Wyprostowała się gwałtownie, starając się jednocześnie biodrem wepchnąć szufladę na swoje miejsce i stanąć na tyle blisko, by zamaskować to, co tak naprawdę przed chwilą robiła.
– Draco! – zapiszczała, mając nadzieję, że Astoria zabrzmiałaby właśnie w ten sposób, gdyby mąż przyłapał ją na myszkowaniu.
– Co. Ty. Tu. Do. Diabła. Robisz?! – Malfoy patrzył na nią z czystą nienawiścią. – Dobrze wiesz, że nie wolno ci wchodzić do mojego gabinetu!
Hermiona poczuła że naprawdę zaczyna wpadać w panikę. Nie mogła zaprzepaścić tej misji na czymś tak prozaicznym, zwłaszcza że niczego ciekawego jeszcze nie odkryła!
– Ja... Szukałam książki.
– Książki? – powtórzył głucho Malfoy. – Po tym ciosie w głowę, nie tylko zapominasz o swoich alergiach, ale również mylisz pojęcia. Jesteś pewna, że nie chodziło ci o obcążki?
Hermiona ledwo się opanowała przed wywróceniem oczami. Co za protekcjonalny palant! Przypuszczała jednak, że Astoria nie byłaby skłonna otwarcie nazwać swojego współmałżonka aroganckim dupkiem, dlatego postanowiła naprędce wymyślić inną odpowiedź.
– Szukałam książek o amne... O kłopotach z pamięcią – wyjaśniła pospiesznie, w duchu zastanawiając się, co zrobi jeśli Malfoy zaraz zauważy, że jego drogocenna szuflada nie jest już obłożona żadną skomplikowaną magią.
Czy od razu się domyśli, że ktoś podmienił mu żonę?
– Dlaczego szukałaś ich w moim gabinecie, a nie w bibliotece? – Blondyn nie spuszczał z niej swojego podejrzliwego spojrzenia.
– No tak! – Hermiona teatralnie klepnęła się w czoło, mając nadzieję, że wygląda przy tym na naturalnie nierozgarniętą. – Jasne, że powinnam była zacząć od biblioteki!
Nie dała szansy, by Malfoy dłużej analizował jej zachowanie, tylko czym prędzej ruszyła w stronę wyjścia. Przystanęła jednak po kilku krokach, bowiem on nadal stał w progu. Jak niby miała go teraz wyminąć?
Po kilku sekundach blondyn chyba zrozumiał jej intencje, bowiem cofnął się na korytarz, pozwalając jej swobodnie przejść.
Przeszła obok bez słowa i postanowiła, że lepiej nie ryzykować, tylko pójść prosto do swojej sypialni. Jeśli Malfoy za kilka chwil zorientuje się, że w jego domu jest szpieg, łatwiej będzie jej się z nim tam pojedynkować niż na dużo bardziej otwartej przestrzeni w bibliotece.
Szła tak zamyślona, że w pierwszej chwili nie zareagowała, gdy mężczyzna ponownie się odezwał.
– Astorio.
Dopiero po trzech kolejnych krokach dotarło do niej, że to ją wołano po imieniu. Odwróciła się gwałtownie, starając się nie patrzeć na niego z oczywistym przerażeniem.
– Tak? – wykrztusiła ledwo słyszalnie.
– Nie omówiliśmy jeszcze planów kolejnego przyjęcia dla moich ludzi – Malfoy posłał jej cyniczny uśmiech. – Oczekuję, że w związku z tym zjemy dziś razem kolację.
– O... Oczywiście – zdołała wyartykułować. – Jak sobie życzysz. O siódmej?
Z opowieści Tracey wiedziała, że Malfoyowie zwykle jadali razem o siódmej, więc tym pytaniem powinna trochę uspokoić jego wątpliwości, bo była pewna, że po całej tej scenie z pewnością ich nabrał. Jednak z jego bladej, poważnej twarzy, jak zwykle nie dało się niczego odczytać.
– Do zobaczenia później w jadalni – Draco odwrócił się i ku zdziwieniu Hermiony nie wrócił do gabinetu, tylko skierował się w stronę schodów.
Wiedziała, że to niepotrzebne ryzyko, bo gdyby drugi raz ją na tym przyłapał, jak nic rozpętałby jej piekło, ale jeśli nie zdołał na nowo zaczarować jego szuflady, to i tak jej misja będzie poważnie zagrożona.
Szybko podeszła do jednego z łukowatych okien w końcu korytarza. Malfoy bez wahania przemierzał ścieżkę prowadzącą poza pole antyteleportacyjne i nic nie wskazywało na to, by zamierzał ponownie zawrócić. Hermiona stała tam i patrzyła, jak mężczyzna znika, przenosząc się zapewne gdzieś, gdzie pilnie wymagano jego obecności.
Wstrzymała oddech przez kilka długich sekund, po czym prawie biegiem znów rzuciła się w stronę gabinetu.
