła jej
świadomość, że on jest tak blisko... Auto ruszyło, a silnik
cicho pomrukiwał...
Nawet nie wiedziała
kiedy, ten dźwięk ją uśpił...
☣☣☣
-
Obudź się skarbie – usłyszała cichy szept w swoim uchu.
Zamrugała oczami, próbując uświadomić sobie, gdzie jest.
Rozpoznała, że to klatka schodowa, w jej kamienicy. Dopiero po
chwili spostrzegła, że nie stoi o własnych siłach... Tylko Zabini
trzyma ją na rękach. - Nie zabrałem różdżki, a masz na drzwiach
jakaś barierę – znów mruknął jej do ucha. Ginny szybko
przyłożyła rękę do drzwi, a te otworzyły się.
-
Możesz mnie postawić – burknęła, gdy znaleźli się w jej
mieszkaniu.
-
Zaniosę cię do sypialni – zaproponował, a Ginny zaczerwieniła
się ogniście.
-
Nie. Postaw mnie, dam sobie radę – zażądała. Blaise niezbyt
chętnie postawił ją na środku salonu, ale wciąż obejmował ją
w talii, wiedząc, że Ruda wypiła dziś sporo alkoholu.
-
Dzięki za transport do domu – powiedziała cicho, nawet na niego
nie patrząc.
-
To była przyjemność... - Zabini odwrócił ją twarzą do siebie i
zatknął kosmyk jej rudych włosów za ucho. Dziewczyna zadrżała
pod wpływem tej pieszczoty, tym bardziej, że Zabini przesunął
swoje palce na jej policzek, głaszcząc go delikatnie. - Ginny... -
szepnął cicho, przysuwając się do niej.
Wiedziała co chce
zrobić, ale nie wiedziała. czy powinna mu na to pozwolić...
Niestety, nie dał jej zbyt dużo czasu na zastanowienie się nad
tym, gdyż jego usta delikatnie musnęły jej pełne wargi.
To było jak porażenie
jakimś zaklęciem. Poczuła jak przez jej ciało przepływa
najczystszej postaci magia. Zabini całował wspaniale, a ona z
przyjemnością oddawała te pocałunki, rozkoszując się jego
ciepłem, dotykiem, zapachem...
-
Jesteś taka słodka... - zamruczał jej do ucha, a ona poczuła w
sobie pożądanie, tak duże jak jeszcze nigdy w życiu.
Sięgnęła dłońmi do
jego koszuli, by rozpiąć ją najszybciej jak się dało, on w tym
czasie wsunął dłonie pod jej bluzkę, pieszcząc jej plecy. Ginny
kręciło się nieco w głowie od nadmiaru alkoholu i emocji, była
jednak pewna, że tego chce... Rozpięła jego koszulę do końca i
przesunęła dłońmi po jego dobrze zbudowanej klacie. Blaise
zamruczał cicho i szybkim ruchem zerwał z niej bluzkę.
-
Taka piękna... - wyszeptał, znów desperacko wpijając się w jej
wargi. Ginny chwyciła za jego rozpiętą koszulę i pociągnęła go
w stronę swojej sypialni, by móc skończyć to co zaczęli...
Jednak gdy Blaise zobaczył łóżko, wyraźnie się zawahał.
-
Nie, nie mogę Ginny... - stwierdził, łapiąc jej ręce, które
planowały właśnie pozbyć się jego koszuli.
-
Co? - zapytała, przytomniejąc trochę. Jego odmowa była dla niej,
jak cios prosto w twarz. Marzyła o nim... O tym, co mógłby jej
dać, a on wycofuje się w takim momencie? Zamrugała gwałtownie
chcąc powstrzymać łzy, a Blaise w tym czasie szybko zapiął swoją
koszulę.
-
Skarbie, zrozum... Wypiłaś dziś trochę, nie chcę byś tego jutro
żałowała... - tłumaczył kulawo.
-
Wyjdź! - Ginny odwróciła się do niego plecami, gdy zdradzieckie,
słone krople wypłynęły jej na policzki.
-
Chciałbym, by to było wyjątkowe... Gin, ja... ja cię...
-
Wynoś się! - krzyknęła, ruszając w stronę drzwi od łazienki.
Nie chciała go słuchać.
Nie chciała go widzieć.
Jedyne co chciała to o
nim zapomnieć...
☣☣☣
Ogród w rezydencji
Malfoy'ów powoli zapełniał się gośćmi. Lucjusz i Narcyza witali
wszystkich ze szczerymi uśmiechami, a rodzice Hermiony stali wśród
swoich znajomych, których zaprosili na wesele córki. Ron i Harry
zasiedli po stronie panny młodej z dość kwaśnymi minami, czekając
na to, aż ich najlepsza przyjaciółka poślubi bladą fretkę.
Ginny wyszła z pokoju Hermiony, gdzie przez ostatnie dwie godziny
była zajęta uspokajaniem panny młodej. Ciekawa była, czy Draco
denerwował się w równym stopniu co jego przyszła żona? Ona sama
również się denerwowała... To dziś miała zobaczyć go po raz
pierwszy od tej chwili, gdy wygoniła go ze swojego domu. Jego
wymówka, że nie chciał z nią tego zrobić z powodu jej upojenia,
wciąż wydawała jej się taka żałosna... Westchnęła cicho i
weszła do ogrodu. Uroczystość miała za chwilę się zacząć, a
ona miała przejść pod ołtarz w towarzystwie jednego ze
świadków...
Luna stała już w
towarzystwie Theodora Notta, a ona jako pierwsza druhna Hermiony,
musiała złapać pod rękę...
-
Witaj Ginny, przepięknie wyglądasz... Zresztą jak zawsze –
usłyszała głos za swoimi plecami. Powoli odwróciła się do
uśmiechniętego Zabiniego, który na jej nieszczęście, wyglądał
cudownie w odświętnej szacie.
-
Darujmy to sobie. Nie musimy rozmawiać. Wypełnijmy swoje role i
pożegnajmy się raz na zawsze. – Hardo uniosła głowę, w myślach
przysięgając sobie, że nie będzie płakać. Blaise uśmiechnął
się lekko pod nosem, po czym szarmanckim gestem zaofiarował jej
swoje ramię.
Orkiestra zaczęła
przygrywać piękną, łagodną melodię, a Luna i Theodor ruszyli
jako pierwsi. Ginny odetchnęła głęboko i złapała Zabiniego pod
ramię, czekając na swoją kolej.
-
Wyjdź za mnie – wypalił nagle Diabeł.
-
Co? - zapytała, sztywniejąc.
-
To co słyszałaś. Jest mistrz ceremonii, ja mam odświętną szatę,
a ty wyglądasz jak anioł. Podejdźmy do ołtarza i powiedz mi tak,
niczego innego nie pragnę... - wyszeptał.
-
Ty chyba zwariowałeś człowieku! - warknęła na niego, chcąc
wyrwać swoją rękę, ale on jej na to nie pozwolił. Właśnie
przyszła ich kolej, by ruszyć w stronę ołtarza.
Ginny szła sztywno, nie
chcąc pomylić kroków i modląc się, by Zabini nie wygłupił się
jeszcze bardziej, bo była na sto procent pewna, że te oświadczyny
to tylko jego kolejny, głupi żart.
Gdy podeszli już pod sam
ołtarz, miała wrażenie, że Blaise nie puści jej ręki...
Wyglądał jakby nad czymś bardzo się wahał, ale w końcu puścił
ją i stanęli po dwóch różnych stronach, czekając na przybycie
państwa młodych. Nie mogli jednak się powstrzymać, od rzucania
sobie ukradkowych spojrzeń.
☣☣☣
Wesele było bardzo
udane, a po kilku głębszych nikt już nie pamiętał o koligacjach
rodzinnych ani o mugolskim pochodzeniu części gości. Wszyscy
bawili się razem. Ginny siedziała samotnie przy stole, z czułością
patrząc na szczęśliwą Hermionę, wtuloną w ramiona swojego
męża...
Nagle przed jej nosem
pojawił się kieliszek czerwonego wina. Uniosła głowę i znów
oślepił ją porażający uśmiech Diabła.