Wiedziała, że czas i okoliczności nie były dziś jej sprzymierzeńcami, ale musiała choć zerknąć, nim na nowo zapieczętuje szufladę.
Palce lekko jej drżały, gdy złapała za uchwyt i ponownie ją wysunęła. To, co się w niej znajdowało, było jednak dalekie od tego, czego się spodziewała. Dlaczego Malfoy miałby trzymać garść jakichś rupieci pod tak silną magią zabezpieczającą?
Pierwszym, co najmocniej rzuciło jej się w oczy, był... Krawat w barwach Gryffindoru.
Dlaczego na Wielkiego Godryka Malfoy miałby potajemnie trzymać w swoim gabinecie coś, czym tak otwarcie gardził przez prawie siedem lat szkoły? To było niespodziewane... Ciekawe, który gryfon dobrowolnie oddał mu swój tak charakterystyczny element ubioru? A może po prostu go znalazł? Albo komuś ukradł?
Nagle przypomniała sobie, jak to ona zgubiła swój krawat na lekcji eliksirów na ich piątym roku. W lochu było tak gorąco, że podczas warzenia nie tylko zdjęła z siebie górną szatę, ale również rozwiązała i odłożyła na bok krawat.
Dopiero po zakończeniu lekcji zorientowała się, że nigdzie go nie było. Wtedy myślała, że ktoś mógł zabrać go przez pomyłkę. Do dziś pamiętała, jak musiała się tłumaczyć profesor McGonagall z konieczności wysłania zamówienia na Pokątną, by móc go odkupić.
Czy to mógł być jej krawat? Już chciała po niego sięgnąć, by sprawdzić czy na podszewce widnieją jej inicjały. Zawsze je tam umieszczała z początkiem każdego nowego roku szkolnego. Coś ją jednak powstrzymało. Naprawdę nie powinna ruszać tych rzeczy, bo jeśli Malfoy zauważyłby, że choć o milimetr zmieniły swoje położenie, to z pewnością skończyłaby jeszcze dziś w jego sali tortur.
Szybko przemknęła wzrokiem po pozostałych przedmiotach. Mały pukiel włosów był spięty bordową wstążką. Miały dziwnie znajomy, brązowy kolor i ewidentną skłonność do skręcania się w loki. Poczuła, jak niespokojnie bije jej serce. Skąd on niby mógłby wziąć jej włosy? Czyżby odważył się je obciąć, gdy czasem zasypiała przy swoim biurku w ich gabinecie szkolnej prefektury? Nie. To był naprawdę niedorzeczny pomysł. To z pewnością nie były jej włosy...
Jednak to, co zobaczyła tuż obok nich prawie zwaliło ją z nóg. W tym przypadku nie mogła mieć żadnych wątpliwości. To było pióro... Jej pióro... Właśnie to pióro, które Malfoy jej zabrał zaraz po tym, jak ją pocałował.
Dlaczego do Licha Ciężkiego miałby chcieć trzymać je ukryte pod całą warstwą zaklęć z krawatem w barwach jej domu i z puklem włosów, które wyglądały jak jej?
Myśli szalały w jej głowie, a każda jedna była bardziej niedorzeczna od poprzedniej.
Niemniej kolejna rzecz, jaką zauważyła w szufladzie mogła tylko potwierdzić jej przypuszczenia. To był błyszczyk. Mugolski, jagodowy błyszczyk, którego używała od kiedy tylko jej mama kupiła jej go na krótko przed pierwszym wyjazdem do Hogwartu. Usta nim pomalowane nie rzucały się specjalnie w oczy, ale za to kosmetyk sprawiał, że stawały się miękkie i nigdy nie pierzchły. Z pewnością chociaż raz zgubiła gdzieś w szkole ten drobiazg, ale wszystko, co tu odkryła, mówiło jej że Malfoy wcale nie znalazł go przypadkiem.
Tu nic nie wyglądało na przypadek.
Ostatnią rzeczą w tej przedziwnej szufladzie było coś, co na pierwszy rzut oka nie miało z nią żadnego związku. Był to oficjalny nekrolog śmierciożercy. Krótka informacja o dacie jego śmierci i pogrzebu, oraz adnotacja, że przyczyna zgonu wciąż była badana.
Tym jednak, co najmocniej przykuło jej uwagę, było nazwisko zmarłego.
Thorfinn Rowle.
Śmierciożerca, który zasłynął z tego, że zabił Hermionę Jane Granger. Ona jeszcze dochodziła do siebie, po uratowaniu jej ze szponów śmierci, gdy do Zakonu dotarła informacja o tym, że Rowle poważnie zachorował. Umarł dwa tygodnie później, a wśród jego pobratymców podobno zapanował popłoch i strach, że to, co go zabiło mogło się okazać zakaźne. Dopiero po kilku miesiącach fala paniki osłabła, ale przyczyny zgonu mężczyzny do dziś nie zostały wyjaśnione.
Czyli ten ostatni przedmiot również poniekąd łączył się z jej osobą. I to powiązanie było prawie tak samo wyraźnie, jak przy pozostałych czterech. Dlaczego Draco Malfoy miał w swoim biurku całą szufladę pełną skarbów z nią związanych? Czy ten dziwny pocałunek, którym ją obdarzył, gdy była na skraju świadomości i późniejsze upewnienie się, że została bezpiecznie ukryta w czasie bitwy też się z tym jakoś łączyły?
Wiedziała, że musi podejść do tego racjonalnie, ale nie mogła tego zrobić właśnie w tej chwili, dlatego najpierw skupiła się na ponownym zabezpieczeniu szuflady. Czas na analizę jej przedziwnego odkrycia musiał nadejść trochę później.
<><><>
Nie miała pojęcia, w co Astoria mogła się ubierać na kolację z mężem, z którym choć podobno nie była specjalnie blisko, to jednak najwyraźniej jej na nim zależało. Nie chcąc jeszcze tym zaprzątać sobie głowy, poprosiła Mabel, by ta przygotowała dla niej coś odpowiedniego.
Służąca postawiła na prostą szatę w odcieniu głębokiej zieleni. Włosy znów pozostawiono rozpuszczone, skoro jak głosi plotka – Astoria tak lubiła nosić je najbardziej.
Droga do jadalni zdawała się dla Hermiony nie mieć końca. Serce mocno tłukło jej się w piersi, a sama myśl o tym, że będzie musiała spędzić przynajmniej najbliższe trzy kwadranse sam na sam z jednym z najstraszniejszych generałów w Armii Voldemorta, sprawiała, że dosłownie cierpła jej skóra.
Miała cichą nadzieję, że Malfoy jak najszybciej będzie chciał omówić z nią najbardziej niecierpiące zwłoki sprawy w kwestii przyjęcia, a zaraz później odeśle ją do sypialni i będzie miała z nim spokój przez kilka najbliższych dni.
W jadalni panował półmrok, rozświetlany jedynie migotaniem świec ustawionych wśród zastawy. Stół uginał się pod ciężarem potraw: półmiski z pieczonymi warzywami, srebrne misy pełne parującego mięsa, koszyki z chrupiącym pieczywem, miseczki z konfiturami, karafka ciemnego wina, a wszystko to starannie ułożone. Widać, że w tym domu dbano o naprawdę każdy szczegół.
Hermiona po wejściu do pomieszczenia starała się uśmiechnąć – niespecjalnie entuzjastycznie, ale na tyle pogodnie, by nie wzbudzić w Draco podejrzeń, co do tego, jak bardzo nie chciała tam być.
Blondyn znów siedział u samego szczytu stołu. Jego twarz pozostawała kamienną maską, nawet gdy już ją zauważył. Zdobył się tylko na wskazanie jej miejsca po swojej prawej stronie. Usiadła ostrożnie, jakby krzesło mogło ją poparzyć. Przez chwilę obydwoje tylko mierzyli się wzrokiem.
– Wyjątkowo się dziś nie spóźniłaś.
W odpowiedzi nerwowo przygryzła wargę. Przez brak czasu, w trakcie przygotowań do misji nie zdołała wyciągnąć z Tracey wystarczającej ilości szczegółów dotyczących wszystkich stałych schematów zachowań Astorii. Teraz wyglądało na to, że raz po raz wykładała się właśnie na takich drobiazgach.
– Nie robiłam dziś nic ciekawego i dlatego się nudziłam – wyjaśniła oględnie, ostrożnie sięgając po swoje sztućce.
– Czyli nie znalazłaś tej upragnionej książki? – Draco znów patrzył na nią przenikliwie.
– Nie. Dość szybko zmęczyłam się poszukiwaniem.
Zapadła chwila ciszy, podczas której oboje zajęli się nakładaniem na talerze pierwszych potraw. Hermiona trochę się zdziwiła, gdy Draco przesunął w jej stronę półmisek z warzywami.
Pamiętała jednak wyraźnie, jak Tracey wspominała, że Astoria lubiła warzywa. Dlatego też z delikatnym uśmiechem skinęła mu w podziękowaniu i nałożyła na swój talerz solidną porcję groszku.
– Z twoją głową już lepiej? – Draco zadał to pytanie, ale trudno w jego tonie było doszukać się szczerego zainteresowania.
Hermiona jednak nie mogła go zignorować.
– Tak, już mniej boli – odpowiedziała oględnie.
– Może jednak chcesz to skonsultować z magomedykiem? – Malfoy był zajęty krojeniem swojej pieczeni, ale ona całą sobą czuła, że jest ciekaw jej odpowiedzi.
– Nie trzeba, już jest dobrze.
– W takim wypadku nie ma przeszkód, by kolejne przyjęcie we dworze odbyło się planowo?