-
Napijesz się ze mną? - zapytał, przysuwając sobie krzesło.
-
Nie powiedziałam, że tak! - burknęła, patrząc jak przy niej
siada.
-
Uznajmy, że się zgodziłaś...
-
Uznajmy, że jesteś nienormalny... A nie, czekaj! To szczera prawda!
- prychnęła, próbując wstać, jednak Blaise położył dłoń na
jej kolanie, przytrzymując ją w miejscu.
-
Zabieraj łapska! - warknęła, próbując odkleić jego palce od
siebie.
-
Nie! Siadaj do cholery, ty ognisto-rudy uparciuchu i słuchaj! -
Ginny zamrugała, zdziwiona, słysząc złość w jego głosie.
-
Mam tego dość. Dość pogoni za tobą, jakbyś była jakimś lisem,
a ja polującym na ciebie idiotą! Prosiłem, groziłem, błagałem i
nie wiem, co jeszcze, byś dała mi szansę, a ty uparłaś się na
nienawiść do mnie, nawet nie dając mi prawa do wyjaśnień! Pansy
uściskała mnie w restauracji i ucałowała, bo powiedziałem jej,
że jestem z tobą! Gratulowała mi, bo wiedziała, jak zależało mi
na tym spotkaniu! A ty zrobiłaś z tego wielki problem, gdyż
widziałaś jak przyjaciółka mnie przytuliła i pocałowała w
policzek!
-
Zostawiłeś mnie samą przy stole, by się z nią obściskiwać! -
syknęła przez zaciśnięte zęby.
-
I tylko dlatego mnie skreśliłaś? Dlatego od tak dawna nie dajesz
nam szansy na szczęście? - zacisnął mocniej dłoń na jej
kolanie.
-
Daj mi spokój, Zabini. Nie wiem po co w ogóle z tobą rozmawiam po
tym, co zrobiłeś ostatnio! - Nerwowym ruchem spróbowała odtrącić
jego rękę, ale Blaise złapał ją za dłoń.
-
Myślisz, że ja nie miałem ochoty zaciągnąć cię do łóżka? Że
łatwo było mi zrezygnować? Niczego nie pragnąłem bardziej niż
być z tobą tamtej nocy! Ale mam do ciebie szacunek! Szanuję cię,
bo jesteś piękną i wyjątkową kobietą. Nigdy nie chciałbym cię
wykorzystać!
-
Szlachetny z ciebie palant! A teraz mnie puść! - zażądała,
usiłując wyszarpać rękę.
-
Nie! Nie widzisz, głupia, co usiłuję ci powiedzieć? Kocham cię,
Ginny... - Rudej dosłownie opadła szczęka. Spodziewałaby się po
nim wszystkiego, ale na pewno nie takiego wyznania... - Kocham cię
od dawna i robię wszystko co mogę, byś zwróciła na mnie uwagę...
Ostatnio nawet umówiłem się z tą pustą lalą Brown, mając
nadzieje, że oprzytomniejesz i zrozumiesz...
-
Niczego nie rozumiem – wyszeptała.
-
Ja też nie. Wiem tylko, że cię kocham... Ale nie mam dłużej siły
walczyć o twoją miłość. Rozumiem, że cię zawiodłem, ale
liczyłem, że dasz nam jeszcze jedną szansę, że nie zrezygnujesz
tak łatwo... Jednak teraz widzę, że nie ma już szans.
-
Ja... ja...
-
Wiem, że mnie nie chcesz i pogodzę się z tym. Chcę tylko żebyś
wiedziała, że byłaś wszystkim, czego chciałem. Widać los jednak
postanowił nie być dla mnie łaskawy. - Po tych słowach Zabini
wstał i już po chwili zniknął jej z pola widzenia gdzieś w
tłumie gości. Ginny nawet nie zorientowała się, gdy na jej
policzki wypłynęły łzy. Kochał ją. Naprawdę. Nie mogła mu nie
wierzyć.
Zerwała się z miejsca,
by go poszukać. Musiała mu powiedzieć, że nie ma racji sądząc,
że to przegrana sprawa.