Draco sięgnął po karafkę, by nalać im wina.
– Ja... – Hermiona się zawahała.
Ostatnim na co miałaby ochotę było przebywanie w jednym domu z całym stadem najbardziej okropnych i przerażających śmierciożerców. Nie miała jednak specjalnie wyboru, jeśli chciała, by jej przykrywka jak najdłużej pozostawała tajemnicą.
– Myślę, że nie będzie problemów. Mabel obiecała pomóc – wyjaśniła.
– Mabel? – Draco uniósł głowę i spojrzał na nią zaskoczony. – Od kiedy tak na nią mówisz?
Hermiona miała ochotę kląć na czym świat stoi. Ani Tracey, ani Una, ani nawet sama zainteresowana nigdy nie zwróciły jej uwagi, że wcześniej jakoś inaczej zwracała się do tej służącej.
– Powiedziałam tak, byś zrozumiał o kogo mi chodzi – usiłowała jakoś wybrnąć.
Malfoy nie skomentował jej słów, ale jego widelec dziwnie głośno stukał o talerz.
Przez chwilę jedli w milczeniu, a ona zaczęła się zastanawiać czy Draco będzie miał jeszcze jakieś uwagi w kwestii przyjęcia. Tracey opowiedziała im, że czasem przedstawiał Astorii całą listę dziwnych wymagań w zależności od tego, kogo miał gościć na danym balu.
– Jeśli już skończyłaś, to możesz przywołać notes, by zanotować moje uwagi dotyczące przyjęcia. Chyba że wolisz wezwać kogoś ze służby, by zanotował to za ciebie? – Draco znów nalał sobie wina, ale tym razem pominął jej kieliszek.
Wyglądało na to, że życzył sobie, by zachowała trzeźwość umysłu w czasie planowania całej tej imprezy, dlatego nie wolno jej było już więcej wypić.
– Poradzę sobie sama – mruknęła, po czym machnięciem różdżki przywołała ze swojej sypialni notes i pióro, które wcześniej tam zauważyła.
– Tym lepiej – Malfoy brzmiał dziwnie cierpko. – Zacznijmy od listy gości. Zaproszenia powinny do nich dotrzeć najdalej jutro.
– Oczywiście – odpowiedziała, numerując pierwszą stronę w notesie.
Naprawdę miała nadzieję, że Mabel będzie wiedziała, co dokładnie należy zrobić, by to przyjęcie było udane. Miała pozostać we Dworze Malfoyów jeszcze przez kilka kolejnych dni i za nic nie mogła zaprzepaścić tej misji z powodu tak błahej sprawy. I tak nie miała już żadnych wątpliwości, że Malfoy coraz baczniej zaczyna ją obserwować.
<><><>
Po pół godzinie Hermiona miała już stanowczo dość. Lista życzeń pana Malfoya nie miała końca. Nie mogła uwierzyć, że Astoria znosiła to wszystko ze stoickim spokojem i ze spuszczoną głową przyjmowała wszelkie jego zachcianki takie jak na przykład to, by przystawka z ryby nie pachniała rybą, wino w odpowiednim roczniku było podawane w odpowiedniej temperaturze, unikalnej karafce i wybranym kieliszku lub to, by zapamiętała, któremu z gości ma posyłać na powitanie promienny uśmiech, a któremu tylko zdawkowo kiwać głową.
Pomijając już fakt, że praktycznie nie znała połowy nazwisk z tej listy. Jak u diabła miała podołać temu zadaniu? Przynajmniej tyle dobrego, że kopię tych zapisek będzie mogła zabrać ze sobą. Gdy nie będzie już Horkruksów, a Zakon będzie dysponował wieloma nowymi informacjami, których im dostarczy, ich szansa na wygranie całej wojny diametralnie wzrośnie.
– Myślę, że tyle na razie wystarczy – Draco zakończył wreszcie swój długi wywód, a Hermiona ledwo się powstrzymała przed tym, by nie jęknąć z ulgi.
– Oczywiście, wszystko będzie tak, jak sobie tego życzysz – zapewniła tak gorliwie, jak tylko była w tej chwili w stanie.
– Lepiej żeby faktycznie tak było, bo wiesz jak nie lubię, gdy coś idzie nie po mojej myśli. – Blondyn podniósł się od stołu, a Hermiona uczyniła to samo, w duchu tańcząc z radości, że przetrwała tę kolację.
Już miała go pożegnać i odejść, gdy Draco nagle złapał ją za ramię.
Podskoczyła w miejscu, zaskoczona tym gestem i w ostatniej sekundzie jakimś cudem zdusiła pisk, który chciał opuścić jej gardło.
Od miejsca, w którym jej dotknął po całym jej ciele rozeszło się gwałtowne ciepło, a jego bliskość i tak znajomy zapach praktycznie przeniknęły do każdej komórki jej ciała. Na Merlina! Musiała natychmiast uciekać, nim on zauważy, że ledwie muśnięcie przez niego jej skóry, spowodowało u niej aż tak gwałtowną reakcję.
– Jeszcze jedno – Draco szybko cofnął rękę, jakby dotykanie jej go brzydziło.
– Tak? – wyjąkała, nie mogąc się zmusić by popatrzeć mu w oczy.
– Tym razem to my odtańczymy pierwszy taniec.
– Co takiego?! – Hermiona nic nie mogła poradzić na to, jak piskliwie teraz zabrzmiała.
Z tego, co dowiedziała się od Davis, Astoria zawsze prosiła jakąś znamienitą parę, która gościła na przyjęciu, by to ona jako pierwsza rozpoczynała tańce. Ona i Draco podobno nigdy tego nie robili, dlatego też Hermiona wtedy niespecjalnie przejęła się tą kwestią.
Naprawdę nienawidziła tańczyć. Była pewna, że żaden poważny magiczny taniec w jej wykonaniu, ani będzie ani trochę przypominał tego, do czego zdolna była prawdziwa Astoria. Ją zapewne szkolono w tej misternej sztuce od samego dzieciństwa.
Absolutnie nie mogła wyjść z Malfoyem na parkiet. To byłby jej koniec!
– Zdecydowałem, że czas wrócić do starych tradycji – Draco wygiął lekko kąciki ust w wyraźnie drwiącym uśmieszku.
– Ale... Ja dopiero co miałam wypadek. – Wskazała wymownie na delikatny siniak, który wciąż gościł na jej skroni.
Draco przez kilka sekund przypatrywał mu się intensywnie, jakby oczekiwał jakiegoś potwierdzenia, że to przez właśnie ten defekt urody, jego żona zachowuje się ostatnio tak, a nie inaczej.
– Podobno jesteś damą czystej krwi! – Wycedził te słowa przez zaciśnięte zęby. – Czy nie uczono cię od dziecka, że nie ma takiej katastrofy na świecie, która mogłaby cię powstrzymać przed wypełnieniem twoich obowiązków i powinności wobec rodziny?
– Tak, rozumiem – szepnęła.
– Świetnie! – Mężczyzna odwrócił się i zamiatając swoimi szatami, opuścił szybkim krokiem jadalnię, jakby nie mogąc dłużej znieść jej towarzystwa.
Hermiona opadła na krzesło, pozwalając sobie na cichy jęk. Nie miała pojęcia jak ma z tego wybrnąć, ale wiedziała na pewno, że nie może pozwolić sobie na pokazanie się na parkiecie. Jak nic zdekonspirowałaby się na oczach wszystkich tych ludzi już przy pierwszym nadepnięciu mu na stopę. Oznaczało to, że musiała wymyślić jakiś plan awaryjny i to najlepiej w miarę szybko.
<><><>
Ten na co dzień dość ponury dwór tego wieczoru mienił się tysiącem barw. Kryształowe żyrandole rozlewały złote światło po wspaniałej sali balowej. Kilkadziesiąt okrągłych stołów, było już nakrytych najdroższą zastawą, a służące ubrane w gustowne fartuszki, roznosiły tace z szampanem i ognistą whisky. Orkiestra stała na podwyższeniu w rogu, szykując się właśnie do odegrania pierwszego utworu, który delikatnie miał wybrzmiewać w czasie kolacji.
Hermiona była przejęta i zdenerwowana, ale robiła wszystko, co mogła aby wyglądać przy tym naturalnie. Fakt, że Malfoy stał zaraz obok niej niespecjalnie w tym wszystkim pomagał. Uśmiechała się do wchodzących gości, starając się przy tym pamiętać, kto jest na tyle ważny, by obdarzyć go uśmiechem, a nie krzywić się na widok tych zwyrodnialców, którzy przez lata mordowali jej przyjaciół z Zakonu Feniksa.
Na przyjęciu mieli pojawić się wszyscy najważniejsi współpracownicy Draco – Herosi, generałowie, członkowie wewnętrznego kręgu sług Voldemorta. Ponadto miały przyjść również ich żony lub partnerki. Wszyscy oni wkraczali do dworu powolnym krokiem i oceniającym spojrzeniem rejestrowali każdy szczegół wspaniałego wystroju. Kobiety natomiast pomimo uśmiechu wyraźnie oceniały również każdy gest żony Lorda Malfoya. Począwszy od ułożenia jej włosów, poprzez ton głosu, a nawet sposób, w jaki ściska dłonie w geście powitania.
– Dobry wieczór, witamy państwa serdecznie – powtarzała, raz po raz, starając się brzmieć czarująco, a nie nerwowo.
Wiedziała, że Astoria miała w tym kręgu swoją reputację, ale dziwiła się, że te wszystkie dziwaczne spojrzenia i kpiące uśmieszki są jej posyłane nawet w chwili, gdy stoi u boku męża. Czy Malfoy nie nalegał, by jego małżonce okazywano szacunek?