Nie wszystko jeszcze
stracone...
☣☣☣
Znalazła go nad
niewielkim jeziorkiem, w dalszej części wielkiego ogrodu Malfoy'ów.
Stał i popijał whisky, smętnie wpatrując się w taflę wody.
-
Blaise... - wyszeptała cicho, a gdy zdziwiony mężczyzna odwrócił
się w jej stronę, podbiegła i rzuciła mu się w ramiona.
-
Ginny... - Ruda rozszlochała się, mocno go przytulając, a Diabeł
z radością oddał ten uścisk.
-
Przepraszam, ja... nie... nie rezygnuj z nas... - wyszeptała, a łzy
wciąż spływały po jej policzkach. Zabini wyszczerzył się w
uroczym uśmiechu.
-
Nie miałem zamiaru... Po prostu chciałem zobaczyć co zrobisz, gdy
powiem ci, że rezygnuję... Jak widać, opłaciło się. – Zaśmiał
się, wyraźnie szczęśliwy.
-
Ty... ty... och! Nienawidzę cię! - Ruda klepnęła go w ramię, po
czym śmiejąc się cicho znów się w niego wtuliła.
-
Nieprawda skarbie, tak serio to mnie kochasz – zamruczał jej do
ucha, wciąż ją przytulając.
-
Kocham, co nie zmienia faktu, że naprawdę jesteś mężczyzną z
piekła rodem...
☣☣☣
Koniec
Cudowne. Naprawdę cudne. Świetnie oddany charakter Ginny. Cuuudo <3
OdpowiedzUsuńCudowne. Naprawdę cudne. Świetnie oddany charakter Ginny. Cuuudo <3
OdpowiedzUsuńŚliczne, przepiękne, przecudowne... Długo mogłabym wymieniać! <3
OdpowiedzUsuńGarielka
Wspaniałe... Zarówno Blaise jak i Ginny oddani perfekcyjnie. Mam tylko jedną uwagę:"(...) najlepsza przyjaciółka poślubi bladą fretkę. (...)". Według mnie lepiej by brzmiało : "(...) wyjdzie za bladą fretkę. (..
OdpowiedzUsuń)". To taka jedna uwaga. Ogólnie, opowiadanie genialne. Jak wszystkie Twoje.
Kolejna zachwycająca miniaturka, że ja nigdy ich nie czytałam, a są fantastyczne. uwielbiam tego dobrego Blaise'a z idealnym humorem, dowcipem, takiego pewnego siebie. Ginny do niego idealnie pasuje, tak samo jak nasza Hermiona do Draco.
OdpowiedzUsuńI jak zwykle się nie zawiodłam suuuper!!!
OdpowiedzUsuńPodobało mi się to, chociaż wole dramione
OdpowiedzUsuńAle... jak to? To Venetiia pisze blinny? Niesłychane! Diabeł jest w takim wydaniu, w jakim najbardziej go lubię. Czasem ugryzie, czasem powie coś śmiesznego, ale w środku jest zakochanym i bardzo lojalnym ślizgonem, który do samego końca nie daje za wygraną. Ginny... cóż, to odmienna historia. Lubię jak się ze sobą spierają, bo ci dwoje to takie ogniste połączenie.
OdpowiedzUsuńTytuł nie do końca mi zagrał. Znaczy nie to, że nie pasuje, ale spodziewałam się czegoś innego - spodziewałam się,że Blaise zrobi coś iście diabelskiego, coś, czego nie da się wybaczyć. Ot, taka przewrotność tego tytułu :)
Mam na imię Anna
OdpowiedzUsuńMoje serce zostało złamane. Nigdy nie wierzyłam, że odzyskam mojego kochanka, aż do zeszłego tygodnia, kiedy zobaczyłam dane kontaktowe dr Ogundele, który w ciągu 24 godzin sprowadził moją kochankę z powrotem swoimi mocami. Jest niezawodny dla uczciwego człowieka, skontaktuj się z rzucającym zaklęcie przez WhatsApp lub Viber Chat: +27638836445. Tak się cieszę, że odzyskałem mojego kochanka.