Przez ułamek sekundy, między jednym a drugim gościem, jej spojrzenie uciekło w bok. Draco stał otoczony grupą mężczyzn, wyraźnie próbujących mu się przypodobać. Było widać, że to on jest tutaj gospodarzem i właśnie tą osobą, dla której wszyscy się tu zjawili. Pan całej sytuacji.
– Witaj siostrzyczko! Cóż za wspaniały wieczór, prawda? – Wysoka blondynka podeszła do niej i kurtuazyjnym gestem dwa razy cmoknęła w powietrze przy jej twarzy.
Hermiona zmusiła się do uniesienia kącików ust. Dafne Greengrass – teraz Dafne Zabini – niewiele zmieniła się od szkoły. Nadal była wyniosła, nienaturalnie blada i ładna. Stojący obok niej mąż, wyglądał na o wiele bardziej wyluzowanego.
– Oczywiście – odpowiedziała. – Cieszę się, że przyszliście. – Hermiona spojrzała Zabiniemu głęboko w oczy, mając nadzieję, że zrozumiał o co jej chodziło.
Musiał jej pomóc i uratować ją przed dekonspiracją przed całą salą pełną śmierciożerców. W przeciwnym wypadku, jej szanse na ujście dziś z życiem byłyby naprawdę marne.
Chciała odetchnąć głęboko, lecz wolała nie wykonywać żadnych podejrzanych ruchów. Powitanie kolejnej pary, kolejny uśmiech, kolejny lodowaty dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Orkiestra podniosła tempo, rozmowy w sali rozbrzmiewały coraz głośniej, a ona wciąż tkwiła przy boku wyraźnie rozchwytywanego Malfoya i naprawdę nie wiedziała, jakim cudem miała przetrwać cały ten wieczór.
Na szczęście powitania wreszcie się zakończyły. Było jej niezręcznie, gdy musiała ująć męża pod ramię i wraz z nim przejść do ich stolika, serwując po drodze gościom jeszcze kilka wymuszonych uśmiechów.
Draco był sztywny i zimny niczym marmurowy posąg. Z całą pewnością można było stwierdzić, że dotyk żony nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Szkoda, że nie dało się tego samego powiedzieć o niej. Nie miała pojęcia dlaczego nawet lekki, bezpośredni z nim kontakt powodował w jej ciele takie sensacje. Gorąc, dreszcze, dziwne uczucie napięcia w całym ciele... To było naprawdę niepokojące.
Większości zaproszonych na dzisiejszy wieczór najwyraźniej dopisywał humor, bowiem już w trakcie kolacji rozlegały się pierwsze wybuchy śmiechu, jak również i pierwsze drobne sprzeczki. Wystarczyło jednak, by Draco tylko spojrzał w stronę stołu, przy którym robiło się za głośno, a goście od razu się mitygowali i zaczynali zachowywać bardziej stosownie. Heros Zagłady miał wyraźny posłuch.
Hermiona z nostalgią wspominała jak męczące i nudne były lekcje u profesora Binnsa. Byłaby jednak teraz skłonna oddać wszystko, co posiadała by móc przesiedzieć ciągiem kolejne dziesięć godzin na takich zajęciach, niż by wytrwać tu jeszcze choć przez chwilę. To był prawdziwy koszmar.
Dafne usilnie próbowała włączyć ją w rozmowę o jakichś ich dalekich krewnych, u których chyba doszło do jakiegoś skandalu. Sugestie, że Hermiona nie ma pojęcia o kim mowa, ponieważ z powodu wypadku ma zaniki pamięci, przechodziły mimo uszu rozgadanej blondynki.
Draco był w tym czasie zajęty rozmową z Marcusem Flintem, który przyprowadził na bal jakąś kobietę – podobno jego asystentkę i ani słowem nie zająknął się na temat nieobecności swojej żony. Drugim rozmówcą blondyna był Heros Potępienia – Theodore Nott. Zajmował on bardzo wysokie miejsce w wewnętrznym kręgu, bowiem zajmował się osądzaniem pojmanych więźniów, jak również zdrajców, rebeliantów i osób które w jakikolwiek sposób naraziły się reżimowi. Był prawie tak samo ważną postacią jak Malfoy i Hermiona od zawsze myślała, że obaj mężczyźni bardziej ze sobą rywalizowali, niż że się lubili. Być może się myliła...?
– Czy to już pora na rozpoczęcie tańców? – Dafne klasnęła w dłonie, gdy orkiestra zaczęła grać szybszą melodię.
Draco odwrócił głowę i spojrzał prosto w oczy żony, a Hermiona ledwo zdusiła jęk. Musiało się jej udać z tego wykręcić, inaczej już było po niej.
– Jeśli szanowni gospodarze nie będą mieli nic przeciwko, to chciałbym dziś rozpocząć pierwszy taniec wraz z moją żoną – oznajmił tubalnym głosem Blaise. – Za kilka dni obchodzimy kolejną rocznicę ślubu, dlatego bardzo chciałbym sprawić jej tę małą przyjemność...
– Niestety nie dziś Zabini... – Zaczął mówić Malfoy, ale Hermiona poczuła, że absolutnie nie może pozwolić mu dokończyć tej wypowiedzi.
– Ależ bardzo proszę! Nie mamy nic przeciwko temu, by uczynić wam tę uprzejmość – oznajmiła, uśmiechając się do pary zachęcająco.
– Jak wspaniale! – Dafne cieszyła się niczym mała dziewczynka. – Myślałam, że obchodzimy rocznicę ślubu dopiero w przyszłym miesiącu, ale...
– Chodź już, bo orkiestra czeka – Blaise złapał żonę za rękę i dość obcesowo pociągnął ją za sobą na parkiet.
Hermiona wyczuła na sobie zimne spojrzenie Draco, ale postanowiła na to nie reagować, tylko z uśmiechem popatrzeć na nieco niezgrabnie tańczącą na parkiecie parę. Dafne ruszała się bardzo entuzjastycznie, za to Blaise wyglądał na wyraźnie zbolałego.
Była mu jednak niewymownie wdzięczna, że zdołał wywabić ją z opresji. Pilna notatka, którą w jej imieniu dostarczyła mu Una przyniosła pożądany efekt. Wykręciła się z pierwszego tańca i miała nadzieję, że nikt inny nie wpadnie na pomysł, by dziś zaprosić ją na parkiet.
Fakt, że Malfoy wciąż się jej przyglądał, zaczął ją trochę irytować dlatego przeprosiła wszystkich przy stole i zdecydowała, że musi udać się do toalety. Postanowiła się nie śpieszyć i przeciągnąć swój powrót do miejsca tortur najdłużej jak tylko rozsądnie się dało.
<><><>
Światło w korytarzu prowadzącym do sali balowej było nieco przyciemnione, a muzyka z balu dochodziła tu przytłumiona, jakby zza grubej ściany. Hermiona stanęła przy dużym, wykuszowym oknie, by zaczerpnąć oddechu przed kolejną serią sztucznych uśmiechów i wymuszonych uprzejmości. Nie potrafiła uwierzyć, że śmietanka śmierciożerskiej arystokracji dobrze się bawiła spędzając wieczory w ten sposób. Dla niej to wszystko było katorgą.
Wreszcie miała wracać do środka, gdy nagle tuż przed nią pojawił się Theodore Nott.
– Długo cię nie było. Już się obawiałem, że gdzieś mi uciekłaś droga pani Malfoy. – Mężczyzna błysnął zębami w uśmiechu, który zapewne miał jej się wydawać czarujący.
– Jestem trochę zmęczona... – wyjaśniła. – To przez ten ostatni wypadek...
– Tak, słyszałem o tym i bardzo mi przykro, że jakoś temu nie zapobiegliśmy.
– Dziękuję – odpowiedziała, znów uśmiechając się z przymusem.
– Nie dziwi mnie, że jesteś dziś zmęczona. Zwłaszcza kiedy Draco znów daje popis swojej zimnej arogancji.
Hermiona nie miała pojęcia, co powinna mu teraz odpowiedzieć. Jeszcze kwadrans temu wydawało jej się, że Malfoy był dla niego wprost wymarzonym rozmówcą, a teraz jak gdyby nigdy nic obrażał go przed jego własną żoną? To było dziwne i poniekąd niepokojące.
– Słyszałem, że po wypadku miewasz drobne problemy z pamięcią? – Nott stanął tak, że Hermiona nawet gdyby chciała, nie miałby jak go teraz wyminąć.
Mimowolnie poruszyła lekko ręką, by się upewnić, że w razie czego jej różdżka ukryta w rękawie, bez problemów wysunie się wprost do jej dłoni.
– Owszem, nie wszystko teraz pamiętam. Czasem jakieś wspomnienie wygląd, jak gdyby było za mgłą – wyjaśniała oględnie.
Theodore przesunął wzrokiem po reszcie korytarza, jakby chciał się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje.
Hermiona wstrzymała oddech, gdy mężczyzna pochylił się tak blisko, że jego usta nieomal musnęły jej ucho.
– Czyli, że nie pamiętasz, co mi ostatnio obiecałaś skarbie?
Odruchowo cofnęła się o krok, wpadając przy tym na ścianę. Oddech uwiązł jej w piersi, a puls przyśpieszył.
– Niczego takiego nie pamiętam – wydusiła z siebie, zszokowana tym, jak wiele śmiałości miał w sobie ten mężczyzna.
Czyżby jego nie obowiązywała klauzula wierności?
– Przestań się droczyć Asti! – Theodore zachichotał. – Obiecałem ci przecież, że dostaniesz to co zostanie z Malfoya, jak już z nim skończę. Nim jednak to się stanie musisz mi pomóc.
– Nie mam pojęcia o czym mówisz! – warknęła, czując narastającą irytację.
Czyli Astoria knuła coś za plecami męża nawet z Nottem? Czy ta kobieta naprawdę nie miała zahamowań?
– Przestań ściemniać! Masz zebrać dla mnie te informacje, albo inaczej... – Nott uniósł dłoń, a ona nie była pewna czy chce ją tylko pogłaskać po twarzy, czy jednak uderzyć, dlatego zareagowała odruchowo i nim mężczyzna zdołał mrugnąć, posłała w jego stronę klątwę odpychającą.
Odleciał na około piętnaście metrów, po czym rozłożył się na ziemi jak długi. Hermiona dyszała ciężko, wciąż ściskając różdżkę Astorii w dłoni. Theodore miał szczęście, że sięgnęła właśnie po tę. Gdyby przeklęła go swoją własną różdżką, z pewnością straciłby przytomność na kilka godzin.
Nagle jakiś ruch zwrócił jej uwagę. W drugim końcu korytarza, przy drzwiach sali balowej stał nie kto inny, tylko sam Malfoy. Nie miała pewności, ale na jego twarzy chyba gościł w tej chwili czysty szok.
Podjęła decyzję w ułamku sekundy. Odwróciła się i popędziła w jego stronę, ze wszystkich sił zmuszając się do szlochu i wylania kilku łez.
– Draco! On chciał mnie zaatakować! Chciał mi coś zrobić! – szlochała, starając się brzmieć histerycznie i dramatycznie.
Dopadła do niego i praktycznie rzuciła mu się w ramiona, czym zaskoczyła go na tyle, że praktycznie zachwiał się na nogach, a jego usta opuścił głuchy jęk.
Chwilę to trwało, ale ku zaskoczeniu Hermiony, Malfoy zamiast ją odepchnąć, jednym ramieniem objął ją w tali i przytulił. Nie była tego do końca pewna, ale mężczyzna chyba zatopił twarz w jej włosach i zaciągnął się ich zapachem.
To było naprawdę przedziwne.
Wreszcie jednak Draco przesunął ją w swoich ramionach tak, by lepiej widzieć zbierającego się właśnie z posadzki Notta.
– Twoja żona coś nieopatrznie zrozumiała – wycharczał Theo, wciąż oszołomiony.
– Czyżby?
Hermiona nie bacząc na to, że znajdowała się w ramionach blondyna, wzdrygnęła się lekko. Jego głos brzmiał naprawdę złowrogo i przerażająco. Ona na miejscu Notta już brałaby nogi za pas.
– Ja nie... – zaczął mówić Theodore.
Nagle trzy czarne smugi dosłownie przemknęły przez środek pomieszczenia. Kobieta dopiero po chwili zorientowała się, że byli to młodzi śmierciożercy, zapewne najlepsi ludzie z szeregów Herosa Zagłady. Musiał mieć jakiś specjalny sposób, by wezwać ich niemal niezauważalnie.
– Za chwilę porozmawiamy o tym sam na sam. W moim lochu – zadeklarował Draco.
– Nie możesz... – Nott najwyraźniej chciał się kłócić, ale został uciszony zaklęciem i praktycznie siłą wywleczony z korytarza.
Hermiona wypuściła drżący oddech, szczęśliwa, ze finał tej poronione akcji nie był gorszy. Właśnie chciała odsunąć się od blondyna, gdy uścisk na jej talii się wzmocnił.
Zimna dłoń dotknęła jej podbródka unoszą go i zmuszając ją, by pomimo półmroku panującego w korytarzu spojrzała mu prosto w oczy.
Coś przesunęło się pod jej skórą — jakby chłód zebrał się w jednym punkcie kręgosłupa i rozlał po ciele cienką, lodowatą smugą. Ramiona mimowolnie drgnęły, a włoski na karku uniosły się, jakby ostrzegając przed czymś, czego jeszcze nie potrafiła nazwać. W piersi czuła napięcie, zwiniętą twardą kulę, która nie ustępowała ani na sekundę.
A wszystko to stało się gorsze, gdy padło to jedno pytanie.
– Kim ty do cholery jesteś?
<><><>
Hej 💚
Przepraszam Was za kolejne opóźnienia. Naprawdę wybrałam sobie dość trudny życiowo czas na powrót do pisania.
Na szczęście rozdział 4 już jest. Nie pytajcie mnie jednak kiedy będzie 5 - obiecuję tylko tyle, że ze wszystkich sił się postaram zakończyć "Kwintesencję" przed świętami.
Kolejną publikacją na pewno będzie kolejny rozdział: "Bez Wyjątków".
Pozdrawiam i życzę Wam spokojnego przygotowania do okresu świątecznego.
Vena






